Autor Wątek: Walka XVII: Seymour VS Lynx  (Przeczytany 1338 razy)

Offline The_Reaver

  • Heartless Engineer
  • Redaktor
  • *********
  • Wiadomości: 2086
  • Dark Keyblade Master
    • Zobacz profil
Walka XVII: Seymour VS Lynx
« dnia: Lutego 04, 2007, 10:42:24 am »
Lynx spadał w ciemność. Cała jego pamięć powoli zanikała. Zaczął zapominać kim jest, a nawet czym jest. Jego przeszłość stawała się czarną pustką. Ciemność. Wszędzie ciemność. Wokół niego i w nim samym. W końcu jego ciało delikatnie opadło na coś miękkiego. Gdy otworzył oczy ujrzał, iż leży na kwiatach. Wstał, po czym zaczął się rozglądać. Był na dużej skale, porośniętej pachnącymi roślinami, zaś poza nią rozciągała się czarna pustka. Był sam, ale nie na długo. Z otaczającej czerni przyleciał świecący promyk, pozostawiający za sobą niebiesko-różową poświatę, wydając odgłos, jakby wzdychającej duszy. Po chwili zaczęły pojawiać się kolejne światełka, gromadzące się na przeciwległym końcu kwiatowego pola. W miejscu zebrania świetlików ukazała się postać mężczyzny. Miał długie, błękitne włosy, z dwoma kosmykami dziwacznie sterczącymi z boku głowy i jednym wiszącym nad czołem. Był odziany w długą, ciemno-niebieską szatę, ze zawiązaną na wysokości pasa błękitną kokardą. W prawej ręce trzymał laskę, której koniec kształtem przypominał jakiegoś demona. Lynx chwilę obserwował przybysza, Seymoura Guado, po czym poczuł, iż sam prawej ręce trzyma broń. Była to kosa, z pozłacanym drągiem. Instynktownie czuł, że będzie musiał walczyć ze swym przeciwnikiem.
   Pierwszy ruch wykonał Seymour. W dłoni maga pojawiły się niewielkie iskierki, formujące ognistą kulę, którą Guado wystrzelił w kierunku swego przeciwnika. Lynx natychmiastowo wyskoczył w górę, unikając płonącego pocisku, by lotem nurkowym w kierunku przeciwnika, zadać cios kosą. Jednak Seymour był szybszym, tworząc wokół siebie barierę ochronną. Zderzywszy się z osłoną, kociak odleciał do tyłu, lądując na nogach. Nie musiał długo czekać na kontrę przeciwnika. Niebiesko-włosy uniósł swą laskę, której koniec zaczął iskrzyć, po czym machnąwszy swą bronią w kierunku Lynxa, z czarnego sklepienia uderzył piorun. Kociak ledwo uniknął uderzenia gromu, jednak nie zdołał w porę zareagować na wystrzeloną przez maga ognistą kulę, która położyła swój cel na łopatki. Sierściuch nie zamierzał jednak długo odpoczywać na miękkim posłaniu. Szybko wstał, po czym zaczął biec w kierunku swego przeciwnika, zwinnie unikając wysyłane przez maga błyskawice i płonące pociski. W końcu Lynx wykonał zamach kosą na błękitno-włosego, trafiając na opór ze strony bariery ochronnej. Mimo iż osłona, wytworzona wcześniej przez Guado, nie wytrzymała długo uderzenia przeciwnika, dała wystarczająco czasu, by mag zdołał oddalić się na bezpieczną odległość i wypowiedzieć nowe zaklęcie. Wten z czarnego sklepienia spadła kotwica, wbijając się w ziemię, po czym zaczęła z niej coś wyciągać. Oczom Lynxa ukazał się gigantyczny demon, wyglądem przypominający związaną łańcuchami rybę w twardej skorupie. Anima wydała z siebie głośny ryk, po czym zaczęła swym okiem strzelać w kociaka pociskami laserowymi. Tylko dzięki swemu kociemu sprytowi, Lynx zdołał długo uniknąć trafienia przez lasery, które dziurawiły na wylot porośniętą kwiatami skałę. W końcu Anima zaryczała, dają wyraz swej irytacji. Sierciuch postanowił wykorzystać tą pauzę między atakami wroga, unosząc prawą dłoń, przepuszczając przez nią ciemność, po czym uderzył nią w ziemię, tworząc czarną otchłań obejmującą Aeona. Anima nie mogła wiele zrobić. Będąc związana łańcuchami nie była w stanie uciec z otchłani ciemności, do której się zapadała. Sam Seymour nic na to nie robił. Patrzył ze zdziwieniem, jak przyzwany przez niego stwór, powalony jednym uderzeniem, zmienia się w chmurę kolorowych, jęczących świetlików. Ta bezczynność nie uchroniła go przed atakiem przeciwnika. Lynx przebił się przez chmurę światełek, po czym przeciął na pół laskę, którą Guado desperacko próbował się osłonić. Następne cięcie kosy podzieliło Seymoura na dwie części, które tak jak Anima, zmieniły się w chmurę jęczących świetlików.
   Lynx pokonał swego przeciwnika, ale wciąż nie wiedział gdzie jest, albo raczej kim jest. Był sam na skale, porośniętej kwiatami, otoczonej zewsząd przez ciemność. Rozglądał się za jakimś wyjściem, ale wszędzie była tylko ciemna pustka i te wzdychające robaczki świętojańskie. Ale im dłużej je obserwował, czuł jakby wszystko do niego wracało. W umyśle ujrzał obraz bawiących się na plaży dzieci, po czym jedno z nich zaatakowała czarna pantera. Kolejny obraz. Stojący na samotnej wyspie, zaawansowany technologicznie budynek, wybucha w wielkie eksplozji. Po czym Lynx ujrzał, jak z ciemności uderza w niego wielka fala, zrzucając go ze skały. Spadał w ciemność. Lecąc głową w dół bezdennej pustki, przypominał sobie kolejne zapomniane wspomnienia. I w końcu przypomniał sobie pojedynek z ciemnoskórym mężczyzną i dziwacznymi czarnymi stworzeniami na Opassa Beach. Wygrał tą walkę, po czym obserwował morze, miotane przez sztorm. Ostatecznie zmiotła go wielka fala i zaczął spadaj w ciemność. Gdy spojrzał w dół, ujrzał, iż pod nim nie ma już ciemności. Pojawiło się świecące coraz mocniej światło, które w końcu objęło go całego. Obudził się z powrotem na Opassa Beach. Morze było już spokojne, a z nieba świeciło słońce. Wstał, po czym spojrzał w kierunku horyzontu. „Już czas” rzekł do siebie w myślach.
- Serge – rzucił w kierunku morza - Serge
« Ostatnia zmiana: Lutego 04, 2007, 08:36:39 pm wysłana przez The_Reaver »
I'm in Space!

Offline Kitano

  • Daredevil
  • **
  • Wiadomości: 173
    • Zobacz profil
Odp: Walka XVII: Seymour VS Lynx
« Odpowiedź #1 dnia: Lutego 04, 2007, 09:14:28 pm »
Otworzył oczy. Przez moment czuł się jak po długim śnie. Powoli podniósł z ziemi, rozejrzał dokoła i z wolna ruszył z miejsca, świadom swojej misji. Na ulicach, mimo wczesnej pory, jak to w Terminie, ruch panował dość wielki. Ludzie zerkali na niego badawczo. Na twarzach nie których rodziła się obawa potencjalnych kłopotów, inni zaś po prostu uciekali mu z drogi. Widok maga o długich błękitnych włosach, ułożonych w zupełnie niestandardową fryzurę z trzema odrostami, widać nie był zjawiskiem codziennym. Zwłaszcza z tak złowrogo entuzjastycznym wyrazem twarzy. Przechodząc przez plac główny, Seymour zatrzymał się na moment i wlepił wzrok w ogromny marmurowy pomnik.
- Ależ paskuda - mruknął do siebie, uśmiechając się przy tym szyderczo.
Nagle jak na zawołanie spojrzał w prawo. Na jego twarzy widniało już skupienie i nawet podniecenie. Od razu ruszył w wybrane miejsce, z niezwykłą gracją, trzymając w dłoni ogromną laskę, ciągnąc za sobą po ziemi, długi elegancki płaszcz, zdradzający jego profesję.

Otworzył oczy. Przez moment czuł się jak po długim śnie. Stając na nogi od razu poznał miejsce w jakim się znalazł; Termina nie była mu obca. Świadom swojej misji ruszył w kierunku placu głównego. Mijani po drodze mieszkańcy miasteczka, z nieskrywanym respektem odsuwali się z drogi, nie tak pewnemu dziś siebie, dobrze im znanemu mężczyźnie o twarzy kota. Jak zwykle odziany był na czarno, rozsiewając mroczną aurę gdzie tylko się pojawił.
- To wielki Lynx - usłyszał mimowolnie czyiś pomruk za plecami.
Wyraźnie był czymś zaniepokojony i wręcz zdenerwowany. Szybkim krokiem zbliżał się do pomnika.

- Nie wiem kim jesteś i po co tu przyszedłeś, ale odejdź. Nie potrzebujemy kłopotów.
- Jestem tu w dobrej sprawie. Nie obawiaj się starcze - odpowiedział lekceważąco Seymour, głaszcząc przy tym kosmyk włosów sterczący na wprost jego twarz. - Właściwie to szukam kogoś...
- Odejdź! Najpierw Lynx, teraz ty... Dwie niechciane wizyty jednego dnia nie wróżą nic dobrego.
- Lynx? Wielki Lynx powiadasz? Gdzie go znajdę?
- Przechodził tędy chwile temu, w kierunku głównego placu. Jeśli to twój znajomy... - spojrzał badawczo na maga - ...to weź go stąd i obaj idźcie w diabły! - Uważając dyskusję za zakończoną, poirytowany staruszek uciekł do domu, głośno trzaskając przy tym drzwiami.
Seymour podtrzymał jego radę i z powrotem udał się w kierunku pomnika.

Na głównym placu nie było już nikogo. Ludzie pozaszywali się w domach, przerażeni krążącymi plotkami o dwóch osobach, które z rana odwiedziły Termine. Nie którzy zerkali zza firanek, obserwując stojącego właśnie przed pomnikiem samotnie Lynxa, czekając na rozwój wydarzeń.
- Kot? - usłyszał nagle za sobą, nie odwracając się jeszcze - Naprawdę jesteś kotem? Heh, dobre sobie... Tak wygląda ten legendarny Lynx?!
Gdy sam zainteresowany w końcu się odwrócił aby przyjrzeć nowemu oponentowi, Seymour bardzo szybko zaatakował, ciskając w jego stronę olbrzymią ognistą kulą. Lynx od razu zaczął żałować, że tak swobodnie i lekkomyślnie zareagował, nie spodziewając się przecież tak szybkiego ataku. Oberwał bardzo mocno. Ledwo tylko uskoczył kawałek w bok, co na nie wiele się zdało przy tak potężnej magii. Lgnął ranny na ziemi, od razu bezskutecznie próbując podnieść. Seymour śmiejąc się lekko, podszedł, dużo pewniejszy już siebie.
- Heh, kotku, co z tobą? Naprawdę jesteś tym legendarnym Lynxem? Widać nawet ty nie wiele możesz zdziałać, stając do walki z kimś tak potężnym jak ja.
- Durniu, lepiej licz się ze słowami, twój żywot wkrótce się zakończy - wycedził z siebie nienawistnie Lynx, wyglądając na bardzo cierpiącego z bólu, z trudem wypowiadając pojedyncze słowa. Był wkurzony na siebie, że tak łatwo i głupio dał się niemal całkowicie obezwładnić.
- Heh - Seymour wydobył krótkie stęknięcie, wcale nie pozbywając się ekscytującego uśmiechu, rozjaśniającego jego twarz - A co, może wstaniesz i zaatakujesz mnie czymś potężnym, hę? - Zaraz potem uderzył laską leżącą ofiarę w plecy, z całej siły, co sprawiło mu wiele nowej radości. Gdy Lynx próbował wstać szybciej, znów oberwał. A potem znów i znowu. Za każdym razem coraz bardziej cierpiąc fizycznie i emocjonalnie. Nie był wstanie zdobyć się na żadne najmniejsze zaklęcie. Mocno odczuwał paraliż po kontakcie z potężną Firagą. Seymour nadal okładał go laską, tak mocno i długo aż ta w pewnym momencie lekko się wygięła. Właściciel uśmiechnął się radośnie i rzucił ją gdzieś przed siebie.
- Wygląda na to, że w tej rundzie odniosłem zwycięstwo - odszedł kawałek, okazując teraz skupienie, jakby zastanawiał się w jaki sposób zakończyć tą żałosną scenę. Znów przeszedł kawałek aż w końcu obrócił się w kierunku leżącego, mocno poszkodowanego przeciwnika. Wyciągnął przed siebie rękę i stał tak przez moment, jakby zastanawiał się, czy warto go zabijać. Lynx patrzył z wściekłością, zupełnie bezbronny, nie mogąc uwierzyć, że za kilka sekund zakończy swój żywot. Tak głupio i bezsensu.
- To nie miało być tak - pomyślał na chwilę przed, gdy mag, z wyciągniętej ręki, cisnął w niego potężnym piorunem. Tym razem Seymour nie śmiał się, spoglądając na dymiące zwłoki przeciwnika. Ale zerknął zaraz na olbrzymi pomnik i powtórnie wyszczerzył zęby
- Ależ paskuda

- Co się stało, co się stało? - zapytał przerażony mężczyzna reagując na huk piorunu.
- Lynx nie żyje - odparł bez żadnych emocji, siedzący w oknie staruszek, obserwując wysokiego maga opuszczającego plac główny, zostawiając za sobą martwe ciało ubranego w czarny płaszcz, pół człowieka, pół kota.