Forum SquareZone

Forum ogólne => Tournament of the Titans => Gry i zabawy => Offtopic => Faza grupowa => Wątek zaczęty przez: Siergiej w Grudnia 31, 2006, 01:01:44 pm

Tytuł: Walka VIII: Kuja VS Vincent
Wiadomość wysłana przez: Siergiej w Grudnia 31, 2006, 01:01:44 pm
Na co dzień o tej porze przeważająca część mieszkańców wielkiej Alexandrii znajduje się w swoich domach, oddając się objęciom Morfeusza. Ale nie tym razem – ta noc była inna. I to wcale nie z powodu ingerencji mitycznych Bogów w jej przebieg, a dlatego, iż wielka, zarówno dosłownie jak i w przenośni królowa - Brahne z okazji własnych urodzin organizuje kolejny ogromny festiwal. Co roku motywuje to licznych Aleksandryjczyków do stanięcia pod murami zamku i bacznego obserwowania przebiegu sztuk teatralnych, sztucznych ogni oraz mnóstwa innych zaplanowanych przez Brahne atrakcji.
Niestety, z wysokości pałacowego dachu dokładne obserwowanie i nasłuchiwanie zdarzeń na scenie było skutecznie uniemożliwiane przez huczący tej nocy wiatr i odległość, dzieląca szczyt od dolnej części zamku.
-Jaka szkoda, zapowiadało się takie emocjonujące przedstawienie – szepnął sam do siebie i zachichotał – nawet nie zdążyłem się przywitać z drogą Brahne. Co za pech, co za pech – dorzucił jeszcze i w oczekiwaniu na przeciwnika znów począł wpatrywać się mieniącą się ,zadziwiającą jak na tę porę ilością kolorów, Alexandrię, która zdawała się teraz przypominać ogromny plac zabaw, a nie legendarne miasto – siedzibę majestatycznych królów i królowych.
-Gdzie kupię telefon komórkowy? – takie oto słowa wyrwały Kuję z zamyślenia i zmusiły do odwrócenia twarzy od urodzinowego festiwalu królowej. Oponent przybył. Długie, czarne włosy reprezentujące sobą tylko i wyłącznie CHAOS skutecznie zasłaniały twarz, a poszarpany płaszcz wyglądający na starszy od samego posiadacza, wyraźnie kontrastował ze złotymi butami i rękawicą wykonaną z tego samego tworzywa.
-Vincent Valentine? – rzucił Kuja. Nie doczekał się odpowiedzi. Adresat pytania natychmiast wyjął pistolet  i wycelował w maga. Odgłos wypuszczanych właśnie fajerwerków zmieszał się z dźwiękiem pocisku wystrzeliwanego z broni palnej.
-Protect – szepnął Kuja, a magiczna powłoka natychmiast zaświeciła wokół jego ciała. Kula uderzyła w twarz srebrnowłosego i zatrzymała się na niej, siłując się z magiczną aurą. Trwało to może kilka sekund – w końcu – pocisk upadł. Po raz kolejny powietrze uniosło chichot Kuja’y, który z przyzwyczajenia, w swym ulubionym geście przyłożył dłoń do podbródka i zaczął bacznie obserwować rywala.
-Fire. Fire. Fire – trzy kolejne pociski ze świstem wyfrunęły z lufy Vincentowej broni. W połowie drogi niczym urodzinowe fajerwerki Brahne rozbłysnęły jasnym, zielonym światłem, by po chwili zapłonąć magicznym ogniem i jeszcze szybciej pomknąć w stronę swojej ofiary. Ta jednak nie wyglądała na specjalnie wystraszoną nadchodzącym zagrożeniem.
-Reflect – rzucił nonszalanckim tonem Kuja, a płonące kule wyminęły go i zatrzymały się wysoką nad publicznością, oglądającą występ aktorów trupy Tantalus. Ludzie wstrzymali oddechy, ale nie ze strachu, a z wrażenia, przekonani iż to tylko kolejna ozdoba tego wspaniałego dnia. W końcu pociski zawróciły i pomknęły w stronę nadawcy, raz po raz połyskując zielonkawym światłem. Vincent natychmiast zareagował i odskoczył na bok, pozwalając, by jego własne zaklęcie minęło go dosłownie o milimetry i pomknęło dalej, znikając w ciemności nocy. Nieumarły spojrzał na Kuję jeszcze raz i odrzucając Death Penalty na bok ruszył pędem w jego stronę, szykując się do ataku. Jego rywal nawet nie zareagował i znudzonym wzrokiem śledził Vincowe poczynania. Brunet dopadł do niego i zamachnął się, by zadać cios pięścią, który w momencie zablokowało protekcyjne zaklęcie. W ułamku sekundy na srebrnowłosego spadł prawdziwy grad uderzeń, jednak żadne z nich nie było w stanie sięgnąć celu. Vincent jeszcze raz spojrzał na Kuję. Ale nie wzrokiem pokonanego wojownika, oczekującego na śmierć, a takim ukazującym pogardę i złość. Z jego zmęczonego gardła wydobył się ryk niemal tak głośny, jak startujący HighWind, który usłyszeli nawet zgromadzeni u stóp zamku Aleksandryjczycy. Valentine skulił się na ziemi i ryknął raz jeszcze, a z jego głowy wystrzeliły dwa długie, zakrzywione rogi niczym u stereotypowego diabła. Włosy przybrały odcień purpury, a skóra ciemnego fioletu. Rękawice rozerwały pojawiające się szpony, a resztę stroju przybywająca masa mięśniowa. Galian Beast podniósł się i spojrzał na swoją ofiarę, po czym natychmiast zamachnął się nań swoją ogromną łapą.
-Blizzaga – szepnął z uśmiechem Kuja i wyciągnął do przodu dłoń, z której natychmiast wystrzelił uformowany w strzałę lodowy pocisk i wbił się w klatkę piersiową wrogiej bestii, porywając ją za sobą. Przemieniony Vincent ryczał i charczał przeraźliwie, brocząc krwią i mocując się z soplem, który przebił go na wylot i nie pozwalał dalej walczyć. Kuja z lekkim zażenowaniem patrzył na ogromną bestie, pokonaną jednym zaklęciem, plującą krwią tu i ówdzie i w żałosny sposób próbującą uwolnić się z lodowego zaklęcia.
-Jakie to przykre – rzekł – Thundaga. Ni stąd, ni zowąd niebo rozświetlił piorun i uderzył w leżącego na dachu zamku Valentine’a. Bestia przestała walczyć, a wiatr zaniósł ze sobą smród krwi i spalonego mięsa. Czarodziej zwyciężył bezapelacyjnie.
Tytuł: Odp: Walka VIII: Kuja VS Vincent
Wiadomość wysłana przez: Solidus w Grudnia 31, 2006, 01:38:29 pm
   Nibelheim. Niewielkie miasteczko położone u stóp gór Nibel. Nocną ciszę zakłócały liczne fajerwerki, muzyka i miliony głosów. Odbywał się kolejny festyn. Do kasy przy wejściu podszedł młody mężczyzna z długimi, fioletowymi włosami. Jego skąpy strój i ogon chyba najbardziej przyciągały uwagę ludzi.
–Dobry wieczór Pa...nu – powiedziała młoda kasjerka – Bilety na zabawę kosztują jedyne 10 gil. Cała kwota idzie na konto siero... -
- Lepiej będzie jak panienka stąd sobie pójdzie...Dzisiejsza noc będzie...GORĄCA ! - przerwał chłopak odpowiadając z sadystycznym uśmiechem na twarzy i poszedł dalej.
   Na niewielkim budynku siedział mężczyzna o długich, czarnych włosach. Jego długi, czerwony płaszcz leżał na dachówkach w bezruchu. Spokojnie spoglądał na bawiących się ludzi.
- Hmh... - uśmiechnął się po czym powiedział - Kim jesteś ? - za jego plecami stał owy chłopak w fioletowych włosach.
- Spotrzegawczy dość jesteś...Vincencie Valentine. - odpowiedział mu młodzian.
- Zadałem pytanie ! Kim jesteś i co tu robisz ? - zapytał podirytowany Vincent
- Jestem Kuja. Nie wiem jak się tutaj znalazłem...Nie wiem też co...ale coś każe mnie ciebie zabić ! - krzyknął Kuja. Vincent wyciągnął swoją broń i oddał kilka strzałów w stronę przeciwnika. Był on za szybki. Uniknął wszystkich kul. Poruszał się jak błyskawica. Nie wiedząc kiedy, chłopak znalazł się przy Vincencie zadając mu silny cios w brzuch. Mężczyzna odleciał na parę metrów uderzając w dach pobliskiego budynku. Vincent poczuł łamiące się pod nim dachówki. Ludzie na dole nic nie zauważyli. Nie miał swojej broni. Musiała mu wypaść kiedy Kuja go uderzył.
- Ciekawą zabawkę tutaj masz... - odpowiedział chłopak trzymając Cerberusa - Ale nie będzie nam to jednak potrzebne. - dłoń, w kórej Kuja trzymał pistolet zaświeciła się czerwonym światłem i stopiła broń. Vincent wydostał się z dziury, którą zrobił w dachu uderzając w niego. Podniósł swoją dłoń, z której wystrzelił ognisty pocisk. Poleciał w stronę opuszczonego budynku Shinry wywołując silną eksplozję. Ludzie zaczęli krzyczeć i uciekać. O to chodziło Vincentowi. Nie chcial, żeby ktokolwiek znowu przez niego cierpiał.
- Obchodzą cię te pasożyty ? Proszę bardzo...mi to nie robi różnicy. Kiedy ty zejdziesz mi z drogi zajmę się resztą świata. - odpowiedział Kuja i podniósł obie ręce kierując serię pocisków ognia w Vincenta. Udało mu się odskoczyć na czas, ale jego płaszcz złapał ogień. Vincent zrzucił go szybko. I tak mu przeszkadzał. Kuja uśmiechnął się jedynie podnosząc znowu obe ręce. Wydostawał się z nich czarny dym. Nagle spod jego stóp zaczęły wyłaniać się psopodobne bestie. Młodziak wskazał ruchem ręki uciekających ludzi. Bestie rzuciły się na tłum.
- I co teraz chłopaczku ? Chyba masz małe utrudnienie ? - z uśmiechem na ustach powiedział Kuja. Vincent jedynie wykonał lrok w tył. Nie wiedział co robić. Pomóc ludziom czy walczyć z chłopakiem. Nagle zza pleców Kuji wyskoczyła jakaś osoba. Wielki miecz zalśnił w tle księżcya. Za wolno...Kuja zdążył się odsunąć, a atak miecza rozniósł dach prawie na kawałki.
- Cloud ! - krzyknął Vincent - Zostaw mi go ! Ty zajmij się tymi bestiami ! - Cloud skinął głową i zeskoczył z dachu ruszając na wezwane przez Kuję potwory. Młodzieniec był zdezorientowany zaistniałą sytuacją. Vincent postanowił to wykorzystać i rzucił się na niego. Ostre szpony jego metalowej ręki wbiły się w lewe ramię Kuji.
- Ty gnoju ! - krzyknął chłopak próbując uderzyć Vincenta ponownie w brzuch. Nie udało mu się. Przeciwnik szybko pochwycił jego rękę i przerzucił chłopaka przez siebie. Kuja spadł z budyku trafiając jedynie na brukowaną posadzkę. Upadek był za słaby, aby go zabić, ale sądząc po tym jak wstał to miał złamany obojczyk i parę żeber. Vincent zeskoczył z budynku stając twarzą w twarz z przeciwnikiem. Ulica była pusta. Stał tylko on i jego fioletowowłosy wróg.
- Poddaj się. Nie jesteś już w stanie walczyć. - powiedział spokojnym głosem Vincent. Kuja spojrzał na niego. na jego twarzy malowało się ogrowne zdziwienie połączone z niesamowitą złością. Rzucił się na Vincenta. Jednak był już słaby i mężczyzna z ławtością podhaczył go sprowadzając go ponownie na ziemię.
- Przestań. Wracaj skąd przyszedłeś. - naciskał Vincent, po czym odwrócił się i zaczął odchodzić. Kuja niedowierzając tym słowom wyciągnął ukryty nożyk. Resztkami sił zaatakował przeciwnika. Rozległ się głośny huk. Kuja upadł na ziemię, a z jego głowy poleciała struga krwi. Vincent trzymając niewielki pistolet chwycił się za brzuch. Był za wolny i Kuja zdążył go pchnąć. Nie było to nic groźnego na szczęście.
- Nigdy nie wychodzę z domu z jedną bronią...- powiedział upadając na kolana.
- Vincent ! Nic ci nie jest ? - Cloud wrócił. Na jego twarzy znajdowało się niewielkie zadrapanie.
- Nic czego nie wyleczy parę szwów...Co z ludźmi ? - zapytał się
- Obyło się bez ofiar. Kim był ten chłopak ? - Cloud podszedł do zwłok.
- Przedstawił się jako Kuja. Nie wiem czemu...ale walcząc z nim czułem...jakbym go znał. - odpowiedział Vincent. Cloud pomógł mu się podnieść.
- Wstawaj. Pora wracać do domu. - powiedział blondyn.
- Hm... - Vincent uśmiechnął się. Czuł jednak, że to nie była przypadkowa walka...czuł, że szykuje się coś większego.