Autor Wątek: Hateman Story  (Przeczytany 5789 razy)

Offline Siergiej

  • Last Hero
  • **********
  • Wiadomości: 2544
  • Idol Tanta
    • Zobacz profil
Hateman Story
« dnia: Lipca 06, 2005, 09:03:12 pm »
czytajcie, bluzgajcie i zaproponujcie jakis tytul

Martin podążał właśnie w dół schodów prowadzących do tunelu metra – miasta Erengrad. Spojrzał na zegarek i stwierdził, że metro przyjedzie za jakieś 8 minut. W myślach powiedział sobie „znając to cholerne miasto to można pewnie doliczyć kolejne 8”. Uśmiechnął się lekko i skręcił w prawo, w stronę najbliższej stacji. Grzywka nieuczesanych i przetłuszczonych, czarnych włosów łagodnie opadała na jego wysokie czoło niemal zasłaniając duże, piwne oczy, którymi rozglądał się bacznie po, zdewastowanym przez młodzież i ciągnącą się wojnę, tunelu Erengradzkiego metra. W kieszeni swoich czarnych sztruksowych spodni odkąd pamięta nosił swojego „małego przyjaciela” – nóż typu butterfly. Ale częściej służył mu do obrony przed dresiarzami i skinami niż do zgładzania swoich ofiar. Do tego używał swoich dwóch pistoletów typu „Desert Eagle”, które trzymał w wewnętrznych kaburach znajdujących się w jego skórzanej, brązowej kurtce. Trzymał w niej też kilka innych, przydatnych rzeczy jak gadżety do kamuflażu, zapasowe magazynki z amunicją czy fałszywe dokumenty. Im dłużej pracował jako płatny zabójca, tym bardziej przekonywał się, że obszerne kieszenie to bardzo ważna rzecz w tym zawodzie.
Gdy Martin Hateman, a według dokumentów Eddy Farenhost doszedł do stacji i podwinął delikatnie rękaw swojej kurtki, by rzucić okiem na zegarek, poczuł, że ktoś klepie go po prawym ramieniu. Odruchowo się odwrócił i zdążył tylko zauważyć dużą dłoń, zaciśniętą w pięść z nałożonym kastetem, która z zadziwiająco dużą prędkością zmierzała w stronę jego nosa. Gdy cios dotarł do celu, mężczyzna zachwiał się, aczkolwiek utrzymał równowagę i delikatnie pomacał ręką okolice swojego nosa. Stwierdził, że jest on złamany i obficie leje się z niego krew, lecz w tych okolicznościach nie miał zbyt wiele czasu na zajęcie się tym, gdyż naprzeciwko niego, stało trzech młodych dresiarzy. Stwierdził, że w zasadzie nie różnią się od siebie niczym. Szare dresy, łyse głowy, krok na wysokości kolan i kastety na dłoniach.
-Dawaj całą kasę cwelu albo rozpierdolę Ci ryj tak, że cię matka nie pozna! – krzyknął na Hateman’a ten sam chłopak, który wcześniej go uderzył.
-Drogi chłopcze. Uprzejmie radzę Ci byś razem z kolegami odszedł stąd zanim będę zmuszony zrobić Ci krzywdę – odparł „Eddy” zmuszając się na niezwykle uprzejmy ton.
-Tak k***a?! To pokaż, co potrafisz gnoju! – krzyknął „łysy” i rzucił się z pięściami na Martina, a za nim jego „klony”. Bohater niedbale sparował dwa pierwsze ciosy przeciwnika, a by uniknąć ataków jego kompanów odskoczył w tył i wyciągnął swojego butterfly’a, po czym natarł na najbliższego z oponentów wbił mu nóż pomiędzy czwarte a piąte żebro – w serce. Nie lubił zabijać ludzi innych niż swoje cele, ale miał świadomość, że w tej sytuacji nie miał innego wyjścia. Zanim ogromne zwłoki z małą dziurą w klatce piersiowej upadły na ziemię, Martin wyciągnął z nich „motylka” i ponownie odskoczył, z gotowością do następnego natarcia na przeciwników. Ci popatrzyli najpierw na zwłoki kompana, a potem wymienili pełne zdziwienia spojrzenia i ponownie ruszyli na Hateman’a. Martin ze stoickim spokojem złapał nadlatującą rękę przeciwnika i szybkim ruchem złamał ją w łokciu, czemu towarzyszyło charakterystyczne chrupnięcie i krzyk „łysego”, który już po chwili został popchnięty na swojego kompana, co spowodowało upadek obojga dresów. Zabójca zastanawiał się przez moment czy nie pozbawić dwójki napastników życia, ale zrezygnował z tego, gdy spojrzał w małe, pełne strachu i zaskoczenia oczy. Martin odwrócił się, a jego przeciwnicy zniknęli tak szybko jak się pojawili, z tą różnicą, że w niepełnym składzie. Martin spojrzał na zegarek i stwierdził, że nadszedł czas na to, by odrobinę zmienić swój wizerunek. Wyciągnął z kieszeni sztuczne wąsy i ciemne okulary. Po tym przypruszył włosy jakimś proszkiem by sprawiały wrażenie lekko siwawych. Chwilkę po tym nadjechało metro, w którym miał znajdować się cel Martina – Voytech Borovitch. Hateman miał go zabić i zabrać mu płytę, na której znajdowały się ważne dla pracodawcy Martina dane. Zabójca nie wiedział, co to za dane, nie znał nawet swego zleceniodawcy, ale póki ten dobrze mu płacił, nie obchodziło go to. Gdy tylko wsiadł do metra, zobaczył siedzącego naprzeciwko wejścia i czytającego gazetę, drobnego blondyna. Flanelowa, kraciasta koszula, poplamiona czymś czerwony. Martin z początku pomyślał, że to krew, ale uznał, że ktoś taki nie jest w stanie nikogo zabić. Od razu wiedział, ze ów człowiek to Borovitch, więc usiadł obok niego i rozglądnął się po wagonie. Poza nim i Borovitchem, po drugiej stronie wagonu znajdowało się dwóch dobrze zbudowanych męszczyzn. Pierwszy nosił na sobie niczym niewyróżniające się jeans’y i białą bluzkę. Jego czarne niezbadane włosy opadały na ramiona, a duże niebieskie oczy uparcie wpatrywały się w siedzącego naprzeciwko niego mężczyzny, z krótko przystrzyżonymi rudymi włosami i piegami na twarzy, na której znajdowały się malutkie świńskie oczka. Jego skórzana kurtka bez ramion odsłaniała pokaźną ilość mięśni i tatuaży na rękach.
Martin wsadził delikatnie rękę pod kurtkę i wyciągnął srebrnego eagle’a z kabury, aczkolwiek dalej trzymał go zabezpieczonego pod kurtką. Ponownie omiótł wzrokiem wagon i zauważył, że dwójka rosłych mężczyzn, co jakiś czas rzuca, na jego wsuniętą pod kurtkę dłoń, ukradkowe spojrzenia. Odrobinę go to zaniepokoiło, ale uznał, że to dal tego, iż za pewne, odrobinę dziwnie wygląda w takiej pozycji. Poza tym doszedł do wniosku, że gdyby stawiali opór będzie miał wystarczająco dużo czasu by po zabiciu Voytecha Borovitcha, zastrzelić również ich. Ta myśl napawała go spokojem i optymizmem. Postanowił, że zabije swój cel strzałem w tył głowy, gdy ten będzie wysiadał. Jednak przeliczył się. Na dwie stacje przed pętlą metra dwóch osiłków podniosło się ze swoich siedzeń zaczęło iść w ich stronę. Hateman spojrzał w stronę Borovitcha i zauważył, że ten wstaje i podchodzi do wyjścia. Pomyślał, więc, że pozostali panowie wysiadają na tej samej stacji i dla tego się zbliżają. Lecz brutalna prawda niestety okazała się zupełnie inna. Gdy tylko Martin znalazł się w zasięgu wytatuowanych łap, te brutalnie pochwyciły go i cisnęły nim o podłogę metra. Hateman niemal odruchowo wyciągnął swój pistolet i odbezpieczył go, lecz nim zdążył wypalić, drugi z osiłków wykopał mu broń z ręki, a ta poszybowała w przód i uderzyła o drzwi prowadzące do drugiego wagonu. Zanim zdążył cokolwiek zrobić otrzymał jeszcze kilka potężnych kopnięć w brzuch od goryli Borovitcha. I nagle, ten niepozorny blondyn ryknął potężnym głosem „Dość!”, a osiłkowie natychmiast przestali go bić. Nastał moment milczenia, a pociąg zatrzymał się na stacji.
-Bierzemy go – syknął Borovitch do swoich kompanów.
-Robi się – odparł długowłosy i wyszczerzył zęby, które bardziej przypominały kły, a następnie uderzył Hatemana w głowę, a ten natychmiast stracił przytomność.
 

Offline Yuzuriha

  • Dead Shadow
  • SemiRedaktor
  • *********
  • Wiadomości: 1742
  • Let's go together ... in to the darkness
    • Zobacz profil
    • http://www.deadshadow666.deviantart.com/
Hateman Story
« Odpowiedź #1 dnia: Lipca 06, 2005, 10:04:12 pm »
Hm...opowiadanko nawet ciekawe...ale mógłbyś je jeszcze dopracować.Co do tytułu to nie mam pomysłu^^'

Offline Tantalus

  • Master Engineer
  • Redaktor+
  • ************
  • Wiadomości: 4470
  • Idol nastolatek
    • Skype
    • Zobacz profil
Hateman Story
« Odpowiedź #2 dnia: Lipca 06, 2005, 10:08:07 pm »
Hmmm.... dobra... przeczytałem i czas na chwilę refleksi na temat tego działa. Zacznę od wad

Pierwszą wadą twojego dzieła, jest głupi tytuł. "kolejny szajs" to nie jest określenie, które przyciągnie publikę. Potrzebujesz jakiejś chwytliwej nazwy, czegoś co można zapamiętać i utożsamiać z twoim tekstem.

Drugą wadą jest to, że ciągle masz pewne podtknięcia w składni i gramatyce. Powtórzenia tych samych wyrazów w sąsiednich zdaniach, ciągłe zdania w formie biernej, jednolite przedstawianie akcji... No ale nie jest z tym bardzo źle, więc pewnie niepotrzebnie się czepiam.

Trzecią i najważniejszą wadą jest to, że sam nie wytrzymałeś podczas pisania tego rozdziału. Ja popełniłem podobny błąd podczas pisania pierwszego rozdziału "Aksjomat" i dlatego go wykasowałem i postanowiłem zaczęcie go od nowa. Chodzi o to, że wyjaśniłeś zbyt dużo. Powinieneś zostawic więcej do wolnej interpretacji i skupić się na dokładnych opisach, a nie na przedstawieniu szczegółowego profilu głównej postaci. Informacje nie powinny być podane w takim stężeniu. Na początku powinno być więcej pytań, na które odpowiedzi pojawią się w przyszłych rozdziałach. Krótko mówiąc zepsułeś niespodziankę.

Wadą nr. 4 będzie miało opisów. Opisy są, ale główną rolę w twojej opowiastce spełniają suche informacje podane przez narratora, opisujące Martina. Więcej opisów!

No i może to nie jest wada, ale zauważyłem coś, co mi jakoś nie może przypasić. Coś, co można by nazwać "syndromem W_W":

Cytuj
Stwierdził, że jest on złamany i obficie leje się z niego krew, lecz w tych okolicznościach nie miał zbyt wiele czasu na zajęcie się tym, gdyż naprzeciwko niego, stało trzech młodych dresiarzy.

Cytuj
Zabójca zastanawiał się przez moment czy nie pozbawić dwójki napastników życia, ale zrezygnował z tego, gdy spojrzał w małe, pełne strachu i zaskoczenia oczy. Martin odwrócił się, a jego przeciwnicy zniknęli tak szybko jak się pojawili, z tą różnicą, że w niepełnym składzie.

Masakrowanie klimatu, za pomocą porównań, odskoczni, metafor i innych środków stylistycznych o trudnych nazwach, to coś, czego osobiście nie uznaję i uważam, że to ZŁE. No ale Wizard twierdzi, że tak mu się dobrze pisze, to to najwyraźniej nie wada, a cecha stylu literackiego. Powiedzmy, że nic nie powiedziałem.

No dobra.... pojechałem ci po życiorysie, trza w takim razie dodać jakieś superlatywy. No więc jeśli chodzi o samą fabułę, to opowiastka jest ciekawa, niebezpiecznie póki co podobna do "Gunman's Tale" od W_W. Nie jest źle.... w porównaniu z twoim fanfik'iem w realiach CC można uznać ten rozdział za literacki geniusz. Póki co jest to mniej kunsztowne od prac W_W, ale mimo wszystko idzie ci nieźle i jesteś na dobrej drodze do stworzenia opowiadania długością porównywalnego do GT lub IsoG... czekam na dalszy rozwój wydarzeń.

Offline de'Belial

  • Daredevil
  • **
  • Wiadomości: 164
    • Zobacz profil
Hateman Story
« Odpowiedź #3 dnia: Lipca 07, 2005, 12:32:56 am »
Hmmm...Rzeczywiście jest niebespiecznie podobny do dzieła W_W. Ale miło się czyta.

Generalnie nie mogę się zgodzić z Tantem a propos opisów. Być może mam defekt, ale sparzyłem się na Ursuli Le Guin - ona potrafi dosłownie opisywać ruch trawy przez całą stronę. Przez pieczołowite opisy moim zdaniem po pierwsze opowiadanko może się nam dłużyć. Po drugie pozostawia małe pole do wyobraźni. Wydaje mi się, że rezygnowanie z opisów jest dobrym rozwiązaniem w tego typu opowiadaniu <dynamiczna akcja>. Oczywiście przeciwnie jest w przypadku budowania pewnego nastroju. Wtedy to odpowiednie opisy są niezbędne.

Wykorzystując pewne odskocznie, o których wspominał Tant, zdajesz się zmierzać w stronę właśnie wartkiej akcji, a nie misternej intrygi. Przez ten sposób pisania budujesz pewną atmosferę dynamizmu i "awanturniczo-przygodowej" akcji. W tym wypadku traktował bym te zabiegi na plus. Wydaje mi się, że taka narracja sprzyja rodzajowi literatury, do którego dążysz.

Od siebie muszę dodać, że czyta się bardzo lekko i przyjemnie, w dużym zakresie bawiąc się przy tym wyobraźnią. Zapowiada się wartka akcja. Jednak istnieje ryzyko powielania pewnych schematów. Przy tego typu tematyce bardzo trudno stworzyć coś inowatorskiego, oryginalnego. A także nietrudno o "przewidywalność" dalszego rozwoju fabuły. Oczywiście nie jest to straszną wadą, ale może czasem irytować czytelnika, bądź zupełnie go znudzić.

Niecierpliwie czekam na rozwój wypadków, jedmocześnie życząc Ci byś nie popadł w schematy i natrafił na naprawdę ciekawy pomysł, a następnie ujął go w ryzy dynamizmy i akcji...
« Ostatnia zmiana: Lipca 07, 2005, 01:53:26 am wysłana przez de'Belial »

Offline Kitano

  • Daredevil
  • **
  • Wiadomości: 173
    • Zobacz profil
Hateman Story
« Odpowiedź #4 dnia: Lipca 07, 2005, 01:31:28 am »
Nie ktore wymienione powyzej rzeczy nie razily mnie tak jak przedmowcow, za to najbardziej co mnie zrazilo (a takze razi w innych ficach/opowiadaniach) to realizm!

Cytuj
Odruchowo się odwrócił i zdążył tylko zauważyć dużą dłoń, zaciśniętą w pięść z nałożonym kastetem, która z zadziwiająco dużą prędkością zmierzała w stronę jego nosa. Gdy cios dotarł do celu, mężczyzna zachwiał się, aczkolwiek utrzymał równowagę i delikatnie pomacał ręką okolice swojego nosa. Stwierdził, że jest on złamany i obficie leje się z niego krew
Gwarantuje, ze gdyby dostal w nos z samej tylko piesci, tak zeby zostal zlamany, to ciezko byloby mu na nogach ustac i conajmniej kilkadziesiat sekund dochodzil by do siebie... A kastetem?! Dwa zdania potem zdobywa sie na spokojny i uprzejmy ton.

Cytuj
Nie lubił zabijać ludzi innych niż swoje cele, ale miał świadomość, że w tej sytuacji nie miał innego wyjścia. Zanim ogromne zwłoki z małą dziurą w klatce piersiowej upadły na ziemię, Martin wyciągnął z nich „motylka” i ponownie odskoczył, z gotowością do następnego natarcia na przeciwników. Ci popatrzyli najpierw na zwłoki kompana, a potem wymienili pełne zdziwienia spojrzenia i ponownie ruszyli na Hateman’a.
Wydaje mi sie, ze trup byl zbedny. Pamietaj, realizm zachowania - gdyby skaleczyl porzadnie jednego, reszta raczej by sie przestraszyla i uciekla .. a on nie dosc ze zabil, to oponenci, jak to napisales: "popatrzyli najpierw na zwłoki kompana, a potem wymienili pełne zdziwienia spojrzenia i ponownie ruszyli na Hateman’a". Oczywiscie mozna literacko bawic sie w znieczulice emocjonalna albo goscie byli czyms nafaszerowani, ale ja zawsze staram sie porownywac sytuacje do real-life a nie filmow USA. Naprawde warto oddawac emocje jakie naprawde wzbudzily by sie w czlowieku w danej sytuacji, bo wyszlo to tak, ze zabil kolesia, niecale 8 minut pozniej jakby nigdy nic zalozyl swoj kamuflarz, i wsiadl do pociagu skupiajac sie juz tylko na swoim zadaniu, a nie np. na zlamanym przed chwila nosie, z ktorego obficie cieknie krew ;-]

Jeszcze kwestia nie-profesjonalnosci glownego bohatera. Wydaje sie byc skutecznym i bardzo doswiadczonym hitmanem, a wcale sie tak nie zachowuje. Sprobuj wyobrazic sobie film na bazie Twojego fica i scene w pociagu - profesjonalny zabojca, ktory zachowuje sie w ten sposob i wpada zanim zdazyl cokolwiek zrobic, i jeszcze sie dziwi...

Skup sie bardziej na tym, a tym przyjemniej czytac mi sie bedzie ciag dalszy :-)

Offline Siergiej

  • Last Hero
  • **********
  • Wiadomości: 2544
  • Idol Tanta
    • Zobacz profil
Hateman Story
« Odpowiedź #5 dnia: Lipca 07, 2005, 02:21:04 am »
Tant, DB - ja GT czytalem chyba tylko pierwsze dwa rozdzialy i to dosyc dawno wiec jesli jest podobny, to bynajmniej nie bylo to zamierzone
Teeno - heh niby to wiem, ale to jest fikcyjne opowiadanie, czasem trzeba troche nagiac rzeczywistosc :P

macie tu kolejny rozdzial...ultra nudny, ale co tam :P moze teraz podpowiecie jakis tytul :D

Hateman obudził się z, wręcz niesamowitym, bólem głowy. Myślał, że za chwile pęknie mu czaszka i wystrzeli jego mózg na jedną ze ścian, słabo oświetlonego zwisającą z sufitu żarówką, obskurnego pokoiku. Z trudem podniósł się do pozycji siedzącej i stwierdził, że znajduje się na drewnianym stole, mniej więcej na środku tego małego pokoiku. Próbował dokładniej przyjrzeć się „okolicy”, lecz pomieszczenie było prawie zupełnie puste. Poza stołem i kilkoma krzesłami przy nim, były tu tylko drzwi, przy których ktoś stał. Ów ktoś, był na tyle dobrze zbudowany, że skutecznie uniemożliwiał przyjrzenie się drzwiom, zwłaszcza przy tak słabym świetle. Odwrócił głowę w drugą stronę i zobaczył dwie znajome twarze, słabo widoczne w bladym świetle słabej żarówki, aczkolwiek Martin nie mógł ich nie rozpoznać. Borovitch i jego długowłosy kolega. Już nie musiał się wpatrywać w strażnika drzwi by wiedzieć, że to ten wytatuowany rudzielec, który tak mocno rzucił nim w metrze.
-Witam pana, panie Hateman – zaczął spokojnie Borovitch – lub, jeśli pan woli, Edwardzie Farenhost.
-Ale…? – tysiące pytań kłębiło mu się w tak niesamowicie bolącej głowie, skąd wiedzieli, że spróbuje zabić Voytecha, skąd znali jego prawdziwe nazwisko, gdzie jest, kim oni tak naprawdę są itp. A On nie wiedział, które z nich zadać najpierw -…skąd wiedzieliście? – wydusił wreszcie.
-Zanim zaczniesz zadawać pytania, najpierw odpowiesz na jedno, bardzo proste – mówił Borovitvh a na jego twarzy pojawił się ledwie widoczny uśmiech, nagle zbliżył twarz do twarzy Martina – współpraca albo śmierć – syknął.
-A czego ma dotyczyć współpraca? – spytał Martin, choć wiedział co wybierze, niezależnie od tego jaką usłyszy odpowiedź.
-Mam to rozumieć jako wybór tej pierwszej opcji? – odparł Borovitch oddalając swoją twarz od twarzy Hateman’a, a ten tylko się uśmiechnął i skinął głową – a więc postaram się panu mniej więcej przedstawić o co nam chodzi. Za pewne czytał pan w gazetach, lub widział w telewizji, wywiady z wieloma urzędnikami państwowymi. Twierdzą, że w Erengradzie działa grupa wywiadowcza z Lunar – państwa, z którym jak wiesz prowadzimy wojnę. A pan pewnie myśli, że pan tych szpiegów zabija. Niestety prawda jest zupełnie inna. Owa grupa wywiadowcza, to my – Hateman otworzył szeroko usta i wpatrywał się w Voytecha Borovitcha, różne myśli plątały mu się teraz po głowie, w prawdzie w gazetach pisano, o morderstwach popełnianych na kolejnych szpiegach, ale nie miał pojęcia kto mu zleca te morderstwa, teraz zaczynał mieć złe przeczucia.
-Proszę kontynuować – w końcu rzekł Martin i starał się zachować spokój, jednak Borovitch widział, że kropelki zimnego potu powoli spływają mu po twarzy, a najgorsze miało dopiero nadejść.
-Tak naprawdę, jesteśmy Orlandzkim ruchem oporu, obecnie działamy tu – w Erengradzie, stolicy Orlandu. Tak naprawdę, szpiedzy są obecnie są właśnie w naszym rządzie. Wojna trwa od dziesięciu lat. Popatrzmy teraz na trzech drani, którzy najwięcej pieprzą o nas, jako szpiegach. Leedloom, minister spraw zagranicznych, pieprznięty tłuścioch, w rządzie od ośmiu lat, Easton, cholerny alfons, premier od czterech lat, polityką w naszym kraju zajmuje się od dziewięciu i Hein, sekretarz obrony, obecnie najważniejsza po prezydencie osoba w państwie, od dziewięciu lat w polityce, od dwóch sekretarz obrony, co dziwniejsze od tych dwóch lat przegrywamy bitwę za bitwą. Oczywiście to od ilu lat są politykami, nie jest naszym jedynym dowodem, mamy swoje źródła, których nie możemy Ci ujawnić, aczkolwiek wiemy, że wprowadzali oni kolejnych agentów do rządu i pomagali im awansować na wyższe szczeble. Przez co dziś około piąta część polityków w samym Erengradzie, to cholerni szpiedzy, nie mówiąc o innych miastach Orlandu, ale to Erengrad – stolica, jest obecnie najważniejszy. I tak się składa, że wynajmowali Cię oni po to, byś eliminował kolejnych, niewygodnych członków ruchu oporu. I wiesz, co? Kawał z Ciebie pieprzonego sukinsyna i z zajebistą rozkoszą teraz bym Cię zabił, ale na swoje szczęście jesteś nam potrzebny. Więc jak? Dołączysz do ruchu oporu czy dasz mi te przyjemność i pozwolisz się zabić – ostatnie zdanie przesączone było tak niesamowitą nienawiścią, że Martin aka Eddy doszedł do wniosku, że faktycznie musi im być bardzo potrzebny skoro Borovitch jeszcze go nie zabił.
-Będę współpracował…ale powiedz mi, skąd wiedziałeś, że teraz kolej na Ciebie – z trudem wydusił z siebie Hateman.
-To proste, zabiłeś już niemal wszystkie nasze „grube ryby”. Toteż jasne było, że teraz moja kolej, w końcu jestem tu przywódcą, poza tym, ze swoim zleceniodawcą kontaktowałeś się, przez e-mail, a że cudzą pocztę łatwo przeczytać, toteż pisaliście szyfrem. Ale nie przewidzieliście, ze my go złamiemy – powiedział tym razem bardzo spokojnie przywódca ruchu oporu.
-A płyta? Co na niej było? Do tej pory miałem tylko usuwać, teraz doszło jeszcze odebranie płyty – spytał blady jak ściana Martin.
-Wasz cholerny szyfr. Bałem się, ze kiedyś zniszczycie bazy danych w naszych komputerach, więc zawsze nosiłem przy sobie płytę z tym szyfrem – „zniszczycie”, to słowo załamało zabójcę. Borovitch jasno dał tym do zrozumienia, że Martin powinien czuć się współwinny temu, że Orland przegrywa wojnę. I tak właśnie się czuł.
-Ale, po co ja jestem wam potrzebny? – Hateman wreszcie zadał najbardziej nurtujące go pytanie.
-Bo mówią o Tobie, że jesteś najlepszy. A do tego te cholerne skurwiele myślą, że jesteś po ich stronie. Sądzę, że wykażesz odrobinę zdrowego rozsądku i staniesz po naszej stronie.
-Chyba nie mam wyjścia – Martin uśmiechnął się nerwowo, po czym wreszcie zeszedł ze stołu i poczuł w swoim kręgosłupie niedogodności spania na takowym stole.
-Ah! Zapomniałbym przedstawić Ci moich najbliższych współpracowników – wykrzyknął nagle Voytech – ten – wskazał na długowłosego – to Akash Kumar, mój ochroniarz, dzięki swoim szerokim znajomością na całym świecie, zaopatruje nas w broń i amunicję, natomiast on – tu wskazał na cień stojący przy drzwiach – to mój drugi ochroniarz Siergiej Ivanov, główny egzekutor w ruchu oporu. No cóż pora się żegnać – Borovitch wsunął Martinowi jakąś kartkę, do kieszeni kurtki, a następnie wymierzył mu potężny cios w tył głowy. Płatny Zabójca stracił przytomność i bezwładnie osunął się na ziemię – znowu.
« Ostatnia zmiana: Lipca 07, 2005, 11:59:49 am wysłana przez S&S »

Offline Zell Dincht

  • Blade Dancer
  • ********
  • Wiadomości: 1460
  • Dzielny Mały Toster
    • Zobacz profil
Hateman Story
« Odpowiedź #6 dnia: Lipca 07, 2005, 07:53:28 pm »
Cytuj
to Akash Kumar
lah to nie mialo byc Zell Dincht? :P ale co tam... to lepiej brzmi w takich prawdziwych realiach :P
 
"Zapewne, ponieważ jesteśmy tak stworzeni, że porównywamy wszystko ze sobą i siebie ze wszystkim, więc szczęście i nieszczęście zależy od przedmiotów, z którymi się porównywamy, i przeto nie ma nic niebezpieczniejszego nad samotność. Wyobraźnia nasza, z natury swej skłonna do wzlotów, żywiona fantastycznymi obrazami poezji, stwarza sobie tłum istot stojących na różnych szczeblach, wśród których my stoimy na najniższym i wszystko prócz nas wydaje się wspaniałe, każdy inny jest doskonalszy. A dzieje się to w sposób zgoła naturalny. Czujemy często, że nam czegoś brak - i zda się nam, iż własnie to, czego nam brak, posiada ktoś inny, któremu też przydajemy i to wszystko, co my mamy, i nadto jeszcze pewne idealne zadowolenie. I oto szczęśliwiec jest zupełnie gotów - nasz własny twór!"

Offline Siergiej

  • Last Hero
  • **********
  • Wiadomości: 2544
  • Idol Tanta
    • Zobacz profil
Hateman Story
« Odpowiedź #7 dnia: Lipca 07, 2005, 11:05:54 pm »
nienienienie...mialo byc Akash Kumar bo Zell Dińśt by lipne bylo

sorry za totalny brak akcji, ale postaram sie to troche rozkręcić w następnych dwóch rozdziałach (IV i V). No i zaproponowalibyscie wreszcie jakis tytul :P


ROZDZIAŁ III
Hateman obudził się w swoim apartamencie w hotelu przy St. Peter street. Był jedną z niewielu nie-medialnych lub nie-rządowych osób, które mogły sobie w tym mieście pozwolić na wynajem luksusowego apartamentu w ErenStar – jednym z najdroższych hoteli w mieście. Martin ponownie czuł, ten przeszywający ból głowy, którego miał okazję doświadczyć już, jak sądził, niedawno. Poszukał ręką wewnętrznych kabur w kurtce. Deser’y były na swoim miejscu, obydwa zabezpieczone. Następnie sięgnął do kieszeni spodni. Butterfly również był tam gdzie być powinien. W tym momencie przypomniał sobie o kartce, którą Borovitch włożył mu do kieszeni zanim go ogłuszył. Szybko sięgnął do kieszeni kurtki i wyjął małą, starannie poskładaną karteczkę. Gdy ją rozłożył, okazało się, że wbrew pozorom wcale nie jest taka mała. Była formatu A5, a więc „zeszytowego”. Ktoś czarnym długopisem mało starannie, wręcz nabazgrał na niej:
„Przed swoim pracodawcą masz udawać, że wykonałeś zadanie,
weź od niego kolejne zlecenie i idź
do barmana w nocnym klubie „Hawk” przy Rose Street.
Powiedz, że jesteś umówiony z przedstawicielem katolickiej organizacji „Ave Chrystus”.
Gdy spyta Cię o jego nazwisko odpowiedz Voytech Borovitch.
Reszty dowiesz się, kiedy już się spotkamy.
Pamiętaj, że jeśli coś spieprzysz to z nieukrywaną przyjemnością rozwalę Ci łeb”

Po przeczytaniu tej krótkiej wiadomości, Martin siedział przez chwilę na łóżku w bezruchu i wpatrywał się w okno wychodzące centrum, zniszczonego wojną Erengradu. Po chwili wstał i podszedł do swojego biurka, na którym ustawiony był laptop. Włączył go i wysłał do swego pracodawcy zaszyfrowany e-mail, w którym napisał, że zgładził Voytecha Borovitcha i oczekuje następnego zlecenia. Odszedł od komputera i z natłokiem myśli kłębiących mu się w głowię ruszył w stronę lodówki i wyjął z niej zimnego „Doga” i nalał sobie pełną szklankę. Nie pamiętał, żeby kiedykolwiek piwo aż tak mu smakowało, jak teraz. Ponownie usiadł przed laptopem i popijając zimne piwo zaczął układać pasjansa w oczekiwaniu na meila z kolejnym zleceniem. Nie udało mu się ułożyć kolejnych pięciu pasjansów, więc wszedł na stronę Orlandzkiego portalu informacyjnego pogrążył się w lekturze najnowszy wiadomości. Sądził, ze za kilka godzin pewnie pojawi się tu wiadomość o śmierci Borovitcha – uśmiechnął się na tę myśl i zaczął czytać wypowiedź Marka Hein’a – sekretarza obrony, o tym, że w kraju jest już coraz mniej szpiegów dzięki znakomicie działającemu systemowi tropienia ich. Czytając to, zabójca uświadomił sobie, iż Borovitch miał rację, bo wielu polityków faktycznie, od dawna karmiło społeczeństwo tym stekiem idiotycznych bzdur. Akurat, gdy Martin kończył drugą szklankę „Doga” z głośników laptopa wydobył się ponury głos „You’ve Got a mail”. Hateman szybko przeczytał wiadomość. O Chryste – pomyślał, a kropelki zimnego potu zatańczyły na jego pobladłej twarzy – jego pracodawca kazał mu zabić prezydenta George’a Callahan’a podczas jutrzejszego przemówienia i oznajmił, że przelał na konto Martina pieniądze za Borovitcha. Do tej pory zabijał tylko nic nieznaczących dla niego członków ruchu oporu. A teraz chcieli od niego by zamordował prezydenta. Zmierzając w stronę wyjścia z hotelu, Hateman zastanawiał się jak na wiadomość o jego nowym celu zareaguje Voytech. Gdy wyszedł na St. Peter Street wsiadł do taksówki – był zbyt podekscytowany i do tego nie dawno pił, więc bał się jechać własnym samochodem żeby nie spowodować jakiegoś wypadku.
-Na Rose Street – rzucił Martin i wygodnie rozsiadł się na tylnym siedzeniu.
-Do Hawk’a? – odrzekł wesołym głosem brodaty taksówkarz, który jak widać często kursował tą trasą.
-Owszem – odparł Hateman i zmusił się do sztucznego uśmiechu, a taksówkarz obrzydliwie zarechotał. Brodacz próbował go jeszcze zagadywać, ale Martin milczał jak grób, gdyż myślami błądził zupełnie gdzie indziej. Jechali zaledwie kilkanaście minut, a Hatemanowi zdawało się, ze minęła cała wieczność lub jeszcze więcej. Za przejażdżkę zapłacił 39 Orlandolarów i stanął przed nocnym klubem „Hawk”. Powoli zapadała noc i obskurny budynek klubu od innych różnił się tylko dużym, świecącym na różowo neonem, przedstawiającym napis Hawk, lecz litera „a” już nie świeciła, a „k” leżała obok podwójnych drewnianych drzwi, które prowadziły do wnętrza klubu. Martin wszedł do środka i od razu wyczuł unosząca się w powietrzu mieszaninę zapachów marihuany, alkoholu i papierosów. Jasne światło, wiszących na suficie czterech lamp, znakomicie ukazywało pękający tynk obszernej Sali, której większą część zajmowało znajdujące się w niej kilkanaście okrągłych stolików. Dokładnie na przeciwko Hateman’a znajdowała się scena, na której tańczyła blond włosa, bardzo ładna striptizerka. Martin wpatrywał się w nią przez chwilę, zdawało mu się nawet, że „puściła mu oko”. Jednak nie zaprzątał sobie tym głowy i ruszył w stronę ustawionego po prawej stronie Sali, obszernego baru i jeszcze bardziej obszernego barmana o małych, świńskich oczkach i łysej czaszce. Barman wyglądał jakby w ogóle nie miał szyi, co bardzo rozbawiło Martina.
-Niezła jest, co? – zagaił barman, wskazując na striptizerkę właśnie ściągającą stanik.
-Niezła to mało powiedziane – odrzekł ze szczerym uśmiechem zabójca.
-Jest pańska na godzinę za jedyne 240 Orlandolców – powiedział barman, po czym wyszczerzył swoje popsute zęby.
-Może kiedy indziej. Przybyłem tu by spotkać się z przedstawicielem katolickiego stowarzyszenia „Ave Chrystus” – uśmiech zniknął z twarzy barmana.
-A jak się on nazywa? – zapytał szeptem barman.
-Voytech Borovitch – odparł spokojnie Martin, z nieukrywanym wyrazem tryumfu na twarzy.
-Proszę tędy – powiedział barman wskazując Hatemanowi drzwi z napisem „Wejście tylko dla personelu”, znajdujące się w rogu Sali, tuż przy scenie. Zadowolony i jednocześnie podekscytowany Martin ruszył we wskazanym kierunku, a przechodząc koło sceny uśmiechnął się do striptizerki, a ta odwzajemniła mu uśmiech i zakołysała biodrami.
 

Offline Tamaya

  • Wanderer
  • *******
  • Wiadomości: 931
    • Zobacz profil
    • http://www.tamaya.escarp.net
Hateman Story
« Odpowiedź #8 dnia: Lipca 08, 2005, 11:40:50 am »
Heh. Kolejne opowiadanko akcji jakie czytam na tym forum. Co do tytułu to akurat nie mam pomysłu, ale faktycznie obeny nie brzmi zachęcająco i faktycznie ten nos, na który zwrócił uwagę Teeniek w pierwszym rozdziale trochę nagina akcję przy tym kamuflażu. Ale jako, że nie jestem dużym ekspertem w tego typu opisach, czyta się cakiem dobrze szczególnie po ostatnim obrocie sytuacji.

Offline Siergiej

  • Last Hero
  • **********
  • Wiadomości: 2544
  • Idol Tanta
    • Zobacz profil
Hateman Story
« Odpowiedź #9 dnia: Lipca 08, 2005, 09:37:44 pm »
niestety...nie mialem sily pisac tyle zeby zmiescic jeszce jakas akcje...ale tym ktorzy zdecyduja sie czytac to gowno obiecuje ze w nastepnym rozdzialem bedzie wiele akcji..mam nadzieje

ROZDZIAŁ IV

Przeszedł przez drzwi i rozejrzał się po wąskim korytarzu, w którym się znalazł. Jego brudne, popękany ściany i pajęczyny w kątach nie wyglądały zbyt zachęcająco. Po prawej stronie korytarza, znajdowały się drzwi z ciemnobrązowego drewna, z karteczką, na której Martin z trudem odczytał, niewyraźny, zamazany napis „garderoba”. Minął drzwi i ruszył dalej korytarzem, w stronę kamiennych schodków, na jego końcu. Zszedł po owych schodkach i następnym, położonym korytarzem, podążał już niemal po omacku, gdyż z powodu braku jakichkolwiek lamp panowały w nim egipskie ciemności i przenikliwy chłód. W końcu, Hateman potykając się doszedł do potężnych, prawdopodobnie mosiężnych drzwi. Kilka razy mocno w nie zapukał i usłyszał za nimi charakterystyczne pstryknięcie. Ktoś po drugiej stronie odbezpieczał pistolet. Czuł, że serce zaczyna mu bić szybciej, a na czoło ponownie wstępuje pot. Wsadził rękę do wnętrza kurtki w celu wyciągnięcia Desert Eagle’a. Jednak zanim zdążył go wyciągnąć, drzwi potwornie zaskrzypiały i otwarły się odsłaniając Martinowi obszerne, oświetlone tylko blaskiem wypływającym z ekranów kilku komputerów, pomieszczenie. Komputery stały na biurkach, ustawionych dookoła tej komnaty, a przy każdym z nich ktoś pracował. Na środku pomieszczenia był ustawiony duży, drewniany stół zawalony różnymi papierami. Za stołem, na przeciwko Martina stał Borovitch. Gdy Hateman wszedł Voytechovi wyraźnie ulżyło, uśmiechnął się i bez zbędnych ceregieli powiedział:
-Przeszukaj go – po tych słowach, za Hatemanem, pojawił się znany mu już Akash i zaczął go bardzo dokładnie przeszukiwać w dosłownie każdym miejscu. Wyciągnął mu przy tym pistolety i nóż. Martin przez moment zastanawiał się, ale gdy omiótł salę wzrokiem, stwierdził, że wszyscy znajdujący się w niej, mają przy boku Walther’y, więc uznał to za zbędne ryzyko i pozwolił się rozbroić. Gdy długowłosy ochroniarz skończył, Borovitvc ponownie się odezwał:
-Dostałeś nowe zlecenie? – zaczął bez zbędnych wstępów.
-Owszem – serce w piersi Martina ponownie przyspieszyło.
-Kto jest nowym celem? – spytał Voytech i zauważył zdenerwowanie na twarzy zabójcy.
-Prezydent Callahan – odparł Hateman bezbarwnym głosem.
-O k***a – odrzekł Borovitch i opadł, na stojące za stołem drewniane krzesło – jutro podczas przemówienia? – dodał po czym wskazał Martinowi krzesło.
-Tak – odpowiedział morderca i usiadł na wskazanym krześle, a następnie zaczął bawić się kosmykiem przetłuszczonych włosów. Zapadło niezręczne milczenie. Po kilku minutach, od jednego z komputerów wstał niski, nieuczesany brunet w poplamionej ciemnozielonej koszulce i podszedł do stołu.
-Czego chcesz Lucas? – zapytał, nawet na niego nie patrząc Borovitch.
-Bo wie pan, usłyszałem waszą rozmowę i pomyślałem, że – tutaj Lucas przełknął ślinę – to doskonała okazja do zabicia Heina, gdyż on zawsze towarzyszy prezydentowi.
-Lucas…Jesteś geniuszem! – krzyknął Borovitch, a oczy wszystkich znajdujących się w pomieszczeniu zwróciły się w stronę jego i drobnego bruneta – Hateman. Jeszcze dziś się spakuj i pozbądź swoich dokumentów. Na jutro Lucas przygotuje Ci nowe.
-A gdzie zamieszkam? – spytał uśmiechnięty Martin.
-Gdzieś Cię zamelinujemy – Borovitch również zaczął promienieć - Zabij go gdy będzie wychodził z hotelu razem z prezydentem w celu udania się na przemówienie. W zaułku za kamienicą, będącą na przeciwko hotelu będzie czekał Akash w samochodzie. Pomoże Ci uciec. Wiesz, w którym hotelu mieszkają?
-Tak Heaven Street 17, hotel Mercurius – odparł Hateman.
-A! Prawie zapomniałem. Gdy zabijesz Heina, pod żadnym pozorem nie wracaj do swojego apartamentu. Będą tam na Ciebie czekać – przestrzegł go Voytech – to tyle. Możesz już iść. Spotkamy się jutro…mam nadzieję. Po tych słowach Hateman wstał i odwrócił się w stronę wyjścia. Zanim zdążył się odezwać, Akash Kumar wręczył mu jego broń i otworzył przed nim drzwi, które znów upiornie zaskrzypiały. Martin wydostał się ponownie na ciemny korytarz i ruszył w stronę wyjścia. Gdy mijał garderobę z drzwi wyszła, ubrana w wieczorowy strój, striptizerka, którą wcześniej widział na scenie. Posłała mu uśmiech, po czym wyjęła zza dekoltu malutką karteczkę i wręczyła ją zabójcy, a następnie szepnęła mu do ucha „zadzwoń”. Następnie blondynka szybko udała się w stronę drzwi prowadzących z powrotem, do wypełnionego wonią używek klubu „Hawk”. Martin stał przez chwilę w miejscu, następnie wsadził karteczkę do kieszeni i ruszył w stronę wyjścia. W apartamencie był już dwadzieścia minut później. Od razu rozebrał się i rzucił na swoje łóżko, choć wiedział, ze i tak tej nocy nie uda mu się oddać w objęcia Morfeusza. Miał rację. Leżał na plecach i pusto wpatrywał się w sufit przez całą noc. W pewnym momencie przypomniał sobie słowa Borovitcha „Jeszcze dziś się spakuj i pozbądź się swoich dokumentów”. Wstał i wyjął z szafy kilka ubrań, po czym wsadził palce w szparę, w kącie szafy i mocno szarpnął. Jego oczom ukazał się karabin snajperski Hecker & Koch PSG 1. Wyjął go i wsadził do ciemnoniebieskiej torby podróżnej. Gdy ją zapinał przypomniał sobie jeszcze o laptopie, którego wciąż miał na biurku. Poszedł po niego i z trudem upchnął go na dno torby. Gdy był już spakowany, wyjął z portfela paszport, dowód osobisty i prawo jazdy, po czym podarł je na małe kawałeczki i wyrzucił do kosza. Gdy już wszystko było zapięte na ostatni guzik wrócił do łóżka z poczuciem dobrze wykonanego obowiązku.
 

Offline Morchol

  • SuperMod
  • *********
  • Wiadomości: 2143
  • ;*
    • Zobacz profil
    • http://www.audioscrobbler.com/user/Morchol
Hateman Story
« Odpowiedź #10 dnia: Lipca 08, 2005, 09:48:32 pm »
łach... dobre ;] ale moja rola niejest zbyt imponujaca wsumie =p

Offline Xellard

  • Knight
  • ****
  • Wiadomości: 360
    • Zobacz profil
Hateman Story
« Odpowiedź #11 dnia: Lipca 08, 2005, 10:06:22 pm »
hihihi a moja moze to jest?:P no moze troche... ale opowiadanko bardzo fpytne jest, tylko pewnie za jakis tydzien dwa siergejowi sie znudzi pisanie i jogurcik bedzie...



Offline Tamaya

  • Wanderer
  • *******
  • Wiadomości: 931
    • Zobacz profil
    • http://www.tamaya.escarp.net
Hateman Story
« Odpowiedź #12 dnia: Lipca 09, 2005, 11:13:21 am »
Szybko się z tym uwijasz, ale i tak już przeczytałam :P W tej chwili nie poraża gwałtownymi nieprzewidywalnymi zwrotami akcji, ale czyta się dobrze.
« Ostatnia zmiana: Lipca 09, 2005, 11:14:01 am wysłana przez Tamaya »

Offline Yuzuriha

  • Dead Shadow
  • SemiRedaktor
  • *********
  • Wiadomości: 1742
  • Let's go together ... in to the darkness
    • Zobacz profil
    • http://www.deadshadow666.deviantart.com/
Hateman Story
« Odpowiedź #13 dnia: Lipca 09, 2005, 12:24:43 pm »
Drugi rozdział średnio mi się podobał...za mało opisów,a prawie same dialogi.
Trzeci rozdział już lepiej ci wyszedł,a ostatni jaki przeczytałam to już chyba najlepiej^^.Rozkręcasz się Serdzi i oby tak dalej ;P co do tytułu to nadal brak pomysłu...
« Ostatnia zmiana: Lipca 09, 2005, 12:26:00 pm wysłana przez Yuzuriha »

Offline Siergiej

  • Last Hero
  • **********
  • Wiadomości: 2544
  • Idol Tanta
    • Zobacz profil
Hateman Story
« Odpowiedź #14 dnia: Lipca 09, 2005, 09:02:56 pm »
no...jak na razie daje Wam do oceny, najdłuższy ze wszystkich V rozdzial

ROZDZIAŁ V
Około godziny piątej, leniwie zwlekł się z łóżka i z potężnymi „worami” pod oczyma obszedł cały apartament w celu sprawdzenia czy aby czegoś nie zapomniał. W lodówce, stała sobie spokojnie, wypełniona do połowy butelka Whisky. Martin nalał sobie szklaneczkę, po czym szybko ją wychylił i odłożył do szafki. Następnie otworzył torbę i wrzucił do niej butelkę. Teraz nie pozostało już nic, poza przywróceniem siebie do stanu używalności – pomyślał i skierował swe powolne kroki do łazienki i wziął lodowaty prysznic, umył głowę, wyszczotkował zęby i starannie się uczesał. Do małej kosmetyczki wrzucił mydło, szampon oraz pastę i szczoteczkę do zębów, po czym ową kosmetyczkę spróbował wepchnąć do swojej torby, co zajęło mu dość sporo czasu, gdyż torba i bez kosmetyczki pękała w szwach. Jednak po długich bojach, Martin wreszcie zasunął zamek torby i założył ją na ramię, po czym wymaszerował z apartamentu zamykając za sobą drzwi na klucz, który po zejściu na parter, zostawił w recepcji. Przemówienie zaczynało się za mniej-więcej półtorej godziny, ale Hateman miał załatwić sekretarza obrony, gdy razem z Callahan’em będzie wychodził z hotelu. Gdy opuścił hotel, naszła go ochota by po raz ostatni przejechać się swoją Mazdą RX-8, lecz powstrzymał się od tego, bo niedawno wypił szklankę Whisky, a ostatnią rzeczą, której chciał, było zatrzymanie go przez policję, gdy nie miał dokumentów. Po dokładnym przemyśleniu tego, ruszył żwawym krokiem przez budzący się Erengrad, w stronę hotelu „Mercurius”. Minęło około pół godziny, zanim przed oczami Martina, z porannej mgły wyłonił się budynek hotelu. Skierował się chodnikiem, w stronę wysokiej, ponurej kamienicy pomazanej najróżniejszymi graffiti. Okrążył budynek i wszedł do zaułka, dzielącego go, od następnego, nie mniej pomazanego. Na końcu zaułka stał już samochód. Ciemnozielony Jeep Liberty. Wyglądałby zupełnie normalnie, gdyby nie brak tablic rejestracyjnych. Przez kuloodporną szybę Hateman widział siedzącego za kierownicą samochodu Akasha, z papierosem w ustach. Na moment ich spojrzenia spotkały się, ale Martin szybko odwrócił wzrok i pomaszerował w stronę dachu, po ustawionych z jego lewej strony, mocno już uszkodzonych przez rdzę, schodach pożarowych. Gdy już był na górze wziął głęboki oddech i wyciągnął z torby karabin, po czym przymocował do niego tłumik. Następnie wsadził do niego jeden pocisk, zamknął prawe oko, przyłożył lunetę do lewego i wycelował w siedzącego na krawędzi hotelowego dachu gołębia. Gdy nacisnął spust usłyszał syknięcie pocisku wylatującego przez tłumik, a zakrwawiony gołąb, przeszyty pociskiem upadł na dach hotelu powodując raptowny odlot okolicznego ptactwa. Wszystko działa – pomyślał snajper i załadował kolejny pocisk – tym razem w celu zabicia człowieka. Podszedł do przeciwległej krawędzi dachu i położył się trzymając głowę ponad niskim murkiem wystającym z płaskiego dachu kamienicy. Leżał tak jakieś kilka minut, ale wydawało się mu, że leży tak, co najmniej kilka dni. W końcu jednak, pod drzwi hotelu podjechała czarna limuzyna, z przyciemnianymi, kuloodpornymi szybami. Dwóch barczystych mężczyzn w garniturach oraz iście matrix’owskich ciemnych okularach wyszło z samochodu i stanęło przed jego drzwiami, Martin domyślił się, ze są to ochroniarze. Po chwili w wejściu hotelu, następnych czterech prowadziło Marka Heina – po lewej względem Martina i George’a Callahana – po prawej względem Martina. Hateman opróżnił umysł ze wszystkich zbędnych myśli i przyłożył PSG 1 do lewego oka, jednocześnie przymykając prawe. Zza ochroniarza widział tylko kawałek ręki sekretarza obrony ubranego w wojskowy mundur armii Orlandu. Zabójca czekał na najlepszy moment do strzału. W końcu! Ochroniarz odsłonił Heina dopiero, gdy ten wsiadał do limuzyny. Hateman nacisnął spust. Pocisk syknął i wbił się w czubek głowy, pochylającego się polityka. Ciało bezwładnie osunęło się na ziemię, a Martin puścił się biegiem w stronę schodów. Odkręcił tłumik i wrzucił go razem z karabinem do torby, po czym usiłował ją zapiąć – bez skutku.
-Zapnij się, k***a, zapnij się! – krzyczał dopóki przy mocnym szarpnięciu nie urwał zamka – ja pierdolę! k***a! – syknął po czym zarzucił na ramię do połowy zapięta torbę i zaczął biec w dół po schodach. Zobaczył z góry jak Akash włącza silnik i nagle, tuż obok niego świsnął pocisk i wbił się w ścianę. Spojrzał w stronę wyjścia z zaułku – w jego stronę biegło już dwóch mężczyzn z Colt’ami w rękach, a on był dopiero w połowie chodów. Następny pocisk, po chwili jeszcze jeden – ochroniarze byli coraz bliżej. Martin zrzucił torbę na półpiętro i wyciągnął Desert Eagle’a po czym odbezpieczył go i oddał strzał niemal na ślepo, w stronę ochroniarzy, nie zdziwiło go, więc, że nie trafił. Zanim wystrzelono kolejną serię pocisków schylił się i wyszedł kilka stopni wyżej, po czym rzucił spojrzenie w stronę Jeep’a. Akash leżał skulony na siedzeniu, trzymając w ręce AK-47. Martin wychylił się i kolejna kula świsnęła mu koło ucha, odbijając się od poręczy, sam zabójca wystrzelił trzy pociski. Dopiero ten trzeci trafił jednego z oponentów w udo, czemu towarzyszył bolesny krzyk i upadek mężczyzny. Martin już miał oddać czwarty, zabójczy strzał, kiedy nabój wystrzelony przez drugiego ochroniarza trafił go w ramię, przez co Hateman upuścił pistolet i dał czas rannemu do schowania się za ustawionym po przeciwnej stronie zaułka, kontener ze śmieciami. Właśnie na takie okoliczności, Martin miał przy sobie drugiego Desert’a. Wyciągnął go z kabury i zauważył, że ochroniarz wbiega już na schody, więc sam cofnął się trochę i wbiegł na schody, biegnące w przeciwną stronę, co dawało mu chwilową osłonę przed pociskami. Kroki ochroniarza były coraz bliższe, a Hateman wciąż próbował odbezpieczyć jedną ręką pistolet, kiedy nagle usłyszał serię szybkich wystrzałów i kroki ucichły. Wychylił głowę za poręcz i zobaczył leżące na schodach ciało mężczyzny, który go gonił, z kilkoma, lub może nawet kilkunastoma dziurami w plecach, z których sączyła się ciemnoczerwona posoka. Na dole stał Akash trzymający w ręce AK-47.
-Co się tak k***a gapisz!? Bierz dupę w troki i do wozu! – ryknął i sam wsiadł do auta. Martin schował broń do kabury i biegł w dół, co tchu. W biegu chwycił swoją torbę i dobiegł do samochodu ciężko dysząc i czując przenikliwy ból w prawym ramieniu, akurat w momencie, kiedy do zaułka wbiegło trzech następnych mężczyzn w garniturach trzymających w rękach Colt’y Defender 07000D. Hateman’owi przeszło przez myśl żeby spróbować podnieść, leżącego trzy metry przed nim Desert Eagle’a, ale spojrzenie na trzech biegnących jego stronę mężczyzn skutecznie odwiodło go od tego pomysłu. Otwarł drzwi do samochodu, szybko do niego wskoczył i już je zamykał, kiedy usłyszał trzy krótkie wystrzały. Jeden pocisk wbił się w drzwi, a dwa kolejne w przednią szybę.
-Schyl się k***a! – ryknął Kumar po czym sam się uchylił i z całej siły wcisnął pedał gazu. Kolejne naboje wbijały się w przednią szybę, a kiedy przejeżdżali obok kontenera, ranny w nogę ochroniarz strzelił w lewą przednią szybę jednak nie odniosło to pożądanego efektu. W końcu, pod naporem kul, przednia szyba Jeep’a Liberty rozprysnęła się na tysiące drobnych kawałeczków zalewając nimi, pochylonych w samochodzie mężczyzn. Jeszcze kilka strzałów, parę kul w siedzeniach i tylnej szybie i w końcu wyjechali na ulicę. Obydwaj się podnieśli. Akash skręcił w lewo i nacisnął mocniej pedał gazu. Gdy zobaczyli w lusterku jadące za nimi dwa radiowozy, Kumar zjechał na chodnik po prawej stronie i potrącając kilku przechodniów, zmusił pozostałych do usunięcia mu się z drogi. Pędzili szerokim chodnikiem przy Valhalla Street, uciekając przed zbliżającymi się, teraz już czterema radiowozami, dopóki na ich drodze nie zaczęły wyrastać latarnie. Wtedy zmuszeni byli wrócić na jezdnię i wymijać kolejne samochody. W ciągu kilku minut tego szaleńczego slalomu, Martin był bliższy śmierci niż podczas któregokolwiek z zadań. W końcu dojechali do rozwidlenia. Jedna z dróg – po prawej łagodnie wznosiła się w górę i prowadziła na prostopadłą do drogi, którą jechali, autostradę Erengrad – Nordstad. Druga droga, ta po lewej, lekko opadając prowadziła do tunelu, którym można było przejechać pod autostradą.
-Zapnij pas! – krzyknął Akash, a płatny morderca posłusznie wykonał jego polecenie. Wjechali na drogę po prawej i gdy Kumar był już pewny, że pościg jedzie za nimi, zeskoczył na drugą drogę, mijając o włos, srebrne Renault Megane i gwałtownie się zatrzymując. Gdy lądowali, Hateman uderzył głową w sufit, po czym usłyszał, ze kierowca otwiera drzwi i wysiada, więc z bolącą od uderzenia głową poszedł w jego ślady.
-Za mną! – warknął Akash i wbiegł do tunelu. Martin podążał krok w krok z nim. Spadający Jeep tymczasowo wstrzymał ruch, więc nie mieli problemu z unikaniem nadjeżdżających samochodów. W pewnym momencie, Kumar skręcił w lewo i podbiegł do ściany. Martin nie widział, lekko wystającego kamienia z muru, dopóki jego kompan go nie wyciągnął. Nagle zadziałał jakiś mechanizm i kawałek ściany nieznacznie się uniósł, ukazując podłogę, znajdującego się za nim, długiego korytarza. Obydwaj wczołgali się już, kiedy kilku policjantów z pościgu zjawiło się u wejścia tunelu. Korytarz bardzo szybko skręcał w prawo i okazało się, że jest on równoległy do tunelu.
-Szybciej! W Jeep’ie jest bomba! – pogonił Martin Ochroniarz Borovitcha.
Kiedy byli już jakieś 30 metrów od wylotu tunelu, usłyszeli huk eksplozji, a następnie doszedł ich dźwięk walącego się wejścia. Chwilowo byli bezpieczni…
 

Offline Tamaya

  • Wanderer
  • *******
  • Wiadomości: 931
    • Zobacz profil
    • http://www.tamaya.escarp.net
Hateman Story
« Odpowiedź #15 dnia: Lipca 10, 2005, 10:12:09 am »
Całkiem sprawna akcja i czyta się dobrze. Mam tylko małą uwagę:
Cytuj
-Szybciej! W Jeep’ie jest bomba! – pogonił Martin Ochroniarz Borovitcha.
Chyba zjadłeś literkę, bo wychodzi, że Martin jest tutaj Akashem. Dopiero po chwili się połapałam w tym zdaniu. :P  
« Ostatnia zmiana: Lipca 10, 2005, 10:13:57 am wysłana przez Tamaya »

Offline Yuzuriha

  • Dead Shadow
  • SemiRedaktor
  • *********
  • Wiadomości: 1742
  • Let's go together ... in to the darkness
    • Zobacz profil
    • http://www.deadshadow666.deviantart.com/
Hateman Story
« Odpowiedź #16 dnia: Lipca 10, 2005, 11:47:44 am »
W końcu jakaś akcja^^.Nie mam zarzutów do tego rozdziału,bardzo mi się podobał.

Offline Siergiej

  • Last Hero
  • **********
  • Wiadomości: 2544
  • Idol Tanta
    • Zobacz profil
Hateman Story
« Odpowiedź #17 dnia: Lipca 18, 2005, 10:58:12 am »
macie tu 6 rozdzial a ja tymczasem biore sie za pisanie 7-go

ROZDZIAŁ VI
Długowłosy prowadził Martina przez labirynt ciasnych uliczek usytuowanych pomiędzy szarymi, niczym się od siebie nie różniącymi, odrapanymi blokami. Zanieczyszczone powietrze, co jakiś czas przeszywał odgłos, jaki wydaje jadący na sygnale radiowóz. W prawym ramieniu, zabójca odczuwał coraz mocniejszy, piekący ból, a przez dziurę w kurtce powoli sączyła się krew. Coraz częściej mijały ich grupy ogolonych na łyso młodzieńców podejrzliwe spoglądających na rannego. Hateman zauważył też, z jakim respektem „dresy” spoglądają na maszerującego przed nim Kumara. W końcu Martin postanowił przerwać ciszę i odezwał się:
-Wiecie, po co zlecili mi zabójstwo prezydenta? – spytał.
-Tak – odparł Akash – zaczynał się robić podejrzliwy, dlatego postanowili się go pozbyć.
-Jak sądzisz, spróbują ponownie? – Hateman zadał kolejne pytanie.
-Jestem tego pewny – padła odpowiedź i ponownie obydwaj mężczyźni umilkli. Po okolicy, Martin rozpoznał, ze są coraz bliżej slums’ów Erengardu. Gdy z jednego z bokowisk wydostali się i doszli do niewielkiego osiedla zniszczonych domków jednorodzinnych, usłyszeli znany im sygnał radiowozu. Spojrzeli w prawo i ujrzeli jak zza zakrętu wyłania się ciemnoniebieski radiowóz z dwoma policjantami wewnątrz. Radiowóz nagle zatrzymał się mniej-więcej na środku drogi i jeden z funkcjonariuszy wysiadł z samochodu, a drugi nadał jakąś wiadomość przez radio i poszedł w ślady kompana. Obydwaj powoli wyciągnęli i odbezpieczyli, jak sądził Martin, Beretty. Sam nie mógł strzelać, gdyż nie dałby rady odbezpieczyć pistoletu z powodu rany. Natomiast Akash zostawił karabin w samochodzie. Hateman stał tak, jak słup soli wyczekując na swój rychły koniec, gdy nagle towarzysz pociągnął go za prawe ramię, czemu towarzyszyło jęknięcie rannego i krzyknął:
-Rusz dupę! – po tych słowach długowłosy wbiegł z powrotem do zaułka, z którego niedawno wyszli. Martin poszedł w jego ślady. Usłyszeli jeszcze jakiś krzyk policjantów i kilka pocisków uderzyło w mur jednego z bloków. Akash przeklinał się teraz w myśli za to, że zostawił AK-47 w samochodzie by nie zwracać uwagi przechodniów owym karabinem. Na szczęście miał przy sobie jeszcze Walther’a. Wyciągnął go z kabury i natychmiast odbezpieczył, po czym stanął i odwrócił się w stronę wejścia do zaułka wyczekując na policjantów. Martin natomiast skrył się za rogiem najbliższego budynku, bezskutecznie próbując odbezpieczyć swój pistolet. Policjanci wyłonili się zza rogu i dało się słyszeć ogłuszający huk wystrzału, potem jeszcze jeden. Pierwszy z funkcjonariuszy, który pojawił się w zaułku został trafiony dwukrotnie w pierś, co odebrało mu życie. Drugi natomiast, gdy tylko jego partner runął martwy na ziemię, schował się za rogiem budynku czekając na wsparcie. Tymczasem Kumar i Hateman biegiem przedzierali się przez kolejne ciemne i ciasne zaułki w szarych bokowiskach. W końcu wydostali się „na powierzchnię”. Wciąż słyszeli syreny kolejnych radiowozów, ale teraz już znacznie dalej, ginące gdzieś w bogatszych dzielnicach Erengradu. Teraz stali mniej-więcej w centrum slumsów. Najbiedniejsza i zarazem najbardziej niebezpieczna okolica miasta. Na chodniku odziani w łachmany żebracy przeplatali się z młodocianymi chuliganami i prostytutkami, które były w tej dzielnicy jedynymi pracującymi osobami. Gdy skręcali w kolejną śmierdzącą uliczkę zaczął padać rzęsisty deszcz. Piętnaście minut później, przemoknięci do suchej nitki mężczyźni stanęli przed drzwiami niskiej, zniszczonej kamieniczki z dziurą w ścianie zasłoniętą nadgryzionym przez mole, brudnym prześcieradłem, zamiast drzwi. Okna zabite były dawno już spróchniałymi deskami. Obok wejścia wisiała tabliczka z napisem „Garden Street 4 – pokoje do wynajęcia – 6 Orlandolarów za noc”. Uczciwa cena jak na te okolice – pomyślał Martin i razem z Akashem wszedł do środka. Już po chwili, ze schodów po prawej stronie zeszedł otyły mężczyzna w podeszłym wieku z twarzą posiekaną zmarszczkami rzekł do długowłosego:
-odezwał się gospodarz w nieznanym Martinowi języku.
-padła odpowiedź..
Ponownie odezwał się gospodarz.
-Po tych słowach Akash nieznacznie się uśmiechnął.
-Odpowiedział staruszek i wybuchnął śmiechem, a Kumar poprowadził przemokniętego rannego Martina, schodami na czwarte piętro, gdzie weszli do pokoju numer 12. W środku znajdowało się małe drewniane łóżko bez pościeli, zabite deskami okno i mała szafka, na której świeciła się nocna lampka. Na łóżku siedział człowiek, którego Martin już znał – Lucas. Ten sam, który zaproponował zabójstwo sekretarza obrony. Wyciągnął coś z kieszeni wytartych spodni i podał to Martinowi. – były to nowe dokumenty.
-Od dziś nazywasz się Ian Kowalsky i prowadzisz mały sklep z bronią przy „Holy War Street” – powiedział Lucas.
-OK, a teraz powiedz mi, gdzie się mam udać z tym! – powiedział Martin podnosząc głos i pokazując na swoją ranę postrzałową.
-Spokojnie – uspokoił go Kumar.
-Udaj się do Borovitcha. On zaprowadzi Cię do swojej siostry. Katya Borovitch jest najlepszym lekarzem w tym pojebanym mieście – dodał Lucas.
-Dobra, to teraz bądźcie tacy mili i się sta wynieście, żebym mógł spokojnie spać – powiedział poirytowany zabójca, a dwóch mężczyzn w milczeniu opuściło pomieszczenie. Gdy tylko zamknęli za sobą drewniane drzwi Martin padł na łóżko i od razu zasnął.
Obudził się i stwierdził, że jest już godzina dziesiąta rano. A więc spał jakieś dwanaście godzin. Pewnie spałby jeszcze dłużej, ale obudził go niesamowity ból w prawym ramieniu. Był już względnie suchy, więc podniósł się z łóżka i ruszył w stronę wyjścia z „hotelu”. Był zły. W pośpiechu zapomniał wyciągnąć swojej torby z Jeep’a. Stracił ubranie, laptopa, kilka drobiazgów oraz karabin snajperski. Wyszedł na ulice slumsów slumsów minął grupę bosych chłopców, kopiących pustą puszkę po piwie i udał się na poszukiwania postoju taksówek. Znalazł go po kilku minutach. Wsiadł do ledwie jeżdżącej taksówki i kazał się zawieść pod klub „Hawk” przy „Rose Street”. Ramię bolało go coraz bardziej. Stwierdził, że na ulicach miasta jest teraz bardzo dużo policyjnych patroli. Dla tego też całą drogę był pochylony w dół. W końcu zatrzymali się przy nocnym klubie. Hateman uregulował rachunek rachunek wszedł do świecącego pustkami budynku. Następnie skierował swe kroki w stronę siedziby Borovitcha…

* te pytajniki w oryginale (pisanym w MS wordzie) sa napisane czcionka symbol
 

Offline Yuzuriha

  • Dead Shadow
  • SemiRedaktor
  • *********
  • Wiadomości: 1742
  • Let's go together ... in to the darkness
    • Zobacz profil
    • http://www.deadshadow666.deviantart.com/
Hateman Story
« Odpowiedź #18 dnia: Lipca 18, 2005, 01:08:40 pm »
Coraz lepiej ci to wychodzi,akcja ładnie się rozwineła^^i robi się coraz ciekawiej.Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział.A co do tytułu hm....np."Przygody Martin'a Hateman'a" albo coś w tym stulu(chociaż pewnie jak dla ciebie to troche za prosty...)

Offline Siergiej

  • Last Hero
  • **********
  • Wiadomości: 2544
  • Idol Tanta
    • Zobacz profil
Hateman Story
« Odpowiedź #19 dnia: Lipca 18, 2005, 04:07:44 pm »
macie tu brzydki i krotki rozdzial numer 7

ROZDZIAŁ VII
Zapukał w duże mosiężne drzwi. Za nimi usłyszał dźwięk, jaki wydaje odbezpieczany pistolet i drzwi jęknęły, po czym otworzył się wydając z siebie najbardziej denerwujący odgłos, który Martin miał okazję kiedykolwiek usłyszeć. Wszedł do środka i stanął jak wryty. Przy komputerach na około ciemnego pomieszczenia ludzie pracowali jak zwykle, choć dało się słyszeć prowadzone szeptem rozmowy. Ale nie to zwróciło jego uwagę. Przy stole ustawionym na środku pomieszczenia siedziały dwie osoby. Jedną Hateman już znał, był to Borovitch. Druga postać była szczupłą kobietą wzrostu Borovitcha. Zarówno Voytech jak i owa kobieta wstali od stołu i spojrzeli na Martina. Jego spojrzenie spotkało się ze spojrzeniem kobiety stojącej za stołem. Patrzył jak urzeczony w jej piękne, duże oczy koloru szafirowego. Ciemne włosy łagodnie opadały jej na ramiona, a grzywka niemal sięgała oczu. Delikatny uśmiech rozświetlał jej śliczną twarz. Ubrana była w modną czarną bluzkę i „wycierane” jeans’y. Zabójca patrząc w jej oczy nie był w stanie nic powiedzieć ani nawet ruszyć się, co gorsza nie był w stanie nawet nic pomyśleć. Mimo to, była to najcudowniejsza chwila w jego życiu. Czar prysnął, gdy Borovitch przerwał ciszę:
-Katyu, to jest Martin Hateman, zabójca Hein’a – zaczął mówić, a Martin przez moment miał ochotę go za to zabić – Hateman, ta kobieta to Katya Borovitch, jest…
-Najlepszym lekarzem w tym pojebanym mieście – wszedł Voytechowi w słowo morderca – dlatego tu jestem – dodał pokazując na swoje ranne ramię.
-O boże! To rana postrzałowa – powiedziała Katya – chodź za mną, trzeba to szybko opatrzyć. Po tych słowach skierowała się do metalowych drzwi w rogu pomieszczenia, Gdy Martin już miał przekroczyć próg, Borovitch rzucił jeszcze:
-Nie zapominaj, że jest też moją siostrą – powiedział odwrócony do nich plecami bawiąc się pistoletem, jak sądził Martin, nie przez przypadek. Hateman pozostawił to bez komentarza i wszedł do drugiego pomieszczenia w ślad za panią Borovitch. Miejsce, w którym teraz się znajdowali było dużo jaśniejsze od tego poprzedniego. Katya wskazała Martinowi krzesło pod ścianą, a sama podeszła do białej szafki i wyciągnęła z niej parę narzędzi. Podeszła do mężczyzny i kazała mu się rozebrać od pasa w górę. Zaczęła grzebać czymś w jego ranie, czemu towarzyszył niesamowity ból, ale Hateman starał się nie pokazać tego po sobie. Ale Katya od razu widziała, jaki ból odczuwa jej pacjent, więc spróbowała go zagadać:
-Wiele o Tobie słyszałam – powiedziała na początek, początek sam fakt, że się do niego odezwała wprawił Martina w zachwyt i ból nagłe stał się dużo słabszy.
-Tak, a od kogo? – zapytał zabójca nie bardzo wiedząc co odpowiedzieć.
-Głównie od brata – odpowiedziała siostra Borovitcha.
-To chyba źle, bo on mnie nienawidzi – mówiąc to Martin delikatnie się uśmiechnął.
-Nie prawda! On tylko udaje takiego! Mówił o tobie prawie w samych superlatywach – te słowa były dla Martina niemałym szokiem. Dopiero nagły atak bólu spowodował, że zamknął usta i syknął – już po wszystkim – powiedziała Katya uśmiechając się, z pociskiem w ręku. Niedługo twoja ręka będzie normalnie funkcjonować.
-Dziękuje pani doktor – odpowiedział Martin ubierając się, a „pani doktor” zaśmiała się. Był to najcudowniejszy śmiech, jaki Hateman miał przyjemność kiedykolwiek słyszeć.
-Nie ma sprawy, idź teraz pogadaj z Voytechem, bo ma dla ciebie kolejne zlecenie – powiedziała jeszcze Katya i Martin z powrotem wszedł do pomieszczenia gdzie siedział Borovitch. Już dawno nie był tak szczęśliwy. Zasiadł na przeciwko „pracodawcy”, a ten zaczął mówić:
-Słuchaj Hateman, od razu mówię, że mam w dupie to czy masz dziurę w ręce, nodze, głowie czy gdziekolwiek indziej. Od dziś Twoim celem jest za wszelką cenę chronić życie prezydenta. Od dziś tworzysz drużynę z Akashem Kumarem, Lucasem Maholem i Katyą Borovitch. Zapamiętaj jeszcze, że Twoi byli chlebodawcy na pewno zechcą Cię zabić.
-Ale, po co nam lekarz i spec od fałszywych dokumentów, przy ochranianiu prezydenta? – spytał Martin z ironicznym uśmiechem.
-Nie widziałeś ich w akcji. Ale poczekaj, aż będziesz miał okazję, wtedy się przekonasz, po co Wam oni – odparł Voytech – teraz możesz już iść. Twoje zadanie rozpoczyna jutro o dwunastej. Reszta drużyny przyjedzie wtedy po Ciebie białą Mazdą 626. Martin stał już przy drzwiach, kiedy podbiegł do niego Lucas i wręczył mu pokaźnych rozmiarów walizkę.
-Twój podręczny arsenał z podwójnym dnem – na te słowa obydwaj zaśmiali się i Lucas oddalił się tak szybko jak się pojawił, a Hateman wyszedł z pomieszczenia i ruszył w stronę postoju taksówek przed klubem. Cholera, zakochałem się – pomyślał i zamówił kurs do slumsów. Gdy znalazł się w swoim mieszkaniu, od razu wyciągnął z kieszeni karteczkę z numerem telefonu poznanej niedawno striptizerki. Następnie wyjął z kieszeni telefon komórkowy i wystukał na klawiaturze aparatu jej numer:
-Halo – z głośnika aparatu wydobył się miły głos.
-Dzień dobry. Ian Kowalsky z tej strony. Poznaliśmy się w „Hawk’u” – zaczął Martin.
-Adres podaj – tym razem głos nie był już taki miły.
-Garden Street 4 – Hateman nie zdążył nic dodać, bo po striptizerka się rozłączyła. Ech – westchnął morderca – potrzebuję kobiet, ale przecież nie mogłem jej powiedzieć nic w stylu „zakochałem się w tobie, więc chodź ze mną do łóżka” – rzekł do siebie Martin, myśląc o Katyi i usiadł na łóżku w oczekiwaniu na gościa…