Nodobra, rzucam to tutaj bo po1 jakoś niezbyt mi wyszło i niezasługuje na własny topic, po2 zainspirowane snem, więc jakby pasuje, po3 niechciałoby mi sie tytułu wymyślać =P
ee no dobra to teraz macie i płaczcie =P <nie że wzruszajace, cototo nie, płacz z rozpaczy, pogardy nad marnościa wysoce wskazany =] >
Anioły, istoty idealne, o nieskalanej duszy, prawie ludzkim ciele i umyśle godnym Boga. Heh, zabawne, Jego nie ma juz tyle czasu, a wszyscy dalej Go czczą i wspominaja Jego imie. Nadaremno. Kto teraz rządzi? Nie, rządzi to złe słowo. On woli mówić, że daje nam wskazówki, jak dbac o równowage.On, *******, najmądrzejszy, najstarszy z nas, najbliższy Bogu. Jak dbać o równowage? Paradoksalnie - zabijając. Eliminujac tych z nas, którzy się zbuntowali, zachciało im się "lepszego życia". I dziś właśnie do tego sprowadza sie nasze zadanie.
Brzdęk puszki kopnietej przez ulice przerwał moje rozmyslania. Miasto było ciche, chociaż to akurat niedziwne - weekend, środek wakacji, trzecia trzydzieści - to mówi samo za siebie.
- Młody, nie przyszliśmy tu bujać w obłokach.
Zawsze zastanawialem się jak można zwracać się per "młody" do kogoś starszego od wiekszości budynków w tym marnym państwie. Chociaz z drugiej strony, on wiekiem może dorównywać samej planecie. On - Azrael - mój mistrz i przewodnik. wygladający na osiemnaście, no góra dwadzieścia lat blondyn, ubrany jak zwykle w nienagannie wyprasowaną płócienną koszule z guzikami i te swoje skórzane spodnie(troche pedalskie, ale przecież mu tego nie powiem). A ja? Nie ma zabardzo o czym opowiadać. Brązowe włosy do ramion, swobodnie opadajace na twarz, czerwono-czarna zbyt luźna bluza z motywem zodiakalnego chińskiego smoka, zwykłe granatowe jeansy, byle jakie "najki". Jakby na to niepatrzeć, dwóch przeciętnych typków. No, moze gdyby nie te skrzydła... Ale ludzie i tak ich nie widzą wiec mniejsza z tym.
- Znowu sie zamyślileś debilu - Azrael chyba zaczął się niecierpliwić, skoro mając do dyspozycji całe stulecia wyzwisk i przekleństw urzyl jednego z prymitywniejszych.
- Ta, dobra, to prowadź do celu "mistrzuniu"
W odpowiedzi spojrzał tylko chłodno, bo szczerze nienawidził nabijania sie z jego pozycji i poszedł prosto w ciemną uliczke. Naturalnie ruszyłem za nim. Po minieciu paru przecznic nareszcie doszliśmy na miejsce. Stare, obskurne bloki komunalne. Weszliśmy do jednej z klatek schodowych, potem tylko troche wspinaczki i już.
- Dzisiejsza noc należy do Ciebie - powiedział Azrael, po czym solidnym kopniakiem otworzył drzwi i zamaszystym gestem zachecił do wejścia, wiec skorzystałem z zaproszenia. Sam stanął tymczasem za drzwiami, chwiejącymi się teraz na jednym zawiasie, Wewnątrz obraz nedzy i rozpaczy. Cala podłoga w puszkach, piórach, butelkach i resztkach taniego żarcia. W kącie zwijała sie jakaś dziewczyna, ciekawe czy z bólu, czy przyjemnosci po jakims gownie ktore wzięła. Cel leżal na fotelu. Od zwykłego wyrzutka społeczeństwa odróżniały go jedynie skrzydła. Chociaż, czy mozna nazwać skrzydłami prawie juz bezpióre żałosne kikuty? Wyciągnąłem miecz, a raczej ręke, miecz sam się w niej pojawił. Piekna katana, na ziemi się takiej nie znajdzie. Proste ciecie przez twarz coby fotela nienaruszyc, wkoncu więcej wart niz to ścierwo, które zaraz rozpłynie sie w nicości.
- Miłych wakacji w otchłani! - rzuciłem, i juz chciałem wychodzic, kiedy do pokoju wszedł Azrael. Widziałem tylko jak przechodzi koło dziewczyny w kącie, a potem ją znikającą. Skubany, szybki jest. Wyciągnął bron, ciął i schował i nawet ja nie zdołalem tego zauważyc.
-Bez świadków, młody.
zieef, tak wiem ze niedokonczone i wogole kaszanka z kefirem, ale może kiedys popisze dalej
chociaz pewnie nie bo po1 poco, po2 niebedzie mi sie pewnie chcialo