Autor Wątek: Walka I: Dante VS Yuffie  (Przeczytany 2244 razy)

Offline The_Reaver

  • Heartless Engineer
  • Redaktor
  • *********
  • Wiadomości: 2086
  • Dark Keyblade Master
    • Zobacz profil
Walka I: Dante VS Yuffie
« dnia: Czerwca 03, 2007, 08:49:26 pm »
   Ściany pomieszczenia były przyozdobione głowami potworów, przebitymi mieczami. Wyposażenie, na które między innymi składały się perkusja, głośniki, z których leciał jakiś rockowy kawałek, i stół bilardowy, mówiło iż jest to jakiś klub. Przy biurku siedział białowłosy mężczyzna, ubrany w czerwony płaszcz i koszulę tego samego koloru. Stojący obok telefon zaczął dzwonić.
- Devil May Cry – odpowiedział Dante do słuchawki – Przepraszam. W nocy zamknięte.
Siwowłosy odłożył słuchawkę, jednak po chwili telefon znowu zaczął dzwonić.
- Powiedziałem, że zamknięte.
- Dante Alighieri? Syn Sparty? – odpowiedział głos w słuchawce.
- Hę? Pierwszy raz mnie ktoś tak nazywa, ale mój ojciec ma na imię..
- Twój kolejny pojedynek Turnieju Tytanów odbędzie się na rynku. Bądź tam za 10 minut, synu Szpady
- Mój ojciec nazywa się Sparda – krzyknął Dante do słuchawki, jednak odpowiedziało mu tylko ciągły odgłos – Turniej Tytanów co? – obok wisiała kartka z zestawieniem grup. Wzrok półdemona spoczął na drugim miejscu grupy C – Yuffie Kisaragi. To będzie bułka z masłem.
Nagle przez drzwi przebił się motor, na którym siedziała długowłosa kobieta.
- Zwolnij mała – odpowiedział Dante, po czym chwycił za wiszący nieopodal miecz.
- Ty jesteś Dante?
- Przykro mi jestem aktualnie zajęty. Zajmę się twoimi kłopotami, czymkolwiek są, jak wrócę.
- Co? Czekaj – kobieta próbowała powstrzymać mężczyznę – Demon, który chce zawładnąć światem ludzi, wkrótce się przebudzi. Musisz mi pomóc.
- Może nawet sam Szatan wpaść z wizytą, ale Turniej Tytanów ma teraz pierwszeństwo.
Po tych słowach Dante wyszedł przez zniszczone drzwi, idąc w kierunku miejsca jego kolejnego pojedynku.

   W między czasie.

- Turniej Tytanów właśnie nabiera rozpędu – wielki monitor, zawieszony nad wejściem do Battle Square pokazywał kilka losowych akcji Turnieju – Z pośród 32 uczestników została wyłoniona szczęśliwa 16. Oto zawody bogów wchodzą w fazę pucharową. Już dziś wieczorem odbędzie się pierwszy pojedynek. Yuffie Kisaragi vs Dante Alighieri, co? On nie ma nazwiska,  to sorry, Syn Szpady Sparty, a Spardy, wiedziałem. Pojedynek ten zostanie wyświetlony na żywo tylko na Battle Square. Bądźcie z nami.
- Ale będzie jazda – Yuffie krzyczała uradowana. Obok niej stała Tifa.
- Ta. Jasne – Skomentował Cloud, opierając się plecami o ścianie niedaleko od dziewczyn.
- Nie bądź taki smutas. W końcu po części dzięki tobie wyszłam z grupy.
- Koleś nawet się nie starał.
- Wiesz Yuffie – wtrąciła się Tifa – Mogłabyś się nie nabijać z Clouda. W końcu stracił jedyną szansę a milion na ponowne spotkanie Jej.
- Masz rację wybacz Cloud. Przy okazji, gdzie jest Vincent?
- Mówił, że idzie spać.
- Co jest z wami. To że z naszej piątki tylko my dziewczyny awansowałyśmy, nie znaczy, że macie wszyscy wpadać w depresję.
- Pani Yuffie Kisaragi – rzucił głos z głośników – proszona jest o wejście na arenę.
- No to na mnie pora. Trzymajcie za mnie kciuki.
- Daj z siebie wszystko – odpowiedziała Tifa
Ninja powoli zaczęła iść w kierunku schodów prowadzących na arenę. Wszystkie kamery odwróciły się jej stronie, a telebim pokazywał ją.
- I oto Yuffie Kisaragi idzie na spotkanie z przeznaczeniem – Salę wypełnił ryk wiwatujących kibiców – Czy wyjdzie z tego cało i czy będzie dalej reprezentować nasz świat w Turnieju? Pamiętajcie, na żywo tylko u nas na Battle Square. Zostańcie z nami.
Yuffie na chwilę odwróciła się w kierunku tłumu, po czym uniosła prawą dłoń, na co  ludzie zareagowali większym krzykiem. W końcu pchnęła drzwi wejściowe na arenę.

   Znajdowała się w jakimś mieście. Fontanna na środku sporego placu sugerowała, że jest na rynku. Była noc, którą oświetlał jedynie księżyc w pełni. Budynki miały odcień ciemnej szarości, a brak ludzi dodatkowo potęgował nastrój przygnębienia. Jedynym optymistycznym akcentem była fontanna, z której tryskała woda pionowym strumieniem, oraz kilka drzew rosnących na obwodzie koła. Jednak Yuffie nie była ty długo z sama. Z jednej alejek szedł siwowłosy mężczyzna z mieczem na plecach. Po wejściu na rynek zaczął się rozglądać po okolicy, aż jego wzrok nie uchwycił dziewczyny.
- Hej ty. Nie wiesz kiedy niejaka Yuffie Kisaragi przybędzie?
- Hę? Eee. Ja jestem Yuffie.
- Aha. To moim przeciwnikiem jest jakiś dzieciak. To może uwinę się do jutra.
- Co? Ja nie jestem żadnym dzieckiem dziadku.
- Hehehe. Uważaj kogo nazywasz dziadkiem, bo może ci łatwo skopać tyłek. Jestem Dante, twój przeciwnik – po tych słowach, półdemon chwycił za rękojeść miecza, przyjmując pozycję do walki – Jednak mam nadzieję, że będziesz jakimś poważniejszym przeciwnikiem, niż te potwory, co ostatnio zabijam.
Po tych słowach, Dante rzucił się na swoją przeciwniczkę. Widząc to, Yuffie chwyciła swoją broń, a następnie rzuciła ją w kierunku mężczyzny. Jednak półdemon zwinnie uchylił się pod wirującym w jego stronę shurikenem, po czym ciał poziomo swym mieczem na wysokości klatki piersiowej ninjy. Yuffie w porę zdążyła odskoczyć, chwytając swoją broń, który niczym bumerang zatoczył szeroki łuk, powracając do swej właścicielki, by zablokować pionowe cięcie miecza Dantego. Oboje chwile siłowali się ze swymi orężami, rozrzucając snopy iskier. W końcu Siwowłosy wycofał swe ostrze, tnąc tym razem od dołu, ponownie trafiając w gwiazdę dziewczyny. Siła uderzenia wyrzuciła Yuffie w górę, co wykorzystała rzucając swój shuriken. Dante próbował odbić lecącą gwiazdę, ale siła uderzenia wytrąciła jego broń, która wylądowała 2 metry od niego. Ninja chwyciła swoją broń, ponownie ciskając nią w swego celu, wbijając jedno z ramion ogromnej gwiazdy w klatkę piersiową półdemona, zrzucając go z nóg.
- Hehe. Chyba mnie nie doceniłeś dziadku – powiedziała Yuffie, lądując kilka metrów od swojego przeciwnika – no to chyba koniec walki
- Koniec? – odpowiedział Dante kręcąc dwoma pistoletami – Do roboty chłopaki
Dwie lufy wycelowały w ninję, która natychmiast wykonała skok za najbliższe drzewo. Jednak wykonując ten manewr, jeden z pocisków zdołał lekko musnąć policzek dziewczyny, z którego pociekła krew. Dante nie przestawał naprzemiennie naciskać spusty swych pistoletów. Kanonada pocisków bezlitośnie wbijała się w roślinę, ledwie zakrywającą łowczynię sfer, rozrzucając fragmenty kory po podłożu. W końcu jedna z kul wbiła się w prawy bark dziewczyny, na co krzyknęła z bólu. W tym momencie, Dante przerwał ostrzał, po czym wyjął wciąż wbity w niego shuriken.
- Oto jak się rzuca – siwowłosy cisnął gwiazdą w schronienie ninjy, przecinając drzewo na pół, po czym, lecąc szerokim łukiem, broń wbiła się w podłoże blisko fontanny. Yuffie zdołała na szczęście opuścić swoje schronienie, jednak siwowłosy natychmiast rzucił się na przeciwniczkę, tnąc poziomo w brzuch. Końcówka ostrza pozostawiła na brzuchu dziewczyny głęboką ranę, która zaczęła obwicie krwawić, choć unik ocalił ją przed przecięciem na pół. Mężczyzna nie dawał ani chwili przerwy, bezlitośnie próbując dosięgnąć swym mieczem ciała przeciwniczki. Zwinność Yuffie pozwalała uniknąć większość zamachów, jednak krwotok z rany powoli spowalniał jej ruchu. Nieraz stal pozostawiała płytkie ranki, ale jak czegoś nie wymyśli, to się może dla niej źle skończyć. W końcu ninja skoncentrowała swe moce, na ramieniu dziewczyny zaświeciła zielona kula, a z jej dłoni w mężczyznę buchnęła lodowata chmura, pokrywając lodem jego prawą rękę. Yuffie natychmiast wykorzystała ten moment, by dobiec do swojej boni, jednak Dante szybko uwolnił się z lodowatego naramiennika, rzucając się w pogoń za swym celem. Ninja w ostatniej chwili chwyciła swoją broń, po czym szybko się obracając, rzuciła shuriken za siebie. Dante stanął w bezruchu, gdy ostro zakończone ramie gwiazdy pozbawiło go głowy. Stał chwilę z uniesionym nad głową mieczem, by w końcu runąć na plecy niczym marmurowy posąg. Yuffie ponownie skoncentrowała swe siły, by rzucić zaklęcie uzdrawiające. Na jej ramieniu zaświeciła podobna do wcześniejszej zielona kulka, a jej rany zaczęły się sklejać. Po chwili po bliźnie na brzuchu nie było śladu. Wstała więc, wzięła swoją broń i otworzyła drzwi, którymi się do tego miejsca dostała. Za nimi wybuchł nagły okrzyk radości.

   Dante patrzył się jak jego przeciwnik znika za portalem do innego świata. Jego głowa była na swoim miejscu, na jego ciele nie było ani jednej blizny, a cały świecił przez chwilę złotą aurą.
- Chyba starzeję się – odpowiedział, po czym usłyszał za sobą ryk motocykla. Kątem oka ujrzał na motorze dziewczynę, która wcześniej wparowała do jego klubu – No to co z tym potworem, o którym wcześniej wspominałaś?
« Ostatnia zmiana: Lipca 11, 2007, 06:59:55 pm wysłana przez Tantalus »
I'm in Space!

Offline Tantalus

  • Master Engineer
  • Redaktor+
  • ************
  • Wiadomości: 4470
  • Idol nastolatek
    • Skype
    • Zobacz profil
Odp: Walka I: Dante vs Yuffie
« Odpowiedź #1 dnia: Czerwca 04, 2007, 02:28:31 am »
Pojedyncze promyki słońca przedzierały się przez gęste korony drzew, zakrywających las niczym wielki, zielony dach. Było ciepło, parnie, a wokół brzmiał świergot ptaków. Las tętnił życie, zdawało się, że każdy jego metr kwadratowy, wypełniały setki gatunków roślin i owadów, składających się na ten zróżnicowany ekosystem. Ciężki, czerwony płaszcz spadł nagle na porośnięty mchem pień, skrywając w cieniu kilka wielobarwnych żuków.
- Nie wytrzymam... – Dante usiadł na pniu, ścierając pot z czoła. Białe bandaże pokrywały jego klatkę piersiową, jednak to nie rany cielesne dawały mu się teraz we znaki. Przywykł do znajdowania się w różnych miejscach, przywykł też do upału. Ta dżungla jednak zdawała się rozgrzewać go od środka, zupełnie obezwładniając i wyciskając siły z każdą kroplą potu. Leniwym ruchem wyjął swoje dwa pistolety z płaszcza i wsunął je za pas spodni. Szeroki miecz leżał obok, z ostrzem wbitym w ziemię. Wiedział, że musi być gotowy.

Yuffie przeskoczyła przez wielki głaz, który wynurzył się zza krzaka i, nie tracąc tępa, podbiegła do drzewa, stając przy nim plecami. Przebiegła już jakiś kilometr, ciągle szukając przeciwnika, lecz jak dotąd, nie spotkała tu żadnego człowieka. Nie traciła jednak dobrego samopoczucia – kochała las, bo las dawał jej setki możliwych kryjówek, zasadzek i punktów obserwacyjnych. Wychowała się w lesie i, chociaż w tym szczególnym jeszcze nigdy nie była, czuła się w nim bezpiecznie. To było jej miejsce.
’Koniec odpoczynku’ pomyślała i wysunęła się zza drzewa, przeskakując między krzakami, starając się biec po mchu i unikać leżących na ziemi gałęzi. Nikt lepiej od niej, nie potrafił się skradać w lesie. Pewnie gdyby nie ten upał, Yuffie przyszykowałaby zasadzkę i czekała w ukryciu. Jednak piekący żar dawał się we znaki i wyciskał pot z jej drobnego ciała. Dziewczyna marzyła o tym, żeby skończyć to wszystko szybko i wziąć długi, zimny prysznic.
Yuffie zatrzymała się przy kolejnym drzewie, nasłuchując przez chwilę, czekając na choćby jeden dźwięk, świadczący o czyjejś obecności. Czując się bezpiecznie, skoczyła za siebie i z niezwykłą zwinnością zaczęła wdrapywać się na drzewo, niemal ignorując prawo powszechnego ciążenia. Mocno złapała grubą gałąź, stęknęła cicho i podciągnęła się, kucając na kiwającym się lekko drzewie. Stała na wysokości ok. 20 metrów, lecz w zasięgu wzroku, nie było nikogo. Nie czekając dłużej, skoczyła przed siebie.

Las był bardzo gęsty. Nawet nie ze względu na drzewa, lecz krzaki, porosty, zwalone pnie, zwisające liany i wszelką inną niezidentyfikowaną florę, która momentami tworzyła coś na wzór zielonej ściany. Dante torował sobie drogę, tnąc roślinność mieczem, niczym maczetą. Wyszedł w końcu na kawałek otwartej przestrzeni. Glebę pokrywały tu paprocie sięgające mu do pasa. Szedł dalej przed siebie, rozglądając się dookoła, wypatrując przeciwnika. Chciał mieć to jak najszybciej za sobą, jednak póki co, musiał walczyć jedynie z własnym zmęczeniem.

Yuffie przeskoczyła na kolejną gałąź, przebiegła po niej kawałek, po czym odbiła się w kierunku kolejnego drzewa. Przeleciała kilka metrów i z rozmachu wbiła nóż w jego pień, zatrzymując się na moment, aby od razu rozpocząć wspinaczkę. Złapała się gałęzi jedną ręką, rozglądając się po gęstym lesie. Uśmiechnęła się i podciągnęła do gałęzi, kucając i przysuwając się do pnia. Mężczyzna o białych włosach i z mieczem dłoni, szedł przez gąszcz paproci, rozglądając się wokół. Dziewczyna przez chwilę rozejrzała się dookoła. Drzewa dookoła były blisko siebie, a gałęzie gęste i w dużej ilości. Wiedziała jak to wykorzystać.

Dante zatrzymał się nagle w pół kroku. Wydawało się, że w pobliżu nie ma nikogo, jednak on czuł, że ktoś go obserwuje. Stał nieruchomo, powoli wodząc wzrokiem po zaroślach, starając się dostrzec wroga. W porę usłyszał cichy świst za swoimi plecami.
Chmara shurikenów nadleciało nagle po wysokiej paraboli, spadając na niego, niczym metaliczny deszcz. Dante odwrócił się błyskawicznie, a jego miecz przez chwilę zmienił się w srebrzystą smugę. Kilka razy szczęknął metal i posypały się iskry, kiedy stalowe gwiazdy odbijały się od klingi. Dante opuścił miecz i lewą ręką sięgnął do swojego prawego barku, wyrywając z niego jeden z pocisków, których nie udało mu się odbić. Ciągle jednak obserwował, starając się dostrzec, skąd nadszedł atak i, co ważniejsze, skąd nadejdzie następny. Wydawało mu się, że las stał się nagle cichszy, a upał mniej nieznośny. Czekał na kolejny ruch przeciwnika. Odwrócił się nagle, po raz drugi słysząc świst za swoimi plecami. Kolejne shurikeny nadleciały z wysoka, znowu mierząc w plecy wojownika. ‘A więc jest na drzewie’ pomyślał. Odbił dwa pociski z szerokiego wymachu i zakręcił młyńca, strącając kolejne trzy. Słysząc kolejny szum, odwrócił się odruchowo. Wielki shuriken nadleciał z wysoka i, bucząc głośno, nadciągał w jego kierunku z potworną prędkością na pułapie jednego metra. Dante uderzył mocno, posyłając broń na bok, wytrącając ją z trajektorii. Shuriken przeleciał kilkanaście metrów, wbijając się w drzewo. Dante padł na kolana. Dwie gwiazdki tkwiły mu w łydce prawej nogi, trzy kolejne wbiły się w plecy, kiedy próbował odbić wielki shuriken. Sięgnął lewą ręką i wyciągnął zimną stal ze swojego ciała. Odetchnął głęboko i wbił miecz w ziemię. Wiedział co go teraz czeka. Zamknął oczy, stojąc nieruchomo. Odczekał chwilę, po raz kolejny pozwalając się zaatakować. Kiedy tylko pierwszy, odległy szum mknących w jego kierunku pocisków doszedł do jego uszu, Dante odwrócił się, sięgając za pas i wyciągając dwa pistolety. Zaczął strzelać. Kolejna, jeszcze większa chmura shurikenów wbiła się w jego pierś, ramiona i nogi, jednak on dalej strzelał – nie w kierunku gwiazdek, lecz drzewa, z którego musiały nadlecieć pociski. Strzały godziły w drewno, przebijając je na wylot, tnąc gałęzie i dziurawiąc liście. Gdy usłyszał, że opróżnił oba magazynki, uśmiechnął się. Coś spadło w krzaki, tuż obok drzewa.

Yuffie spróbowała się podnieść, ale nie mogła. Widziała, jak co najmniej 10 shurikenów wbija się w ciało tego mężczyzny, była pewna, że co najmniej jeden trafił w serce. Nie mógł tego przeżyć, a jednak... do tego udało mu się ją postrzelić na ślepo. Jeden z pocisków trafił ją w udo, straciła równowagę i spadła, uderzając plecami o ziemię. Czuła, że złamała żebro, a do tego noga odmówiła posłuszeństwa.
- Hmm? Dziewczynka? – zdziwił się Dante, podchodząc do niej powoli. W dłoni trzymał miecz. Yuffie spróbowała odczołgać się do tyłu, jednak nie oddaliło jej to od przeciwnika. Krew spływała po jego ciele, a kilkanaście stalowych shurikenów tkwiło głęboko w jego nogach, rękach, brzuchu i piersi. On jednak zdawał się nie zwracać na to uwagi.
- Czym ty jesteś? – wycharczała Yuffie. Szybko sięgnęła do pasa po kolejny pocisk, jednak Dante był szybszy. Błyskawicznym ruchem wbił miecz w serce dziewczyny, przygważdżając ją do gleby. Po kilku chwilach osunęła się na nim, padając martwa.
- Jestem zwycięzcą – odpowiedział Dante, uśmiechając się.