Forum SquareZone
Kategoria ogólna => jRPG => Wątek zaczęty przez: Goha w Stycznia 08, 2005, 08:20:12 pm
-
Powiedzcie mi, czy kiedyś zastanawialiście się nad tym, który z bossów w jakim jRPG'u sprawił wam najwięcej kłopotów? Kto najbardziej was wkurzał? Która walka jest waszym zdaniem trudna?
Dla mnie samej był to niegdyś Guildenstern w swojej ostatniej fazie. Był denerwujący, bo wiecznie uciekał. Wprawdzie pokonanie go to dla mnie kwestia wpakowania mu PP z kilku broni, ale kiedy przechodziło się Vagranta po raz pierwszy i nie wiedziało się o co chodzi jakby, facet doprowadzał do szału.
Ciekawe było też moje pierwsze spotkanie z Emerald Weaponem - pływam sobie łodzią podwodną i zwiedzam, a tu mi coś zza pleców wyskakuje (zawał) i wpadamy w walkę całkowicie nieprzygotowani... Bah.
No i ostatnia potyczka z Sephirothem... Nie lubię jej za to, że to jedynie dopełnienie formalności...
-
eee.... któryz bossów ?? hmmm... oj dawno w jRPGi nie grałem ale najbardziej w kość dał mi Ruby Weapon :)
-
GARAI i Miguel w CC :P i moze jesion Hydra :P
-
Mi najbardziej dał popalić taki jeden sk""wysyn co ze ściany wyskakiwał w FFVII, w tej świątyni, co była Black Materią... fuck... ile ja musiałem kombinować, żeby tego łepka położyć.... a on wcale mocny nie był przecież....Weapony to przy nim wymiękały oba....
W FFVIII jeszcze bawiłem się trochę z Ultimą.... ale nie był specjalnie trudny, jak się miało odpowiedni skład... w FFIX byłą Ozma... tego ścierwa też bardzo nie lubię, ale w końcu wygrałem (składem Zidane, Steiner, Quina i Eiko... Steiner i Quina do zabierania po 9999 HP, Eiko do leczenia, a Zidane do obijania się i kibicowania drużynie). W FFT był Velius.... ale tylko za pierwszym razem był trudny, bo na nigo poszedłem nijakim składem. W CC nie było chyba nikogo trudnego... jedyny przeciwnik, który mnie rozwalił za pierwszym razem to była Hydra, ale w końcu ją też położyłem. Tak pozatym to było jeszcze kilku, ale nie będę ich wymieniał.... wszyscy z Romancing SaGa III i SaGa Frontier I, bo tam bossowie są nieziemsko trudni...
-
Gdy pada takie pytanie to zawsze przed oczami pada mi Indalecio z "Star Ocean. The Second Story". Tydzień się z nim męczyłam jak włączył mi się tryb Limitter Off i z bratem nie mogliśmy mu dać rady.
Naturalnie biorę pod uwagę bossów, których ostatecznie przeszłam.
Co prawda Ruby Weapon z FF7, Guildenstern z VS i Lavos z CT też chwilowo zaleźli mi za skórę, ale szybko ich rozpracowałam i znalazłam strategię.
-
Hm...trudno mi powiedzieć z kim miałam największy problem.Co do gier Square to chyba tylko w CC miałam problem z Miquelem.Z Lavosem nie maiłam żadnego problemu...Jak narazie jestem w trakcie przechodzenia FF7 i tu też nie było zbytnich problemów jestem na ostatniej płycie,przed walką z Sephirotem(choć jeszcze nie wiem jak będzie z Weponami).I został jeszcze FF9 i tu też nie było problemów(koniec trzeciej płyty).
Co do innych gier w jakie grałam to niezły problem jak grałam za pierwszym razem w Legend of dragoon,było pokonanie Grant Jewella i później Melbu Frachmy...najbardziej wkurzajacy i ostatni boss.
-
w sumie jest już taki temat.. nazywa się "ciekawi bossowie" ale mniejsza oto
Vagrant Story-no tak ostatni boss to była ztraszna udręka zanim przeczytałem w gazecie że można udeżać w niego bronia i jak broni będzie schodziło AP to jemu większa energia (o tym dopiero się diwuedzuałem za drugim podejściem), boss był trudny... ogólnie cały VS miał wiele trudnych bossów
Finale, może Omegi były trudne, ale nie wiem bo nigdy mi się niechciało na nie szykować... owszem w VII prbowałem ale i ta pod wodą i ta czerwona mnie łoiły jak chciały więc były baardzo trudne dla mnie (ale pewnie jakbym sięz odpowiednim ekwipunkiem wbił to lajt, ale mi się niechciało dobra wymowka?), w VIII nawet mi sięniechciało jej szukać w IX doszedłem tylko na końcówke 2cd
Chrono Saga -nic, oprócz Lavosa z którym za pierwszym razem poprostu wygrać się nie dało (CT)
Saga Frontier 2 - najtrudniejszy ostatni boss z jakim grałem... jedyna gra której nie przeszedłem a w którą grałem tak długo... poprostu nie mogłem pokonać ostatniego bossa nie ważne co bym robił... ale to raczej przez system gry niż moją nie udolność...
Front Mission 3-taka duża baza na której były działka i inne dupsiki.. ta baza to był ruchomy robot i przed walką z nim dzieliliśmy grupe na 2 odzdziały...
-
Saga Frontier 2 - najtrudniejszy ostatni boss z jakim grałem... jedyna gra której nie przeszedłem a w którą grałem tak długo... poprostu nie mogłem pokonać ostatniego bossa nie ważne co bym robił... ale to raczej przez system gry niż moją nie udolność...
Jestem dokładnie tego samego zdania.... niexłe skur**syństwo, z tym waleniem po LP, którego nie można leczyć, a jak ci dojdzie do 0 to game over... w szczególności, że ta nieudolna sziksa, która jest głównym bohaterem ma zastraszajacą liczbę 7 LP, co oznacza, że przegrywamy jeśli nie zabijemy delikwenta w jakieś 14 ruchów... no i oczywiście nie można się leczyć za pomocą LP... też tej gry nie przeszedłem włąśnie przez tego skurczybyka....
-
hmm..... jkaby się nad tym zastanowić to może wygrzebał bym z pamięci potyczki z jakimiś trudniejszymi bossami..... W VS na przykład bossowie byli raczej irytujący niż trudni i strasznie denerwowało mnie to, ze na każdego bosasa musiałem mieć inną broń i rzucać inne affinity spells...... W FFVII weapony były proste, a w FFVIII dość trudny był diablos, ale tylko dlatego, bo uparłem się, zeby go przejść na 6 lv. A jeśli chodzi o FFX to trudny był Peanance, który rozwalił mnie bodajże 10 razy pod rząd...... Ale jednak najtrudnieszy boss z jakim się spotkałem to ben koleś na samym końcu Bevelle Underground w FFX-2.
-
powiem tak...pierwsz, takie prawdziwe pierwszy przejscie u sasiada VS...ten latjacy pierdola byl okropnie denerwujacy, a ze nie bylismy jeszcze tak obkuci to zadawalismy mu po 4-7 dmg...to bylo straszne pasc pod koniec walki...padl po ok. 1.5 h grania...
-
O tak, Miguel z CHC, jak mogłam zapomnieć? Przy nim to taki Pożeracz Czasu to pesteczka.
-
Dla mnie Miguel obnizenie obrony magicznej i Photon beam (ten silniejszy i 300hp poszo sie hendozyc) albo tez obnizenie obrony magicznej i holly dragon sword , Garai tez mnie niezle wkurzal tym strzalem z mieczuw odrazu mi linka kladl no i w ToD 2 Dahos :D i torche mnie ostatni boss wkurzal jak mi ni stad ni z owad wywala mieczyliem z nieba a ja sie modle aby mi wall wyszedl
-
może niektórym wydać się to śmieszne ale jak grałem pierwszy raz w FF9 (wtedy zaczełem moją przygode z jrpg) troche dał mi popalić Gizmaluke O_o .Ale jak już go pokonałem to już żaden boss nie zatrzymał mnie na długo. Jeszcze Ozma sprawiła mi duzo trudności bo nie spotkałem wszystkich przyjacielskich stworków :P Ale i tak gdzieś za 6 razem wygrałem... :D :D
-
Dlamnie chyba trudny bos to Peanance miałem z nim troche kłopotuw ale rozgromiłem go za jakas prubał
-
o i jeszcze jeden kolo mi sie przypomnial Maxwell z Tod2 32k zycia jak na bosa malo(najmiej) ale ale qrw.. ale jak sie mu po 10dmg robi przy summonie 200 to jest dobrze :/ a do tego jego meteor swarn
-
miguel i garai z cc wcale nie sa kozakami... mi najciezej walczyło sie z dariem bez rzadnych elementów (leczacych, atakujacych, summonow, odpornosciowych etc) to dopiero sie nazywa rzeźnia... podczas pierwszego smigania giery ciezko... zaje*** ciezko...podczas drugiego w ten sam sposob kilka minut :]
-
Nie zapomnę jak męczyłem się z Garaiem i Miguelem z CC.
Równie niezłym kozakiem jest Riku z KH:CoM
-
Ostatnio troszeczke sie nad Langrisserem pomęczyłem i co ?? najtrudniejszy boss był gdzieś na początku natomiast ostatni to była tylko formalność ;) najtrudniejszym bosem był general Zeld gdyż był o klase lepszy od wszystkich jednostek i kapitanów bohatera :P ale wreszcie go ukatrupiłem <po tym jak od nowa gre zacząłem :P> bo langrissera skończyłęm :P gierke polecam jest do niej fanowskie tłumaczenie :P
-
Ja i wizard doszliśmy ostatnio do wniosku, ze ostatni boss w Vagrant Story jest trochę irytujący (zwłaszza za pierwszym przejściem gry) ..... Nie tyle co trudny, ale po prostu irytujący, bo można się z kolesiem męczyć i męczyć, a on jednym fajnym atakiem Bloody Sin zrównuje nas z ziemią.... czyli ogulnie nie wesoło...
-
Co zreszą się odwraca, bo po "doładowaniu" ekwipunku i kilkukrotnym przejściu gry to my możemy go znieść jednym strzałem XD
-
Ja i wizard doszliśmy ostatnio do wniosku, ze ostatni boss w Vagrant Story jest trochę irytujący (zwłaszza za pierwszym przejściem gry) ..... Nie tyle co trudny, ale po prostu irytujący, bo można się z kolesiem męczyć i męczyć, a on jednym fajnym atakiem Bloody Sin zrównuje nas z ziemią.... czyli ogulnie nie wesoło...
Ciekawe. Ależ ten Bloody Sin nawet połowy życie nie ujmował jeśli dobrze pamiętam. Za pierwszym spotkaniem chyba pół godziny staliśmy przed sobą głowiąc się jak ten kłopot rozwiązać i miałam okazję poogladać sobie ten jego osławiony atak z kilka razy. :) W końcu wyłączyłam grę i poszłam się głowić nad strategią, żeby go wreszcie trafić czymś co będzie mu ujmować porządnie życie, bo chciałam sobie outro obejrzeć :P
-
znaczy się, ja miałem za pierwszym razem problem z Bloody Sinem, bo nie bawiłem się w strategie, tylko napieprzałem przez cały czas z jednego łańcuszka no i tak dochodziłem do 60 RISk, a z taką ilością to pan guildenstern golił mi po 100 na każdą część ciała..... Ale po kilku próbach wizard podopowiedział mi strategię i zamiast nawalać go normalnie, kontrowałem tylko jego zaklęcia (co było raczej skuteczniejsze) .....
-
Moja strategia na Romeo była dość prosta... rzucić sobie Prostasia i Herakles, po czym napieprzać w niego chain'ami... a jak mi RISK zbyt urósł, to korzystałem z nagromadzonych pokładów Vera Bulbów, Rotów i Potionów.... specjalnie się nie męczyłem.... a za ostatnim razem, to go jednym chain'em kładłem i to z 7 ciosów tylko (wiem, że słabo, ale nie miałem damascusowej broni...)
-
No tak, ale ja zawsze lubię sobie utrudniać życie i napierdzielałem go chainami bez rzadnych czarów, czyli podstawowe obrażenia wachały się między 1 - 5 :F
-
Masochizm O.o Phantom Pain bardzo ułatwia sprawę.
-
Phantom Pain się nie sprawdzał, bo można go było użyć tylko raz... a mój sposów wcale nie był taki zły, bo po dwuch, złożonych z 40 ogniw wymiękał.....
-
znaczy się, ja miałem za pierwszym razem problem z Bloody Sinem, bo nie bawiłem się w strategie, tylko napieprzałem przez cały czas z jednego łańcuszka no i tak dochodziłem do 60 RISk, a z taką ilością to pan guildenstern golił mi po 100 na każdą część ciała.....
A to faktycznie możliwe. Co do strategii to ostatecznie ja stawiałam głównie na break artsy i wyczucie, kiedy znajdzie się w zasięgu podczas rzucania czaru. W sumie już Cherry Ronde dał tutaj usługi niezłe, chociaż odbijanie czegoś takiego jak Bloody Sin też było przyjemne jak się trafiło z rzadka. Czasu tak i miałam nadmiar na zadbanie o kondycję jak już mi zwiał.
-
PP SIĘ sprawdza. trzeba przyszykować kilka broni. A tych możemy przy sobie nosić aż 8. Nie twierdzę, że to jakiś ultymatywny sposób, to był mój sposób zawsze. Zakładamy zasysanie pp (instill, jeśli mnie pamięć nie myli), idziemy gdzie napakowac bronie uważając, żeby ich nie nosić na wierzchu często, strasznie dużo czasu to nie zajmuje, a potem walimy na górę... Tak jak wspominałam, owszem, można bawić się w odbijanie magii, pochłanianie obrażeń, czy pakowanie chainów, ale czasami można się zagapić i zapomnieć o ryzyku. Metoda PP wydała mi się bardziej efektywna. Drugie czy trzecie podejście to już kwestia łańcuszka właśnie, bo wiadomo - dbamy o statsy naszych broni (i nasze) i ciosy potem wchodzą jak w masełko...