Autor Wątek: Walka XII: Crono VS Nightmare  (Przeczytany 1154 razy)

Offline Kitano

  • Daredevil
  • **
  • Wiadomości: 173
    • Zobacz profil
Walka XII: Crono VS Nightmare
« dnia: Lipca 09, 2007, 11:59:08 pm »
- Panie i Panowie! - wrzasnął Dio do dość sporej, jak na ten dzień tygodnia, publiczności, wygodnie ulokowanej w wygodnych siedzeniach, czekającej na eksklusiw wieczoru. - Tylko u nas! Specjalnie dla gości Gold Saucer, przygotowaliśmy na dzisiaj walkę specjalną. Tego jeszcze nie było. Zapewniam, że za moment, tutaj, na Battle Arenie, przeżyjecie niesamowite chwile. Emocje proszę państwa, emocje!
Publiczność, cały czas witając nowe osoby dołączające do jej grona, wybuchła euforycznym wiwatem. Dio ucieszył się widząc tyle gości, których od razu, oczywiście, przeliczał na ilość zarobionych pieniędzy. Każdego z osobna widział jako wielki stu gilowy banknot, jakiego każdy musiał się pozbyć, wchodząc na sektor dla gości. Istniał też specjalny rząd dla vipów, ale tam zapraszane były osoby z wyższych sfer. Często, zupełnie jak dzisiaj, przychodziła też Ester, córka Dio, mając akurat przerwę między kolejnymi wyścigami na Chocobo Square, zasiadając na swoim stałym miejscu. Dio uśmiechnął się do niej i dalej zaczął karmić zgłodniałą publikę, przekoloryzowanymi newsami wieczoru.
- Odwołane dziś zostały wszelkie walki, na rzecz tej jednej. Niesamowitego pojedynku, równie niesamowitych osób. Proszę państwa, zawodnikiem numer jeden, jest znany już co nie którym, wojownik Crono - z prawej strony wyłoniła się, powolnym krokiem, niska postać w  rudych włosach, a publiczność żywo go wygwizdała, nadal mając przed oczyma mroczny obraz tego, co wydarzyło się przed miesiącem na Wonder Square. Wszyscy szczerze go nienawidzili, łącznie z Dio, który formalnie tylko oddawał mu szacunek godny uczestnikowi tej wielkiej Areny.
- Za to jego przeciwnikiem będzie... - zaciągnął napięcie - ...gość specjalny, proszę państwa. Nightmare!
Imię to nic nikomu nie mówiło, ale gdy z prawej strony wyszedł na środek bojowej Areny, olbrzymi osobnik ubrany w wielki mechaniczny kombinezon, stając na przeciwko Rudego nieszczęśnika i puszczając mu wrogie spojrzenie, publiczność zawyła z rozkoszy. Wybuchnęła gromkimi brawami, w jednej sekundzie gotowa oddać mu najwyższy hołd niczym bohaterowi wieczoru.
Crono, z porażką wypisaną na twarzy, spoglądał na swego oponenta. Nie wiedział czego się złapać. Czym do cholery próbować z nim walczyć, tym nędznym mieczykiem? - pomyślał z przerażeniem. Nim zdążył uspokoić się wewnętrznie, skomplikowana gra świateł oślepiła go dwukrotnie, i walka zdąrzyła się już zacząć. Niespełna dwu i pół metrowy mechaniczny kolos, z pozycji biernej, przeszedł do ofensywy. Ruszył na Crona z równie wielkim, grubym mieczem, przy którym broń rudowłosego była tylko malutkim scyzorykiem do obierania kartofli. Skąpo odzianego gospodarza Areny dopadło to samo porównanie, na co uśmiechnął się podle.
Doszło do pierwszego starcia. Konserwa posyłała swoim ostrzem niesamowicie dynamiczne cięcia, a Cronp odskakiwał jak dziki kot, unikając ostrza, równocześnie walcząc o życie, wzbudzając wśród widowni tylko onomatopeiczne "Buuuu".
Wydźwięk zmienił się o sto osiemdziesiąt stopni, gdy rudzielec nie uniknął w końcu jednego z kolejny silnych ciosów. Oberwał w ramię, zamiatając zaraz potem, fryzurą, parkiet areny, od środka aż po sam brzeg. W końcu na południowej ścianie zakończył rolę niesfornej sprzątaczki, leżąc już płasko na ziemi. Nim Nightmare rozpoczął kolejny atak, jedyne co mógł zrobić jego przeciwnik, to próbować uleczyć się magią. W takich warunkach, ból potraktowany wymuszonym Cure, ustąpił zaledwie połowicznie. Wykorzystując to do szybkiego wstania na równe nogi, rudowłosy ruszył pędem dokoła arena, okrążając także wielką, agresywną konserwę, dając sobie więcej czasu na rozplanowanie ataku, który był na chwilę obecną jego jedyną drogą wyboru. Nightamre zaśmiał się okrutnie, gdy po krótkiej chwili, kilka nędznych czarów, pomuskało go łagodnie po stali. Bezpośrednie starcie nie miało dla Crona żadnego sensu, gdyż wzrost obydwu, tak samo jak wielkość obydwu oręży, była nieproporcjonalna zupełnie. Co innego można powiedzieć o Nightmarze, dla którego bezpośrednie starcie było okrutnie sprzyjającym, potencjalnym morderstwem. Rudzielec znów uskakiwał przed kolejnymi ciosami, nie tak zwinnie już jak z początku. Potknął się w końcu, a gdy widział już, pochylone nad sobą, wielkie, pionowe i ostre, narzędzie zbrodni, jedyne na co zwrócił uwagę to reakcja publiczności. Nim zorientował się, że na entuzjastyczne okrzyki przeobrażone w pomruki oburzenia, wcale nie miała wpływu litość nad jego losem, stanęła nad nim nieznajoma postać, odpierając atak Nightmare'a, podnieconego przed chwilą, możliwością odebrania małemu skurwielowi życia.
- Seifer? - wydukał z siebie Crono, obserwując z podziwem białego rycerza, niesamowicie wywijającego olbrzymim Gunbladem, wielkością niemal dorównującą orężowi Nightmare'a. Podziw był tym większy, gdyż do tej pory, pan z paskudną szramą na czole, znany był mu tylko jako sprzedawca biletów. Tymczasem odpierał energicznie każde kolejne ciosy, od razu wyprowadzając swoje, jeden po drugim. Wszystko trwało zaledwie parę sekund, aż wielce zaskoczony transformer oberwał w nogę i wyraźnie odpuścił atak cofając się w tył. Seifer także się cofnął, wracając do Crona.
- Co ty tu robisz? - zapytał rudowłosy podnosząc się z ziemi.
- Jak to co? Ratuje ci dupsko!
- A poza tym?
- A poza tym ratuje także swój tyłek. Wiem, że jesteś tu więziony, i że walka miała z góry pozbawić cię życia, czego nikt w całym Gold Saucer nie pragnie bardziej.
- Dzięki za pocieszenie, heh.
- Do cholery, zabiłeś ich ulubieńca! Vivi był wizytówką Gold Saucer, a ty zabiłeś sukinsyna na oczach wszystkich! Swoją droga to było genialne, naprawdę mocne. Zaimponowałeś mi, zrobiłeś coś, na co sam się nie zdobyłem, choć także miałem okazję. Gdybyś był seksowną czarownicą służył bym ci po wieki, a tak to przynajmniej pomogę ci wygrać.
- Nie pomyślałeś, że nawet jak go pokonamy, publika nas zgniecie? Wszyscy nas nienawidzą.
- Moment, nienawidzą to ciebie! Ja tylko zrobiłem kilka szkód materialnych, dlatego robiłem potem tylko za biletera. A publika? Mnie uznała za bohatera jak darowałem temu dupkowi życie. I dostałem takie brawa, jakie dostanie twój przeciwnik, jeśli zaraz nas zabije.
- Dobra, więc jak wygląda sytuacja?
- Zabijemy go, a wtedy Dio nas puści, nie ma wyboru. Ofcoz nie będziemy już mile widziani w Gold Saucer, ale who cares?!
- Uważaj! - przerwał Crono widząc Nightamre'a, biegnącego prosto na nich.
Seifer obrócił się na czas, po raz kolejny dając pokaz swych ogromnych umiejętności. Tym razem nie poszło tak samo, łatwo. Ponad dwumetrowy kolos przygotował się na kolejne starcie. Ciosy blond rycerza odbijał prawie z łatwością, wiedząc już jak się bronić, i jak atakować. Crono wspomógł Seifera, uderzając jak tylko się dało, ale nie wiele to pomogło. Nightmare był potężnym wojownikiem i dopiero teraz tak naprawdę, wszyscy obserwujący walkę, widzący zwątpienie na twarzy tak wielkiego mistrza miecza jak Seifer, dobitnie sobie to uzmysłowili. Mimo dwóch na jednego, ten jeden im dłużej walczył tym rozkręcał się bardziej i silniej. Mocniej i zwinniej. Po chwili ciął tak potężnie, że nawet obydwoje na raz, nie mieli by szans gdyby nie przeszli przed chwilą na desperacką defensywę. Nightmare po raz kolejny uśmiechnął się okrutnie i rozpoczął nowy, przeraźliwie zabójczy atak. Nim publiczność zdążyła zobaczyć jak wygląda w jego wykonaniu podwójne fatality, stało się coś niesamowitego. Czas jakby stanął w miejscu, zupełnie jak wyprostowana prawa ręka Seifera, na której końcu zabłysła jasna poświata. Parę sekund później, z zabójczą prędkością wzniosła się wysoko w powietrze, przebijając sufit, odsłaniając przy tym niebo pełne gwiazd, kilkadziesiąt metrów ponad tym wszystkim, materializując się w wielkie, wręcz ogromne, upiorne, skrzydlate stworzenie, wydobywające z siebie tak przeraźliwy dźwięk, iż wszyscy zamarli ze strachu. Nie którzy nie wiedzili czy śledzić walkę dalej, czy może wymknęła się spod kontroli i lepiej uciekać aby samemu nie stać się jej uczestnikiem.
- Poddaj się, albo zginiemy wszyscy! - wrzasnął zaciekle Seifer.
- Nic z tego, nie dam się zastraszyć. Myślisz, że się go boję? U mnie w domu takie ptaki trzymam w klatkach i choduje jak papugi. Wiem jak się z nimi obchodzić. Nie wiem po co się wtrącałeś, to nie ciebie miałem zabić. Zresztą to już bez różnicy.
- Nie pozwolę się zabić, a tym bardziej jego.
- Zobaczymy - mruknął tylko Nightmare, mrużąc przy tym oczy. Zaraz potem zdecydowanym szybkim cięciem rzucił się na Crona, który bez stojącego nad nim Seifera był bez szans. Olbrzymi miecz przebił go na wylot. Gorąca krew momentalnie obsmarowała ostrze, gdy Nightmare wyciągał je z powrotem, podtrzymując nogami martwe już ciało żałosnego, rudowłosego młodzieńca.
- Nieee! - wydobył z siebie Seifer, na daremno licząc na pomoc Bahamuta, gdy wielki blaszany wojownik leciał w powietrzu z wyprostowanym w górę mieczem, będąc już wysoko ponad dachem Areny, na spotkanie z bestią. Nim potężny Guardian Force zdążył wykonać atak, Nightmare biegnąc po jego grzbiecie, rozpruł bestię na pół.

Seifer trzymał w objęciach malutką teraz postać, rozpaczając sam do siebie. Krew tryskała jak oszalała. Przeciwnik spadł już z powrotem na Arenę, uspokajając, na powrót entuzjastyczną, publiczność. Teraz stać się mogło już tylko jedno. Kolejna śmierć i olbrzymi hołd nowemu legendarnemu bohateropwi Gold Saucer - Nightmare'owi.
Najpierw uderzył Seifera pięścią twarz zmuszając do odejścia od zwłok chłopca. Gdy blondyn, wykończony, ledwo zbierając siły, próbował się podnieść, ostrze wślizgnęło się zachłannie w jego lewę ramię, przyciskając całą postać do ściany. Zawył z bólu, na co psychicznie chora publiczność znów oblała się radością.
- Spójrz na mnie - podjął rzeźnik - Spójrz na narodziny nowego mistrza. Ten mały czort, za śmierć na oczach publiczności sam został skazany na śmierć, tymczasem ja obwieszczony chwałą. Mwahahaha.
- Stop! - rozległ się cichy dźwięk. - Stop! Stop! Stop! - powtórzył, na co wszyscy ucichli posłusznie.
Młoda dziewczyna z kokardami we włosach, wstając ze swojego stałego miejsca przemówiła teraz do Dio.
- Ojcze, przerwij to. Żadnej ofiary więcej.
Nastąpiło poruszenie, zarówno w pozostałej części widowni, we właścicielu Gold Saucer, a także pozostałych na Arenie wojownikach.
Ester wstała z miejsca, przedostała się na Arenę i podeszła do zwłok Crona. Objęła je czule i powtórzyła
- Żadnej ofiary więcej.
Wszyscy obserwowali ją w milczeniu. Nightmare wyciągnął szybkim ruchem ostrze z ramienia Seifera. Spojrzał potem na, stojącego teraz ze spuszczoną głową, Dio, i powiedział do siebie:
- Jak chcesz.
Ester czym prędzej rzuciła się opatrzyć Seifera i ponownie powtórzyła, tym razem tylko do Nightmare'a:
- Żadnej ofiary więcej. Wynoś się stąd.
- Tak... Niczego już od was nie chcę.
W całkowitym milczeniu wzbił się w powietrze i przez znajomą dziurę w suficie opuścił Battle Arenę. opuścił Gold Saucer z myślą o kolejnym świecie i kolejnym przeciwniku. Z myślą o śmierci. Z myślą o niespełnionych marzeniach przeciął światło księżyca spoglądając na wszystko z góry.