Autor Wątek: Walka IV: Squall VS Tidus  (Przeczytany 1207 razy)

Offline White_wizard

  • Keyblade Master
  • Weapon Master
  • *********
  • Wiadomości: 2242
  • A way to the Dawn
    • Zobacz profil
Walka IV: Squall VS Tidus
« dnia: Grudnia 17, 2006, 04:18:47 am »
   Źdźbła trawy zafalowały, uderzone silnym podmuchem nocnego wiatru. Światło księżyca w pełni, przebijało się przez chmury i padało na polanę, otaczając ją dziwną łuną. Rzadko kto tu bywał. Ludzie byli zbyt zajęci swoimi sprawami, żeby zwrócić uwagę na skrawek zieleni, w środku lasu. Oczywiście nikogo nie obchodził fakt, że polana miała kształt idealnie pięcioramiennej gwiazdy i otaczała ją linia czarnych, uschniętych drzew. Jednak dzisiaj nawet zwierzęta omijały to miejsce. Instynktownie przeczuwały że tej nocy ta nikogo nie obchodząca polanka stanie się miejscem demonstracji boskich mocy. Dwie dusze miały pojawić się w tym miejscu, jednak opuścić je mogła tylko jedna...
   Drzewa wokół polany zapłonęły, otaczając ją ścianą ognia. Trawa ugięła się pod ciężarem dwóch postaci, które pojawiły się znikąd. Nikogo nie obchodziło to skąd wzięli się przybysze. Ważny był tylko ich cel...
   Blondyn o ciemnej karnacji trzymał miecz, którego ostrze przywodziło na myśl taflę zamarzniętego jeziora. Zakręcił na palcu piłkę do Blitzballa i rozejrzał się. Naprzeciw niego stał brunet w ciemnej, skórzanej kurtce, trzymając kurczowo rękojeść miecza.
 - Poddaj się, a wyjdziesz stąd bez szwanku - rzucił Squall, mierząc przeciwnika wzrokiem
 - Jasne - skwitował blondyn z ironią - chyba sam w to nie wierzysz.
Brunet wzruszył ramionami.
 - Musiałem spróbować.
Chwycił pewnie swój Gunblade przy lewej nodze i natarł na rywala. Tidus uśmiechnął się, kiedy podrzucił piłkę i mocnym kopniakiem posłał ją prosto w twarz przeciwnika. Squall nie był przygotowany na taki obrót sytuacji. Na ułamek sekundy stracił równowagę, ale to wystarczyło Tidusowi. Doskoczył do bruneta i pewnym ruchem ciął go przez klatkę piersiową. Squall uchylił się instynktownie, na ślepo, ale zbyt wolno. Jego rozcięta koszula zaczęła nasiąkać lepką, czerwoną substancją, a twarz wykrzywił bolesny grymas.
 - 1:0 dla mnie ? Blondyn wyszczerzył zęby i rzucił się do ponownego natarcia.
Jego przeciwnik uchylił się przed atakiem i wyprowadził kontrę od dołu. Odbił się od gardy Tidusa ciął z obrotu. Blondyn rzucił się w bok, jednak czubek ostrza Gunblade?u musnął jego policzek, pozostawiając na nim lekkie rozcięcie.
Chłopak nawet nie zauważył draśnięcia. Jego serce pompowało zbyt dużo adrenaliny, żeby mógł przejmować się takimi drobiazgami. Wyskoczył w górę i ze złowrogim błyskiem w oku natarł na rywala. Squall zablokował atak, jedną ręką trzymając rękojeść miecz, a drugą podpierając końcówkę klingi. Brotherhood Tidusa ześlizgnął się z ostrza przeciwnika, krzesząc przy tym snopy iskier.
Metaliczny odgłos towarzyszył każdej następnej wymianie ciosów. Przeciwnicy nacierali na siebie bezlitośnie, szczerbiąc nawzajem swoje ostrza. Refleks każdego z walczących był napięty do granic możliwości, ale mimo to ataki nie zyskały na precyzji. Każdy unik prowadził do kontry, każda kontra była blokowana
Squall odskoczył do tyłu i rzucił się na rywala, który pewnie zasłonił się swoim mieczem
 - Dobry jesteś - stwierdził Tidus, kiedy ostrza ich broni spotkały się w zwarciu.   
 - Wszystko jedno.
Brunet nadusił spust. Donośny huk rozdarł nocną ciszę, a ciało Tidusa, odrzucone impetem pocisku, poleciało dwa metry do tyłu.
Squall odetchnął głęboko. To koniec, takiego strzału się nie przeżywa. Oparł Gunblade na ramieniu i powolnym krokiem zaczął kierować się na skraj polany. Dopiero teraz poczuł jak bardzo wykończyła go ta walka. Ciało powoli odmawiało posłuszeństwa, a rana na klatce piersiowe raczej nie miała zamiaru się zasklepić.
   Nagle przeszył go palący ból. Z kącików ust zaczęły wypływać strużki krwi. Kiedy spojrzał w dół, zobaczył splamione czerwienią ostrze, wystające z jego własnej klatki piersiowej. Zanim umysł Squalla pojął co się stało, jego ciało leżało już bezwładnie na ziemi, desperacko próbując zatrzymać uciekające zeń życie.
   Tidus, dysząc ciężko wytarł krew z twarzy i kopnięciem przybił przeciwnika do ziemi. W dłoni trzymał zdeformowany naszyjnik, w którym tkwiła kula rewolweru...   
« Ostatnia zmiana: Stycznia 14, 2007, 04:07:17 pm wysłana przez Tantalus »
You were born from nothing, you will turn into nothing. What have you lost? Nothing!

Offline Musiol

  • kiedyś byłem tutaj popularny
  • SuperMod
  • **********
  • Wiadomości: 2873
    • Zobacz profil
    • pssite.com
Odp: Walka III: Squall vs Tidus
« Odpowiedź #1 dnia: Grudnia 17, 2006, 10:20:49 am »
   Squall przechadzał się po plaży, ciesząc się widokiem słonecznego dnia. Lekki wiatr gładził po twarzy dyrektora ogrodu Balamb. Jednak, spokojne jak dotąd morze wzburzyło się. Gromy zaczęły trzaskać z nieba, zebrały się ciemne chmury a wiatr jak dotąd spokojny zaczął wiać okropnie. Błyskawica uderzyła w taflę morza, Squall zaskoczony zmianą warunków atmosferycznych zatrzymał się i wziął w dłoń swój Gunblade, przeczuwał coś złego.
W miejscu gdzie uderzyła błyskawica pojawił się niebieskooki blondyn, w dłoni trzymał niebieski miecz o bardzo dziwnym kształcie. Tidus dopłynął do brzegu, wyszczerzył zęby w swoim głupim uśmieszku i zapytał - Ty jesteś ten cały Squall? - mówiąc to wbił miecz w piasek i wyciągnął piłkę.
- Tak. - Odpowiedział lakonicznie Squall. - Czego tu szukasz? Jesteś wysłannikiem czarownicy? - Squall spojrzał na dziwny naszyjnik który posiadał Tidus.
- Czarownicy? Wolne żarty, przybyłem tu z prostego powodu. Jestem tu aby Cię zabić, oklepane prawda? - Tidus znów wyszczerzył zęby.
- Whatever. Oklepane czy nie, zaraz się przekonamy kto zginie. - Squall ścisnął Gunblade'a i przyjął  postawę gotową do walki.
- Hahahahaha.....No to żegnaj smutasie. - Mówiąc to, Tidus kopnął w stronę Squalla piłkę, która to zmierzała wprost w jego głowę. Squall zareagował błyskawicznie, wystrzelił z Gunblade'a 2 pociski, z miecza wydobył się lekki dymek, kule w niewiarygodną szybkością powędrowały w stronę przeciwnika zamieniając piłkę w drobny pył. Tidus z ledwością uniknął kul, szybkim ruchem wyciągnął miecz z piasku i skoczył do przeciwnika. Cios z ogromnym impetem spadł na Squall'a, jednak on był na to przygotowany. Z lekkością zbił cios na bok i wyprowadził kontrę, tnąc mieczem w klatkę piersiową Tidus'a, ten jednak odskoczył w tył, ale i tak cięcie go dosięgło. Rozcięty wisiorek z symbolem Zanarkand Abes upadł na piasek. Squall idąc za ciosem błyskawicznie podbiegł do oponenta i zadał cios, który Tidus skutecznie zablokował.
Rozpoczęła się wymiana ciosów, z ogromnym wysiłkiem i jeszcze większym skupieniu, walczący ze sobą zadawali sobie razy. Snopy iskier tańczyły na polu walki, odgłosy złączonych ze sobą mieczy rozcinały powietrze raz po raz. Walka wyglądała jak perfekcyjnie odegrana scena tańca, uniki przeplatały się z kontrami, przekleństwa były miotane wraz z sapaniem na lewo i prawo. Na twarzy walczących powoli rysowało się zmęczenie, jednak nie chcieli dać tego po sobie poznać. Squall znów zadał mocarny cios, Tidus upadł na kolano, pomimo tego, że cios był blokowany. Otrzymał potężny kopniak w twarz, krew trysnęła na piasek, Tidus upadł trzymając się za twarz.
- Wstawaj! - Ryknął spokojny jak dotąd Squall. Widać, że adrenalina wzięła górę.
Tidus splunął krwią i podniósł się z ziemi podpierając się mieczem. Krew powoli spływała po twarzy, ubrania zostały ubrudzone mieszaniną piasku i krwi. Otarł twarz z krwi i rzekł.
- Niezły jesteś, ale nie poddam się, będę walczył nawet gdybym miał zginąć! - Zagrzmiał Tidus.
- I kto tu jest oklepany....Whatever, szykuj się ku końcowi.
Squall zadał cios znad głowy, gdyby nie reakcja przeciwnika, walka by się już skończyła. Tidus jednak wstał i z wrzaskiem rzucił się na przeciwnika, był w amoku, nie kontrolował swoich ciosów, które zadawał ślepo w przeciwnika. Squall bez większego wysiłku blokował każdy pojedynczy cios, jednak częstotliwość zadawanych ciosów uniemożliwiła mu wyprowadzenie skutecznej kontry. Został zepchnięty do defensywy. Jednak nie trwało to długo, Tidus opadał z sił, ciosy były coraz rzadsze, Squall wykorzystał ten moment i kopnął piaskiem w oczy oponenta. Tidus został oślepiony, nic nie widział, jednak dalej zadawał ciosy. Na nic się to zdało, Squall szybkim ruchem ciął go w rękę w której trzymał miecz. Bezwładna ręka opuściła miecz, grymas bólu pojawił się na jego twarzy. Tidus wstał i na oślep rzucił się na Squall'a, ten podłożył mu nogę i ze śmiechem patrzył się jak Tidus pada twarzą w piasek. Nie błagał litość, czekał.
Chrzęst łamanych żeber i rozrywanej klatki piersiowej rozdarł powietrze i poszybował ku niebu. Tidus leżał martwy, w kałuży własnej krwi. Squall rzucił mu jego miecz i spokojnie odszedł w kierunku ogrodu.
- Cholera, te dzieciaki są uparte w tych czasach. - Mówiąc to, zarzucił Gunblade na plecy i zniknął w lesie.
« Ostatnia zmiana: Grudnia 17, 2006, 01:30:24 pm wysłana przez Tantalus »