Midgar, niegdyś ogromne miasto tętniące życiem, także tutaj miała miejsce siedziba korporacji Shin-Ra. Jednak po uderzeniu meteorytu w planetę, miasto w większości legło w ruinach. Ogromne pustkowia rozpościerały się wokół miasta, na skalistej pustyni praktycznie nie było życia, czy to zwierząt czy roślin. Niebo było zachmurzone jak zawsze, wiatr rozpędzał tumany kurzu. Wnet niebo stało się czarne jak smoła, na sklepieniu niebieskim zaczęły formować się 2 kształty. Podobne były do słupów ognia sięgającego aż ku niebu, jednak miały one kolor niebieski.
W jednej chwili na ziemię spadły przez nie dwie sylwetki ludzkie. Jedna postać miała długie, białe włosy, ubrana była w długi płaszcz i dzierżyła katanę, która miała ok. 2,5 metra. Osobnik ten był wysoki i szczupły, zachowywał dostojną postawę. Drugi z osobników był młodym chłopcem o blond włosach postawionych na żelu. Przez jego lewą część twarzy przebiegał tatuaż. Młodzieniec był ubrany w krótkie spodenki i koszulkę z krótkimi rękawami, a orężem były jego własne, przybrane w rękawice dłonie. Zmierzyli się spojrzeniem i zaczęło się.
- Siema, ktoś Ty? - pierwszy odezwał się blondyn. Białowłosy nawet nie zareagował. - Ej! Mówię do Ciebie idioto! - zawołał chłopak.
- Twoim aniołem śmierci. - odpowiedział ze stoickim spokojem mężczyzna.
- Heh.... erm.. To, to... może się przedstawisz? Panie aniele śmierci. - młodzian wyszczerzył zęby ciesząc się z niezbyt udanego żartu.
- Wesoło Ci. Me imię nie jest ważne, ale skoro to jest Twoje ostatnie życzenie, więc proszę: Sephiroth. - ze spokojem i elegancją odpowiedział białowłosy.
- Zell, Zell Dincht – wyszczerzył zęby – I dodam, że jestem najlepszym wojownikiem wręcz w okolicy! Więc dziadku, żebyś Ty nie kopnął w kalendarz przede mną. - widać było pewność siebie w jego odpowiedzi.
- Hahaha... nędzny robaku, nie wiesz z kim zadzieram, prawda matko? - Sephiroth jakby spojrzał w niebo
- Matko, ten śmiertelnik chce znów mi przeszkodzić, zabijemy go, prawda? Ziemia Obiecana będzie moja i nikt mi nie przeszkodzi! - Zawołał spoglądając wpierw w pustkę, później na swojego przeciwnika.
- Eee ... koleś, odwaliło Ci? Jaka matka? Tu nikogo nie ma oprócz nas. Może Potion był przeterminowany? - Zell zaczął się rechotać ze swojego głupkowatego kawału.
- Zamilcz! Widzę, że dalej do Ciebie nie dotarło, że to jest Twój koniec. Trudno, giń więc jak robak zgnieciony przez człowieka. - Sephiroth wyciągnął katanę ku przeciwnikowi i zaczął zmierzać w jego kierunku.
- Ej! Facet, zluzuj, tylko żartowałem! - mężczyzna był coraz bliżej. - Cholera, no dobra. Będę z Tobą walczył, tylko, żebyś potem tego nie żałował! - odgrażał się Zell.
- Zabawny jesteś, totalne przeciwieństwo Jego, ale skończysz tak jak on. - białowłosy zaczął biec w stronę przeciwnika, w jego oczach zapłonął gniew.
Zell rzucił się na wroga, Sephiroth ciął kataną. Blondyn cudem uniknął ścięcia głowy zaraz na początku walki. Zbliżył się wystarczająco by uderzyć przeciwnika. Wyprowadził parę ciosów w korpus przeciwnika. Kolejny cios zmierzał na twarz oponenta, jednak Sephiroth w porę zareagował i wolną ręką złapał pięść Zella. Wykręcił mu rękę i uderzył go w twarz z rękojeści miecza. Krew zalała twarz blondyna, ale nie miał nawet chwili odetchnienia, bowiem jego oponent już przypuścił ofensywę. Świst broni przemknął nad głową Zella, gdy ten zrobił unik i zaczął się cofać. Szybko wytarł resztki krwi ze swojej twarzy i rzucił się do kontrataku. Był bardzo zwinny i szybki, więc z łatwością zbliżył się do Sephirotha. Już chciał wyprowadzić cios, gdy mężczyzna zniknął.
- Gdzie jesteś cholerny tchórzu! Wracaj i walcz jak facet! - zdenerwował się Zell.
- Nigdy nie ufaj swoim oczom – rzekł białowłosy i gdy kończył swą kwestię ciął poziomo Zella w plecy.
Zaskoczony chłopak zareagował zbyt późno, krew trysnęła na ziemię. Kawałki materiału oderwane od ubrania zostały zabrane przez wiatr. Blondyn upadł na kolana i zawołał – Cholera, nie masz krzty honoru? Nie wiesz, że nie atakuje się od tyłu?
- A czym jest honor w porównaniu z ogromną siłą, jaką zostałem obdarowany przez Matkę? Honor jest dla słabych ludzi takich jak Ty. - zaśmiał się Sephiroth i podszedł do swojego przeciwnika.
- Twój czas dobiegł końca. Wrócisz do Lifestreamu i zasilisz planetę swoją duszą.
Mężczyzna wziął zamach i ciął Zella. Ten jednak w ostatniej chwili przetoczył się w bok. Sephiroth poczuł kopniak na potylicy. Zrobiło mu się ciemno przed oczyma, jednak to mu nie przeszkadzało. Odgadł położenie Zella i wziął zamach kataną, Zell został cięty w korpus.
Krew coraz bardziej wypływała z jego ciała. Blondyn z chwili na chwilę zaczął słabnąć i słaniać się na nogach. Jakby od niechcenia rzucił się na przeciwnika. Tym posunięciem wydał na siebie wyrok. Sephiroth przebił go kataną na wylot, podniósł go i potrząsnął. Jednym ruchał rozpłatał go na dwie części.
Krew pokryła połacie ziemi, skały przybrały kolor rdzy gdy krew zaczęła wsiąkać. Ciało Zella, a raczej jego resztki leżały otoczone plamą krwi i oplecione własnymi wnętrznościami.
- Matko, żaden parszywy człowieczek nie przeszkodzi nam w poszukiwaniu Ziemi Obiecanej. Nikt, po prostu nikt. - Sephiroth spojrzał przed siebie i zaczął wolno maszerować. I zdało się, że nikt i nic już go nie powstrzyma.
Wiatr się uspokoił... zapanowała cisza.