Kolejny równy miesiąc minoł od ostatniego postu tutaj...Hm chyba nikt nie ma zamiaru kontynuować tej nieszczęsnej opowieści...a było tyle chętnych.No cóż po tak długi odstępie wypadało coś napisać ;P.Mam nadzieję,że znów niczego nie sknociłam,a jeśli komuś popsułam plany to z góry za to przepraszam....
Słabe promienie słońca wpadały przez okno i ogrzewały jej twarz.Naiya powoli otworzyła oczy i w miarę możliwości rozejrzała się.Pokuj,w którym się znajdowała był dość mały.Po jej lewej stronie stała mała komoda,zaś na przeciwko pod ścianą znajdował się drewniany stół z jednym dostawionym krzesłem.Spróbowała się podnieść,ale gdy tylko to zrobiła poczuła ostre szarpnięcie w okolicy brzucha i z jękiem padła spowrotem na łóżko.Nieczuła się najlepiej.Wirowania w głowie nie dałwały jej skupić wzroku na czym kolwiek.Zamkneła oczy i spróbowała skupić myśli.Zastanawiało ją to w jaki sposób się tu znalazła i co właściwie się stało...Po chwili usłyszała,że ktoś otwiera drzwi i odruchowo skierowała w ich stronę głowę.
- Widzę,że w końcu się obudziłaś.-powiedział spokojnie Rast podchodząc do niej,przystawił krzesło koło łóżka i usiadł na nim
- Gdzie...jesteśmy?-zapytała niepewenie
- W miasteczku Timler.-odpowiedział
Elfka zastanowiła się przez chwilę.
- To jakieś cztery dni drogi do Morgos...a gdzie reszta?
- Zenek szwęda się po mieście...
- A Garet?
Gdy tylko Rast usłyszał jego imie poczerwieniał na twarzy i wstał tak gwałtownie,że krzesło,na którym siedział upadło na podłogę z hukiem.
- To ten gnojek cię tak urządził,a ty jeszcze o niego pytasz jak by nigdy nic?!-wykrzyczał zbulwersowany
Dziewczyna popatrzała na niego zdezoriętowana.
- Tylko mnie mów mi,że nic nie pamiętarz!Przecierz rzucił się na ciebie z mieczem i omal nie zabił na miejscu,gdybyśmy go w pore nie zatrzymali pewnie była byś teraz martwa!- Rast nadal nie krył bulewrsacji
- Rast!Uspokuj się...powiedz mi chociaż,gdzie on teraz jest.-próbowała złagodzić trochę atmoswerę
- Nie mam zielonego pojęcia...-mówiąc to podniusł krzesło z podłogi i ponownie na nim usiadł-...kiedy wyszliśmy z tunelu,zwiał jak tchórz.Trzeba było go wtedy zabić jak miałem okazję...-powiedział z pogardą w głosie
- Rast!Nie zapominaj,że on ma teraz amulet...-przerwała,czując bół w okolicach brzucha
Odruchowo złapała się za niego i zwineła w kłębek.
- Musimy,go znaleść...w przeciwnym razie,Oni znajdą go przed nami i zabiorą amulet...-ponownie spróbowała się podnieść,ale Rast przytrzymał ją swoją wieklą ręką
- Najpierw to ty musisz odpocząć,straciłaś dużo krwi i...-przerwała mu w pół zdania
- Później może już być za późno,a mnie nic nie będzie...-popatrzyła mu w oczy z poważnym wyrazem twarz-..wychodziłam cało z groźniejszych wypadków.
Drobny deszcyk pojawił się zupełnie niespodziewanie i przesycił powietrze wilgocią.Czarnowłosy otworzył powoli oczy i rozejrzał się.Ukazał mu się znajomy widok czupków drzew.Szybko się podniusł,co zaowocowało nagłym bólem głowy.Odruchowo chwycił się za nią.Czuł się dziwnie...nieswojo,jakby stracił jakąś część siebie.Po chwili przypomniał sobie postać,która nazwała siebie Obserwatorem.Kim mogła być?Tego nie wiedzaił...ale napewno w jakimś sensie mu pomogła,gdyż zorientował się,że na jego plecach nie ma już ciemnych krztałtów.Wstał z ziemi i ruszył przed siebie.Zastanawiał sie ile czasu mineło...odruchowo przeszukał kieszenie w płaszczu w poszukiwaniu amuletu.Znalazł go od razu.Wyciągnoł przed siebie i przyjżał się mu uważnie.Przez chwilę zastanawiał się po co jego matka dała mu ten kamień...jaki miała w tym cel...tego również nie wiedział.Bez dłuższego namysłu założył kamień na szyję i schował go pod koszulę.Po plecach przeszłedł mu dreszcz,kiedy kamień dotknoł jego skóry...był zimny jak lód.
Szedł już dłuższy czas,bez celu,kiedy przypomniał sobie o Naiy'i...i stanoł jak wryty.Naszły go straszne myśli.Przecież omal jej nie zabił...a teraz nawet nie wiedział co się z nią stało.Miał ochotę wrócić,ale kiedy przypomniał sobie słowa Rasta zmienił natychmiastowo zdanie.Nie miał prawa zbiżyć się do nich,w przeciwnym przypadku czekała go jedynie śmierć z ręki wielkoluda.Postanowił,że sam uda się do Morgos,by porozmawiać z Altrosem...może tam dowie się czegoś więcej o tym dziwnym amulecie,który odziedziczył.
Ulewa rozchulała się już na dobre i jedyną reczą jaka mógł zrobić Garet to zatrzymać się w najbliższej karczmie.Zatrzymał się przed dużymy drewnianymi drzwiami i przeczytał szyld wiszący nad nimi,ozdobiony metalowymi zawijasami.
- "Pod uśmiechniętym wisielcem"...niezła nazwa...-skomętował w myślach,uśmiechając się krzywo po czym wszedł do środka wpuszczając za sobą chłód
Karczma o tej porze była wypełniona prawie po brzegi.Przy jednym ze stolików siedziało trzech krasnoludów "dyskutując" o ile można było to tak nazwać,głośno i pchłaniających kolejne kubły piwa.Zaś przy innym stole również głośno rozmawiających siedziało dwoje ludzi dość nietypowo ubranych.Mieli na sobie długie szaty o ciemnych kolorach,natomiast przy pasach nosili przywiązane drewniane pałki.Nie wydali się Garetowi niebezpieczni,ale lepiej mieć się na baczności,bo w tych czasach to nigdy nie wiadomo kto może cię napaść.W jednym rogu zauważył stojącego niewysokiego mężczyznę,który najwyraźniej bardzo się nudził,bawiąc się nożem.Po karczmie szwędało się jeszcze kilka osób,ale byli to przeważnie zwykli ludzie.
Niebieskooki ściągnioł przemoczony kaptur i ruszył w stronę karczmarza.Po chwili poczuł,że wpadł na coś.Przed sobą na podłodze zobaczył coś co przpominało krztałtem ludzką postać,choć na pierwszy rzut oka wogóle nie wyglądało jak człowiek.Dziewczyna,jak przypuszczał,owinięta była w brudny,szary płaszcz.Włosy,dziwnego,brunatnego koloru sięgały jej po za ramiona i przykrywały lekko szare oczy,które chyba były jedynym czystym miejscem na jej twarzy.Właśnie chciał podać rękę nieznajomej by pomuc jej wstać,kiedy z tyłu usłyszał donośny głos jakiegoś mężczyzny.
- Hej leziesz tu wreszcie?Ile mam na ciebie czekać?!
Dziewyczyna szybko podniosła się z podłogi,zakładając w pośpiechu kaptur,po czym przeprosiła Gareta i szybko pobiegła w stronę męższyzny.Kiedy go mijała,zauważył,że jest niższa od niego o całą głowę i w dodatku styłu pod płaszczem wystaje jej ogon,co bardzo go zdziwiło.Odprowadzając ją jeszcze wzrokiem skierował się w stronę karczmarza z pytaniem o wolny pokuj.Na całe szczęście miał jeszcze jakieś pieniądze,a jeśli i nawet budrzet by się skończył to wystarczy okraść pierwszą leprzą osobę...w końcu w swoim fachu był jednym z najleprzych.Z ciekawości spytał jeszcze karczmarza kto siedzi przy stoliku do,którego pobiegła owa istotka.Karczmarz spojrzał na niego z dziwnym wyrazem twarzy,po czym nachylił się do Gareta:
- To jeden z najbogatrzych ludzi w tej okolicy.Nazywają go Von Corendo...-zaczoł-...powiadają,że może mieć wszystko,czego sobie zażyczy,ale ma też i mniejsze zachcianki,takie jak ta,że lubi przychodzic od czasu do czasu do tej karczmy.Dam ci jednak jedna radę chłopcze...lepiej z nim nie zadzierać.Widzisz tych tam dwuch stojących przy nim?-karczmarz wskazał na dwuch wysokich ludzi w czarnych szatach stojących po bokach mężczyzny- To jego podwładni,zawodowi zabujcy.Kiedyś jeden gość wkurzył się na niego o to,że głośno się zachowywał...wystarczyło,że wyszli z nim na zewnątrz,a gość nie wrócił do domu w jednym kawałku...no ale dość tych pogaduszek.-mówiąc to podał mu klucz do pokoju
Garet jednak nie przejoł się zbytnio jego słowami...z resztą mało opchodził go ten cały Von-coś-tam,choć z drugiej strony jeśli jest taki bogaty...ale teraz to nie było najważniejsze.Udał się na piętro,jeszcze raz sprawdzając numerek na kluczach i wszedł do środka swojego pokoju.Ściągnoł z siebie mokre ubranie i od razu wskoczył do łóżka chowając jeszcze pod poduszką jeden ze swojich sztyletów,tak na wszelki wypadek.
Rano obudziły go jakieś krzyki dochodzace z dołu.Ubrał się szybko,zbierając za razem wszystkie swoje rzeczy,po czym postanowił sprawdzić co się dzieje.Wyszedł z pokoju i schował się za ścianą,jak najbliżej balustrady,opserwując wszystko z góry.
- Proszę przestać!-lamętowała kobieta
- Zamknij się!Będę robił sobie co chcę,a taka podrzędna starucha nie będzie mi rozkazywała!-po czym dało się słyszeć mocne uderzenie o podłogę
Garet spróbował się bardziej wychylić,bo z tej perspektywy niewiele widział.
- Błagam,nie rubcie krzywdy memu mężowi...-kobieta przylgneła do nogi mężczyzny,którego Garet widział wczoraj
- Powiedziałem odejdź!-odtrącił ją kopniakiem,po czym zachwiał się lekko
Było widać,że jest pijany.Kołysał się na nogach,a pod oczami miał spore rumieńce.Garet jednak nie widział tamtej dwujki w czarnych szatach...najwidoczniej był sam.Chociaż to coś w szarym płaszczy wałęsało się koło niego.Nagle usłyszał głos kobiety z dołu:
- Proszę młodzieńcze pomóż mi ratować mego męża...-skierowała swuj lamęt w jego stronę
- Cholera -przekloł w myślach- za bardzo się wystawiłem...
- No chłoptasiu wyłaź z tamtąd!-krzyknoł do niego pijany mężczyzna o bląd włosach
- Chyba nie mam wyboru...-pomyślał- i tak wiedzą gdzie jestem...wpakowałem się jak djabli...
Garet zszedł powoli na dół,trzymając rękę na jednym ze sztyletów w pogotowiu.Blądas podszedł do niego chwiejnym krokiem i nachylił się nad nim mówiąc:
- Patrzcie kogo my tu mamy...jakiś szczylek,który od ziemi nie odrusł chce sprzeciwiać się moim rozkazom?-mówiąc to śmiał się mu w twarz- I myślisz,że ujdzie ci to płazem mały parszywy gnojku,ja tu rządze,a kto się sprzeciwia Von Corendo zostaje rozgnieciony jak robak...
W tym momęcie Garet nie mógł się powstrzymać i już miał wyciągnąć swój sztylet z zamiarem dźgnięcia śmiałka,ale nagle spostrzegł się,że między nim,a mężczyzną stoji jeden z jego ludzi.Odskoczył w tył chowając sztylet,po czym wyciągnoł swuj elficki miecz.
- Skrytobujcy?-pomyślał- W takim razie musi być i gdzieś drugi...
- Czekaj...-odezwał się Corendo- damy się zabawić mojemu zwierzaczkowi,dawno nie miała żadnej rozrywki...
- Jak sobie życzysz...-odezwał się"czarny",po czym zniknoł tak samo jak się pojawił
- Aki...podejdź do mnie -powiedział pieszczotliwie
Po chwili z za niego wyłoniła się ta sama dziweczyna,na którą Garet wcześniej wpadł.
- "Pobaw" się z nim -mówiąc to pogłaskał ją po głowie
Dziweczyna spojrzała na niego błagalnie.
-....Muszę?-powiedziała tak cicho,że Garet ledwo ją usłyszał
- To rozkaz...-złapał ją za szmaty- rozumiesz?-dziewczyna tylko pokiwała twierdząco głową- Baw się dobrze...-póścił ją po czym odszedł na bok
Szarooka spojrzała na demona smutno,po czym staneła w pozycji bojowej.Jej ciało zaczeło przybierać dziwne krztałty,skórę pokryła sierść i po chwili przed nim zamiast dziewczyny,stała dość duża czarna pantera.Wydała z siebie ryk po czym rzuciła się na chłopaka przewracając go na ziemię.
- Zabij mnie...-usłyszał
- Co?
- Zabij mnie,póki jeszcze możesz...-warkneła
- N-nie mogę...-starał sie bronić
- Proszę!Jeśli tego nie zrobisz to ja zabiję ciebie!-po czym odrzuciła go ciężką łapą w stronę drzwi
Garet zatrzymał się dopiero na jednym ze stołów,łamiąc go tym samym na pół.Gdy próbował się podnieść,zdążył tylko zobaczyć jak pantera biegnie na niego i odparować cios,który tym razem wysłał go na zewnątrz.Przetoczył się jeszcze kilka razy zanim się zatrzymał.Po chwili podniusł się ciężko na rękach.Pantera znów na niego ruszyła,ale tym razem odskoczył w porę na bok.
- Nie będę z tobą walczyć!Nie chcę cię zabić...-schował miecz
- Ja nie mam wyboru...-odezwała się pantera
- Zawsze jest jakieś inne wyjście!Pozatym gdybyś chciała mnie zabić,zapewne zrobiła byś to już dawno!-powiedział z powagą
- Co ty możesz wiedzieć!-pantera rzuciła się na niego po raz kolejny,przygniatając go swojim ciężarem
Chłopak starał się bronić przed jej łapami,ale była zbyt silna.Po chwili zauważył,że na jej szyji jest jakaś obręcz...nic dziwnego,że nie zauważył jej wcześniej gdzyż była tak zabrudzona,że prawie nie odrużniała się od koloru sierści.Chwycił za nią,ale kiedy tylko to zrobił po rękach przeszedł mu prąd,jednocześnie raniący panterę.
- A więc to jest ten "problem"-pomyślał- musi ją kontrolować,bo w przeciwnym razie mogła by się odwrucić przeciwoko niemu...
Garet złapał po raz kolejny za obręcz i wytęrzając wszystkie siły spróbował ją rozerwać,co jednak nie dawało pożądanego efektu.Pantera zaczeła się wyrywać i szarpać,demon jednak nie dawał za wygraną.Po chwili poczuł,że rośnie w nim ta sama siła,która pojawiła się,gdy walczył z tą wielką panterą w podziemiach.Tym razem spróbował ją opanować.Skupił się i pozwoił energi przepłynąć do ramion i dłoni.Szarpnoł mocniej i obręcz się złamała tym samym uwalniając dziewczynę z uwięzi.Pantera odskoczyła i przez chwilę stała w miejscu próbując się uspokojić.
- Już po wszystkim...-odetchnoł w myślach Garet,po czym podniusł się z ziemi
Pantera jednak zawarczała na niego po czym ponowinie rzuciła się pędem w jego stronę.Chłopak stanoł jak wryty.
- Odejdź!-usłyszał,ale nie mugł wyrwać się z amoku,dopiero po chwili dotarło do niego to co warkneła pantera
Odskoczył na bok,spostrzegając za sobą przeciwnika,na którego rzuciła się pantera.Był to jeden ze skrytobójców.W tej chwili dziewczyna siłowała się z nim trzymajac za rękę,w któej miał długi sztylet.Uderzyła go łapskiem,odtrącajac na bok,po czym skoczyła do Gareta,zabierając go tym samym na grzbiet.Chłopak ledwo zdążył się jej złapać w pełnym biegu.Po chwili przed sobą zobaczył kolejnego skrytobujcę,szarżującego na nich.Czarnowłosy wyciągnoł swuj długi miecz i wyszczerzając kły wyciągnoł go przed siebie.Pantera biegła prosto na niego.
- To jakiś szaleniec...-pomyślał "czarny" widząc wyraz twarzy chłopaka
Zabujca chciał się już wycofać,ale było za późno.Gdy pantera go dopadła,demon jednym cięciem przecioł go na pół.
Słońce chyliło się ku zachodowi.W koło panowała tylko cisza i szum spadającej wody.Dziewczyna siedziała teraz opatulona w płaszcz Gareta na skalnym brzegu jeziora i prała swoje rzeczy.Z jednej z części garderoby wyciągneła mały przedmiot i przyjrzała się mu rozkładając na dłoni.Był to nieduży wisiorek przypominający kocią głowę ze skrzydłami.Na czole znajdował się maleńki czerwony kamień,natomiast zamiast oczu były dwa podłużne szmaragdy.To była jej jedyna pamiątka,po rodzie,z którego pochodziła.Po chwili założyła go na szyję chowając pod spód.
- Więc...-przerwał niekończącą się ciszę chłopak,siedząc niedaleko niej pod pobliskim drzewem,opierając się o nie plecami-...mogę dowiedzieć się kim jesteś...?
Dziewczyna odwróciła się do niego z niepewnym wyrazem twarzy.Garet miał teraz szansę przyjrzeć się jej uwarzniej.Dopiero po tym jak się wykompała zobaczył wreszcie jej prawdziwy odcień włosów.Były króczoczarne i wydawały mu się teraz dłuższe.Grzywka zakrywałą jej szare,duże oczy,które były nienaturalnego kształtu...mógł by nawet rzec,że są to oczy drapierznika.W miejscu uszu znajdował się spiczaste,pokryte sierścią,duże kocie uszy.Natomiast z pod płaszcza wyłaniał się czarny,porośnięty sierścią,giętki ogon.Dziewczyna jednak nie miała chyba zamiaru z nim rozmawiać,gdyż znów zajeła się swoją pracą.
- Heh...-westchnoł- to chociaż powiedz mi jak się nazywasz...muszę się do ciebie jakoś zwracać,nie...?
- Aki...-odpowiedziała krótko i tak cicho,że ledwo ją usłyszał
- Nie musisz się mnie bać...-mówiąc to podszedł do niej powoli,po czym przykucnoł
Dziewczyna odruchowo skuliła się.
- Hej..nie chcę ci zrobić krzywdy...-odsunoł się kawałek od niej-...poza tym kiedy wyschną ci ubrania,możesz iść swoją drogą...
- Ale...-powiedziała swojim głosikiem-...ja nie mam do kąd iść...
- Ja napewno nie będę cie niańczył.Mam własne problemy.-na te słowa dziewczyna się rozpłakała- Ej...przestać,w ten sposób nic nie zdziałasz...-próbował ja jakoś uspokojić,ale na nic się to zdało- Nie masz,żadnej rodziny...?
Aki zaprzeczyła kręcąc głową,po czym szybko wytarła łzy rękawem.
- Nie...mój właściciel wybił całą moją rodzinę...-przerwała próbując przestać płakać-...a mnie zabrał sobie jako maskotkę,kiedy miałam dziesięć lat....przez siedem lat musiłam być na jego posyłki,w przeciwnym razie znęcał się nademną...-spuściła wzrok-...wolałam juz śmierć niż to...
- Ale teraz jesteś wolna i możesz zrobić ze swojim życiem co chcesz...nie jesteś już niczyją własnością.-powiedział po czym usiadł spowrotem pod drzewem,spoglądając w niebo
- Ale...on będzie mnie szukał...-nalegała-...prosze zabierz mnie ze sobą...
- Kiedy ja nie mogę...
- Proooszzzeeee...-podeszła i złapała go za ręce,patrząc mu prosto w oczy
Garet próbował patrzeć wszędzie gdzieindziej byle nie na nią,ale nie za bardzo mógł,gdyż dziewczyna na niego napierała.W końcu zgodził się z wielką niechęcią.
- Ale kiedy będzimy mieć jakieś kłopoty,każde dba o własny tyłek,jasne?
- Jak słońce -odpowiedziała z promiennym uśmiechem
- A i jeszcze jedno...trochę wiecej odwagi nie zaszkodzi.-po chwili zastanowienia dodał- Trzeba będzie ci również załatwić jakieś normalne ubranie...
Jery to chyba najdłuzszy post jaki w życiu napisałam O_o .Ciekawi mnie czy ktoś to przeczyta XD dla wytrfałych wielkie brawa ;P