Tant, DB - ja GT czytalem chyba tylko pierwsze dwa rozdzialy i to dosyc dawno wiec jesli jest podobny, to bynajmniej nie bylo to zamierzone
Teeno - heh niby to wiem, ale to jest fikcyjne opowiadanie, czasem trzeba troche nagiac rzeczywistosc
macie tu kolejny rozdzial...ultra nudny, ale co tam
moze teraz podpowiecie jakis tytul
Hateman obudził się z, wręcz niesamowitym, bólem głowy. Myślał, że za chwile pęknie mu czaszka i wystrzeli jego mózg na jedną ze ścian, słabo oświetlonego zwisającą z sufitu żarówką, obskurnego pokoiku. Z trudem podniósł się do pozycji siedzącej i stwierdził, że znajduje się na drewnianym stole, mniej więcej na środku tego małego pokoiku. Próbował dokładniej przyjrzeć się „okolicy”, lecz pomieszczenie było prawie zupełnie puste. Poza stołem i kilkoma krzesłami przy nim, były tu tylko drzwi, przy których ktoś stał. Ów ktoś, był na tyle dobrze zbudowany, że skutecznie uniemożliwiał przyjrzenie się drzwiom, zwłaszcza przy tak słabym świetle. Odwrócił głowę w drugą stronę i zobaczył dwie znajome twarze, słabo widoczne w bladym świetle słabej żarówki, aczkolwiek Martin nie mógł ich nie rozpoznać. Borovitch i jego długowłosy kolega. Już nie musiał się wpatrywać w strażnika drzwi by wiedzieć, że to ten wytatuowany rudzielec, który tak mocno rzucił nim w metrze.
-Witam pana, panie Hateman – zaczął spokojnie Borovitch – lub, jeśli pan woli, Edwardzie Farenhost.
-Ale…? – tysiące pytań kłębiło mu się w tak niesamowicie bolącej głowie, skąd wiedzieli, że spróbuje zabić Voytecha, skąd znali jego prawdziwe nazwisko, gdzie jest, kim oni tak naprawdę są itp. A On nie wiedział, które z nich zadać najpierw -…skąd wiedzieliście? – wydusił wreszcie.
-Zanim zaczniesz zadawać pytania, najpierw odpowiesz na jedno, bardzo proste – mówił Borovitvh a na jego twarzy pojawił się ledwie widoczny uśmiech, nagle zbliżył twarz do twarzy Martina – współpraca albo śmierć – syknął.
-A czego ma dotyczyć współpraca? – spytał Martin, choć wiedział co wybierze, niezależnie od tego jaką usłyszy odpowiedź.
-Mam to rozumieć jako wybór tej pierwszej opcji? – odparł Borovitch oddalając swoją twarz od twarzy Hateman’a, a ten tylko się uśmiechnął i skinął głową – a więc postaram się panu mniej więcej przedstawić o co nam chodzi. Za pewne czytał pan w gazetach, lub widział w telewizji, wywiady z wieloma urzędnikami państwowymi. Twierdzą, że w Erengradzie działa grupa wywiadowcza z Lunar – państwa, z którym jak wiesz prowadzimy wojnę. A pan pewnie myśli, że pan tych szpiegów zabija. Niestety prawda jest zupełnie inna. Owa grupa wywiadowcza, to my – Hateman otworzył szeroko usta i wpatrywał się w Voytecha Borovitcha, różne myśli plątały mu się teraz po głowie, w prawdzie w gazetach pisano, o morderstwach popełnianych na kolejnych szpiegach, ale nie miał pojęcia kto mu zleca te morderstwa, teraz zaczynał mieć złe przeczucia.
-Proszę kontynuować – w końcu rzekł Martin i starał się zachować spokój, jednak Borovitch widział, że kropelki zimnego potu powoli spływają mu po twarzy, a najgorsze miało dopiero nadejść.
-Tak naprawdę, jesteśmy Orlandzkim ruchem oporu, obecnie działamy tu – w Erengradzie, stolicy Orlandu. Tak naprawdę, szpiedzy są obecnie są właśnie w naszym rządzie. Wojna trwa od dziesięciu lat. Popatrzmy teraz na trzech drani, którzy najwięcej pieprzą o nas, jako szpiegach. Leedloom, minister spraw zagranicznych, pieprznięty tłuścioch, w rządzie od ośmiu lat, Easton, cholerny alfons, premier od czterech lat, polityką w naszym kraju zajmuje się od dziewięciu i Hein, sekretarz obrony, obecnie najważniejsza po prezydencie osoba w państwie, od dziewięciu lat w polityce, od dwóch sekretarz obrony, co dziwniejsze od tych dwóch lat przegrywamy bitwę za bitwą. Oczywiście to od ilu lat są politykami, nie jest naszym jedynym dowodem, mamy swoje źródła, których nie możemy Ci ujawnić, aczkolwiek wiemy, że wprowadzali oni kolejnych agentów do rządu i pomagali im awansować na wyższe szczeble. Przez co dziś około piąta część polityków w samym Erengradzie, to cholerni szpiedzy, nie mówiąc o innych miastach Orlandu, ale to Erengrad – stolica, jest obecnie najważniejszy. I tak się składa, że wynajmowali Cię oni po to, byś eliminował kolejnych, niewygodnych członków ruchu oporu. I wiesz, co? Kawał z Ciebie pieprzonego sukinsyna i z zajebistą rozkoszą teraz bym Cię zabił, ale na swoje szczęście jesteś nam potrzebny. Więc jak? Dołączysz do ruchu oporu czy dasz mi te przyjemność i pozwolisz się zabić – ostatnie zdanie przesączone było tak niesamowitą nienawiścią, że Martin aka Eddy doszedł do wniosku, że faktycznie musi im być bardzo potrzebny skoro Borovitch jeszcze go nie zabił.
-Będę współpracował…ale powiedz mi, skąd wiedziałeś, że teraz kolej na Ciebie – z trudem wydusił z siebie Hateman.
-To proste, zabiłeś już niemal wszystkie nasze „grube ryby”. Toteż jasne było, że teraz moja kolej, w końcu jestem tu przywódcą, poza tym, ze swoim zleceniodawcą kontaktowałeś się, przez e-mail, a że cudzą pocztę łatwo przeczytać, toteż pisaliście szyfrem. Ale nie przewidzieliście, ze my go złamiemy – powiedział tym razem bardzo spokojnie przywódca ruchu oporu.
-A płyta? Co na niej było? Do tej pory miałem tylko usuwać, teraz doszło jeszcze odebranie płyty – spytał blady jak ściana Martin.
-Wasz cholerny szyfr. Bałem się, ze kiedyś zniszczycie bazy danych w naszych komputerach, więc zawsze nosiłem przy sobie płytę z tym szyfrem – „zniszczycie”, to słowo załamało zabójcę. Borovitch jasno dał tym do zrozumienia, że Martin powinien czuć się współwinny temu, że Orland przegrywa wojnę. I tak właśnie się czuł.
-Ale, po co ja jestem wam potrzebny? – Hateman wreszcie zadał najbardziej nurtujące go pytanie.
-Bo mówią o Tobie, że jesteś najlepszy. A do tego te cholerne skurwiele myślą, że jesteś po ich stronie. Sądzę, że wykażesz odrobinę zdrowego rozsądku i staniesz po naszej stronie.
-Chyba nie mam wyjścia – Martin uśmiechnął się nerwowo, po czym wreszcie zeszedł ze stołu i poczuł w swoim kręgosłupie niedogodności spania na takowym stole.
-Ah! Zapomniałbym przedstawić Ci moich najbliższych współpracowników – wykrzyknął nagle Voytech – ten – wskazał na długowłosego – to Akash Kumar, mój ochroniarz, dzięki swoim szerokim znajomością na całym świecie, zaopatruje nas w broń i amunicję, natomiast on – tu wskazał na cień stojący przy drzwiach – to mój drugi ochroniarz Siergiej Ivanov, główny egzekutor w ruchu oporu. No cóż pora się żegnać – Borovitch wsunął Martinowi jakąś kartkę, do kieszeni kurtki, a następnie wymierzył mu potężny cios w tył głowy. Płatny Zabójca stracił przytomność i bezwładnie osunął się na ziemię – znowu.