Agresywne promienie słońca skapywały na brązową, spękaną ziemię zadając jej kolejne razy i łakomie owijając się wokół połyskującego morskim błękitem miecza Brotherhood, ściskanego drżącą dłonią Tidusa, po którego nagim torsie leniwie skapywały sprowokowane nieprawdopodobnym gorącem kropelki potu. Panującą wokół blondyna ciszę rozerwał krzyk, oznajmiający trzy następujące słowa: „W POPRZEDNIM ODCINKU...”. Gdy lektor kontynuował swój fascynujący wywód o perypetiach młodego bishonena, skupione przed telewizorem nastolatki na przemian mdlały z wrażenia, popiskiwały z radości i ściągały majtki przez głowę, z powodów bliżej nieokreślonych, aczkolwiek najbardziej prawdopodobną opcją zdaje się być widok nagiego torsu młodego wojownika, który wciąż trwał w jednej pozycji od samego początku emisji odcinka tysiąc pięćset siedemdziesiątego drugiego „Płonącej Namiętności”. W końcu poruszył się, rozpoczynając mozolny marsz przed siebie, widząc już zbliżającego się rywala.
Lektor tymczasem zakończył swoją opowieść takimi oto słowami „I niech ich los rozstrzygnie wspaniały pojedynek, a ten kto zwycięży zdobędzie serce pięknej Margerity Juanity Marii Luizy Baleron”.
W związku z tym, przez głowę Tidusa przewinęła się tylko jedna, krótka, ale za to jakże treściwa myśl - „Kim, do jasnej ku*wy, jest Margerita Juanita Maria Luiza Baleron?”. To jednak nie miało dlań żadnego głębszego znaczenia, bo oto na horyzoncie jawił się już jego oponent. Zdawał się jeszcze być tylko małą kropką stojącą na granicy widoczności, ale blondwłosy młodzian doskonale zdawał sobie sprawę z tego jakim on może być zagrożeniem. Z powolnego, spokojnego kroku jego chód przerodził się w bieg, a następnie w sprint. Kropka, którą do tej pory zdawał się być Vivi rosła i rosła, aż w końcu nabrała względnie ludzki kształt o rozmiarach dziecka. Tidus stanął. Ze zdziwienia jego szczęki rozwarły się, a źrenice nabrały rozmiaru monet pięcio-Gilowych. Oto stał przed nim Vivi – ponoć potężny czarny mag, z którym miał się zmierzyć, a w rzeczywistości kilkuletni dzieciak nie dość, że ubrany jak idiota, to jeszcze szczelnie opatulony swoimi łachmanami pomimo czterdziestostopniowego upału.
-Czy, czy p-pan jest T-Tid-Tidus – zapytało blondyna dziwne stworzenie, wpatrując się weń swymi dużymi, żółtymi oczami.
-A kogo się do cholery spodziewałeś?! – odkrzyknął Tidus głosem tak idiotycznym, że aż pożałował faktu, iż w Turnieju Tytanów głos podkłada mu angielski voice-actor. Vivi nie mógł się opanować - parsknął śmiechem i niemal natychmiast Brotherhood, połyskując w słonecznym blasku, zaczął zbliżać się do niego z oszałamiającą prędkością. Zaskoczony chłopiec uskoczył, ale było już zbyt późno. Poczuł jak zimna stal, zdająca się w ogóle nie reagować na panujący wokół gorąc przewierca się przez jego bark, a ubranie nasiąka jego własną krwią. Oczy zaszły mu łzami, a ciało przeszył oszałamiający ból. Choć próbował, to i tak nie miał na tyle siły, by zdołać rzucić jakiekolwiek zaklęcie – ani leczące, ani ofensywne. Musiał pogodzić się z porażką i bezwładnie zawisł na błękitny ostrzu ociekającym teraz ciemnoczerwoną cieczą.
Zanim jednak Tidus zdążył je chociaż wyjąć z ciała pokonanego, na wizję wszedł ending „Płonącej Namiętności”, a lektor roztrzęsionym z emocji głosem zapowiadał następny epizod. Tymczasem ostatnia przytomna nastolatka przed odbiornikiem podsumowała tysiąc pięćset siedemdziesiąty drugi odcinek jej ulubionego serialu słowami „O boże. Ale on ma pedalski głos” i przełączyła na „Modę na Sukces”.