- Co to za miejsce, kupo? – Mog skierował pytanie retoryczne do świata jako całości, rozglądając się na boki, podziwiając krajobraz.
Miejsce wydało mu się magiczne i pierwotne. Pokryte mchem drzewa wznosiły się ku słońcu, przykrywając las zielonym dachem. Promienie, które przenikały przez gęstwinę liści, docierały głębiej, do krzewów, traw, porostów i wszelkiej flory, ponad miarę różnorodną w kształtach i rozmiarach. Mog połowy tych roślin nie widział przedtem na oczy.
Gęsty matecznik pokrywała poranna mgła, z wolna osiadająca na liściach. Śpiew ptaków rozlegał się ponad wszystkim, wydając się być jedynym dźwiękiem, jaki wydawać z siebie mogła ta magiczna kraina. Ale dźwięków było więcej – szum liści, bzyczenie owadów, gałęzie pękająca pod krokami zwierząt... Las żył i wydawał się niezmienny od setek lat. A jednak, Mog czuł pod stopami nie ściółkę, lecz kamień – droga, ledwo widoczna pod porastającą ją zielenią, prowadziła przez las w kierunku, w którym nikt nie podążał od dawna. Kilkanaście metrów dalej, obok przewróconego drzewa leżało kilka kamieni, poprzewracanych, pokrytych mchem, jednak wyglądających niepokojąco nienaturalnie – zupełnie tak, jakby były to ruiny jakiegoś domostwa, dawno zapomnianego przez czas, siłą przywróconego do królestwa przyrody. Miejsce to napełniało niepewnością, ale też zapierało dech w piersiach swoim pierwotnym pięknem i harmonią życia, jaką utrzymać potrafi jedynie Matka Natura.
- HA! TY jesteś moim przeciwnikiem? – rzekł głos dobiegający z góry. Szczupła dziewczyna o azjatyckich rysach twarzy stała na poskręcanej gałęzi drzewa, patrząc na Moga. W prawej ręce trzymała broń o czterech długich, metalowych ostrzach – Mam walczyć z moogle? Litości...
- Jestem Mog dziewczynko – powiedział spokojnie, nie spuszczając z nie wzroku – A wielu zapłaciło życiem, za niedocenienie mnie.
- Jeżeli poradziłam sobie z Cloud’em, to nie ma siły, żebym przegrała z jakąś kukiełką – roześmiała się.
- Żebyś się nie zdziwiła – odpowiedział spokojnie i wystawił prawą dłoń przed siebie. Sfera ognia, nie większa od tenisowej piłki, uformowała się przed łapką stworzonka i wystrzeliła z sykiem, mknąć w stronę gałęzi z dużą prędkością. Yuffie przechyliła się w tył, unikając spotkania z pociskiem, swobodnie spadając z gałęzi. Wykonała kilka salt w powietrzu i wylądowała na ziemi. Druga kula już formowała się w przed Mog’iem. Yuffie wyskoczyła na prawo, kiedy tylko magiczna kula wystrzeliła z rąk przeciwnika. Odbiła się od pnia drzewa, płynnie lądując na innej gałęzi. Obróciła się wokół osi, wyrzucając swoją broń w stronę oponenta. Wielki shuriken zaczął głośno buczeć, początkowo podejrzanie powoli obniżając pułap, przyspieszając w końcu tuż przy ziemi, mknąć po łuku w stronę Moga. Ten padł na glebę, czując jak metalowe ostrza przelatują kilka centymetrów nad nim, wbijając się z trzaskiem w drzewo kilka metrów za nim. Spojrzał w górę, lecz Yuffie już tam nie było.
- Mam cię – powiedział głos zza niego. Gdy tylko się podniósł coś eksplodowało tuż przy jego nodze, powietrze wypełniając gryzącym, szarym dymem. Mog zakręcił się wokół osi, zasłaniając łzawiące oczy łapką, nie widząc nic wokół siebie. Nie zauważył skąd nadszedł cios. Silne kopnięcie wybiło go w powietrze, niczym piłkę. Jęknął z bólu i obrócił się w powietrzu, ciągle mając oczy pełne łez. Drugi cios nadszedł, kiedy jeszcze wznosił się w powietrzu, tym razem trafiając w głowę. Mog ślizgiem poszybował na ściółkę kilkanaście metrów dalej, przeturlając się po korzeniach, zatrzymując się po silnym uderzeniu plecami o drzewo. Jego oczy ciągle łzawiły, a ciało było sparaliżowane bólem.
- Ku... po – jęknął, próbując się podnieść. W porę usłyszał świst, jednak nie mógł nawet poruszyć łapą. Trzy shurikeny wbiły się w pień drzewa tuż za nim, prawie w tym samym momencie. Mog osunął się na ściółkę, powoli tracąc przytomność.
Yuffie wyjęła swój wielki shuriken z drzewa, po czym wolnym krokiem zbliżyła się do ciała Mog’a.
- To było zbyt łatwe – powiedziała do siebie i kucnęła przy przeciwniku. Uśmiechnęła się nagle, kucnęła i podniosła z ziemi to, co najwyraźniej odciął jeden z jej shurikenów. Niewielki czerwony pompon przymocowany był do czegoś przypominającego drut. W dotyku był miękki i ciepły.
- Zawsze się zastanawiałam do czego to im służy – powiedziała do siebie i spojrzała na Moga. Jego ciało drgało lekko.
- Najwyraźniej to coś ważnego – dodała po chwili, po czym wyjęła shurikeny z drzewa i schowała je do specjalnej kabury na lewym biodrze, razem z czerwonym pomponem. Podniosła się, otrzepała dłonie i odwróciła się na pięcie, spokojnym krokiem odchodząc w stronę kamiennej drogi. Po chwili zatrzymała się, marszcząc czoło. Odwróciła się powoli w stronę moogle’a, który ciągle leżał w miejscu, w którym padł.
Jego ciało drżało szybciej i intensywniej, z ust wydobywać się zaczęła piana. Yuffie wydawało się, że Mog nagle urósł nieznacznie. Wyjęła nóż ukryty za pasem i zbliżyła się powoli do stworzenia, bacznie je obserwując. Jego futro zaczęło ciemnieć, przybierać ciemnoszarą barwę. Wąskie oczka Mog’a rozszerzyły się, odsłaniając czerwone ślepia. Piana ciągle wydobywała się z jego ust, a jego ciało podskakiwało wręcz, miotane konwulsyjnymi drgawkami. Mog rósł z każdą sekundą, z jego miękkich rączej wyrastać zaczęły pazury jak u niedźwiedzia, futro stało się grubsze i sztywniejsze. Szczęka, na którą Yuffie wcześniej nie zwróciła uwagi, teraz uzbrojona była w szereg długich, ostrych zębów, zaciśniętych i odsłoniętych złowieszczo. Mog warczał cicho, ciągle rosnąc.
Yuffie szybko uniosła nóż i dźgnęła nim bestię, ta jednak złapała ostrze dłonią i wyrwała je z ręki dziewczyny, wyrzucając za siebie. Ninja odskoczyła w tył, sięgając po shurikeny. Mog wstał na nogi, ciągle lekko się trzęsąc. Był już wyższy niż Yuffie, a ciągle nie przestawał rosnąc. Przednie łapy wydłużyły się nieproporcjonalnie, strasząc długimi, ostrymi jak brzytwy pazurami. Z wielkiej, uzębionej szczęki ciekła ślina, a czerwone oczy emanowały nienawiścią.
- KUUUPOOOO!!! – ryknęła bestia, sprawiając, że ptaki uniosły się z drzew. Yuffie wyrzuciła trzy shurikeny w stronę bestii, cofając się widząc jej wzrok. Mog odbił je jednym ruchem łapy.
- Niedobrze – powiedziała Yuffie, po czym zaczęła uciekać ile sił w nogach. Mog wyrwał za nią, szybciej niż mogło się poruszać jakiekolwiek zwierzę tej wielkości. Po kilkunastu metrach Yuffie skoczyła na prawo, unikając ciosu wielką łapą. Mog uderzy w drzewo, rozrywając spory fragment pnia. Yuffie rozbiła na ziemi bombę dymną, uciekając dalej i wyrzucając wielką gwiazdę z pełnego obrotu. Mog przeszedł przez dym, depcząc jakiś spróchniały pień, pędząc w stronę Yuffie. Wyskoczył w powietrze na kilkanaście metrów, uskakując przed shurikenem, spadając tuż przy dziewczynie, prawie zwalając ją z nóg. Yuffie uskoczyła na lewo, ledwo unikając ciosu lewej łapy, który mógł rozerwać ją na strzępy. W panice rzuciła się za siebie, skacząc na drzewo i wbiegając po jego pniu w pionie. Mog machnął łapą na wysokości kilku metrów, rozrywając drzewo na pół. Yuffie runęła na ziemię, razem ze zwalającym się drzewem, upadała ciężko na jakiś stary korzeń, wyrastający w pobliżu. Oszołomiona spojrzała w oczy bestii, stojącej nad nią. Zdążyła się tylko zasłonić ręką, kiedy wielkie szczęki chwyciły ją w pasie, zaciskając się mocno.