Oto i jest pierwszy rozdział zapowiadanego przeze mnie "Aksjomatu". Nie ma to, jak być masochistąi pisać dwa fiki równolegle, przy okazji mając na głowie modowanie na SZ, sesje WFRP, pisanie artykułów, robienie wpisów do Encyklopedii i utrzymanie życia prywatnego... no ale mną się nie martwcie, bo skoro nic na to nie próbuje zaradzić, to znaczy, że mi to podświadomie sprawia przyjemność. "Aksjomat" jest zaplanowany na jakieś 7 rozdziałów, więc nie będzie to telenowela pokroju "In search of Glory". Komentujcie jak zawsze poniżej i piszcie co się podoba, a co nie. Przy okazji możecie napisać, czy chcecie wpierw dostać drugi rozdział "Aksjomatu", czy czternasty IsoG'a? Miłego czytania...
* * *
PROLOG
* * *
AKSJOMAT [gr.], log.:
W znaczeniu tradycyjnym i potocznym — twierdzenie bezspornie prawdziwe, oczywiste, pewnik;
Ludzie są głupi. Większość wierzy w to, co widzą i co mogą zbadać. Część wierzy również w boga, czy inną siłę stwórczą. Niewielu wierzy w miłość, honor i przyjaźń. Prawie nikt, ale jednak niektórzy wierzą w ludzką dobroć. Wiara jest tym, co napędza ich życie, czymś, co determinuję ich zachowanie i myśli. Wszyscy oni są tacy głupi... nikt nie wie, czym jest wiara. Każdy potrafi wierzyć w coś, co istnieje, choćby tylko on był o tym istnieniu przekonany. Prawdziwa wiara to taka, która skierowana jest w kierunku czegoś nierealnego. Taka wiara, która nie omamia człowieka perspektywą szczęścia, która nie każe zmieniać się z jakiegoś powodu. Taka, która daje siłę nie dla jakiejś sprawy, dla czyjegoś dobra, czy wizji, ale dla samej siebie. Wierzyć, aby być silnym. Być silnym, aby być silniejszym. To jest prawdziwa wiara. Wiara w doskonałość. Wiara we własnego siebie.
* * *
DZIEŃ 1
* * *
Marcin leżał na łóżku, wpatrując się w biały sufit, z założonymi za głowę rękoma. Nie uśmiechał się. Ludzie rzadko widują go bez uśmiechu na twarzy. Zawsze pogodny i roześmiany, traktujący życie jak grę, wszędzie mający przyjaciół. Nie myślał o nich. Nie myślał o sobie. Starał się o niczym nie myśleć, odciąć się od tego bałaganu w jego głowie. Patrzył na sufit... na nierówności widoczne pod białą farbą, na rosnącą w rogu pajęczynę, na zwisającą lampę bez żarówki. Tyle myśli, tyle niewypowiedzianych słów i pragnień. Tyle nadziei na poprawę, na znalezienie w tym skretyniałym życiu sens. Tyle dni poświęconych układaniu sobie wszystkiego w głowie, analizowaniu, doszukiwaniu się głębszego znaczenia. Wszystko to straciło sens...
- Nic już nie ma sensu - powiedział, ciągle wpatrując się w nicość.
-
Sam jesteś sobie winny. Mogłeś to jeszcze zmienić.Milczenie. Zęby zacisnęły mu się odruchowo, gdy w głowie pojawiły się obrazy z dzisiejszego dnia. Odruchowo odwrócił głowę, gdy serce zamarło. Kolejny obraz... i jeszcze jeden.... Marcin zasłonił twarz ramieniem.
-
Boli co? Nie jesteś pierwszym, którego to boli. Kto by pomyślał, że jakiś czas temu sam śmiałeś się z takich ludzi- To nie powinno było się tak skończyć.
-
To tylko twoja opinia. Radek jest na pewno zadowolony. Jesteś egoistą... nie obchodzą cię jej uczucia? Nie chcesz jej szczęścia?- Ze mną byłaby szczęśliwa - odpowiedział cicho, kontemplując sufit spod zaległego na czole ramienia - Bardziej niż z nim.
-
A może wcale nie? Może wszystkie te gesty, słowa, uśmiechy, rozmowy, to tylko gra? Może zabawiła się tobą okrutnie? Może bawi ją to, że ty teraz cierpisz? Może od początku go kochała, a od ciebie nie chciała nic więcej prócz przyjaźni? Może..- ZAMKNIJ SIĘ!! - krzyknął Marcin podnosząc się odrobinę i odwracając głowę.
-
Boli, prawda? To, że jest z nim... że jej usta są jego... że będzie się do niego tuliła, szeptała mu do ucha czułe słówka...Marcin zasłonił uszy rękoma i odwrócił się na poduszce, patrząc w ścianę. Jego wargi zaczęły lekko drgać.
-
Z nim będzie rozmawiać, z nim grać w tenisa i iść na zakupy. Z nim chodzić na spacery, trzymając go za rękę, obejmując. Do niego będzie pisać SMS'y, z nim spędzać swój wolny czas. Żyć dla niego i dzielić się z nim szczęściem i boleściami.
Marcin zamknął oczy, oddychając powoli i głęboko.
- A ty... dalej będziesz jej "najlepszym przyjacielem". Będzie cię wyciągała do kina, do parku, do klubu... a zawsze przy niej będziesz widział Radka. Będziesz miał miejsca w pierwszym rzędzie, aby obserwować ich rosnące w siłę uczucie, ich czułe gesty i słowa. A wszystko to kwitować będziesz przyjacielskim uśmiechem, przyklejonym do twojej twarzy, pod którą setki myśli będą przesuwać się w twoim skołatanym mózgu, iskrząc i odbijając się od siebie, wpędzając cię w obłęd i gorycz, w najbardziej bolesną przyjaźń pod słońce.
- Zam... knij się - powiedział cicho i błaganie, przez ściśnięte gardło Marcin. Czuł jak drży mu grdyka, jak łza ścieka po policzku z lewego oka.
- To jednak nie jest jeszcze najgorsze... najbardziej boli cię to, że to ty mogłeś być na jego miejscu. Wiedziałeś, że się podobasz Ani, że kilka słów wystarczyłoby, żeby była twoją. Nawet jakaś głupia wiadomość, SMS, karteczka czy list.... tak niewiele wystarczyło, żebyś teraz zamiast goryczy, czuł szczęście... zamiast płaczu, śmiał się.... zamiast leżeć, skakałbyś z radości... zamiast poduszki, tuliłbyś się do...
- ZAMKNIJ SIĘ DO CHOLERY!!! ZAMKNIJ SIĘ, KU**A ZAMKNIJ!!! - Marcin wyskoczył z łóżka krzycząc na całe gardło, ze łzami ściekającymi po obu policzkach, z przekrwionymi oczyma i czerwoną twarzą. Zachwiał się nagle i upadł na kolana, ręce kładąc na dywanie, wpatrując się w szare wzorki.
- Boli co? Bardzo boli... chcesz dalej czuć ten ból?
- Nie - powiedział łamiącym się głosem Marcin, wypuszczając tą jedną sylabę przez zaciśnięte zęby i mokre od łez wargi.
- A to źle... bo czeka cię o wiele więcej cierpienia. Wiele bólu, rozczarowań i goryczy. Ciekawe jak zareagujesz, jak ich w końcu zobaczysz, skoro płaczem i krzykiem odpowiadasz na swoje wyobrażenia i słowa.
- Jestem taki głupi - Marcin uderzył pięścią w dywan tuż obok miejsca, na którym wysychać zaczęła kolejna łza z jego policzka - Ku**a!! Jaki ja jestem głupi!!!
- Jesteś bardzo głupi. Wykazałeś się niesamowitą głupotą pozwalając, aby koło nosa przeszła ci szansa na szczęście. Wykazałeś się wielką głupotą nie robiąc żadnych ruchów w jej kierunku, wiedząc że nie ryzykujesz niczym. Niczym.
Kolejna wymowna chwila milczenia, w której neurony przekazywały miliardy impulsów w głowie Marcina. Setki myśli i emocji sprawiły, że poczuł się zmęczony i nie zdolny do niczego.
- A teraz potwierdzasz swoją głupotę, użalając się nad sobą i łkając na podłodze jak baba. Ciekawe co by powiedzieli twoi koledzy, gdyby zobaczyli cię w takim stanie.. albo twoja rodzina? A co by powiedziała Ania?
- Błagam - Marcin skierował swoją ciche słowa do świata, jako całości - Niech to się skończy. Niech ten ból minie i niech będzie tak jak dawniej.
- Już nigdy nie będzie tak jak dawniej i dobrze o tym wiesz.