Autor Wątek: Walka III: Seifer VS Vivi  (Przeczytany 1076 razy)

Offline Kitano

  • Daredevil
  • **
  • Wiadomości: 173
    • Zobacz profil
Walka III: Seifer VS Vivi
« dnia: Grudnia 17, 2006, 12:50:45 pm »
Wysoki mężczyzna, w krótkich blond włosach, paskudną szramą na czole, ubrany w długi jasny płaszcz, podszedł do kasy.
- Witamy serdecznie - powitała go olbrzymim uśmiechem hostessa, oferując sprzedaż dwóch rodzajów wejściówek - Za bilet jednorazowy zapłaci pan 3000 gil, mamy też w ofercie...
- Dziękuję - przerwał osobnik - Posiadam dożywotni wstęp - odparł, równocześnie okazując swój złoty bilet, podpisany przez samego Dio.
- W takim razie... Witamy w Gold Saucer - odrzekła śliczna hostessa, z niepokojem spoglądając na wystający spod płaszcza ogromny miecz - Życzymy miłej zabawy - rzuciła na koniec z równie serdecznym uśmiechem, za który płacą jej aby witała nim klientów.

Seifer wiedział, że nie znalazł się tu aby miło spędzić czas. Idąc ciemnym korytarzem nie potrafił odrzucić od siebie obaw, że wróg, z jakim wkrótce stoczy pojedynek na śmierć i życie, będzie kimś dużo potężniejszym niż on.
Z kim mam się zmierzyć? - pomyślał zdenerwowany, a dobiegające coraz głośniejszym echem okrzyki wspaniale bawiących się ludzi tylko potęgowały gorzką atmosferę. Wzbudzały w nim dreszcze. Nawet zaczął żałować, że nie znalazł się tu w innych okolicznościach, najlepiej w takich jakie sugeruje pobyt w tym olbrzymim centrum rozrywki. Doszedł do końca. Znalazł się w małym, okrągłym holu, na środku którego, czekał już On... - przerażony niziutki mag, spoglądający spod dużego słomianego kapelusza swoimi wielkimi okrągłymi oczyma. Na widok rywala stały się jeszcze większe, zaś on sam jeszcze bardziej przerażony. Blondyn spojrzał na niego ze zdziwieniem i wybuchnął okrutnym śmiechem, pozbywając się tym samym wszelkich niepewności i obaw, jakie do tej pory mocno zaprzątały mu głowę.
- Z tobą mam walczyć, knypku?! Hahahahah! - zaśmiał się ponownie, co jeszcze bardziej przeraziło jego oponenta, o ile "jeszcze bardziej" w ogóle było możliwe.
- P-pan.. Seifer..er... - zaczęła wydobywać z siebie mała przestraszona istota - N-nie.. sądziłem że akurat z panem będę musiał się z-zmierzyć..
- Pan Seifer?! Skąd wiesz kim jestem? - zapytał z pogardą, choć zaskoczony.
- Jestem Vivi, m-miło mi poznać - dodał mag, ignorując pytanie, szybko miotając Firagą przed siebie, wykorzystując pozyskany moment na ucieczkę do jednego z tuneli, jakie znajdowały się obok.
- Szlag! - wyjąkał z siebie blondyn, zdenerwowany zafundowanym mu przymusowym pościgiem, po czym zrobił dokładnie to samo - wskakując do przejścia Wonder Square.

Znalazł się w olbrzymiej hali rozrywki, wypełnionej licznymi automatami do gier, a przede wszystkim ludźmi oddającymi się wirtualnym zabawą. Przebiegnął salę wzdłuż rozglądając się uważnie, poszukując swojego małego wielbiciela. Pomyślał, że wkrótce będzie musiał go zabić. Nie czuł żalu na myśl o śmierci - świadomość takiego rywala budziła w nim odwrotne uczucia.
- Tutaj jesteś kurduplu - mruknął do siebie, dostrzegając wystający zza automatu do jazdy na snowboardzie, kawałek słomianego kapelusza. Wyciągając szybkim ruchem olbrzymi, podłużny miecz, wzbudził przerażenie osób znajdujących się w pobliżu. Gdy pokierował kilka płynnych zamachów w małego, z pozoru bezbronnego maga, rozległa się panika. Ludzie zaczęli krzyczeć i się odsuwać. Zaskoczony Vivi ledwo uchylił się przed dwoma szybkimi cięciami, jeden lewy, potem prawy. Seifer wyglądał teraz jak prawdziwy wojownik... Prawdziwy tyran, bezlitośnie atakujący kogoś, kto zdecydowanie nie wzbudzał wrażenia godnego przeciwnika.
Przed kolejnym ciosem Vivi potknął się, niezdarnie upadając, unikając ostrza, które z potwornym świstem przeleciało mu nad głową, wbijając się głęboko w ścianę obok.
- Cholera! - warknął "tyran", zaczynając mocować się z utkniętym mieczem. Jego rywal w tym czasie pozbierany już zaczął uciekać dalej.
- Oszalałeś? Kim ty jesteś?! - ktoś szarpnął nagle Seifera - Czemu nie postawisz się na kogoś...
- Spieprzaj koleś - wyrwał się, po czym solidnie przywalił gapiowi pięścią w twarz.
Wyciągnąwszy zaraz potem miecz ze ściany, pobiegł za magiem do Battle Square.

Już na wejściu przywitała go olbrzymia lodowa bryła lecącą wprost na niego. W ostatnim momencie uskoczył w bok, by zobaczyć Viviego, rzucającego na siebie Haste. Blondyn wściekł się gubiąc go z oczu. Nim zdążył ruszyć z miejsca został otoczony przez patrol ochrony.
- Proszę rzucić broń i nie stawiać oporu!
- Nie teraz głupki... - usłyszeli w odpowiedzi, nim jednym płynnym cięciem rozprawił się z trzema naraz, robiąc sobie miejsce na zamach w ostatniego. Atak został jednak przerwany olbrzymim płomieniem lecącym w ich stronę -  Seifer zasłonił się przed podmuchem pozostającym ostatnim na nogach ochroniarzem. Mag stał już przed nimi, ponownie zaczynając czarować.
- Nie musimy wcale walczyć ze sobą - zaczął zupełnie przyjaźnie, nadal wyraźnie bojąc się swojego wroga.
- Jasne! - odpowiedział blondyn z okrutnym uśmiechem, biegnąc już z przygotowanym wielkim, srebrzystym orężem. Wykonując zamach, wokół jego małego przyjaciela rozległa się gęsta czarna mgła, po rozproszeniu której pozostał tylko stan irytacji Seifera.
- Będziesz tak cały czas uciekał?! Walcz ze mną! - wrzasnął wkurzony, demolując dla odreagowania stojący obok automat z biletami.
- Ten kogo szukasz udał się do Round Square - odezwał się ktoś z tyłu. Gdy blondyn odwrócił się za siebie, dostrzegł małego, czarno białego kota z koroną na głowie, siedzącego na grzbiecie wielkiego moga.
- Skąd to wiesz, widziałeś? - zapytał niepewnie.
- Mogę powiedzieć co cię czeka przyjacielu, daj mi trzy szanse... - zaczął kot, od razu zostając odepchniętym przez rozmówcę, który zniknął już w przejściu do Round Square - ...Cham!

Nim Seifer dobiegł do gondoli, ta ruszała właśnie z magiem na pokładzie.
- Co ty wyprawiasz kurduplu?! - krzyknął zadziornie, zawieszając miecz na plecach i rzucając się za odjeżdżającą kolejką. Złapał się dolnej części, wisząc, obserwując pod sobą coraz odleglejszy krajobraz bez wątpienia pięknego miejsca, jakim jest Gold Saucer nocą. Przeraził się przez moment, iż mógłby upaść.
- Warto tak ryzykować przez małego bęcwała?! - pomyślał wkurzony sam na siebie. Podciągnął się trochę w górę, łapiąc framugi okna.
- Tu głupi dupku! Czemu nie stanąłeś do walki, nie znasz zasad? - zwrócił się do Viviego, starając utrzymać równowagę, nadal wisząc, spoglądając na rozgrywany właśnie kilkanaście metrów niżej wyścig chocobosów.
- Nie miej pretensji, nie jestem wstanie zrobić ci krzywdy - odparł mag, wyglądając na przerażonego faktem, że Seifer mógłby się puścić, a równocześnie bojąc się okazać mu pomocy.
- To się jeszcze okaże... - odparł spokojniejszym tonem blondyn, łapiąc się jeszcze wyżej i stabilniej, stwarzając sobie możliwość na wyciągnięcie miecza - Jeśli ja spadnę, ty także - dodał, zawisając na jednej ręce, drugiej używając do wbicia miecza w drzwiczki gondoli. Zaraz potem stanął na nim, i kumulując przed sobą Firagę, ku przerażeniu skulonego w środku maga, uderzył nią powyżej w trakcję, uszkadzając kolejkę. Wagon momentalnie przechylił się niemal pionowo zawisając w miejscu. Vivi wypadł przez okno, nie zdążywszy się niczego złapać, mijając w locie Seifera mocno trzymającego rękojeści, wbitego w drzwi gondoli, oręża.

Spadając kilkanaście metrów w dół, Vivi odbił się miękko od kurtyny, lądując następnie na przebranym za rycerza aktorze, do rozgrywanego w tej chwili przedstawienia na Event Square. Publika zawrzała widząc na scenie maga, który wpadł widocznie w kulminacyjnym momencie.
- Ała! moje plecy - wyjąkał z siebie przebieraniec, spoglądając błagalnie na siedzącego na nim Viviego.
- Przepraszam bardzo - powiedział troskliwie, wstając, wywołując jeszcze większe zamieszanie. W momencie gdy spojrzał ze strachem w górę, Seifer spadał już w dół, tak samo odbijając się od kurtyny, lądując bezpiecznie na scenie, z mieczem gotowym do ataku. Publika znów zawrzała.
- To książę Alfred! - ktoś krzyknął podekscytowany. Aktorzy natomiast nie bardzo wiedzieli jak się zachować, obserwując groźnego mężczyznę z olbrzymim długim mieczem, przygotowanego do ataku.
- Panie Seifer, proszę mnie nie zabijać - powiedział Vivi litościwym głosem, spuszczając głowę w dół - W ogóle nie chciałem brać udziału w turnieju, nie chcę walczyć...
Blondyn zatrzymał się na moment, z mieczem wysuniętym w górę, gotowym na jedno precyzyjne cięcie. Postanowił wysłuchać oponenta do końca, bynajmniej nie odpuszczając od siebie zamiaru zabicia go, tutaj na scenie, przy wszystkich. Publika zamilkła teraz podniecona.
- Marzenia marzeniami, ale poddaje się - znów podjął Vivi - Mój żywot i tak jest przesądzony, a z moim nastawieniem do ludzi, nie jestem wstanie nikogo nawet zranić.
Seifer nadal stał w bezruchu...
- Jeśli chcesz, proszę, zrób mi krzywdę, nie będę stawiał oporu - zakończył monolog, pozostając w tej samej pozycji ze skuloną w dół głową. Publiczność przeniosła teraz uwagę na "księcia", na co ten nie pozostał obojętny, spoglądając na nią, potem na aktorów stojących za nim w osłupieniu.
- Cholera - warknął do siebie, po czym powoli opuścił miecz, gotując się w środku, znienawidzając sytuację w jakiej się znalazł.
- Moc miłości znów zatriumfowała! - wydał z siebie narrator improwizując, na co zaczęto bić brawa. Rozległy się okrzyki i oklaski. Gdy harmider zagłuszał już bohaterów, Seifer zwrócił się do maga:
- Nie wzbudziłeś we mnie litości, wiedz o tym, jesteś żałosny.
Gdy wszyscy aktorzy, łącznie z Vivim stanęli w jednej lini aby ukłonić się na zakończenie, Seifer zszedł ze sceny wkurzony, mrucząc:
- Idioci.

Opuszczając Gold Saucer, skorzystał jeszcze z komputera w głównym holu. Wszedł na forum Square Zone sprawdzić z kim jeszcze jest w grupie.
- Squall? - przeczytał - Squall, kolego... - powtórzył, uśmiechając się szyderczo, żegnając przy wejściu przerażoną hostessę, której uśmiech nie był już tak ciepły i serdeczny jak ten, za który co miesiąc dostaje pensję.
« Ostatnia zmiana: Grudnia 17, 2006, 01:12:16 pm wysłana przez Tantalus »

Offline Solidus

  • This is no Zaku boy... NO ZAKU!
  • SuperMod
  • **********
  • Wiadomości: 2723
    • Zobacz profil
Odp: Walka IV: Seifer VS Vivi
« Odpowiedź #1 dnia: Grudnia 17, 2006, 12:56:56 pm »
Ruiny. Niegdyś dom potężnej i zaawansowanej cywilizacji. Co on tutaj robił ? Skąd się tutaj wziął ?
- Zidaaaaane !  - rozległ się dziecięcy krzyk- Panie Steiner ! - przez gruzy wędrował mały, czarny mag. Jego krzykom odpowiadało jedynie echo.
- Jak ja się w to wpakowałem ? GDZIE JA JESTEM ?! - krzyknął z poirytowaniem Vivi.
- Ruiny Cetra... - odpowiedział mu spokojny głos. Przed Vivim pojawił się młody chłopak, koło 19-stki. Miał na sobie długi, szary płaszcz, na twarzy miał długą bliznę, a w prawej dłoni trzymał dziwny miecz.
- Kim jesteś ? - zapytał się mag
- Hmph...Siefer Almasy...Niestety nikomu nie powtórzysz tego imienia, ROBALU ! - wrzasnął Seifer i rzucił się na Viviego ze swoim mieczem. Zamachnął się i pociągnał za spust swojego Gunblade'a. Jego miecz wydał stłumiony huk i na chwilę zaczął wibrować. Mały mag schylił się kiedy miecz chłopaka świstnął mu nad głową i zniszczył stojącą za magiem kolumnę.
- Co ty robisz ?! - krzyknął Vivi odskakując od przeciwnika. Ten jednak nie odpowiedział. Wpadł w jakiś szał. Seifer natychmiast doskoczył do maga i wykonał pionowe cięcie. Stalowa część różdżki Viviego zablokowała atak, ale wygięła się o jakieś 45 stopni. Mały czarodziej rzucił szybko rożdżkę trafiając nią w twarz Seifer'a. Nabiło mu to dość sporego guza na czole. Ten złapał się w bólu za głowę. To była okazja dla Viviego aby uciec na odpowiednią odległość i schować się. Zauważył niewielką szczelinę prowadząca do małego domku. Była ona na tyle mała, że tylko on mógł się tam zmieścić.
- Ty pieprzony karaluchu ! - wrzasnął Seifer - Rozerwę cię na kawałki ! - w jego głosie było czuć zdenerwowanie. Nagle z jego dłoni wyleciała kula ognia trafiając w pobliską kupę gruzów.
- Dopadnę cię ! DOPADNĘ CIĘ NAWET JAK BĘDE MUSIAŁ TO WSZYSTKO W PROCH OBRÓCIĆ ! - krzyczał chłopak rzucając ognistymi kulami gdzie popadnie. Vivi wyczuł dobrą okazję do ataku. Poczekał aż jego wróg obróci się do niego plecami. Wtedy wybiegł, złapał za leżącą metalową rurkę i uderzył Seifera w plecy. Ten jęknął z bólu i upadł na kolana.
- Uspokój się ! Wcale nie musimy walczyć ! - powiedział Vivi. Chłopak jednak nie słuchał. Spojrzał na niego z nienawiścią, chwycił za swój miecz i zamachnął się. Vivi odskoczył, ale miecz zranił mu lewą rękę.
- HAHAHAHA ! - zaśmiał się Seifer - Ojej, czyżbym cię skrzywdził ? Hm ? Nie leci ci krew ? Zapomniałem ! Przecież ty nie jesteś nawet człowiekiem ! - krzyknął z sarkastycznym tonem.
- Jestem bardziej ludzki NIŻ TY ! - wrzasnął Vivi i cisnął ognistą kulę w Seifera. Kula eksplodowała przy lewej stronie jego twarzy. Samozwańczy rycerz złąpał się za nią wrzeszcząc z bólu.
- MOJE OKO ! DORWAŁ MOJE OKO ! - krzyk Seifera rozchodził się po całych ruinach  -Ty...gnoju...- chłopak zdjął ręke ze swojej twarzy. Jej lewa część była cała poparzona. Pokrywaly ją liczne bąble, brzegi oparzenia były całe czarne, a z jego lewego oka ciekła krew. Wydawało się także, że można zobaczyć kawałki kości wystające ze strzępów mięśni. To była zbyt wielka zniewaga dla niego. Jednak mieszanka bólu i prawie panicznego strachu wywołała dodatkowo wymioty. Seifer otarł usta i rzucił się w stronę Viviego uderzając go płąską stroną miecza. Mały czarodziej poszybował parę metrów w powietrzu i upadł na gruzy. Poczuł jak łamie mu się żebro, a przynajmniej to, co powinno nim być. Chłopiec jęknął z bólu, a przed jego oczami zrobiło się na chwilę ciemno. Widział jak Seifer idzie w jego kierunku i staje nad nim. Jedyne co teraz czuł to niesamowity gniew, żal i strach. Czuł, że zbliża się jego koniec. Już nigdy nie zobaczy swoich przyjaciół...
- Robakiem jesteś...Jak robak zginiesz...- powiedział "rycerz" biorąc zamach.
Nie...to nie może się tak skończyć ! W tym momencie Vivi zaczął emanować światło. Mocne, wręcz oślepiające światło. Seifer zakrył oczy. Kiedy je otworzył stała przed nim postać mieniąca się wieloma kolorami. Strój czarnego maga całkowicie się zmienił. Przerażony tym widokiem chłopak wziął szybki zamach i pociągnął za spust. Vivi wykonał błyskawiczny unik. Miecz "rycerza" wbił się w skałę. Nie umiał go wyciągnąć. Wcześniejsza eksplozja musiała w jakiś sposób uszkodzić mechanizmy w jego broni. Nad ruinami zaczęły zbierać się chmury. Powoli zaczął padac deszcz. Oboje spojrzeli w górę.
- Ojej...robaczek boi się małego deszczyku ? - odpowiedział sarkastycznie Seifer ? Boisz się, że cię zmyje, pajączku ?
Vivi jedynie się uśmiechnął i podniósł swoją prawą rękę. Trzymał w niej kulę energii, z której ciskały niewielkie pioruny. Seifer pobladł ze strachu i panicznie zaczął próbowac wyjąć swój miecz. Kula energii poszybowała w stronę nieba, aż do chmur. Jego przeciwnik próbował pociągać za spust jednak nic się nie działo.
- Pejoratywna kupa...- Seifer nie dokończył zdania kiedy potężna wiązka piorunów spadła na niego z nieba. Rozległ się potworny huk, przez mokrą powierzchnię przeszedł niewielki podmuch. Bąble na twarzy Seifera popękały, zaczęła wypływac z nich krew, teraz jego cała twarz była oparzona, z jego ust zaczął wydobywac się niewielki dym. Chłopak upadł na kolana, a potem twarzą w stronę ziemi. Od upadku powstrzymała go jedynie przylepiona do miecza ręka, który dalej był wbity w skałę. Z jego ust wylała sie gęsta struga krwi. Jeszcze przez chwilę jego ciało lekko telepało się na ziemi pozbywając się reszty napięcia. Viviego ogarnął spokój. Wrócił do swojej normalnej postaci. Przez chwilę popatrzył na dymiące się ciało swojego wroga. Podniósł swoją starą, wygięta różdżkę w nadziei, że uda mu się ją jeszcze naprawić. Nagle ogarnęła go ciemność, która rozeszła się prawie tak szybko jak się pojawiła. Znowu był w domu. Znowu w swoim świecie. Seifer Almasy...kim był ten człowiek ? Czego on od niego chciał ? Skąd on wiedział, że Vivi nie jest człowiekiem ? Były to pytania, na które Vivi już nie uzyska odpowiedzi.
« Ostatnia zmiana: Grudnia 17, 2006, 12:59:04 pm wysłana przez DarkButz »
One little, two little, three little furries
Four little, five little, six little furries
Seven little, eight little, nine little furries
Ten little furry fags.
KILL EM!
Ten little, nine little, eight little furries
Seven little, six little, five little furries
Four little, three little, two little furries
One little furry fag.
ANYONE WANT TO DO THE HONORS?