Squall przechadzał się po plaży, ciesząc się widokiem słonecznego dnia. Lekki wiatr gładził po twarzy dyrektora ogrodu Balamb. Jednak, spokojne jak dotąd morze wzburzyło się. Gromy zaczęły trzaskać z nieba, zebrały się ciemne chmury a wiatr jak dotąd spokojny zaczął wiać okropnie. Błyskawica uderzyła w taflę morza, Squall zaskoczony zmianą warunków atmosferycznych zatrzymał się i wziął w dłoń swój Gunblade, przeczuwał coś złego.
W miejscu gdzie uderzyła błyskawica pojawił się niebieskooki blondyn, w dłoni trzymał niebieski miecz o bardzo dziwnym kształcie. Tidus dopłynął do brzegu, wyszczerzył zęby w swoim głupim uśmieszku i zapytał - Ty jesteś ten cały Squall? - mówiąc to wbił miecz w piasek i wyciągnął piłkę.
- Tak. - Odpowiedział lakonicznie Squall. - Czego tu szukasz? Jesteś wysłannikiem czarownicy? - Squall spojrzał na dziwny naszyjnik który posiadał Tidus.
- Czarownicy? Wolne żarty, przybyłem tu z prostego powodu. Jestem tu aby Cię zabić, oklepane prawda? - Tidus znów wyszczerzył zęby.
- Whatever. Oklepane czy nie, zaraz się przekonamy kto zginie. - Squall ścisnął Gunblade'a i przyjął postawę gotową do walki.
- Hahahahaha.....No to żegnaj smutasie. - Mówiąc to, Tidus kopnął w stronę Squalla piłkę, która to zmierzała wprost w jego głowę. Squall zareagował błyskawicznie, wystrzelił z Gunblade'a 2 pociski, z miecza wydobył się lekki dymek, kule w niewiarygodną szybkością powędrowały w stronę przeciwnika zamieniając piłkę w drobny pył. Tidus z ledwością uniknął kul, szybkim ruchem wyciągnął miecz z piasku i skoczył do przeciwnika. Cios z ogromnym impetem spadł na Squall'a, jednak on był na to przygotowany. Z lekkością zbił cios na bok i wyprowadził kontrę, tnąc mieczem w klatkę piersiową Tidus'a, ten jednak odskoczył w tył, ale i tak cięcie go dosięgło. Rozcięty wisiorek z symbolem Zanarkand Abes upadł na piasek. Squall idąc za ciosem błyskawicznie podbiegł do oponenta i zadał cios, który Tidus skutecznie zablokował.
Rozpoczęła się wymiana ciosów, z ogromnym wysiłkiem i jeszcze większym skupieniu, walczący ze sobą zadawali sobie razy. Snopy iskier tańczyły na polu walki, odgłosy złączonych ze sobą mieczy rozcinały powietrze raz po raz. Walka wyglądała jak perfekcyjnie odegrana scena tańca, uniki przeplatały się z kontrami, przekleństwa były miotane wraz z sapaniem na lewo i prawo. Na twarzy walczących powoli rysowało się zmęczenie, jednak nie chcieli dać tego po sobie poznać. Squall znów zadał mocarny cios, Tidus upadł na kolano, pomimo tego, że cios był blokowany. Otrzymał potężny kopniak w twarz, krew trysnęła na piasek, Tidus upadł trzymając się za twarz.
- Wstawaj! - Ryknął spokojny jak dotąd Squall. Widać, że adrenalina wzięła górę.
Tidus splunął krwią i podniósł się z ziemi podpierając się mieczem. Krew powoli spływała po twarzy, ubrania zostały ubrudzone mieszaniną piasku i krwi. Otarł twarz z krwi i rzekł.
- Niezły jesteś, ale nie poddam się, będę walczył nawet gdybym miał zginąć! - Zagrzmiał Tidus.
- I kto tu jest oklepany....Whatever, szykuj się ku końcowi.
Squall zadał cios znad głowy, gdyby nie reakcja przeciwnika, walka by się już skończyła. Tidus jednak wstał i z wrzaskiem rzucił się na przeciwnika, był w amoku, nie kontrolował swoich ciosów, które zadawał ślepo w przeciwnika. Squall bez większego wysiłku blokował każdy pojedynczy cios, jednak częstotliwość zadawanych ciosów uniemożliwiła mu wyprowadzenie skutecznej kontry. Został zepchnięty do defensywy. Jednak nie trwało to długo, Tidus opadał z sił, ciosy były coraz rzadsze, Squall wykorzystał ten moment i kopnął piaskiem w oczy oponenta. Tidus został oślepiony, nic nie widział, jednak dalej zadawał ciosy. Na nic się to zdało, Squall szybkim ruchem ciął go w rękę w której trzymał miecz. Bezwładna ręka opuściła miecz, grymas bólu pojawił się na jego twarzy. Tidus wstał i na oślep rzucił się na Squall'a, ten podłożył mu nogę i ze śmiechem patrzył się jak Tidus pada twarzą w piasek. Nie błagał litość, czekał.
Chrzęst łamanych żeber i rozrywanej klatki piersiowej rozdarł powietrze i poszybował ku niebu. Tidus leżał martwy, w kałuży własnej krwi. Squall rzucił mu jego miecz i spokojnie odszedł w kierunku ogrodu.
- Cholera, te dzieciaki są uparte w tych czasach. - Mówiąc to, zarzucił Gunblade na plecy i zniknął w lesie.