Autor Wątek: Walka XVIII: Dante VS Ansem  (Przeczytany 1115 razy)

Offline Tantalus

  • Master Engineer
  • Redaktor+
  • ************
  • Wiadomości: 4470
  • Idol nastolatek
    • Skype
    • Zobacz profil
Walka XVIII: Dante VS Ansem
« dnia: Lutego 04, 2007, 03:11:25 pm »
‘Szybciej’ pomyślał, biegnąć przed siebie, co chwila zerkając na zegarek. Dobiegł do ceglanej ściany i oparł się o nią plecami, dysząc ciężko. Nie zostało już dużo czasu. Przetarł spocone czoło, klęknął i wychylił się lekko, patrząc zza rogu. Wejście do starego budynku było otwarte. Wielka hala, pewnie kiedyś będąca fabryką, dzisiaj stała opuszczona, a gruz, śmieci i potłuczone szkło walały się po całej powierzchni. Ścisnął mocniej kolbę swojej broni, po czym wyskoczył zza rogu, wbiegając do środka. Biegł pochylony do przodu, broń trzymając przed sobą. Póki co nie spotkał żadnych nieprzyjaciół, ale wiedział, że coraz bardziej zbliża się do ich obozu. Mapa i kompas nie mogły kłamać. Wydawało mu się, że w oddali słyszy strzały i czyjeś krzyki. Miał nadzieję, że to nikt z jego znajomych.
Dobiegł szybko do okrągłego filaru, za którym zaczynało się coś, co kiedyś było pewnie trawnikiem. Teraz było pełne starych butelek, plastikowych siatek i innych śmieci. Rozejrzał się, starając się jak najmniej wychylać zza słupa. Ścisnął broń i zaczął mierzyć nią w okna wysokiego budynku po drugiej strony. Tak jak pierwszy i ten był od wielu lat opuszczony, a wąskie okna z wybitymi szybami wydawały się idealną kryjówką dla snajpera. Już miał wstać i biec dalej, kiedy nagle usłyszał dźwięk rozbitego szkła kilkadziesiąt metrów dalej. Szybko schował się za filar i czekał, wstrzymując oddech. Ktoś pewnie rozbił butelkę, a teraz idzie w tą stronę – to nie mógł być przyjaciel. Zaczekał. Kroki stawały się coraz bliższe, a ten, kto je stawiał, nie wydawał się zachowywać jakichkolwiek środków ostrożności – pewnie był pewien, że nikogo tu nie ma. Nieznajomy stanął kilka metrów dalej, tuż przy ścianie budynku na przeciwko. Chłopak nie zawahał się. Wyskoczył nagle zza filaru, wymierzył w jednej chwili i nacisnął spust.
Wysoki mężczyzna o białych włosach zmarszczył brwi i odwrócił się powoli w stronę chłopaka. Spojrzał na swoje lewe ramię, na którym widniało kilka dużych, jaskrawozielonych plam.
- Niech to szlag – powiedział i sięgnął do pasa, wyciągając jeden z posrebrzanych pistoletów.
- Eee.. przepraszam – powiedział chłopak, unosząc w góre dłonie – Myślałem, że to...
Łuska upadła na ziemię, a odgłos strzału rozszedł się po całym kompleksie. Kilka ptaków wzleciało z dachów budynków, a chłopak padł na plecy, obok swojej broni do paintball’a. Plastikowa ochrona na twarz nie zatrzymała pocisku, który przebił czaszkę młodzieńca. Dante spojrzał jeszcze raz na poplamiony rękaw, po czym przetarł ślady po pociskach bokiem prawej dłoni. Przeklnął pod nosem, kiedy zdał sobie sprawę, że łatwo się ich nie pozbędzie. Miał zły humor. Wylądował w jakiejś koszmarnej, postindustrialnej dziurze, z mętlikiem w głowie i na dodatek ktoś poplamił mu jego płaszcz. Spojrzał w niebo, odetchnął głęboko, po czym ruszył dalej przed siebie, pistolet chowając na jego miejsce.

Ansem rozejrzał się po okolicy, oddychając powoli. Czuł się dziwnie, jakby coś nie zgadzało się w tej sytuacji, w tym miejscu i rzeczywistości. Stał na płaskim dachu wysokiego budynku, kiedyś pewnie jednolicie pokrytego smołą, teraz brudnego i dziurawego w kilku miejscach. Ostatnie wspomnienie wyryło się w jego pamięci głęboko. Pamiętał człowieka o kociej twarzy, pamiętał jak ostrze wielkiej kosy wbijało się w jego ciało. A później nic. Tak jakby ktoś bawił się jego pamięcią, ucinał i przeklejał jej fragmenty, niczym taśmę filmową. Złapał się za pierś. Wiedział, że tamten cios był śmiertelny, że teraz powinien chociaż czuć ból. Ale po ranie nie było nawet śladu. Zmierzył wzrokiem horyzont, spojrzał na kilkanaście budynków z czerwonej cegły, dawno opuszczonych i zdemolowanych. Wiedział, że jego przeciwnik jest gdzieś niedaleko. Nagle huk wystrzału przeszył powietrze, kilka kruków i srok wzleciało z innych dachów. Ansem uśmiechnął się i skoczył przed siebie, lewitując na wysokości dachu w stronę tego, kto nacisnął spust.

Dante przystanął na chwilę i rozejrzał się. Zaczął iść pomiędzy dwoma skrzydłami podłużnego, wysokiego budynku w kształcie litery „U”. W środku jego długości znajdowała się zdemolowana brama, z przerdzewiałej, cienkiej stali, półotwarta, zwisająca na jednym zawiasie. Kilka metrów od niej stała półciężarówka – jej wygięta przednia klapa pokryta była jakimiś napisami, zrobionymi czerwonym spray’em, wszystkie koła zostały dawno odkręcone, najwyraźniej przedstawiając wartość większą ni sama maszyna. Dante ruszył szybko, lecz ostrożnie, rozglądają się podejrzliwie na obie strony. Stanął kilka metrów od bramy... czuł czyjąś obecność. Spojrzał w górę i wycelował broń. Śniady mężczyzna o białych włosach patrzył na niego stojąc na krawędzi dachu bezpośrednio nad bramą, obie ręce kierując w jego stronę.
- Znowu mag? – Dante uniósł jedną brew. Nacisnął spust, a pocisk z hukiem poszybował w stronę Ansema. Trafił w głowę, przewiercił się na wylot i wyleciał drugą stroną, mknąć w przestrzeń ku nieznanemu. Postać Ansema zafalowała i rozwiała się. Dante zmarszczył czoło.
- Już za późno – usłyszał głos kilkadziesiąt metrów za sobą. Ansem skierował dłoń w jego stronę, a czarna sfera zaczęła tworzyć się i rosnąć w powietrzu, kilka metrów od twarzy Dante. Mężczyzna wyjął drugi pistolet i posłał kilka kolejnych pocisków w stronę maga, odchodząc kilka kroków za siebie. Pociski wystrzeliły z dużą prędkością, a kiedy minęły się z kulą zboczyły nagle z trajektorii, ze świstem odlatując na boki. Sfera nagle pobladła. Ansem uśmiechnął się i odlewitował do góry, oddalając się.
- Niedobrze – powiedział, mężczyzna w czerwieni po czym zaczął biec w stronę bramy. Upadł po kilku krokach, czując potworną siłę, pchającą go w stronę zapadającej się sfery. Podniósł się na kolana, patrząc, że siła działa nie tylko na niego, kilka cegieł zaczęło szybować w stronę czerni, z dachu zaczęły odpadać dachówki. Dante czuł, że traci oddech. Kula implodowała, zapadając się, zmniejszając do rozmiarów piłeczki ping-pongowej. Ściany zewnętrzne budynku po obu stronach rozpadły się z hukiem, stojąca obok półciężarówka przeturlała się na bok i wyskoczyła w powietrze, mknąc w jej stronę. Brama przewróciła się, zaraz za nią runęła ściana i dach budynku, który zaczął coraz szybciej zmieniać się w ruinę, której fragmenty mknąć zaczęły w stronę czarnej kuli. Po kilku chwilach, stara fabryka zmieniła się w stos cegieł i śmieci, nienaturalnie zebranych w symetryczną stertę, nad którą przez chwilę wisiał kurz i tynk. Ansem lewitował dalej, uśmiechając się, widząc skalę zniszczeń. Zmarszczył czoło, gdy cegły na szczycie zaczęły drżeć. Tuman kurzu wzleciał w górę, a zaraz za nim wyleciały cegły, fragmenty ścian, dachówki, deski i inne elementy stosu. Wystrzeliły na wysokość kilkudziesięciu metrów, odepchnięte przez jakąś potworną siłę. Ansem odlewitował kilkanaście metrów wzwyż, już się nie uśmiechająć. Wydawało mu się, że za chmurą kurzu, wśród pojawiających się nagle elektrycznych wyładowań, dostrzega sylwetkę czegoś potwornego.... jakby demona. Odleciał nagle na lewo, gdy półciężarówka przeleciała koło niego z duża prędkością, obracając się wokół osi. Kurz opadł w końcu, a w kręgu otworzonym przez śmieci stał Dante, dysząc ciężko. Ziemia była spalona. Mężczyzna spojrzał na porwany w kilku miejscach płaszcz i na dwa pistolety leżące obok, wygięte i rozbite na kilka kawałków. Chwycił rękojeść miecza wiszącego na plecach i zdjął swoje czerwone odzienie, odsłaniając umieśniąną klatkę piersiową, owiązaną czarnym pasem na wysokości splotu słonecznego.
- Teraz się wkurzyłem – powiedział patrząc na Ansema, wiszącego w powietrzu.
- Nie pozwolę ci wygrać – odrzekł mag, obniżając pułap, ponownie kierując dłonie w stronę Dante. Ten skoczył w jego stronę, wylatując na kilkanaście metrów nad ziemię. Obrócił się w powietrzu i uderzył z półobrotu, w maga. Mag zasłonił się czarnym ostrzem, które w ułamku sekundy zmaterialiwało się w jego lewej ręce, jednak potworna siła uderzenia, odrzuciła go na bok. Ansem upadł ciężko na ziemię, amortyzując się kolanami, po czym odskoczył na lewo. Dante wbił miecz w miejsce, gdzie mag stał przed chwilą, po czym wyjął go i ponownie zaatakował z półobrotu, trzymając wielkie ostrze w jednej ręce jakby nic nie ważyło. Ansem skoczył za siebię, robiąc obrót w powietrzu i swobodnie lewitując metrów nad ziemią. Wyprostował obie ręcę, z których w mgnieniu oka wystrzeliwać zaczęły czarne kule, mniejsze od wcześniejszej, świszczące w powietrzu i implodujące po trafieniu w ziemię. Dante odskoczył na lewo, uchylił się przed dwoma kolejnymi pociskami. Trzeci odbił mieczem, po czym z rykiem wściekłości skoczył na Ansema, wybijając się wysoko w powietrze, miecz oburącz ściskając nad głową. Mag złożył ręce, a niebo przeszył oślepiający błysk, rozjaśniający rzeczywistość niczym milion słońc. Dante jęknął i padł na ziemię, miecz wypuszczając z dłoni. Kaszlnął krwią, kiedy poczuł jak zimny metal penetruje jego plecy i przebija się przez klatke piersiową, godząc prosto w serce. Oparł ręce o grunt i zaczął się podnosić, kiedy poczuł kolejny cios. Stęknął i padł na twarz, czując jak jego własna broń przywierca go do ziemi. Czuł, jak opuszczają go siły.
- To zadziwiające, że jeszcze żyjesz... widać, jesteś czymś więcej niż zwykły człowiek... – zdziwił się Ansem – Ale tym razem pozwoliłeś, by kierowały tobą emocje. To już koniec.
Dante dyszał ciężko, czując jak ból ustępuje. W końcu przestał czuć cokolwiek.

Offline Vivi The Black Mage

  • Berserker
  • ***
  • Wiadomości: 268
  • Vivi93
    • Zobacz profil
    • http://vivi-the-black-mage.blog.onet.pl/
Odp: Walka XVIII: Dante VS Ansem
« Odpowiedź #1 dnia: Lutego 04, 2007, 09:47:51 pm »
        To była chłodna noc. Gwiazdy wysoko świeciły na niebie. Ulice były opustoszałe. Jednak pewien dostawca pizzy, który ubrany był w czerwony płaszcz i czarne spodnie błądził po najciemniejszych zakamarkach tego miasta.
- Gdzie ja jestem? - powiedział sam do siebie Dante – to powinno być tu, przynajmniej tak powiedział ten koleś, który zamawiał pizze.
      Białowłosy mężczyzna zastanawiał się, gdzie ma teraz pójść. Nagle usłyszał jakieś brzęczenie. Odwrócił się na pięcie. Okazało sie, że to była żarówka, która się przepaliła w latarni. Dante odetchnął z ulgą, jednak coś rzuciło mu sie z tyłu na plecy. Jednym ruchem strącił nieznajomego. Białowłosy spojrzał na przeciwnika, lecz bardzo się zdziwił. Kiedy zobaczył, że to jest jakaś dziwna, czarna kreatura. Już miał wyciągnąć swój miecz, lecz coś się na niego znowu rzuciło. Dante kopniakiem wykopał ze swojego ciała potwora. Podniósłszy sie zobaczył, że tych kreatur jest wokół niego pełno.
- Co jest do cholery?! - wykrzyknął Dante, który w tym czasie wyciągnął swój miecz.
Zaczął szatkować swoich przeciwników niczym jakby kroił salami do swoich pizz. Szybko się uporał z tymi dziwnymi stworami.
- Ukaż się mój prawdziwy przeciwniku! - wykrzyknął białowłosy.
- Nie da się Ciebie oszukać. - odpowiedział jakiś głos, który rozbił się echem, po całej opustoszałej ulicy.
- Gdzie jesteś? - zapytał sie Dante.
Nagle jedna z latarń zaczęła się trząść. Rozbłysnęło i na latarni ktoś siedział.
Był to człowiek o białych włosach, a ubraniem wyglądał na jakiegoś szlachcica. Na szyi miał zawieszone czarne serce z czerwonym „X”.
- Jestem Ansem, panem Heartless'ów, z którymi przed chwilą się spotkałeś.
- Dobra, bez ceregieli, źle bratku wybrałeś porę naszej walki, noc to mój świat bo jakbyś nie wiedział to jestem pół demonem – odrzekł lekko pewny siebie Dante.
- Tak się składa, że ciemność to mój żywioł – spokojnie powiedział Ansem.
- Koniec tych pogaduszek walczmy – to powiedziawszy pół demon wyciągnął swoje dwa gnaty, które nazwał „Ebona” i „Ivora”.
Bez zastanowienia Dante wpakował cały magazynek w Ansema, jednak kule przez niego przelatywały.
- Co jest?! - zdziwił się pół demon.
- Hahahahaha!!! Myślisz, że tymi prostackimi broń mi zabijesz mnie?! - powiedział rozbawiony Ansem, po czym przyzwał stado Heartless'ów.
Z ziemi zaczęły się pojawiać kreatury, z którymi Dante walczył na początku. Ten nie namyślając się długo naładował swoje pistolety i zaczął strzelać w wszystko co się rusza. Stwory zamieniały sie w pył, ale na ich miejsce pojawiły się nowe. Pół demon rozmyślił się z używania broni palnej, więc wyciągnął swój miecz. Ansem spokojnie obserwował wszystko co się działo. Dante zaczynał tracić siły, ale się nie poddawał.
- W życiu ich nie pokonasz, chyba, że uwolnisz swoją ciemną stronę serca, stań się prawdziwym demonem.
- Nigdy – wykrzyknął pół człowiek i zaczął atakować z jeszcze większym impetem.
Dante zaczął sie słaniać na nogach, Heartless'i rzucili sie na niego.
- Dalej, zamień się w bestie, niech twoje serce ogarnie ciemność. - powtarzał ciągle Ansem.
- Chciałbyś! - wykrzyknął Dante po czym uwolnił się ze stworów, które sie na niego rzuciły.
      Dante wiedział, że musi skończyć tą walkę szybko. Rozglądnął sie na strony, wszędzie pełno tych Heartless'ów. Pół demon wydał z siebie okrzyk i ruszył na Ansema. Torujące mu drogi potwory po prostu odlatywały na skutek siły Dante.  W tym momencie białowłosy rzucił w kierunku króla Heartless'ów swój miecz. Ansem odskoczył, jednakże w tym momencie Dante wystrzelił ze swojego gnata w broń białą, która diametralnie zmieniła swój kierunek lotu. Wbiła się w szyje władcy ciemności. Ten upadł na ziemie, dusząc sie krwią. Pół demon chwycił rękojeść miecza i odciął głowę Ansema. Heartless'i zamienili sie w pył.
      Dante słaniając sie na nogach, zapalił papierosa i odszedł do domu.

Join The Naruto Online Multiplayer Game Naruto - Arena.com