Forum SquareZone
Forum ogólne => FanFik => Wątek zaczęty przez: Yuzuriha w Kwietnia 24, 2005, 09:30:44 pm
-
No więc jak obiecałam tak spełniam swoją obietnice.
Chciałam powiedzieć jeszcze kilka słów tak na początek...cóż postanowiłam napisać to opowiadanie/historię ze względu na to,gdyż skończyła się NSH...i będzie mi jej bardzo brakować.Nie jest ono jakieś super..i nie wiem czy będzie,ale postaram się by było jak najleprze.Pewnie niektórzy(a w szczególności ci,którzy pisali NSH domyślą się o czym jest to opowiadanie,ale poprostu nie mogłam tak tego zostawić ..i musiałam coś z "tym" zrobić^^).Życzę miłego czytania...i oczywiście jestem otwarta na wszelkie uwagi i krytykę.
Dobra nie będę owijać w bawełnę...niezdziwcie się tylko,że pierwszy rozdział jest totalnie bez dialogu,ale było to zamierzone...dialog napewno pojawi się w drugim rozdziale ;P.No to zaczynamy...
Rozdział I.Dziwny sen.
Sen...jakże dziwne jest znaczenie tego słowa.Dla ciała i umysłu kojący.Realny w nierealnym świecie...wyśniony,tylko w naszym umyśle,sen który zaspokoi wszystkie nasze podszeby...
A jednak,ów sen tej nocy nie miał zamiaru przyjść choćby na chwilę...
Postać przewróciła się na drugi bok,przykrywając się dokładniej.Po chwili podniosła sie lekko na łokciu i poprawiła poduszkę,po czym wtuliła w nią głowę.Pod wpływem ruchu,czarne fale rozsypały się po niej.Spojżała swiomi kryształowymi oczami bez źrenic przez okno,które znajdowało się na przeciwko łóżka.Z tej perspektywy jedyne co widziała to ciemne niebo usiane gwiazdami,jakże piekne o tej porze roku.
Westchneła,po czym wolnym ruchem ręki założyła za ucho kosmyk włosów,który sie z za niego wymsknoł.Naszły ją wspomnienia...tak odległe,a za razem tak bliskie...jakby wydażyły się wczoraj.Pamiętała wszystko...każdy dzień,który spędziła ze swoimni bliskimi.W tej chwili tak bardzo za nimi tęskniła,choć dobrze wiedziała,że juz dawno odeszli z tego świata.Mineło już 10 lat od tamtej pamiętnej bitwy,w której zgineło tyle ludzi...zgineli w niej jej przyjaciele...jak również ktoś kogo kochała...choć nadal wieżyła,że gdzieś żyje...ponieważ nigdy nie odnaleziono jego ciała.Jedyną rzeczą,którą po nim miała był szmaragdowobłękitny kamień,zwany "Smoczym okiem" osadzony w złotym,bogato zdobionym obramowaniu,z którym nigdy się nie rozstawała.
Do oczu napłyneły jej łzy,a żal ścisnoł gardło...szybkim ruchem ręki otarła je i po chwili zamkneła powieki.Nie chciała już myśleć o swojej przeszłości...jutro miała wrócić do Morgos,stolicy Cordonu.Miasta,w którym kiedyś mieszkała...miejsca,które nazywała domem...
Sen przyszedł niepostrzeżenie,tak cicho jak zakradający się morderca...ukoił ból,który targał jej sercem...sen dziwny...
Obudziła się w cieniu drzew,leżąc na trawie.Powoli,rozgladając się w koło,podniosła się do pozycji siedzącej.Wszędzie otaczały ją drzewa,w powietrzu czuła wilgoć,zapach kwiatów i gnijącej ściółki.Podniosła się z ziemi i otrzepała włosy,jak również ciemną suknię z sosnowego igliwia i liści.Po krótkiej chwili usłyszała czyjś głos,a raczej dziecięcy śmiech.Postanowiła sprawdzić,którz to może być i szybkim krokiem skierowała się w miejsce,z którego dochodził ów dźwięk.Po krótkiej chwili znów usłyszała ten sam śmiech i kroki,które oddalały sie od niej.Przyspieszyła,by nie zgubić tej osoby.Nagle,przez ułamek sekundy,zauważyła przed sobą dziecko,które jakby goniło za czymś,lub za kimś.Znów usłyszała hihot i krótkie zdanie,które brzmiało:"Nie odchodź...zostań ze mną jeszcze prze chwilkę...".Kobieta omineła kolejne drzewo w pośpiechu i nagle przed nią wyrosła olbrzymia grota.Jeszcze prze chwile słyszała oddalające się kroki,dobiegające z wnętrza groty.Bez chwili wachania weszła do środka.Jaskinia okazała się dość duża.Z sufitu w dół wisiały olbrzymie stalaktyty,ściany groty były gładkie,a światło,które wpadało przez szczeliny w suficie sprawiało,że mieniły się przeróżnymi barwami.Czarnowłosa ostrożnie zmierzała w głąb groty.W pewnym momencie zauważyła,że jaskinia zaczyna się zwężać i skręcać ostro w lewo,tak,że nie było widać co znajduje się za zakrętem.Kobieta postanowiła jednak iść dalej nie zważając na to co może spotkać na końcu tej drogi.Gdy w końcu mineła już zakręt,spotkało ją ogromne zaskoczenie.W tym miejscu jaskinia była ogromna,ściany i sufit poktywały przepiękne kryształy,mieniące się barwami tęczy.Jednak jeszcze więkrze zaskoczenie wywarło na niej to kogo znalazła w tej jaskini.W głębi groty leżał,z położoną nisko głową,przepiękny smok.Jego ciało pokryte było błękitną łuską,natomiast śnieżnobiały brzuch wyróżniał się na tle wielobarwnych ścian i podłodze.Na głowie miał pare srebrnych rogów,które były skierowane w stronę tyłu głowy.Przez grzbiet w dół przechodziły mu ostre kolce i kończyły się dopiero na końcu ogona.Miał on również parę ogromnych,błoniastych skrzydeł,złożonych na plecach.Czarnowłosa z wrażenia zasłoniła usta rękoma.Dopiero po chwili,gdy otrząsneła się z szoku jakie wywarł na niej smok,zauważyła drobną postać stojącą nieopodal niego.Chłopiec,jak przypuszczała,śmiał się cichutko,głaszcząc delikatnie pysk zwierzęcia.Był niskiego wzrostu i nie wyglądał na więcej niż 8-10 lat.Miał rude włosy spięte w kucyk,z przodu natomiast wychodziły mu pasemka włosów.Był ubrany w dość prosty strój.Niestety nie mogła zobaczyć jego twarzy,gdyż odwrucony był do niej plecami.Po chwili zorientowała się,że smok spogląda w jej stronę.Podniusł lekko do góry głowę i spojżał dziewczynie prosto w oczy.Czarnowłosa poczuła,że niebieskokryształowe oczy smoka przeszywają ją na wylot.Nie czuła strachu...już kiedyś,ktos tak samo na nią patrzał.Powoli zamkneła powieki i poczuła,że ogarnia ją wszechobecna jasność...nastał nowy dzień.
c.d.n
-
YUz...blagam Cie....nie rob tego-o-czym-mysle
-
To wygląda jak opis Zella wyciągającego dłoń do Smoka na skale, czyli podobne do mojego arta :D
Muszę przyznać, że obrałam sobie trudne zadanie... jestem w trakcie zarysowywania histori, którą chciałam nazwać "Dragon Stone", stąd moje śmiszne smoki, projekty Zella i Svena... Ale widać, motyw jest dość popularny...
Miluśkie. Fajniuchno się czyta.
-
Hmm.... Zdecydowanie fik jest fajnie napisany. Opisy czyta się sprawnie i zrozumienie treści nie sprawia problemów..... Twój styl pisania wydaje mi się jakiś taki... nie wiem jak to określić.... hmm.... dziwny... ale pozytywnie dziwny....
... Jedyny minus to to, ze co-bardziej-wtajemniczeni-userzy już znają dalszy rozwój fabuły .... ...
Ale ogulnie czuję że twoja praca będzie ciekawa
-
NSHa jeszcze nie skończyłam czytać, więc nie zaliczam się do wtajemniczonych, ale co do miłego czytania zgadzam się z przedmówcami i czekam na dalszy ciąg.
Co do krytyki raczej nie widzę powodów. Tylko najwyżej drobna sprawa techniczna jeśli chodzi o ścisłość nie ma przerw po kropkach tylko się zdania zlewają.
-
Ja pisać nie umiem więc nie mam się co wypowiadać, ale podobało mi się to, fajnie się czytało no i było stosunkowo krótkie a dla mnie to też plus :P dobre opisy no i fajna akcja z tym podążaniem za dzieckiem.. lubie takie motywy... NSH przeczytałem kilka stron tyko ale w miare czaje oco chodzi chyba...
-
No to zobaczymy czy naprawdę dalszy rozwuj fabuły będzie taki przewidywalny ;P.O to kolejny rozdział mojego opowiadanka.Życzę miłego czytania(ten jest trochę dłuższy...ale mam nadzieję,że to was nie zniechęci ;P)
Rozdział II.Mój przyjaciel
Ten dzień zapowiadał się pogodnie.Słońce świeciło już wysoko na niebie,a na choryzoncie nie było widać choćby najmniejszego obłoczka.W centrum lasu stał nieduży dom z brzozowego drzewa.Po chwili drzwi otworzyły się i wyszła z nich młoda kobieta o czarnych długich włosach.Ubrana była w prostą sukienkę bez rękawów,beżowego koloru,na którą miała założony biały fartuch z kieszenią z przodu.Pod pachą niosła wiklinowy kosz z "bielizną" na pościel.Podeszła do niedaleko wbitych w ziemię,drewnianych pali,przez które przewieszone były sznurki i zaczeła rozwieszać pranie.W Elfim lesie zawsze było spokojnie i cicho...czasami zdawało się jej,że za cicho.Rozejżała się po ogrodzie,który był otoczony drewnianym płotem.Na ławce przed domem siedział mały chłopiec i zacięcie coś rysował na kartce.Dziewczyna uśmiechneła się i podeszła do malca.
- Co tam rysujesz?-zapytała schylając się nad nim
- Już kończę...-chłopiec dorysował jeszcze kilka kresek i wyciągnoł kartkę przed siebie,pokazując swoje arcydzieło- Ładny?-zapytał
Kobieta wzieła rysunek i przyjżała mu się uważnie.Przedstawiał on jakąś grotę z kolorowymi ścianami i kryształami na suficie.Na środku obrazka znajdowało się jakieś niebieskie stworzenie przypominające jaszczurkę ze skrzydłami.
- A co to jest?-zapytała pokazując na stworzenie
- To mój przyjaciel -mówiąc to uśmiechnoł się
- Twój przyjaciel?-zapytała
- No...-zawachał się- mój przyjaciel ze snu.Broni mnie przed koszmarami.-powiedział dumnie
Dziewczyna uśmiechneła się i pogłaskała malca po rudej czuprynie.
- Jest bardzo ładny -powiedziała po czym oddała chłopcu kartkę
Po chwili usłyszała znajomy głos,który ją wołał.Nagle z domu wybiegł mężczyzna.
- Arien!Dostaliśmy list od Kain!-mówiąc to,a raczej wykrzykując podszedł do niej szybkim krokiem
- Nicolasie -oburzyła się- powinieneś uważać na swoją nogę...wiesz przecież,że nie jest już taka sprawna jak kiedyś...
- Tak...ale to poprostu z emocji -odpowiedział jej wymijająco- wracając do listu...Kain wróciła niedawno do Morgos i chciałaby się z nami zobaczyć,oczywiście jeśli na to pozwolisz -zażartował
Po chwili oboje zaczeli się śmiać.Jednak do ich rozmowy wtrącił się rudowłosy.
- Mamo...kto to jest Kain?-zapytał spoglądając jej w oczy
Arien spojżała na elfa,po czym odrzekła chłopcu:
- Można powiedzieć,że jest to jakby twoja ciocia...raczej jej nie pamietasz,bo byłeś wtedy bardzo malutki,ale teraz będziesz miał okazję znów ją poznać -uśmiechneła sie do niego
- No widzisz Dart -zwrócił się do chłopca Nico,przeczesując swoje rude włosy- jednak mama pozwoli nam wybrać się na wycieczkę.-powiedział,po czym wzioł malca na barana
- Tato,a jak daleko mieszka ciocia Kain?-zapytał łapiąc się za głowię elfa
- Wcale nie tak daleko jakby ci sie wydawało Dart -odpowiedział mu
*****
Od kiedy wróciła do Morgos mineło już kilka dni.Przechadzała się właśnie po tarasie przed pałacem.Już prawie zapomniała jak wyglądał kiedyś...w czasie "Wielkiej bitwy" został prawie doszczętnie zniszczony przez wojsko chaosu.W prawdzie przy odbudowie starano się by był podobny do pierwowzoru...jednak Kain widziała kilka różnic.Podeszła do fontanny,która znajdowała się na środku i usiadła na jej brzegu.Była ona dwupiętrowa,a na jej środku znajdowała się figura przedstawiająca postać kobiety ze skrzydłami,grającą na trąbce.Kain wpatrując się w płynącą wodę,popadła w zamyślenie.Jednak po chwili z jej myśli wyrwał ją głos służącego:
- Pani,przybyli goście
Czarnowłosa odwróciła się i wstała.
- To pewnie Nicolas i Arien -pomyślała i ruszyła za służącym
Na holu czekali już na nią jej starzy przyjaciele.Kain przywitała ich z uśmiechem,po czym uściskała oboje.Prawie się nie zmienili,choć widziała ich tak dawno.Arien miała spięte z tyłu luźno włosy,które okalały jej szczupłą twarz.Ubrana była schludnie i prosto.Teraz dopiero było widać,że jest już dorosłą kobietą.Nico nie zmienił się nic.Wciąż wyglądał młodo,choć mineło już sporo czasu od ich ostatniego spotkania.Jednak zauważyła,że podpiera się laską.Na jej rączce wyżeźbiona była głowa orła.Najwidoczniej noga,która została przebita bełtem za czasów "Wielkiej bitwy" wciąż dawała mu we znaki.Dopiero po chwili zauważyła małego chłopca,który trzymał się spudnicy Arien,rozglądając się niebieskimi oczętami z rozdziabioną buzią.Arien spojżała na niego,po czym zwróciła się do Kain:
- Nigdy nie widział pałacu -mówiąc to roześmiała się
Nicolas postawił go przed sobą.
- Witam cię...
- Ma na imie Dart -podpowiedział jej
- Dart -dokończyła- to bardzo ładne imie -mówiąc to,Kain nachyliła się do chłopca- Może chciałbyś zwiedzić mój pałac?-zaproponowała
Chłopiec uśmiechnoł się i pokiwał twierdząco głową w zachwycie.Kain przywołała ruchem ręki do siebie jedną ze służących,by oprowadziła malca.Gdy odeszli,Kain zwróciła się do Nicolasa i Arien:
- Jest taki duży...ostatnim razem kiedy go widziałam,był jeszcze niemowlęciem...-mówiąc to spojżała na nich- Dart to ładne imie...dziękuje,że zmieniliście je dla mnie...-uśmiechneła się smutno
*****
Było już późne popołudnie,gdy Kain udała się na taras przed pałacem.Na jednej z marmurowych ławek siedział Dart i rysował.Czarnowłosa podeszła do niego i usiadła obok.
- Widzę,że lubisz rysować -zagadneła
Chłopiec pokiwał twierdząco głową nie odrywając wzroku od kartki.Rysował kolorowe kreski i kółka w różnych kierunkach,aż wszystko zaczeło się zlewać w jedną całość.Po dłuższej chwili zauważyła,że to co rysuje chłopiec to fontanna przed nimi.
- Bardzo ładnie -powiedziała z podziwem
Chłopiec uśmiechnoł się do niej,po czym odrzekł:
- Mam więcej rysunków - mówiąc to wyciągnoł kilka kartek i podał jej.
Kain przeglądała je z uwagą.Jeden przedstawiał dom,w który mieszkali,inny las i łąkę,kolejny Arien,Nicolasa i małego Dart'a.najbardziej jednak zaciekawił ją ten,który przedstawiał niebieskiego stwora.
- A ten?-zapytała
Chłopiec spojżał na nią swoimi niebieskimi oczami,po czym odpowiedział niepewnie:
- To...mój przyjaciel ze snu...pomaga mi zasnąć,gdy boję się ciemności.
Czarno włosa popatrzyła na niego ze zdziwieniem.
- Widziałeś go we śnie?
- Tak -odpowiedział krótko
- Czy miał łuski i srebrne rogi?-zapytała z wciąż wymalowanym zaskoczeniem na twarzy
- Tak dokładnie...czy ciocia też go widziała?-zapytał nie mogąc usiedzieć na miejscu
Kain spojżała na niego smutno.
-...Tak,on również pomaga mi,gdy nie mogę zasnąć -odpowiedziała- A czy wiesz co to za stworzenie?
Dart pokiwał przecząco głową.
- To smok -uśmiechneła sie- smoki są bardzo silne i mądre...pamiętaj o tym
*****
Wieczorem,gdy na niebie pojawiły się już wszystkie gwiazdy,a słońce całkowicie zaszło za choryzont,Kain stała na balkonie w swoim pałacu i rozmyślała.Jednak jej myśli przerwał odgłos zbliżających się kroków.
- Wybacz,że ci przerwałam -powiedziała przepraszająco Arien
- Nic się nie stało -odrzekła Kain odwracając wzrok w stronę gwiazd
Przez dłuższą chwilę milczały.Jako pierwsza odezwała się Arien:
- Nadal o nim myślisz?-zapytała
Kain posmutniała i spuściła lekko głowę.
- Tak...ja,choć mineło tyle czasu...-spojżała na nią- wciąż wierzę,że on żyje...ja wciąż czuje,że on jest przy mnie...
Arien uśmiechneła się do niej,po czym położyła jej rękę na ramieniu.
- Rozumiem cię -mówiąc to przyłożyła swoją rękę do serca- tak samo było ze mną i Nicolasem...gdy myślałam,że zginoł...a później się odnalazł....
Kain uśmiechneła się do niej smutno.Westchneła po czym rzekła do niej:
- Niedługo znów wyruszam...
- W takim razie mogę ci tylko życzyć powodzenia...
c.d.n.
-
Powoli zaczynam łapać klimat i czyta się ciekawie.
-
robi sie ciekawei, a to bardzo dobrze
-
Ech..... opowiadanko zapowiada się całkiem ciekawie..... bezprecedensowo...... Jak juz wcześniej napisałem, masz ciekawy styl pisania.... Jeśliby się bliżej przyjrzeć to może i jest tu kilka błędów, ale generalnie fabuła zapowiada się całkiem ciekawie.... Oby nie była zbyt przewidywalna ;) ...... Szkoda, ze tylko niebagatelna ilość 3, czy 4 osób tak naprawdę wie o co tutaj chodzi.....
-
hyhy ja wiem o co chodzi :F niah niah a opowiadanko jest naprawde fajne... fekam na dalszy rozwoj sytuacji :P
-
Fajne opowiadanko i robi się coraz ciekawsze.Powiem ci coś nigdy byma takiego czegoś nie napisał
-
Nom. Fajne. Tylko ja niezbyt uważnie śledziełm NSH (wpgule właściwie jej nie śledziłem :P) więc wtajemniczonym userem nie jestem i jeszcze niezbyt sie orentuje :P.
-
przeczytaj oststnie 3 strony to cos Ci sie powinno rozjasnic :P
-
[WARNING]Narazie przeczytałem tylko rozdział pierwszy[/WARNING]
No dobra. Czyli teraz Yuz pisze fika... szkoda tylko, że nie należę do grona wybrańców, którzy wiedzą więcej o realiach tego świata, czyli twórców NSH. No ale trudno się mówi, bo już przeczytałem...
Widać w twoim języku Yuz pewien kunszt, który wypracował się przez pisanie w NSH. Opisy są swobodne i płynne, wszystko powiązane w logiczną całość, a informacje podawane w przystępny sposób. Jedno, co mnie zraziło, to bierne opisywanie, na które inni mogli nie zwrócić uwagi. Chodzi o to, że ciągle jest "obudziła", "usłyszała", "weszła", czy "postanowiła". Podmiotem większości twoich zdań jest główna bohaterka, co mi osobiście nie odpowiada, bo ja wolę opisywać z różnych punktów widzenia. No ale to kwestia gustu. Wszystko poza tym ładne, chociaż stać cię na więcej. Ja osobiście nie mogę się wczuć w klimat tego co nam tutaj zaprezentowałaś, no ale głównymi odbiorcami tego są Serge i W_W... ehh... trudno... może kiedyś przysiąde z kubkiem kawy i przeczytam NSH, to też będę taki fajny jak wy.
-
te Tant Ty lepiej pisz do NSH 2 kmietku
-
To na co zwrócił uwagę Tant mi nie przeszkadza... to że ciągle widać wydarzenia z perspektywy głównego bohatera, na tyle ppierwszych stron ile przeczytałem NSH to jeszcze troche czaje niektóre akcje, a opowiadanie jest bardzo fajne, podoba mi się jego klimat i napewno dalej będę je czytał :)
-
W końcu napisałam kolejny rodział...może trochę wydać się przynudnawy,ale dopiero od następnego zacznie się w końcu jakaś poważniejsza i konkretna akcja..narazie,są takie opisy...ale przecież muszę jakoś wyjaśnić co niektóre sprawy,by potem nie było jakiś wątpilwości i niedomówień ;P.Oki o to kolejny rozdział...trochę krótki mi wyszedł...
Rozdział III.Nowy cel.
Mineły cztery lata...wydawały się one trwać wieczność.Przez cały ten czas Kain podróżowała.Tego dnia zatrzymała się w Nord.Było to jedyne miasto,które zostało prawie nienaruszone w czasie "Wielkiej bitwy".W prawdzie cel jej podróży był zupełnie inny,ale postanowiła zostać w mieście na kilka dni.Szła teraz wąską,wybrukowaną kamieniami uliczką.Dobrze wiedziała do kąd zmierza.Po chwili przed nią wyrusł szary,piętrowy budynek otoczony płotem z metalowych prętów.Kain staneła przed bramą i zawachała się.Sama nie wiedziała czy dobrze robi przychodząc tu.Nie lubiła tego miejsca,ale tylko w taki sposób mogła go zobaczyć.W końcu przemogła się i weszła do środka.Szła w stronę budynku przez ogród,w którym bawiły się dzieci,a raczej sieroty w różnym wieku.Miejsce,do którego właśnie zmierzała nazywane było sierocińcem.Kain również była sierotą,dlatego właśnie nie lubiła tego miejsca tak bardzo.Jej matka wyrzekła się jej zaraz po urodzeniu...a ojciec nie wiedział nawet o,że istnieje.Ale niestety nie dano jej zbyt wielkiego wyboru,dlatego wybrała "leprze" zło.Wysoka rada dała jej do wyboru: pozbyć się dziecka lub oddać ja do sierocińca.Dlatego Kain,swojego jedynego syna zostawiła właśnie w tym miejscu.Nie mogła go wychowywać ponieważ była jednym ze strażników,a tym nie wolno było mieć potomstwa,takie były reguły....Znajdowała się teraz na głównym holu budynku.Zaczeła się niepewnie rozglądać po pomieszczeniu,aż w końcu zauważyła dwie rozmawiające kobiety.Podeszła do nich i zagadneła.W końcu po nieudolnych próbach udało się jej namówić kobiety by pozwoliły jej zobaczyć syna.Jedna z nich zaprowadziła ją do ogrodu,gdzie znajdował się plac zabaw,jednak za nim to uczyniła poprosiła Kain by założyła kaptur na głowę,taki był warunek zobaczenia syna.Gdy doszły,kobieta wskazała jej chłopca.Kain jednak nie mogła do niego podejść,takie były przepisy i czarnowłosa dobrze o tym wiedziała.Chłopiec siedział na ławce oparty plecami o oparcie i patrzał przed siebie.Jeśli dobrze pamiętała to miał teraz trzynaście lat.Czarne włosy przykrywały mu lekko spiczaste uszy.Gdzieniegdzie było widać niebieskie pasemka.Spod grzywki wyłaniały się błękitne oczy,takie same jakie miał jego ojcec.Po chwili spóściła wzrok.Tak bardzo chciała go przytulić i powiedzieć,że nigdy więcej go nie opuści,niestety nie było to możliwe.Kobieta zdjeła z szyji kamień,który zawsze nosiła przy sobie.Oddała"Smocze oko",bo tak nazywał sie owy kamień,kobiecie,która ja tu przyprowadziła i poprosiła by dała go chłopcu.Kobieta popatrzała na nią i ruszyła w jego stronę.Kain odwróciła się i już miała iść w stronę wyjścia,gdy zerwał się wiatr.Przez chwilę poczuła na sobie spojrzenie,jednak nie odwróciła się.Gdy odchodziła po jej policzku spłyneła jedna łza...
*****
Od tamtego wydażenia mineły kolejne cztery lata...spokojne i beztroskie.Któregoś dnia,a był to dzień zwykły jak każdy inny,Kain zastała przed swoim pałacem nieoczekiwanego gościa.Była nim Vriesea,młoda yowaika.
- Co cię do mnie sprowadza?-zapytała zapraszając ją gestem ręki do środka
- Wybacz,że tak bez uprzedzenia -powiedziała zdejmując kaptur z głowy
Gdy tylko to uczyniła na ramiona opadły jej długie brązowe włosy,jaśniejące ku dołowi.
- Czy mogłybyśmy porozmawiać w jakimś ustronnym miejscu?-zaproponowała
Kain przytakneła i zaprowadziła Vriesea'ę do swojego pokoju.Nie był on duży.Po lewej od drzwi znajdowało się łóżko.Po prawej stało biurko wykonane z ciemnego drewna,na którym poukładane były różne zwoje pergaminów,z przystawionym do niego krzesłem z oparciem.Bardziej na środku stał nieduży stolik z dwoma krzesłami.Od niego na lewo znajdowało się wejście na balkon,z którego był widok na ogród.Kain wskazała jej miejsce przy stoliku i po chwili obie usiadły.
- Mam dla ciebie wiadomość od Wysokiej rady - zaczeła
Kain zastanowła się przez chwilę.Czegoż Wielka rada mogła od niej chcieć?Spojżała na Vriesea'ę poważnie i rzekła:
- Mów dalej...
Dziewczyna westchneła,po czym nachyliła się bardziej w stronę Kain i zaczeła dalej mówić.
- Wysoka rada,chciała by cię prosić i przysłógę...byś wyrószyła po Złotą Księgę Tajemnic na północ od Starego kontynentu i przyniosła ją spowrotem do Wysokiej rady. -dziewczyna spojżała na nią swoimi szaroniebieskimi,skośnymi oczami z poważną miną
- Czy jest jakiś konkretny powód,dla którego mam wyrószyć w tak niebezpieczną podróż?...Wysoka rada przecież wie,że na północnym kontynencie wciąż jeszcze grasują mroczne demony...-odpowiedziała jej
- Jest jeden powód...-szarooka spojrzała przez okno na ogród- zaginoł klucz do księgi...i są obawy,że dostał się w niepowołane ręce.Bez Księgi nie jest on zbyt wiele wart,ale najwidoczniej ten,kto ukradł klucz doskonale wiedział do czego on służy.-odwróciła wzrok w jej stronę- Kain błagam cię,abyś wyruszyła po Księgę i przyniosła ją Wysokiej radzie...niemożemy pozwolić by ten kto ukradł klucz,dostał ją w swoje ręce...jest w niej zbyt wiele tejemnic,których światło dzienne nie może ujrzeć...
Kain zastanowiła się poważnie...wstała i podeszła do okna.Milczała przez dłuższą chwilę.W końcu przestała trzymać Vriesea'ę w niepewności i odezwała się:
- Dobrze...podejmę się wyznaczonego mi zadaniu...
c.d.n.
-
YUz masz juz opracowanyn "plan dzialania" czy myslisz nad fabula na biezaco?
-
Rozdział napisany moim zdaniem całkiem fajnie..... tylko troche szkoda, ze sa takie szybkie przeskoki w czasie..... hehe..... Akcje jednego rozdziału dzieje się na przestrzeni 8 la, fajnie :F No ale zobaczymy co z tego wyniknie
-
No czekam na dalsze posunięcia. Czyta się całkiem dobrze, chociaż troszkę mnie ten przeskok zmylił na chwilę.
-
Też czekam na dalsze posunięcia i myśle że może byc tylko lepiej bo jak na razie to mi się bardzo podoba.
-
ierwsza część z sierocincem była bardzo fajna.. podobała mi się scena gdy zawiał wiatr a Kain poczuła spojżenie i zapłakałą... bardzo fajne. Druga część już raczej niczym nie wywarłą wrażenia... ale czekam na kolejny epizod.
-
YUz masz juz opracowanyn "plan dzialania" czy myslisz nad fabula na biezaco?
Nie,myśle na bierząco...choć mam już kilka kwestji w głowie,które napewno się pojawią...;P
tylko troche szkoda, ze sa takie szybkie przeskoki w czasie..... hehe..... Akcje jednego rozdziału dzieje się na przestrzeni 8 la, fajnie szczerb 2.gif
Tak wiem,że fajnie to wygląda...ale przecierz nie będę opisywać każdego roku osobno...ale teraz raczej nie będzie takich przeskoków ;P
Oki oto kolejny rozdział... O_o ale długi rozdział mi wyszedł...
Rozdział IV.Trudna decyzja.
Nadszedł kolejny dzień...dzień w którym Kain miała wyruszyć w nieznane...
Nicolas wraz z Arien,gdy tylko otrzymali od niej wieści postanowili przybyć do Morgos by się z nią pożegnać,nigdy przecież nie wiadomo co mogło ją spotkać na północnym kontynencie.Gdy dotarli na miejsce było już połódnie,zdziwiło ich jednak to,że nie zastali Kain w pałacu.Służba powiedziała im,że ich pani wyszła godzinę temu w bliżej nieokreślonym kierunku.W takim razie oboje postanowili poczekać na nią w pałacu,ponieważ Kain napisała im w liście,że będzie czekać na ich przybycie.Dart jednak upierał się by poszukać ciotki,okazało się to bezskutecznie.Gdy nie udało mu się przekonać rodziców,postanowił,że sam jej poszuka.
*****
Czarnowłosa szła polną dróżką przez las,który znajdował się niedaleko jej pałacu.Po dłuższej chwili marszu zboczyła ze ścieżki i ruszyła bardziej w głąb lasu.Nie miała zbyt wielkich problemów z przedostaniem sie przez zarośla,czy krzaki,gdyż miała na sobie odpowiedzni strój.Nigdy nie lubiła nosić spodni,ale w tej chwili wydały się jej stosunkowo wygodne.Po jakimś czasie runo leśne zmniejszyło się i przed nią ukazała się polana.Kain właśnie tego miejsca szukała.Od dłuższego czasu wiedziała,że istnieje i dobrze pamiętała,że kiedyś,właśnie na niej trenował jeden z wielkich wojowników,jak również jej przyjaciel Ragham.Kain staneła na jej środku i rozejrzała się do okoła.Na niektórych,już starych drzewach,było widać ślady dość głębokich nacięć i wgnieceń,ślady terningów...
Czarnowłosa wyciągneła przed siebie dłoń przywołując swoją broń.Po chwili z czarnej aury wyłoniła się obusieczna kosa.Miała metalowy drążek,na którym wyryte były niezrozumiałe dla śmiertelnika litery.Na obu końcach znajdowały się dwa rubinowe kamienie.Oba ostrza były skierowane tak by przy obracaniu tworzyły kołoRównież nie bez powodu nazywano ją "obusieczną",gdyż ostrza na niej nie posiadały tępej strony i jeżeli posiadacz "Kosy Anioła Śmierci" nie umiał się nią odpowiednio posługiwać,mógł również zranić siebie.
Kain stała przed kosą,wpatrując się wnią.Już dawno nie miała okazji by jej użyć,choć zawsze była ona ostatecznością.Po chwili zerwał się wiatr,zwiewając jej długie włosy z twarzy i szumiąc w koronach drzew.Kain czując ten dziwny podmuch,chwyciła swoją broń wyciągniętą dłonią.Dopiero teaz znów poczuła jej potęgę.Otworzyła dłoń,po czym siłą woli sprawiła,że kosa zaczeła się obracać.
*****
Dart szedł już dłuższy czas ścieżką,ale nadal nie mógł znaleść Kain.
- Może rodzice jednak mieli rację...-pomyślał z nutką powątpiewania
Gdy miał już zrezygnować,coś go tkneło.Usłyszał dziwne szepty,które dochodziły jakby z głębi lasu.Popchnięty dziwnym przeczuciem ruszył w nieznanym mu kierunku,zbaczając z drogi.Po dłuższej chwili dostrzegł niedużą polanę przed sobą.Szepty wydawały się przybliżać,gdy dochodził do niej.Zdawało mu się,że pochodzą one z szumiących drzew.Po chwili zauważył,że na łące znajduje się jakaś postać,postanowił schować się w pobliskich krzakach,by dowiedzieć sie kim ona jest.Postać miała na sobie dzwoniaste,czarne spodnie,obdszyte falbaną po bokach,jak również czarną bluzke bez rękawów z falbaniastym kołnieżykiem.Długie falujące włosy były spięte luźno z tyłu głowy.Na lewej ręce miała jakieś wzory namalowane czarnym tuszem.Postać kobiety poruszała się z wielką gracją,kręcąc przed sobą dość nietypową bronią.Można było nawet rzec,że postać tańczy.Dopiero po dłuższej obserwacji Dart zauważył,że ową postacią jest Kain.Z wrażenia chciał wstać,ale zaczaczył się o pobliskie krzaki i upadł spowrotem na ziemię,łamiąc przy tym kilka gałęzi.Kain zatrzymała się,kierując wzrok w stronę,z której dochodził dźwięk.
- Pokaż sie kimkolwiek jesteś -powiedziała spokojnie,ale stanowczo
Po chwili z za krzaków wyłonił się młodzieniec masując obolałe plecy.Kain spojżała na niego zaskoczona.
- Dart...co ty tutaj robisz?-mówiąc to odesłała swoją broń
- Przyjechałem razem z rodzicami i gdy nie zastaliśmy cię w pałacu,postanowiłem cie poszukać...-wytłumaczył-...ale ciociu to było coś!-powiedział zachwycony- Też bym tak chciał umieć!
- Darcie ile razy prosiłam cię być nie mówił do mnie "ciociu"...to sprawia,że czuję sie starsza -zażartowała
- To z przyzwyczajenia - uśmiechnoł się do niej,łapiąc się za kark
-...Dawno cię już nie widziałam,no pokaż się -mówiąc to przyjżała mu się uważnie
Od ostatniej wizyty Nico i Arien mineło trochę czasu.Dart był już młodzieńcem i miał teraz 18 lat.Był wyzszy od Kain o conajmniej pół głowy,szczupły i dobrze zbdowany.Rude włosy,spięte w niskiego kitka sięgały mu do łopatek.Grzywka z pod której wyłaniała sie para niebieskich oczu,sięgała mu do brody i rozdzielała się na obie strony twarzy,przykrywajac lekko elfie uczy.Gdzieniegdzie było widać nierzucające się w oczy czarne pasemka włosów,z czym kontrastowała ciemna skóra elfa.
Ubrany był w czarną bluzkę bez rękawów z trujkatnym dekoldem.Na jej tyle znajdował się wzór złotego orła z rozłożonymi skrzydłami,które przechodząc po bokach łączyły się z przodu na klatce piersiowej.Szare,trochę wytarte spodnie nakrywały wysokie buty ze skóry.Na przedramieniach jak i na kolanach znajdowały się metalowe ochraniacze.
- Kiedy ostatni raz cię widziałam byłeś taki mały i pełen energii -uśmiechneła się- uwielbiałeś biegać po pałacu,zagladając do wszystkich pokoji...
- Ale teraz już nie jestem taki mały -oburzył się
- Tak -zaśmiała się zasłaniając usta ręką-...Dzieci tak szybko dorastają...choćmy,nie każmy dłużej czekać twoim rodzicom...-mówiąc to ruszyła przed siebie
Dart również ruszył za nią w stronę wyjścia,ale coś go zatrzymało na chwilę.Rozejżał się do okoła i zauważył,że dziwne śpiewające szepty ucichły.
- Dziwne...-pomyślał
- Dart idziesz?-zawołała do niego
Elf podbiegł do niej i razem opuścili to tajemnicze miejsce.
*****
Było już późne popołudnie,gdy Kain właśnie skończyła tłumaczyć swoim przyjaciołom do kąd wyrusza i jaki jest cel jej podróży.
- Więc tak sprawy się mają...postanowiłam wyruszyć jutro z rana samego -rzekła opierając się o stół łokciami
Cała czwórka siedziała teraz w dużym salonie,w tym samym miejscu,w którym to kiedyś odbywały się narady jej przyjaciół.Na środku tegoż pokoju znajdował się długi stół,do którego po obu stronach był przystawiony rząd krzeseł.Kain siedziała na jednym z końców.Po jej prawej stronie znajdowały się ogromne okna z witrażami.Po ich bokach zawieszone były długie czerwone zasłony,sięgające do podłogi.Kain popadła w zamyślenie spoglądając na padające na stół refleksy kolorowych świateł z witraży.Wnet niespodziewanie odezwał się Dart.
- Chciałbym...-mówiąc to podniusł się gwałtownie,po chwili widząc,że wszyscy zwrócili na niego uwagę zaczoł kontynować,wiedząc,że to już nieuniknione-...Kain chciałbym wyruszyć razem z tobą na północny kontynent...-nie zdążył dokończyć,gdyż przerwał mu Nicolas
- Niepozwalam!-mówiąc to wstał- Nawet nie wiesz jak taka wyprawa jest niebezpieczna!Nie jesteś wystarczająco odpowiedzialny za siebie i innych by móc posłać cię na takie niebezpieczeństwo!
- Ależ ojcze...-próbował się bronić
- Nicolasie uspokuj się...-prosiła Arien,ale to nic nie dało
- Arien nie zrozum mnie źle,ale uważam,że on nie jest gotowy by wysyłać go tak daleko w nieznane...co jeśli tam zginie?!
- Umiem sobie radzić!-powiedział Dart głośniej niż chciał,co tylko spowodowało większy sprzeciw
- Nie zgadzam się!
Chłopak widząc,że jednak nie ma szans przekonać ojca,wyszedł z pokoju trzaskając za sobą drzwiami...
Następnego ranka Dart siedział na parapecie okna w swoim pokoju i nie miał zamiaru z niego wyjść.Po jakimś czasie usłyszał pukanie do drzwi z za których wyłoniła się Arien.
- Mogę wejść?-zapytała
Rudowłosy elf pokiwał tylko twierdząco głową nie odrywając wzroku od krajobrazu za oknem.Arien podeszła do niego powol.
- Nie zamartwiaj się tak Darcie...-mówiąc to położyła mu rękę na ramieniu
- Jak mam się nie martwić...to była jedyna szansa by urwać się z domu...-objoł kolana ramionami-...zawsze chciałem przeżyć jakąś przygodę...-spojrzał na Arien smutnym wzrokiem- mamo czemu ojciec na nic mi nie pozwala?
- On poprostu się o ciebie martwi...-powiedziała głaszcząc go po głowie- Mam dla ciebie niespodziankę,która może poprawi ci humor.Pamiętasz naszą zabawę "Zamknij oczy,wystaw rękę"?
- Mamo jestem już na to za duży...- odpowiedział z rezygnacją w głosie
- Proszę cię tylko ten ostatni raz -uśmiechneła się do niego
Dart zamknoł oczy i wyciągnoł przed siebie rękę.Po chwili poczuł na niej coś ciężkiego.Otworzył oczy i zobaczył duży czerwony rubin zaczepiony na łańcuszku.Wydawało się,że we wnętrzu klejnotu pali się czarny płonmień.
- Co to jest?-zapytał zaciekawiony
- To klejnot,który podarował nam nasz przyjaciel kiedy byłeś jeszcze maleństwem...jest twuj.Powinien ci się przydać w czasie podróży...
- Ale przecież...
- Wiem,że Nicolas będzie na mnie zły...ale postanowiłam,że pozwolę ci wyruszyć razem z Kain,czeka na ciebie na dole.
Chłopak nie mógł uwierzyć w to co usłyszał.Wreszcie spełniło się jego marzenie.Z radości uściskał matkę,po czym zebrał kilka najpotrzebniejszych rzeczy i zszedł razem z nią na dół.Jednak przed drzwiami natkneli się na Nicolasa.
- Widzę,że nie zmienie twojej decyzji...-zaczoł- pamiętam,że kiedy wyruszyłem po raz pierwszy byłem mniej więcej w twoim wieku...Przemyślałem wszystko i postanowiłem,że pozwolę ci iść...ale zanim odejdziesz chciałbym ci coś ofiarować -mówiąc to podszedł do Darta i podał mu miecz w pochwie
Elf wyciągnoł go i przyjrzał się mu uważnie.Był to krótki miecz,z pięknie zdobioną klingą.Przy rękojeści znajdował się szafirowy kamień ozdobiony złotymi zawijasami.Na ostrzu znajdowały się dziwne wzory,a samo ostrze wygladało jakby było podzielone na mniejsze części.
- Jest...wspaniały -rzekł chłopak w zachwycie
- To nie jest tylko zwykły miecz,to "rozkładany" miecz.Wyglada na dość mały,za to zasięg ma ogromny.Zotsał wykuty z mithrilium,elfiego metalu.Poprzednio władał nim mój ojciec,teraz ja oddaje go tobie.Oby dobrze ci służył.-rzekł Nicolas kładąc rękę na ramieniu chłopca.
Dart pożegnał się z rodzicami,po czym podbiegł do czekajacej na niego Kain.Oddalając się pomachał im jeszcze na pożegnanie.
- To do kąd teraz?-zapytał
- Do Eldorium,miasta magów...
c.d.n.
-
robi sie coraz ciekawiej :D
stylistycznie ta czesc wydaje mi sie nieco slabsza od pozostalych....jakby pisana na szybko. Ale co aj bede mowil skoro sam pisac nie umiem :P
-
Czytam to i zdajee sobie sprawe jak daleko jest to poza moim zasięgiem :P
Super trzymaj tak dalej. :spoko:
-
Mnie też się podoba. Miło się czyta.
-
No, no .... widzę, ze nie próżnujesz. Całkiem fajnie się czyta nowy rozdział, chociaż miejscami wieje trochę jednolitością i monotonią .... Ale to nie zmienia faktu, ze i ta jest nieźle
-
jakoś takie nudne mi się wydawało... za dużo chyba opisów było w tym epizodzie a za mało jakichś wydarzeń... podobał mi się motyw z tym szeptem drzew...
-
Wech...ten rozdział pisałam trzy dni z rzędu...nie wiem czemu,ale jakoś nie miałam weny...no,ale w końcu go napisałam.Man nadzieje,że jest w porządku...choć mnie wydaje się trochę nie dopracowany...no nic...zobaczymy.Od razu uprzedam,że jest długi ;)
Rozdział V.Nowy towarzysz.
- Właściwie...-zapytał chłopak przerywając ciągnącą się w nieskończoność ciszę- to po co idziemy do Eldorium?
- Musimy tam kogoś odwiedzić -powiedziała tajemniczo
Elf spojrzał na nią zaciekawiony,jednak nie uzyskał odpowiedzi.Resztę drogi przebyli w milczeniu.
Na miejsce dotarli późnym popołudniem.Miasto było ogromne,choć napewno nie tak jak słynne Dominium.Na wybrukowanych ulicach znajdowały się stragany z różnymi magicznymi przedmiotami i eliksirami.Po ulicach jeździły dyliżansy i spacerowali ludzie,ubrani w przerurzne szaty.Ogólnie panował gwar,a to tylko dlatego,że wszyscy szykowali się do dorocznego festynu,który odbywał się dziś wieczorem.Nie bez powodu Eldorium nazywano miastem magów,gdyż mieszkali tu przeważnie sami czarodzieje,choć zdarzały się wyjątki.Dart znał to miasto,kiedyś przyjeżdżał tu z matką,właśnie na festyn,jak również by uczyć się magii,do której go raczej nie ciągneło.Zawsze bardziej od magii wolał szermierkę.
Szli teraz główną ulicą mijając kolejnych przechodniów.Niektórzy z nich kłaniali sie witając,inni zwyczajnie ich mijali,a jeszcze inni byli zbyt zajęci pracą by wogóle ich zauważyć.Kain nie wszędzie spotykała się z taką tolerancją.Pamiętała,że gdy kiedyś zatrzymała się w jednym mieście,pewna kobieta obrzuciła ja wyzwiskami za to,że przez nią zginoł jej mąż i syn.Była przecierz jedną z "bohaterów",którzy uratowali świat od rychłej zagłady...choć tak uwarzali tylko ci,którzy to wymyślili,ona sama nigdy tak nie myślała.Czasmi nawet obwiniała siebie za to,że przez nią zgineło tylu ludzi w "Wielkiej bitwie".
Z zamyślenia wyrwał ją młody chłopak,który przez nieuwagę wpadł na nią,upuszczając przy tym kosz z przerużnymi przedmiotami.
- Bardzo przepraszam -powiedziała Kain
- N..nic się nie stało,to moja wina -odpowiedział szybko i zaczoł nerwowo zbierać rzeczy,które się rozsypały
- Pozwól,że ci pomogę...-mówiąc to schyliła się,by pomóc ciemnowłosemu,ale ten odtrącił jej dobre chęci mówiąc:
- N..naprawdę nie trzeba -po czym szybko wstał i oddalił się od nich
Kain odprowadziła go smutnym wzrokiem.
- Czasami wydaje mi się,że wszyscy sie mnie boją...-powiedziała bardziej do siebie
Po chwili usłyszała wołanie Darta.
- Coś się stało?-zapytała podchodząc do niego
- Spójż na to!
Przed nim znajdowała się duża scena,ustrojona przerużnymi kwiatami.Nad ulicą rozwieszone były kolorowe szarfy,a na nich wisiały przepiękne lampiony,które właśnie wieszało dwoje ludzi na drabinach.Również,niektóre okna jak i drzwi domów były przystrojone kwiatami.Chłopak nie mógł nacieszyć wzroku,wciąż rozglądając się do okoła.Kain zaśmiała się cicho po czym rzekła:
- Czasmi zdaje mi się,że w głębi serca nadal jesteś dzieckiem...
Dart spojrzał na nią pytająco.
- Choćmy,nie pozwulmy jej dłużej na nas czekać.
- "Jej"?-zapytał
- Poznasz ją kiedy będziemy na miejscu...
Ruszyli dalej główną ulicą,mijając scenę i piękne dekoracje.Po jakiś trzydziestu metrach skręcili w prawo boczną uliczką i znaleźli się na kolejnym placu.Dart od razu poznał tę okolicę.Było to miejsce,w którym spotykali się studenci pobliskiej szkoły dla magów,jak również przyszłych wojowników.Właśnie o tej porze po placu kręciły się grupki uczniów ubranych w studenckie stroje.Ciemno granatowe szaty sięgały im prawie do kostek.U pasa mieli przewiązane je złotym sznurem.Co niektórzy wzdłuż stroju mieli różnego koloru pasy,które świadczyły o stopniu wysokości danej klasy.Nasz młody elf również się tu uczył.Pamiętał,że po szkole zawsze krążyły plotki o niejakiej Iris,która bez mrugnięcia okiem potrafiła zamienić kogoś w żabę.Podobno słyszano również,że jednego z nauczycieli swoimi czarami wysłała do szpitala,a ten gdy po kilku miesiącach wrócił do zrdowia od razu złożył rezygnację.Dart nie do końca wierzył w to co mówili jego koledzy,ale sam osobiście nie chciał by się spotkać z tą dziweczyną.
Właśnie mijali pobliską fontannę,która znajdowała się na środku placu,gdy usłyszeli czyjś głos.
- Dzieńdobry -odezwał się delikatny i dźwięczny,kobiecy głos
Ich oczom ukazała się drobna dziewczyna o długich jasnych włosach,splecionych w warkocz,który spływał jej z przodu po ramieniu.Spod równo przycietej grzywki wyłaniały się duże zielone oczy.Była ubrana w typową studencką szatę,ze złotym pasem.Natomiast w rękach trzymała dość gróbą książkę w twardej okładce.Uśmiechneła się do nich.
- Witaj Elizo -odpowiedziała Kain i ruszyła dalej
Dart jednak stanoł jak wryty.Właśnie przed nim stała dziewczyna jedo marzeń.Nasz młody przyjaciel znał Elizę tylko z opowiadań kolegów z klasy.Była ona bardzo lubianą osobą.Spokojna i uprzejma,zawsze chętna do pomocy...w dodatku bardzo ładna,istny ideał.
Właśnie chciał coś powiedzieć,gdy usłyszał wołanie Kain.Dopiero teraz zdał sobie sprawę,że przez ten cały czas gapił się perfidnie na Elizę i od razu się speszył.Podbiegł do Kain,a na odchodne usłyszał cichy hihot dziewczyny.
- Mogłeś chociaż powiedzieć "cześć"-skarcił się w myślach-...i właśnie straciłeś swoją jedyną szansę,głupku...druga taka okazja nigdy się nie przytrafi -pomyślał zdołowany dochodząc
- Jesteśmy na miejscu -powiedziała Kain,pukając do drewnianych drzwi pobliskiego domu
Z zewnątrz nie wyglądał na duży.Miał jedno piętro.Ściany były trochę obdrapane z tynku,a na dachu było widać,że dachówki nie były układane przez fachowca.Po chwili czarnowłosa zapukała po raz drugi,ale nadal nikt nie otwierał im drzwi.
- Może nikogo nie ma...-powiedział rudowłosy zakładając ręce za głowe
Lecz,gdy tylko wypowiedział te słowa,drzwi otworzyła im niska,trochę pulchna,starsza kobieta.
- Och...wybaczcie,że musieliście czekać,wejdźcie.-gestem ręki zaprosiła ich do środka izby
Nie była ona duża,za to urządzona schludnie i czysto.Na górę prowadziły drewniane schody z rzeźbioną poręczą.Starsza kobieta westchneła po czym rzekła:
- Jak te dzieci szybko dorastają...-powiedziała bardziej do siebie- Tak się boję o moją małą...to jej pierwsza wyprawa -zwruciła się do przybyszów- Pani Kain -złapała ją za ręce- tak się cieszę,że maja córka będzie mogła pani towarzyszyć...-kobieta spojrzała na elfa stojącego obok Kain- A kim jest ten młodzieniec? -zapytała uśmiechajac się do niego
- To Dart -czarnowłosa wskazała na niebieskookiego- mój podopieczny...
- Jakże przystojny...-powiedziała kobieta przyglądając się mu uważnie- ile masz lat,chłopcze?
- O...osiemnaście proszę pani -odpowiadając spuścił wzrok
- I w dodatku taki nieśmiały,pasował byś idealnie do mojej córki -mówiąc to klasneła w dłonie- mam nadzieję,że nie jesteś już zajęty -zażartowała
- Mamciu!-dobiegł ich głos z góry- Znowu to samo,ile razy ci mówiłam,że nie szukam chłopaka!
- Ależ kochanie,już czas najwyższy byś kogoś znalazła,chcesz zostać starą panną?-odpowiedziała jej matka z naciskiem na "starą"
Po chwili koło barierki pojawiła się się postać.
- Ale mamciu,ja mam dopiero szesnaście lat!
- Iris zejdź na dół i przywitaj się z gośćmi -zaproponowałam kobieta zmieniając temat
Dart,gdy usłyszał imie dziewczyny poczuł się jakby dostał obuchem przez głowę.Osobą,która miała im towarzyszyć,miała być ta "słynna" Iris,o której tyle słyszał?Elf nerwowo przełknoł ślinę.
- Już schodzę -powiedziała po czym przeskoczyła przez barierkę i z gracją kota wylądowała na podłodze
Wstała i ukłoniła sie lekko.
- Miło mi widzieć Panią Kain,to dla mnie wielki zaszczyt podróżować u twego boku -powiedziała po czym skierowała swój wzrok na chłopaka
Dart miał teraz okazję przyjżeć się dziewczynie.Była niższa od niego o conajmniej głowę.Długie czarne włosy związane miała w wysoki kitek,sięgający prawie do pasa.Grzywka zaczesana była w większości na prawą stronę twarzy i spływała jej na ramie.Ubrana była w krótką,dziwnego kroju sukienkę,fioletowego koloru ze złotym obramowaniem u spodu.Na nią miała założoną ciemnoniebieską bluzkę bez rękawów,wiązaną z przodu,pod którą było widać siateczkową koszulkę.Na prawym ramieniu miała zawiązaną czarną wstążkę,natomiast na przedramieniu coś na podobieństwo skurzanego ochraniacza,ściśle związanego rzemieniem.Na drugiej ręce miała długą rękawiczkę bez palców również fioletowego koloru,kończącą się po obu końcach złotymi bransoletami.Tym co szczególnie przykuło jego uwagę,były oczy dziewczyny.Oba były innego koloru,nigdy nie widział osoby o takich oczach.Prawe,przysłonięte grzywką było lawędowe,natomiast lewe szafirowo zielone.Dziewczyna zilustrowała go dziwnym spojrzeniem,po czym rzekła do matki:
- Mamciu,obiecałam tatkowi,że wezmę udział w turnieju...a w tym stanie w jakim jest nie mogę mu odmówić -posmutniała- wyruszę jutro z samego rana...
- Och moje dziecko -kobieta podeszła i przytuliła Iris- daj z siebie wszystko.
- Mamciu...nie mogę oddychać -ledwo wykrztusiła
- No idź już -starsza kobieta uwolniła dziewczynę z uścisku i otarła łzy wzruszenia,po czym zwróciła się do Kain- Czy mogę panią poprosić na górę?Mój mąż czekał na pani przybycie od dłuższego czasu...-mówiąc to wskazała schody
- Dart idź razem z Iris,ta rozmowa może długo potrfać...-czarnowłosa zwróciła się do chłopca
- Ale...
- Czy coś się stało?-zapytała
- Nie...nic -zrezygnował nie widząc szansy na ucieczkę przed Iris
Oboje właśnie wychodzili teraz z uliczki prowadzącej do domu dziewczyny.Iris szła przodem,a za nią z dużym odstępem szedł Dart.Dziewczyna założyła ręce za głowe po czym rzekła do idącego za nią elfa:
- Wcale nie musisz za mną łazić...-powiedziała jakby trochę znudzona- jeszcze ludzie sobie coś pomyślą...
- Wydawało mi się,że tobie nie zależy na opini innych -odrzekł jej zakładając ręce na krzyż i spoglądając w niebo
- Mi nie,ale tobie napewno szczylku -odgryzła się
Dart chciał już jej coś powiedzieć,ale dopiero po chwili zauważył,że dziewczyna gwałtownie się zatrzymała,przez co wpadł na nią.
- Ej,mogła byś uprzedzać,że się zatrzymujesz...-powiedział masując nos
Dopiero po chwili zobaczył powód,dla którego Iris się zatrzymała.Jakieś osiem metrów przed nimi znajdował się mężczyzna rzucający kamieniami w czarnego kota.Gdy zapędził go w kozi róg,podszedł do niego mówiąc:
- Jak ja niecierpię kotów...a teraz zmiotę cię z powieszchni ziemi -po czym wyciągnoł swoją różdżkę
Iris widząc co zamierza,podrzuciła czubkiem buta leżący nieopodal mały kamień,po czym złapała go w powietrzu i zamachnąwszy się wycelowała w blądyna.Kamień poleciał jak strzała dosięgając celu.Chłopak z ściekłą miną odwrócił się,czując piekący ból z tyłu głowy i wyraźną opuchliznę pod palcami.
- Kto to zrobił?!-zapytał,rozglądając się do okoła z twarzą czerwoną od gniewu
- Tutaj młotku!-krzykneła do niego- Wiesz,a ja niecierpię ludzi,którzy nie lubią kotów!-mówiąc to pokazała mu język
Nieznajomy widząc kto rzucił w niego kamieniem,uciekł z krzykiem w popłochu.
- Phi!Tchórz...-mówiąc to odprowadziła go wzrokiem,po czym podeszła do skulonego nadal w kącie kota.
Dart widząc całe zajście,mało nie zgubił dolnej szczęki,która sięgała mu teraz do ziemi,a oczy wyszły mu z wrażenia z orbit.Po chwili doszedł do siebie i podszedł powoli,i niepewnie do dziewczyny.Siedziała na brzegu fontanny i głaskała czarnego kota,który łasił się przy niej,mrucząc donośnie.
- Sam widziałeś,jestem niebezpieczna.Nadal chcesz przebywać w moim towarzystwie?-zapytała podpierając głowę ręką
- A czy mam jakieś wyjście?-powiedział z rezygnacją w głosie
Po chwili podeszła do nich znajoma dziweczyna.
- Cześć Iris..-powiedziała melodyjnym głosem
- Witaj Elizo - odpowiedziała jej nie ruszając się z mniejsca
- Chciałam cię zapytać,czy bierzesz udział w dzisiejszym turnieju?
- No jasne!A ty?
- Skoro ty startujesz,to ja chyba nie mam szans -mówiąc to zaśmiała się cicho- A kim jest twój towarzysz?-zapytała spoglądajac na rudowłosego
Iris nie widząc reakcji u elfa,szturchneła go lekko nogą.
-...Jestem Dart...miło mi cię poznać -odpowiedział z rumieńcem na twarzy
- Mnie również -uśmiechneła się do niego,po czym zwróciła się do siedzącej nadal Iris- Życzę powodzenia -odwróciła się i ruszyła swoją drogą
Dart odprowadził ją jeszcze wzrokiem.
- Idziemy...-powiedziała,ale gdy zobaczyła nieprzytomną minę elfa dodała- chyba,że wolisz by to Eliza z tobą poszła -uśmiechneła się wrednie
Dart poczuł jakby piorun go trzasnoł.
- Trafiłam w słaby punkt?-zapytała z wciąż wymalowanym uśmieszkiem na twarzy
Elf odwrócił się na pięcie z burakiem na twarzy,po czym ruszył przed siebie.
- Idziemy -odrzekł
Ten wieczór zapowiadał sie dość spokojnie...tylko oby napewno?To dopiero miało się okazać.
c.d.n.
-
Całkiem interesująco się to prezentuje. Zwłaszcza wprowadzenie tej żywiołowej osóbki. :) Chociaż akcja na razie idzie dość spokojnie.
-
mi sie podobalo choc bylo troche zbyt przewidywalne
-
Chyba najfajniejszy z dotychczasowych rozdziałó :D Byle tak dalej :D
-
ale super opowiadanko bardzo mi sie podoba :D
-
W końcu wziełam się za pisanie...heh długo to trwało ;P.Jestem za to dumna z siebie,że napisałam go w jeden dzień XD.Życze miłego czytania.
Rozdział VI.Onyxar - miecz ziejącego niebieskim ogniem smoka
Kiedy Dart wraz z Iris dotarli na miejsce,festyn już się rozpoczoł.Na głównej ulicy przy scenie zaczoł się zbierać tłum ludzi.
- Pośpiesz się!Zajmą nam najleprze miejsca! -ponaglała elfa
- Idę,idę... -odpowiedział jej z niechęcią w głosie,wlokąc się za nią
Chłopak nie miał najmniejszej ochoty przebywać w towarzystwie Iris,ale czy miał inny wybór?Co prawda mógł by poszukać Elizę,ale co by jej powiedział?Zapewne znów odjeło by mu mowę,lub strzelił by jakąś gafę...
Szedł zamyślony przed siebie,aż w końcu poczuł,że na kogoś wpadł.
- Przepraszam -powiedział niewyraźnie widząc przed sobą osiłka mieżącego około dwa metry wzrostu.
- Uważaj jak łazisz! -warknoł na niego z góry wielkolud i juz miał go chwycić za ubranie,kiedy koło niego pojawiła się Iris.
- Przepraszam...-mówiąc to poklepała wielkoluda po ramieniu
Mężczyzna odwrócił się powoli w stronę czarnowłosej z niekrytym poirytowaniem.
- Czego?! -odezwał się swoim niskim,grubym głosem
- Stoisz mi na drodze... -zaczeła zakładając ręce na krzyż- czy mógłbyś z niej zejść? -zapytała niekrępując się ani trochę
Po tych słowach większość ludzi odsuneła się od nich na jakieś półtora metra.Po chwili dało się słyszeć szepty stojących niedaleko ludzi..."Czy on nie wie kim ona jest?","Co za głupiec...zamieni go w żabę" i tym podobne.Wielkolud rozejrzał się po ludziach.
- Czego wy się boicie?!To tylko mała dziewczynka! -wykrzyknoł ze złością w stronę tłumu,który od razu zamarł
Po chwili mężczyzna usłyszał donośny śmiech.Powoli odwrócił głowę w stronę dziewczyny.Iris patrzyła na niego z pogardliwym uśmieszkiem.Było widać,że stracił pewność siebie,gdyż na jego twarzy pojawiły się kropelki potu.Z głupim wyrazem twarzy szybko przesunoł się na bok ustępując jej tym samym drogę.Czarnowłosa przeszła śmiało koło wielkoluda nawet na niego nie spoglądając.
- Długo będziesz tu jeszcze stał? -zapytała wciąż zaskoczonego elfa,po czym chwyciła go za nadgarstek ciągnąc za sobą w stronę sceny
Dart odwrócił się jeszcze za siebie spoglądając na rosłego człowieka,który teraz wyglądał jak zjawa.Na samą myśl,że ma spędzić reszte czasu z Iris poczuł się niepewnie.Zastanawiał się ile jeszcze razy ta dziweczyna go zaskoczy.
Gdy byli na tyle blisko sceny by coś zobaczyć,Iris się zatrzymała.Elf jednak zauważył,że trzyma go nadal za nadgarstek.
- Nigdzie nie uciekne - odezwał się
Iris spojżała na niego,po czym jej wzrok padł na dłoń.Szybko i niedbale puściła jego nadgarstek,po czym założyła ręce na krzyż.
- Wcale cie nie trzymam... -odpowiedziała wymijająca spoglądajac przed siebie
Na twarzy Darta pojawłi się mimowolny uśmieszek pod nosem kiedy zobaczył lekki rumieniec na twarzy Iris.
- Co cię tak śmieszy? -zapytała z patrząc na niego podejżliwie
- Nie...nic -odwrócił oczy,ale uśmieszek nadal nie zszedł z jego ust
Dziweczyna chciała coś powiedzieć,ale właśnie w tej chwili na scenie pojawił się dyrektor szkoły.
- Prosze o ciszę -odezwał się spokojnym,ale stanowczym głosem,niewysoki mężczyzna
Włosy miał już posiwiałe,natomiast na nosie miał okrągłe okulary.Twarz pokryta była przez liczne zmarszczki,a przednią część ubioru zakrywała długa siwa broda.Odchrząknoł po czym zaczoł znów mówić:
- Zebraliśmy się tu dzisiaj by wybrać jednego z naszych najleprzych uczniów.Tylko jeden,lub jedna będą mieli zaszczyt stać się posiadaczem mojego największego skarbu...miecza Onyxara -po tych słowach tłum westchnoł w zachwycie- W tym roku mamy tak wybitnych uczniów,że postanowiłem oddać go w nagrodę.Mnie się już nie przyda,jestem na niego za stary.-zażartował poprawiając okulary- Mam nadzieję,że będzie dobrze służył mojemu następcy.-Starzec przerwał na chwilę dla złapania oddechu,po czym kontynuował dalej swoja przemowę- Większość z was mówi na rozgrywki magów "festyn",ja osobiście wolę bardziej określenie "turniej".W takim razie niech rozpocznie się turniej! -poprawił znów okulary tym samym kończąc przemowę.
Po chwili na scenie pojawił się młody człowiek o blond włosach.
- W tym roku w rozgrywkach bierze udział dwudziestu uczniów...
- Iris -zagadnoł do niej elf- mam pytanie.Co to jest ten cały miecz Onyxara?
Dziweczyna popatrzała na niego zdziwiona.
- Nie wiesz co to jest miecz Onyxara? -popatrzyła na rudowłosego z niedowieżaniem- W sumie...możesz nie wiedzieć,nie jesteś z tąd...-zastanowiła się przez chwilę- Onyxar został wykuty przez jednego z najsilniejszych magów.W tym mieczu została zaklęta cała siła umierającego świętego smoka i imieniu Onyxar z tąd i nazwa miecza.Był to potężny smok i jedyny,który potrafił zionąc niebieskim płomieniem...Zastanawia mnie jednak jedno.-spowiażniała- Dlaczego dyrektor chce go oddać?
- Może stał się bezużyteczny? -powiedział z uśmiechem bez zastanowienia
- Nie sądze...raczej wydaje mi się,że znalazł godnego następce...lub...jest pewny,że niedługo umrze -powiedziała z niepokojem- i nie chce by miecz dostał się w niepowołane ręce...
Dart spojrzał na nią pytająco.
- Bądź co bądź może na to nie wygląda,ale nasz dyrektor ma już ponad 250 lat.-odrzekła
Chłopak na scenie odkaszlnoł,po czym Iris natychmiast umilkła.
- Będę wyczytywał imiona zawodników,po czym wyczytany stawi się na scenie i pokaże na co go stać.-blondyn skończył tłumaczyć,po czym wyczytał pierwszą osobę.
Pokazy trwały dość długo,a każdy z biorących udział miał co pokazać.W końcu nadeszła i pora na towarzyszkę Darta.
- Iris -przeczytał blondyn po czym rozejrzał się po publiczności
Dziewczyna przełkneła nerwowo i ruszyła w stronę sceny.Weszła po drewnianych schodach prowadzących na scenę po czym zatrzymała się na jej środku.
- Nie ma się czym denerwować -pomyślała w duchy i jakoś zrobiło się jej lżej.
Rozejrzała się po tłumie ludzi,stojących przed sceną,którzy czekali na jej występ.Miała teraz swoje 5 minut,na które przygotowywała się od tak dawna.Postanowiła dać z siebie wszystko.
- Gotowa? -zapytał chłopak,odpowiedziała skinieniem głowy- zaczynaj!
Dziewczyna odetchneła i podeszła do stojącego najbliżej niej wazonu z kwiatami.Wzieła jeden po czym szepcząc jakieś zaklęcie przyłożyła go blisko ust i niespodziewanie wyżuciła w powietrze.Szybko ułożyla ręce tak by tworzyły trujkąt.Wyciagneła dłonie w górę i przez tak stworzone "okienko" spojrzała na spadający kwiat dokączając formułkę.Nagle roślina rozbłysła i nienaturalnie szybko zmieniła swuj kształt.Po chwili nad głowami widzów przeleciało coś ogromnych rozmiarów i zatrzymało się na końcu ulicy.Wszyscy skierowali głowy w tamtym kierunku.Nad wieżą zegarową wisiał w powietrzu neonowy smok.Publiczność oniemiała zdumiona,niektórzy zaczeli nawet klaskać.Po chwili smok zakołował i znów rzucił się do lotu z potężnym rykiem tym razem prosto na publiczność.Zanim jednak dosięgnoł tłumu rozsypał się w tysiące białych piórek.Iris wyciągneła przed siebie dłoń i po chwili wszystkie pióra zaczeły unosić sie wokół niej lądując na dłoni i przybierając tym samym kształt ptaka.Nie mineło kilka sekund,a na dłoni dziewczyny siedział już biały gołąb jak żywy.Czarnowłosa pstrykneła palcami,a z gołębia został tylko popiół,który po chwili zdmuchneła z dłoni.Gdy tylko to uczyniła,popiół zmienił się w spadające z nieba płatki kiwiatów.
Wszyscy byli zachwyceni jej występem,klaskali i wiwatowali.Odetchneła z ulga i właśnie miała się ukłonić,gdy usłyszała znajomy głos.
- Pali się! -krzyczała z daleka zmachana Eliza przeciskając się przez tłum.
- Gdzie?! -zapytał zszokowany dyrektor wstając ze swojego siedzenia
- Szybko...za mną -ledwo wydusiła z siebie dziewczyna pokazując kierunek,z którego przybiegła
Dyrektor wraz z pozostałymi uczniami ruszyli za nią w pośpiechu.
- Iris - zaczepił ją elf kiedy przechodziła koło niego- Co się dzieje?
- Gdzieś się pali...idę pomuc reszcie.-odpowiedziała mu
- Idę z tobą!
Oboje ruszyli w kierunku,z którego przybiegła Eliza.Na miejscu było już kilkanaście osób.Sytuacja nie przedstawiała się różowo,pożar był zbyt duży,a magowie nie mogli go nadal opanować.Palił sie jeden z domów mieszkalnych,całe szczęście,że nikogo w nim nie było,gdyż wszyscy mieszkańcy byli na festynie.
Iris przyjrzała się dokładniej płomieniom...coś w nich nie grało.Zamiast zmniejszyć się od ilości wylanej na nie wody,zwiekrzyły się...pozatym wiał lekki wiatr z zachodu,a płomienie wygladały jakby nie były wogóle poruszane wiatrem.W tej chwili doszła do niej tylko jedna myśl.
- Iluzja?!-powiedziała na głos do siebie
- Co?-zapytał zdziwiony Dart
- Przyjrzyj się uważnie płomieniom -wskazała palcem- nie wydają ci się jakieś dziwne?
- Dla mnie wyglądają jak normalne płomienie -powiedział lekko zdenerwowany
Iris zaczeła rozglądać się gorączkowo w poszukiwaniu osoby,która mogła by kontrolować iluzję,lecz bez efektu.Po chwili stwierdziła,że pozostało jej tylko jedno rozwiązanie.Wyszeptała kilka niezrozumiałych słów dla Darta i po chwili ogień zniknoł tak szybko jak się pojawił.Wszyscy zdumieli się niezmiernie spogladając w stronę dziewczyny.Po chwili Iris jak i reszta usłuszała klaskanie.
- Zawsze trzeba mieć oczy szeroko otwarte -powiedział starzec podchodząc w stronę dziewczyny- Brawo Iris,tak przypuszczałem,że tylko ty będziesz odpowiednią powierniczką Onyxara.Twój ojciec był by z ciebie dumny.-mówiąc to podał jej miecz w pięknie zdobionej pochwie.
- Ja...nierozumiem -wachała się
- Jesteś jedną z niewielu wybranych,którzy dostrzegają prawdziwą magię i również umiących się nią posługiwać...-powiedział tajemniczo przeczesjuąc swoją długą siwą brodę- Onyxar cię wybrał moje dziecko.Oby dobrze ci służył.-mówiąc to położył jej rękę na ramieniu,uśmiechając się do niej
Iris nie mogła ukryć wzruszenia.Przycisneła miecz do piersi po czym szybko otarła napływające do oczu łzy.
Dart w tym czasie przyglądał się budynkowi,który niedawno stał w płomieniach...był nienaruszony.Po chwili poczuł,że coś niespodziewanie capneło go z tyłu za szyję.
- Co robisz?!-wydusił z siebie ledwo trzymajac równowagę
- Jestem taka szczęśliwa,że mogła bym przenosić góry! -rzekła podekscytowana,zastanawiając się po chwili- Choć..jakbym chciała mogła bym je przenosić bez problemu...
- A czy mogła byś ze mnie zejść? -zapytał z irytacją w głosie i kwaśną miną na twarzy
- Hm...zastanówmy się...jasne! -mówiąc ostatni wyraz póściła elfa,po czym oparła sobie miecz na ramieniu
- Wracam do domu,a spróbuj teraz do mnie fikać! -pokazała mu język
Dart stwierdził,ze nie warto tego komentować.Mozolnym krokiem ruszył w ślad za czarnowłosą.
c.d.n.
-
bardzo przyjemni sie czyta..choc mialem nadzieje ze na turnieju sie beda napierniczac ale i tak bylo spoko :)
-
Świetne i jeszcze pomysł z tym zaskakującym zadaniem mającym wyłonić zwycięzce konkursu bardzo mi się spodobał.
-
hmm... czytając ten rozdział doszedłem do wniosku, ze jest trochę zamglony..... Powinnaś dawać więcej opisów, zeby całość była bardziej przejrzysta..... No ale ogulnie tak, czy siak nie ejst źle
-
Heh dawno nie robiłam ubdate'u,cóż...ciekawi mnie czy jeszcze ktoś pamięta o tym nieszczęsnym opowiadanku ;P.W końcu napisałam 7 rodział i mam nadzieję,że się spodoba.Przepraszam za braki gdzie niegdzie znaków interpukcyjnycj lub polskich liter...pisałam na szybko i nie miałam czasu poprawić ;P(już poprawiłam XD).Miłego czytania.
Rozdział VII.Nieznajomy.
*****
Kain podążyła za kobietą po schodach na piętro.Drzwi przed,którymi się zatrzymały były zrobione z ciemnego drewna.
- Mąż prosił by pani weszła sama...-spojżała na nią porozumiewawczo po czym odeszła
Czarnowłosa odprowadziła ją wzrokiem i gdy kobieta zeszła na sam dół,Kain sięgneła do klamiki.Gdy skóra dotkneła metalu,poczuła jakiś niepokuj i smutek,który bił z tego pomieszczenia,nie było to przyjemne uczucie.Dziewczyna zmusiła się i po raz drugi dotkneła klamki tym razem otwierając drzwi.Zawiasy cicho zaskrzypiały,gdy zamykała je za sobą.W pomieszczeniu,w którym się znalazła panował półmrok.Okna były zasłonięte i jedynie wąskie prześwity dawały odrobinę światła.Kain dojrzała w lewym rogu łoże i tam skierowała swe kroki.Przystaneła z lewej strony łoża,przygladając się mężczyźnie,który na nim leżał.Wygląd i postura wskazywały nas około 40 lat,ale choroba bardzo go wyniszczyła.Skórę miał poszarzałą,a twarz umęczoną.Męższyzna powoli otworzył oczy,po czym skierował na Kain przytępiony wzrok.
- Usiąć obok mnie..-mówiąc to wyciągnoł do niej dłoń
Kain ujeła jego dłoń siadając na skraju łóżka.
- Czy mogę ci jakoś ulżyć w cierpieniu mój przyjacielu? -zapytała z troską w głosie
- Nie Kain...tym razem nic nie możesz dla mnie zrobić. -odpowiedział słabo
Na te słowa dziewczyna posmutniała.
- Kain...-dotknoł jej twarzy- na każdego kiedyś przychodzi taki czas,czas kiedy musi odejść...
Czarnowłosa podniosła wzrok i uśmiechneła się smutno.
- Wiem o tym Graldusie...tylko nie mogę się z tym pogodzić...-ściszyła ton głosu- Mam taką moc,a nie mogę jej użyć...
Mag odwzajemnił uśmiech,a zaraz po tym rzekł.
- Chciałbym cię o coś prosić -przerwał na chwilę by zebrać siły- kiedy już odejdę...przekaż Iris całą prawdę...
- Ale...nie wiem czy ona jest gotowa -przerwała mu
- Proszę cię,to moja ostatnia wola -zmrużył oczy- tyle chciałbym ją jeszcze nauczyć,tyle pokazać,ale mój pobyt na tym świecie się już kończy...tak bardzo ją pokochałem choć nie była moją córką...-mężczyzna wzioł dłoń Kain i włożył w nią jakiś przedmiot zawinięty w szmatkę,po czym zacisnoł jej ręke- oddaj jej to kiedy nadejdzie ten dzień...
Dziewczyna tylko skineła głową,ucałowała przyjaciela w ręke i wyszła z pokoju.
*****
Szum wiatru,deszcz i błotnista droga,takie atrakcje czekały naszych bohaterów przez resztę dnia.Wcale nie uśmiechała im się podróż w taka pogodę,ale nie mogli już zwlekać.Kain szła jako pierwsza,uważajac na rozległe kałuże i śliskie kamienie,zaraz za nią Dart wraz z Iris maszerowali w milczeniu.Czarnowłosa spogladając na rozbijające się przed nią krople o ziemie,popadła w zamyślenie.Zastanawiała się co ją jeszcze spotka w trakcie tej podróży,ilu jeszcze przyjaciół straci...tak bardzo chciała pomuc Graldusowi,ale na śmierć nie ma lekarstwa,wiedziała o tym aż za dobrze.Jej rozmyslania przerwał krzyk Iris.
- Nie zniosę ani chwili dłużej tej pogody -krzycząc,wymachiwała rękoma jakby chciała odgonić od siebie rój os
- Takie są uroki podróżowania -odrzekł ironicznie Dart,mijając ją
Dziewczyna spojrzała na niego ze złością,chciała go popchnąć,ale nawet nie zdążyła podejść,gdyż elf sam pośliznoł się na kamieniu i wylądował w błocie.Słysząc za sobą śmiech Iris podniusł się z mieszanymi uczuciami na twarzy do pozycji siedzącej.Spróbował wstać,ale ponownie wyladował na klęczkach,pogrążając się w błotnistej mazi.Po chwili zauważył,że ktoś przed nim stoi i podniusł wzrok.Czarnowłosa uśmiechneła się szeroko podpierając się rękoma po bokach,po chwili wyciągneła rękę w stronę Darta i pomogła mu wstać.Kain przyglądała się im z daleka z lekkim uśmiechem na twarzy.
- Chodźcie -zawołała- miasto juś niedaleko,tam odpoczniemy.
- Z kąd pani Kain o tym wie? -zapytała z nieskrywaną ciekawością
- Dużo podróżowałam,a te okolice dla mnie znane są...-odpowiedziała
Tak jak przewidziała Kain,za lasem znajdowało się nieduże miasteczko o wdzięcznej nazwie Loreth.Gdy do niego dotarli deszcz przestał padać,a wiatr zelzał.Przemoczeni i zziębnięci udali się do najbliższej karczmy.Wszyscy troje staneli przed dużymi drzwiami,okutymi żelazną ramą.Nad nimi wisiał szyld,w którym wyrzeźbione były litery.
- "Wilczy kieł" -przeczytała na głos- coś nie bardzo podoba mi się ta nazwa...
- Nie marudź -odpowiedział elf- chyba najważniejsze by było gdzie spać i co zjeść -mówiąc to pchnoł drzwi
Od razu uderzyła ich fala ciepła zmieszana z zapachem jadła i piwa.Bez wachania weszli do środka.Kain od razu skierowała swe kroki w stronę karczmarza,kiedy przechodziła przez izbę,poczuła na sobie wzrok wiekszości przebywajacych tu osób,jednak nie zwróciła na to większej uwagi.
- Przepraszam...-zwróciła się do karczmarza,który wycierał właśnie jeden z kufli słysząc jednak wołanie Kain oderwał sie od pracy
Był to człowiek średnieo wzrostu o dość przeciętnym wyglądzie.Czarne włosy miał zaczesane do tyłu,a pod nosem krył się lekko zawinięty wąsik.Spojrzał na Kain bystrymi oczami,po czym zapytał:
- W czym mogę służyć?
- Chciała bym prosić o trzy pokoje z pojedyńczymi łóżkami -płynnie i ze stoickim spokojem odpowiedziała na jego pytanie
Jedyną reakcją karczmarza było uniesienie jednej brwi i ruszenie w stronę szawki z kluczami zawieszonej na ścianie.Po chwili mężczyzna wrócił z odpowiednimi kluczami,ale zanim wręczył je Kain,rzekł pochylając się bardziej w jej stronę.
- Widze,że państwo nie tutejsi -zlustrował ją szybko wzrokiem- cóż,dam pani jedną radę -zniżył ton głosu do szeptu- prosze nie wybierać się do miasta,gdy się ściemni,kiedy tylko zapada noc po ulicach kręcą się tu różni bandyci i tym podobne szuje...-po czym wręczył jej klucze- trzy ostatnie pokoje na piętrze,po prawej stronie.
Trójka przyjaciół bez dłuższej zwłoki udała się do swoich pokoji...ale jednak nie wszyscy usłuchali przestrogi karczmarza.
Drzwi od jednego z pokoji uchyliły się lekko,zza powstałej szpary wyjrzało zielone oko.Po krótkim renosansie,stwierdzając,że nie ma w pobliżu żadnego zagrożenia,powoli zza drzwi wysuneła się drobna postać.Niezauważona czmychneła pod drzwi znajdujące się obok i cicho zapukała.Słysząc słowa "kto tam" otworzyła je wchodząc do środka i jednocześnie zamykając je za sobą.
- Iris?Co ty...-zapytał zdziwiony elf,jednak dziewczyna przerwała mu w pół zdania
- Chciałam cię zapytać czy...-zatrzymała się spoglądając na elfa
W tym momęcie rudowłosy miał na sobie tylko spodnie i właśnie sięgał po ciemną koszulę,leżącą na krześle.Jego wilgotne włosy swobodnie opadały na dobrze zbudowaną klatkę piersiową,jednak dziewczynę bardziej zaintrygował czerwony kamień który wisiał na jego szyji.
- Więc?-zapytał lekko poirytowanym tonem elf,zakładajac koszulę
Dziewczyna speszona,odwróciła wzrok błądząc nim po pokoju i zaczeła trochę niepewnie:
- Tak sobie pomyślałam...-mówiąc,podeszła do niego trochę bliżej- może zechciałbyś mi potowarzyszyć w zwiedzaniu miasta?-złożyła ręce jakby w geście modlitwy
- Odpada -odrzekł chłodno zapinając ostatnie guziki- niedługo się ściemni,a ja nie mam ochoty natknąć się przypadkiem na jakiś ziezimieszków,którzy nie mieli leprzych zajęć,niż napadanie na niewinnych ludzi -mówiąc ostatnie zdanie związał swoje długie włosy czarną tasiemką w kucyk
- Oh...Dart proszę -nalegała- mamy jeszcze dużo czasu,a ja nie mam ochoty spędzić reszty dnia siedząc i nudząc się w pokoju.
- Dlaczego nie pójdziesz sama?-mówiąc to odwrócił się do niej plecami i ruszył w stronę okna
Czarnowłosa założyła ręce na krzyż lustrując elfa wzrokiem,po chwilowym namyśle wpadł jej pewien pomysł do głowy."Nie chcesz iśc ze mną po dobroci,to zmuszę cie siłą"pomyślała podchodząc do niego od tyłu i łapiąc za kucyk.
- No nie bądź taki -szarpneła lekko i pociągneła go za sobą
- Ej co ty robisz!?-próbował się bronić,ale bezskutecznie,Iris trzymała mocno- To boli...
*****
W tafli kałuży odbijało się niebo,które nabrało różowo-pomarańczowego koloru,kiedy słońce leniwie chyliło się na zachód.Dwoje młodych ludzi spacerowało po brukowanej ulicy,a dźwięk ich kroków odbijał się głucho od ścian budynków.
- Nie sądzisz,że powinniśmy już wracać?-spytał elf maszerując z założonymi rękoma za głową
- Jest jeszcze wcześnie -na te słowa mina mu zrzędła- pozatym...-spojrzała na niego tajemniczo,zblizając się bardziej w jego stronę- czy mógłbyś pokazać mi kamień,który nosisz na szyji?
Dart popatrzał na nią pytająco.
- A po co chcesz go zobaczyć?-zapytał podejrzliwie
- Ej,nie chcę ci go zabrać młotku,chcę go tylko obejrzeć,jasne?-powiedziała podpierając się ręką z boku
Z wieklą niechęcią elf rozpioł koszulę pod szyją wyciągajac kamień,który lekko zalśnił czerwonym blaskiem.Dziewczyna wzieła go do ręki i zaczeła się mu przyglądać.Nie wiedziała jednak,że im również ktoś się przyglada z ukrycia.
- To będzie proste -na jej twarzy pokazał się złowieszczy uśmieszek- nie uważasz Silk?
- Ta,zawsze tak mówisz,ale jak dotąd niczego nie udało ci się ukraść bezemnie -odpowiedział jej dziecięcy głos
Z ciemnej uliczki wyłonił się koto podobny stworek o platynowo-szarej,krótkiej sierści.Uszy były nienaturalnie długie jak na zwierzę z rasy kotowatych.Na czole miał nieduży róg,a w złotych oczach odbijały się ostatnie promienie słońca.Zwierzątko podeszło do dziewczyny i jednym zgrabnym ruchem wskoczyło jej na ramie.
- Silk...-dziewczyna przygryzła dolną wargę i zrobiła psie oczka- ty we mnie nie wierzysz?
- Nie -odpowiedziało krótko zwierzątko
- W takim razie zaraz uwierzysz,ino -powiedziała pewna siebie,przeczesując bląd włosy
- Więc?-zapytał elf przerywając ciągnącą się w nieskończoność ciszę
Iris skierowała na chwilę na niego swój wzrok,po czym znów zaczeła przyglądać się kamieniowi.
- Szczerze mówiąc,to nie mam pojęcia co to jest...-oznajmiła obracajac raz po raz klejnot- choć wydawało mi się,że gdzieś go już widziałam...
Przez ułamek sekundy ostatnie promienie słońca dotkneły tafli klejnotu.Iris miała wrażenie,że coś jakby je pochłaniało i po chwili kamień zaczoł palić się od środka.Czarnowłosa otworzyła szerzej oczy,widząc czarny płomień wewnątrz kamienia,ale równie szybko puściła go jak oparzona.
- Coś się stało?-zapytał zdziwiony jej zachowaniem Dart
Czarodziejka spojrzała tylko na niego zmieszanym wzrokiem i odpowiedziała wymijająco:
- Nie...nic...chyba powinniśmy już wracać...-ukradkiem pomasowała oparzoną rękę i właśnie chciała ruszyć w stronę karczmy,ale poczuła silne uderzenie w bok,które wyprowadziło ją z równowagi,powodując upadek na ziemię.
- Ej ty!-krzykneła dziewczyna o bląd włosach- Powinnaś uważać jak łazisz,ino!-wkazała palcem w stronę Iris
- Przecierz to ty na mnie wpadłaś ropucho!-wrzasneła na nią podnosząc się z ziemi
Nagle nieznajoma zwineła się z bólu łapiąc za brzuch.
-....Auć....moje żebra,chyba coś sobie zrobiłam...
- Poczekaj pomogę ci -mówiąc to elf wyciagnoł do nieznajomej rękę
Dziewczyna skierowała na niego swoje duże brazowe oczy.Przez chwilę ich spojrzenie się spotkało.Bląd włosa poczuła,że na jej twarzy pojawił się palący rumieniec,kiedy podawała rękę elfowi.Dart podciągnoł ją do pozycji stojącej,dziewczyna wydała mu się bardzo lekka.
- W porzadku?-zapytał przyglądajac się jej
Nieznajoma była niższa od niego o pół głowy.Z tyłu głowy miała wysoko upięte włosy sięgajace do ramion,z przodu natomiast,jej szczupłą twarz okalały z obu stron pasma jasnych włosów,przykrywajacych lekko oczy.Miała na sobie dość obcisłą,zieloną bluzkę z rękawami na trzyczwarte,odkrywającą brzuch i uwydatniającą wszystkie kształty.Na ramionach miała srebrne naramienniki,a na nadgarstkach matalowe bransolety.Długie zgrabne nogi zakrywały czarne,obcisłe spodnie za kolana,na których miała założone krótkie i szerokie spodenki z czerwonymi obramowaniami u spodu nogawek.Miała również skórzane,sznurowane buty sięgajace poza kostkę.Po chwili Dart zoriętował się również,że dziewczyna jest uzbrojona w dwa sztylety,które krzyżowały się z tyłu przy pasie.
- Dziękuję -mrugneła do niego zalotnie- nic mi nie będzie...no to ja już sobie pójdę -odrzekła po czym ruszyła żwawo w stronę,z której przyszła
- Dziwna jakaś...-zkwitowała ją Iris
Jednak po chwili zorietowała się,że czegoś jej brakuje,odruchowo pomacała rękami pas.
- Nie ma...-staneła jak wryta- ukradła mi sakiewkę!
Bląd włosa szła sobie niczego nieświdoma sprawdzając wagę sakiewki.
- Hm..ciężka -uśmiechneła się szyderczo do siebie
Po chwili usłyszała czyjś krzyk z oddali.
- Stój!
Dziewczyna widząc biegnącą w jej stronę Iris wzieła nogi za pas.
- Cholera -przekleła w myślach- nie spodziewałam się,że tak szybko sie zoriętuje -pomyślała spoglądając raz po raz za siebie
Iris jednak nie dawała za wygraną.
- Powiedziałam stój!
- Ani mi się śni!-odkrzykneła jej bląd włosa przyspieszając
- Ach tak?-pomyśłała Iris- Więc pożałujesz tego -dziewczyna zaczeła wypowiadać zaklęcie na skutek czego wokół jej dłoni pojawił sie polot czerwonych płomieni
- Iris -dobiegł ja głos z tyłu- Chyba nie będziesz używać magii w środku miasta!?-krzyknoł Dart dobiegając do niej
- A jak mam ją zatrzymać mądralo!?
Dart zastanowił się przez dłuższą chwilę i jedyną odpowiedzią jaką usłyszała dziewczyna było:
- Musimy ją gonić...
Biegli już dłuższy czas mijając kolejne uliczki,ale nadal nie mogli dogonić dziewczyny.Nawet nie spostrzegli sie kiedy mineli granicę miasta i znaleźli się w lesie.
- Czy oni kiedyś zrezygnują?-myślała bląd włosa spogladając przez ramie za siebie- cholera mają jakieś niespożyte siły czy co?
Elf biegł już trochę z tyłu za Iris łapiąc ciężko powietrze,za to dziewczyna nie poddawała się wciąż trzymając taki sam dystans między nią a bląd włosą.Złodziejka obejrzała się po raz kolejny i to był błąd.Potykając się o wystający korzeń upadła,turlając się jeszcze kawałek po ziemi.Gdy już się zatrzymała poczuła,że ma przystawione do szyji ostrze.Spojrzała w górę i ujrzała nad sobą ciężko dyszącą Iris.
- A teraz...oddawaj sakiewkę...albo...poczujesz...mój..gniew!-mówiła z wrednym uśmiechem łapiąc powietrze w płuca
Złodziejka widząc minę Iris bez namysłu wyciagneła przed siebie dłonie trzymając własność czarodziejki,gdy ta tylko zabrała sakiewkę blad włosa zwineła się w geście obronnym.
- Wstawaj -rzekła do niej stanowczo,w tym samym momencie doszedł do nich Dart
- Co z nia zrobimy?
- Jak to "co"?Zaprowadzimy tą złodziejkę na komendę,tam będzą wiedzieli co z nią zrobić -po czym pchneła ją lekko przed siebie- Ruszaj...-po chwili dodała- i bez żadnych sztuczek.
Szli dłuższy czas,słońce schowało się za horyzontem zostawiając tylko pomarańczowy powidok na niebie.Las wyglądał z każdą chwilą coraz straszniej.
- Wydaje mi się...że już tędy szliśmy,ino -odezwała się bląd włosa
- Sieć cicho -wrzasneła na nią poirytowana Iris- to wszystko twoja wina!Przez ciebie się zgubiliśmy!
- To nie trzeba było za mną biec!-odgryzła się
Ich kłutnię przerwał Dart,zatrzymując się niespodziewanie.W ich stronę pełzła czarna mgła pochłaniająca resztki światła.Nawet nie zdążyli się spostrzedz kiedy stali w niej już po kolana.Trójkę postaci nagle ogarnoł paraliżujący strach,w całym lesie zapadła ciemność,nie było słychać nawet najmniejszego dźwięku.Mgła zaczeła nabierać kształtów i formować się w coś co wyglądem przypominało czworonożną marę ze skrzydłami.Czarny obłok spojżał na nich pustymi oczami,otworzył swoją paszczę i wydał z gardła tak przeraźliwie świszczący dźwięk,że bohaterom aż włosy się zjerzyły.
- C-co to jest?-zapytała bliska rozpaczy bląd włosa
- Nie mam pojęcia...-odpowiedział elf,kątem oka dojrzał jednak coś co jeszcze bardziej go zmartwiło- Iris?
Dziewczyna stała bez ruchu,wygladało na to,że nawet nie oddycha.Jej tważ nie miała najmniejszego wyrazu,a oczy pustą czernią spoglądały na stworzenie przed nimi.
*****
Drewniana podłoga zbita z desek zaskrzypiała cicho kiedy Kain staneła przed drzwiami do pokoju Iris.Zapukała cicho i gdy nie usłyszała żadnej odpowiedzi,zapukała jeszcze raz.Stała przez dłuższą chwilę nasłuchując,,odpowiedziała jej tylko cisza.Szarpneła za klamkę,drzwi były otwarte w pokoju jednak nie zastała nikogo.Z niepokojem sprawdziła jeszcze pokuj Darta,tam również nikogo nie zastała.W pośpiechu zabrała tylko swój płaszcz i zbiegła na dół po schodach.Karczmarz jak zwylke stał przy barze i wycierał świeżo umyte kufle.Kain od razu skierowała swoje kroki w jego stronę z pytaniem czy nie widzał dwójki młodych ludzi,którzy przybyli tu z nią.Karczmarz owszem widział ich kierujących się w stronę centrum miasta,ale było to dobre bite trzy godziny temu.Czarnowłosa tylko podziękowała i szybkim krokiem opuściła karczmę.Od razu poczuła na sobie chłód.Zakładając kaptur na głowie zastanawiała się,gdzie mogą oni teraz być,trzy godziny to sporo czasu w najgorszym przypadku mogli nawet opuścić miasto.Kain odtrąciła tą myśl,nigdy nie darowała by sobie gdyby tej dwójce coś się stało.Mijając kolejną ciemną uliczkę przyspieszyła kroku,w prawdzie nie wiedziała gdzie dokładnie ma ich szukać,miała tylko nadzieję,że natknie się na nich gdy będą wracać.
Właśnie miała wejść w kolejną uliczkę,kiedy ktoś zastąpił jej drogę.Mina mężczyzny wcale nie wskazywała by chciał ją przepuścić.Jego tważ była poorana bliznami,nosił się ubrany na czarno,a w jego ręku błyszczał jakiś metalowy przedmiot.Czarnowłosa chciała się wycofać,ale z tyłu za nią pojawiło się dwóch innych mężczyzn.Po chwili do tego pierwszego podeszło kolejnych dwóch i kobieta zdała sobie sprawę,że jest w potrzasku.
- Co my tu mamy?-odezwał się człowiek z bliznami na twarzy,najwidoczniej przywódca bandy- ptaszyna w potrzasku -podszedł bliżej w stronę Kain- może się zabawimy?
Na twarzy czarnowłosej wymalowało się obrzydzenie.
- Wybacz,ale paskudztwo takie jak ty nie jest w moim guście -odpowiedziała chłodno
- Może zaśpiewasz inaczej kiedy zimna stal dotknie twojego gardła -mówiąc to podszedł do niej jeszcze bliżej,to samo uczyniła również reszta bandy
- Widzę,że panowie nie mają manier -odezwał się nieznajomy głos- jeśli panowie szukają kobiety na noc,trzeba było udać się do jakiegoś burdelu,a nie zaczepiać nieznajome na ulicy...
Z końca uliczki po stronie gdzie stało dwoje mężczyzn wyłoniła się jakaś postać.Słabe oświetlenie nie dawało zbyt dużej możliwości na przyjrzenie się nieznajomemu.Jedyne co można było dostrzec to to,że był średniego wzrostu i nie wyglądał zbyt groźnie.
- Ty chyba nie wiesz do kogo mówisz gnojku! -warknoł mężczyzna stojący najbliżej chłopaka
- Ach tak?Dla mnie jesteście tylko bandą podrzędnych złodziejaszków -sprowokował go
Mężczyzna z wściekłością rzucił się na młodego.Przez ułamek sekundy było widać błysk i bandyta padł jak długi z pionowym przecięciem przez klatkę piersiową.
- Zabić gnojka! -warknoł przywódca
Kolejny bandyta rzucił się na niego z nożem,wymierzając cios w serce,chłopak jednak ominoł go bez problemu.Złapał go za nadgarstek,drugą ręką natomiast udeżył bandziora w łokieć w taki sposób,że ręka złamała się w drugą stronę.Kość przebiła skórę,a z świerzo otwartej rany trysneła krew.Chłopak dokończył dzieła silnym kopnięciem w kark wbijając tym samym tważ przeciwnika w pobliską ścianę.Pozostali dwaj bandyci rzucili się równocześnie na młodego,ale i z nimi chłopak nie miał najmniejszych problemów.Szybki i niski unik pozwolił mu na kontratak,dzięki któremu jednego z napastników przebił na wylot,drugiego natomiast odrzucił w stronę przywódcy już bez głowy.Dopiero teraz Kain zauważyła,że na przedramieniach chłopaka znajdują się metalowe bransolety sięgające poza nadgarstki.W tej chwili wystawały z każdej po trzy ostrza skierowane ku dołowi.Na pooranej twarzy bandyty pokazał się strach.Mężczyzna widząc poległych współbraci w pośpiechu zaczoł uciekać.Nieznajomy nie dał mu jednak uciec daleko,bo już po chwili w plecach bandziora tkwiło jedno z ostrzy jego pobratemców.
- Widzę,że pani nie tutejsza -odezwał się nagle nieznajomy- o tej godzinie nie wychodzi się z domu bez broni...
- Nie prosiłam o pomoc,ani radę -odpowiedziała chłodno
- Cóż -młody schował broń- następnym razem będę o tym pamiętał -mówiąc to przeszedł koło niej chowając ręce do kieszeni- Obserwowałem ich już od dłuższego czasu...-powiedział nie odwracając się do niej- zasłużyli sobie na taką śmierć...
- Moim zdaniem w tej chwili nie byłeś leprzy od nich...-odrzekła zimno
- Czyżby?-zaśmiał się- Po nich nikt nie będzie płakać,a po tych,którzy stracili życie z ich ręki napewno -nagle posmutniał- Ich żywot był taki krótki,a mieli oni przecież marzenia,jakieś idee do spełnienia...
- Samozwańczy pogromca zła?
- Może to pani nazwać jak chce,ale lepiej niszczyć zło w zalążku,niż później zmagać się z całą armią...-odwrócił się i właśnie miał zamiar odejść,ale spojrzał na nią smutnym wzrokiem.
Ich spojrzenia spotkały się.Kain w półmroku dojrzała,że chłopak ma intensywnie błękitne oczy,wydawały się jej bardzo znajome.
- Wie pani ja też mam jedno marzenie,chciałbym spotkać choć jedną żyjącą osobę z czasów Wielkiej wojny...
Kain nagle otworzyła szerzej oczy.Przez chwilę oboje milczeli,jednak nieznajomy przerwał ciszę,która zdawała się trwać wiecznie.
- Wybacz...gadam od rzeczy -odwrócił się i zaczoł iść swoją drogą- niepotrzebnie panią zagaduję,a przecież szukała pani kogoś...
W tej chwili Kain zdała sobie sprawę z tego,że całkiem zapomniała o Darcie i Iris
- Czekaj!-zawołała do niego,chłopak od razu się zatrzymał- Znam taką osobę...-podbiegła do niego
- Naprawdę?-niedowierzał
- Uwierz mi,mogę cię do niej zaprowadzić,ale musisz mi pomuc...szukałam dwójki moich przyjaciół -przerwała by nabrać powietrza- mogą być teraz w śmiertelnym niebezpieczeństwie...
- Zgoda -powiedział bez namysłu- tylko gdzie ich szukać?
- Karczmarz mówił,że widział ich jak zmierzali w stroną centrum miasta...
-
Wow. Co ja znalazłam. :P
Długo kazałaś czekać, ale bardzo ciekawy kawałek i przeczytałam z przyjemnością.
-
taaa.... nie ma to jak sześciomiesięczna przerwa między rozdziałami ;)
Ale tak, czy inaczej, uważam, że całkiem nieźle się czyta. Może się mylę, ale chyba styl ci się polepszył trochę od ostatniego rozdziału. Jedyne co mnie przytłacza to trochę przegięte opisy garderoby coponiektórych bohaterów. No bo przecież kto wkłada na siebie coś takiego
czarne,obcisłe spodnie za kolana,na których miała założone krótkie i szerokie spodenki z czerwonymi obramowaniami u spodu nogawek
:F
-
Ojoj...początkowo długość mnie nieco przeraziła, ale nim się obejrzałem, pochłonąłem całosć :) Z czasów Wielkiej Wojny, powiadasz? Hmmm...wygląda na to, że muszę zmienić tytuł mojego opowiadania, zeby nie wchodzić Ci w paradę... Nio cóż, jakoś to załatwimy :)
Bardzo mi się podobało i uważam, że masz talent =] Tylko nie zmuszaj nas do tak długiego oczekiwania... Taka mała prośba :)
-
Dart chciał już jej coś powiedzieć,ale dopiero po chwili zauważył,że dziewczyna gwałtownie się zatrzymała,przez co wpadł na nią.
- Ej,mogła byś uprzedzać,że się zatrzymujesz...-powiedział masując nos
Czy Iris nie jest niższa od Darta o głowę? :P (rozdział 5)
Taki tam szczegół, który rzucił mi się w oczy^^ Ale tak w ogóle to Twoje opowiadanie bardzo mi się podoba i przyjemnie się je czyta. Ma swój klimat, super. :)
I want more! :grin:
-
Ojoj...początkowo długość mnie nieco przeraziła, ale nim się obejrzałem, pochłonąłem całosć :) Z czasów Wielkiej Wojny, powiadasz? Hmmm...wygląda na to, że muszę zmienić tytuł mojego opowiadania, zeby nie wchodzić Ci w paradę... Nio cóż, jakoś to załatwimy :)
Bardzo mi się podobało i uważam, że masz talent =] Tylko nie zmuszaj nas do tak długiego oczekiwania... Taka mała prośba :)
Wcale nie musisz zmieniać tytułu,przecież to różne dwie historie,a jeśli chodzi o Wielką wojnę to tylko nazwa jednego wydarzenia...
Postaram się częściej pisać,choć to nie zależy odemnie tylko od mojego natchnienia ;P.
QUOTE
Dart chciał już jej coś powiedzieć,ale dopiero po chwili zauważył,że dziewczyna gwałtownie się zatrzymała,przez co wpadł na nią.
- Ej,mogła byś uprzedzać,że się zatrzymujesz...-powiedział masując nos
Czy Iris nie jest niższa od Darta o głowę? tongue.gif (rozdział 5)
Taki tam szczegół, który rzucił mi się w oczy^^
Hm...mógł w tej chwili się schylić lub opuścić głowę ;P(wiem,wiem...wymyślam)
-
Wcale nie musisz zmieniać tytułu,przecież to różne dwie historie,a jeśli chodzi o Wielką wojnę to tylko nazwa jednego wydarzenia...
Znaczy się, Ignatius nie musi zmieniać tytułu, bo tu chodzi o Wielką Bitwę, a nie Wielką Wojnę.... Sam ją tak ochrzciłem, to wiem :F No ale to są nieistotne szczeguliki
-
Ja wróciłem na forum trochę później, niż został zakończony NSH. Ale nadrobiłem zaległości i powiem że idzie ci ałkiem całkiem. początkowe rozdziały wiały trochę nudą, ale w ostatnim w końcu akcja. Pisz dalej, bo masz talent (chociarz gramatyka sux).
-
Ech chyba wszystkich zawiodłam,teraz jak patrze na datę kiedy ostatnio tu pisałam to aż się przeraziłam XD.No ale cóż nie każdy ma czas by pisać eh.Ciekawe czy jeszcze ktoś pamięta o tym topicu XD.W każdym razie nie mam zamiaru rzucić tego opowiadania i chciałam tym samym wrzucić nowy rozdział....miłego czytania.
Rozdział VIII.Szczęśliwy powrót
Ciemność otaczała ją z każdej strony, nie miała żadnej szansy by uciec. Ciało odmawiało jej posłuszeństwa, nie mogła się ruszyć, czuła tylko ból pochłaniający ostatnie resztki jej świadomości. Jednak w jednej chwili coś delikatnie zamigotało, maleńkie pulsujące światełko, a może to tylko przywidzenie? Mały świetlik zbliżył się do niej, zaczął rosnąć i jaśnieć, odruchowo przymknęła oczy, przyjemne uczucie błogości wypełniło jej całe ciało, ból ustąpił. Ciemność zniknęła, teraz unosiła się w jasnej pustce, powoli otworzyła oczy, przed nią stał falujący, czarny płomień kształtem przypominający jakieś stworzenie. Mara spojrzała na nią pustymi oczami, Iris nie czuła teraz przed nią strachu. Wyciągnęła rękę do czarnego płomienia, a ten jak na komendę podszedł do dziewczyny zostawiając za sobą smugę ciemności. Nagle skoczył na nią i gdy tylko dotknął jej ciała zlał się z nią w jedno, zostawiając na ciele dziewczyny czarną łunę. Iris uśmiechnęła się i światło zniknęło.
*****
- Iris, Iris! - nawoływał Dart, ale dziewczyna nie miała zamiaru się obudzić - Cholera co się z nią stało? - pomyślał zaciskając zęby w złości.
Nagle usłyszał za sobą szelest, odruchowo odwrócił głowę w kierunku, z którego usłyszał dźwięk.
- Ej, a ty do kąt? - krzyknął na blond włosą.
- Życie mi miłe, dlatego zabieram się stąd póki te paskudztwo się nie rozmyśli i nie wróci, by nas pożreć! - powiedziała i już miała zabrać nogi za pas, kiedy zobaczyła, że w pobliskich krzakach coś się poruszyło.
Odruchowo cofnęła się z przerażoną miną, ale strach ustąpił gdy ujrzała swojego kociego przyjaciela.
- Silk! - pisnęła z radości rzucając się na kociaka - Całe szczęście, że to ty! Zabierzesz mnie stąd!
Nagle blond włosa usłyszała za sobą głos.
- Idę z tobą ... - rzekł do niej Dart, trzymając nieprzytomną Iris na rękach.
Blondyna popatrzała na elfa i na dziewczynę, miała teraz szansę by uciec, ale zrobiło się jej głupio, nie mogła tak ich tu zostawić ma pastwę losu.
- No dobrze ... Silk może nas wyprowadzić - spojrzała na elfa z powagą - pozatym darowaliście mi życie, więc jestem wam coś winna ... ale gdy tylko dojdziemy do miasta, spadam jasne, ino? - założyła ręce, krzyżując je na piersi.
Dart na potwierdzenie kiwnął głową.
- Jak słońce.
*****
Kain denerwowała się coraz bardziej, na myśl przychodziły jej różne przerażające rzeczy. Gdzie teraz mogli być? Tego nie wiedziała i bała się, że może być już za późno. Nawet nie zauważyła, że nieznajomy młodzieniec, który ją uratował przygląda się jej co jakiś czas, biegnąc tuż obok. Ciemność przykryła już miasto ciemną kołdrą, na ulicy oświetlonej nielicznymi lampami nie było nikogo. Kain zwolniła by złapać oddech.
- Może już wrócili. - odezwał się nagle, przerywając ciszę.
Kain zmartwiła się jeszcze bardziej.
- Możliwe ... - odpowiedziała, choć wciąż trapiły ją złe przeczucia.
Była pewna, że coś musiało się wydarzyć, nie lubiła takich przeczuć, ale zwykle się sprawdzały. Wytężyła wzrok i spróbowała się skupić mimo dręczących ją myśli. Czuła zmęczenie, szukali ich już dobrą godzinę, oczy zaczynały się jej już kleić, ale dający we znaki chłód nie pozwalał jej przysnąć. Nagle poczuła dziwny ucisk w głowie, jakby coś chciało ją rozsadzić, zatrzymała się gwałtownie. Przez chwilę coś w podświadomości Kain zabłysnęło, widziała przed oczami jakiś obraz, po powidoku zapamiętała jedynie drzewa.
- Las ...? - pomyślała, spoglądając w jego kierunku.
Chłopak widząc, że Kain zatrzymała się podszedł do niej niepewnie.
- Wiesz gdzie oni są? - zapytał.
Kain spojrzała tylko na niego dziwnym wzrokiem i dała mu znak by poszedł za nią w kierunku lasu.
*****
- W końcu, jesteśmy na miejscu. - powiedziała dziewczyna o brązowych oczach, przeciągając się - No to mnie już nie ma. - odwróciła się na pięcie w stronę elfa i pomachała mu na pożegnanie.
Gdy odchodziła Dart zagadał jeszcze do niej.
- Dzięki ...
Dziewczyna zatrzymała się na chwile.
- Nie ma sprawy, ino. - uśmiechnęła się zalotnie - Mam jednak nadzieję, że więcej się nie spotkamy. - powiedziała po czym czmychnęła przed siebie niczym uciekający zając.
Dart poprawił Iris trzymając ją na plecach. Zebrał się w sobie i ruszył w stronę oberży, w której się zatrzymali. Kain pewnie już ich szuka, ale nie to go teraz martwiło. Zastanawiało go wciąż co stało się z Iris, od kiedy straciła przytomność po spotkaniu z tym dziwnym stworem jej stan się nie zmienił. Co prawda oddychała, ale to był jedyny znak, że wciąż żyje. Czuł bijący od jej ciała chłód, jakby śmierć wisiała nad głową dziewczyny wyczekując odpowiedniego momentu by zadać śmiertelny cios. Trapiło go to coraz bardziej. Szedł przed siebie dłuższy czas, uważając by się nie potknąć, wyczerpanie brało nad nim górę, przez chwilę wydawało mu się nawet, że widzi jakieś ludzkie sylwetki przed sobą. Skupił się i wytężył wzrok, faktycznie przed nim ktoś szedł albo raczej zbliżał się w jego kierunku, coraz szybciej i szybciej. Dopiero po chwili spostrzegł, że w jego kierunku biegnie Kain w towarzystwie jakiegoś młodego chłopaka.
- Dart, nic wam się nie jest ?! - krzyknęła, dobiegając do niego.
- Nie ... - odpowiedział jej ledwo stojąc.
Na te słowa Kain odetchnęła z ulgą.
- A co z Iris ? - spojrzała z lekkim niepokojem na dziewczynę
- Śpi. - skłamał, choć wiedział, że prędzej czy później Kain dowie się co tak naprawdę się wydarzyło.
- Może ci pomóc ... - odezwał się w końcu nieznajomy, lecz Dart od razu odtrącił jego pomocną dłoń.
- Nie trzeba, dam sobie radę. - odpowiedział mu chłodno.
Mimo tego, że był już bardzo zmęczony nie miał ochoty powierzać Iris komuś takiemu jak on. Kain widząc, że napięcie gęstnieje rzekła do Darta:
- Opowiesz mi wszystko kiedy wrócimy do karczmy, a teraz chodźmy, niebezpiecznie jest tu tak stać ... - powiedziała spoglądając na młodego, dając mu tym samym do zrozumienia by poszedł z nimi.
-
czytanie było miłe, ale... krótkie. zeby nie powiedzieć stanowczo ZA krótkie ;/ zanim zdążyłem się rozpędzić był już koniec. nie powiem, moje tempo apdejtów w SZvsMS nie jest kosmicznie szybkie, ale... zebyś Ty Yuz po takim kawałku czasu narobiła smaku i... o, tyle tylko ?? nie powiem, ze liczyłbym na coś znacznie dużo więcej, a to jest tylko taką zakąską. przystawką przed daniem głównym. czyli solidną ilością tresci ciągu dalszego
-
Zgadzam się z przedmówcą. Naprawdę miło było to przeczytać po tak długiej przerwie, chociaż dość szybko pojawił się koniec.