Autor Wątek: Another side, another story.....  (Przeczytany 4572 razy)

Offline White_wizard

  • Keyblade Master
  • Weapon Master
  • *********
  • Wiadomości: 2242
  • A way to the Dawn
    • Zobacz profil
Another side, another story.....
« dnia: Kwietnia 23, 2005, 11:26:55 pm »
Po nieoczekiwanym sukcesie "Niekończącej się historii" i wpisaniu jej na listę bestselerów w azerbejdżanie przewidywalne było, ze zostanie napisana kontynuacja. Pod niejaką presją innych fanatycznych wręcz pisarzy, zdołałem okiełznać klawiaturę i stworzyć początek nowej historii...... Nie jest to moze tekst pierwszej jakości, ale jak na początek starczy..... Liczę, ze w drugiej edycji NSH będzie brało udział dużo wybitnie uzdolnionych osób a więc liczę także na wysoki poziom postów...... ALE "beware of the evil mod's power".....

Here we go:

   Gwieździsta noc rozpościerała swe skrzydła nad Dominium – wielkim miastem w centralnej części kontynentu. Księżyc roztaczał delikatną łunę wokół uliczek, a spadająca gwiazda właśnie przeszyła aparycję niebios..... Była to wymarzona noc na romantyczny spacer z bliską osobą, ale taka przechadzka nie była bynajmniej celem pewnego młodzieńca, który ostrożnie kroczył jedną z bocznych alejek. O tej porze w bogatej dzielnicy miasta kręcili się tylko strażnicy, wypatrujący złodziei ..... no i złodzieje, unikający strażników. Chłopak, który wyłonił się z alejki bez wątpienia nie należał do grupy obrońców sprawiedliwości..... Jego błękitne oczy uważnie wypatrywały potencjalnego zagrożenia. Poza tym chłopak starał się nie zwracać na siebie uwagi, co nie było łatwe, chociażby z powodu tego, ze niechlujnie ułożone czarne włosy były przyprószone pasmami błękitu. Lekko wydłużone kły, wystające z uśmiechniętych ust świadczyły o tym, ze płynie w nim demoniczna krew...... Do pasa przyczepione miał dwa sztylety – ot tak sobie na wszelki wypadek – a z pleców zwisał długi, elficki miecz.
Chłopak był z natury spokojny, ale nienawidził demonów - głównie dlatego, ze jego rodzice nimi byli...... Ojciec zginął w wielkim-czymś-tam, a matka odeszła, kiedy był jeszcze mały, zostawiając mu tylko amulet z bliżej nieokreślonym niebieskim kamieniem szlachetnym. Garet – bo tak miał na imię chłopak – spędził praktycznie całe życie w sierocińcu, gdzie nauczył się jak kraść, i zabijać, a także wielu innych przydatnych rzeczy.......
Przemierzając ulice i upewniwszy się, ze nikt go nie śledzi dotarł wreszcie do celu – posiadłości lorda, którego imię-jest-zbyt-skomplikowane-żeby-je-wymówić. Garet słyszał całkiem niedawno, ze ów lord ma najlepiej strzeżony skarbiec w całym mieście – i to był wystarczający powód, żeby spróbować go okraść.
Po przeprowadzeniu krótkiego rekonesansu chłopak podszedł do ogrodzenia. Poczekał aż strażnik, który robił obchód zniknie z pola widzenia i prześlizgnął się na drugą stronę. Ostrożnie utorował sobie drogę do okna na parterze i  rozejrzał się dookoła. Na razie szło mu dobrze.... aż za dobrze. Wyjął z kieszeni komplet wytrychów i używając odpowiedniego podważył zasuwę okna. Otworzył je i upewniając się, ze w pokoju nie zastanie nikogo, wślizgnął się do środka. Ważąc każdy krok skierował się do drzwi pomieszczenia. Musiał być strasznie ostrożny, bo w końcu najmniejsze skrzypnięcie mogło mu sprowadzić na kark masę strażników – a tego wolał uniknąć. Wyszedł na korytarz i kiedy dochodził do następnego pokoju usłyszał jakieś głosy. Przeklął w myślach i podszedł do najbliższych drzwi. ..... Były zamknięte... Nie miał czasu, żeby bawić się wytrychem, bo za kilka sekund zostanie przyłapany..... Musiał coś wymyślić.... i to szybko. Nagle stało się coś dziwnego. Amulet, który nosił na szyi zabłysnął jaskrawym światłem, a otoczenie, jakby zafalowało. Zanim się zorientował, stał zdezorientowany w uliczce nieopodal posiadłości lorda. Przez chwilę nie mógł uwierzyć w to co się stało..... w końcu takie rzeczy nie zdarzają się codziennie..... Chłopak spojrzał na swój amulet, który jarzył się jeszcze nikłym światłem i schował go do kieszeni. Na twarz spłynął mu mimowolny uśmiech – kto by pomyślał, ze prezent od matki może się przydać w robocie......
Chłopak odwrócił się i  zbierał się do domu, kiedy jakaś biegnąca osoba na niego wpadła. Postać podniosła się z ziemi i szybkim krokiem skierowała się w ciemność miejskich uliczek. Garet, zdziwiony zachowaniem przechodnia, pomacał się odruchowo po kieszeniach, żeby sprawdzić, czy wszystko jest na swoim miejscu..... ale nie było. Zniknął jego amulet.
„Do czego to doszło..... ” – pomyślał, rzucając się w pogoń za znikającą w ciemności postacią – „żeby już nawet złodziei okradali....”  
Chłopak znał tą część miasta na wylot i wiedział, ze tutaj nawet mysz się przed nim nie ukryję. Po krótkim pościgu dogonił zakapturzoną postać i całym ciężarem ciała powalił na ziemię. Zsunął jej z twarzy kaptur i ku swojemu zdziwieniu zobaczył, zielone kobiece oczy, obdarzające go wściekłym spojrzeniem. Mimowolnie poluzował uścisk, a dziewczyna wykorzystała to i zrzuciła go z siebie. Szybko pozbierała się z ziemi i zniknęła w wąskiej uliczce.
„To już jest lekka przesada” – pomyślał Garet – „co jak co, ale żeby elfy kradły?” Wstał z ziemi i bez wahania wbiegł w uliczkę. Nie zastał tam jednak tylko elfki. Drogę zagradzała mu para potężnie zbudowanych mężczyzn, którzy mieli tak inteligentny wyraz twarzy jak kosz na śmieci..... Garet chciał się ostrożnie wycofać, ale drogę zastąpiło mu dwu innych facetów o podobnej, barczystej budowie...... „Zły dzień....” – pomyślał jeszcze tylko Garet, zanim wprowadził w życie swój plan awaryjny.....    



 
You were born from nothing, you will turn into nothing. What have you lost? Nothing!

Offline Siergiej

  • Last Hero
  • **********
  • Wiadomości: 2544
  • Idol Tanta
    • Zobacz profil
Another side, another story.....
« Odpowiedź #1 dnia: Kwietnia 24, 2005, 01:38:13 pm »
nooo....W_W czyzby to byl "ten-amulet-o-ktorym-mysle"? Swoja droga WuWu to ile mniej wiecej lat dzieje sie to po Wielkiej Bitwie

Garet słyszał jak przeciwnicy wyciągają miecze, więc postanowl pójść w ich ślady i zciągnął z pleców swój miecz. Po chwili powietrze przeszył dźwięk uderzenia metalu o metal, a ciemną aleję rozjaśniły na ułamek sekundy iskry z mieczy walczących. Gdy tylko Garet niedbale zasłonił się od pierwszego ciosu, natychmiast, zza jego pleców nadeszły dwa kolejne ostrza, które ominął uchylając się nonszalancko. Następnie wyskoczył w powietrze i odbił się stopami od piersi przeciwnika, ubranej w obdartą, skórzaną kurtkę, zrobił salto w powietrzu i z gracją spadł na brukowaną uliczkę, od strony, z której przyszedł. Wyszczerzył swoje białe kły i zaatakował najbliższego ze zdezorientowanych "parapetów" jak zwykł mówić na takich ludzi. Z ciała przeciwnika brzygnęła krew po tym jak Garet wyprowadził poziome cięcie, oblewając czarną koszulę bohatera, co najwyrażniej zdenerwowało go, bo gdy jasna poświata księżyca oświetliła jego twarz, bandyci ujrzeli wściekle czerowne oczy i dziwnie jaśniejącą krew na ostrzu miecza Gareta. Nie mieli już szans na ucieczkę. Po chwili po ścianach kamienic otaczających uliczkę, która z konieczności posłuzyła za pole brutalnej potyczki, powoli spływały litry posoki znacząc tym samym ślad ostatnich wydarzeń. Podobnie do owych ścian prezentował się wizerunek zwycięzcy tej walki - Gareta. Jego usta coraz bardziej rozszerzał uśmiech, uśmiech szydercy. Zbliżał się do elfki stojącej w ślepym zaułku. Był już jakieś cztery, może pięć metrów od niej, gdy ta zaczęła go z mozołem oklaskiwać.
-Brawo...-rzekła elfka.
-Ostatnie w Twoim życiu - odparł zgryźliwie - teraz oddaj amulet, to może okażę Ci litość.
-Nie potrzebuję niczyjej litości. Chcesz amulet to sobie go weź - powiedizała elfka, obdarzając Gareta zalotnym uśmiechem, który schował miecz, choć sam nie wiedział czemu, i żucił się na elfkę bez broni. Jednak gdy był już blisko, Ona rozpłynęłą się w powietrzu, ubierając amulet, którego blask, do tej pory wyłaniał się z kieszeni szaty zielonookiej. Garet uderzył głową w mur, który znajdował się za elfką, gdy jeszce stała w miejscu, w którym obecnie, spoczywał Garet trzymając się za głowę, za sobą słyszął urzekający kobiecy śmiech. Obrócił głowę i zobaczył stojącą nad nim elfkę z cudownym uśmiechem na twarzy i wyciągniętą do niego dłonią. Podał jej rękę, a Ona pomogła mu wstać.
-Oddaj mi ten cholerny amulet! I kim Ty wogóle jesteś - krzyknął przezwyciężając straszny ból głowy.
-Jestem Naiya - odparła elfka - Ten amulet...a zresztą nieważne...nie mogę Ci go teraz oddać.
-Oddaj! Albo sma sobie wezme! Jest mój! - ponownie krzyknął na nią Garet.
-Właśnie w tym problem, że nie jest.... - zaczęła elfka, ale odruchowo zatkała sobie dłonią usta - w swoim czasie dowiesz się więcej, na razie nie mogę Ci nic powiedzieć - zakończyła rozmowę Naiya i wyszłą szybkim krokiem z uliczki, mijając bohatera, a ten dyskretnie zaczął ją śledzić....


co z tego wyniknie?

edit
po kłopocie
« Ostatnia zmiana: Kwietnia 24, 2005, 02:14:12 pm wysłana przez S&S »

Offline Tantalus

  • Master Engineer
  • Redaktor+
  • ************
  • Wiadomości: 4470
  • Idol nastolatek
    • Skype
    • Zobacz profil
Another side, another story.....
« Odpowiedź #2 dnia: Kwietnia 30, 2005, 08:51:44 pm »
hmm.... a ja słyszałem, że to miało być coś nowego, a wy tutaj chyba kontynuujecie wątki z NSH. No ale dobra. Może ja dodam coś nowego... Here I go...

Garet rzadko znajdował się w takiej sytuacji. Zazwyczaj to jego klienci bywali okradani, ale dla niego, bycie okradzionym było zupełną nowością. "Jestem najlepszym złodziejem w tym cholernym mieście" przeklinał w duchu, kiedy mijał kolejne uliczki i zaułki, zmniejszając dystans między nim, a Naiyą "Nie pozwolę, żeby jakaś elfia wywłoka okradała mnie z mojej własności bezkarnie". Wyskoczył do jednej z szerokich alejek w północnej części miasta i zobaczył Naiyę znikającą w wąskim zakręcie z lewej. Wiedział co robić. Skoczył na ścianę, zaczepiając się stopą o ledwo widoczną wyrwę w kamiennym murze, lekko wskakując na niski dach stajni. Trzy kroki po rozchybotanych deskach i skok na ślepo w zaułek po drugiej stronie... sam zdziwił się celnością swego mierzenia, gdy elfka zahamowała ostro przed zagradzającym jej już drogę Garet'em. Nie zdążyła zareagować, kiedy ponownie na nią skoczył, przewracając na ziemię i przygważdżając do podłogi. Amulet wypadł z oplatanej szyi elfki jednym celnym ciosem otwartej ręki i odbił się od ściany sąsiedniego domu, pozostając nikłym niebieskim punkcikiem w panujących w zaułku ciemnościach.
- Zostaw mnie idioto - krzyknęła Naiya w twarz demona - Nic nie rozumiesz
- Nie dam się okraść w moim własnym mieście - odpowiedział jej i skoczył do gasnącego powoli niebieskiego światełka. Pół metra dzieliło jego dłoń od złotego naszyjnika, kiedy szarpnięcie za nogę wyrwało go z równowagi i sprowadziło go do parteru. Naiya pociągnęła mocno, mocniej niż wskazywała by na to jej niepozorna postura, odsuwając chłopaka od amuletu. Skoczyła nagle do przodu, sięgając po naszyjnik, lecz Garet był na to przygotowany i znów skoczył na kobietę, turlając się z przez chwilę wzdłuż alejki. Walka rozgorzała na dobre, owocując szczekaniem psów w okolicznych podwórkach. Para paciorkowatych oczu wpatrywała się w nich ciekawie.
- Nie chciałbym przeszkadzać, ale mój pan kazał to przynieść - odezwał się przeraźliwie piskliwy głosik z miejsca, w którym leżał amulet. Wrzawa ustała nagle, a Naiya i Garet wbili wzrok w stojące tam.... coś.
- Nie przeszkadzajcie sobie - powiedziało dziwne zwierzątko przypominające łasicę, w swych krótkich łapkach ściskając złoty naszyjnik, uściechając się na tyle, na ile pozwalała mu jego budowa głowy - Udawajcie, że mnie nie ma. Ja już sobie idę.
Natężenie paranoidalnej nienormalności tego zjawiska zatkało obu walczących, przez co jedyną ich reakcją na łasicę były otwarte usta wykrzywione w zdziwieniu. Zwierzątko w tym czasie zacisnęło swoje zęby na złotym medalionie i z typową dla swojego gatunku szybkością znikło w alejce. Dopiero po chwili umysł Gareta zdołał odsunąć sprawy natury techniczno-biologicznej na drugi plan, skupiając się na najważniejszym, czyli na oddalającym się w postępującym tempie naszyjniku. Elfka była na nogach wcześniej, znikając w zaułku w pogoni za łasicą. Garet biegł tuż za nią. "Czymkolwiek to było" pomyślał łapią oddech i goniąc znikającą w pajęczynie uliczek elfkę "To obiecuję, ze po wszystkim zrobię sobie z tego portfel".


Next Please....

Offline White_wizard

  • Keyblade Master
  • Weapon Master
  • *********
  • Wiadomości: 2242
  • A way to the Dawn
    • Zobacz profil
Another side, another story.....
« Odpowiedź #3 dnia: Maja 02, 2005, 12:16:20 am »
Ej, ej, ej... To wcale nie ejst tak jak wygląda..... Faktycznie akcja dzieje się w tym samym świecie co pierwsze NSH, ale ten świat jest bardzo niezdefiniowany i można go dowolnie kształtować. Po drugie wątek z NSH jest narazie tylko jeden i jest on tak skonstruowany, ze nie mui być wcale istotny...... W końcu wszycy budujemy tą historię więc nie jest powiedziane jak musi być.... (ale ja jestem głupi....)

Dźwięk stóp uderzających o brukowane podłoże odbijał się głuchym echem od ścian wąskich uliczek miasta. Garet biegł ile sił w nogach, żeby tylko nie stracić z oczu Naiya’i, co było dość trudne, zważywszy na egipskie ciemności panujące dokoła. Cała ta sprawa zaczynała go już irytować. „Nie dość, że okradła mnie elfka” – pomyślał – „to jeszcze przechytrzył mnie gryzoń....”. Chłopak musiał być bardzo skupiony na pościgu, bo w przeciwieństwie do elfki nie posiadał wrodzonej umiejętności widzenia w ciemności. Skręcił w kolejną wąską uliczkę i zręcznie przeskakując przez stertę śmieci wybiegł na trochę bardziej otwarty teren. Garet zdał sobie sprawę, ze opuścili właśnie bogatą dzielnice miasta i teraz biegną przez „slumsy” .... O tej porze nocy było tu szczególnie niebezpiecznie, a zapach zgnilizny rozchodzący się nad ulicą przeszkadzał w koncentracji. Chłopak wiedział, ze musi złapać gryzonia zanim jakiś pijak upoluje go sobie na kolację...... Kolejny ostry zakręt, kolejna mroczna uliczka i ciągły szaleńczy pościg.... „Cholera...... jak długo jeszcze ta pieprznięta wiewiórka będzie mogła uciekać?!” – pomyślał, nerwowo łapiąc powietrze w płuca. Strumień światłą padający z okna karczmy rozjaśnił fragment ulicy. Garet uśmiechnął się, widząc jak Naiya skręca w kolejną alejkę – wiedział, że to ślepy zaułek. Bez zastanowienia skręcił w uliczkę i..... wyrżnął w coś twardego. Upadł na ziemię i chwycił się za głowę, rozmasowując obolałe miejsce. Podniósł wzrok i zobaczył przed sobą dość duże, misternie wykonane drzwi. Sam nie wiedział co o tym myśleć.... „Przecież jeszcze wczoraj tego tu nie było” – pomyślał. Pozbierał się z ziemi i przyjrzał dokładniej wrotom.... wyglądały na całkiem rzeczywiste. Drzwi okazały się być lekko uchylone, więc Garet ostrożnie wsunął się do środka. Przed nim rozciągał się długi zamkowy korytarz, zbudowany z  popielatej cegły i kamieni. Przez chwile zdawało mu się, ze w zakręcie na końcu przejścia znika Naiya..... Nie pozostało mu nic innego jak rozejrzeć się po tym dziwnym miejscu....
Szybkim, aczkolwiek ostrożnym krokiem szedł po korytarzu. Kiedy zbliżał się do zakrętu, usłyszał kroki jakiejś uzbrojonej postaci. Przeklął w myślach i bez wahania ukrył się za kolumną nieopodal. Zbliżającą się postacią okazał się być strażnik robiący obchód. Kiedy przeszedł obok kolumny, Garet pewnym ruchem ręki wbił mu sztylet w plecy, przebijając płuca. Strażnik nie był nawet w stanie krzyknąć..... Garet chwycił trupa za ramiona i z niemałym trudem zaciągnął go w najbliższe zaciemnione miejsce.
Dalsza wędrówka przez rozliczne skrzyżowane ze sobą korytarze nie sprawiała większego problemu..... Zupełnie jakby ochronie wydawało się, ze nikt nawet nie dostanie się do środka posesji. Nie wiedział czemu, ale zawsze wybierał odpowiednią drogę na skrzyżowaniach...... Był tutaj pierwszy raz, a jednak coś ciągnęło go we właściwym kierunku.... być może męska intuicja....
Przechodził obok kolejnych drzwi, kiedy usłyszał dobiegającą zza nich rozmowę.
 - Zawiodłem się na tobie, Naiya – dobiegł gruby, niski głos – Wiesz chyba, ze porażka karana jest śmiercią.
 - To nie moja wina – broniła się elfka – prawie miałam amulet, ale ten głupi gryzoń mi przeszkodził
 - Wypraszam sobie! – krzyknął, w miarę możliwości swoich rozmiarów łasico-podobny stworek – Nie jestem żadnym gryzoniem!! Ile razy mam jeszcze powtarzać, ze na imie mam Zenon, ale jak dla ciebie Lord Zenon
 - Milczeć! – dobiegł po raz kolejny gruby głos, tym razem przesycony irytacją – Zastanowię się co z wami zrobić, ale teraz zejdźcie mi z oczu.
Odgłos kroków zaczął przybliżać się do drzwi. Garet przeklnął w myślach i obrócił się na pięcie. Chciał się jak najszybciej ewakuować... ale nie zdążył. Ciężki, tępy przedmiot opadł mu na kark. Chłopak mimo bólu obejrzał się za siebie i przyjął kolejne uderzenie, tym razem w twarz. Pociemniało mu przed oczami i dalej nie pamiętał już nic......

 
You were born from nothing, you will turn into nothing. What have you lost? Nothing!

Offline Siergiej

  • Last Hero
  • **********
  • Wiadomości: 2544
  • Idol Tanta
    • Zobacz profil
Another side, another story.....
« Odpowiedź #4 dnia: Maja 02, 2005, 11:24:19 am »
robi sie ciekawie :D
Garet ocknął się z przenikliwym bólem głowy. Był, za pomocą łańcuchów, przytwierdzony do ściany, co bardzo ograniczało jego ruchy. Szybko zorientował się też, że został rozbrojony i od razu poczuł się nieswojo. Bez broni czuł się jak bez tlenu. Poruszył nogą i powiedział do siebie w myślach "cholera, nawet sztylet z buta mi wyciągnęli". Garet przejechał spojrzeniem po całym pomieszczaniu, które było praktycznie puste, nie licząc mahoniowego stołu z lampą naftową, przy którym kłócili się o coś Naiya, bardzo dziwna, niska postać, w obdartym brązowym płaszczu, o małych czarnych oczkach i łasicowatej twarzy - Garet wywnioskował, iż jest Zenon, choć wspominając, jak podejrzewał wczorajszą noc, niczego nie mógł być pewny. Poza Elfką i Zenonem, w kłótni uczestniczył też trzeci chyba-człowiek jak pomyślał bohater. Garet na oko ocenił, iż ów postać ma przy najmniej dwa i pół metra wzrostu. Jeszcze większe wrażenie na Garecie zrobił miecz, którego ostrze ciągnęło, będąc ułożonym na ukos pleców olbrzyma, od wysokości jego kostek, aż po kość potyliczną, a rękojeść, bogato zdobiona w srebro, kończyła się kilka centymetrów nad głową, dużą metalową kulk, której zadaniem było lepsze wyważenie tej gigantycznej broni. Ów miecz nie był jego jedyną bronią, gdyż przy boku znajdował się starnnie wykonany, jak można się spodziewać, duży morgensztern. Światło z lampy oświetlało zatroskaną twarz, na której widoczny był wyraźny zarost. Blond grzywka opadała na lewe oko giganta. Garet oceniał jego wiek na jakieś 40 lat i z wyglądu wnioskował, iż jest to wyrośnięty człowiek. Garet stwierdził, że wsyztskie te osobliwe postacie są zbyt zajęte rozmową by dojrzeć, że już odzyskał przytomność. Chłopak spróbował przezwycieżyć przenikliwy ból głowy i wytężył słuch by wiedzieć o czym mówią kłócący się:
-Musiałem go wysłać! Byli zbyt blisko! - krzyknął na Naiy'ę olbrzymi człowiek.
-Właśnie! Byli zbyt blisko! - zawtórował mu okropnie piskliwie Zenon.
-Nie moja wina, że tak zależało mu na tym cholernym medalionie! - krzyknęła Naiya.
-Więc trzeba było go zabić - powiedział już nieco spokojniej olbrzym, a te słowa nieco wstrząsneły chłopakiem przysłuchującym się rozmowie.
-Ale.....on niczym nie zasłużył na śmierć - elfka również spuściła z tonu.
-Ale gdybym nie wysłał Zenona to oboje byście zginęli z ich rąk - Garet nie wiedział kim są "Oni", ale poczuł dziwną wdzięczność dla Naiy'i i Zenona, że ciągle żyje - i stracilibyśmy Ciebie i amulet.
-Rast do cholery! Umiem o siebie zadbać - wybuchnęła Naiya, a Garet wreszcie poznał imię olbrzyma.
-Co nie zmienia faktu, że oni teraz wiedzą gdzie szukac amuletu i będą nas gonić - odrzekł Rast, a Garet nie wytrzymał  nękającej go ciekawości i mimowlnie się odezwał:
-Kim do cholery są oni?! - spojrzenia trzech osób natychmiastowo skierowały się na jego obliczę.
-Ile słyszałeś ?! - zamiast odpowiedzi Garet otrzymał wybuch złości.
-Wystarczająco dużo by pytać o to kim są Ci, o których cały czas mówicie! - Garet krzyknął na Rasta, a ten aż poczerwieniał ze złości.
-Po co Ci to wiedzieć skoro i tak zginiesz? - spytał ironicznie Rast, próbując powstrzymać złość.
-Przestańcie się kłócić! Lepiej stąd uciekajmy bo słysze kroki! To mogą być oni! - Naiya tymi słowami uciszyła wsyztskich i faktycznie dało się słyszeć powolne, ciężkie i trzask łamanych dzrwi. Któś najwyraźniej ich szukał i nie miał wobec nich dobrych zamiarów.
-Zostawiamy go tu, czy znowu ratujemy mu dupsko? - spytał Zenon.
-Może się jeszce przydać - odpowiedział Rast złośliwie się uśmiechając, a następnie Naiya pstryknęła palcami i łańcuchy zniknęły, a przed Garetem pojawił się jego ekwipunek. "Oni" byli już coraz bliżej. Naiya szeptała coś stojąc przy stole, a reszta w pozycjach bojowych stała przy drzwiach. Gdy odgłos kroków i łamanych drzwi był już blisko, dało się słyszeć również rytmiczne, ciężkie sapanie i dziwny, harczący głos, wtedy nagle stół zniknął i pojawiło się podziemne przejście. Wszyscy niezwłocznie skierowali się do niego, a gdy tylko Naiya zamknęła je, usłyszęli trzask i kilka postaci wbiegło do środka. Garet w duchu cieszył się, że nie widzi owych postaci. W, jak się domyślał Garet, tunelu panowała grobowa cisza i egipskie ciemności. Gdy usłyszeli, że kroki, i harczenie się oddalają, ową ciszę przerwał Garet mówiąc szeptem:
-Czemu nie użyliśmy amuletu do ucieczki?
-Ponieważ to miejsce jest niczym innym, jak zakrzwieniem czasoprzestrzennym i po pierwsze - moglibyśmy je zniszyczć, a po drugie - przez pewien czas pozostał by tu portal, jaki powstaje przy każdej próbie teleportacjii w takich zakrzywieniach - odpowiedział mu Zenek.
-Dobra, a teraz wytłumaczcie mi po co jestem Wam potrzebny i kim są Ci...ludzie? - spytał Garet.
-Nie Twoja sprawa - odrzekł Rast.
-Moja! Gdy któs chce mnie zabić jest to, też moja sprawa - powiedział dosyć głośno, jak na te okoliczności Garet.
-No dobrze, powiem Ci - rzekła Naiya, a olbrzym skarcił ją spojrzeniem, na które nawet nie zareagowała - jesteśmy grupą, która zajmuje się szukaniem magicznych artefaktów i niedawno wykryliśmy właśnie taki, bardzo potężny artefakt. Jest to Twój amulet. Drzemie w nim ogromna moc. Może właśnie dlatego ktoś wysyła potężne sługi chaosu by zdobyły ten amulet, niestety jednak nie wiemy kto to. I właśnie po to możesz się nam przydać. Wiemy, że jesteś demonem, znamy Twoje imię, ale nie wiemy, komu do cholery mogłeś powiedzieć o amulecie.
-Nikomu nic nie mówiłem, zresztą sam nic nie wiedziałem o jego mocach - odparł lekko skołowany wypowiedzią Naiy'i Garet.
-A kto był poprzednim właścicielem amuletu? - wtrącił Zenon.
-Moja matka - odparł ze stoickim spokjem chłopak.
-Ehhh....chyba nie wiele się od ciebie dowiemy - powiedział naburmuszony człowiek-gigant.
-Mam pomysł! - znów odezwał się Zenon - musimy wyruszyć do Morgos! Tam rezyduje obecnie największy mędzrec swiata, Altros! Może On będzie coś wiedział o tych tajemniczych siłach chaosu - Garetowi dziwnie znjaome wydało się imię Altros, ale nie zwracal na to większej uwagi gdyż Rast i Naiya przytaknęli łasicy i ruszyli tunelem na przód. Dwie godizny później stali już na małej polance poza granicami Dominium.....

ehhh moj najdluzszy post w NSH :F

Offline Yuzuriha

  • Dead Shadow
  • SemiRedaktor
  • *********
  • Wiadomości: 1742
  • Let's go together ... in to the darkness
    • Zobacz profil
    • http://www.deadshadow666.deviantart.com/
Another side, another story.....
« Odpowiedź #5 dnia: Maja 18, 2005, 04:59:47 pm »
Hehehe..no to i ja coś dorzucę od siebie...mam nadzieję,że nic nie sknocę ;P.

Słońce powoli wyłaniało się już zza pobliskich gór...
- Ach...świerze powietrze -powiedziała Naiya ściągając z głowy kaptur
Na ramiona spłyneły jej długie kasztanowe,proste włosy,które ruchem ręki odgarneła do tyłu.
- Nie ciesz się tak bardzo - zwrócił się do niej Zenon- Czeka nas długa podróż...przez podziemia -powiedział swoim piskliwym głosikiem- musimy przedostać się na drugi kontynent,co może nam zająć -zastanowił się przez chwile-...jakieś kilka dni...
- Co?-wykrzyknoł Rast- Kilka dni!Czy nie można dostać się tam jakoś szybciej?
- Niesądze -odpowiedziała mu łasica
- No to prowadź -powiedział już trochę znudzony tą rozmową Garet
Łasica pobiegła przed siebie,szukając jakby czegoś i po jakimś czasie krzykneła do swoich kompanów,ponaglając ich.Przed nimi znajdowały się zabarykadowane głazem wrota.Widać było,że od dłuższego czasu nie są już używane.Porośniete były grubo mechem i winoroślą,przez którą ledwo było widać,że jeszcze tu są.
- No i co teraz?-zapytał z powątpiewaniem Garet zakładając ręce na krzyż
- No jak to co?Wchodzimy do środka.-odpowiedziała mu dziewczyna
- Jak masz zamiar to zrobić?-zirytował się słysząc to co przed chwilą powiedziała
- Zaraz zobaczysz...-uśmiechneła się mimowolnie do niego,po czym kazała się wszystkim odsunąć od głazu
Dziewczyna skupiła się,wokłó niej pojawiła się czerwona aura.Wyszeptała jakieś słowa i z jej dłoni wystrzeliły iskry,prosto w stronę głazu,podpalajac winorośla,które w mgnieniu oka zamieniły się w popiół.
- Gotowe!-powiedziała uradowana- Twoja kolej Rast.
- Się robi -odrzekł jej olbrzym,po czym podszedł do kamienia
Oparł na nim swoje duże dłonie po czym zaparł się nogami i zaczoł pchać głaz.Mięśnie na jego ramionach i plecach napieły się w wielkim wysiłku,ale po chwili kamień ruszył i odtoczył się na bok wydając z siebie charakterystyczny odgłos chrobotania.Przed nimi ukazała się ogromna ciemna jama,z której zioneło chłodem.
- Hm...nie wygląda zachęcająco...-powiedziała Naiya
- Panie przodem -odpowiedział Zenek wskazujac na otwór
- A może tak małe tchórzliwe zwierządka przodem co?-odgryzła się elfka
- Nie mamy teraz czasu na kłutnie -przerwał im Rast- pójde pierwszy.
Po chwili wszyscy znajdowali się już w tunelu.W środku wygladał jeszcze bardziej zniechęcająco niz na zewnątrz.Nie dość,że po karku wiał im nieprzyjemny chłów to w powietrzu unosiła sie wilgoć i dziwny smrud rozkładu,który nie był zbyt przyjemny.
- Naiya...czy mogła byś trochę przyświecieć...kompletnie nic nie widać.-powiedział Rast zasłaniając twarz od unoszącego się smrodu
Dziewczyna pstrykneła kilka razy palcami i po chwili jak na życzenia wokół nich pojawiły się małe latające płomyczki,oświetlajace im drogę.Czarnowłosy idąc jako ostatni,zagapił sie na chwilę za siebie i potknoł się o coś,lądując tym samym twarzą na ziemi.Podniusł się obolały,po czym odskoczył z krzykiem na bok widząc co było przyczyną jego upadku.Reszta grupy od razu zaaragowała,podbiegając do niego.Na ziemi leżały rozkładające się zwłoki przypominające jakieś dziwne zwierze,pozbawione głowy.
- Teraz już wiem co tak śmierdziało...-powiedział z obrzydzeniem Garet
- Mniejmy nadzieje,że nie znajdziemy tu więcej takich stworów....żywych -odpowiedział Rast,spoglądając na ostre szpony stworzenia

Szli już dłuższy czas nie zatrzymując się,by nie tracić cennego czasu.Po głowie Gareta błądziły teraz różne myśli...zastanawiał się czym było owo stworzenie,które spotkali po drodze...i kto je tak pięknie urządził.Po chwili usłyszał za sobą jakieś dziwne dźwięki...i zaczoł żałować,że idzie jako ostatni.
- No tak...ostatni zawsze ginie jako pierwszy...-pomyślał przyspieszając kroku
Po chwili wpadł na idącą przed nim Naiy'e,która również się zatrzymała.
- Coś jest nie tak...-powiedziała jakby do siebie- czekajcie!-krzykneła do swoich kompanów idących przed nią
- Co jest?-zapytał Rast zatrzymując się
- Szłyszeliście to...?
- Ja nic nie słyszę -powiedział Zenon swoim głosikiem
- Też coś słyszałem...-wtrącił się Garet- jakieś dziwne chrobotanie...albo raczej warczenie...tuż za mną -mówiąc to przełknoł nerwowo ślinę
Nastała krępująca cisza,w której nie było nic słychać oprócz własnego bicia serca...po chwili przerwał ją Rast mówiąc swoim grubym głosem:
- Idziemy,niczego tu nie ma -właśnie chciał ruszyć przed siebie kiedy wszyscy usłyszeli głośne zgrzytanie
Na ten dźwięk wszystkim zjerzyły się włosy.
- To nie brzmiało zbyt przyjaźnie....-powiedział łasico podobny stworek,chowając się za Rastem i patrząc przed siebie swoimi paciorkowatymi oczkami
Nagle znów usłyszeli ten sam dźwięk z drugiej strony,który zaczoł sie do nich niebezpiecznie zbliżać.
- Czy mi się wydaje...czy ktoś tu zapomniał nas oczymś uprzedzić?-powiedziała złośliwie dziewczyna patrząc na łasicę
- Nie czas teraz na to by zastanawiać się kto zawinił...musimy się z tąd wynosić -powiedział Rast,po czym rozejrzał się wokól wypatrywajac potęcjalnego przeciwnkia,gdy nikogo takiego nie zauważył ruszył przed siebie biegiem,a reszta podążyła w ślad za nim
Dźwięk kroków roznosił się echem po jaskini.Biegli tak przez jakiś czas sami nie wiedząc przed czym.
- No chyba to "coś" zgubiliśmy...-mówiąc to blądyn,zatrzynmał się łapiąc powietrze
Po chwili jednak,ziemia zatrzęsła się im pod nogami.
- Co u diabła! -wykrzyknoł olbrzym próbując utrzymać równowagę,dopiero po chwili,gdy trzęsienie się uspokoiło zobaczył co było jego przyczyną
Przed nim stał olbrzymi potwór zagradzajac im drogę.Z pyska wystawały mu dwa potężne kły,po których ściekała lepka ciecz.Również z grzbietu wyrastały mu długie kolce.Olbrzymia czarna pantera wpatrywała się w nich swoimi rubinowymi oczami,świdrując wszystkich pokolej.Jej wzrok zatrzymał się dopiero na Garecie.Na jego widok zjerzyła się,po czym wydała z siebie potężny ryk,który omal ich nie przewrócił.
- Teraz zapłacisz mi za wszystko...przeklęty demonie...-odezwała się nienaturalnym głosem pantera
Wszyscy spojrzeli na chłopaka pytająco,ale on sam wygladał jakby nie wiedział o czym te stworzenie mówi.Dopiero po chwili grupka bohaterów zoriętowała się,że wokół nich zaczeły wyłaniać się jakieś cienie,wygladem przypominając osobnika stojącego przed nimi.Po chwili byli już otoczeni przez całe stado czarnych panter.
- Chyba nie mamy wyboru...będziemy musieli walczyć z tymi stworzeniami...-powiedziała Naiya szykując się do ataku
- No to jazda!-wykrzyknoł Rast ściągajac z pleców swój wielki miecz

Pierwsza zaatakowała pantera z jego lewej strony,rzucając się na niego.Ten widząc jak nadbiega przecioł ją na pół w locie,zostawiając przy tym piękny czerwony łuk na ziemi,kolejnej nadbiegającej wbił w łeb morgersztern zabijając ją na miejscu.Największa pantera znów wydała z siebie złowieszczy ryk i wszystkie mniejsze zaczeły atakować bohaterów.Naiya atakowała każdą panterę,która jej się powineła czarami,ale widząc,że to nie skutkuje wypowiedziała kolejne zaklęcie.Na jej przedramieniach pojawiły się srebrne bransolety,z których wysuneły się długie ostrza skierowane do góry.Dziewczyna wbiegła między cienie i szybkimi cięciami zabiła kolejne pantery.Zenon był zbyt mały by walczyć,z tak potężnym przeciwnikiem.Jedyne co mógł zrobić w tej sytuacji to uciekać przed przeciwnikiem i modlić się by go nie trafił.Garet nie miał problemów z pokonywaniem kolejnych przeciwników.Swoim mieczem rozcinał kolejne ciała wrogów.Po chwili przeskoczył nad kolejnym stworzeniem i w powietrzu pozbawił go głowy.Jego wzrok powędrował na największą panterę...nie atakowała,co go bardzo zdziwiło...tak jakby na coś czekała.Panterze,która zaszarżowała na niego wbił miecz,przebijajac ją na wylot,a tej,która próbowała go zajść od tyłu jeden ze swoich sztyletów.W tym momęcie ciemnowłosy poczuł,że coś go odepchneło z dużą siłą,tak,że zatrzymał się dopiero na ścianie.Po chwili podniusł się podpierając o nią.Wielkie kocisko stało przed nim i gapiło się na niego swoimi czerwonymi ślepiami.
- Zginiesz lodowy demonie -powiedziało wyszczerzając swoje kły
Garet czuł,że rośnie w nim gniew.W głowie zaczoł słyszeć jakieś głosy...."uwolnij swoje emocje....daj się im ponieść"...mówiły do niego.Po chwili uwagę pantery przykuła Naiya,która upadła niedaleko nich.Z kieszeni jej szaty pod wpływem upadku wypadł błękitny kamień.Oczy pantery rozszerzyły się widząc owy przedmiot,po czym zwróciły się na dziewczynę.Elfka niczego nieświadoma podniosła kamień z ziemi i schowała go spowrotem do kieszeni.Dopiero po chwil zoriętowała się,że olbrzymi cień zmierza w jej stronę i zaczeła cofać się z  przerażeniem na twarzy.Garet chciał zaatakować panterę od tyłu,ale ta znów odepchneła go ogonem,posyłając jakieś dziesięc metrów w tył.Chłopak wstał podpierając się mieczem.Tym razem dał ponieść się emocjom.Poczuł,że rośnie w nim ogromna siła.Jego oczy stały się jeszcze bardziej jaskrawe,a wokół niego pojawiła się jasno niebieska aura.Nagle powietrze przeszył przeraźliwy krzyk.Najpierw był niski i nienaturalnie gruby,a po chwili przeszedł w wysoki i tak piskliwy,że nasi bohaterowie musieli zatkać uszy,by im ich nie zorsadziło.Garet uniusł się w powietrze,po czym z jego ciała wydobyła się jaskrawa poświata i wszystko znikneło w oślepiającym świetle.
Czarnowłosy obudził sie w dzinym miejscu.Wstał i rozejrzał się do okoła.Wszędzie gdzie spojrzał było biało.Zaczoł wołać swoich towarzysz,ale jego głos znikał gdzieś w pustce.Nagle około dziesieć metrów przed nim pokazała się postać w ciemnym płaszczu.Na głowe miała założony kaptór tak,że nie było widać oczu postaci.Wyłaniały się z niego tylko długie falujące czarne włosy.
- Kim jesteś?!I co ja tutaj robię?!-zapytał zdenerwoany
Postać jednak nie odpowiadała,tylko przyglądała się chłopakowi z daleka.Garet chciał podejść do niej,ale postać w tym momencie zaczeła znikać tak jak całe otoczenie.
Otworzył oczy i pierwsze co zobaczy,to zielone oczy,które wpatrywały się w niego niepewnie.Po chwili podniusł się czując piekący ból głowy.
- Co się stało?-zapytał trzymając się za czoło
Postacie popatrzały po sobie,po czym pierwszy odezwał się Zenon:
- Ty nam to powiedz...
- Kiedy pantera mnie zaatakowała,nagle ogarneła cię jakaś dziwna aura i wszędzie zrobiło się jasno...po czym wszystkie pantery rozpłyneły się jak cienie....-powiedziała patrząc na niego niepewnie
- Ta pantera zaaragowała na amulet...-odrzekł jej zastanawiając się prze chwilę-..więc wykorzystałem jej nieuwagę...i zaatakowałem ją.
- Garet -zwrócił się do niego Rast- z kąd to coś cię znało?
- O co wam chodzi?!-zapytał zdenerwowany wstając
- Wydawało mi się,że ona cię....-nie dokończył gdyż przewała mu Naiya
- O nic....ale -podeszła do Gareta- myśle,że powinieneś zakryć jakoś to co masz na plecach...-mówiąc to podała mu swuj płaszcz- Jest w nim również twuj amulet....myślę,że możesz go wziąść...-spojrzała mu w oczy-...pod warunkiem,że pójdziesz z nami...
- Raczej nie mam wyjścia...-odpowiedział jej z poważną miną
Gdy zakładał płaszcz,zauważył,że na jego plecach znajduej się para błoniastych skrzydeł.Nawet nie wiedział skąd się one wzieły.
- Co się ze mną dzieje...?-pomyślał ruszając w ślad za swoimi kompanami


Huhuhu..pierwszy mój post w NSH2 i taki długi ;)  

Offline White_wizard

  • Keyblade Master
  • Weapon Master
  • *********
  • Wiadomości: 2242
  • A way to the Dawn
    • Zobacz profil
Another side, another story.....
« Odpowiedź #6 dnia: Czerwca 23, 2005, 11:02:01 pm »
Super.... Po miesięcznym przestoju wizard wkońcu zdecydował się coś napisać.... trochę kiepsko i mało rginalnie wyszło, ale to nie moja wina...

Echa równomiernych kroków odbijały się do kamiennego podłoża i krążyły między luźno rozłożonymi w obrębie tunelu stalaktytami i stalagmitami. Żaden z podróżnych nie kwapił się do rozpoczęcia konwersacji, a mimo to czas zdawał się mijać szybko. Do przemyśleń skłaniały głównie dwa, wyrastające z pleców Gareta, ciemne  kształty, które w normalnych okolicznościach można by nazwać skrzydłami. Oczywiście skrzydła, które pojawiają się znikąd, nie wpływają pozytywnie na nadanie okolicznościom miana normalnych..... Mimo wszystko jednak, nasi bohaterowie kroczyli naprzód ku wyjściu z podziemnego tunelu. Garet, pogrążony w myślach wlepiał wzrok w podłoże. Nigdy nie przypuszczałby, że spotka go coś tak dziwnego... Po głowie pałętały się myśli najróżniejszej natury, a co dziwniejsze, chłopak czuł że to nie są jego myśli.... Miał wrażenie, że jakieś nieznane stworzenie siedzi w jego umyśle i współdzieli z nim wzrok, słuch, czucie.....
 - Nad czym tak rozmyślasz? – z amoku wyrwała go Naiya, uśmiechając się lekko
Garet potraktował ją łagodnym spojrzeniem i zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, gdzieś z mroków jego własnego umysłu dobiegło głośne „Zabij ją”.
 - Co to ma znaczyć do cholery? – pomyślał chłopak zdezorientowany. W odpowiedzi ten sam głos krzyknął „Zabij ją! Potrzebujemy jej śmierci!”
 - Kim ty jesteś?! I niby dlaczego mam ją zabić?! – Garet nadal kłócił się w myślach. Dziwne echo coraz głośniej roznosiło się w czeluściach przytomności, gasząc coraz więcej ośrodków świadomości..... Jego umysł zalewała fala mroku. „Jeśli ty jej nie zabijesz, zrobię to sam!” – krzyknął głos.  
Garet w bolesnym odruchu chwycił się za głowę. Upadł na ziemię i poczuł, że jego świadomość jest wypychana do mrocznych czeluści podświadomości. Zanim „odleciał” zorientował się że twarz bez jego wiedzy wykrzywia się w złowieszczym uśmiechu, a ręka sama sięga po miecz przewieszony przez plecy.....

Kiedy chłopak otworzył oczy, byli już na zewnątrz. Leżał na ziemi, z przytkniętym do gardła potężnym ostrzem i wlepionym w siebie wściekłym spojrzeniem Rasta.
 - Powinienem cię zabić, ale nie zasługujesz nawet na śmierć. – powiedział olbrzym z niekrytą wściekłością w glosie, po czym splunął tuż obok twarzy chłopaka.
 - Zabić? – zdziwił się Garet..... choć było to bardziej poirytowanie niż zdziwienie – A co ja niby takiego zrobiłem?
Silna ręka chwyciła go za gardło i odrzuciła kilka metrów w bok.
 - I jeszcze się pytasz, gnoju? – Rast wskazał palcem na ciało Naiya’i leżące bezwładnie obok Gareta – Patrz co zrobiłeś!
Chłopak podbiegł do ciała dziewczyny i podniósł ostrożnie jej głowę. Mimo rozległych plam krwi na jej ubraniu, tętnica szyjna wciąż pulsowała. Młodzieniec poczuł niejaką ulgę, ale wciąż nie mógł uwierzyć, że to on... własnymi rękoma doprowadził do czegoś takiego. Wstał i niepewnym krokiem zaczął cofać się do tyłu, jakby tuż przed nim znajdowało się coś strasznego
 - Ale... ja... Jak? ... Czemu.. ja nie.... – próbował wydusić z siebie cokolwiek, ale nie potrafił wyartykułować ani jednego logicznego zdania.
 - Idź stąd.... idź precz. I nigdy więcej nie pokazuj się nam na oczy – rzucił coraz bardziej rozwścieczony Rast – Bo jeśli kiedykolwiek cię zobaczę, bądź pewien, że nie będę już taki dobroduszny.
Garet odwrócił się i pobiegł w nieznanym sobie kierunku. Był na skraju załamania... i nie myślał o niczym, bo wiedział, że drążenie tego co się stało doprowadzi go do jeszcze gorszego stanu. Chciał uciec jak najdalej , chciał, żeby to wszystko okazało się tylko złym snem... ale rzeczywistość nie była dla niego tak pobłażliwa. Kontynuował bieg, aż nogi odmówiły mu posłuszeństwa i potknął się o kamień wystający ze ścieżki. Zziajany upadł na ziemię... chciał zapaść się pod ziemię.... nigdy nie istnieć....
 - A więc jednak... – zimny męski głos trafił do uszu Gareta.
Młodzieniec podniósł wzrok, bardziej odruchowo, niż celowo i ujrzał przed sobą postać w ciemnogranatowej szacie ze zdobieniami na rękawach i plecach w kształcie białych płomieni i kapturem zasłaniającym całość twarzy.
 - Nie wiem kim jesteś... – powiedział Garet z niekrytą niechęcią w głosie – ale wyświadcz mi przysługę i zabij mnie.....
 - Poddajesz się? – postać nie dawała za wygraną – Przecież to dopiero początek.. Twoja nowo nabyta moc dopiero co się ujawniła....
 - Moc? – zdenerwował się chłopak – Też mi coś.... A w ogóle to kim ty jesteś?
 - Na potrzeby konwersacji możesz mnie nazywać „Obserwatorem” ... Imię tak dobre jak każde inne....
 - A więc ... Obserwatorze – rzucił chłopak, wstając z gleby – Dlaczego mnie nachodzisz? Cholera... mam już dosyć widywania świrów na swojej drodze i głosów szumiących mi w głowie!
 - Nie jesteś jeszcze gotowy... Dlatego zabiorę ci część mocy, uwolnionej z twojego amuletu... Ale tylko na jakiś czas... Wiedz, że niedługo przyjdzie ci dokonać wyboru... Tak.... wyboru pomiędzy ścieżką jasną a mroczną... Kiedy dokonasz wyboru twoja moc powróci....  
 - A co ty będziesz z tego miał?
 - Jestem tylko kimś kto obserwuje.... chcę zobaczyć jakiego wyboru dokonasz....
Nieznajoma postać zaczęła się rozpływać, a Garetowi pociemniało przed oczami. Naszło go dziwne uczucie... zupełnie, jakby coś przebiło mu klatkę piersiową i wyrwało część serca.. Dalej nie pamiętał już nic.....
« Ostatnia zmiana: Sierpnia 12, 2005, 12:28:31 am wysłana przez White_wizard »
You were born from nothing, you will turn into nothing. What have you lost? Nothing!

Offline Yuzuriha

  • Dead Shadow
  • SemiRedaktor
  • *********
  • Wiadomości: 1742
  • Let's go together ... in to the darkness
    • Zobacz profil
    • http://www.deadshadow666.deviantart.com/
Another side, another story.....
« Odpowiedź #7 dnia: Lipca 23, 2005, 08:18:23 pm »
Kolejny równy miesiąc minoł od ostatniego postu tutaj...Hm chyba nikt nie ma zamiaru kontynuować tej nieszczęsnej opowieści...a było tyle chętnych.No cóż po tak długi odstępie wypadało coś napisać ;P.Mam nadzieję,że znów niczego nie sknociłam,a jeśli komuś popsułam plany to z góry za to przepraszam....

Słabe promienie słońca wpadały przez okno i ogrzewały jej twarz.Naiya powoli otworzyła oczy i w miarę możliwości rozejrzała się.Pokuj,w którym się znajdowała był dość mały.Po jej lewej stronie stała mała komoda,zaś na przeciwko pod ścianą znajdował się drewniany stół z jednym dostawionym krzesłem.Spróbowała się podnieść,ale gdy tylko to zrobiła poczuła ostre szarpnięcie w okolicy brzucha i z jękiem padła spowrotem na łóżko.Nieczuła się najlepiej.Wirowania w głowie nie dałwały jej skupić wzroku na czym kolwiek.Zamkneła oczy i spróbowała skupić myśli.Zastanawiało ją to w jaki sposób się tu znalazła i co właściwie się stało...Po chwili usłyszała,że ktoś otwiera drzwi i odruchowo skierowała w ich stronę głowę.
- Widzę,że w końcu się obudziłaś.-powiedział spokojnie Rast podchodząc do niej,przystawił krzesło koło łóżka i usiadł na nim
- Gdzie...jesteśmy?-zapytała niepewenie
- W miasteczku Timler.-odpowiedział
Elfka zastanowiła się przez chwilę.
- To jakieś cztery dni drogi do Morgos...a gdzie reszta?
- Zenek szwęda się po mieście...
- A Garet?
Gdy tylko Rast usłyszał jego imie poczerwieniał na twarzy i wstał tak gwałtownie,że krzesło,na którym siedział upadło na podłogę z hukiem.
- To ten gnojek cię tak urządził,a ty jeszcze o niego pytasz jak by nigdy nic?!-wykrzyczał zbulwersowany
Dziewczyna popatrzała na niego zdezoriętowana.
- Tylko mnie mów mi,że nic nie pamiętarz!Przecierz rzucił się na ciebie z mieczem i omal nie zabił na miejscu,gdybyśmy go w pore nie zatrzymali pewnie była byś teraz martwa!- Rast nadal nie krył bulewrsacji
- Rast!Uspokuj się...powiedz mi chociaż,gdzie on teraz jest.-próbowała złagodzić trochę atmoswerę
- Nie mam zielonego pojęcia...-mówiąc to podniusł krzesło z podłogi i ponownie na nim usiadł-...kiedy wyszliśmy z tunelu,zwiał jak tchórz.Trzeba było go wtedy zabić jak miałem okazję...-powiedział z pogardą w głosie
- Rast!Nie zapominaj,że on ma teraz amulet...-przerwała,czując bół w okolicach brzucha
Odruchowo złapała się za niego i zwineła w kłębek.
- Musimy,go znaleść...w przeciwnym razie,Oni znajdą go przed nami i zabiorą amulet...-ponownie spróbowała się podnieść,ale Rast przytrzymał ją swoją wieklą ręką
- Najpierw to ty musisz odpocząć,straciłaś dużo krwi i...-przerwała mu w pół zdania
- Później może już być za późno,a mnie nic nie będzie...-popatrzyła mu w oczy z poważnym wyrazem twarz-..wychodziłam cało z groźniejszych wypadków.

Drobny deszcyk pojawił się zupełnie niespodziewanie i przesycił powietrze wilgocią.Czarnowłosy otworzył powoli oczy i rozejrzał się.Ukazał mu się znajomy widok czupków drzew.Szybko się podniusł,co zaowocowało nagłym bólem głowy.Odruchowo chwycił się za nią.Czuł się dziwnie...nieswojo,jakby stracił jakąś część siebie.Po chwili przypomniał sobie postać,która nazwała siebie Obserwatorem.Kim mogła być?Tego nie wiedzaił...ale napewno w jakimś sensie mu pomogła,gdyż zorientował się,że na jego plecach nie ma już ciemnych krztałtów.Wstał z ziemi i ruszył przed siebie.Zastanawiał sie ile czasu mineło...odruchowo przeszukał kieszenie w płaszczu w poszukiwaniu amuletu.Znalazł go od razu.Wyciągnoł przed siebie i przyjżał się mu uważnie.Przez chwilę zastanawiał się po co jego matka dała mu ten kamień...jaki miała w tym cel...tego również nie wiedział.Bez dłuższego namysłu założył kamień na szyję i schował go pod koszulę.Po plecach przeszłedł mu dreszcz,kiedy kamień dotknoł jego skóry...był zimny jak lód.
Szedł już dłuższy czas,bez celu,kiedy przypomniał sobie o Naiy'i...i stanoł jak wryty.Naszły go straszne myśli.Przecież omal jej nie zabił...a teraz nawet nie wiedział co się z nią stało.Miał ochotę wrócić,ale kiedy przypomniał sobie słowa Rasta zmienił natychmiastowo zdanie.Nie miał prawa zbiżyć się do nich,w przeciwnym przypadku czekała go jedynie śmierć z ręki wielkoluda.Postanowił,że sam uda się do Morgos,by porozmawiać z Altrosem...może tam dowie się czegoś więcej o tym dziwnym amulecie,który odziedziczył.

Ulewa rozchulała się już na dobre i jedyną reczą jaka mógł zrobić Garet to zatrzymać się w najbliższej karczmie.Zatrzymał się przed dużymy drewnianymi drzwiami i przeczytał szyld wiszący nad nimi,ozdobiony metalowymi zawijasami.
- "Pod uśmiechniętym wisielcem"...niezła nazwa...-skomętował w myślach,uśmiechając się krzywo po czym wszedł do środka wpuszczając za sobą chłód
Karczma o tej porze była wypełniona prawie po brzegi.Przy jednym ze stolików siedziało trzech krasnoludów "dyskutując" o ile można było to tak nazwać,głośno i pchłaniających kolejne kubły piwa.Zaś przy innym stole również głośno rozmawiających siedziało dwoje ludzi dość nietypowo ubranych.Mieli na sobie długie szaty o ciemnych kolorach,natomiast przy pasach nosili przywiązane drewniane pałki.Nie wydali się Garetowi niebezpieczni,ale lepiej mieć się na baczności,bo w tych czasach to nigdy nie wiadomo kto może cię napaść.W jednym rogu zauważył stojącego niewysokiego mężczyznę,który najwyraźniej bardzo się nudził,bawiąc się nożem.Po karczmie szwędało się jeszcze kilka osób,ale byli to przeważnie zwykli ludzie.
Niebieskooki ściągnioł przemoczony kaptur i ruszył w stronę karczmarza.Po chwili poczuł,że wpadł na coś.Przed sobą na podłodze zobaczył coś co przpominało krztałtem ludzką postać,choć na pierwszy rzut oka wogóle nie wyglądało jak człowiek.Dziewczyna,jak przypuszczał,owinięta była w brudny,szary płaszcz.Włosy,dziwnego,brunatnego koloru sięgały jej po za ramiona i przykrywały lekko szare oczy,które chyba były jedynym czystym miejscem na jej twarzy.Właśnie chciał podać rękę nieznajomej by pomuc jej wstać,kiedy z tyłu usłyszał donośny głos jakiegoś mężczyzny.
- Hej leziesz tu wreszcie?Ile mam na ciebie czekać?!
Dziewyczyna szybko podniosła się z podłogi,zakładając w pośpiechu kaptur,po czym przeprosiła Gareta i szybko pobiegła w stronę męższyzny.Kiedy go mijała,zauważył,że jest niższa od niego o całą głowę i w dodatku styłu pod płaszczem wystaje jej ogon,co bardzo go zdziwiło.Odprowadzając ją jeszcze wzrokiem skierował się w stronę karczmarza z pytaniem o wolny pokuj.Na całe szczęście miał jeszcze jakieś pieniądze,a jeśli i nawet budrzet by się skończył to wystarczy okraść pierwszą leprzą osobę...w końcu w swoim fachu był jednym z najleprzych.Z ciekawości spytał jeszcze karczmarza kto siedzi przy stoliku do,którego pobiegła owa istotka.Karczmarz spojrzał na niego z dziwnym wyrazem twarzy,po czym nachylił się do Gareta:
- To jeden z najbogatrzych ludzi w tej okolicy.Nazywają go Von Corendo...-zaczoł-...powiadają,że może mieć wszystko,czego sobie zażyczy,ale ma też i mniejsze zachcianki,takie jak ta,że lubi przychodzic od czasu do czasu do tej karczmy.Dam ci jednak jedna radę chłopcze...lepiej z nim nie zadzierać.Widzisz tych tam dwuch stojących przy nim?-karczmarz wskazał na dwuch wysokich ludzi w czarnych szatach stojących po bokach mężczyzny- To jego podwładni,zawodowi zabujcy.Kiedyś jeden gość wkurzył się na niego o to,że głośno się zachowywał...wystarczyło,że wyszli z nim na zewnątrz,a gość nie wrócił do domu w jednym kawałku...no ale dość tych pogaduszek.-mówiąc to podał mu klucz do pokoju
Garet jednak nie przejoł się zbytnio jego słowami...z resztą mało opchodził go ten cały Von-coś-tam,choć z drugiej strony jeśli jest taki bogaty...ale teraz to nie było najważniejsze.Udał się na piętro,jeszcze raz sprawdzając numerek na kluczach i wszedł do środka swojego pokoju.Ściągnoł z siebie mokre ubranie i od razu wskoczył do łóżka chowając jeszcze pod poduszką jeden ze swojich sztyletów,tak na wszelki wypadek.

Rano obudziły go jakieś krzyki dochodzace z dołu.Ubrał się szybko,zbierając za razem wszystkie swoje rzeczy,po czym postanowił sprawdzić co się dzieje.Wyszedł z pokoju i schował się za ścianą,jak najbliżej balustrady,opserwując wszystko z góry.
- Proszę przestać!-lamętowała kobieta
- Zamknij się!Będę robił sobie co chcę,a taka podrzędna starucha nie będzie mi rozkazywała!-po czym dało się słyszeć mocne uderzenie o podłogę
Garet spróbował się bardziej wychylić,bo z tej perspektywy niewiele widział.
- Błagam,nie rubcie krzywdy memu mężowi...-kobieta przylgneła do nogi mężczyzny,którego Garet widział wczoraj
- Powiedziałem odejdź!-odtrącił ją kopniakiem,po czym zachwiał się lekko
Było widać,że jest pijany.Kołysał się na nogach,a pod oczami miał spore rumieńce.Garet jednak nie widział tamtej dwujki w czarnych szatach...najwidoczniej był sam.Chociaż to coś w szarym płaszczy wałęsało się koło niego.Nagle usłyszał głos kobiety z dołu:
- Proszę młodzieńcze pomóż mi ratować mego męża...-skierowała swuj lamęt w jego stronę
- Cholera -przekloł w myślach- za bardzo się wystawiłem...
- No chłoptasiu wyłaź z tamtąd!-krzyknoł do niego pijany mężczyzna o bląd włosach
- Chyba nie mam wyboru...-pomyślał- i tak wiedzą gdzie jestem...wpakowałem się jak djabli...
Garet zszedł powoli na dół,trzymając rękę na jednym ze sztyletów w pogotowiu.Blądas podszedł do niego chwiejnym krokiem i nachylił się nad nim mówiąc:
- Patrzcie kogo my tu mamy...jakiś szczylek,który od ziemi nie odrusł chce sprzeciwiać się moim rozkazom?-mówiąc to śmiał się mu w twarz- I myślisz,że ujdzie ci to płazem mały parszywy gnojku,ja tu rządze,a kto się sprzeciwia Von Corendo zostaje rozgnieciony jak robak...
W tym momęcie Garet nie mógł się powstrzymać i już miał wyciągnąć swój sztylet z zamiarem dźgnięcia śmiałka,ale nagle spostrzegł się,że między nim,a mężczyzną stoji jeden z jego ludzi.Odskoczył w tył chowając sztylet,po czym wyciągnoł swuj elficki miecz.
- Skrytobujcy?-pomyślał- W takim razie musi być i gdzieś drugi...
- Czekaj...-odezwał się Corendo- damy się zabawić mojemu zwierzaczkowi,dawno nie miała żadnej rozrywki...
- Jak sobie życzysz...-odezwał się"czarny",po czym zniknoł tak samo jak się pojawił
- Aki...podejdź do mnie -powiedział pieszczotliwie
Po chwili z za niego wyłoniła się ta sama dziweczyna,na którą Garet wcześniej wpadł.
- "Pobaw" się z nim -mówiąc to pogłaskał ją po głowie
Dziweczyna spojrzała na niego błagalnie.
-....Muszę?-powiedziała tak cicho,że Garet ledwo ją usłyszał
- To rozkaz...-złapał ją za szmaty- rozumiesz?-dziewczyna tylko pokiwała twierdząco głową- Baw się dobrze...-póścił ją po czym odszedł na bok
Szarooka spojrzała na demona smutno,po czym staneła w pozycji bojowej.Jej ciało zaczeło przybierać dziwne krztałty,skórę pokryła sierść i po chwili przed nim zamiast dziewczyny,stała dość duża czarna pantera.Wydała z siebie ryk po czym rzuciła się na chłopaka przewracając go na ziemię.
- Zabij mnie...-usłyszał
- Co?
- Zabij mnie,póki jeszcze możesz...-warkneła
- N-nie mogę...-starał sie bronić
- Proszę!Jeśli tego nie zrobisz to ja zabiję ciebie!-po czym odrzuciła go ciężką łapą w stronę drzwi
Garet zatrzymał się dopiero na jednym ze stołów,łamiąc go tym samym na pół.Gdy próbował się podnieść,zdążył tylko zobaczyć jak pantera biegnie na niego i odparować cios,który tym razem wysłał go na zewnątrz.Przetoczył się jeszcze kilka razy zanim się zatrzymał.Po chwili podniusł się ciężko na rękach.Pantera znów na niego ruszyła,ale tym razem odskoczył w porę na bok.
- Nie będę z tobą walczyć!Nie chcę cię zabić...-schował miecz
- Ja nie mam wyboru...-odezwała się pantera
- Zawsze jest jakieś inne wyjście!Pozatym gdybyś chciała mnie zabić,zapewne zrobiła byś to już dawno!-powiedział z powagą
- Co ty możesz wiedzieć!-pantera rzuciła się na niego po raz kolejny,przygniatając go swojim ciężarem
Chłopak starał się bronić przed jej łapami,ale była zbyt silna.Po chwili zauważył,że na jej szyji jest jakaś obręcz...nic dziwnego,że nie zauważył jej wcześniej gdzyż była tak zabrudzona,że prawie nie odrużniała się od koloru sierści.Chwycił za nią,ale kiedy tylko to zrobił po rękach przeszedł mu prąd,jednocześnie raniący panterę.
- A więc to jest ten "problem"-pomyślał- musi ją kontrolować,bo w przeciwnym razie mogła by się odwrucić przeciwoko niemu...
Garet złapał po raz kolejny za obręcz i wytęrzając wszystkie siły spróbował ją rozerwać,co jednak nie dawało pożądanego efektu.Pantera zaczeła się wyrywać i szarpać,demon jednak nie dawał za wygraną.Po chwili poczuł,że rośnie w nim ta sama siła,która pojawiła się,gdy walczył z tą wielką panterą w podziemiach.Tym razem spróbował ją opanować.Skupił się i pozwoił energi przepłynąć do ramion i dłoni.Szarpnoł mocniej i obręcz się złamała tym samym uwalniając dziewczynę z uwięzi.Pantera odskoczyła i przez chwilę stała w miejscu próbując się uspokojić.
- Już po wszystkim...-odetchnoł w myślach Garet,po czym podniusł się z ziemi
Pantera jednak zawarczała na niego po czym ponowinie rzuciła się pędem w jego stronę.Chłopak stanoł jak wryty.
- Odejdź!-usłyszał,ale nie mugł wyrwać się z amoku,dopiero po chwili dotarło do niego to co warkneła pantera
Odskoczył na bok,spostrzegając za sobą przeciwnika,na którego rzuciła się pantera.Był to jeden ze skrytobójców.W tej chwili dziewczyna siłowała się z nim trzymajac za rękę,w któej miał długi sztylet.Uderzyła go łapskiem,odtrącajac na bok,po czym skoczyła do Gareta,zabierając go tym samym na grzbiet.Chłopak ledwo zdążył się jej złapać w pełnym biegu.Po chwili przed sobą zobaczył kolejnego skrytobujcę,szarżującego na nich.Czarnowłosy wyciągnoł swuj długi miecz i wyszczerzając kły wyciągnoł go przed siebie.Pantera biegła prosto na niego.
- To jakiś szaleniec...-pomyślał "czarny" widząc wyraz twarzy chłopaka
Zabujca chciał się już wycofać,ale było za późno.Gdy pantera go dopadła,demon jednym cięciem przecioł go na pół.

Słońce chyliło się ku zachodowi.W koło panowała tylko cisza i szum spadającej wody.Dziewczyna siedziała teraz opatulona w płaszcz Gareta na skalnym brzegu jeziora i prała swoje rzeczy.Z jednej z części garderoby wyciągneła mały przedmiot i przyjrzała się mu rozkładając na dłoni.Był to nieduży wisiorek przypominający kocią głowę ze skrzydłami.Na czole znajdował się maleńki czerwony kamień,natomiast zamiast oczu były dwa podłużne szmaragdy.To była jej jedyna pamiątka,po rodzie,z którego pochodziła.Po chwili założyła go na szyję chowając pod spód.
- Więc...-przerwał niekończącą się ciszę chłopak,siedząc niedaleko niej pod pobliskim drzewem,opierając się o nie plecami-...mogę dowiedzieć się kim jesteś...?
Dziewczyna odwróciła się do niego z niepewnym wyrazem twarzy.Garet miał teraz szansę przyjrzeć się jej uwarzniej.Dopiero po tym jak się wykompała zobaczył wreszcie jej prawdziwy odcień włosów.Były króczoczarne i wydawały mu się teraz dłuższe.Grzywka zakrywałą jej szare,duże oczy,które były nienaturalnego kształtu...mógł by nawet rzec,że są to oczy drapierznika.W miejscu uszu znajdował się spiczaste,pokryte sierścią,duże kocie uszy.Natomiast z pod płaszcza wyłaniał się czarny,porośnięty sierścią,giętki ogon.Dziewczyna jednak nie miała chyba zamiaru z nim rozmawiać,gdyż znów zajeła się swoją pracą.
- Heh...-westchnoł- to chociaż powiedz mi jak się nazywasz...muszę się do ciebie jakoś zwracać,nie...?
- Aki...-odpowiedziała krótko i tak cicho,że ledwo ją usłyszał
- Nie musisz się mnie bać...-mówiąc to podszedł do niej powoli,po czym przykucnoł
Dziewczyna odruchowo skuliła się.
- Hej..nie chcę ci zrobić krzywdy...-odsunoł się kawałek od niej-...poza tym kiedy wyschną ci ubrania,możesz iść swoją drogą...
- Ale...-powiedziała swojim głosikiem-...ja nie mam do kąd iść...
- Ja napewno nie będę cie niańczył.Mam własne problemy.-na te słowa dziewczyna się rozpłakała- Ej...przestać,w ten sposób nic nie zdziałasz...-próbował ja jakoś uspokojić,ale na nic się to zdało- Nie masz,żadnej rodziny...?
Aki zaprzeczyła kręcąc głową,po czym szybko wytarła łzy rękawem.
- Nie...mój właściciel wybił całą moją rodzinę...-przerwała próbując przestać płakać-...a mnie zabrał sobie jako maskotkę,kiedy miałam dziesięć lat....przez siedem lat musiłam być na jego posyłki,w przeciwnym razie znęcał się nademną...-spuściła wzrok-...wolałam juz śmierć niż to...
- Ale teraz jesteś wolna i możesz zrobić ze swojim życiem co chcesz...nie jesteś już niczyją własnością.-powiedział po czym usiadł spowrotem pod drzewem,spoglądając w niebo
- Ale...on będzie mnie szukał...-nalegała-...prosze zabierz mnie ze sobą...
- Kiedy ja nie mogę...
- Proooszzzeeee...-podeszła i złapała go za ręce,patrząc mu prosto w oczy
Garet próbował patrzeć wszędzie gdzieindziej byle nie na nią,ale nie za bardzo mógł,gdyż dziewczyna na niego napierała.W końcu zgodził się z wielką niechęcią.
- Ale kiedy będzimy mieć jakieś kłopoty,każde dba o własny tyłek,jasne?
- Jak słońce -odpowiedziała z promiennym uśmiechem
- A i jeszcze jedno...trochę wiecej odwagi nie zaszkodzi.-po chwili zastanowienia dodał- Trzeba będzie ci również załatwić jakieś normalne ubranie...


Jery to chyba najdłuzszy post jaki w życiu napisałam O_o .Ciekawi mnie czy ktoś to przeczyta XD dla wytrfałych wielkie brawa ;P

Offline White_wizard

  • Keyblade Master
  • Weapon Master
  • *********
  • Wiadomości: 2242
  • A way to the Dawn
    • Zobacz profil
Another side, another story.....
« Odpowiedź #8 dnia: Lipca 24, 2005, 09:53:07 pm »
Ktoś tu ma małą obsesję na punkcie czarnych panter ... hehe... No ale niech tak będzie, dobra obsesja nie jest zła :F

Garet siedział oparty o drzewo i wpatrywał się w czerwoną poświatę zachodzącego słońca. Ani wieszała swoje mokre ubrania na jednej z grubszych gałęzi. Kiedy rozwiesiła ostatnią część garderoby zlustrowała Gareta ciekawskim spojrzeniem:
 - Ty nie jesteś człowiekiem, prawda? – zapytała cicho
Chłopak uśmiechnął się krzywo
 - Na imię mam Garet i jestem demonem.... a przynajmniej tak zawsze mówili mi w sierocińcu – westchnął i po chwili dodał – rodziców właściwie nigdy nie znałem.....
Ani spuściła głowę
 - Smutne.... – jej słowa oscylowały na skraju słyszalności
 - Takie już jest życie, ale spójrz na to z innej perspektywy – Garet próbował zmienić tok rozmowy, bo ten melodramatyczny nastrój zaczynał go przytłaczać – gdybym miał rodzinę, nigdy nie trafiłbym do Morgos i nie uwolnił cię od Von Cordona
Ani uśmiechnęła się krzywo
 - Tak... w sumie tak.....
Złodziej przeklął w myślach swoją głupotę. Poruszenie tego tematu było co najmniej niestosowne...
Dziewczyna nieśmiało usiadła obok Gareta, który właśnie pił wodę z manierki i spojrzała mu w oczy. Chłopak poczuł jakieś dziwne, nieokreślone uczucie, wpatrując się w te dwa szare punkty.
 - Wtedy w mieście.... dlaczego mnie nie zabiłeś? – zapytała otwarcie.
Złodziej zachłysnął się i odkaszlnął nerwowo. To pytanie zupełnie zbiło go z tropu.... Dopiero po chwili pewna oczywista myśl uderzyła w zaplecze jego umysłu. Przecież ta dziewczyna przez siedem ostatnich lat była niewolnicą u Von Cordona.... Bita i karana za najmniejsze przewinienie, nie rozumiała, że nie każdy jest tak bezduszny jak jej „właściciel”. Chłopak współczuł jej z całego serca.... Nawet dla swojego największego wroga nie chciałby takiego życia...
 - Zabijam tylko jeśli muszę – wykrztusił w końcu Garet -  Zresztą ty też nie chciałaś mnie zabić....
 - Ale Cordon....
 - Zapomnij o nim – przerwał jej w pół zdania – Teraz jesteś wolna, a on już nigdy cię nie skrzywdzi.... Masz moje słowo.
Dziewczyna odpowiedziała mu uśmiechem. Położyła mu głowę na ramieniu i zamknęła oczy. Garet pogładził ją po czarnych, miękkich włosach, a kiedy zasnęła ostrożnie ułożył ją na ziemi i przykrył swoim płaszczem. Kiedy przyglądał się postaci, pogrążonej w śnie, w głowie głośnym echem odbijały się jego własne słowa, przyrzeczenie, że Cordon nic już jej nie zrobi....
Chłopak wziął miecz oparty o drzewo i przełożył go sobie przez plecy. Sprawdził, czy sztylety są na miejscu i spojrzał w stronę miasta. „Przeszedł dzień zapłaty, Cordon” – pomyślał.

Cichym krokiem zbliżył się do bramy miasta. Strażnicy grali w karty, siedząc w swojej kwaterze. Przeszedł obok niezauważony..... Lata, poświęcone na szlifowanie złodziejskich zdolności nie poszły na marne. Wykorzystywał każdy skrawek cienia, w którym mógł się ukryć, żeby jego wizyta w mieście pozostała anonimowa. Miał dziwne przezucia, że Cordon może mieć do niego poniekąd pretensje za  zniknięcie Ani i śmierć jednego ze swoich prywatnych skrytobójców.  
Opuścił jedną z bocznych uliczek, po to tylko, żeby znaleźć się pod drzwiami znanej już sobie karczmy „Pod wesołym wisielcem”. Miał ochotę wejść do środka i popytać się trochę o Cordona, ale skutecznie powstrzymał go przed tym kawałek papieru rozwieszony na drzwiach – list gończy przedstawiający zniekształcony portret pamięciowy Gareta i sumę którą Cordon gotów był wypłacić za jego schwytanie.  
Chłopak chciał zedrzeć papier i wyrzucić go, ale w tej chwili drzwi zaczęły się powoli otwierać. Garet przeklął w myślach i szybko zniknął w cieniu wąskiej uliczki między karczmą, a domem mieszkalnym. Kiedy skrzypienie drzwi ustało, do jego uszu dobiegł odgłos kroków zbliżających się w stronę karczmy
 - Nie możemy ich nigdzie znaleźć, panie Cordon – jakiś żołnierz powiedział, do mężczyzny, który właśnie wyszedł z gospody
 - Nie obchodzi mnie jak to zrobicie! Macie ich znaleźć, bo w moim mieście nikt mi się nie przeciwstawia.
Żołnierz zasalutował i pobiegł dalej, a Cordom mamrotał coś pod nosem.
Złowieszczy uśmiech wykrzywił rysy Gareta. Nie musiał szukać daleko, żeby trafić na swój cel. „Lepiej się pomódl, Cordon” – pomyślał chłopak, a jego oblicze wykrzywił złowieszczy uśmiech.

 
You were born from nothing, you will turn into nothing. What have you lost? Nothing!

Offline Yuzuriha

  • Dead Shadow
  • SemiRedaktor
  • *********
  • Wiadomości: 1742
  • Let's go together ... in to the darkness
    • Zobacz profil
    • http://www.deadshadow666.deviantart.com/
Another side, another story.....
« Odpowiedź #9 dnia: Listopada 20, 2005, 04:48:19 pm »
Huh..jak patrzę na ostatnią datę posta...jenu chyba wszyscy zapomnieli o tym temacie...no cóż jednak postanowiłam,że coś napiszę^^.

Noc nastała szybko,szybciej niż Garet się spodziewał,ale właśnie na to tak długo czekał ukryty w cieniu wąskiej uliczki.W nocy czuł się pewniej.Tej nocy ksieżyc schował sie za ciemnymi chmurami dając tym samym Garetowi możliwość poruszania się bez zauważenia.
Chłopak wyjżał z uliczki w stronę karczmy w jakiej zatrzymał się Von Corendo.W oknach nie paliło się już żadne światło,najwyraźniej wszyscy już posneli.Jedynym problemem jaki mu pozostał to pokuj,w którym mugł spać Corendo.Zastanowił sie przez chwilę "przecież nie będę sparawdzał każdego po kolei..." pomyślał.Nagle zauważył dwóch strażników zbliżających się w jego stronę i szybko schował się w uliczkę przylegając do ściany plecami.Meżczyźni zatrzymali się koło uliczki.Wyższy z halabardą odezwał się niskim głosem:
- Co ten Von Corendo sobie myśli...każe nam po nocy szukać jakiegoś taniego złodziejaszka,który zabrał mu "zabawkę"...
Młodszy zilustrował go wzrokiem.
- Ale za to nam płaci.
- Ta...marne grosze,a sam śpi sobie w jednym z najbardziej luksusowych pokoji. -ziewnoł przeciągle- Mam już dośc takiej roboty...
Demon powoli wycofał sie w głąb uliczki,szybko rozgladając się po niej.Miała niecałe półtora metra,a gdzieniegdzie walały się sterty śmieci,co skutecznie mogło uniemożliwić zamach halabardą.Na jego twarzy wykwitł niepochamowany uśmieszek "to będzie prostrze niż myślałem".Garet wyciądnoł jeden ze swoich sztyletów,po czym kopnoł jakiś metalowy pojemnik,który leżał nieopodal.Efekt był natychmiastowy,młodszy mężczyzna bez wachania wszedł w pułapkę.Szedł przed siebie z wyciągniętą halabardą gotowa do ataku,jednak nim się spostrzegł,demon uderzył go klingą przez kark,tym samym ogłuszając go.Drugi meżczyzna nie widząc swojego kompana również wszedł do uliczki.Garet tylko na to czekał,gdy podszedł wystarczająco blisko,wytrącił żołnieżowi broń z ręki silnym kopniakiem.Ten zdezoriętowany rozglądał się gorączkowo po ciemnym zaułku,jednak niczego nie dostrzegł.Garet natomiast widział wystarczajaco dobrze by muc popchnąć całą swoją masą ciała niczego nieświadomego mężczyznę na ścianę.Jedną ręką przytrzymał go przy ścianie,drugą natomiast przyzstawił do szyji przyciskając do niej sztylet.Mężczyzna był wyższy od Gareta i bardziej zbudowany,ale najwyraźniej sparaliżował go strach.
- Zapytam tylko raz.Który pokuj zajmuje Von Corendo. -mowiąc ważył każde słowo nadając mu złowieszcze brzmienie
Żołnież zaczoł się trząść i jąkać,nie mogąć wydobyć z siebie żadnego słowa.
- Gadaj albo podzielisz los swojego kumpla.-przycisnoł mu bardziej sztylet do szyji,krew delikatnie zaczeła spływać po jego lśniącym ostrzu.
- Na...piętrze..oss..tatni pokuj.....po llle...wej...-wyjąkał żołnież,zaciskając zęby
Demon uśmiechnoł się do niego złowieszczo,po czym zamachnawszy się z całej siły udeżył go w głowę klingą tak,że ten od razu stracił przytomność.Garet przytrzymał go przy ścianie by nie narobił hałasu upadając i usadził go na ziemi "jeden problem mniej.."pomyślał.Niebieskooki wyjżał znów z zaułka i tym razem nie widząc żadnych "przeszkud" na drodze podszedł do najbliższedo okna tawerny.Zajrzał przez okno i niezauważony wśliznoł się do środka,po uprzednim otwarciu zamka wytrychem.Przymknoł okno by wygladało na zamknięte i rozejrzał się po pomieszczeniu szukając schodów prowadzących na piętro.Znalazł je bez problemu.Powoli i uważnie wszedł na górę ważąc każdy krok."Ostatni pokuj po lewej" pomyślał stojąc przed drzwiami.Wyjoł z kieszeni swuj komplet wytrychów i kiedy już miał wsadzić w dziurkę od klucza odpowiedzni,coś go zdziwiło.Drzwi do pokoju były otwarte...powoli je odworzył i wśliznoł się do środka.Gdy tylko znalzał się w pokoju uważnie się po nim rozejrzał,było jednak zbyt ciemno by mógł co kolwiek zauważyć.Na chwilę światło księżyca wyłoniło się z za chmur,oświetlając pokuj.Garet zauważył,że okno jest otwarte,a na środku pokoju stoji jakaś ciemna postać trzymająca coś w dłoni.Owa postać spojrzała w jego stronę dziwnymi,świecącymi oczami,przekrzywiając lekko głowę.Kolejny prześwit,który dał chłopakowi ujrzeć więcej niż się spodziewał.Na ścianach znajdowały się ogromne ciemne plamy,natomiast z dłoni dziewczyny, jak się domyślił,coś kapało na podłogę.
- Garet...-usłyszał znajomy cichy głos,który teraz brzmiał trochę bardziej złowieszczo
- Aki...co ty tu robisz? -zapytał pół szeptem podchodząc do niej
- Śledziłam cię...wiedziałam,że pójdziesz po niego...-mówiąc to spojrzała na swoją dłoń,po czym wyrzuciła jej zawartość
Garet nawet nie chciał wiedzieć co to było.
- Ale jego tutaj nie ma...-wskazała na zakrwawioną pościel- Ten tutaj to jego drugi skrytobujca...i bedzie ich wiecej...chciałam tylko...-zasłoniła twarz rękoma nie wymawiając już więcej żadnego słowa
Demon obrzucił wzrokiem jeszcze raz pokoju,po czym zwrócił się do dziewczyny:
- Lepiej się stąd ulotnijmy,zanim się ktoś zorientuje...-zaproponował
Dziewczyna przytakneła.Oboje podeszli do otwartego okna,Garet rozejrzał sie czy nie ma nikogo w pobliżu,po czym zwrócił się ponownie do dziewczyny:
- Dasz radę z tąd zeskoczyć?
Aki w odpowiedzi kiwneła twierdząco głową.Niebieskooki wyjrzał jeszcze raz i po chwili wyskoczył z okna,lądując na ziemi bez najmniejszego trudu.Po chwili dał sygnał ręką dziewczynie i ona również z gracją kota zeskoczyła na dół.Oboje schowali się w ciemnej uliczce,w której nadal leżeli nieprzytomni żołnieże.Demon spojrzał na idącą za nim Aki.
- Czego właściwie tam szukałaś? -zapytał chłodno- Wiesz,że mogli cię złapać...
- Zemsty...-powiedziała bez najmniejszego wachania,w jej głosie wyczuł złość- Chciałam go dopaść...i zabić za to co zrobił mojej rodzinie...
Przeszli przez uliczkę i znaleźli się między dwoma budynkami mieszkalnymi,przeszli pod oknami i ruszyli kolejną uliczką niepostrzerzeni przez nikogo.W końcu doszli do placu,Garet rozejrzał sie i nie widząc żadnego "potencjalnego" zagrożenia,ruszył na drugą jego stronę,Aki cały czas trzymała się blisko niego.Przeszli jeszcze kilka kolejnych uliczek i w końcu doszli do bramy.Dwóch strażników stało po obu jej stronach,przechodząc co jakiś czas z jednej na drugą stronę.
- Niedobrze..-pomyślał- sam dałbym radę się prześliznąć,ale z Aki...-spojrzał na nią niepewnie,po chwili uderzyła go pewna myśl- Zaraz...mam przecierz amulet...jeśli tylko udało by się....
Spojrzął jeszcze raz w stronę strażników,po czym odezwał się do dziewczyny półszeptem:
- Trzymaj się bardzo blisko mnie...mam pewnien pomysł.
Dziewczyna posłusznie złapała go za rękę,a Garet skupił się na kamieniu.Po chwili wokół amuletu pojawił się nikły niebieski blask i po chwil oboje stali się przezroczyści.
- Jednak jest tak jak myślałem - uśmiechnoł się do swojich myśli
Garet wyczekał moment,w którym strażnicy rozdzielali się i ruszył razem z dziewczyną przechodząc obok nich zupełnie niezauważony.Gdy tylko oddalili się wystarczająco od miasta przestał skupiać się na kamieniu i po chwili byli już spowrotem widzialni.
- Co to jest? -zapytała zupełnie zaskoczona Aki
- To podarunek od mojej matki...ale najważniejesze jest teraz to,że wydostaliśmy się z miasta.Jutro znajdą w tamtym pokoju bardzo niemiłą niespodziankę...-stwierdził uśmiechając się krzywo na samą myśl- Tak szczerze mówiąc...-zwrócił się do niej-..zemsta wcale nie jest najleprzym wyjściem...
Dziewczyna odwróciła wzrok,wiatr rozwiał jej długie czarne włosy,zakrywając jej twarz.Garet,zastanowił się przez chwilę.
- Jutro idę w stronę Morgos...mam tam pewną sprawę do załatwienia,jeśli chcesz możesz iść ze mną...-zaproponował zmieniając temat
- Pójdę wszędzie...byle być daleko od niego...-powiedziała spokojnym głosem
Demon kiwnoł głową i oboje ruszyli w głąb lasu.


Mam tylko nadzieję,że kolejny post ukarze się szybciej....

Offline Siergiej

  • Last Hero
  • **********
  • Wiadomości: 2544
  • Idol Tanta
    • Zobacz profil
Another side, another story.....
« Odpowiedź #10 dnia: Listopada 25, 2005, 05:50:15 pm »
a tylu bylu chetnych, kazdy mial pisac, Zelle, Tanty, Mole, Gipsy...;]
Garet i Aki, aż do zmroku wędrowali wąskim traktem, przeprowadzonym przez sam środek Upiornego Lasu. Jednak szli przed siebie, bez większych obaw, gdyż las ten, nazwę swą nosił nie ze względu na upiory, a na wywołujący zimne dreszcze, wygląd. Gigantyczne drzewa, z konarami wygiętymi tak, jak gdyby drzewa wyginały je w potwornym cierpieniu, rzucały smutny cień, gdziekolwiek nie spojrzeć. Optymizmem nie mogły napawać również wysokie krzewy, porastające mało uczęszczany trakt. Jednak dwie osoby, idące tym traktem, nie zwracały na to większej uwagi. Zależało im teraz tylko na tym, by jak najszybciej dotrzeć do Morgos i dowiedzieć się czegoś o tajemniczym amulecie Gareta. Ich wędrówka trwała dosyć długo i zrobić przerwę postanowili dopiero wtedy, gdy ze względu na mglistą noc, widoczność ograniczyła się do minimum. Chłopak ułożył się na liściach, pod wysokim dębem, a Aki przeistoczyła się w panterę i położyła tuż obok niego. Powieki zmęczonej dwójki opadły niemal od razu, odsyłając ich w objęcia Morfeusza.
Krótki błysk i Garet stał na równinie, gdzie jak okiem sięgnąć, widać było tylko suchą i spękaną ziemię. Krzyczał i wołał, pytając czy ktoś go słyszy, ale równina pozostawała głucha na jego okrzyki. Zaczął biec przed siebie, ile sił w nogach, aż w końcu, na horyzoncie ukazała się czarna plama, oświetlana blaskiem czerwonego księżyca, wirującego po zachmurzonym niebie. Demon przyspieszył i po paru minutach, stał już na wprost wysokiej czarnej postaci. Posturą, owa postać przypominała Rasta, lecz nie była człowiekiem, a stojącym na dwóch łapach, przerośniętym lisem, bądź też lisicą. Tego chłopak nie mógł określić, ze względu na czarny pancerz, przyozdobiony ludzkimi czaszkami, który pokrywał również czarne jak smoła futro. Brązowe oczy tego stwora przewiercały młodzieńca na wylot, spojrzeniem, które wywołało u Gareta ciarki. Wpatrywali się tak w siebie i pewnie wpatrywali by się znacznie dłużej, gdyby nie nagły błysk, który zamienił ogromnego lisa, w demona, o skrzydłach podobnych do tych, które do niedawna miał Garet. Niebieskie oczy nowoprzybyłego wyraźnym zadowoleniem wpatrywały się w postać chłopaka. Podobnie jak oczy, również włosy demona były niebieskiej barwy i delikatne spływały po ramionach „niebieskiego”, jak ochrzcił go w myślach młodzian. Po chwili nastąpił następny błysk i znów oczom Gareta ukazało się lisowate stworzenie. Za chwile znów ujrzał „niebieskiego”. Obraz coraz szybciej skakł mu przed oczami, aż w końcu przestał nadążać za nim i zamknął oczy. Gdy je otwarł, leżał zlany potem, z powrotem w Upiornym Lesie. „Więc to był tylko sen” pomyślał i wstał by się rozejrzeć. Mimo wszechobecnego cienia drzew, widoczność była znacznie lepsza niż w nocy, z czego wywnioskował, że jest ranek, albo nawet, dochodzi południe. Poszukał spojrzeniem Aki, ale pantery nigdzie nie było. Gorączkowo rozejrzał się jeszcze kilkukrotnie i zaczął ją wołać. Nie dało to żadnego efektu. Był zły na siebie, że dał jej się nabrać. Podejrzewał, że udała się prosto do Von Corenda. Jednak nic nie mógł zrobić, gdyż nie wiedział jak daleko zaszła już, kotka. Uznał więc, że nie czas wrócić do wędrówki w strone Morgos i udał się dalej traktem. Po około godzinie drogi, z pobliskich zarośli wyskoczyło na niego coś, co bardziej przypominało wielki kamień niż człowieka. Owo cos, jednym uderzeniem rzuciło Gareta na ziemię około dwa metry dalej. Potrząsnął głową i w pośpiechu podniósł się z ziemi, dobywając miecza. Szybko spojrzał na przeciwnika i ku swojemu zdziwieniu ujrzał Rasta, którego twarz była czerwona ze złości, a tętnica szyjna, szybko pulsowała. Olbrzym ponownie machnął mieczem, a młody demon z trudem uniknął śmierci. Całe życie przemknęło mu przed oczami, kiedy gigantyczne ostrze śmignęło tuż obok jego twarzy. Gigantyczny człowiek ponownie się zamachnął, ale tym razem nie zdążył wykonać ciosu. Czarna pantera wyskoczyła, dokładnie z tego miejsca, z którego wcześniej wyskoczył Rast. Kotka rzuciła się na wielkoluda, który z trudem zdołał odbić ją w bok, mimo to, Aki zgrabnie spadła na cztery łapy i przystąpiła do kolejnego natarcia, lecz znów Rast zdołał się zablokować, po czym kontratakował, potężnym, acz niecelnym cięciem z góry. Garet, przyglądający się temu, skarcił siebie w myślach, za to, że pomyślał o Aki jak o zdrajczyni. Czekał tylko na odpowiedni moment, by wkroczyć do akcji i pomóc czarnej panterze, w pokonaniu Rasta. Gdy już miał się zamachnąć i zatopić ostrze swego miecza w brzuchu olbrzyma, usłyszał znajomy mu już głos Nayi, oznajmiający „Dość!”…

Offline The_Reaver

  • Heartless Engineer
  • Redaktor
  • *********
  • Wiadomości: 2086
  • Dark Keyblade Master
    • Zobacz profil
Another side, another story.....
« Odpowiedź #11 dnia: Stycznia 03, 2006, 04:50:35 pm »
Na samym początku pozwolę sobie na kilka słów krytyki. Pierwszy hmmm „tom” wypadł średnio. Są pomysły ciekawe, ale są też takie sobie i całkowita beznadzieja. Czytając miałem dziwne wrażenie jakby niektórzy nie czytali co napisali poprzednicy (a to co sami napisali nie wspomnę). Nie mówię, że wogóle nie czytają, ale czytają tak przelotowo, pomijając pewne szczegóły. A chociaż na takie podstawowe rzeczy przydałoby się zwrócić uwagę, jak imiona bohaterów, rasa (to raczej nie pominięto), jak wyglądają, jakiej broni używają (przy broni to Kain raz używała „kosy Anioła Śmierci” która została zapomniana), lub gdzie dana osoba się znajduje. Ja oczywiście nikomu nic nie narzucam, a tylko wyrażam swą opinię. Jednak przydało by się trochę postarać, by całość miała ręce i nogi.

Dobra dość z krytyką, pora trochę od siebie dorzucić:

-Dość- krzykneła Naiya.
Garet słysząc to zaprzestał ataku, ale Aki powtórzyła atak na tym razem nie przygotowanego Rasta, jednak kocicę powalił wystrzelony przez czarodziejkę pocisk. Garet szybko podbiegł do nieprzytomnej kocicy.
-Tylko ją ogłuszyłam – rzekła elfka
-Ale ty raczej długo nie pożyjesz – przerwał Rast gotowy do kolejnego ataku
-Rast przestań – przerwała mu Naiya, która słaneła pomiędzy Garetem a Rastem – co w ciebie wstąpiła
-Ten demon o mały włos cię nie zabił, a ty go jeszcze bronisz
-Co się wtedy stało, to przeszłość
-właśnie – tym razem przerwał stojący z boku Zenon – wystarczy wziąć mu medalion i przegonić, zanim znowu zacznie szaleć
-Zenon, ty też?
-Tak czy siak – kontynuował Rast – jak mu go weźmiemy to będzie nas śledzić i w końcu spróbuje nas zabić by odzyskać swój skarb. To zbyt ryzykowne. Może znowu użyć swych mocy, więc najlepiej go zabić, zanim je użyje.
-Kiedy ja już nie mam tamtych mocy – przerwał Garet
-Baaa blefujesz – po tych słowach Rasta Garet pokazał plecy czyste od ciemnych kształtów, czy też skrzydeł
-Pewnie nauczyłeś się jak je chować. Nie ufałem ci wtedy, nie ufam i teraz
-Rast przestaniesz w końcu?
-A jeżeli znowu zacznie swój szaleńczą rządzę zabijania?
-To wtedy mnie zabij – po tych słowach Naiya, Rast i Zenon spojrzeli zdziwionym spojrzeniem na Gareta – Wtedy nie byłem sobą, ktoś nade mną zawładną. Być może to się znowu zdarzy, a jeżeli tak się stanie, to Rast, możesz mnie zabić.
Chwilę panowała cisza w końcu przerwał ją Rast
-Dobra. Przekonałeś mnie, ale wciąż ci nie ufam. Tylko skieruj swe ostrze w naszym kierunku, a odetnę rękę, która ją trzyma razem z twoją głową.
-Zgoda – przytaknął Garet. Niedługo po tym Aki odzyskała przytomność. Jednka widząc Rasta przyjęła pozycję bojową, jednak Garet szybko ją powstrzymał.
-Aki spokojnie to przyjaciele – Aki spojrzała na przyjaciół, po czym wróciła do normalnej postaci
-Też mi przyjaciele, co swoich atakują – skomentowała po przemianie
-Przyjaciółka twoja? – zapytał Naiya
-Spotkałem ją w miasteczku nieopodal – zaczął Garet – to jest Aki, Aki to jest Naiya, Rast, a ten gryzoń to Zenon
-Nie jestem gryzoniem –krzyknął obrażony Zenon – wolę prędzej określenie lis, lub może być łasica.
-Porozmawiamy po drodze – przerwał Rast – „Oni” mogą nas śledzić
-Jacy „oni – spytała Aki
-Po drodze ci opowiem – wyjaśnił Garet
-Uważaj Garet na to co robisz – rzekł groźnym tonem Rast – ja mogę to źle odebrać, a wtedy może się to dla ciebie źle skończyć
 -Dobra rozumiem
Po chwili wszyscy zaczeli iść w głąb lasu.
-Hej Naiya. Jak tam rany – Przerwał ciszę Garet
-Powoli się goją – odpowiedziała Naiya – ale lepiej uważaj co robisz.

Wędrówka przez las wzieła trochę czasu, przez ten czas wszyscy zdążyli opowiedzieć co się stało od momentu wypadku w jaskini. Następnego dnia w końcu wyszli na polanę, a w oddali ujrzeli cel ich podróży. Miasto Morgos.
-To gdzie mamy znaleźć tego Altrosa? – zaczął po przekroczeniu bramy Garet
-Zwykle tacy mędrcy bywają w bibliotece – odpowiedział Zenon – to tamten duży budynek na końcu ulicy. To ja pójdę na spacer
-Co gdzie ty idziesz – spytała Naiya
-Porozglądać się. Dawno tu nie byłem – Po tych słowach zaczął biegnąc w swoją stronę
-Zostaw go – zatrzymał Rast Naiyę – wiesz, że lubi się rozglądać po miastach sam. Chodźmy lepiej do tej biblioteki.
-Może ja też się porozglądam – przerwała Aki
-Lepiej zostań z nami – przerwał jej Garet – Corendo może mieć tu swoich ludzi.
-Może masz rację
Gdy stanęli przed drzwiami wejściowymi spojrzeli w górę na rozmiary całego budynku. Nad drzwiami był wyryty napis „Wielka Biblioteka Morgos”. Czytając słowo „Wielka” rozumieli jej znaczenie dosłownie i w przenośni. Gdy weszli do środka widzieli, ze oprócz bibliotekarza za recepcją, którego wzrok był utkwiony w księdze, nikogo tu nie było. Być może powodem jest fakt, że nie dawno została otwarta. Garet stanął przed recepcją.
-Przepraszam – bibliotekarz podniósł głowę i spojrzał swym starym, zmęczonym wzrokiem na Gareta – szukamy człowieka imieniem Altros. Nie ma go tu czasem?
-Ja jestem Altros – odpowiedział bibliotekarz
-Pan jest Altros?
-Tak. Każdy mędrzec musi mieć jakąś spokojniejszą pracę nie. Więc, w czym mogę pomóc
Garet zdjął Amulet i pokazał go starcowi
-Chcemy, żeby pan to przeanalizował
Po tych słowach postawił amulet na ladzie. Starzec wziął go do ręki.
-Interesujące – zaczął starzec – jest zimny w dotyku, co jest trochę dziwne. Hmmm. Ten kształt wygląda znajomo. Ależ ja to widziałem gdzieś. – Szybko oddał amulet Garetowi, po czym zaczął szukać coś po książkach. Wyjął jeden tom i postawił na jednym ze stolików. Reszta poszła za nim i też usiadła przy tym samym stoliku. Na czerwonej okładce księgi jaką Altros przyniósł znajdował się złoty napis „Wielka Bitwa”. Starzec szybko otworzył na jednej ze stron, na której znajdował się obrazek przedstawiający amulet bardzo podobny do tego, który trzyma Garet.
-Ten amulet kiedyś należał do Leviathana.
-Leviathan? – przerwała Naiya
-Słyszałaś o nim? – spytał Rast
-Gdy byłam jeszcze dzieckiem miałam kolegę o imieniu Leviathan. Ale chyba panu chodzi o innego Leviathana prawda??
-Raczej tak – kontynuował Altros – Leviathan o którym mówię żył przed Wielką Bitwą i był raczej lodowym demonem. On razem z grupką wojowników razem stanęli przeciwko ciemności i razem pokonali Argona, Galiona, Rubeusa, którzy chcieli zawładnąć, lub co gorsza zniszczyć ten świat, a także stanął podczas Wielkiej Bitwy, która wydarzyła się 18 lat temu, na czele armi ludzi, która stanęła przeciwko armii nie umarłych z Shergot. Dzięki niemu tę bitwę wygrali ludzie, ale ceną życia wielu doskonałych żołnierzy.
-Co się stało z Leviathanem –przerwał Garet
-Trudno powiedzieć. Wielu twierdzi, że zginął pod koniec bitwy, ale nie znaleziono jego ciała, a w miejscu gdzie powinno ono być znaleziono tylko ten Amulet.
-Co się później z nim stało?
-Został oddany ukochanej Leviathana, kobiety imieniem Kain. Nie wiadomo jednak co się z nią stało, gdyż po bitwie opuściła Nord, pod którym stoczyła się bitwa i udała się w nieznanym kierunku. Pytanie jednak brzmi: skąd ty go masz?
-Dostałem od matki, jednak nie nazywała się Kain, lecz Mariel.
-A ojciec?
-Zginął w Wielkiej Bitwie. Jedyne co o nim wiem jest to, że był demonem, co po nim odziedziczyłem.
-Rozumiem. Być może twoja matka otrzymała amulet od Kain, a może...
-To jednak nie przybliża do wyjaśnień na temat samego amuletu – przerwał Rast – czy pisze coś o jego mocy.
-O wybaczcie. Co do samego amuletu, to słyszałem jedynie legendy. Podobno Leviathan czerpał moc z ów amuletu, a bez niego mógł być bez silny. Podobno dawał nosicielowi ogromną moc smoka, a także umiejętność podruży między wymiarami. Być może dzięki niemu przybył do tego świata.
-Co masz na myśli mówiąc „przybył do tego świata”? – przerwał Garet
-Leviathan pochodzi z innego świata. Przybył, by ocalić ten świat przed siłami ciemności. Jednaka wracając do Amuletu, to ...
Wypowiedź starca przerwał Zenon otwierający drzwi. Wpadł do środka z zaniepokojonym wyrazem twarzy. W rękach trzymał jakiś papier.
-Większych drzwi nie mieliście? – mówił mocno dysząc
-Zenon co się stało – zapytała Naiya – wyglądasz jakby się gdzieś paliło
-Spójrzcie na to – Zenon wskoczył na stół, a następnie rozłożył trzymany papier. Był to list gończy, na którym widniały wizerunki Gareta i Aki. Na samym dole był podpis Corendona.
-Nieźle wleźliście wy dwaj Corendonowi za skórę – skomentował Zenon – te listy są powywieszane w całym mieście.
-Więc lepiej żeby ja i Aki szybko je opuścili – jednak nie długo po tych słowach ktoś zaczął dobijać się do drzwi
-Otwierać w imieniu prawa
-Co teraz –zapytała Aki – Nie możemy chyba walczyć ze strażą
-Panie Altosie –zaczął Garet – jest sta jakieś tylnie wyjście
-Tak – opowiedział Altos – ale mam lepszy pomysł chodźcie ze mną.
Starzec doprowadził wszystkich do jednej z szaf wypełnionych książkami. Starzec natychmiast zaczął coś szukać wśród książek.
-E – M – P – literował wyciągając 3 książki. Coś po chwili pstrykneło i starzec popchnął cały regał, który obrócił się pokazując tajemne przejście – to przejście prowadzi na zewnątrz miasta. Dawno nie był używany, więc nie wiem co się tam może kryć – kontynuował dając Garetowi pochodnię - Normalnie nie pomagam poszukiwanym, ale skoro poszukuje was Von Corendo, to mogę wam pomóc. Ten zbir nieraz sprawił innym cierpienia.
-Dobra – powiedział Garet – to pójdę ja z Aki. Naiya, Rast i Zenon wy zostaniecie
-Dlaczego – przerwała Naiya
-Corendo was nie zna, więc powinniście się stąd wydostać bez zbędnych przygód
-Pójdę z wami – wtrącił się Zenon – komuś się w tym mieście naraziłem i lepiej, by nie tu nie widzieli. Zresztą mam pewien instynkt, jeśli chodzi o takie przejścia.
-Dobrze Zenon idziesz z nami –zgodził się Garet – a jeśli chodzi o amulet
-Zatrzymaj go – przerwał Altos – w lesie mam ukrytą chatę. Po prostu na zachód od miasta idź za żółtymi kwiatami. Tam porozmawiamy.
Garet przytaknął, po czym cała trójka ruszyła w nieznane, słysząc jak zamyka się za nimi przejście.

Zaś w bibliotece kolejny raz dwaj strażnicy dobijają się do drzwi krzycząc „Otwierać w imieniu prawa” nie zdając sobie sprawę, iż drzwi są otwarte. W końcu stary bibliotekarz otworzył drzwi.
-Panowie przecież drzwi są cały czas otwarte – zaczął Altos – w czym wam mogę pomóc
-Szukamy tej dwójki – jeden ze strażników pokazał list gończy z portretami Gareta i Aki - Świadkowie twierdzą, że widzieli jak weszli do środka. Chcielibyśmy się porozglądać.
-Ależ oczywiście
Strażnicy weszli do środka i zaczęli się rozglądać po pomieszczeniu. Ich uwagę przykuli siedzący przy jednym ze stolików Rast i Naiya. Jeden ze strażników podszedł i pokazawszy list gończy spytał:
-Podobno ta dwójka weszła z wami do środka. Czy przypadkiem ich nie znacie.
-Przykro mi – zaczęła Naiya - ale ta dwójka jest mi zupełnie obca
-A pan? – strażnik zwrócił się do Rasta, który patrzył na portret Gareta z taką niechęcią, że chętnie by go wydał. Po chwili jednak odpowiedział:
-Całkowicie obcy dla mnie.
-Aha rozumiem
-Panie władzo – wtrącił się starzec – wydaje mi się, że ta dwójka mogła wymknąć się tylnim wyjściem. Czasami takie złodziejaszki wymykają się tamtędy
-Rozumiem sprawdzimy to.
Obydwoje udali się w kierunku tylniego wyjścia. Altros spojrzał na chwile w regał kryjący tajne przejście i w myślach rzekł „Bóg z wami”


Damn. Chyba trochę przesadziłem z długością. Mam nadzieję, że spodoba się takie opowiedzenie bohaterom o Leviathanie (ciekawe, czy ktoś się domysli kim jest znajomy dla Naiyi Levathan :D). Okej NEXT FAST.
I'm in Space!

Offline Yuzuriha

  • Dead Shadow
  • SemiRedaktor
  • *********
  • Wiadomości: 1742
  • Let's go together ... in to the darkness
    • Zobacz profil
    • http://www.deadshadow666.deviantart.com/
Odp: Another side, another story.....
« Odpowiedź #12 dnia: Sierpnia 16, 2012, 03:58:51 pm »
Cóż jak patrzę na datę ostatniego posta pisanego tutaj,to aż sama się sobie dziwie,że chce mi się jeszcze tu pisać,ale obiecałam sobie,że tak tego opowiadania nie zostawię.Tym bardziej,że mam kilka pomysłów.Chyba nikt się nie obrazi jeśli pozwolę sobie wziąć je pod własne skrzydła i kontynuować je dalej sama po swojemu?Tym bardziej,że już dawno zostało zapomniane.W każdym razie mam zamiar pisać tu częściej niż na...uh 7 lat haha ^^'(tym bardziej,że mam już trochę napisane w przód). Oczywiście jeśli będą chętni to czytać,od razu,zaznaczam,że jakiekolwiek sugestie są mile widziane.

Trójka bohaterów szła długim korytarzem, odgłosy ich kroków niosły się po całej jego długości. Nie spieszyli się, nikt ich przecierz nie gonił, strażnicy, których zmylił Altros dawno zgubili trop. Idąc, mieli wrażenie, że korytarz ciągnie się w nieskończoność, gdy ten naglę zaczął ostro skręcać, aż dotarli do schodów.
- Niewygląda zachęcająco. - burknął pod nosem Garet, ruszając po chwili przed siebie.
Zszedł zaledwie kilka stopni, gdy coś uderzyło go w nogi. Momentalnie stracił równowagę. Próbując utrzymać się w pionie wypuścił z reki pochodnię, po czym poczuł szarpnięcie i usiał twardo.Dolna część pleców również ucierpiała,za to głowa zatrzymała się na czymś miękkim. Garet jęknął z bólu i spoglądając w górę, napotkał wzrok niepewnie uśmiechającą się Aki. W jednej chwili zoriętował się, że siedzi, a w zasadzie półleży pomiędzy jej nogami, a jego głowa spoczywa gdzieś w okolicach biustu kocicy. Widać to ona musiała go złapać przed niechybnym upadkiem, winowajca natomiast stał nieopodal i patrzył jak pochodnia niknie gdzieś na końcu schodów. Demon podniusł się posyłając gniewne spojrzenie futrzakowi, ten najwyrazniej je odczuł, bo aż zadrżał.
- Pójdę po nią. - mówiąc to czmychnął w głąb zejścia.
Garet podał rękę dziewczynie, masując jednocześnie drugą obolałe miejsca.
- Dzięki, wole nie wiedzieć co by było gdybyś mnie nie złapała. Ten cholerny zwierzak powinien uważać jak łazi.
- To nie jego wina... - powiedziała już stojąc - schody są śliskie.
Ciemno włosy westchnął ciężko.
- Chyba musimy tu na niego zaczekać. - powiedział z rezygnacją.
- Mogę cie sprowadzić na dół.
Zanim chłopak zdążył cokolwiek powiedzieć, Aki chwyciła go za rękę i już kierowała się w dół korytarza. Pierwszy raz poczół, że jest zależny od kogoś, gdy go prowadziła, a drugą ręką musiał po omacku się asekórować. Prawda była silniejsza od niego, w tych egipskich ciemnościach nie widzał prawie nic, w tej sytuacji mógł polegać tylko na niej.
- Rozumiem, że tak jak elfy widzisz w ciemnościach, ale mogła byś trochę zwolnić? - przerwał milczenie próbując za nią nadążyć.
- Elfy nie widzą tak dobrze jak my w nocy, dla mnie nie ma różnicy czy świeci słońce, czy księżyc. - powiedziała głośniej niż dotychczas.
Miał wrażenie, że w jej głosie brzmi jakaś dziwna pewność siebie.
- ...Kim ty właściwie jesteś? - zapytał niepewnie.
Dziewczyna zatrzymała się. Garet zszedł jeszcze jeden stopień, przez co byli teraz tego samego wzrostu. Mimo iż nie widział jej za dobrze, poczuł, że nachyla się w jego stronę. Oczy świeciły jej jak kotu, co nadało twarzy dziewczyny drapieżności. W desperacji jedynie oparł się o ścianę, gdyż Aki nadal trzymała go za rękę. Zatrzymała się w nieznacznej odległości od jego twarzy.
- Mówią o nas...zmiennokształtni. Niestety jest nas niewielu, a po tym co zrobił Corendo, na pewno bardzo niewielu. - przymknęła oczy.
W jej głosie dało się słyszeć cichy pomruk, jak u dzikiego zwierzęcia szykującego się do ataku na swą ofiarę. Chwilę nieprzyjemnego napięcia przerwał Zenek, który gwizdnął z podziwu. Wzrok oboje powędrował na dół, po chwili dziewczyna ruszyła, jakby przed chwilą nic się nie stało, Garet tylko odetchnął w duchu.
Gdy dotarli do celu Zenek rozglądał się, trzymając obiema łapkami pochodznie z podziwem wymalowanym na łasiczej twarzy. Demon odebrał od niego cenny ogień i sam rozejrzał się po otwartej przestrzeni. Okazało się, że jest to jakaś kopalnia lub nieużywany, szeroki tunel kolejowy. Przed nimi ciągnęły się cztery rzędy torów równoległych do przejścia, z którego przyszli. Z kolei nad nimi zwisały długie stalaktyty, zapewnie skraplające się od dziesiątek lat nieużywalności tunelu i...nietoperze, które gdy tylko poczuły płomień pochodni wzbiły się w powietrze, z piskiem wylatując z jamy. Bohaterowie zdążyli tylko skulić się przed całym zastępem rozjuszonych stworzeń. Gdy te ucichły, Garet zauważył nikłe światło na końcu tunelu, które zapewne było wyjściem i jak się okazało nie mylił się.
Świerze powietrze było całkiem przyjemne, przed nimi rozciągały się resztki zardzewiałych torów i szeroka wyrwa w lesie, którą kiedyś mogły poruszać się wagony.
- Rozejrze się po okolicy - powiedział Zenek stając przy pniu jednego z wyższych drzew.
Nim się obejrzeli ich mały przyjaciel był już na czubku drzewa.
- No i co tam widzisz? - krzyknął do niego ciemnowłosy.
Zwierzak pokręcił się chwilę i zaczął zchodzić. Szło mu trochę gorzej niż kiedy się na nie wspinał, po dłuższej chwili był już na ziemi.
- Tak jak myślałem, miasto jest z tamtej strony - wskazał bliżej nieokreślony kierunek gdzieś za sobą - czyli musimy iść tędy. - drugą łapką wskazał przed siebie.
Garet skrzywił się.
- Jesteś pewien?
- Pewnym można być tylko swojej śmierci - skwitował, uśmiechając się na tyle na ile pozwalała mu jego twarz - lepiej poszukajmy tych żółtych kwiatów, o których mówił Altros.

Offline Yuzuriha

  • Dead Shadow
  • SemiRedaktor
  • *********
  • Wiadomości: 1742
  • Let's go together ... in to the darkness
    • Zobacz profil
    • http://www.deadshadow666.deviantart.com/
Odp: Another side, another story.....
« Odpowiedź #13 dnia: Października 23, 2013, 06:27:33 pm »
Cóż szkoda,że pisze tu ponownie po roku przerwy,ale jakoś nie składało się by napisać wcześniej,mam nadzieje,że tym razem nie będzie rocznej przerwy.W każdym razie życzę miłego czytania (a czyta to to ktokolwiek?).Oczywiście jakieś sugestie,krytyka i komentarze są mile widziane.

Słońce chyliło się ku zachodowi, gdy trójka bohaterów nadal poszukiwała kwiatów. Garet właśnie zaczął żałować, że zostawił pochodnię przy wyjściu z tunelu, mimo, że dogasała, a wiatr tylko pogarszał sprawę.
- Zenek, zgubiliśmy się prawda? - spojrzał z irytacją na łasicę biegającą przed nim, tam i z powrotem.
- Co ty opowiadasz, dokładnie wiem gdzie jesteśmy. - odparł zupełnie nie zwracając na niego uwagi.
- Jasne... - burknął pod nosem.
- Zamiast marudzić pomógł byś szukać. - mówił dalej nie odwracając się.
- A co ja niby robię?! Chodzę tu jak jakiś kretyn gapiący się w krzaki! - krzyknął, czując jak wzrasta w nim złość - Do czego to doszło, żeby złodziej szukał jakiś głupich chwastów - dodał do siebie - żeby jeszcze były coś warte...
Po tych słowach poczuł dotyk na ramieniu, odwrócił się odruchowo. Aki wyciągnęła do niego dłoń z jakimś zielskiem. Kwiat był niepozorny, jego środek żółty, a drobne płatki mieniły się to raz na biało, to lekko żółkły.
- Nie jestem pewna...ale jak się spojrzy pod światło - uniosła rękę tak by kwiat był na wysokości słońca - to wygląda jakby świecił... - i faktycznie kwiat, zaczął się mienić w ostatnich promieniach słońca.
- Skąd go wzięłaś?
- Tam rosną - wskazała niską, piaszczystą skarpę, będącą od nich jakieś trzydzieści metrów dalej - ...jest też wąska ścieżka. - znów mówiła swoim ledwo słyszalnym głosikiem.
- Pewnie w pełnym słońcu są żółte - chłopak uderzył otwartą dłonią w czoło, po chwili zsuwając ją na twarz - szkoda, że Altros o tym nie wspomniał.
Rozejrzał się w poszukiwaniu łasicy.
- Zenek, Aki znalazła drogę. - odczekał chwilę, lecz nikt mu nie odpowiedział - Zenek rusz tu swój włochaty zad. - poszedł w kierunku, w którym ostatnio go widział.
Z lekkim trudem przedarł się przez pierwsze krzaki, chwilę później musiał się schylić, by wejść głębiej, gdyż drzewa miały tu dość gęsto i nisko rosnące gałęzie. W końcu dotarł do miejsca, gdzie drzewa się przerzedzały. Kilkanaście  metrów przed nim stał Zenek.
- Tu jesteś. - ruszył w jego stronę.
- Nie podchodź... - powiedział, nie odwracając wzroku, wpatrywał się w coś przed nim.
Garet spojrzał w tamtą stronę. Zaledwie pięć metrów od łasicy stał stwór, przypominający człekokształtną istotę. Jego potężne ciało w większość pokrywała gruba, brunatna, pokryta mchem kora. W miejscu gdzie powinny znajdować się ramiona wyrastały korzenie sięgające aż do samej ziemi. Na końcu jednego z nich umieszczony był ogromny głaz, który mógł służyć za świetną broń, robiącą mokre plamy ze swych przeciwników. Stał tam niczym posąg, świdrując Zenka rubinowym okiem, z drugiego oczodołu zionęła pustka.
- Reaguje na ruch, więc nie podchodź, bo nic z nas nie zostanie. - powiedział drżącym głosem.
- Ma jakieś słabe punkty? - zapytał ciemnowłosy.
- A widzisz by na takiego wyglądał? - odpowiedział z irytacją, powstrzymując ochotę odwrócenia się.
Garet do tej pory nie miał do czynienia z takim przeciwnikiem. Zazwyczaj byli to osobnicy niewiele wyżsi od niego - Garet był przeciętnego wzrostu - może nawet silniejsi, ale zawsze siłę nadrabiał szybkością i zwinnością.
Z odległości, która dzieliła go od potwora, mógł śmiało stwierdzić, że sięga mu do pasa. Głaz uczepiony prawego ramienia, również świadczył o jego nadludzkiej sile. To nie był zwykły przechodzeń, którego można okraść z zaskoczenia, ten stwór miał go w zasięgu wzroku i tylko czekał na okazję by użyć swojej śmiercionośnej broni.
Garet zaczął intensywnie myśleć. Teleportować się? Nie był pewny czy amulet zadziała, a nawet jeśli, to co zrobi gdy znajdzie się przy łasicy i wtedy kamień go zawiedzie? Podbiec i zaatakować? Pewnie został by zabity jednym ciosem. Poza tym nie wiedział nawet gdzie ma uderzyć, by zrobić jakąkolwiek krzywdę stworzeniu. Może po prostu zagarnąć Zenka i uciekać? Nie miał pewności jak zareaguje potwór, a tym bardziej gdyby uciekał, mógł by również narazić Aki, a tego nie chciał. Żadne rozwiązanie mu nie odpowiadało. Jednak nagle do głowy wpadł mu genialny pomysł.
- Zenek odwrócę jego uwagę. Gdy tylko za mną pójdzie wróć do Aki i ruszajcie do Altrosa.
- Coś ty zgłupiał?! Nie zgrywaj bohatera, nie masz z nim żadnych szans! Zrobi z ciebie mokrą papkę!
- Nie ma innego wyjścia. - mówiąc to rozejrzał się szybko po terenie.
Była to dość spora polana, na której uchowały się skąpe kępki wyschniętej trawy. Na około rosły drzewa, wystarczająco gęsto by zablokować do niej bezpośredni dostęp. Za potworem znajdowała się skarpa, na której również rosło kilka drzew. Nie wyglądała na bardzo stromą, a skaliste półki mogły ułatwić wspinaczkę. Garet powoli schylił się i podniósł z ziemi kamyk. Ruszył biegiem, okrążając stwora z lewej, w biegu rzucając kamieniem prosto w jego głowę. Ten odbił się głucho, na co potwór zareagował, odwracając się w stronę chłopaka. Garet stanął.
 - No chodź, tu jestem! - zaczął wymachiwać rękami.
Stwór zrobił kilka kroków, ziemia zadrżała pod jego ciężarem. Rozpędził się uderzając głazem w miejsce, w którym stał Garet. Ten uskoczył w bok tuż przed ciosem, przetaczając się kilkakrotnie.
- Teraz Zenek, leć do Aki! - łasica stała osłupiała - No rusz dupsko!
Oprzytomniał, rzucił się do wyjścia zatrzymując jeszcze na chwilę przed ścianą drzew.
- A co z tobą?
- Dogonię was później! - krzyknął biegnąc w stronę skarpy.
Olbrzym był tuż za nim. Chłopak stanął przed ścianą, potwór już się na niego zamachnął. Garet poczekał i skoczył mu między nogami. Ciężki głaz uderzył tuż za nim, zostawiając spore wgłębienie w ziemi. Gdy próbował się podnieść zauważył, że stwór obraca się w pasie nie odrywając nóg od podłoża. W ostatniej chwili padł płasko na ziemię, unikając lecącego głazu. Olbrzym zatoczył pełne koło po raz kolejny próbując zmiażdżyć demona. Ten zdążył odtoczyć się na bok. Wstał szybko z gleby potykając się przy tym i ruszył biegiem na drugi koniec polany.

Aki niecierpliwie dreptała w miejscu. Właśnie postanowiła, że pójdzie śladem Gareta, gdy z krzaków wyskoczył Zenek przewracając ich oboje.
- Gdzie ta droga? - zapytał lekko zdyszany, pomagając jej wstać.
- Tam. - wskazała.
- No to nie traćmy czasu. - złapał ją za rękę i pociągnął za sobą.
- A-ale co z Garetem?
- Powiedział, że mamy iść przodem, później nas dogoni.

Słońce znikało już za horyzontem, a niebo powoli zachodziło mrokiem usianym kilkoma pierwszymi gwiazdami. W środku lasu, na polanie, między gęsto rosnącymi drzewami zdawało się być jeszcze ciemniej. Garet dobiegając do drugiego końca polany, przystanął by potwór miał szansę go dogonić. Miał teraz chwilę na złapanie oddechu. Zdawał sobie sprawę, że jeśli jego plan wspięcia na skarpę nie wypali, to niedługo nie będzie w stanie niczego zobaczyć, a co gorsza, potwór z łatwością go dopadnie. To była jedyna szansa, by mógł uciec, a za razem nie narazić swoich kompanów.
Wyczekał odpowiedni moment tak jak poprzednio, i gdy olbrzym próbował go zmiażdżyć skoczył mu między nogi. Przetoczył się kilka razy słysząc za sobą głuchy łomot. Nie odwracając wzroku popędził jak strzała przed siebie i w sekundę znalazł się pod skarpą. Z rozpędu wyskoczył jak najwyżej w powietrze, wskakując na półkę. Obejrzał się na chwilę, potwór właśnie podniósł głaz z ziemi i ruszył w jego kierunku. Nie myśląc dłużej zaczął się wspinać. Na szczęście półki były dość szerokie, co pozwalało na stabilne stanie. Będąc już w połowie drogi obejrzał się po raz drugi, stwór stał około dwa metry od skarpy. Machnął głazem uderzając w skalną ścianę. Chłopakiem zatrzęsło, na głowę posypał mu się piach i mniejsze kamyki. Przeklął w myślach, teraz jego plan nie wyglądał na taki genialny. Po drugim uderzeniu ledwo się utrzymał, próbując w międzyczasie wejść wyżej. Palce mu słabły, a przed nim było jeszcze jakieś kilkanaście metrów wzwyż. Drugie tyle znajdowało się pod nim wraz z potworem, który chciał zrobić z niego mokrą plamę. Swoją drogą upadek z tej wysokości mógł by go zabić, lub unieruchomić na tyle by stwór dokończył dzieła.