Wszystko wokół wirowało. Czuł jakby jego ciało unosiło się lekko, bezwładnie, niepodlegając żadnym siłom grawitacji. Wszechobecna ciemność w chwilę stała się jasnością, mocno oślepiając jego oczy, a stan nieważkości przemienił się w uczucie nagłego spadania w dół.
Ocknął się. W uszach nadal słyszał szum. Po chwili nie czuł już mdłości, a głośny szum przeobraził się w naturalny świst lekkiego, cichego wiatru. Była noc. Mrok rozjaśniał jedynie blask pełni księżyca, który wcale nie łagodził atmosfery tego okropnego miejsca. Gdy odwrócił się w tył, przeszyła go nagła seria dreszczy, na widok ogromnej, upiornej rezydencji. Na czym pierwsze utkwił mu wzrok to wyrzeźbiona ze skały bestia z szeroko rozstawionymi skrzydłami, spoczywająca na samym czubku zamczyska, złowrogo szerząca kły w kierunku bramy wejściowej.
- Co to za miejsce? - zapytał głośno sam siebie, niski młodzieniec, w białych, średnio długich włosach, ruszając niepewnie w stronę posiadłości. Wiedział po co się tu znalazł, nie wiedział jednak czego może się spodziewać.
Po chwili wszedł do głównego pomieszczenia, zamykając za sobą upiornie skrzypiące drzwi. Dokoła panował półmrok, ledwo było widać schody wiodące do góry. Po ich pokonaniu i przejściu korytarzem w głąb, chłopiec dostrzegł drobny, niestały blask światła, dochodzący z drzwi położonych na samym końcu. Powolnym korkiem zbliżał się do ów pomieszczenia, a im mniejsza odległość dzieliła go od niego, tym większe odczuwał przerażenie, wyczuwając czyjąś obecność. W końcu zacisnął w dłoni swój mały mieczyk i wtargnął zdecydowanym krokiem do środka.
Pomieszczenie było dość duże. Wyglądało jak istna biblioteka - dwie ściany stanowiły olbrzymie regały z książkami. Przy jednej z nich stała upiorna postać, odwrócona tyłem, w blasku rozłożonych po całym pokoju świec wertując, w zamyśleniu, jedną z książek. W końcu obrócił się. Wyglądał na starszego mężczyznę. Miał długie, siwe włosy, a od głowy w doł okrywała go wielka, fioletowa peleryna. Nie okazał jakiegokolwiek zdziwienia na widok chłopca z wyciągniętym w jego kierunku mieczem. Wręcz wyglądał jakby oczekiwał go od dłuższego czasu.
- Witaj Riku, już jesteś... - odłożył spokojnym ruchem książkę z powrotem na półkę i podszedł do młodzieńca.
Chłopaka zupełnie zdziwiło zachowanie maga.
- Odłóż miecz, porozmawiajmy - kontynuował - Po to się tu przecież znaleźliśmy.
- Kim jesteś? - odparł z przerażeniem Riku.
- Nazywam się Magus. Jestem właścicielem tej posiadłości. Tak się złożyło, że jestem twoim przeciwnikiem... - na te słowa chłopiec aż zadrżał z przerażenia - Ale dla mnie nie jesteś żadnym wyzwaniem, nie ma sensu walczyć. Tym bardziej, że mam inne plany.
- Nie bądź śmieszny - Riku podniósł jeszcze wyżej swoje małe ostrze.
- Odłóż miecz głupcze. Nie masz szans. Najmniejszych! Gdybym chciał cie zabić, zrobił bym to od razu. Do tego tak szybko, że nawet nie zdawałbyś sobie sprawy, że jesteś już martwy.
Riku, pod wpływem impulsu, rzucił się z wyciągniętym ostrzem na Magusa. Nim zdążył zrobić zamach, miecz mimowolnie wyrwał się z jego dłoni i zaczął lewitować bezcelowo, wysoko w górze. Mag, niewzruszony, nie poruszył się ani o krok, za to Riku cofnął się szybko w tył, w osłupieniu.
- Ale przecież.. mamy ze sobą walczyć. Znasz dobrze ich plany...
- Ich? Dziesięciu Bogów? Oczywiście - odparł surowo Magus - Ale nie zabijam słabszych, dla tak płytkich celów. Głupcy, mordują się dla marzeń, poświęcając własne, cuchnące życia dla woli dziesięciu znudzonych tyranów. - Mag podszedł do okna, po czym kontynuował - Dużo wiem o Bogach. Wolałem się nimi zainteresować, podczas gdy inni się zabijali.
- Poczekaj - Przerwał Riku - Po co mi o tym mówisz? Co chcesz zrobić? Nic z tego nie rozumiem.
Mag spojrzał na niego pogardliwie, jakby sam sobie tłumaczył te wszystkie, ważne dla niego, rzeczy.
- Zgodnie z ich regulaminem, poddam się. Odejdę w spokoju, a ty przejdziesz do następnej rundy... - Riku spojrzał na maga ze zdziwieniem, próbując coś odpowiedzieć, ale Magus ciągnął dalej - Nie mam żadnych marzeń. Jestem potężny, mogę mieć bardzo wiele. Poza tym, nie będę robił tego, czego ode mnie oczekują. Rozumiesz?
- Chyba tak - odparł zaaferowany, zburzony pod wpływem zbyt wielu napływających myśli. Wszystkie jego słowa brzmiały hipnotyzująco. Riku czuł jakby Magus manipulował jego własną wolą. "A może to podstęp?" - zapytał sam siebie.
- Acha, oczywiście ja wymagam czegoś od ciebie w zamian. - Zaczął kolejny wywód Magus - Następny po mnie będzie Link. Nie będziesz miał łatwej walki, ale wygrasz. A gdy to zrobisz, przyniesiesz mi jego miecz.
- Po co ci on? - zapytał od niechcenia, wcale nie będąc zainteresowany odpowiedzią. Bardziej zaczął się w tej chwili skupiać na swojej broni, nadal lewitującej tuż pod sufitem. "Mag i tak mnie zabije. Muszę jak najszybciej zaatakować" - zaczął ślepe rozważania, nie zdając sobie nawet sprawy o nerwach, które przejmowały kontrole nad jego racjonalnością.
Magus spokojnie mówił coś o broni Linka i jakichś własnych planach, znów spoglądając w kamienne okno. Gdy stał przez moment odwrócony zupełnie tyłem, Riku wykorzystał szansę. Odbijając się od ściany wyskoczył wysoko w górę, złapał miecz, i z ogromnym impetem spadał w kierunku Magusa. W ostatniej chwili miecz przeciął puste powietrze, gdy mag dosłownie rozpłynął się w miejscu. Pojawił się tuż za nim, krzycząc
- Ty durniu!
- Sam jesteś durniem! Myślisz że uda ci się mnie przechytrzyć?! - Riku obrócił się szybko, nie tracąc czasu na ocenę sytuacji, po raz kolejny atakując. Gdy naskoczył na rywala z wyciągniętym ostrzem, Magus znów zniknął w podobnych okolicznościach.
- Wiesz dlaczego znaleźliśmy się w mojej posiadłości? - i tym razem chłopak usłyszał głos z tyłu, szybko się odwracając, patrząc zrezygnowanie na ponownie stojącego przy oknie maga. Na jego widok dyszał z przerażeniem, a Magus mówił dalej - Bo ja tak chciałem. Gdybym chciał cię spotkać w twoim świecie... - mówiąc to rozstawił szeroko ręce. Z wolna zaczęło wszystko wirować dokoła, a noc za oknem stała się jaśniejsza niż najpogodniejszy dzień - ...to właśnie tam bym się z tobą spotkał! - Dodał, a wraz z ostatnim słowem, cała otaczająca ich obu rzeczywistość przeobraziła się w rajską plażę, piękne połacie zieleni i wysokie jaskinie dalej na horyzoncie.
Riku był zmieszany i roztrzęsiony. Z niedowierzaniem spoglądał na wspaniałe palmy z jego rodzimej wyspy, w międzyczasie gubiąc maga z pola widzenia.
- Rozumiesz już? - znów usłyszał za sobą - Nie chce cię zabić. Chcę ci pomóc, jeśli ty pomożesz mnie.
Białowłosy młodzieniec, zupełnie impulsywnie, odwrócił się nagle, tak samo szybko chwytając miecz i wbijając go w brzuch stojącemu tuż za nim magowi. Magus dalej stał, niewzruszony, oznajmiając cichym głosem - Nie rozumiesz...
Chłopak próbował się cofnąć, gdy wszystko znów zaczynało wirować. Gdy nastąpiła ciemność, poczuł się jak na samym początku, tak samo czując bezwładnym, poruszającym w nieokreślonej przestrzeni. Dobiegła go nagle silna eksplozja. Wydawało mu się, że odczuł ją bardzo mocno, choć w rzeczywistości nie czuł nic. Nie wiedział jeszcze, że właśnie pożegnał się z życiem.
Magus stał w swojej komnacie, obserwując noc przez olbrzymią dziurę w ścianie, w miejscu której, kilka chwil wcześniej było jeszcze okno. Zamyślony wyraz twarzy chował za swoim płaszczem, opędzając się od wiatru. U jego nóg leżał zakrwawiony miecz młodzieńca.