- Link, obudź się!
Ziew...
- Link! Wstawaj śpiochu!
Chłopak otworzył niebieskie oczy, wlepiając swój wzrok w drewniany sufit. Wolno podniósł się z swego łóżka, spoglądając z wyrzutem na Navi.
- Co się tak patrzysz .... nie do mnie miej pretensje, Wielkie Drzewo Doku Cię wzywa.
Link spojrzał na Navi i podrapał się po głowie.
- Nie wiem co może chcieć od Ciebie, ale lepiej zabierz swoje uzbrojenie, przeczuwam coś niedobrego.
Chłopak skinął głową i wstał całkowicie z łóżka biorąc czapkę do ręki i niechlujnie ubrał włożył ją na głowę. Spod ściany wziął swój miecz i tarczę, którą założył na plecy, z półki stojącej obok łóżka zabrał sakiewkę bomb, którą umocował przy pasie. Podszedł do okna i z haka wziął łuk i kołczan.
- Rusz się! Czemu Ty zawsze musisz się tak guzdrać?
Link wzruszył rękami i wyszedł z domku, by zaoszczędzić na czasie, zjechał z drabiny i powoli udał się w stronę Drzewa Deku.
Wioska tętniła życiem, Kokiri krzątały się po niej bez większego celu, jedni gonili się ze sobą, jedni zamiatali przed swoimi domkami. Link pokiwał znajomym i udał się ku wyjściu z wioski, gdy miał już ją opuścić ktoś zastawił mu drogę.
- Stój! Gdzież znów idziesz? Czyżby do Drzewa Deku?
- Mido! To znów Ty ... kiedy dorośniesz, Link nie jest już dzieckiem!
- A guzik mnie to obchodzi....
W tym momencie Mido upadł na ziemię, a Link z uśmiechem na twarzy przeszedł obok zaskoczonego Kokiri.
Wokół Drzewa Deku panował spokój, małe driady latały dookoła drzewa, zwierzęta przechadzały się obok krzaków. Lekki zefirek nie zapowiadał wydarzeń, które miały się tu rozegrać. Po chwili na polanę wbiegł Link w towarzystwie swojej driady. Jego zielony kubrak był lekko zwiewany przez wiatr, a wszechobecne driady przylatywały by przywitać się z Navi. Wokół panowała wszechobecna i błoga cisza, którą nagle przerwało tubalne powitanie.
- Witaj Link, ho ho. Dawno Cię nie widziałem ... a raczej nie wzywałem. - donośnym głosem, brzmiącym jak charczenie starego dziadka zawołało drzewo Deku. Link spojrzał wymownie na drzewo i skinął głową.
- Po co Cię wzywam? No cóż .. sprawa jest nietypowa, rzekłbym nadzwyczajna nawet. - Wielkie Drzewo Deku zrobiło pauzę, zrobiło ciężki wdech i po chwili kontynuowało – Ktoś na Ciebie czeka, powiedziała, że przyszła tu po Twoją przegraną. Wiem, moje słowa raczej nie trzymają się całości, jednak jestem poddenerwowany.
- Więc zamilcz lepiej i daj mi zabrać głos. - odezwała się blond kobieta, która wyłoniła się zza krzaków. - Z formalnej strony, jestem Quistis, instruktor Quistis Trepe. Przypuszczam, że domyślasz się po co tu jestem.
Link z politowaniem spojrzał na Navi, a później na Quistis, po czym skinął głową, czym dał znać, iż wie, że chodzi o turniej.
- Link jest gotów do walki! - zawołała nagle Navi – i niczego ani nikogo się nie boi. - dodała. W tym momencie zaskoczony blondyn z wyrzutem spojrzał się na driadę i wzruszył ramionami.
- Więc na co czekamy? Rozwiążmy to szybko i bez problemów. - w tym samym momencie, pani instruktor rozwinęła bicz i wyprowadziła pierwszy cios, który przeleciał obok ucha Hyliana.
Blondyn natychmiast zdjął z pleców tarczę i miecz, przyjąwszy postawę bojową rzucił się na przeciwniczkę, osłaniając się tarczą. Jego zwinne nogi i szybki bieg pozwoliły w krótkim czasie dostać się dostać blisko swojej przeciwniczki, dzięki czemu mógł w błyskawicznym tempie zadać cięcie, które jednak nie trafiło w cel, ponieważ Quistis przeturlała się w bok. Link został błyskawicznie skontrowany, blondyn co chwilę musiał unikać smagania batem, który świstał mu koło głowy raz po raz. Instruktor Trepe była wprawiona w posługiwaniu się tego rodzaju bronią, każdy jej cios był połączony z artyzmem, każdy ruch wyglądał jak taniec gimnastyczki, która wije się przed jury. Jednak dla blondyna to nie było nic niezwykłego, nie przejmował się zwinnością przeciwniczki i kontynuował swoje ataki. Jednak Quistis po którymś ciosie z kolei nabrała znaczącej przewagi – wytrąciwszy z dłoni miecz Linka, zaatakowała go magią.
- Fira! - okrzyk rozległ się w lesie, pobliskie zwierzęta w panice pouciekały, a z rąk blondynki pomknęła ogromna kula ognia. Link w ostatniej chwili zasłonił się tarczą, dzięki czemu ucierpiała tylko jego czapka, z której została kupka popiołu.
Link z ogromnym gniewem spojrzał na Quistis, wyciągnął łuk i dwie strzały z kołczanu. Napiąwszy cięciwę do granic wytrzymałości, wypuścił obie strzały, które z ogromnym impetem pomknęły w kierunku jego przeciwniczki. Jedna z nich trafiła ją w bark, druga z nich nieznacznie ominęła jej brzuch.
- Argh... Niezły z Ciebie łucznik – mówiąc to wyciągnęła strzałę z barku, odrzuciła ją na bok i wyleczyła się czarem Cure.
Na twarzy Linka pojawił się malutki uśmieszek, który jednak zniknął tak szybko, jak się pojawił. Blondyn nie chciał, by jego przeciwniczka zauważyła chwilę rozluźnienia, więc schował szybko łuk i wziąwszy miecz natarł na blondynkę. Ciosem z wyskoku zaatakował nieprzygotowaną oponentkę, która tylko dzięki kociej zwinności uniknęła poszatkowania. Quistis przeturlała się w bok i wyprowadziła cios z bicza, który sprytnie skierowała na miecz Linka. Zaskoczony Link próbował przeciąć bat, jednak Quistis była szybsza i sprawnym ruchem pozbawiła chłopca jego broni, który został zepchnięty do defensywy, jednak przy pomocy tarczy odpierał większość ataków swojej przeciwniczki.
- Link! Zaatakuj wreszcie ! - zawołała piskliwym głosikiem Navi.
Chłopak unikając kolejnego ciosu, spojrzał na Navi i kiwnął głową, po tym sięgnął do sakiewki i wyjął bombę, którą rzucił w kierunku Quistis. Ogromny wybuch wzniecił tumany kurzu i pyłu połączonego z ściółką leśną. Link już myślał, że jest po wszystkim, czego dowodem był uśmiech na jego twarzy, jednak w jednej chwili małe tornado rozwiało dym.
- Kof kof ... myślisz, że jedna bomba wystarczy? Heh, przeżyłam atak rakietowy, więc ten atak to nic. - ironizowała instruktor.
Linka poniosły nerwy, złapał leżący nieopodal swój miecz i z bojowym okrzykiem rzucił się na swoją przeciwniczkę, która została zaskoczona takim obrotem sprawy. Link wpadł w furię, zadawał ciosy z szybkością światła, wbrew pozorom, zmęczenie go nie zmogło. Po parunastu minutach zaciekłej walki, w której pot zmieszany z pyłem leciał gęsto, Link przyparł Quistis do ściany i przyłożył jej miecz ku gardle.
- Poddaj się! - zawołała Navi – Chyba nie chcesz stracić swojej głowy? - dodała z lekkim uśmieszkiem.
- Ni... - wykrztusiła blondynka, jednak Link docisnął mocniej miecz, tak, że struga krwi zaczęła cieknąć z szyi Quistis. - Dhoo..bra – wydusiła instruktor i opadła na ziemię.
- Jest! Link wygrałeś! - zawołała uradowana Navi po czym spojrzała na niego. Link siedział na trawie i bawił się kamieniami. Na wołanie swojego imienia, spojrzał na driadę i ziewnął, przeciągając się przy tym.
- Wiem, jesteś znudzony już tym całym niby turniejem. - w tym momencie lekki chichot wyrwał się z ust Navi. - W sumie Twoja walka była jedną z najgorszych. Co nie? Hihihi – zaśmiała się. Link tylko skinął głową i powolnym krokiem udał się w kierunku wioski.