Forum SquareZone
Forum ogólne => FanFik => Wątek zaczęty przez: qiax w Lutego 07, 2007, 08:27:56 pm
-
Pozwolę sobie zamieścić jeden rozdział z pisanej przeze mnie powiastki. Ot, żeby parę osób mogło go skopać <niech to szlag, herbata mi się skończyła i mi odbija...>.
Ahenmm... Akcja la laalal alala .... Musze wymyśleć tytuł jakiś... Niech będzie - "Pchle zadanie"
eDIt: Damn, od kiedy ktoś limity znaków ustala?
---------------------------------------
Ilaejczyk w krótkich, granatowych włosach, w całości pokryty zbroją płytową z białymi wzorami, kłócił się z innym osobnikiem swej rasy. Choć to i tak za delikatne słowo.
- Na Ladine, jak śmiesz mi odmawiać mej świętej powinności?! –
Arek stanął wraz z dzieciakiem tuż obok. Ziewnął, przysłuchując się rozmowie.
- Nie dasz sobie rady… -
- Z moją boginią będącą mą tarczą i orężem, na pewno podołam! – pasja i zaangażowanie biła mu z oczu, niczym ogień.
Znowu ziewnął. – Gadka fanatyka? O rany… To będzie niezłe. -.
- Nie masz doświadczenia, poza tym nie chcę, żebyś wybił wszystkich co do nogi… -
- Jeśli zaprzedali swe dusze złu, z przyjemnością wyślę ich przed oblicze Sędziny! –
- Powiedziałem nie! Nie potrzebujemy tu fanatyków religijnych! –
Uśmiechnął się w zrozumieniu. W końcu ostatni, których spotkał w Snas’a, próbowali żywcem spalić deamroczyka.
- Co mam więc uczynić, by Sędziny łaska spłynęła na ciebie w zrozumieniu mych czystych intencji? –
- Samego nikogo tam nie wyślę, musiałbyś…-
Podszedł nieco bliżej.
- Przepraszam… -
Obydwaj ilaejczycy w końcu zwrócili na niego uwagę.
- A ty czego chcesz chłopcze? Nie prowadzimy rekrutacji. – odezwała się istota w ciężkiej, skórzanej zbroi.
- Słyszałem, że macie problemy z gildią złodziei i…-
- O nie, nie wpuszczę tam żadnego dzieciaka! Już i tak mam dosyć trupów w kanałach z powodu szczurów, nie potrzebuję kolejnego gówna, którym to *ja* musiałbym się zająć. –
Zapłonął w nim żar. Ledwo go w sobie zdusił.
- Ja chcę zapłaty, ty świętego spokoju. Wiec sądzę, że się dogadamy. –
Osobnik zmierzył go od stup do głów. Wydawał się zaskoczony słowami.
- A umiesz walczyć chociaż? –
- Tak! – krzyknął iras.
Wszyscy troje zerknęli na dzieciaka.
- Nie pytałem ciebie *mieszańcu*. –
- Raczej umiem. Poza tym, jakoś nikt się nie pali z podjęciem tego zadania, inaczej byś w ogóle ze mną nie rozmawiał. – zignorował reakcję irasa.
- Chcesz puścić tam tego chłopca, który ledwo co poznał smak życia, a nie wojownika Ladine? – odezwał się nagle ilaejczyk w zbroi.
Istota zerknęła na obydwu. Uśmiechnęła się zadowolona.
- Dobra, zrobimy tak… - zwrócił się do Arka – Jesteś młody, to fakt, ale nie brak ci oleju w głowie. A ty… - teraz do ilaejczyka w zbroi – Jesteś sługą Sędziny, ale gówno wiesz o życiu. Dam wam tę robotę, pod warunkiem, że będziecie ze sobą współpracować. –
- Ty chyba żartujesz? Mam pracować z tym *fanatykiem*?! – nie podobało mu się to.
- Ja również twierdzę, że ten pomysł jest zbyt pochopny, by wprowadzić go w życie! – przytaknął mu ilaejczyk.
- Widzę, że doskonale się rozumiecie! – nagle spoważniał – Albo zrobicie to razem, albo wcale. –
Arek zerknął na „towarzysza”. Twarz smukła, bez żadnej widocznej blizny, miecz przypięty do pleców… Westchnął.
- A co z nagrodą? –
- Nasz szlachetny czyn wynagrodzi nam Ladine! –
- Może *tobie* wynagrodzi, mnie nie. – syknął.
- Dopiero co połączyliście siły, a już się kłócicie? Dobrana z was para, no nie ma co! – zaśmiał się przyjaźnie. – Dam wam sto sztuk złota, wiec albo przyjmiecie, albo nie. –
- Sto sztuk? Na nas dwóch? – zapytał, niedowierzając.
- Bierz, albo spadaj. Nie mam czasu na marnowanie go dla was. – machnął ręką lekceważąco – Poza tym, mi nie zależy na wymordowaniu całej gildii, niech tylko przez dwa eigony zaprzestaną napadać kupców na drogach. Jeśli uda wam się z dojść z nimi do porozumienia, dorzucę dwadzieścia sztuk. –
- Pięćdziesiąt. –
- Dwadzieścia. Jeśli jesteś taki chciwy, to przy trupach na pewno coś znajdziesz. –
- A chciałeś uniknąć przecież rzezi… -
Obydwaj milczeli przez dłuższą chwilę.
- Dobrze… - pierwszy wymiękł ilaejczyk – Dorzucę te pieprzone trzydzieści sztuk, ale… -
- Słuchaj, to zadanie jest i tak wystarczająco niebezpieczne. Jeśli ich wszystkich wyrżniemy, ktoś na pewno zajmie ich miejsce, a tobie będzie się chciało użerać z nowymi? –
Znowu zapadła cisza. Nawet ilaejczyk w zbroi wydał się zaskoczony jego słowami.
- Dobra, pięćdziesiąt sztuk złota ty zasrana pijawko! – krzyknął – Będę czekać w środku, ale niech nie zajmie to wam za dużo czasu. Jeśli nie uda wam się dojść z nimi do porozumienia w przeciągu trzech dni, to wyślę tam swoich ludzi! –
Nie czekając na ich odpowiedź, zniknął za drzwiami okrągłego budynku, trzaskając nimi wkurzony.
- Na Ladine, dziękuję ci za twe wsparcie! – ilaejczyk w zbroi ukłonił się lekko – Teraz jednak muszę wypełnić to zadanie, gdyż nie mogę dłużej pozwolić na rozprzestrzenianie się zła! –
- A wiesz, gdzie iść? –
Milczał.
- No tak, to było do przewidzenia. – złapał się za czoło zrezygnowany – Słuchaj, zrobimy to razem, dzielimy się po równo. – zwrócił się do irasa – Dobra, zaprowadź mnie tam do siedziby gildii, albo chociaż w miejsce, gdzie „może” ona być. –
- Tak panie. – kiwnął przy tym głową.
Ruszył wolnym krokiem, jakby chciał odłożyć to wszystko w czasie. Po paru chwilach, podjął rozmowę ilaejczyk. Akurat wtedy, gdy miał przejść w stan „zawieszenia”.
- Jak brzmi twe imię? –
- Arek. – syknął, lekko zirytowany.
Chciał mieć tę całą „współpracę” za sobą. Na nieszczęście, potrzebował złota, zanim będzie w stanie wyruszyć do Sunanderu.
- Me to Kael Sanelel’a. Zdradź mi aprosze, dlaczego chcesz pomóc w mej szlachetnej misji? –
- Dla nagrody? Czy to nie oczywiste? –
- Rozumiem więc… Czy to oznacza, że zło trawiące ten świat nie ma dla ciebie zadanego znaczenia? –
- A powinno? – zapytał z ironią.
- Ależ tak, oczywiście! Jeśli nie zostanie one wyplenione, to żadnej z ras nie będzie żyło się lepiej! –
- Słuchaj, nie obchodzi mnie to, wiec daruj sobie te świątobliwe gadki, dobra? –
Ilaejczyk zamilkł zgaszony ostrymi słowami. Arek wyłączył swe myśli, ponownie przechodząc w stan zwieszenia. Przez całą drogę jednak, przechodziły mu po ciele ciarki, jakby podświadomie czuł zagrożenie.
Chłopak zatrzymał się przed uliczką pomiędzy rozpadającymi się budynkami.
- Jesteśmy na miejscu panie. – zwrócił się bezpośrednio do Arka.
- Co? Tutaj? Nie możesz zaprowadzić nas do środka? –
- Nie panie, dalej jest dla mnie zbyt niebezpiecznie. – wbił wzrok w ziemię.
Westchnął. Wyjął z prawej kieszeni mieszek.
- Masz. – wręczył mu dwie sztuki złota. – Czekaj tu gdzieś na nas w pobliżu do zmroku. Jak nie wrócimy, to idź do tamtych istot, jak wrócimy, zaprowadzisz nas z powrotem do tego, no… Do straży. –
- Dobrze panie. – nie mógł pohamować uśmiechu na widok złota.
Wyminął ich, oddalając się w pobliskie zabudowania. Arek spojrzał na przejście. – Idealne na zasadzkę. – pomyślał. Na górze, pomiędzy oknami, zawieszone były ubrania. Dziurawe, mdłe, pozbawione jakichkolwiek ozdób. – Więc slumsy? Cholera, typowe… -. Trzymał dłoń blisko rękojeści sejmitara. Obejrzał się. Dopiero teraz zauważył, że praktycznie byli sami.
- Jesteś dosyć szczodry jak na kogoś, kogo nie obchodzi nikt poza nim samym. – podsumował ilaejczyk.
- Te, serio? –
- Tak, inaczej nie dałbyś temu biednemu chłopcu dwóch sztuk złota. –
Zignorował go. W końcu skąd mógł wiedzieć, że został wcześniej wynajęty przez tamtą piątkę, co oznaczało, że mógłby ich teraz zostawić. A tak? Dzięki złotu, kupił sobie potrzebną mu na razie lojalność.
Wszedł do alejki. Ostry smród rzygowin, śmieci, był nie do wytrzymania. – Myśl o złocie, złocie. -. Miał wrażenie, że za chwilę zwymiotuje. Nagle z rogu budowli wyłoniły się dwie postacie, tym samym blokując drogę. Ubrane w całości na czarno. Obejrzał się. – "kurczaczek"… -. Tył również został zablokowany, tym razem przez trójkę istot. Kael wyjął zza pleców długi, dwuręczny miecz, uderzając nim ostro o ziemię.
- Zapuszczacie się na nasz teren bez „ochrony”? – zapytał ilaejczyk stojący po prawej – To może was kosztować życie, albo sporo złota… -
- Gińcie plugawcy! – krzyknął Sanelel’a, unosząc wysoko w górę miecz, biegnąc na nich z pasją w oczach.
Arek podstawił mu nogę, tym samym przewracając na ziemię. Ilaejczyk w czerni zaśmiał się, co nie powstrzymało go, ani jego towarzyszy przed wyciągnięciem noży.
- Najwidoczniej masz więcej rozsądku, niż twój partner. – podsumował, nakazując wszystkim opuszczenie broni gestem dłoni – Czego chcesz? –
- Zaprowadź mnie do swego przywódcy. – syknął.
- Chcesz z nimi rozmawiać?! – krzyknął mu w wyrzucie Kael, podnosząc się z ziemi – Na Ladine, ten czyn się nie godzi! –
Zignorował go.
- W jakiej sprawie? – zapytał ilaejczyk.
- W sprawie ataku na kupców. –
- Wiec jesteście od straży? –
- Ta. –
Nastąpiło poruszenie wśród złodziei.
- Czemu uważasz, że nasz szef będzie chciał rozmawiać ze sługusami psów? –
- Tak dobrze go znasz, że możesz podejmować za niego decyzję? –
Ilajeczyk milczał.
- Wiesz o tym, że mogę cię zabić w każdej chwili? –
- Masz pewność? –
Kael Sanelel’a mocniej zacisnął dłonie na rękojeści miecza. Ilaejczyk zmierzył ich obydwu, jakby oceniał wszystkie za i przeciw.
- Dobrze, chodźcie za mną. –
Arek ruszył z wolna za nowymi przewodnikami. Trójka pozostałych złodziei trzymających się z tyłu, w mig ich otoczyła, wciąż trzymając noże w pogotowiu.
- Nie rozumiem, jak możesz chcieć z nimi rozmawiać. – z oczu Kaela bila nienawiść – To złodzieje, mordercy, przez których nie jedna rodzina opłakiwała swój los! –
- Twoja bogini, Sędzina… Powiedz mi, czy ona wydaje wyrok jedynie na własnych przypuszczeniach, czy wpierw „łaskawie” wysłuchuje obydwu stron? –
Ilaejczyk milczał. – Ta… Co za idiota. Mi tylko zależy na tym, by jak najwięcej zarobić! – pomyślał. Kierowali się do zniszczonego, rozpadającego się budynku, którego masywne drzwi wybijały się na tle reszty. Miał wrażenie, że całość runie, jeśli tylko ktoś choćby kichnie w środku. Złodzieja weszli bez żadnych słów, on tuż za nimi.
Pomieszczenie było słabo oświetlone dzięki nielicznym promieniom światła, którym jakimś cudem udało się przedrzeć przez gęste od brudu okna. Na środku stał pusty, zakurzony stół. Pod ścianami zaś inni ilaejczycy, w milczeniu obserwując nowo przybyłych. Arek z łatwością dostrzegł, jak wszyscy trzymając dłonie blisko noży, gotowi w każdej chwili zaatakować. – No to żem się wpakował. – pomyślał, starając się powstrzymać strach. Przewodnik wyminął stół, obracając się ku nim dopiero przed drewnianymi schodami, znajdującymi się przy północnej ścianie.
- Broń zostaje tutaj. – oznajmił chłodno.
Kael Sanelel’a rzucił miecz na stół. Arek nie zareagował.
- Na co czekasz? – ponaglił go złodziej.
- Nie… -
Ilaejczyk kiwnął jedynie głowa. Nagle przy gardle Kaela znalazł się nóż, gotowy w każdej chwili pozbawić go życia.
- Albo zostawisz, albo twój towarzysz zginie, a ty po nim. –
Jakaś część niego chciała uciekać, podczas gdy druga przyjąć wyzwanie…
- Jest nas tu dwóch. Jego możecie zabić w każdej chwili, zaraz potem mnie… Nie zostawię swej broni. –
Kael patrzył na niego bijącymi od nienawiści i niezrozumienia oczyma.
- Czym jest ona dla ciebie? Jest aż tak cenna? – zapytał złodziej.
Arek wolno odsunął pelerynę. Na widok zardzewiałego sejmitara, ilaejczyk zaśmiał się w niebogłosy.
- Ryzykujesz życiem dla *tego*?! –
- Nie zrozumiesz… - syknął, hamując w sobie żar.
Oczy ilaejczyka spoważniały, podczas gdy twarz dalej była wykrzywiona w uśmiechu.
- Dobra, możesz je zachować. Nawet jeśli zaatakujesz to i tak gówno zrobisz. – podsumował, dając znak głową.
Złodziej puścił Kaela. Złapał się on za gardło, łakomie połykając powietrze. Przewodnik wszedł na górę. Tuż za nim Arek, nie zwracając uwagi na swego „towarzysza”.
Górne piętro było pozbawione jakichkolwiek elementów mebli, poza krzesłem stojącym najdalej przy ścianie. Zajmował je osobnik w czerni, z narzuconym na siebie czarnym kapturem. Towarzyszyły mu dwie ilaejki, z serią małych noży przypiętych do klatki piersiowej i pasa. W rogu Arek dostrzegł jeszcze parę osób. Wydały mu się znajome. Stanął wraz z Kaelem kilkadziesiąt kroków przed krzesłem.
- Po co ich do mnie przyprowadziłeś? – odezwał się osobnik.
Miał dosyć stary głos.
- Chcieli z tobą porozmawiać szefie. –
- A ty ich po prostu ot tak sobie przyprowadziłeś? –
Ilaejczyk cofnął się za nich, niczym skarcony piec.
- Czego chcecie? –
- Żebyś… - nie zdążył dokończyć.
- To on! – krzyknął nagle ktoś z rogu.
Dwie ludzkie kobiety wyłoniły się z cienia. Arek dopiero teraz je rozpoznał. – Jasna cholera… -. A za nimi pozostali bandyci, których puścił wolno te parę dni temu.
- On? – zapytał szef – Ten dzieciak zabił troje z was? –
- Tak. – potwierdził mechanicznie sztukmistrz.
Przywódca parsknął śmiechem.
- Więc o tobie tyle słyszałem… Interesujące. Masz moją uwagę, wykorzystaj ją mądrze. –
- Czego chcesz w zamian za zaprzestanie ataków na kupców przez dwa eigony? –
Przywódca złodziei zaśmiał się. Nie był to jednak śmiech pełen przyjaźni, czy poczucia humoru. Po prostu był.
- Jestem pod wrażeniem… Oferujesz mi rekompensatę, zamiast po prostu tego zażądać. –
Machnął dłonią na bandytów, którzy wrócili pod ścianę. Ludzkie kobiety wahały się przez chwilę, ale ostatecznie poddały się.
- Pomyślmy… Mam problem z jednym z moich podwładnych: Taelem. Jest bardzo dobry w wypełnianiu swych obowiązków, ale ostatnim czasy… Powiedzmy, że stal się zbyt ambitny. Jeśli dobrze wypełnisz zadanie, w ciągu dnia roześlę posłańców do swych ludzi, a oni zaprzestaną ataków na dwa eigony, jak sobie tego życzy kapitan straży. –
- Gdzie go znajdę? –
- Prael cię do niego zaprowadzi. Może ci nawet pomoże, jeśli chce się „wykupić” z mej niełaski za swą głupotę. –
- Nie jesteśmy mordercami! – krzyknął Kael.
Arek zerknął na „towarzysza” pełnym nienawiści wzrokiem. Ten przeklęty fanatyk ze swoją głupotą był bardziej niebezpieczny, niż ci złodzieje.
- Nie? A czy to nie ty rzuciłeś się pierwszy w alejce? – mężczyzna westchnął – Jeśli to uspokoi twoje sumienie, to Tael jest mordercą i kimś, kto… Lubi zadawać ból. Idźcie już… - machnął ręką.
Nie trzeba było mu dwa razy powtarzać. Odetchnął z ulgą, gdy znaleźli się na schodach.
Kael Sanelel’a zabrał ze stołu miecz, zarzucając go na plecy. W towarzystwie Praela wyszli z budynku.
- Mogłeś od razu powiedzieć, że chcesz dla nas pracować. – złodziej uśmiechnął się przyjaźnie – Wtedy uniknęlibyśmy tamtej jakże niezręcznej sytuacji. –
- Nie współpracujemy z wami! – krzyknął wojownik – Jedynie niszczymy większe zło! –
- Naprawdę tak sądzisz? Ciekawi mnie, co o tym wszystkim myśli twój towarzysz. –
Arek nie zwracał na nich zbytniej uwagi. – Dziwne, że nikt nie wspomniał o sejmitarze… -. Rozejrzał się po okolicy. Budynek złodziei był nieco większy, znajdował się do tego w sporej od pozostałych odległości.
- Gdzie jest ten Tael? – zapytał w końcu.
- Sumienny z ciebie najemnik, nie ma co! Chodźmy za mną. –
Szli w milczeniu, każdy pochłonięty swoimi własnymi sprawami. Wyminęli w sumie dwa rzędy bliźniaczych budynków, mijając po drodze ilaejczyków w łachmanach. Schodzili im z drogi, zanim zdążyli się w ogóle do nich zbliżyć.
- Ślicznie tu, czyż nie? – podsumował z ironią Prael – Po wojnie większość miasta została odbudowana, a na tę dzielnicę jak zwykle brakuje środków. Wolną o nas zapomnieć, bo tak jest prościej. –
- I z tego powodu weszliście na drogę zła? Typowe jak dla kogoś takiego jak wy! – podsumował Kael.
- Nie tobie mnie oceniać. A ty jak uważasz? –
Zignorował obydwu. – Jakby to miało jakieś znacznie. -. Minęli jeszcze rząd, gdy złodziej zatrzymał się przed drewnianymi drzwiami jednego z budynków. Odpadające pomarańczowe cegły, czerwona farba, wybite niektóre okna.
- To tutaj panowie wspólnicy! – oznajmił – W środku powinno być tak z dziesięciu ludzi. – przeczesał dłońmi średniej długości ciemnogranatowe włosy – To jak, gotowi się zabawić? –
Arek wzniecił w sobie żar. Z dłoni wyleciało mu parę iskier. Adrenalina już krążyła mu w żyłach.
- Nikt nam nie będzie przeszkadzał? –
- Masz na myśli straż? Nie są na tyle głupi, by się zapuszczać na nasz teren. –
- To dobrze… -
Złodziej wyciągnął dwa noże, wojownik swój miecz.
- Nie powinniśmy tego zaplanować? – zapytał Kael.
- Po co? Zresztą, to jedyne wejście, chyba, że umiesz latać. – odparł złodziej.
Spojrzeli na Arka. Ten jedynie otworzył drzwi. Wbiegli do środka.
-
Przywitał ich zapach palącego się ciała, dobiegający gdzieś z dołu. Prael rzucił się na dwójkę ilaejczyków po lewej, Kaelowi zaś na jednego z prawej. Z przodu, przy schodach prowadzących jedynie na dół, czekało dwóch złodziei z łukami. Arek stracił nad sobą kontrolę. Wysunął przed siebie dłonie, z których wystrzeliły węże. Nienawiść, która dusił w sobie tyle czasu, znalazła w końcu ujście. Obydwie istoty zasłoniły się instynktownie łukami. Na nic się to jednak zdało. Węże oplotły im karki, zanurzając się po chwili w ustach, rozwartych w panicznym krzyku. Obydwie głowy buchnęły ogniem, gdy ciała osuwały się w konwulsjach. Przyglądał im się bez żadnych śladów emocji, jakby to wszystko stanowiło kwestię przyzwyczajenia. Tak nie było? Węże wyłoniły się z oczu, rozpływając się w powietrzu, wijąc się ku niemu. Po chwili znalazł się przy nim Prael i Sanelel’a.
- Nieźle…- podsumował złodziej – Ty serio nie żartowałeś tam wtedy w alejce. – poklepał go po plecach zadowolony – Dobrze, że nie jestem twoim wrogiem! –
Wojownik zwymiotował, opierając się o miecz.
- Niech mnie, popatrz tam! – Prael machnął dłonią – Ten koleś co go zabiłeś, widzisz, jak wnętrzności mu wypływają? –
- Zamknij się zło…! – ponownie rzygnął.
- Och, nie powiesz mi chyba, że Sędzina pobłogosławiła twą zbroję, a zapomniała o żołądku? –
Zamachnął się mieczem, tuż przed Arkiem. Złodziej zdążył odskoczyć, zasłaniając się nożami.
- Dlatego je lubię… - podrzucił je wymownie – Są szybkie, ostre, a co najważniejsze: nie zostawiają… -
- Pięciu… - włączył się do dyskusji – Zostało pięciu. –
Utworzył w dłoniach ostrza ognia. Nie mógł użyć sejmitara w ich towarzystwie, choć wydało mu się dziwne, ze bandyci o nim nie wspomnieli. Zszedł na dół.
Piwnica była mocno zakurzona, pokryta w rogach pajęczynami. Światło dochodziło jedynie od płomieni z pochodni, przymocowanych do sufitu. Cała zachodnia i wschodnia ściana była pokryta w całości klatkami. Widok nie należał do najprzyjemniejszych. W środku na sianie leżały martwe, pocięte i nadpalone ciała ilaejskich kobiet, rozebranych do naga. Wspomnienie mrocznej, ich pierwszego spotkania w Pałacu, dodało obrazu całości tortur. Przy północnej ścianie znajdowały się dwie istoty. Jedna z nich leżała na metalowym stole, przywiązana łańcuchami. Pochylał się nad nią ilaejczyk w czarnej, porośniętej kolcami zbroi skórzanej. Nożem przesuwał mechanicznie po ciele, prawą dłonią zasłaniając usta. Lekki, ściszony krzyk przeszedł po pomieszczeniu.
- Witam… - uniósł głowę, przyglądając się swemu dziełu – Prael, dobrze cię widzieć. –
- Zachowaj te czułe słówka dla siebie! – krzyknął złodziej w obrzydzeniu – Jesteśmy tu po to, żeby cię zabić! –
- Proszę, oszczędź mi tego. Jestem na to za stary… - wyszedł przed metalowy stół, trzymając w dłoni nóż. – Nie sądzisz, że nieźle się tu urządziłem? – rozejrzał się po piwnicy z podziwem.
- Jesteś szalony… - szepnął wojownik, wciąż będąc w szoku.
- Szalony? Nie… Ciekawy. –
Złodziej pobiegł ku niemu, z nożami trzymanymi w górze. Nagle zza nich, ze ściany, wyskoczyły cztery postacie. Arek zdążył się zasłonić ostrzami przed jednym z nich. Drugi z napastników zręcznie wyminął towarzysza, zanurzając mu w brzuchu ostrze. Syknął z bólu, gdy podrzucił go w górę, wyciągając brutalnie. Błysnęły mu na czerwono oczy, gasnące niczym iskry. Został powalony na plecy.
Poczuł się dziwnie… Ciepło otaczało mu ciało, zaś sunące się po suficie cienie, sprawiały wrażenie tańca. Próbował zaczerpnąć powietrza, wijąc się po podłodze. Kaszlał, krztusząc się własną krwią. Nie miał już siły… – Walcz! –. Ostry, przeraźliwy głos wypełnił mu czaszkę. Ostatkiem sił sięgnął po rękojeść sejmitara. W wirze walki nikt nie zwrócił uwagi, jak dwie metalowe linki rozerwały obręcz, zaś pozostałe wbijają mu się w ciało. Otworzył gwałtownie oczy. Rana zaczęła się regenerować, gdy połączył się z ostatnia z linek. Jego oczy… Świeciły czerwonym blaskiem.
Kael walczył z dwójką ilaejczyków. Bronił się, zbijając ciosy ostrzem skierowanym w dół. Nagle jeden z napastników cofnął się zdezorientowany. Wypuścił z dłoni noże, łapiąc się za brzuch. Buchnął z niego ogień, odsłaniając ostrze. Przez otwór wyłoniły się liany ognia, oplątując natychmiast kark drugiego z ilaejczyków. Arek wyjął gwałtownie sejmitar, przytrzymując się o ciało nogą. Z całych sił zaciskał dłonie na rękojeści pokrytej lianami, ciągnąc go do siebie. Złączone w ten sposób ciała, tworzyły teraz żywą pochodnię. Kael osunął się na ziemię, napierając plecami o ścianę w przerażeniu. Arek uśmiechnął się na widok zwęglonych zwłok. Spojrzał w kierunku Praela. Leżał na ziemi w towarzystwie trupa jednego ze złodziei, próbując powstrzymać nóż, z każdą chwilą zbliżający mu się do twarzy. Podszedł wolnym krokiem. Kopnął Taela w głowę. Uderzył on o metalowy stół. Arek wyminął „towarzysza”, nie zwracając na niego najmniej uwagi. Wbił sejmitar w kark przywódcy złodziei. Złapał się za ostrze, wijąc. Puścił po chwili. Gdy wyssał z niego krew, odzyskał nad sobą kontrolę. Blask w jego oczach zgasł…
Ciało nagiej, ilaejskiej kobiety leżało na metalowym stole. Dłonie i stopy miała oplątane metalowym łańcuchem. Włosy, niegdyś długie, teraz przypominały spalone siano. Brzuch pokryty setką małych, delikatnych nacięć. Przyglądała mu się nieobecnym wzrokiem, trzęsąc się z zimna. Arek oparł się o ścianę, próbując się pozbierać. Znowu został opanowany przez siłę, której nie rozumiał. Najgorsze było to, że pochodziła z niego. Była nim, tak samo, jak on był nią. Wyjął z kieszeni metalową skrytkę, wyjmując z niej suchara. Nie mógł przecież stracić przytomności, nie teraz.
Prael podszedł do ciała Taela. Przeszukał go bez wahania. Uśmiechnął się, gdy jego ręce natrafiły na znajomy kształt.
- Świetnie, jednak nie był aż taki bezwartościowy! – krzyknął uradowany.
Wysypał na dłonie garść złotych monet i metalowy klucz.
- A to co? – zaczął nim obracać.
Arek zjadł suchara. Został mu już tylko jeden. Schował metalową skrytkę do kieszeni.
- Spójrzmy gdzie to pasuje… - złodziej otworzył nim kłódkę, wystającą z łańcuchów.
Uderzyły twardo na ziemię. Kobieta nie zareagowała.
- Co z nią? – zapytał Arek.
Zrobił to raczej z próby zabicia czasu, niż rzeczywistej chęci usłyszenia odpowiedzi. Po prostu… Co miał lepszego do roboty?
Prael bez słowa podszedł do ilaejki. Pomachał jej przed oczyma dłonią. Żadnej, nawet najmniejszej reakcji.
- Warzywo. Zabijmy ją, oszczędzając w ten sposób cierpień. – podsumował.
- Nie! – krzyknął z końca piwnicy Kael.
Podbiegł do nich, omal się nie przewracając o zwłoki złodzieja.
- Nie pozwolę na to! –
Prael schował noże za pas.
- Rób co chcesz… - odwrócił się w stronę Arka – Musze przyznać, że nie wierzyłem, gdy kobiety mówiły o tobie. Nawet słowa sztukarza wydały się być zbyt… Jakby to powiedzieć… Przesadzone. –
- Zostaw go! On jest opętany! – krzyknął Kael.
- Jak każdy z nas… - podsumował z ironią – Poza tym pamiętaj, że uratował ci życie, zresztą, tak samo jak i mnie. A ja zamierzam spłacić kiedyś dług. –
Wojownik odwrócił wzrok. Podszedł do kobiety, zdejmując ją z metalowego stołu.
- Zostaw ją… Przecież to warzywko. –
- Nie mogę. Żyje i to się liczy! Zabiorę ją do świątyni, tam jej pomogą. –
- Masz wystarczającą ilość złota na to? –
- Na pewno jej pomogą! To ich powinność! –
- Powinność tak, obowiązek nie. Słuchaj, zabierzesz ją do nas, tam się nią zajmiemy. Straż na pewno ofiaruje wam nagrodę, a tę przeznaczysz na ofiarę dla świątyni. –
Prael podszedł do kolejnego trupa. Z niego również zabrał sakiewkę.
- Dobra, spadajmy stąd. –
Arek w milczeniu wyminął wojownika. Nie mieli sobie niczego do powiedzenia. Złodziej zatrzymał się przy zwęglonych zwłokach. Pokiwał głową, wzdychając.
- Takie marnotractwo, no… -
Obydwaj zniknęli na górze. Arek wbił mechanicznie sejmitar w jednego z łuczników, wysysając krew, podczas gdy Prael obszukiwał drugiego. Zamienili się miejscami, gdy z piwnicy wyszedł Kael. Nikt nic nie mówił. Złodziej przy każdym ciele znalazł sakiewkę. Gdy Arek pozbawił każdego z nich krwi, puścił sejmitar, łapiąc go w locie peleryną. Przypiął go do pasa, opierając się o ścianę. – Shadee… -. Nikt go o nic nie pytał. – Musze stać się silniejszy. – Wyszli z budynku dopiero wtedy, gdy zrobił to jako pierwszy.
Na ulicy nikogo nie było. Arek przeszedł w stan zwieszenia, odzyskując świadomość dopiero po wejściu do budynku szefa gildii.
Kael położył kobietę na stole. Któraś z ilaejskich kobiet natychmiast okryła ją kocem.
- Ja tu zostanę. – oznajmił.
Arek wraz z Prealem weszli na górę. – Cholera… Kiepsko się czuje. – wspierał się poręczą.
- Jesteście z powrotem widzę… - przywitała ich zakapturzona postać. – Rozumiem, że Tael nie żyje? –
- Tak szefie. –
Przywódca zaśmiał się posępnie.
- Świetna robota chłopcze! – powiedział uradowany, klaszcząc w dłonie
Kobieta stojąca po prawej, podeszła do Arka. Wręczyła mu zapieczętowany zwój i mieszek.
- To wiadomość do kapitana straży miejskiej. Zgodnie z umową, zaprzestaniemy ataków na dwa eigony. –
Wróciła na miejsce.
- A tam masz dodatkowo dwadzieścia sztuk złota. Naprawdę świetnie się spisałeś! –
Nie odezwał się. Zszedł na dół, chowając obydwa przedmioty do kieszeni. Prael został na górze.
Świątobliwy wojownik przypatrywał się w milczeniu kobiecie. Przykryta kocem, przestała się w końcu trząść.
- Masz to, czego chciałeś? – zapytał, gdy podszedł nieco bliżej.
- Ta. –
Wyszli z budynku. Skierowali się w stronę alejki. W połowie drogi dobiegł ich głos Praela.
- Zaczekajcie chwilę! – krzyknął.
Arek niechętnie usłuchał. Chciał jak najszybciej wydostać się z tej części miasta.
- Dobrze, że was dogoniłem… - dysząc, oparł się o kolana – Powiedziałem szefowi, że uratowaliście mi życie, więc mam dla was jeszcze to. –
Wręczył im obydwu skórzany mieszek wypełniony monetami. Zwrócił się do wojownika.
- Zajmiemy się tą kobietą do twojego powrotu, nie ma obawy. –
- Dziękuję… Nie wiem co powiedzieć. –
- Najlepiej nic. W końcu nie będzie to nic mądrego. – zwrócił się do Arka – Zabawne, że nie spytałem, jak masz na imię. –
- Arek. – odparł mechanicznie.
- Me Prael, ale pewnie i tak wiesz. Jeszcze raz dzięki za uratowanie życia! Dobra, na mnie już czas. Trzymajcie się ciepło! –
Arek nie odprowadzał go wzrokiem. Mechanicznie schował mieszek do kieszeni. Wciąż nie mógł się otrząsnąć po tym, co się stało. Był świadom rzeczywistości, ale jednocześnie czuł się niczym we śnie. Po wyjściu z alejki podbiegł do nich iras.
- Wróciliście! Martwiłem się, że… -
- Zaprowadź nas z powrotem do straży. – rozkazał.
Chłopak ukłonił się, zgaszony słowami. Idąc za nim, mógł w końcu przejść w stan „zawieszenia”.
Odzyskał świadomość przed drzwiami okrągłego budynku. Krael milczał całą drogą. Najwidoczniej nie tylko on nie mógł się jeszcze otrząsnąć.
- Zaczekaj tu na nas. – polecił.
Weszli do środka.
Wnętrze było bogato zdobione. Na ziemi czerwony, miękki dywan, do marmurowych ścian przywieszone obrazy. Na wprost biurko, przy którym siedział kapitan straży, który zlecił im zadanie. Pochodnie oświetlały pomieszczenie, delikatnie tańcząc po ich twarzach. Poza nimi było jeszcze pięciu ilaejczyków, pochłoniętych swoimi sprawami. Kapitan odsunął krzesło, szczerze dziwiąc się na ich widok.
- No proszę, proszę… Doprana z was jednak para, skoro udało wam się przeżyć. Przynoście dla mnie miłe wieści, czy po prostu zamierzacie marnować mój czas? –
- Wykonaliśmy zlecenie. – podjął rozumowe Arek.
- I myślisz, że ot tak wam zapłacę? –
Rzucił mu na stół zapieczętowany zwój.
- Słowo od przywódcy złodziei. Na dwa eigony zobowiązał się powstrzymać ataki na kupców. –
- Niech no rzucę okiem… –
Czytał pismo w milczeniu, nie mogąc pohamować rosnącego uśmiechu.
- Świetnie, po prostu świetnie! Nie wiem jak wam udało się tego dokonać, ale sądząc po waszym stanie, nie obyło się bez rozlewu krwi. W sumie to powiedz mi, warto było? Na pewno kazał wam odwalić za siebie brudną robotę, mam rację? –
- Co z nagrodą? –
Kapitan oparł się wygodnie o krzesło.
- Od razu do rzeczy? Wy, ludzie, musicie się kiedyś nauczyć tego słynnego szacunku. No, ale w sumie nieźle sobie poradziliście… Najemnik i sługa Ladine. Dosyć niebywałe. – otworzył dolną szufladę, wyjmując z niej dwa mieszki – Już podzielone. – rzucił je na stół – Sto pięćdziesiąt sztuk złota, zgodnie z umową. –
Arek zabrał obydwa, wręczając drugi Kaelowi.
- Jeśli szukacie pracy, w kanałach wciąż mam problem ze szczurami. Dwie sztuki złota za każdego z tych szkodników. Jesteście może zainteresowani? –
- Nie. – odwrócił się do niego plecami.
- Rozumiem, musicie odpocząć i w ogóle, ale… -
Wyszli na zewnątrz.
- Dziękuję ci za współpracę… - głos Kaela w żadnym razie nie wyrażał wdzięczności – Wracam teraz do kobiety, gdyż wciąż potrzebna jest jej pomoc. Żegnaj. –
- Część. –
Wyminął dzieciaka, już czekającego na nowe rozkazy. Dreszcze, które mu towarzyszyły od spotkania świątobliwego wojownika, w końcu znikły.
- Idziemy do tawerny. – odparł chłodno.
Złote monety nieco mu ciążyły, ale starał się to zignorować. Chłopak w milczeniu ruszył w drogę. Ponownie przeszedł w stan zawieszenia. Przychodziło mu to z coraz większą łatwością.
Gdy znaleźli się przed drzwiami, wyjął z kiszeni pierwszy lepszy mieszek.
- Masz. – wręczył mu dwie sztuki złota – Czekaj na mnie tutaj jutro rano. –
- Dobrze panie. – zabrał je dosyć łapczywie.
- Tym razem jesteś wolny, tak? –
- Tak panie! –
- Dobrze. –
Wszedł do tawerny. Dzieciak tuż za nim.
Przy ladzie siedział wojownik, którego powalił wcześniej na ziemię, wykorzystując aurę wiatru. Towarzyszył mu drugi z kompanów, w szarawej zbroi płytowej. Kobiety i sztukarz zajmowali jeden ze stolików w głębi. Podszedł do nich iras, podczas gdy on do lady.
- Witam pana, co podać? –
- Pokój ten co wczoraj. – wręczył mu trzy sztuki złota.
- Naturalnie! – wyjął spod lady klucz, chowając monety – Czy życzy pan sobie czegoś jeszcze? –
- Nie. – zabrał go.
Gdy się odsunął, z zamiarem pójścia na górę, drogę zablokował osiłek.
- Myślisz, że nie pamiętam, co się rano stało? –
- Zejdź mi z drogi… – przybrał mordercze spojrzenie.
- Och, chłopcy, chłopcy… - podeszła do nich ludzka kobieta, chwytając wojownika za ramię – Dajcie spokój! Chodź, możemy się teraz zająć zleceniem. – odsunęła go do stolika.
Arek nie zwracał już na to uwagi. Udał się na górę. Po zamknięciu drzwi na klucz, runął na łóżko. Był zmęczony, nieco głodny. – Wy… Wytrzymałem. -. Nagle miał wrażenie, że słyszy pukanie. Odetchnął, zamykając oczy. Stracił przytomność.
-
eDIt: Damn, od kiedy ktoś limity znaków ustala?
na tym forum może byc jecze sie dobrze z panelem nie zapoznalem ale pogrzebie i specjalnie dla ciebie go podwoje ;f
jak mniemam to twoja przyszla praca doktoracka ;)
-
Wow, super byłoby, to może zamieszczę cosik jeszcze! A z tą pracą nie głupi pomysł, ale raczej to mój sposób na życie jest... Ha.
Aha, czytnij to, no. Przyda mi się opinia jakaś, jakakolwiek, wszystko jedno jaka <byle długa>.
-
zamiast podwajac daj limit 700k znaków i starczy ^_^
-
było 20k chyba 50k styknie przyda sie innym fanfikowiczom
zamiast podwajac daj limit 700k znaków i starczy ^_^
moge zdjac ale wtedy ktos se pomysli i wklei cale swoje dzielo liczace kilkadziesiat stron a4 i wes to pozniej czytaj -_- lepiej sie czyta czesciami i jak tworca wkleja czesc co jakis czas dobrze by tez bylo gdyby konczyl w w sytuacjach pełnych napiecia coby czytelnikow zachecic do dalszego czytania ;)
Aha, czytnij to, no. Przyda mi się opinia jakaś, jakakolwiek, wszystko jedno jaka <byle długa>.
kiepski jestem w dawaniu opini bo brakuje mi slow do opisywania uczuc ;p powiem ino ze Kael kojazy mi sie z Supermanem ktory miał na imie Kalel (tak btw nie wiem czy wiesz ze przyrostek -el oznacza 'boski' ;f)
-
Znaczy się podobało się, czy ni hu hu? No, śmiało, możesz mi powiedzieć, nikomu więcej nie powiem, no... Poza tym, zniosę krytykę jak męski mężczyzna!
-
Mi tam sie narazie podobra zobaczymy co jeszcze zaserwujesz ;]
-
Ganz, to jest kawałek tego co mi kiedyś pokazywałeś?
Jak na razie zapowiada się ciekawie...ale troszke dużo jak na pierwszy raz :P
-
Może, możliwie, całkiem cholernie prawdopodobne.
Nie wiem, czemu tylko ktoś mi pisze, że zapowiada się ciekawie, bo jak wspomniałem w pierwszym poście, to losowy wybrany rozdział z powieści był. Jak będzie warto <poprzez krytykę tego, co teraz umieściłem>, to może się skuszę na jeszcze parę takich cosiów.
-
czy mi sie zdaję, czy pachnie mi to inspiracją czerpaną z DnD? albo jakiegos innego rpga?
bo jak dla mnie pierwszy fragment czyta się to miło, szybko, z racji, ze są tu głównie dialogi. choć od czasu do czasu nie zaszkodziłby dodac jakis minimalny opis. chyba ze na tym ma polegac całe założenie i sens... pozostawienie czytelnikowi pola do wyobrazenia sobie postaci miejsc i takie tam.
w drugim of koz jest wiecej opisów, ale nadal raczej ilosc którą starasz się zachować w w granicach absolutnego minimum. jesli na tym ma polegac istota całego ... hm "dzieła" to mi się podoba
-
Całość jest pisana tak, by dostosować sposób narracji zależny od odczuć głównego bohatera.
Na tym etapie przygody jest znudzony tym wszystkim, zmęczony. I jak ktoś taki odbiera świat? Ma w odmętach wszystko i wszystkich. Dialogi są, bo musi rozmawiać, a opisy takie krótkie dlatego, ze po prostu nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie analizował architektury miasta, które go nie interesuje ni hu hu. Tak samo piwnicy.
A co do świata fantasy... Wychodzę z założenie, że nie ważne, jak bardzo by się ktoś starał, niczego nowego na tym polu nie wymyśli, więc nawiązanie do D&D, czy czegokolwiek innego, jest po prostu wpisane w tzw: ryzyko zawodowe.
Jak ktoś chce opis dłuuugi, to mogę wkleić początkowe rozdziały, gdzie główny bohater jest na początku zafascynowany światem do tego stopnia, że głupią jadalnie analizuje w najdrobniejszych szczegółach.
-
czyli rozumiem ze narracja jest czymś w stylu "jaki humor ma nasz główny bohater - taka będzie narracja" ?jak ma ochotę na zwiedzanie, to bedą dokładne opisy przyrody a jak ma wszystkiego dość to bedzie coś w stylu tego co jest w pierwszym poscie? ciekawe załozenie. rozumiem, ze pomimo takiej nrracji główny bohater nie ma nic wspólnego z narratorem?
co do swiata fantasy - masz racje, a bardzo nie można nic nowego wymyśleć, a czasem nawet jak sie wymyśli to... albo cie wysmieją, albo obalą Twoje założenia jakkolwiek genialne by nie były. ja kiedyś też próbowałem coś napisc osadzonego w moim siecie fantasy, w którym próbowałem wykreowac dwie nieistniejące dotąd rasy. zostałęm wyśmiany. gheez. osobiście nie mam nic przeciwko nawiązaniom. ba. z racji, ze do DnD czuję wielki sentyment, a do Sagi Dziecka Bhaala dziwną miłość platoniczną - taki swiat "dzieła" (nie wiem jak je nazwać - fik, opowiadanie, czy moze powieść bo na pewno nie nowela) bardzo mi się podoba i już od pierwszych zdań wypowiedzianych przez bohaterów bardzo mi się spodobał.
-
Powiem tak... Miłoby było mieć jego moc, towarzyszkę itd, ale przejść tego co on, ni hu hu hu...
Jest wiele aluzji w tej powiastce do różnych światów fantasy, zwłaszcza, ze niektóre odzywki głównego bohatera są wycelowane w absurdalne realia rządzone światem, w którym się nagle znalazł. Tego nie widać zbytnio, bo to jeden rozdział, ale może jak się zamieści z dwa, trzy jeszcze, to jakoś to wyjdzie na wierzch. Swoją drogą miło mi, ze skleiłeś dłuższe zdanie na temat tego co napisałem, a nie tak jak inni "jednolinijkowca".
-
Jestem pod wrażeniem. Czyta się z zapartym tchem.
-
Jestem pod wrażeniem. Czyta się z zapartym tchem.
To z powodu dużej ilości dialogów, niż opisów akcji, prawda? Pytam dla pewności, bo jeśli chodzi o przedstawienie akcji, to ja raz przysnąłem przy tym właśnie kawałku <ale to pewnie przez to, że znam go mi ni na pamięć>.
-
Nie jestem może jakimś specjalistą w tej dziedznie, ale postaram się strzelić odpowiednią opinię. Po pierwsze, zalatuje mi to D&D (jak ktoś wcześniej wspomniał), nie jest to wada, ale niesie ze sobą określone obowiązki i przymus utrzymywania wysokiego poziomu... Z tym nieco kulawo. Głównie dlatego, że dajesz wyrwany z kontekstu fragment, czego osobiście nienawidzę. Dlaczego? Ponieważ uniemożliwia to identyfikowanie się z bohaterami i wychwytywanie specyficznych smaczków, tracących sens bez znajomości wcześniejszych wydarzeń. Za to minus. Tekst jest długi z przyjemnym dla oka brakiem błędów (bo dwie/trzy literówki to nic takiego), jednak wkurzają mnie te zawieszone w powietrzu myślniki... Tak sę nie robi! weź przeczytaj dokładnie dowolną książkę i zobacz jaką funkcję pełnią (chyba, że to m się źle wyświetla). Plus i minus.
Akcja rozwija się nieco za szybko, przez co można się pogubić w tym wszystkim. To w podziemiach można było nieco bardziej rozwlec, dodając odpowiednich opisów, które stworzyłyby lepszy klimat.
Jeśli jednak chcesz pełnej opinii, to musze przeczytać całość, a nie fragment zawieszony w pustce. Choć styl masz ciekawy, to nic więcej nie jestem w stanie obiektywnie napisać.
-
Po pierwsze, zalatuje mi to D&D (jak ktoś wcześniej wspomniał), nie jest to wada, ale niesie ze sobą określone obowiązki i przymus utrzymywania wysokiego poziomu... Z tym nieco kulawo.
Jak sam wcześniej wspomniałem, światem który by się na d&d nie wzorował byłby pewnie taki, gdzie wampirki biegały by z wampirami, a przy okazji z demonami <czemu nigdy nie z aniołkami, no... ?>. W sumie to każdy świat, gdzie jest podział na elfy światła i mroku, czerpie ileś tam z historii d&d. A suma wszystkich sum - i tak wszystko pochodzi z Władcy Pierścieni.
Swoją drogą, "wysokiego poziomu" - to było dobre!
Głównie dlatego, że dajesz wyrwany z kontekstu fragment, czego osobiście nienawidzę. Dlaczego? Ponieważ uniemożliwia to identyfikowanie się z bohaterami i wychwytywanie specyficznych smaczków, tracących sens bez znajomości wcześniejszych wydarzeń. Za to minus.
Cóż... Nie sądzę, czy tobie, czy komukolwiek innemu na tym forum zechciało się przeczytać powieść, w której główny bohater z "dobrego" zatraca się na "złego", wcześniej lamentując nad swym losem, nim bierze się w garść. A nawet jeśli, to poważnie pytam - I tom ma 700k znaków, 171 stron a4 pisane rozmiarem czcionki 10. To już powinna wam dać pojęcie o tym, ile czasu zajęła ta cała przemiana...
Tak sę nie robi! weź przeczytaj dokładnie dowolną książkę i zobacz jaką funkcję pełnią (chyba, że to m się źle wyświetla)
Tak się robi, no. W końcu jak się jest samemu autorem powieści, to można robić co się żywnie podoba. Poza tym, wy tak na poważnie czytacie teksty w tym dziale w swej przeglądarce internetowej, nie wklejać ich np: do worda, albo notatnika zwykłego? Nieźle, bo ja zawsze gdy mam czytać *stąd* to wymiękam.
Akcja rozwija się nieco za szybko, przez co można się pogubić w tym wszystkim. To w podziemiach można było nieco bardziej rozwlec, dodając odpowiednich opisów, które stworzyłyby lepszy klimat.
Umarłem! Akcja ma się szybko rozwijać z dwóch powodów. Pierwszy jest taki, że to typowe zadanie, które bohater chce mieć jak *najszybciej* z głowy <by sobie kupić ciuchy, zanim wyruszy w podziemia>. A drugim jest taki - "idą do piwnicy i wiesz pan, tam duuużo opisów, które zanudzą czytelnika na 2 strony, ale wiesz pan, będzie ten no... trudne słowo... klimat! włacha, a potem akcja... że co? ze żaden śmiałek przy zdrowych zmysłąch nie będzie opisywał piwnicy, gdzie go atakują zaraz po wejściu do niej? że to nierealne? panie, co pan!".
Jeśli jednak chcesz pełnej opinii, to musze przeczytać całość, a nie fragment zawieszony w pustce. Choć styl masz ciekawy, to nic więcej nie jestem w stanie obiektywnie napisać
Wspomniałem wcześniej, I tom to taki jest podlany dosyć... Specyficznym klimatem, tak to nazwę. II jest już po mniej więcej przemianie głównego bohatera i z racji tego akcja jest ciekawsza. Jak ktoś jeszcze będzie chciał poczytać I tom, to mogę się skusić na umieszczenie trzech, czterech rozdziałów, ale według mnie, jako autora książki, jest całość gorzej napisana, niż to co teraz macie przed oczyma.
BTW: Jest coś takiego, jak obiektywna *czyjaś* opinia?
-
Polemika? Cudownie. Fantasy w swojej najczystszej formie zrodziło się z Władcy, a D&D to świat, który kontynuuje te wzorce. Niektóre serie mają naprawdę solidny poziom i są nieźle napisane (nie krytykuj, jeśli nie jesteś w stanie stworzyć czegoś lepszego od takiego Salvatore'a, albo pani Cunningham... dla wielu twórców są wzorami, a Tobie do nich daleeeko). To raz.
700k znaków to małe piwo i pikuś. To dopiero połowa normalnego tomu. Więc jeśli chce Ci się pisać, to komuś napewno zechce się czytać. Żeby poznać bohatera (przykładowo ja) jest w stanie przeczytać o wiele więcej. Dwa.
Zamieszczasz tu tekst, więc musisz się liczyć z tym, że ktoś to przeczyta, prawda? Nie mam czasu chrzanić się z wklejaniem, jeśli mam go już przygotowanego. Co do początku, żebyś się Autorze nie zdziwił, jak będziesz chciał zrobić z tym tekstem więcej, niż pokazywac go w internecie. Jak się korekta do niego zabierze, to zobaczysz co autor moze zrobić.
Klimat? Chyba piwniczny. Jeśli coś takiego było, to wykorzystane na pół gwizdka. Skoro to miało być zwykłe zadanie, to po kiego tak je rozwlekałeś? Nie twierdziłem, że się zanudziłem, ale mogłeś to lepiej wykończyć.
Podlany? Co to ma znaczyć? Że bohatrer się przemienia i ciągle marudzi? Jeśli twierdzisz, że całość jest napisana gorzej, to, cholera, ją popraw. To takie trudne?
Tak, jest. Jako czytelnik mogę wygłosić *subiektywną* opinię, ale jako wielbiciel książek i światów fantasy mogę dodać do niej *obiektywną*, odcinając się od mojego widzimisię. Taka opinia zazwyczaj wydawana jest po porównaniu czegoś z ogółem i wychwyceniu wad. Bo nie sztuką jest chwalić.
Poza tym, jako Autor pwinieneś gromadzić również krytykę dziełka, a nie wskakiwac na koń, łapac włócznię i pędzić na wroga. Obiektywna krytyka zazwyczaj jest bardziej pomocna od tuzina pochwał.
-
Polemika?
Jak siebie kocham, to czysty przypadek! Ja naprawdę nie chciałem się w nikim wdawać w głębszą dyskusję dotyczącą czegoś innego, niż tej małej mej powiastki skromnej. <nuci> znowu w życiu mi nie wyyyyszłooooo <koniec nucenia>.
Fantasy w swojej najczystszej formie zrodziło się z Władcy, a D&D to świat, który kontynuuje te wzorce. Niektóre serie mają naprawdę solidny poziom i są nieźle napisane (nie krytykuj, jeśli nie jesteś w stanie stworzyć czegoś lepszego od takiego Salvatore'a, albo pani Cunningham... dla wielu twórców są wzorami, a Tobie do nich daleeeko). To raz.
Twórcy fantasy opierający się na systemie, który został stworzony głównie do zabawy. Nie wiem, może się mylę, ale S. nie brał udziału chyba przy tworzeniu uniwersum d&d, ale książki z wymyślonym przez niego bohaterem stały się na tyle popularne, że po prostu by dodać "smaczku" do całości autorzy systemu zdecydowali się na wprowadzenie tegoż bohatera. W ogóle dla mnie to śmieszne porównywać autorów własnych światów fantasy stworzonych od podstaw z tymi, którzy opierajać się na systemie. Bo mniej mieli przy tym roboty, mniej problemów z wymyślaniem nazw, czy chociażby opisem miast <a to droga przez cierniste krzewy jest...>.
Aha i bym zapomniał - "a fani i tak to kupią, bo dla nich mało tego gówna jest, no!". Nowym autorą własnych światów jest trudniej się przebić, niż takim, którzy opierają fabułę swego "dziełka" na czymś już sprawdzonym. Bo co było pierwsze? Książki w świecie D&D, czy system d&d?
Poza tym, czy naprawdę *muszę* stworzyć coś lepszego od nich, by móc ich krytykować? Nie popadasz tutaj w pewien... Hmm... Trudne słowo! Skrajność? Poza tym, ja uważam, że powieści przez nich napisane są taki i takie, ale czy to czyni mnie gorszym od nich autorem, jeśli mój świat nie spotka się z akceptacją, albo moja powieść zainteresuje specyficzną grupę odbiorców? Bo sama jest pisana specyficznym stylem, a nie jako potrawka dla mas. Ale fakt faktem, porównując autora młodzika na tym polu z doświadczonymi pisarzami fantasy, którzy odnieśli sukces... Sweeeeeet.
700k znaków to małe piwo i pikuś. To dopiero połowa normalnego tomu. Więc jeśli chce Ci się pisać, to komuś napewno zechce się czytać. Żeby poznać bohatera (przykładowo ja) jest w stanie przeczytać o wiele więcej. Dwa.
Połowa tomu? Serio? Cholera stary, ale mnie żeś pocieszył! Bo ja się bałem, że mi wyszedł przez przypadek potworek na 400 stron, którego nikt nie chce czytać, a II tom nad którym aktualnie pracuje jest jedynie 2 częścią I. Wow.
A co do poznania głównego bohatera... Cóż, to długo ci zajęłaby chyba analiza jego skromnej persony. Ale poważnie - serio, tak szczerze chciałby ci się czytać o bohaterze jednym, na 400 stron? Tak tylko o nim, poznając oczywiście innych bohaterów, ale wszystko jest opisywane i pisane z perspektywy tyko jednej postaci.
Zamieszczasz tu tekst, więc musisz się liczyć z tym, że ktoś to przeczyta, prawda?
Na to liczyłem szczerze powiedziawszy. Gdyby mnie to nie interesowało, najzwyczajniej w świecie bym tego nie robił.
Nie mam czasu chrzanić się z wklejaniem, jeśli mam go już przygotowanego. Co do początku, żebyś się Autorze nie zdziwił, jak będziesz chciał zrobić z tym tekstem więcej, niż pokazywac go w internecie. Jak się korekta do niego zabierze, to zobaczysz co autor moze zrobić.
Liczę na to, bo poprawiać tylu błędów to mi się ni hu hu nie chce. Ale piszesz to z własnego doświadczenia mniemam? Poza tym, to zależy głównie od autora. Jeśli ktoś decyduje się wydać jego dzieło, ale przy okazji ingeruje w fabułę, to jest to naturalne ryzyko zawodowe.
Klimat? Chyba piwniczny. Jeśli coś takiego było, to wykorzystane na pół gwizdka. Skoro to miało być zwykłe zadanie, to po kiego tak je rozwlekałeś? Nie twierdziłem, że się zanudziłem, ale mogłeś to lepiej wykończyć.
Luz, akcja działa się w piwnicy. A czemu je rozwlekałem? Proste, że szok! Nawet najprostsze takie zadanie musi mieć początek, rozwinięcie i zakończenie. A takie szybkie tempo, bo główny bohater chciał mieć to jak najszybciej za sobą, co pisałem nieco wyżej. I lepiej wykończyć? Znaczy się jak? Bez jakiś chłamów w postaci nagłego zwrotu akcji, czy innych takich bredni, bo to popsułoby ten specyficzny klimacik tego rozdziału. Jedno zadanie, pół dnia na jego wykonanie, a zeby przedstawić jego "zwyczajność", musiało w sobie zawierać dużo dynamizmu.
Podlany? Co to ma znaczyć? Że bohatrer się przemienia i ciągle marudzi? Jeśli twierdzisz, że całość jest napisana gorzej, to, cholera, ją popraw. To takie trudne?
Tak. Gdyby było miłe łatwe i przyjemne, to już dawno miałbym to z głowy. Ale na razie wolę dalej rozwijać styl, pisząc kontynuację, niż cofając się w przeszłość i dopiero zmieniać to, czy tamto, a może jeszcze coś tu i tam. Jeśli kiedykolwiek poprawiałeś dużą porcję tekstu, którego początki sięgają czasów prehistorycznej twej kariery pisarza, to *chyba* zdajesz sobie sprawę, że teraz, nabrawszy nieco więcej doświadczenia, opisałbyś jakąś scenę zupełnie inaczej, nawet może i lepiej? Albo doznałeś może szoku, gdy pierwszego dnia piszesz kontynuację swej powieści, drugiego poprawiasz pierwsze jej rozdziały, a trzeciego znowu to co pierwszego? Nie wydało ci się nigdy, że te dwie części były pisane przez dwie zupełnie inne osoby?
Tak, jest.
Tak, nie ma. Nie ma czegoś takiego jak "obiektywna" opinia. Bo na taką składają się wrażenia nie tylko z tego jednego czytanego tekstu, a również i z innych, które podświadomie ze sobą porównujesz.
Poza tym, jako Autor pwinieneś gromadzić również krytykę dziełka, a nie wskakiwac na koń, łapac włócznię i pędzić na wroga. Obiektywna krytyka zazwyczaj jest bardziej pomocna od tuzina pochwał.
Osobiście wolę krytykę od pochwał. Bo takie się lepiej czyta, widać, co jest nie tak i w ogóle. A skąd u ciebie wrażenie, że mi zależy na pochwałach? Interesujące. Jesteś przewrażliwiony.
-
Główna broń to sarkazm, prawda? Przekręcasz moje słowa, drogi Autorze.
Twórcy fantasy opierający się na systemie, który został stworzony głównie do zabawy. Nie wiem, może się mylę, ale S. nie brał udziału chyba przy tworzeniu uniwersum d&d, ale książki z wymyślonym przez niego bohaterem stały się na tyle popularne, że po prostu by dodać "smaczku" do całości autorzy systemu zdecydowali się na wprowadzenie tegoż bohatera. W ogóle dla mnie to śmieszne porównywać autorów własnych światów fantasy stworzonych od podstaw z tymi, którzy opierajać się na systemie. Bo mniej mieli przy tym roboty, mniej problemów z wymyślaniem nazw, czy chociażby opisem miast <a to droga przez cierniste krzewy jest...>.
Kreacja jest prostsza. Wiesz dlaczego? Bo nie sztuk jest napaćkać pare nazw miast na mapę rysowaną ołówkiem. Wymyslić jakąkolwiek historię, czy rasy to też nic trudnego. Trudniejsze jest wykorzystanie CZYJEGOŚ świata i wkomponować się tak, by uzyskać aprobatę twórców systemu. Twój świat (co wynika z fragmentu) jest wtórny aż do bólu, a nowymi nazwami ras i sarkazmem tego nie zakryjesz. Nie ma tam nic nowego, co pozoliłoby Ci się wybić ponad resztę.
Nowym autorą własnych światów jest trudniej się przebić, niż takim, którzy opierają fabułę swego "dziełka" na czymś już sprawdzonym. Bo co było pierwsze? Książki w świecie D&D, czy system d&d?
Odkrywamy Amerykę? Stwórz taki system, który trzymałby się całości i nie rozłaził w szwach. Taki, do którego inni chcieliby dorabiać własne opowieści. Widać, żeś młody starzem Autor. Każdy zaczyna od napisania x-tomowej powieści i pieni się, gdy mu wytykają błędy w założeniach.
Poza tym, czy naprawdę *muszę* stworzyć coś lepszego od nich, by móc ich krytykować? [ciach] Skrajność? Poza tym, ja uważam, że powieści przez nich napisane są taki i takie, ale czy to czyni mnie gorszym od nich autorem[ciach]Bo sama jest pisana specyficznym stylem, a nie jako potrawka dla mas. Ale fakt faktem, porównując autora młodzika na tym polu z doświadczonymi pisarzami fantasy, którzy odnieśli sukces
Nie, to nie jest błąd. Masz specyficzny styl? Gratuluję. Tyle, że sporo czytam takich "aŁtorskich światuff" i, przykro mi, Twój styl nie różni się zbytnio od innych dobrych amatorów (sam jestem jednym z nich, choć swoje przeszedłem). Krytykuj sobie, tyle, że jeśli to, co sam piszesz jest tak podobne (acz niewątpliwie gorsze) od nich... Bo fantasy (uważaj, niespodzianka) TO NIE TYLKO D&D i Władca Pierścieni! (SUPRAJS!). Więc nie rzucaj się jak wsa na grzebieniu, bo po delikatnej korekcie tego fragmentu, wygląda on jakby ostał napisany do takiej książki D&D. Khelbena Czarnokija i Elminstera brak.
Ehhh... sarkazm zupełnie niepotrzebny. Oczywiście, nie potrafimy czytac pomiędzy wierszami, prawda? Rozmar druku ksiązkowego jest może nieco większy, ale jeśli twierdzisz, że Twoje coś to kobyła, to przeczytaj "Kobierzec" Barkera (że o dłuższych nie wspomnę).
Ale piszesz to z własnego doświadczenia mniemam? Poza tym, to zależy głównie od autora. Jeśli ktoś decyduje się wydać jego dzieło, ale przy okazji ingeruje w fabułę, to jest to naturalne ryzyko zawodowe.
Dobrze mniemasz. Ktokolwiek chce wydać Twoje "dziełko" nie ma najmniejszego prawa ingerować w fabułę (korekta ogranicza się do ortograficzno-składniowo-gramatycznej strony). Jeśli SPOTKAŁEŚ się z ingerencją w fabułę, to był to ktoś nie znający się na robocie/początkujacy.
Znaczy się jak? Bez jakiś chłamów w postaci nagłego zwrotu akcji, czy innych takich bredni, bo to popsułoby ten specyficzny klimacik tego rozdziału. Jedno zadanie, pół dnia na jego wykonanie, a zeby przedstawić jego "zwyczajność", musiało w sobie zawierać dużo dynamizmu.
Dynamizm dynamizmem, Autorze. Jednak gubienie czytelnika lub niejasne prowadzenie akcji rozpieprza całą przyjemność czytania. To Twoje przyspieszone tempo nie ma sensu i mnie osobiście zraża.
Jeśli kiedykolwiek poprawiałeś dużą porcję tekstu, którego początki sięgają czasów prehistorycznej twej kariery pisarza, to *chyba* zdajesz sobie sprawę, że teraz, nabrawszy nieco więcej doświadczenia, opisałbyś jakąś scenę zupełnie inaczej, nawet może i lepiej? Albo doznałeś może szoku, gdy pierwszego dnia piszesz kontynuację swej powieści, drugiego poprawiasz pierwsze jej rozdziały, a trzeciego znowu to co pierwszego? Nie wydało ci się nigdy, że te dwie części były pisane przez dwie zupełnie inne osoby?
Owszem. Dlatego po przepisaniu dużej części tekstu robię przerwę, cofam się do początku owego fragmentu i poprawiam, zachowując równowagę w stylu i opinii. Radziłbym to samo.
Tak, nie ma. Nie ma czegoś takiego jak "obiektywna" opinia. Bo na taką składają się wrażenia nie tylko z tego jednego czytanego tekstu, a również i z innych, które podświadomie ze sobą porównujesz.
Obiektywizm, postawa człowieka w ocenie zjawisk, ludzkich zachowań i systemów wartości, oparta na równoważeniu pierwiastka racjonalnego i emocjonalnego, na kierowaniu się racjami zarówno dobra ogólnego, jak i własnego.
Obiektywizm nie wyklucza angażowania się, wręcz przeciwnie - potwierdza się poprzez zaangażowanie się po stronie prawdy, sprawiedliwości, słusznych argumentów, rzeczowości, przedmiotowości. Obiektywizm w poznawaniu świata, społeczeństwa i człowieka oznacza uznanie niezależności treści wiedzy od podmiotu poznającego, jej intersubiektywnej sprawdzalności i zgodności z rzeczywistością. (źródło: http://portalwiedzy.onet.pl/69530,,,,obiektywizm,haslo.html)
Osobiście wolę krytykę od pochwał. Bo takie się lepiej czyta, widać, co jest nie tak i w ogóle. A skąd u ciebie wrażenie, że mi zależy na pochwałach? Interesujące. Jesteś przewrażliwiony.
Wnioskuję po Twojej alergicznej reakcji na słowa krytyki i sarkazm, który ma zadanie wytrącić mnie z równowagi. Gdybyś tak nie zareagował wszystko byłoby OK. A tak, rozpętała się burza w szklance wody. Opinii nie zmienię. Obiektywnie tekst jest dobry z uwago na brak błędów, subiektywnie to nic specjalnego i nawet jako świat autorski, nie wnosi niczego nowego... Było.
-
Główna broń to sarkazm, prawda? Przekręcasz moje słowa, drogi Autorze.
Sam mi pierwszy wyskoczyłeś z "Autorem", co aż kipi od tego. Duh!
Kreacja jest prostsza. Wiesz dlaczego? Bo nie sztuk jest napaćkać pare nazw miast na mapę rysowaną ołówkiem. Wymyslić jakąkolwiek historię, czy rasy to też nic trudnego. Trudniejsze jest wykorzystanie CZYJEGOŚ świata i wkomponować się tak, by uzyskać aprobatę twórców systemu. Twój świat (co wynika z fragmentu) jest wtórny aż do bólu, a nowymi nazwami ras i sarkazmem tego nie zakryjesz. Nie ma tam nic nowego, co pozoliłoby Ci się wybić ponad resztę.
Nie jest sztuką? Gówno prawda... No chyba, że lecimy na metodę "tu łapki tam, tam paluszki kilka i... o! mam". Nazwa ma być ślicznie wkomponowana w realia własnego, choćby najbardziej z chorych światów, z uwzględnieniem rasy i ich sposobu bycia, żeby nagle język istost światla nie przypominał ślicznego języka mroku. Podobnie jest z imionami, które nie powinny kolejnymi przestawionymi literkami tych realnych, lecz jakby pochodzących z *tamtego* świata z nadaniem ich realizmu tak, by czytelnik uwierzył, że ktoś może *naprawdę* się tak nazywać. A jeśli przy okazji dla świątobliwego rycerza jest aluzja do kolejnego supermana, czy ma coś z "boga" <jak to ładnie ktoś zauważył>, jako świątobliwy sługa boży, to tylko się cieszyć, że autor jednak próbuje coś takiego zawrzeć.
A co się tyczy historii i ras... Większej bzdury nie słyszałem od jakiś pięciu minut. Jasne, zawsze można rzucić ludzi <wow... szok no... wtórny będę damn it!>, elfiątka, czy inne tatajstwo, ale cóż... żeby to potem miało jakieś ręce i nogi i nie gryzło się ze sobą, to trzeba choć trochę nad tym posiedzieć. Bo tak samo z siebie, to brawo... łeee... Ja też tak chce, ni! Ale nie, czekaj - będzie sie wtedy wtórnym! <nuci> znowu w życiu mi nie wyszłoooooo <koniec nucenia>. Na chama zawsze można ślicznie wkomponować wampirki biegające z wilkołakami, w tle jakąś wojnę i bohaterów rzuconych w wir wydarzeń, którzy mają się zmierzyć ze swym przeznaczeniem. To złe? Nie. Wtórne? Jak jasna cholera.
A sądząc po tylu książkach osadzonych w świecie d&d, to serio... *Trudno* uzyskać od nich przyzwolenie. Aż mnie ciekawi, czy jest spis tytułów, które nie zyskały aprobaty "mędrców d&d".
Odkrywamy Amerykę? Stwórz taki system, który trzymałby się całości i nie rozłaził w szwach. Taki, do którego inni chcieliby dorabiać własne opowieści. Widać, żeś młody starzem Autor. Każdy zaczyna od napisania x-tomowej powieści i pieni się, gdy mu wytykają błędy w założeniach.
Z tobą zawsze i wszędzie. Bo kupa śmiechu z tego niezła. Ahem... Co to ja... A ta. Już wiem. Wytknąłeś mi błąd w założeniu <do czego? świata? kurde, niezła interpretacja na podstawie jednego rozdziału>, który opiera się głównie na podobieństwach d&d. Oczywiście, można stworzyć system z potworkami itd, a przy pisaniu powieści specjalnie będę pisał "a tu dzielny bohater rzuca kością...", ot, tak dla klimatu. Ale czy serio autor książki, musi się paprać w tym wszystkim? Nie. On ma do opowiedzenie historię. Jest bajarzem, który ma zaciekawić, zainteresować czytelnika. Jesli przeczytałeś ten rozdział i cię szlag nie trafił, to coś tam mi się jednak udało.
Krytykuj sobie, tyle, że jeśli to, co sam piszesz jest tak podobne (acz niewątpliwie gorsze) od nich
Jestem wdzięczny wbrew pozorom za krytykę. Naprawdę. Zawsze lubię widzieć, jak ktoś *konkretnie* pisze błędy, co jest nie tak, nie kryjąc się za tak nudnym zabiegiem, jak "phi, kolejny d&d. Tylko rzeczowo komentuje tekst, w odniesieniu do niego wytyka porównania świata itd. Albo jakby ktoś łaskawie przedstawił w *którym miejscu gorsze*, to byłoby oh, cudnie wręcz.
Nie, to nie jest błąd. Masz specyficzny styl? Gratuluję. Tyle, że sporo czytam takich "aŁtorskich światuff" i, przykro mi, Twój styl nie różni się zbytnio od innych dobrych amatorów
Specyficzny styl to dla ciebie to samo co specyficzny świat? Umarłem. Ale jestem dobry? Powinienem podziękować? Powinienem... ?
Bo fantasy (uważaj, niespodzianka) TO NIE TYLKO D&D i Władca Pierścieni! (SUPRAJS!).
... zawalu dostałem ...
Więc nie rzucaj się jak wsa na grzebieniu, bo po delikatnej korekcie tego fragmentu, wygląda on jakby ostał napisany do takiej książki D&D. Khelbena Czarnokija i Elminstera brak.
Czyżby to oznaczało, że jednak jest na tyle dobry, że może się znaleźć w "dziełach zaakceptowanych przez mędrców d&d?". Ta, wiem, przekręcam słowa, ale nie mogłem się powstrzymać. łe, kto się tu rzuca? Ja jestem spokojny i wyluzowany typek. Serio.
Ehhh... sarkazm zupełnie niepotrzebny. Oczywiście, nie potrafimy czytac pomiędzy wierszami, prawda? Rozmar druku ksiązkowego jest może nieco większy, ale jeśli twierdzisz, że Twoje coś to kobyła, to przeczytaj "Kobierzec" Barkera (że o dłuższych nie wspomnę).
Coś ty, za nudnie by było. Oczywiście, zwalmy to na sarkazm, niż na nie nieumiejętną twoją ocenę ilości tekstu. Czekaj, to była ironia... ?
Dynamizm dynamizmem, Autorze. Jednak gubienie czytelnika lub niejasne prowadzenie akcji rozpieprza całą przyjemność czytania. To Twoje przyspieszone tempo nie ma sensu i mnie osobiście zraża.
Co powiesz, życie. Jednemu się podoba, innemu nie. Ale poważnie - serio zgubiłeś sie w akcji, lub naprawdę gdzieś, w którymś momencie niejasno prowadziłem akcję? To wtedy coś jednak z tym trza zmienić, w końcu *ty* się zgubiłeś...
Owszem. Dlatego po przepisaniu dużej części tekstu robię przerwę, cofam się do początku owego fragmentu i poprawiam, zachowując równowagę w stylu i opinii. Radziłbym to samo.
Nie przeczę, pewnie skorzystam niedługo. Z tą różnicą, że moje natchnienie jest tak samo kapryśne, jak ja, więc w sumie wolę posiedzieć nad dalsza częścią, niż poprawiać coś, co już sam osobiście znam. Kwestia gustu raczej i przyzwyczajenia.
http://portalwiedzy.onet.pl/69530,,,,obiektywizm,haslo.html)
Słyszałem legendę o obiektywnej recenzji kiedyś.
Wnioskuję po Twojej alergicznej reakcji na słowa krytyki i sarkazm, który ma zadanie wytrącić mnie z równowagi. Gdybyś tak nie zareagował wszystko byłoby OK. A tak, rozpętała się burza w szklance wody. Opinii nie zmienię. Obiektywnie tekst jest dobry z uwago na brak błędów, subiektywnie to nic specjalnego i nawet jako świat autorski, nie wnosi niczego nowego... Było.
Ah, kolejna zrażona do mnie osoba. Która to już... <straciłem rachubę... serio>. Po prostu taki mam styl pisania i tego nie zmienię, by ktoś nie poczuł się urażony mymi skromnymi literkami. Poza tym, to chyba naturalne, że każdy autor słysząc słowa krytyki, chce dokładnie wiedzieć, w czym zawinił. Co, że wtórował się na świecie d&d? Równie dobrze może to być "wow". Konkretnie, konkretnie, a nie takie misz masz.
-
SZADAP obydwaj a qiax daj jakis inny fragmęt ;]
-
Konretnie.
1. Ilaejczyk w krótkich, granatowych włosach, w całości pokryty zbroją płytową z białymi wzorami
Mankament fragmentu. Co to za rasa? Jak wygląda? Rzucasz słowo, które pewnie gdzieś, kiedyś wytłumaczyłeś.
2. Arek
Nie no, imię wybitnie wpisujace się w klimat.
3. - Nie dasz sobie rady… -
Po wała tu ten myślnik?
4. - Z moją boginią będącą mą tarczą i orężem, na pewno podołam! – pasja i zaangażowanie biła mu z oczu, niczym ogień.
Powtórzenie (wiadomo, że jego bogini jest JEGO tarczą i orężem...). Przy przypisach odautorskich nie nawiazujących do rozmowy/odgłosów paszczą zaczynamy od duzej litery.
5. Znowu ziewnął. – Gadka fanatyka? O rany… To będzie niezłe. -.
- Nie masz doświadczenia, poza tym nie chcę, żebyś wybił wszystkich co do nogi… -
Tu powinien byc nowy akapit. Kolejny niepotrzebny myślnik. Nie nadużywaj, bo się zetrą.
6. Uśmiechnął się w zrozumieniu. W końcu ostatni, których spotkał w Snas’a, próbowali żywcem spalić deamroczyka.
w...w...w... jakaś nazwa, jakaś rasa, jakieś wydarzenie. Równie dobrz mógłbyś to wyciąć, bo nic nie mówi komukolwiek, prócz Ciebie.
7. Co mam więc uczynić, by Sędziny łaska spłynęła na ciebie w zrozumieniu mych czystych intencji? –
łaska może spływać POPRZEZ zrozumienie.
8. Obydwaj ilaejczycy w końcu zwrócili na niego uwagę.
A gdzie dzieciak? Wyparował?
9. Zapłonął w nim żar. Ledwo go w sobie zdusił.
w... w... miejsce na ładny opis.
10 stup
Gratuluję ortografii. chyba, ze to takie STUPY -> Stupa (http://pl.wikipedia.org/wiki/Stupa)
11. Wydawał się zaskoczony słowami.
Czyimi? Swoimi? Cudymi? Może słowa kopnęły go w twarz? A moze słowami się wział i zaskoczył.
12. jakoś nikt się nie pali z podjęciem tego
nikt się nie pali do podjęcia, nikt się ne spieszy z podjęciem.
13. inaczej byś w ogóle ze mną nie rozmawiał. – zignorował
Przed myslnikami w wypowiedzi ne dajemy kropek.
14. A ty… - teraz do ilaejczyka w zbroi –
Znów problem dużej litery.
15. nie podobało mu się to.
Co Ty ne powiesz? Nie ma potrzeby zaznaczania w tekście rzeczy oczywistych.
16. - Nasz szlachetny czyn wynagrodzi nam Ladine! –
Kolejny bezsens składniowy. Komu innemu ma wynagrodzić ICH czyn?
17. Nie mam czasu na marnowanie go dla was
Głupio poskładane. "Nie mam tyle czasu, by marnowac go na was". Jest różnica? Od razu z sensem.
18. wsparcie! – ilaejczyk w zbroi
Duża litera! Człowieku, weź książkę i zobacz jak tam to wyglada, bo cieńko z tym u Ciebie.
19. Dobra, zaprowadź mnie tam do siedziby gildii
Następny bezsens. Tam, czyli do siedziby, tak? To po cholerę on się powtarza?
20. Po paru chwilach, podjął rozmowę ilaejczyk
Zupełnie niepotrzebny przecinek. Opisów właściwie brak, bohaterowie idą jakimiś ulicami w jakimś mieście. Niedbalstwo i tyle.
21. Zdradź mi aprosze
To jest ten specjalny język, nad którym spędziłeś tyle czasu?
22. - Dla nagrody?
No i po co on pyta? Chyba chciałeś przemycić nieco sarkazmu, ale niestety, nie wyszło. Za to wygląda dziwnie.
23. to żadnej z ras nie będzie żyło się lepiej! –
To ne gadanie fanatyka, tylko komunisty! Poza tym, taki natchniony gościu używałby podniosłego języka.
24. Ilaejczyk zamilkł zgaszony ostrymi słowami.
Brak przecinka.
Mógłbym tak przerobić cały ten fragment i błędów byłoby wiele więcej. Ogólnie, zdradza on niedopracowanie, korektę po łebkach (błędy dają się wychwycić przy dokładniejszym wczytaniu się), a Twój świat jest nadal zawieszony w pustce. Pisz co chcesz, ja i tak nie uwierzę w ten Twój trud, póki nie będzie mi dane przeczytać całości. Póki co, są jakieś nazwy, jakieś miasto, jakieś wydarzenia.
Co do imon, Arek napewno jest bardzo wiarygodny... Poważnie. Przedstawiłeś coś, o czym każdy początkujący autor powinien wiedzieć. Gratuluję. To, czy masz taki świat, czy tylko chrzanisz obok, nie wiem, nie oceniam. Jednak musisz pracować nad orginalnością. Bo ten fragment niczym się nie wybija, jasne? Patrząc po stylu, stać Cię na coś więcej. Tylko, że to musi mieć podłoże, fundamenty! Tu (z racji byca fragmentem) nie ma.
Autor to bajarz, fakt. Jednak nawet jemu są stawiane warunki. Ludziom się przejadły klasyczne fantasy, chcą czegoś więcej, chcą by ich zaskoczyć.
Chodziło mi o styl, którym tworzysz świat, Towarzyszu.
Wytknąłem tylko te błędy, które były na samym początku. Jeśli zechcesz, dokończę. Twój tekst jest dobry jako demo Twoich umiejetności, ale nie wnosi nic nowego. Zakopmy topór wojenny, bo jeszcze moderatorstwo się doczep. Będę nadal komentował Twoje fragmenty, dodajac argumentację z tekstu. Przynajmnej na przyszłość będziesz wiedział co dokładnie *mi* (mi,mi,mi) (bo nie mam upoważnienia od innych) nie pasowało.
Na koniec muszę Cię zmartwić. Nie zraziłem się do Ciebie. Szanuję ludzi, którzy potrafią bronić swego.
-
hm. moze ja: a potem qiax napisze czy ja go dobrze zrozumiałem
Ilaejczyk - nie rasa, ale narodowość. głupek z jakiegoś zmyślongo kraju. ewentualnie nazwa zakonu. czasem takie rzeczy da sie wyłapać. ale zapewne z wiekszego fragmentu da sie wyłapać, ze to nie jest rasa.
Arek no wiec wnioskowac moge, ze Arek to nasz jakis rodak czy cos a konkretniej czowiek z naszego wymiaru przeniesiony wbrew sobie do innej nieznanej mu rzeczywistości. ciekawy chwyt, który też kiedyś próbowałem stosowac,
- Z moją boginią będącą mą tarczą i orężem, na pewno podołam! – pasja i zaangażowanie biła mu z oczu, niczym ogień. apropo powtórzenia - pismo pismem, ale w mowie czy nie zdarza sie czesto popełnic powtórzeń ? po za tym z takiego rozumowania można nagiąć, ze w powiedzeniu mój dom jest moją twierdzą też mamy powtórzenia. nie zawsze użycie dwóch wyrazów jest powtórzeniem, czesto służy zaakcentowaniu faktu który dla kogoś jest pewnikiem, ale dla kogoś innego niekoniecznie. po za tym palladyni zawsze uwielbiają nadużywać takiego słownictwa i walc teksty, ze mój bóg jest moim taym i moim tym. mam wrazenie, ze czasem młodziez pisująca dużo jest za bardzo przewrażliwiona na punkcie powtórzeń ;/
Uśmiechnął się w zrozumieniu. W końcu ostatni, których spotkał w Snas’a, próbowali żywcem spalić deamroczyka. czy czytając Sapkowskiego, czy Tolkiena też pisarze pomijali nazwy typu Mordor, Sródziemie, czy Rivia, dlatego, bo nie mówiły nic nikomu poza autorem ? sorry, ale dla mnie jest to z deczka kpina. i zapewne nie rasa, tylko znów narodowość. i nie jakaś nazwa, tylko konkretne miasto jak mozna wywnioskowac z kontekstu. damn, czasem wystarczy ruszyc wyobraźnie. przeciez jak ktos zaczyna pisac cos o czym, to nie daje najpierw w pierwszym rozdziale podsumowania geograficznego swiata w którym ma sie akcja dzieje. czasem przy czytaniu wystarczy zdrowy rozsadek ;/
co do przytaczanych czesto błędów skłądniowych.... jesli tak Cie to razi, to poczytaj masłowską. serio. no kutwa, na mój prosty rozum, to mi sie wydaje, ze nie każdy mówi piekną polszczyzną i ze tak powiem styl wypowiedzi czesto w tekscie ma odwzorowac intelekt postaci która mówi. a takie przyczepianie sie do rzeczy na siłe jest dla mnie smieszne. spróbój napisac opowiadanie, w którym zebracy analfabeci bedą mówić literacką polszczyzną, składnym tokiem myślowym i bez powtórzeń. czy nie wydaje sie to Tobie komedią? jak nie to przykro mi ;]
to tak ode mnie. ortografia ortografią, zawsze kuleje. ja do dziś mam kupe błędów w Ekhm... zawsze mozna znaleźć coś i sie przyczepić. sek w tym, ze jak sie nasmaruje czasem pod wpływem weny kilka stron, to potem trudno jest wszystko naraz sprawdzić. a autokorekta w wordzie nie wszystkie błędy wyłapuje, a składniowych i stylistycznych to już w ogóle.
nom, to tak tylko ode mnie. a zeby nie było, ze sie wymądrzam, czy coś - też swojego czasu sporo pisałem w konwencji fantasy w oparciu o istniejące swiaty fantasy, wiec mam conieco pojęcie. po za tym chyba jako student FP, który za 4 miesiące broni dyplomu jakies pojęcie mam, wiec raczej nie uważam, ze pisze bezpodstawnie. a i zeby nie było ze napisałem to, bo jestem zafascynowany fragmentem czy cos i to dla mnie jedyny moror napedowy. nie. kiedyś smarnąłem Fika osadzonego w realiach baldurs gate. pomimo wszystko wiele błędów, na które wskazujesz Ignatius znajduje sie także w tamtym moim zeszytowym fiku. z tym ze połowy tego o czym piszesz nie uważam za błędy.
pozdrawiam i zdrowia życzę :)
-
Z moją boginią będącą mą tarczą i orężem, na pewno podołam! – pasja i zaangażowanie biła mu z oczu, niczym ogień. - ja tu niczego co by było złe nie widze prosta wypowiedź jak u świętojebliwego paładyna taki, ze to ujme stereotyp rycerzyka, a powtórzenie pal z nim licho i jakos bez niego zdanie było by takie hmm bezuczuciowe imo i straciło by troche tej podniosłosci
btw jeszcze wytykania błedów to jest imo ono bezcelowe książka moze miec mase błedów składniowych/ortograficznych/interpukcyjniych ale byc bestsellerem , do tego to ludzie tworzą język i pisownie i naginanie ich do jakiś tam standardów nie ma imo sensu bo w koncu i tak zapomni sie o tych zasadach , nastąpi ze tak to ujme ujednolicenie języków w jeden którego wszyscy bedą używac i nie bedzie problemów w nim z żadnymi odmianami
A i tłumaczenie wszystkich zwrotów jakie zawarte w opowiadaniu/książce jest bezcelowe i głupie czytający sam do tego ma dojsc a nie ma miec wszystkie informacje podane jak na tacy
(Łah ale sie rozpisałem ;])
-
Konretnie.
Bosko!
Ilaejczyk w krótkich, granatowych włosach, w całości pokryty zbroją płytową z białymi wzorami
Mankament fragmentu. Co to za rasa? Jak wygląda? Rzucasz słowo, które pewnie gdzieś, kiedyś wytłumaczyłeś.
Pozwolę sobie zamieścić jeden rozdział z pisanej przeze mnie powiastki.
Wyjaśnione.
Arek
Nie no, imię wybitnie wpisujace się w klimat.
Patrz wyżej.
- Nie dasz sobie rady… -
Po wała tu ten myślnik?
By mi było łatwiej pracować z pisaniem dialogów. Serio, łatwiej mi się w nich połapać dzięki temu. Może *tutaj* tego nie widać, ale podczas pracy w Wordzie jest ufff wielkie.
- Z moją boginią będącą mą tarczą i orężem, na pewno podołam! – pasja i zaangażowanie biła mu z oczu, niczym ogień.
Powtórzenie (wiadomo, że jego bogini jest JEGO tarczą i orężem...). Przy przypisach odautorskich nie nawiazujących do rozmowy/odgłosów paszczą zaczynamy od duzej litery.
Niekoniecznie, zważywszy, jak sam Prael później zauważył - "pobłogosławiła ci zbroje, a nie żołądek?". Cytat z pamięci. Ja wolę z małej, jako ciąg całego zdarzenia. Wzrokowe lepiej wygląda według mnie.
Tu powinien byc nowy akapit. Kolejny niepotrzebny myślnik. Nie nadużywaj, bo się zetrą.
Ten fragment: " – Gadka fanatyka? O rany… To będzie niezłe. -. ". To myśl głównego bohatera, specjalnie w taki sposób oddzielona od reszty tekstu, by nie pozostawiała wątpliwości. Najwidoczniej mi nie wyszło, skoro jednak ktoś ma z tym problem...
Uśmiechnął się w zrozumieniu. W końcu ostatni, których spotkał w Snas’a, próbowali żywcem spalić deamroczyka.
w...w...w... jakaś nazwa, jakaś rasa, jakieś wydarzenie. Równie dobrz mógłbyś to wyciąć, bo nic nie mówi komukolwiek, prócz Ciebie.
Patrzy wyżej. Jeden rozdział. Jedna misja. Nic więcej. A Snas’a to nazwa wioski, do której trafia w filu "Tawerna" <swoją drogą przeczytaj i napisz mi co o tym sądzisz... tak tylko korzystam z okazji, by sobie czytelnika zaskarbić heh>.
Co mam więc uczynić, by Sędziny łaska spłynęła na ciebie w zrozumieniu mych czystych intencji? –
łaska może spływać POPRZEZ zrozumienie.
Nie, gdy mówimy o *fanatyku*. Niedoświadczonym, jak zauważył kapitan straży. Więc i dialog byl na taki stylizowany.
Podszedł nieco bliżej.
- Przepraszam… -
Obydwaj ilaejczycy w końcu zwrócili na niego uwagę.
W domyśle Arek podszedł bliżej i to on się odezwał. I to na *niego* zwrócili uwagę. A dzieciak co, stał obok....
Zapłonął w nim żar. Ledwo go w sobie zdusił.
w... w... miejsce na ładny opis.
"Bolesna chęć mordu, ic czerwieni krwi ujrzeć blask"? Bez przesady. To byl tylko impuls, a nie furia <heh... aż mi się ciepło na sercu zrobiło, gdy sobie przypomniałem jego furię pierwszą - chlip...>.
stup
Gratuluję ortografii. chyba, ze to takie STUPY -> Stupa
Przyznaję, mój błąd. Nie zwróciłem uwagi, gdy Word nie podkreślił jako błędu.
Osobnik zmierzył go od stóp do głów. Wydawał się zaskoczony słowami.
Jeśli osobnik go zmierzył od sóp do głów, to chyba *on* się wydał zaskoczony słowami, skoro wysilił się na taki gest, zważywszy, ze sądząc z *całego* dialogu, Arek zrobił na nim wrażenie.
jakoś nikt się nie pali z podjęciem tego
nikt się nie pali do podjęcia, nikt się ne spieszy z podjęciem.
Główny bohater posługuje się aurą ognia, przez co udziela mu się to również w dialogach.
Przed myslnikami w wypowiedzi ne dajemy kropek.
To dla mnie lepiej wygląda.
Znów problem dużej litery.
Nie, gdy: "A ty… - teraz do ilaejczyka w zbroi – Jesteś".
Po "A ty... " - chwila wymownej ciszy, gdy zwrócił się do ilaejczyka w zbroi <można się było domyśleć...>. i nowe zdanie, "Jesteś...". Po prostu wcześniejsi brak słów, zaczerpnięcie oddechu i rozpoczęcie nowego zdania, mającego na celu krótkie podsumowanie ilaejczyka.
nie podobało mu się to.
Co Ty ne powiesz? Nie ma potrzeby zaznaczania w tekście rzeczy oczywistych.
Jak czytam te wcześniejsze twoje uwagi, to chyba jednak jest. Poza tym, chciałem zaznaczyć, że mu się to nie podobało, a nie, że ma to gdzieś z kim będzie wykonywal zadanie. Bo za dużo obojętności wcześniej było.
- Nasz szlachetny czyn wynagrodzi nam Ladine! –
Kolejny bezsens składniowy. Komu innemu ma wynagrodzić ICH czyn?
<łapię się za głowę... wzdycham> Fanatyk religijny Kela. Najemnik Arek, który ma to gdzieś. Jak fanatyk podkreśli, że Ladine wynagrodzi czyn? Wynagrodzi IM *ich* czyn. Proste.
Nie mam czasu na marnowanie go dla was
Głupio poskładane. "Nie mam tyle czasu, by marnowac go na was". Jest różnica? Od razu z sensem.
Głupio odebrane... Kto wypowiada te słowa? Kapitan straży, któremu się nie chce już z nimi gadać. Jeśli ma być realizm jakiś w dialogach, to nie każdy będzie przecież posługiwał się składnymi i ślicznymi w odbiorze zdaniami. A czemu kapitan ma ich dosyć? "*Bierz albo spadaj**. Kolejne, śliczne zdanie, które sugeruje, że serdecznie nie chce mu się ciągnąć tej rozmowy. Ah, i ten gest śliczny "machnął ręką lekceważąco *.
wsparcie! – ilaejczyk w zbroi
Duża litera! Człowieku, weź książkę i zobacz jak tam to wyglada, bo cieńko z tym u Ciebie.
Nie, jeśli on dziękuje mu za wsparcie, i się *kłania* równocześnie wypowiadając te słowa. Jeśli brak dużej litery rozpoczynające nowe zdanie, to oznacza, że akcja jest ciągła. Jeśli w innych książkach jest inaczej, to opatentuje ten bajer, bo sądzę, że lepiej się czyta i ma się lepsze pojęcie o akcji.
Dobra, zaprowadź mnie tam do siedziby gildii
Następny bezsens. Tam, czyli do siedziby, tak? To po cholerę on się powtarza?
Nie wiem. Pewnie dlatego, że *podejrzewał*, że iras może wiedzieć, gdzie jest ta siedziba, ale nie był tego tak do końca pewien, wiec potem dodal: "Dobra, zaprowadź mnie tam do siedziby gildii, albo chociaż w miejsce, gdzie „może” ona być. –".
Po paru chwilach, podjął rozmowę ilaejczyk
Zupełnie niepotrzebny przecinek. Opisów właściwie brak, bohaterowie idą jakimiś ulicami w jakimś mieście. Niedbalstwo i tyle.
Chciałem dodać tym przecinkiem delikatną nutkę napięcia. Kto podejmie rozmowe pierwszy? Arek, czy ilaejczyk? A może zadziwię czytelników i iras przejmie pałeczkę? Hę?
"Po paru chwilach, podjął rozmowę ilaejczyk. Akurat wtedy, gdy miał przejść w stan „zawieszenia”." A może dlatego?
To jest ten specjalny język, nad którym spędziłeś tyle czasu?
Nie, zwykła stylizacja. Bo widzisz, Kael nie był pewien, jak ma podejść do Arka. Więc się trochę przejęzyczył i tyle. Dodaje to smaczku dialogom, bo po przez te błędy i klimat sytuacji czytelnik widzi, że przypominają zwykłe osoby, a nie maszyny ze śliczną składnią zdaniową.
- Dla nagrody?
No i po co on pyta? Chyba chciałeś przemycić nieco sarkazmu, ale niestety, nie wyszło. Za to wygląda dziwnie.
Zwątpiłem bardzo w inteligencję odbiorcy... Pytanie retoryczne.
to żadnej z ras nie będzie żyło się lepiej! –
To ne gadanie fanatyka, tylko komunisty! Poza tym, taki natchniony gościu używałby podniosłego języka.
Nie używałby podniosłego języka, jeśli by zestal chwile wcześniej zgaszony przez swego rozmówcę. Bo Arek zapytał z <trudne słowo!> *ironią*.
Ilaejczyk zamilkł zgaszony ostrymi słowami.
Brak przecinka.
Zabieg celowy, mający za zadanie uwypuklić owo nagłe zgaszenie. W końcu Kael chętny do rozmowy, a teraz już nie.
Mógłbym tak przerobić cały ten fragment i błędów byłoby wiele więcej.
śmiało. Aż mnie zżera ciekawość, jak bardzo jesteś zdolny w wyrywaniu zdań z kontekstu. Serio, nie bawiłem się tak od ostatniej mojej udzielonej ci odpowiedzi. No dawaj, dawaj!
Co do imon, Arek napewno jest bardzo wiarygodny... Poważnie. Przedstawiłeś coś, o czym każdy początkujący autor powinien wiedzieć. Gratuluję. To, czy masz taki świat, czy tylko chrzanisz obok, nie wiem, nie oceniam. Jednak musisz pracować nad orginalnością. Bo ten fragment niczym się nie wybija, jasne?
1. Nie rozumiem tego tekstu nad wiarygodnością. Serio.
2. Taki miał właśnie być. Stylizowany na typowe zadanie w świecie fantasy.
Autor to bajarz, fakt. Jednak nawet jemu są stawiane warunki. Ludziom się przejadły klasyczne fantasy, chcą czegoś więcej, chcą by ich zaskoczyć.
Chcą się dobrze bawić przy czytaniu. Jeśli robią to z chęci uwypuklenie błędów, czy z zachwytu nad stylem autora, to jeden grzyb. Liczy się to, że kontynuują czytanie, zaciekawieni historią. Bo coś jednak w sobie ma.
Wytknąłem tylko te błędy, które były na samym początku. Jeśli zechcesz, dokończę.
Chcę, chcę! Tyko tym razem wysil się bardziej, bo te twoje "argumenty" traktuję jako *wątpliwości* kogoś, kto musi mieć wszystko podane na tacy, bo sam nie wczuje w klimat powieści. Ale poważnie, wysil się, bo od razu widać, że wyrywałeś zdanie z kontekstu wprost... Nie wiem... Amatorska robota w sumie.
Zakopmy topór wojenny, bo jeszcze moderatorstwo się doczep.
Nie do mnie. Nie maja prawa nawet. W końcu dyskutujemy na temat *mojego* fanfika w *moim* ku temu stworzonym temacie. Poza tym, ja toporku nie wyciągnąłem, tylko kulturalnie z tobą polemizuję. Ni mi, ni wi.
Będę nadal komentował Twoje fragmenty, dodajac argumentację z tekstu. Przynajmnej na przyszłość będziesz wiedział co dokładnie *mi* (mi,mi,mi) (bo nie mam upoważnienia od innych) nie pasowało.
Super! Ale rób to bardziej pikantnie, czy coś. Jakieś aluzje, żebym przynajmniej mógł się pośmiać. Bo to na górze nawet by ci wyszło, ale brakowało mi w nich "pazura". Zwykle wyrwane ze zdan z kontekstu, jakby czytelnik nagle stracił umiejętność czytania ze zrozumieniem. Nudne jest to na dłuższą metę, chociaż całkiem skutecznie morduje czas.
Na koniec muszę Cię zmartwić. Nie zraziłem się do Ciebie. Szanuję ludzi, którzy potrafią bronić swego.
To dobrze <powiało grozą>.
BTW: Co, że wtórował się na świecie d&d? Równie dobrze może to być "wow". Konkretnie, konkretnie, a nie takie misz masz.
O co mi chodziło? Na podobienstwach tego tekstu, do światów fantasy. A ty mi dowaliłeś analizę zdań. Heh.
------------------------------------------------------------------------
Dopiero teraz zauważyłem 2 kolejne odpowiedzi... No to heja.
_dark_cloud_
Ilaejczyk
Narodowość, rasa.
Arek no wiec wnioskowac moge, ze Arek to nasz jakis rodak czy cos a konkretniej czowiek z naszego wymiaru przeniesiony wbrew sobie do innej nieznanej mu rzeczywistości. ciekawy chwyt, który też kiedyś próbowałem stosowac,
<zaczyna wierzyć w inteligencję czytelników...>
Uśsem przy czytaniu wystarczy zdrowy rozsadek ;/
Deamroczycy to takie przeciwieństwo ilaejczyków. Kuzyni czy coś. Snas'a to nazwa wioski, do której trafil w "Tawerna".
czy nie wydaje sie to Tobie komedią? jak nie to przykro mi ;]
Niezłe! Hehehehe....
------------------
To tyle. Czekam na odzew.
-
Ehhh... Dobra, przeszło. Czepialstwo czepialstwem, ale zarzuty o braku wyobraźni to lekkie przegięcie. Róbta co chceta, choć w mojej skromnej opinii, tekst powinien sprawiać przyjemność czytelnikowi. Poza tym, lubię wiedzieć na czym stoję i ossochosi. Dlatego wolę czytać teksty od początku do końca... Fragmentaryczne rozdziały mnie irytują i stąd taka reakcja.
Wolny kraj, róbta co chceta, tak? Opatentuj, może wpadnie Ci pare groszy. Osobiście wolę trzymać się zasad języka polskiego. Różnią się one od mówionego.
A jeśli się chce napisać o rozmowie żuli, to wprowadza się określoną stylizację CAŁEGO tekstu, łącznie z przypisami i opisami. Wszystko rozbija się o styl. Może przeczytam Tawernę, ale w czwartek, bo będzie już po sesji. Dobranoc, pora odespać zarwaną noc.
-
qiax wrócił i od razu znalazł sobie kolege do długich rozmów.
Co do fika, to trochę szybko go przeczytałem i mam spore dziury w fabule, ale jest całkiem ciekawa. Tylko tak dalej (choć bez takiej długiej wymiany zdań z Ignatiusem).
-
Zgadzam się w pełni, że tekst ma wpierw sprawić przyjemność. Reszta to tylko chwyty, mające na celu zaciekawienie czytelnika. Czy je wychwyci, czy nie, to już zależy od niego samego.
Rozumiem, że różnią się od mówionego, ale jakieś próby ożywienia tego "czegoś" raczej wypadałoby od czasu do czasu podjąć. W końcu całość powinna być stylizowana odpowiednio do sytuacji przedstawionej w książce, a ten efekt jest ciężko osiągnąć. Poza tym zastosowane przeze mnie chwyty, uważam za całkiem interesujące i tego raczej będę się trzymał.
Całego powiadasz? Czyli mam rozumieć, że nie tylko dialogi będą "żulewsko" napisane, ale i również opisy? To powodzenia. Bo widzisz, realne opisy, stylizacja... Lepiej według mnie czyta się normalny opis i wyrwane z całości dialogi, co dobitnie świadczy o postaci się takowym posługującym.
-
Może nie wyraziłem się dość jasno. Mój błąd. Chodziło mi, oczywiscie o stylizowanie całego tekstu dotyczącego określonego żula (opisy żula, rozmowy, nawet poruszanie się)... Niom, z resztą się zgadzam.