Autor Wątek: Walka XXXV: Vivi VS Tidus  (Przeczytany 1462 razy)

Offline Tantalus

  • Master Engineer
  • Redaktor+
  • ************
  • Wiadomości: 4470
  • Idol nastolatek
    • Skype
    • Zobacz profil
Walka XXXV: Vivi VS Tidus
« dnia: Kwietnia 08, 2007, 08:50:06 pm »
Walka zamieszczona w imieniu Vivi The Black Mage'a, który nie mógł jej wstawić osobiście

Był piękny letni dzień. Słońce świeciło wysoko nad Besaid. Pewien młody blondyn, siedział na plaży i wyraźnie na kogoś czekał. Obok siebie miał wbity w piasek piękny, niebieski miecz.

Ale jest piękny dzień, pomyślał w duchu Tidus, szkoda, że ktoś dzisiaj umrze. Po dość długim okresie czasu czekania, blondyn zaczął się denerwować.

- Kiedy ten gość się pojawi, zaczynam się nudzić, idę po piłkę do Blitzballa, żeby sobie trochę czas ukrócić na czekaniu. - powiedział sam do siebie Tidus.

Ledwo zdążył wstać to nagle usłyszał za sobą jakieś dziwne odgłosy, przypominające uderzenia piorunów. Odwrócił się na pięcie i zobaczył jakąś dziwną falę energii. Wyciągnął swój miecz z piasku i czekał spokojnie na swojego przeciwnika. Po chwili czekania ktoś się pojawił.

Był do mały mag ze spiczastym kapeluszem i laską w ręce. Nie było widać jego twarzy, lecz tylko dwa światełka, które były jego oczami.

- Ty masz być moim przeciwnikiem.- odparł sarkastycznie Tidus – to będzie bułka z masłem.

Mały mag powiedział cicho i nieśmiało:

- Ja wcale nie chcę z panem walczyć.

- Stań do broni. - krzyknął Tidus po czym rzucił sie na Vivi'ego.

Mag schylił się i uniknął ostrza, które cięło w poziomie. Vivi wyciągnął ręce do przody i w stronę blondyna poszybowały trzy ogniste kule. Ten uniknął dwie, ale trzecia trafiła go w lewę ramię, paląc mu ubranie i kawał skóry.

- Niech Cię szlag. - wykrzyknął Tidus z grymasem bolu na ustach.

- Przepraszam, ale pa.....

- Zamknij się. - zawrzeszczał blondyn po czym rzucił się na maga.

Mag znowu rzucał na napastnika ogniste kule, ten omijał je wszystkie, kiedy znalazł sie przy Vivi'im to ciął od góry. Malec zdążył jedynie trochę się cofnąć, miecz zrobił ogromną szramę na ciele maga, po czym blondyn odkopał go do tyłu.

- Nareszcie. - powiedział zasapany Tidus – zabiłem Cię kurduplu, chociaż narobiłeś mi niezłego stracha.

Skończywszy to zdanie nagle Vivi wstał i zaczął się mienić na biało. Jego przekrzywiona czapka wyprostowała się. Mag co chwila podskakiwał jakby nie czuł bólu.

Tidus oniemiał, a maluch rzucił się na jego, różdżką rozwalił mu nos. Blondyn był cały ze krwi.

- Ty kurduplu, zraz Cię zabiję – powiedział rozwścieczony Tidus.

Mag nie odpowiedział, ale czekał na ruch przeciwnika. Blondyn rzucił na siebie jakieś zaklęcie, po którym stal sie o wiele szybszy. Natarł na Vivi'ego, który był na to przygotowany,. Raz po raz unikal ataku, lecz nie mógl kontratakować. Mag utworzył przed sobą ścianę lodową, ktora na chwile zatrzymała swojego przeciwnika. W tym momencie Vivi zaczął wykonywać w powietrzu jakieś dziwne znaki po czym niebo poczerniało i zaczęły spadać z niego komety. Tidus patrzył na to z otwartą buzią, lecz szybko się otrząsnąl i zacząl unikać komet, przy czym przybliżal sie do maga. Vivi'emu kończyła sie już energia magiczna, blondyn to zauważył, bo z nieba już nic nie leciało po czym rzucił się na swojego przeciwnika. Lecz w tym momencie ostatnia kometa spadła na Tidusa. Po blondynie nic nie zostało, oprócz miecza.

- Przepraszam – odparł cicho Vici, który wrócił do swojej normalnej postaci.

Offline Siergiej

  • Last Hero
  • **********
  • Wiadomości: 2544
  • Idol Tanta
    • Zobacz profil
Odp: Walka XXXV: Vivi VS Tidus
« Odpowiedź #1 dnia: Kwietnia 09, 2007, 01:48:22 pm »
Agresywne promienie słońca skapywały na brązową, spękaną ziemię zadając jej kolejne razy i łakomie owijając się wokół połyskującego morskim błękitem miecza Brotherhood, ściskanego drżącą dłonią Tidusa, po którego nagim torsie leniwie skapywały sprowokowane nieprawdopodobnym gorącem kropelki potu. Panującą wokół blondyna ciszę rozerwał krzyk, oznajmiający trzy następujące słowa: „W POPRZEDNIM ODCINKU...”. Gdy lektor kontynuował swój fascynujący wywód o perypetiach młodego bishonena, skupione przed telewizorem nastolatki na przemian mdlały z wrażenia, popiskiwały z radości i ściągały majtki przez głowę, z powodów bliżej nieokreślonych, aczkolwiek najbardziej prawdopodobną opcją zdaje się być widok nagiego torsu młodego wojownika, który wciąż trwał w jednej pozycji od samego początku emisji odcinka tysiąc pięćset siedemdziesiątego drugiego „Płonącej Namiętności”. W końcu poruszył się, rozpoczynając mozolny marsz przed siebie, widząc już zbliżającego się rywala.
Lektor tymczasem zakończył swoją opowieść takimi oto słowami „I niech ich los rozstrzygnie wspaniały pojedynek, a ten kto zwycięży zdobędzie serce pięknej Margerity Juanity Marii Luizy Baleron”.
W związku z tym, przez głowę Tidusa przewinęła się tylko jedna, krótka, ale za to jakże treściwa myśl - „Kim, do jasnej ku*wy, jest Margerita Juanita Maria Luiza Baleron?”. To jednak nie miało dlań żadnego głębszego znaczenia, bo oto na horyzoncie jawił się już jego oponent. Zdawał się jeszcze być tylko małą kropką stojącą na granicy widoczności, ale blondwłosy młodzian doskonale zdawał sobie sprawę z tego jakim on może być zagrożeniem. Z powolnego, spokojnego kroku jego chód przerodził się w bieg, a następnie w sprint. Kropka, którą do tej pory zdawał się być Vivi rosła i rosła, aż w końcu nabrała względnie ludzki kształt o rozmiarach dziecka. Tidus stanął. Ze zdziwienia jego szczęki rozwarły się, a źrenice nabrały rozmiaru monet pięcio-Gilowych. Oto stał przed nim Vivi – ponoć potężny czarny mag, z którym miał się zmierzyć, a w rzeczywistości kilkuletni dzieciak nie dość, że ubrany jak idiota, to jeszcze szczelnie opatulony swoimi łachmanami pomimo czterdziestostopniowego upału.
-Czy, czy p-pan jest T-Tid-Tidus – zapytało blondyna dziwne stworzenie, wpatrując się weń swymi dużymi, żółtymi oczami.
-A kogo się do cholery spodziewałeś?! – odkrzyknął Tidus głosem tak idiotycznym, że aż pożałował faktu, iż w Turnieju Tytanów głos podkłada mu angielski voice-actor. Vivi nie mógł się opanować - parsknął śmiechem i niemal natychmiast Brotherhood, połyskując w słonecznym blasku, zaczął zbliżać się do niego z oszałamiającą prędkością. Zaskoczony chłopiec uskoczył, ale było już zbyt późno. Poczuł jak zimna stal, zdająca się w ogóle nie reagować na panujący wokół gorąc przewierca się przez jego bark, a ubranie nasiąka jego własną krwią. Oczy zaszły mu łzami, a ciało przeszył oszałamiający ból. Choć próbował, to i tak nie miał na tyle siły, by zdołać rzucić jakiekolwiek zaklęcie – ani leczące, ani ofensywne. Musiał pogodzić się z porażką i bezwładnie zawisł na błękitny ostrzu ociekającym teraz ciemnoczerwoną cieczą.
Zanim jednak Tidus zdążył je chociaż wyjąć z ciała pokonanego, na wizję wszedł ending „Płonącej Namiętności”, a lektor roztrzęsionym z emocji głosem zapowiadał następny epizod. Tymczasem ostatnia przytomna nastolatka przed odbiornikiem podsumowała tysiąc pięćset siedemdziesiąty drugi odcinek jej ulubionego serialu słowami „O boże. Ale on ma pedalski głos” i przełączyła na „Modę na Sukces”.