Diabły w sutannachWspółżycie seksualne księży z małymi dziećmi. Stosunki doustne i doodbytnicze... Trzy lata po eksplozji skandalu związanego z pedofilią księży amerykańskich i ochraniających ich biskupów z Bostonu wybuchła właśnie jeszcze większa afera. Tym razem w Filadelfii.
Nie da się powiedzieć, że Boston to już historia, że Kościół uporał się ze swymi problemami i wyszedł na prostą. A jednak nikt nie przypuszczał, że trzy lata później wyjdą na jaw jeszcze bardziej przerażające fakty, które także dotyczą deprawacji dzieci przez duchownych oraz ich zwierzchników. Ale wyszły!
Miesiące pracy ławy przysięgłych pod kierunkiem prokuratora okręgowego Lynne Abraham, przestudiowanie 45 tys. stron akt pochodzących z tajnych archiwów Kościoła, przesłuchanie ponad stu ofiar i świadków – wszystko to zaowocowało 418-stronicowym raportem o tym, co działo się w archidiecezji filadelfijskiej pod rządami dwóch jej kolejnych zwierzchników: kardynała Johna Krola oraz kard. Anthony’ego Bevilaquy.
Lektura raportu wymaga sporej odporności psychicznej. Uwierzenie w to, że takie rzeczy działy się przez kilkadziesiąt lat w Kościele kierowanym przez Karola Wojtyłę, nie przychodzi łatwo. Zwłaszcza wiernym.
Autorzy raportu piszą o niezliczonych aktach deprawacji seksualnej, której ofiarami padały dzieci. Sprawy dotyczą 169 księży archidiecezji. Przestępstwa, o których doskonale wiedzieli i które z premedytacją ochraniali dwaj kardynałowie, poddano szczegółowej analizie. Oto fragment raportu: „Kiedy mówimy zgwałcenie, mamy na myśli nie lubieżne pieszczoty, tylko to, co słowo to oznacza: chłopcy byli gwałceni doustnie i doodbytniczo, dziewczynki gwałcono dopochwowo. Kard. Bevilaqua i jego pomocnicy pozwalali dzieciom cierpieć, znosić molestowanie, okrutny seks, wstyd i rozpacz. Było to możliwe dzięki wykalkulowanym, szczegółowo przemyślanym metodom, wcielanym w życie z pełną obojętnością na los ofiar. Archidiecezja postanowiła nie prowadzić żadnego śledztwa, nie zawiadamiać władz. Pozostawiała księży na dawnych stanowiskach lub przenosiła ich do innych parafii. Od ochrony dzieci przed kapłanami przestępcami ważniejsze było uniknięcie skandalu i odpowiedzialności.
W rezultacie zastosowania sprytnych kruczków prawnych zarówno księża, jak i kierownictwo unikną być może odpowiedzialności. Z pewnością oskarżylibyśmy ich, gdybyśmy tylko mogli. To, co się dzieje, to parodia sprawiedliwości”.
Niestety, Pensylwania ma prawo, które umożliwia objęcie takich przestępstw przedawnieniem, z czego doskonale zdawał sobie sprawę kardynał, zatajając wynaturzone przestępstwa przez całe dekady.
Księdza Nicholasa Cudemo jeden z jego kolegów po fachu opisuje tak: „To największy zboczeniec, jakiego znałem”. Gdy po zgwałceniu 11-letniej dziewczynki okazało się, że jest ona w ciąży, zmusił ją do aborcji, a potem nadal molestował.
I nie tylko seksualnie, ale także psychicznie: nazywał ją „chodzącą profanacją” i szydził, że chciałby posłuchać jej spowiedzi. Na Cudemo wciąż wpływały skargi; nawet jego własna rodzina postawiła go przed sądem za zgwałcenie małoletniego kuzyna, ale kard. Bevilaqua pozwalał mu na pracę w archidiecezji, ze swobodnym dostępem do dzieci. Dwa razy nawet go promował i wystawił świadectwo, że jest nienagannym księdzem – dzięki temu zatrudniono pedofila w parafii w Orlando.
Kiedy ks. Robert Brennan został usunięty, wiernym powiedziano, że „zapadł na chorobę”. W miesiąc po skardze na ks. Michaela McCarthy’ego, który zabierał chłopców z katolickiej szkoły do swej daczy, gdzie spijał ich, spał z nimi nago i zmuszał do wspólnego onanizowania się, Bevilaqua ograniczył się tylko do przeniesienia deprawatora. Ksiądz Gerald Chambers był po cichu transferowany aż 17 razy; wreszcie zabrakło dla niego miejsca, bo w każdej parafii dał się poznać jako pedofil i zwyrodnialec. Jedna z jego ofiar w samobójczej próbie podcięła sobie żyły i gardło.Zakonnica Joan Scary próbowała reagować, powiadamiając kościelne władze o tym, że ks. Edward diPaoli wciąż ma kontakty z dziećmi, chociaż został skazany za posiadanie pornografii dziecięcej. Zawiadomiła o tym także kardynała Bevilaquę, posyłając mu prenumerowane przez diPaoli pismo z dziecięcą pornografią. „Czy to odpowiednia lektura dla księdza katolickiego?” – ośmieliła się zapytać. Siostra została pozbawiona stanowiska dyrektora edukacji religijnej. Księdza nie tknięto.Pewien seminarzysta poskarżył się, że jest ofiarą ks. Stanleya Gana. Został za to wyrzucony ze szkoły. Gan zmuszał go do seksu oralnego i analnego po tym, kiedy 14-latek przyszedł doń po wsparcie duchowe. Żeby naprawić krzywdę, jaka spotkała chłopca ze strony członka rodziny, ksiądz zarządził szczególną „terapię” – polegała na pieszczeniu genitaliów, masturbacji oraz analnym i oralnym seksie. Otyły ksiądz przyciskał wątłego chłopca do swego łóżka i – ignorując jego okrzyki bólu – przemocą dokonywał penetracji analnej. Molestował też kobiety, kradł pieniądze ze zbiórek, upijał się. Z błogosławieństwem Bevilaquy latami pozostawał na stanowisku.
Ks. Francis Trauger usiłował gwałcić doodbytniczo 12-latka w motelu. Godzinami bawił się jego członkiem i kazał ssać własny. Kiedy rodzice złożyli skargę do archidiecezji, w tajnych aktach kościelnych ujęto to tak: „Dzielili łóżko, były też dotyki”. Władze archidiecezji cenzurowały się same w poufnych notatkach, bo kardynał Bevilaqua ostrzegał: nie zostawiać dowodów!
Gdy ks. Thomas Shea wyznał, że molestował seksualnie chłopców, zwierzchnicy pocieszali go, tłumacząc, że jest niewinny, bo to 11-latkowie go uwiedli... Ks. Albert Kostelnick obmacywał w szpitalu dziewczynkę unieruchomioną po wypadku; przestał dopiero wtedy, gdy udało się jej zadzwonić po pielęgniarkę. W ciągu 32 lat do archidiecezji wpływały nieustanne skargi, że Kostelnick molestuje seksualnie dziewczynki, nawet 8-letnie. Bevilaqua i wtedy nie ruszył palcem. W roku 1997 uhonorował zboczeńca promocją i zaproszeniem na obiad dla wyróżniających się duchownych. Wiadomo o co najmniej 18 ofiarach ks. Kostelnicka.
Ks. Raymond Leneweaver miał zwyczaj wyciągać z klasy katolickiej szkoły podstawowej któregoś z chłopców, zwykle ministranta, prowadzić go do innego pomieszczenia, zmuszać do nachylenia się tyłem nad stołem i ocierać się o jego pośladki i genitalia aż do ejakulacji. Gdy wpływała skarga na przestępstwa księdza, ten za każdym razem przyznawał się do winy. Kardynał Krol przenosił go czterokrotnie, lecz klecha molestował dalej.
W tajnym memorandum do kanclerza kurii Krol wyznał, że zdaje sobie sprawę z rozmiarów jego deprawacji.
Kiedyś dwaj bracia poskarżyli się ojcu, że ks. Leneweaver wciąż ich molestuje. Ojciec, prawy katolik, zbił ich, jednego nawet do nieprzytomności. – Księża tego nie robią ( laugh.gif ) – powiedział. Ojciec innego jeszcze 12-latka, którego zgwałcił ten duchowny, zauważył, że chłopiec śpi skulony z bólu, a na majtkach ma krew. Poszedł z tym do proboszcza, który uświadomił go, że zawiadamianie o przestępstwie nie będzie dobre ani dla księdza, ani jego ofiary. Obiecał sprawę załatwić. Kiedy ojciec spytał kard. Krola, co się stało z gwałcicielem, ten odburknął: „Czego chcesz, publicznej spowiedzi?”.
Ks. Francis Rogers podczas całej 50-letniej kariery duchownej gwałcił chłopców bezkarnie. Po latach były ministrant, wówczas 12-letni chłopiec, zeznał w śledztwie, że obudził się spity przez księdza w jego łóżku, a gdy otworzył oczy, zobaczył koło łóżka księdza Rogersa, trzech innych księży i seminarzystę. Dwaj księża mieli już wytrysk na jego ciało, a Rogers wciąż się onanizował. Potem oblizywał penis ofiary, szczypał chłopca w sutki i całował. Ks. Rogers krążył od parafii do parafii aż do roku 2004, kiedy to przeniesiono go do domu księży emerytów, gdzie przed rokiem „oddał duszę Bogu”(?).
Ks. John Connor z diecezji Camden w stanie New Jersey zabierał chłopców do swej przyczepy kempingowej, gdzie – spoiwszy ich piwem – zapraszał do „doświadczeń religijnych”, czyli wzajemnej masturbacji. Księdza wreszcie aresztowano.
Ks. Peter Dunne pozostawał w archidiecezji 7,5 roku po tym, jak kard. Bevilaqua dowiedział się, że Dunne molestował ministranta na obozie skautów. Ksiądz został zdiagnozowany jako „nieuleczalny pedofil”. Tajne memorandum kościelne z 1989 roku określa go jako „beczkę prochu” i „bardzo chorego człowieka”. Bevilaqua pozwolił Dunne’owi przejść z honorami na emeryturę, którą spędzał w swym domu na wsi, gdzie nadal zapraszał na noc chłopców. Codziennie odprawiał mszę i spowiadał w pobliskim kościele.
Archidiecezja ani razu nie zgłosiła żadnego przestępstwa na policję – nawet jeśli księża przyznawali się do winy. Robiła wszystko, co było w jej mocy, żeby zapobiec wyjściu spraw na jaw. Pytany przez prokuratorów, dlaczego nie zawiadamiał policji, kardynał Bevilaqua odpowiedział: – Prawo Pensylwanii tego nie wymaga.
Obecny szef archidiecezji, kard. Justin Rigali, ubolewał i zapewniał, że robi, co może, by współpracować z władzami i uzdrowić sytuację. Jednocześnie piętnował ławę przysięgłych za krytykę byłych kardynałów, która była jego zdaniem nie fair... Pełen odpór raportowi mieli dać w ripoście prawnicy archidiecezji. Pisali o „wściekłej, podłej diatrybie”, o „antykatolickiej tendencyjności raportu” i o tym, że „kard. Bevilaquę potraktowano grubiańsko, starano się go upokorzyć”. Do kontrataku wezwano katolickich aktywistów. Przewodniczący Ligi Katolickiej, William Donahue, pisze: „Prokurator Abraham zmarnowała niewiarygodną sumę pieniędzy podatników na swą fanatyczną krucjatę przeciw archidiecezji filadelfijskiej. Powinna być za to wyrzucona z pracy”. Ława przysięgłych odpowiedziała na to na 30 stronach: „Archidiecezja i jej prawnicy na każdym kroku utrudniali naszą pracę. Dociekliwość w przesłuchiwaniu Bevilaquy była spowodowana tym, że udzielał on wykrętnych odpowiedzi i zasłaniał się niepamięcią”.
Dwa tygodnie po publikacji raportu kard. Rigali, który skarżył się wcześniej, że jest on „niesprawiedliwie krytyczny”, wystosował z Watykanu, gdzie przebywa na synodzie biskupów, list pasterski ze słowami: „Wielu katolików czuje się dotkniętych akcjami księży i biernością władz archidiecezji. W związku z tym archidiecezja doświadcza wielkiego bólu”. Zapewne doniesiono mu, że wierni nie kupują wykrętów Kościoła.
(znalezione na pewnym forum)
OMFG ;/ to już jest k***a chore