Oglądałem tego Hitmana - tragedia. W jakiejś recenzji jarali się, ze głowny bohater chodzi tak samo jak ten z gry. To chyba jedyne podobieństwo. Walki na katany, zakochanie się w rasijskiej dziołszce. Żal mi gry było, jak to oglądałem.
Oglądałem Max Payne'a - tutaj jeszcze gorzej. Wahlberg w kazdej roli jest taki sam, ma chyba jedynie jedną minę, taką nieco eastwoodową. Fabuła gry była prosta, ale wciągająca. Fabuła filmu przygnębia faktem, że tak można skopać takiego samograja. I znowu olga kurylenko się załapała:) Chyba jedyna dobra rzecz w obu pozycjach.
Dla porównania - Punisher WarZone był ciekawą produkcją - nie udawali, że chcą zrobić fajną fabułe, a Stevenson - Tytus Pullo z Rzymu - spisał się świetnie w roli Castle'a. Jak dla mnie najlepsza do tej pory ekranizacja komiksu. Tak się powinno to robić - bez dodawania patosu, bez nadmiaru efektów specjalnych i wpychania na siłę znanych twarzy, zeby na plakacie był ktoś znany, nieważne jaka będzie jego rola.
Boje się ekranizacji Metal Geara oraz, przede wszystkim, Bebopa, którego to dawniej byłem piekielnie zapalonym fanem, a nawet fanboyem możnaby rzecz.