Autor Wątek: Walka III: Quistis VS Link  (Przeczytany 1518 razy)

Offline Tantalus

  • Master Engineer
  • Redaktor+
  • ************
  • Wiadomości: 4470
  • Idol nastolatek
    • Skype
    • Zobacz profil
Walka III: Quistis VS Link
« dnia: Czerwca 10, 2007, 08:29:33 pm »
Walka zamieszczona w imieniu Siergieja

Jednokierunkowa asfaltowa droga zdawała się ciągnąć w nieskończoność. Link siedział na klaczy, drepczącej po niej powoli. Cieszył się z długo oczekiwanego urlopu. „W końcu mogę zrzucić z siebie te pedalskie, zielone szmaty, w których wyglądam jak skrzat ogrodowy” myślał sobie, dopalając kolejną fajkę z paczki najdroższych papierosów, jakie udało mu się nabyć w okolicy. Były do dupy, ale gdy pakując się powtarzał sobie „z pewnością czegoś zapomniałem”, jego ulubione Marlboro nawet nie przeszły mu przez myśl. To jednak nie miało teraz zbyt dużego znaczenia. Uwolnił się od Hyrule. Od Zeldy. Od głupich gier, w których nieprzerwanie od przeszło dwudziestu lat musiał występować. To był koszmar. Koszmar, od którego udało mu się uwolnić, przynajmniej na krótki czas.

Quistis jak co sobotę jechała drogą numer C-6 do leżącego nieopodal spożywczaka, by polepszyć zaopatrzenie swojej lodówki. Przy okazji miała zatankować, ale postanowiła zrobić to dopiero w drodze powrotnej. Większego ruchu  tego dnia nie było, wiec tym bardziej zaskoczył ją widok mężczyzny z torbą podróżną, jadącego na koniu. Wcisnęła hamulec, chcąc lepiej przyjrzeć się podróżnikowi. Wytarte jeansy, brązowa skórzana kurtka, spiczaste uszy i przeciętnej długości blond włosy nie wyróżniały go niczym szczególnym spośród natłoku studentów, co dzień się do niej zalecających. Z tą różnicą, iż Link nawet nie zwrócił na nią uwagi. Miał gdzieś warczący samochód, wlokący się tuż za nim. Quistis natomiast napatrzyła się już na niego tyle ile chciała, a nawet odrobinę więcej. Zatrąbiła. Koń Parsknął, wierzgnął, zrzucił jeźdźca i uskoczył z drogi. Zbulwersowany mężczyzna wstał, otrzepał się z kurzu i podążył szybkim krokiem w stronę środka transportu Quistis. Duże, pełne wściekłości oczy, bez zmrużenia spoglądały na nią, wyzierając raz po raz zza starannie ulizanej grzywki. Link dosłownie wypluł niedopałek, który wylądował na masce jej samochodu. Zatrzasnęła drzwi. On nacisnął na klamkę. Bez efektu. Szarpnął. Wciąż nic. Zamek był mocny. Link wziął zamach. Uderzył. Boczna szyba rozprysła się na drobne kawałeczki, które natychmiast wleciały do wnętrza samochodu. Quistis odruchowo chwyciła za leżący na siedzeniu dla pasażera bicz. Wściekły Link właśnie odblokowywał drzwi, wykrzykując w jej stronę jakieś przekleństwa. Otwarł je i zaczął wywlekać kobietę z samochodu, szarpiąc za jej ramię. W siedzeniu wciąż przytrzymywały ją pasy. Odruchowo wdepnęła pedał gazu, niemal wciskając go w podłogę. Auto zerwało się nagle i ruszyło do przodu. Blondyn trzymając się kurczowo drzwi usiłował dotrzymać mu kroku, ale nic z tego nie wyszło. Puścił się i runął na asfalt, turlając się po nim jak kukła. Skórę na prawym policzku miał startą do krwi. Poza tym, bolał go lewy bark i z trudem mógł ruszać ręką. Została mu jednak jeszcze druga, sprawn. Zebrał się więc czym prędzej z ziemi i w trybie natychmiastowym począł wykonywać nią obraźliwe gesty w stronę odjeżdżającej kobiety. Dodał do tego kilka obraźliwych okrzyków, w których nazwał ją „głupią kurwą” i „zajebaną dziwką” i miarka się przebrała. Odjeżdżający samochód najpierw stanął, a potem zaczął się cofać, nabierając coraz większej prędkości. Kolizja poharatanej twarzy Linka, z tylną szybą samochodu Quistis zbliżała się nieuchronnie. Odbił się od ziemi. Upadł na zwichnięty bark i okropny ból zaczął promieniować na całe ciało. Ale wciąż żył. Udało mu się. W ostatniej chwili uskoczył i uciekł kostusze pędzącej ku niemu z wyciągniętymi rękami kostusze. To jednak nie był koniec walki o życie. Leżał poobijany na polu, obok drogi, z trudem próbując się podnieść. Tymczasem Quistis maszerowała już ku niemu, ze swoim biczem w dłoni. Podniósł się. Rozejrzał na boki. Jego klacz wiozła miecz i tarczę, jednak nie było jej nigdzie w zasięgu wzroku. Gwizdnął. Pomocy znikąd. Zalał się potem. Spróbował ucieczki. W tym momencie powietrze rozerwał trzask bata. Jego końcówka zatrzymała się daleko od Linka, ale natychmiast buchnął z niej płomień, który pomknął w stronę uciekiniera. Blondwłosy bohater serii Tle Legend of Zelda poczuł, jak zewsząd otacza go straszliwe gorąco. Jego kurtka zaczęła się palić. Rozpaczliwymi ruchami, przypominającymi taniec któregoś z afrykańskich plemion, usiłował ją z siebie zrzucić. W końcu płonący kawał skóry spadł z jego ciała, a sam Link ponownie rzucił się do ucieczki. Bezskutecznie. Kolejny cios zadany przez Quistis biczem ściął blondyna z nóg. Ponownie uderzył o ziemię lewym barkiem. Ręka bolała go z powodu zwichnięcia, a plecy od licznych poparzeń. Nogi natomiast odmawiały posłuszeństwa po zetknięciu z bronią urodziwej kobiety. Nie miał już siły nawet na to, by podnieść się z ziemi i spojrzeć jej w twarz. Leżał twarzą do gleby i oczekiwał na ostateczny cios, który zakończy te męczarnie. Nagle jednak, zatliło się w jego umyśle światełko nadziei. Podłoże rytmicznie drżało, a Link doskonale to drżenia znał. To jego wierna klacz – Epona, nadchodziła z pomocą. Czerwone zwierze pojawiło się na horyzoncie, pędząc na pomoc swemu jeźdźcowi. Quisis odwróciła się ku klaczy – wiedziała, że walka z nią będzie cięższa niż ta z Linkiem, jednak nie spodziewała się żadnych sporych utrudnień. Czekała, aż nowy oponent będzie odpowiednio blisko. Jeszcze trochę. Trzy sekundy. Dwie. Jedna. Trzask! Ogromny płomień ponownie wystrzelił z końca bicza kobiety, pędząc ku galopującej kobyle. Odbiła na bok, unikając ognia. Była coraz bliżej. Jeszcze trochę i staranowała by młodą kobietę. Ta chwila, to jednak było zbyt dużo. Ponowne uderzenie batem i Epona wręcz utonęła w płomieniach, bez żadnych szans na przeżycie. Nadzieja Linka zgasła. Był pokonany. Ale finalizujący walkę cios wciąż nie nadchodził. Zebrał w sobie tyle sił, by unieść głowę i spojrzeć w stronę rywalki. Nie było jej. Do jego uszu dobiegł tylko, stopniowo oddalający się i cichnący warkot silnika...

Offline Musiol

  • kiedyś byłem tutaj popularny
  • SuperMod
  • **********
  • Wiadomości: 2873
    • Zobacz profil
    • pssite.com
Odp: Walka III: Quistis VS Link
« Odpowiedź #1 dnia: Czerwca 11, 2007, 11:01:46 pm »
- Link, obudź się!
Ziew...
- Link! Wstawaj śpiochu!
Chłopak otworzył niebieskie oczy, wlepiając swój wzrok w drewniany sufit. Wolno podniósł się z swego łóżka, spoglądając z wyrzutem na Navi.
- Co się tak patrzysz .... nie do mnie miej pretensje, Wielkie Drzewo Doku Cię wzywa.
Link spojrzał na Navi i podrapał się po głowie.
- Nie wiem co może chcieć od Ciebie, ale lepiej zabierz swoje uzbrojenie, przeczuwam coś niedobrego.
Chłopak skinął głową i wstał całkowicie z łóżka biorąc czapkę do ręki i niechlujnie ubrał włożył ją na głowę. Spod ściany wziął swój miecz i tarczę, którą założył na plecy, z półki stojącej obok łóżka zabrał sakiewkę bomb, którą umocował przy pasie. Podszedł do okna i z haka wziął łuk i kołczan.
- Rusz się! Czemu Ty zawsze musisz się tak guzdrać?
Link wzruszył rękami i wyszedł z domku, by zaoszczędzić na czasie, zjechał z drabiny i powoli udał się w stronę Drzewa Deku.
Wioska tętniła życiem, Kokiri krzątały się po niej bez większego celu, jedni gonili się ze sobą, jedni zamiatali przed swoimi domkami. Link pokiwał znajomym i udał się ku wyjściu z wioski, gdy miał już ją opuścić ktoś zastawił mu drogę.
- Stój! Gdzież znów idziesz? Czyżby do Drzewa Deku?
- Mido! To znów Ty ... kiedy dorośniesz, Link nie jest już dzieckiem!
- A guzik mnie to obchodzi....
W tym momencie Mido upadł na ziemię, a Link z uśmiechem na twarzy przeszedł obok zaskoczonego Kokiri.

   Wokół Drzewa Deku panował spokój, małe driady latały dookoła drzewa, zwierzęta przechadzały się obok krzaków. Lekki zefirek nie zapowiadał wydarzeń, które miały się tu rozegrać. Po chwili na polanę wbiegł Link w towarzystwie swojej driady. Jego zielony kubrak był lekko zwiewany przez wiatr, a wszechobecne driady przylatywały by przywitać się z Navi. Wokół panowała wszechobecna i błoga cisza, którą nagle przerwało tubalne powitanie.
- Witaj Link, ho ho. Dawno Cię nie widziałem ... a raczej nie wzywałem. - donośnym głosem, brzmiącym jak charczenie starego dziadka zawołało drzewo Deku. Link spojrzał wymownie na drzewo i skinął głową.
- Po co Cię wzywam? No cóż .. sprawa jest nietypowa, rzekłbym nadzwyczajna nawet. - Wielkie Drzewo Deku zrobiło pauzę, zrobiło ciężki wdech i po chwili kontynuowało – Ktoś na Ciebie czeka, powiedziała, że przyszła tu po Twoją przegraną. Wiem, moje słowa raczej nie trzymają się całości, jednak jestem poddenerwowany.
- Więc zamilcz lepiej i daj mi zabrać głos. - odezwała się blond kobieta, która wyłoniła się zza krzaków. - Z formalnej strony, jestem Quistis, instruktor Quistis Trepe. Przypuszczam, że domyślasz się po co tu jestem.
Link z politowaniem spojrzał na Navi, a później na Quistis, po czym skinął głową, czym dał znać, iż wie, że chodzi o turniej.
- Link jest gotów do walki! - zawołała nagle Navi – i niczego ani nikogo się nie boi. - dodała. W tym momencie zaskoczony blondyn z wyrzutem spojrzał się na driadę i wzruszył ramionami.
- Więc na co czekamy? Rozwiążmy to szybko i bez problemów. - w tym samym momencie, pani instruktor rozwinęła bicz i wyprowadziła pierwszy cios, który przeleciał obok ucha Hyliana.
Blondyn natychmiast zdjął z pleców tarczę i miecz, przyjąwszy postawę bojową rzucił się na przeciwniczkę, osłaniając się tarczą. Jego zwinne nogi i szybki bieg pozwoliły w krótkim czasie dostać się dostać blisko swojej przeciwniczki, dzięki czemu mógł w błyskawicznym tempie zadać cięcie, które jednak nie trafiło w cel, ponieważ Quistis przeturlała się w bok. Link został błyskawicznie skontrowany, blondyn co chwilę musiał unikać smagania batem, który świstał mu koło głowy raz po raz. Instruktor Trepe była wprawiona w posługiwaniu się tego rodzaju bronią, każdy jej cios był połączony z artyzmem, każdy ruch wyglądał jak taniec gimnastyczki, która wije się przed jury. Jednak dla blondyna to nie było nic niezwykłego, nie przejmował się zwinnością przeciwniczki i kontynuował swoje ataki. Jednak Quistis po którymś ciosie z kolei nabrała znaczącej przewagi – wytrąciwszy z dłoni miecz Linka, zaatakowała go magią.
- Fira! - okrzyk rozległ się w lesie, pobliskie zwierzęta w panice pouciekały, a z rąk blondynki pomknęła ogromna kula ognia. Link w ostatniej chwili zasłonił się tarczą, dzięki czemu ucierpiała tylko jego czapka, z której została kupka popiołu.
Link z ogromnym gniewem spojrzał na Quistis, wyciągnął łuk i dwie strzały z kołczanu. Napiąwszy cięciwę do granic wytrzymałości, wypuścił obie strzały, które z ogromnym impetem pomknęły w kierunku jego przeciwniczki. Jedna z nich trafiła ją w bark, druga z nich nieznacznie ominęła jej brzuch.
- Argh... Niezły z Ciebie łucznik – mówiąc to wyciągnęła strzałę z barku, odrzuciła ją na bok i wyleczyła się czarem Cure.
Na twarzy Linka pojawił się malutki uśmieszek, który jednak zniknął tak szybko, jak się pojawił. Blondyn nie chciał, by jego przeciwniczka zauważyła chwilę rozluźnienia, więc schował szybko łuk i wziąwszy miecz natarł na blondynkę. Ciosem z wyskoku zaatakował nieprzygotowaną oponentkę, która tylko dzięki kociej zwinności uniknęła poszatkowania. Quistis przeturlała się w bok i wyprowadziła cios z bicza, który sprytnie skierowała na miecz Linka. Zaskoczony Link próbował przeciąć bat, jednak Quistis była szybsza i sprawnym ruchem pozbawiła chłopca jego broni, który został zepchnięty do defensywy, jednak przy pomocy tarczy odpierał większość ataków swojej przeciwniczki.
- Link! Zaatakuj wreszcie ! - zawołała piskliwym głosikiem Navi.
Chłopak unikając kolejnego ciosu, spojrzał na Navi i kiwnął głową, po tym sięgnął do sakiewki i wyjął bombę, którą rzucił w kierunku Quistis. Ogromny wybuch wzniecił tumany kurzu i pyłu połączonego z ściółką leśną. Link już myślał, że jest po wszystkim, czego dowodem był uśmiech na jego twarzy, jednak w jednej chwili małe tornado rozwiało dym.
- Kof kof ... myślisz, że jedna bomba wystarczy? Heh, przeżyłam atak rakietowy, więc ten atak to nic. - ironizowała instruktor.
Linka poniosły nerwy, złapał leżący nieopodal swój miecz i z bojowym okrzykiem rzucił się na swoją przeciwniczkę, która została zaskoczona takim obrotem sprawy. Link wpadł w furię, zadawał ciosy z szybkością światła, wbrew pozorom, zmęczenie go nie zmogło. Po parunastu minutach zaciekłej walki, w której pot zmieszany z pyłem leciał gęsto, Link przyparł Quistis do ściany i przyłożył jej miecz ku gardle.
- Poddaj się! - zawołała Navi – Chyba nie chcesz stracić swojej głowy? - dodała z lekkim uśmieszkiem.
- Ni... - wykrztusiła blondynka, jednak Link docisnął mocniej miecz, tak, że struga krwi zaczęła cieknąć z szyi Quistis. - Dhoo..bra – wydusiła instruktor i opadła na ziemię.
- Jest! Link wygrałeś! - zawołała uradowana Navi po czym spojrzała na niego. Link siedział na trawie i bawił się kamieniami. Na wołanie swojego imienia, spojrzał na driadę i ziewnął, przeciągając się przy tym.
- Wiem, jesteś znudzony już tym całym niby turniejem. - w tym momencie lekki chichot wyrwał się z ust Navi. - W sumie Twoja walka była jedną z najgorszych. Co nie? Hihihi – zaśmiała się. Link tylko skinął głową i powolnym krokiem udał się w kierunku wioski.
« Ostatnia zmiana: Czerwca 12, 2007, 08:52:21 am wysłana przez Musiol »