Autor Wątek: Walka IX: Auron VS Jin  (Przeczytany 1205 razy)

Offline Yuzuriha

  • Dead Shadow
  • SemiRedaktor
  • *********
  • Wiadomości: 1742
  • Let's go together ... in to the darkness
    • Zobacz profil
    • http://www.deadshadow666.deviantart.com/
Walka IX: Auron VS Jin
« dnia: Stycznia 07, 2007, 01:47:46 pm »
Ciemną noc rozświetlał złoty księżyc wiszący posępnie nad polaną znajdującą się w środku lasu. Na środku polany znajdowała się postać młodego mężczyzny. Nagle odwrócił się słysząc czyjeś zbliżające się kroki w jego stronę.
- W końcu cię znalazłem. - powiedział mężczyzna w ciemnych okularach i czerwonym płaszczu, wychodząc z pobliskich krzaków.
Auron zbliżył się do chłopaka i zatrzymał przed nim na odległości kilku metrów. Wyciągnął lewą rękę z pod płaszcza przed siebie, drugą ręką trzymał miecz zarzucony za plecami.
- Walcz - powiedział krótko.
- Nie mam powodu by z tobą walczyć ... - odpowiedział brunet nie wykazując chęci do walki.
- Walcz by przeżyć albo będę musiał cię zabić od razu.
Mężczyzna rzucił się w stronę japończyka i z impetem zamachnął się na niego mieczem. Jin odskoczył w tył unikając ciosu, podniósł wzrok i zobaczył zbliżające się ostrze w jego kierunku z lewej. Przetoczył się ledwo unikając kolejnego ciosu. Auron był szybki mimo iż jego broń wyglądała na ciężką. Mężczyzna znów podbiegł do japończyka i tym razem zadał cięcie z góry, chłopak wyczuł moment i złapał ostrze oburącz. Na twarzy Aurona ukazało się zdziwienie, chłopak widząc moment nieuwagi wroga, wykorzystał jego przeciwwagę i przerzucił go na drugą stronę. Auron przetoczył się kawałek.
- Nie pozostawiasz mi wyboru ... - rzekł japończyk.
Auron podniósł się z klęczków i z furią znów rzucił się na chłopaka, Jin widząc tą samą taktykę uniknął ciosu i zaszedł przeciwnika z boku. Ich wzrok spotkał się, Jin najpierw uderzył z lewej ręki w bok Aurona, kolejny cios nadszedł z lewej nogi, następnie z prawej ręki, lewej ręki i skończył serię ciosów prawą nogą odrzucając przeciwnika od siebie. Auron zrobił obrót w powietrzu i odbił się od drzewa nogami, lecąc prosto na wroga. Znów zamachnął się mieczem, jednak tym razem miał coś w zanadrzu. Dolatując do chłopaka odsunął miecz i próbował go kopnąć, lecz chłopak w ostatniej chwili zauważył podstęp i obronił się, odpychając przeciwnika. Auron znów odleciał i zatrzymując się tym razem na ziemi rzekł do niego :
- Wygląda na to, że cię nie doceniłem. - powiedział uśmiechając się za kołnierza.
Jednym ruchem mężczyzna wbił swoje ostrze w podłoże, nagle z ziemi wystrzeliły słupy ognia. Jin starał się je omijać, ale Auron w końcu go dosięgnął wykorzystując moment rozproszenia uwagi chłopaka. Jedno pchnięcie, światło księżyca odbiło się od czarnego ostrza oślepiając Jina na chwilę. W ostatniej chwili zasłonił się ręką, ale miecz Aurona utkwił w jego przedramieniu przebijając je na wylot. Mężczyzna wyciągnął ostrze z drżącej ręki i odsunął się kawałek, pozwalając chłopakowi opaść na ziemię. Jin uklękł łapiąc się za rękę, czując rozchodzący się ból po całym układzie nerwowym. Nie mógł ruszyć ręką, a krew tryskała z niej obficie. Zacisnął zęby. Od początku walki wiedział, że nie ma szans z mężczyzną w czerwonym płaszczu, ale w tej chwili jego wola życia zabraniała mu się poddać. Wiedział, że nie może tu zginąć, nie teraz. Podniósł wzrok na swojego przeciwnika, Auron spojrzał mu w oczy.
- Żegnaj. - powiedział zimno.
Podniósł miecz nad siebie i jednym precyzyjnym ciosem przebił chłopaka na wylot. Jin nawet się nie bronił, jeszcze przez chwilę patrzał w oczy Auronowi, z jego ust powoli zaczęła wydobywać się krew świadcząc o tym, że cios był śmiertelny. Po chwili brunet bez władnie zawisł na ostrzu spuszczając głowę w dół. Z przebitego miejsca wypływała krew spływając po umięśnionym torsie chłopaka, po jego czarnych spodniach, docierając do ziemi, aż w końcu wsiąkając w nią. Auron szybkim ruchem wyciągnął miecz z martwego ciała przeciwnika, tym samym znacząc czerwony ślad posoką na trawie. Zarzucił swój miecz na plecy i odwracając się ruszył przed siebie. Jednak po chwili poczuł jakiś dziwny niepokój, niepewnie odwrócił swój wzrok w kierunku martwego chłopaka.
- Przecież to niemożliwe. - powiedział widząc jak ciało jego przeciwnika podnosi się powoli z ziemi.
Jin stał, lekko przygarbiony przypominając w tej pozie jakieś dzikie zwierzę gotowe do ataku. W tej chwili otaczała go czerwona aura, na jego ciele nie było widać śladu po zadanych ranach, zamiast tego pojawiły się na nim czarne tatuaże. Widniały one na jego torsie i czole. W jednej chwili jego ciało zrobiło się sine niczym martwe, jednak w tej chwili wcale nie wyglądało na takie. Z tyłu głowy chłopaka w ułamku sekundy wyrosły rogi skierowane do przodu, na plecach natomiast pojawiły się ogromne skrzydła pokryte czarnymi piórami. Jin otworzył oczy, biła od nich nienawiść do wszystkiego co żyje. Chmury na niebie kotłowały się formując okrąg, księżyc nabrał szkarłatnego polotu, jak gdyby wiedział, że w tej chwili jedną z walczących postaci dosięgnie śmierć. Demon mruknął złowieszczo i wyszczerzył swoje kły w uśmiechu. Auron nie zastanawiając się długo podbiegł do przeciwnika chcąc zadać mu ostateczny cios, Jin tylko na to czekał. Odchylił się do tyłu, na jego prawej ręce pojawiły się czerwone pioruny, gdy mężczyzna zbliżył się na odpowiednią odległość uderzył go z impetem wysyłając go tym samym na pobliskie drzewo. Siła z jaką na nim wylądował wytrąciła mu miecz z ręki, demon podleciał i przytrzymał go na pniu pięścią.
- Poczuj teraz mój gniew, głupcze. - rzekł demonicznym, podwójnym głosem.
Nie zastanawiając się długo, rzucił Auronem w następne drzewo, ten poleciał bez władnie uderzając o nie, przy okazji łamiąc pień w pół. Mężczyzna próbował się podnieść, ale bez skutku. Czuł smak własnej krwi, najprawdopodobniej miał też połamane żebra gdyż przy każdym oddechu czuł jakby coś w środku go rozrywało. Demon podszedł do niego wolnym krokiem, złapał go za płaszcz prawą ręką, zmuszając tym samym Aurona by uklękł. Na twarzy demona nie było litości, za to ukazał się parszywy uśmiech, wskazujący na jego zwycięstwo. Demon odchylił lewą rękę do tyłu, wierzchnią częścią dłoni kierując w dół. Auron wiedział, że to już koniec, zamknął oczy. Na ułamek sekundy demon spoważniał, w tym momencie wróciła mu jego prawdziwa świadomość, czuł unoszącą się w pobliżu śmierć. Właśnie miał zadać śmiertelny cios, kiedy zatrzymał dłoń tuż przed klatką piersiową przeciwnika. Jego oczy przestały emanować czerwonym światłem. Spojrzał na Aurona smutno i puścił go, pozwalając ciału bez władnie opaść na ziemię. Wszystko wokół uspokoiło się, nawet księżyc wrócił do poprzedniego stanu i teraz nieśmiale wyglądał zza chmur.
- Wybacz .... - powiedział cicho.
Jin stał jeszcze przez chwile spoglądając na swojego przeciwnika, po chwili wzbił się w górę unosząc się na swoich czarnych, pierzastych skrzydłach w kierunku księżyca i odleciał pozostawiając nieprzytomnego Aurona na pustej polanie.
« Ostatnia zmiana: Stycznia 14, 2007, 04:14:30 pm wysłana przez Tantalus »

Offline Kitano

  • Daredevil
  • **
  • Wiadomości: 173
    • Zobacz profil
Odp: Walka IX: Auron vs Jin
« Odpowiedź #1 dnia: Stycznia 07, 2007, 07:56:16 pm »
Gdy głuchą ciszę zasypiającego, rozległego lasu, przerwały dwa głośne świsty, mały ospały puchacz zerwał się nerwowo z gałęzi. Nastąpiły one w dwóch różnych miejscach, wraz z błyskiem, oślepiającym na kilka sekund ciemny, skryty las, lekko tylko oświetlany pełnią księżyca.
- Ocho! - wzbił się futrzak w powietrze, zainteresowany zjawiskiem. Podlatując bezszelestnie w stronę bliższego źródła, dostrzegł coś na dole. Zniżył się zaintrygowany, zauważając sylwetkę wielkiej, poruszającej się pół truchtem, postaci, ciągnącej za sobą niewiarygodnie olbrzymi miecz. Właśnie on przykuł największą uwagę ptaka - podleciał jeszcze niżej, aby przyjrzeć mu się dokładnie. Przez moment śledził plecy człowieka, przykryte wielkim bordowym płaszczem, namiętnie falującym za nadal szybko przemieszczającym się właścicielem. Wyglądał na kogoś bardzo ostrożnego, zdecydowanie gotowego do użycia broni. Zatrzymał się na moment, nasłuchując głuchy las. Wtem obrócił się nerwowo, dostrzegając tylko małego futrzaka, który poznał w końcu twarz anonimowego przybysza. Miała poważny, stateczny wyraz ...i spoczywające na niej ciemne okulary, co wywołało salwy śmiechu.
- Puch-uu! Puch-uuu - zarechotała sowa, uważając, mimo małego móżdżku, ciemną ozdobę za kompozycję co najmniej nie dobraną do pory dnia.
Wojownik beznamiętnie patrzył za uciekającą, wrzeszczącą sową, a gdy ta osiadła na najbliższej gałęzi, jego wzrok zwrócił się nagle wysoko ku górze. Niemal bezszelestnie przeleciała nad nimi ogromna uskrzydlona postać, kradnąc na moment dochodzące do ziemi księżycowe światło. Przybysz zareagował natychmiast, podnosząc gotowy do walki miecz, biegnąc już za swoim wrogiem. Sówka także zerwała się z miejsca i udała za swoim ulubieńcem. Zapowiadało się coś interesującego - nie mogła przegapić takiego widowiska, skoro na co dzień w lesie i tak się nic nie dzieje.
Nim dogoniła przybysza, akcja zaczęła się na całego. Działo się to na samym skraju lasu, tuż przed głębokim urwiskiem. W nocnej scenerii przepaść budziła podwójną grozę. Gdy puchacz zatrzymał się na najbliższym drzewie, dla zapewnienia sobie doskonałego pola obserwacji, średniego wzrostu zakapturzona postać okładała właśnie pięściami znanego wojownika. Nie mógł się bronić, ani dobyć zbyt wielkiego na tak bliskie starcie miecza. Widok był przerażający. Jego rywal był niesamowicie zwinny i silny. Walczył wręcz, doskonale radząc sobie z defensywą coraz bardziej zdesperowanego wielkiego samuraja.
W tym samym czasie dookoła zbierały się zastępy innych sów. Dosłownie tuzinami zlatywały się zainteresowane, podobnie jak nasz przyjaciel, zajmując dogodne pozycje obserwacyjne.
Postać w bordowym płaszczu uwolniła się na moment od serii ataków, uskakując w bok. Oponent efektownie zawirował w miejscu aby zrzucić z siebie fioletowe odzienie z kapturem, które z kolei zarzucił rywalowi na głowę na moment kompletnie go dezorientując i częstując silnym kopem w brzuch.
- Puuuchuu! - zwierzęca publika zawrzała niczym stado prawdziwych kibiców.
Wojownik odleciał kilka metrów w tył, zatrzymując się na drzewie, gubiąc po drodze miecz. W moment zrzucił z siebie płaszcz rywala i po raz pierwszy miał okazję dobrze mu się przyjrzeć. Miał wysoką, szpiczastą fryzurę i drobną, prostą grzywkę opadającą na czoło poważnej twarzy o demonicznych rysach. Był ubrany w ciemne obcisłe, skórzane spodnie. Nie miał podkoszulka; był bardzo dobrze zbudowanym mężczyzną. Stał przez moment w miejscu, obserwując badawczo podnoszącego się spod drzewa, wyraźnie od niego wyższego przeciwnika. Nie tylko na nim zrobił wrażenie, zważywszy że ptactwo zerwało się podekscytowane, wydzierając między sobą, jak gdyby obstawiali zakłady na swojego faworyta tej walki. Wojownicy wymienili ze sobą dwa zdania, lecz puchacz usłyszał tylko wyraz "Auron" padający z ust jego ulubieńca.
- Auron, Auron... Puu-chu! - wydobył z siebie zadowolony, uznając to za imię swojego bohatera.
Walka znów się zaczęła. Nim umięśniona postać zdążyła zaatakować, samuraj uskoczył z gracją w bok, podnosząc w trakcie leżący miecz, i zrobił olbrzymi zamach, zmuszając rywala do odskoczenia w tył. Ten zaś po raz pierwszy musiał ustąpić od ataku, na co kilka niezadowolonych sówek, zadziornie przeleciało Auronowi przed twarzą.
- Puch! - zdenerwował się kibic walczącego mieczem wojownika, zmieniając pole obserwacji.
Teraz to Auron pierwszy atakował, unosząc wysoko miecz, kierując nim we wroga. Tamten ponownie uskoczył w tył. Tym razem drobny punkt na jego czole zabłysnął ognistą poświatą, zaś on sam stał się przez moment szybszy. Bez trudu podbiegł na tyle blisko oponenta, by wyrwać mu miecz i zacząć ciąć nim nieporadnie na wszystkie strony. Gdy samuraj uchylił się przed serią ślepych ataków, rywal wbił jego oręż pionowo w ziemię i chwyciwszy oburącz rękojeści, wykonał na nim niesamowitą serię ciosów obunóż, wirując poziomo w powietrzu, mieczem tylko zabezpieczając się przed grawitacją.
- Puch, Puch! Puchu! - ponownie rozległ się wrzask zebranych wokół ptaków, zadowolonych obrotem sytuacji.
Auron ponownie upadł kilka metrów dalej, odnosząc bolesne obrażenia. Z twarzy spadły mu, i tak już potłuczone, okulary...
- Puch? - wyjąkała z siebie sówka, żałując swojego samuraja.
Umięśniony mistrz walki zniknął gdzieś z pola widzenia. Auron wstał niepewnie, mocno odczuwając skutki oberwania butami po twarzy, nie widząc nawet swojego miecza. Porozglądał się nerwowo, szukając niewiarygodnie silnego przeciwnika. Gdy puchacz zauważył go skradającego się za Auronem, gotowego do zadania znienacka ciosu, podleciał szybko nad jego głowę i wydobył z siebie, jak głośno tylko mógł:
- Puch! Auron, Auron... Pu-chuu!
Zawołany obrócił się i w moment zdołał przygotować do obrony. Oboje walczyli teraz wręcz. Zaczęła się ostra przepychanka, w wyniku której obydwaj sturlali się na krawędź urwiska. Ptaki ze wszystkich stron znów się zerwały, tworząc olbrzymie zamieszanie. Przez chwilę kibice zupełnie stracili z oczu obu wojowników. Epicentrum zamieszania nastąpiło wraz z momentem silnego wybuchu, wywołanego jakby użyciem morderczej magii, przy wielkim głazie na samym skraju przepaści. Cały zwierzyniec uciekł przerażony, bardziej przejmując się teraz palącymi, rosnącymi najbliżej źródła, drzewami, niż dwoma wariatami walczącymi między sobą z niezrozumiałych, dla wszystkich obserwatorów, powodów. Prawdopodobnie i tak już nie żyli, pochłonięci ogniem lub mroczną, kilometrową przepaścią.
Po kilku minutach pozostał tylko gasnący już ogień, oraz jedyna sowa, bezgranicznie ufająca w zwycięstwo swojego wielkiego śmiesznego samuraja. Przyuważyła wbity w ziemię miecz przybysza... A także jego samego, wyłaniającego się zza wielkiego głazu, czołgającego, pokrytego dymną sadzą, wyglądającego jak dziecko wojny.
- Puch! - zakwitował uradowany futrzak.