Autor Wątek: Walka XIII: Zidane VS Link  (Przeczytany 1020 razy)

Offline Ignatius Fireblade

  • Berserker
  • ***
  • Wiadomości: 214
  • Ten, który bywa
    • Zobacz profil
Walka XIII: Zidane VS Link
« dnia: Stycznia 21, 2007, 04:07:46 pm »
   Patrzyłem na wszystko, byłem tam, gdy to się zaczęło... Dwie postacie, stworzone z niczego, wzrostem podobni dzieciom. Chłopcy, rozebrani do pasa stali naprzeciwko siebie i mierzyli wzrokiem, trzymając w rękach błyszczące sztylety. Tak cholernie ostre, że mogły spokojnie rozpłatać mężczyznę mojej postury jak świniaka. Lecz oni nie zwracali na mnie uwagi, byli zbytnio zajęci sobą. Z resztą, kto w ogóle patrzy na pijaczka, kończącego własne życie wśród przemoczonych kartonów?
   Ta dwójka wyglądała na wyrwanych z innego świata, ciśniętych na ganek mojego przenośnego domu. Jeden miał długie blond włosy i spiczaste uszy, niczym jakiś elf z durnej bajeczki, a jego przeciwnik (bo właśnie tak ich odebrałem... wrogowie, którzy zaraz skoczą sobie do gardła. Dzikie kundle, obciążone ostrą wścieklizną) o równie jasnych włosach, wyglądał niczym grzyb, wyrastający pod samotnym drzewem w centrum miasta. Głupi halucynek, paź z książki historycznej i właśnie w tym do siebie pasowali.
   Nie było żadnej wymiany zdań, wyciągnęli ostrza przed siebie i skoczyli. Wymieniali szybkie cięcia, blokowali, unikali z gracją baletnic, tylko dokleić im rajtuzy i można pobierać opłaty za przedstawienie. Żelazo błyszczało w świetle sodowych lamp, tnąc powietrze z jękiem, napotykając na przeciwnika, sczepiając się z nim przy wtórze szczęku i wodospadów iskier, spływających na bruk jak umierające ognie sztuczne. Nie bałem się i to było najdziwniejsze. Patrzyłem na nich, oczarowany.
   Długouchy naparł na Grzybka barkiem, powalając go w kałużę błota.
   - Teraz zginiesz, Zidane – wyszeptał, pochylając się nad powalonym i szykując ostrze do ciosu.
   - Chciałbyś, Link – warknął chłopak, dziedziczący imię po piłkarzu.
   Leżący uderzył pięścią w kałużę, rozchlapując błoto, używając niespodziewanego sojusznika do oślepienia elfa. Gdy tamten się zatoczył, Zidane zerwał się na nogi i pchnął sztyletem w brzuch Linka. Ostrze weszło gładko, nie natrafiając na nic twardszego od skóry.
   Patrzyłem na tę scenę i czułem wzbierające we mnie mdłości. Jednak nie odważyłem się odezwać i milczący obserwowałem, jak życie uchodzi z elfa czerwonym strumieniem. Gdzieś z tyłu mojego umysłu tłukł się zawód, stawiałem na Linka.
   Jednak walka jeszcze się nie skończyła. Ranny przywołał z powietrza dziwny instrument. Wyglądał jak okaryna, lecz nie miałem pewności, edukacja wyniesiona ze szkoły muzycznej dawno się zatarła.
   Link wytłoczył resztki powietrze z zamierających płuc i dmuchnął w ustnik instrumentu. Zidane chyba przeczuwał co się stanie, ponieważ wyszarpnął sztylet z cała przeciwnika, zamierzając się do kolejnego ciosu. Nie zdążył, elf rozpłynął się w powietrzu.
   Jednak nie całkowicie.
   Podobny dźwięk rozległ się gdzieś powyżej i na zdezorientowanego chłopca spadł odziany na zielono cień. Link powrócił poprzez czas i przestrzeń, a jego rysy zdawały się starsze, ruchy pewniejsze. Po ranie nie pozostał nawet ślad, z resztą i tak byłby zasłonięty przez koszulę barwy lasu wiosną.
   Jedynie sztylet się nie zmienił. Błyszczące ostrze wgryzło się w kark Zidane’a, zgrzytając o kręg i opuszczając jego ciało poprzez rozpłatane gardło. Chłopcu nie pomogłaby nawet podróż w czasie.
   Link wyszarpnął broń z umierającego ciała i ciął raz jeszcze, otwierając pokonanemu trzewia. Nie widziałem, co trup jadł na obiad, ale flaki ukazały mi się w całej okazałości.
   Zidane umarł nim uderzył o błotnistą ziemię.
   Do dziś nie wiem, czy oni mnie widzieli. Przeżyłem i widziałem, jak żywy i martwy rozpływają się w powietrzu. Nie była to pijacka mara, ponieważ od tygodnia nie piłem... Dowiem się co to było, a tajemnicę zabiorę ze sobą do grobu.
Gdy rozum śpi, budzą się upiory.
Goya

Offline Yuzuriha

  • Dead Shadow
  • SemiRedaktor
  • *********
  • Wiadomości: 1742
  • Let's go together ... in to the darkness
    • Zobacz profil
    • http://www.deadshadow666.deviantart.com/
Odp: Walka XIII: Zidane VS Link
« Odpowiedź #1 dnia: Stycznia 21, 2007, 07:07:39 pm »
Słońce świeciło jasno na niebieskim, bez chmurnym niebie. Wiatr delikatnie poruszał pióra unoszących się w powietrzu ptaków, właśnie w tej chwili przelatywały nad jednym z większych budynków, omijając go z gracją. Ten dzień zapowiadał się na pogodny w wielkim mieście Lindblum.
Młody chłopak spacerował jedną z uliczek owego miasta, kierując się w stronę najbliższego, większego placu. Ubrany był w niebieską kamizelkę z koronkowym żabonem przewiązanym wstążką i spodnie tego samego koloru, upięte z tyłu głowy blond włosy rozwiewał mu wiatr, zakrywając tym samym niebieskie, duże oczy. W tej chwili mijał jeden z niewielu straganów znajdujących się na placu, gdy nagle zauważył dziwny przedmiot w kształcie kuli zbliżający się w jego kierunku. Szybko odturlał się na bok, gdy przedmiot spotkał się z ziemia wybuchł niedaleko niego, pozostawiając na chodniku czarny ślad. Zidane wstał otrzepując swoje ubranie z kurzu, po czym rozejrzał się dookoła. W pobliżu nie było nikogo, ruszył więc niepewnie na przód, lecz nie musiał długo czekać na swojego oponenta, gdyż po chwili ukazał się on przed nim wychodząc z pobliskiego zaułka. Stał odwrócony do niego bokiem w jednej ręce trzymając trójkątną tarczę, na której widniał czerwony znak przypominający ptaka zrywającego się do lotu. Miał lekko spuszczoną głowę, jakby się nad czymś zastanawiał. Zieloną tunikę elfa poruszał lekko wiatr szeleszcząc nią specyficznie. Po chwili elf skierował swoje błękitne oczy w kierunku Zidane. Jego spojrzenie było przeszywające i zimne niczym lód. Wyciągnął swój miecz lewą ręką z za pleców i skierował jego ostrze w stronę blondyna. Zidane nie miał zielonego pojęcia co się dzieje i stał tylko zdezorientowany wpatrując się w nieznajomego.
- Broń się ! - krzyknął elf szarżując na ogoniastego.
Zidane widząc co się szykuje poczekał na odpowiedni moment i przeskoczył nieznajomego. Znajdując się po drugiej stronie, zatrzymał się kilka metrów za nim i wyciągnął dwa sztylety przypięte do pasa.
- Nie wiem kim jesteś, ani czego odemnie chcesz, ale na pewno nie zostawię twojego wyzwania bez odzewu ! - odpowiedział stając w pozycji bojowej.
Przez chwilę oboje mierzyli się wzrokiem, jednak Zidane pierwszy zdecydował się na atak. Podbiegł do nieznajomego z zamiarem zadania ciosu, poruszał się bardzo szybko, lecz nie wystarczająco by elf nie mógł zablokować jego ciosu. Pierwszy sztylet zatrzymał się na jego tarczy, zaś drugi cios został skontrowany mieczem. Blondyn ledwo uniknął długiego ostrza schylając się przed atakiem, po czym znów wrócił na swoje miejsce odskakując. Nie zdążył się nawet zastanowić nad następnym atakiem, gdyż elf właśnie na niego nacierał, jedynie co był w stanie zrobić to skrzyżować sztylety w geście obrony. Obie bronie zwarły się ze sobą w śmiertelnym uścisku. Iskry latały na prawo i lewo, Zidane przyklękł starając się nie upaść na plecy. Po chwili zmagania z przeciwnikiem udało mu się uwolnić z uścisku. Odepchnął nieznajomego, a sam odturlał się kawałek by złapać oddech. Elf miał znaczącą przewagę w sile i wzroście, ale blondyn miał również jeden atut, był szybki, na tyle szybki by zauważyć każdy najmniejszy błąd przeciwnika i wykorzystać go przeciw niemu. Odczekał chwilę, wyczekując na następny ruch przeciwnika. Link uśmiechnął się tylko i znów rzucił czarną kulą w swego wroga, tym razem nie wybuchła ona zostawiając czarny ślad na podłożu, lecz wyleciał z niej oślepiający, czarny dym. Zidane starał się skoncentrować na przeciwniku, ale nigdzie nie mógł go dostrzec, czarny dym mu na to nie pozwalał. Nagle ujrzał nikły błysk światła i usłyszał, że coś zbliża się w jego kierunku z dużą prędkością. W ostatnim ułamku sekundy dojrzał wirujące ostrze i uchylił się przed nim. Ogoniasty wyskoczył z chmury dymu i zatrzymał się na pobliskiej lampie zaczepiając się o nią ogonem. Wiatr zaczął rozrzedzać wciąż unoszący się dym ukazując stojącego pośrodku zdezorientowanego elfa. Chłopak wykorzystał moment nieuwagi przeciwnika, złączył swoje obie bronie rękojeściami i z zupełnie nowa bronią skoczył na elfa, odpychając się nogami od lampy. Link kątem oka zauważył zbliżającego się w jego stronę blondyna i odskoczył w tył robiąc salto w powietrzu, tym samym unikając ciosu. Gdy tylko dotknął stopami ziemi odbił się od niej i zamachnął się na wroga. Ten przeturlał się koło niego i znajdując się za plecami przeciwnika próbował trafić go od tyłu, niestety jego cios znów został zablokowany tarczą. Wymiana ciosów trwała tak długo, że każdy z walczących był już na granicy wytrzymałości, co było widać po nie precyzyjnych ciosach. Słońce zaczęło się już chylić ku zachodowi, gdy oboje znów zatrzymali się w zwartym uścisku. Wiatr nasilił się oblewając chłodnym powiewem ich spocone czoła. Zidane czuł, że z każdym unikiem opuszczają go siły i dłużej tak nie wytrzyma, musi zakończyć tą walkę. Oderwał się od swojego przeciwnika na dogodną odległość, przyklęknął i czekał na kolejny cios. Elf stał przez chwilę dysząc ciężko, to miał być jego ostatni decydujący cios. Skoncentrował wszystkie siły jakie mu zostały i ruszył na wroga z impetem. Zidane uważnie wpatrywał się w niego, poczekał na moment, w którym elf się odsłoni. Ostrze miecza było coraz bliżej celu, lecz ogoniasty był od niego szybszy, wyskoczył do elfa i mijając w ostatniej sekundzie już nie tak precyzyjny cios, cioł przeciwnika przez brzuch. Atak dosięgnął celu, elf padł na kolana upuszczając swoją broń, starając się podeprzeć rękoma. Cios nie był śmiertelny, za to bardzo bolesny. Zidane spojrzał na swojego przeciwnika, lecz po chwili oślepiło go dziwnie światło, które pojawiło się znikąd. Odruchowo zasłonił się ręką, gdy światło zniknęło spojrzał w miejsce, w którym powinien znajdować się jego przeciwnik, lecz nikogo tam nie znalazł. Rozejrzał się dookoła, plac był pusty tak jak na początku. Nie widząc sensu w szukaniu elfa usiadł zmęczony na chodniku pozwalając ciału chwile odpocząć. Spojrzał w stronę zachodzącego słońca i uśmiechnął się sam do siebie.