Słońce wisiało wysoko na bezchmurnym niebie, odbijając się oślepiająco od ciemno-niebieskiej tafli. Kilka kaczek pływało wśród trzcin obok małej plaży, raz po raz zanurzając szyję w wodzie, w poszukiwaniu jedzenia. Pogoda idealnie nadawała się na kąpiel i opalanie, a samo jezioro było czyste i prawie nie zmącone. Wiatr szumiał wśród drzew na odległym brzegu – tak rozpoczynał się kolejny letni dzień nad wielkim rozlewiskiem.
Monochromatyczny błysk, zdający rozbrzmiewać we wszystkich zmysłach i być obecny we wszystkich wymiarach, przerwał błogą sielankę na krótką wieczność. Dwa cienie pojawiły się nad taflą wody na środku jeziora, aby po chwili runąć w toń z głośnym pluskiem. Stado kaczek wzniosło się w górę, przeczuwając niebezpieczeństwo.
Niewiele brakowało, a walka rozwiązałaby się sama. Kuja otworzył oczy, przerażony oddalającą się od niego taflą wody i brakiem powietrza. Wierzgnął kilka razy rękoma, po czym zaczął szybko, niemal panicznie ruszać nogami i rękoma, starając się dopłynąć do powierzchni. W końcu wynurzył głowę, zaczerpnął oddech i znowu zanurzył się, nie mogąc utrzymać się na wodzie. Znowu zaczął niezgrabnie płynąć w górę, starając się zachować zimną krew. Wyrecytował w myślach słowa formuły.
Niewielka fontanna wody wzbiła się w górę, kiedy Kuja wyskoczył z jeziora, niczym wystrzelony z procy. Zawisł na wysokości 3 metrów, po czym spadł swobodnie, zatrzymując się tuż nad taflą jeziora dzięki mocy zaklęcia lewitacji. Śmiech – tak, słyszał go jeszcze przed chwilą, kiedy próbował wydostać się z wody. Rozejrzał się powoli, zatrzymując w końcu wzrok na młodym blondynie, swobodnie unoszącym się na powierzchni. Nawet trzymany w prawej dłoni długi, błękitny miecz, nie przeszkadzał mu w zachowaniu równowagi. Chłopak śmiał się wniebogłosy, patrząc na maga.
- Wyglądasz jak zmokła kura – wskazał na Kuja lewą dłonią. Jedno spojrzenie wystarczyło by stwierdzić, że blondyn jest świetnym pływakiem. Kuja powoli odgarnął jasnofioletowe włosy z twarzy, odrzucając je za uszy. Teatralnie, bez pośpiechu wzniósł do góry lewą rękę z wyprostowanym palcem wskazującym. Wąski strumień ognia wystrzelił z niego i oplótł Kuja’ę kilkoma pętlami, ogrzewając jego przemoczone ubranie.
- Pożałujesz tych słów – powiedział nienawistnie, patrząc na Tidusa.
- Przypominasz mi kogoś – zmienił temat blondyn, przepływając kilka metrów na plecach bez użycia rąk – Też był magiem i nawet włosy miał podobne. On też mnie nie docenił, a ja sprawiłem, by za to zapłacił.
Kuja wygasił serpentynę płomieni. Przeczesał włosy palcami i wyprostował dwa długie, białe rękawy, wystające z jego fioletowych naramienników.
- Ty też mi kogoś przypominasz – powiedział, uśmiechając się lekko – Też lubił sobie drwić i także miał podobne włosy. Nieszczęśnik nie umiał pojąć, że choćby bardzo chciał, nic nie może mi zrobić.
Kuja nie czekał na ripostę, wyprostował lewą rękę i zainkantował zaklęcie w myślach, skupiając moc w dłoni. Migotliwa i nieregularna ognista kula urosła nagle tuż przed nim, po czym pomknęła w stronę blondyna, błyskając na tafli jeziora niczym drugie słońce. Zasyczała natrafiając na powierzchnię wody i zdematerializowała się w obłoku pary wodnej. Blondyna już tam nie było. Kuja rozejrzał się dookoła, kilka razy wydawało mu się, że widzi ciemny kształt, głęboko pod powierzchnią wody. Obracał się powoli, utrzymując się nad taflą jeziora, czekając na pierwszy ruch oponenta. Zapadła cisza, przez kilka minut woda pozostawała niezmącona, skrywając Tidusa w głębinach. Kuja prawie dał się zaskoczyć, gdy za jego plecami, blondyn nagle wyskoczy z wody niczym delfin, wznosząc się na kilka metrów z mieczem trzymanym oburącz, celując w głowę. Kuja odskoczył na bok, mijając się o centymetry z błękitnym ostrzem. Obrócił się szybko, aby wykonać zaklęcie, jednak Tidus już zdążył zanurkować w toni, znikając z pola widzenia. Kuja wyprostował się – czuł, że w ten sposób nic nie uzyska. Tidus był jak ryba, wydawało się, że potrafi oddychać pod wodą. Do tego pływał za szybko, aby trafił go bezpośrednio. Nie mniej jednak, wiedział co robić.
- Chcesz siedzieć pod wodą? – uśmiechnął się złowieszczo – Niech i tak będzie.
Wzniósł ręce do góry i zaczął recytować zaklęcie.
Tidus płynął swobodnie 5 metrów pod powierzchnią wody. Co chwila obracał się na plecy, aby zweryfikować gdzie znajduje się przeciwnik. Wiedział, że Kuja nie ma pojęcia gdzie on jest. Tutaj, na środku jeziora, miała nad nim olbrzymią przewagę – mag nie potrafił pływać, natomiast Tidus większą część życia spędził pod wodą, grając w blitzball. Głuchy huk rozległ się nad powierzchnią wody, sięgając do głębin. Krótki błysk i ciało Tidusa przeszły drgawki, paraliżujące mięśnie, roznoszące spazmy bólu po całym ciele wzdłuż kręgosłupa. Blondyn poczuł, że zaraz straci przytomność. Zaczął nurkować głową w dół.
- THUNDAGA! – powtórzył Kuja, a kolejna błyskawica uderzyła w jezioro. Iskry tańczyły na jego powierzchni jeszcze przez kilka chwil. Po chwili na powierzchnię zaczęły wypływać martwe ryby.
- THUNDAGA! – krzyknął ponownie mag, napawając się swoją wyższością. Kolejny grom przeszył czyste niebo, uziemiając się na powierzchni. Kuja uśmiechnął się. Gdziekolwiek był Tidus, przed elektrycznością nie mógł uciec.
Tidus otworzył oczy. Ciało ciągle miał zdrętwiałe, a ciśnienie wody boleśnie napierało na błonę bębenkową. Kolejny huk rozległ się gdzieś wysoko nad taflą jeziora, a ładunek przeszedł po ciele blondyna. Teraz jednak spowodował jedynie mrowienie na skórze – zaklęcie najwyraźniej nie miało takiego zasięgu. Odczekał chwilę, myśląc i patrząc w górę, w stronę jaśniejącej tafli jeziora.
Kuja uśmiechnął się sam do siebie. Odrzucił kosmyk włosów za uszy i rozprostował palce. Walka była jego. Tidus nic nie mógł mu teraz zrobić. Mag rozejrzał się jeszcze raz dookoła, po czym zaczął kierować się w stronę najbliższego brzegu, ciągle unosząc się tuż nad powierzchnią. Spojrzał w dół, by zobaczyć swoje chybotliwe odbicie w wodzie. Uśmiechnął się ponownie, lecz stanął w miejscu, zbity z tropu. Dłoń Tidusa błyskawicznie wynurzyła się z jeziora, zaciskając się na kostce Kuja’y. Nim mag zdążył zareagować, blondyn szarpnął silnie, zanurzając maga w wodzie. Kuja zaczął machać rękoma, starając się walczyć z siłą, która ciągnie go ku dnu. Tidus był jednak zbyt silny. Kiedy długowłosy poczuł, że uścisk na kostce ustępuje, był już w połowie drogi do dna, tracąc powietrze. Machał rękoma, starając się przypomnieć jakieś zaklęcie, które uwolniłoby go z matni. Tidus jednak zareagował wcześniej. Błękitne ostrze przeszyło pierś Kuja’y, przebijając się na wylot. Mag wrzasnął bezgłośnie, wypuszczając z ust ostatnie bąbelki powietrza. Wokół jego klatki piersiowej zaczęła szybko rosnąć gęsta, czerwona chmura. Po chwili zsunął się z ostrza twarzą w dół, a jego martwe ciało zaczęło powoli unosić się w stronę tafli. Tidus patrzył na to z dołu. Ciągle odczuwał efekty zaklęcia, ale tutaj, w wodzie, to on był mistrzem. Kuja unosił się powoli w stronę błyszczącej w słońcu tafli wody, zupełnie jakby jego ciało udało się na wędrówkę do nieba. Tidus uśmiechnął się, napawając się tym widokiem.