Forum SquareZone

Forum ogólne => FanFik => Wątek zaczęty przez: ShinRa w Listopada 30, 2007, 05:22:10 pm

Tytuł: J-Soldier (rozdział I cz. I)
Wiadomość wysłana przez: ShinRa w Listopada 30, 2007, 05:22:10 pm
Prawdę mówiąc, od jakiegoś czasu piszę opowiadanie (teraz 73 str A4), ale nie wiem, czy w ogóle komukolwiek się spodoba. Temat jest tylko po to, żeby coś tam wpisać :D. Proszę o N O R M A L N E komentarze i nie śmianie się z tego. To jest pierwszy raz kiedy piszę opowiadanie, więc może być niezbyt ciekawe, czy udane. To co tutaj wpiszę to tylko część pierwszego rozdziału. Jeżeli się spodoba wpiszę coś więcej.
Rozdział I
Rok 2015, Triloja, 16 czerwca

Daler Langbrois wstał i rozejrzał się po pokoju.
Pokój był bardzo duży jak na pokój w akademiku.
Ściany były pomalowane na szaro z odcieniem błękitu. Podłoga była tego samego koloru.
W kącie stało biurko z szufladami zamykanymi na klucz, a na nim monitor komputera z głośnikami, myszka oraz klawiatura.
Pod biurkiem stał komputer i drukarka.
Pod oknem było jednoosobowe łóżko.
Po przeciwległej stronie pokoju były drzwi wyjściowe, a obok wejście do toalety.
Daler wszedł do toalety. Toaleta w przeciwieństwie do pokoju była bardzo mała.
Naprzeciw wejścia była umywalka z lustrem powyżej, po prawej prysznic a po lewej sedes.
Chłopak podszedł do lustra i spojrzał w nie.
Zobaczył chłopca w wieku 15 lat z białymi jak śnieg, długimi, włosami, piwnymi oczami i jasnej karnacji.
Mimo tych dwóch dziwnych atrybutów był przystojny.
Daler od urodzenia miał wiele dziwnych umiejętności.
W wieku 10 lat walczył z demonem, a w wieku 13 teleportował się do innych światów i wracał.
Miał wyjątkową sprawność fizyczną i o wiele szybszą reakcje.
Jednak najdziwniejsze było to, że potrafił czarować.
Pewnego razu podczas zabawy teleportowaniem się trafił do jakiejś dziwnej szkoły.
W niej spotkał czarodzieja imieniem Istaris, który nauczył go panowaniem nad swoimi darami.
Daler uczył się w tej szkole ponad 20 lat.
Gdy wrócił do swojego świata pojawił się w tym samym momencie, w którym go opuścił, i w wieku 13 lat.
Daler nie miał rodziców. Został przygarnięty przez młode małżeństwo, które nie mogło mieć własnych dzieci.
Tytuł: Odp: J-Soldier (rozdział I cz. I)
Wiadomość wysłana przez: Solidus w Listopada 30, 2007, 05:46:51 pm
Hm...może pisarz ze mnie żaden (choć co tydzień muszę pisać wypracowania z Polskiego), ale wrzucę swoje parę groszy...
1. Dlaczego każde zdanie zaczyna sie od nowej linijki ?
2. Postać główna jest cliche do bólu - młody piękniś, niemalże wyidealizowany, obdarzony nadprzyrodzonymi mocami.
3. Linia czasowa jest strasznie chaotyczna.
4. Czytając opis pokoju bałem się, że będzie to wyglądać jak w "Nad Niemnem". Mniej szczegółów.
5. Jest trochę powtórzeń.
6. Short chapter is shrt.
7. Sam początek jest jakiś...nijaki w sumie.
Tytuł: Odp: J-Soldier (rozdział I cz. I)
Wiadomość wysłana przez: ShinRa w Grudnia 01, 2007, 01:10:58 am
Uuuu ale dostałem krytyki.  :) Heh... Ale o to mi właśnie chodziło. Dzięki DarkButz.
Chciałbym tylko napisać, że to jest rozdział I a nie epilog. Hmm... skoro tak cienko mi poszedł sam początek (praktycznie żadnych plusów) to może zmienie ten opis postaci i otoczenia. (prawdę mówiąc napisałem to, w ten sposób, ponieważ mogło to wpaść w ręce mojej nauczycielki j.polskiego) Ale jak już pisałem: po raz pierwszy w zyciu piszę dlugie opowiadanie fantasy więc może być kilka(naście, set) niedorobień. W końcu mam dopiero 12 lat :p Każde zdanie zaczyna się od nowej linii przez przypadek. Prawdę mówiąc nie mam pojęcia dlaczego :D Nie wysłałem epilosu bo prawdę mówiąc sam nie jestem z niego zadowolony (po prostu to zależy od ego czy mam wenę twórczą czy nie).
Nie rozumiem o co chodzi z "chaotyczną linią czasu". A bohater przestanie być wyidelizowany podczas lektury :)
Tytuł: Odp: J-Soldier (rozdział I cz. I)
Wiadomość wysłana przez: Tantalus w Grudnia 01, 2007, 02:01:48 am
Matahabaala, poświęciłem coś koło minuty swojego życia, żeby zobaczyć coś tu nabazgrał. Jeżeli chodzi o wady:

1. Opisy otoczenia. Pierwsza rzecz jaka mi się rzuciła na myśl. Jedno zdanie wstępu po czym opisywanie kolejno głównych elementów pokoju w prawie identycznych zdaniach. Nie jest to błąd, ale bardzo źle się to czyta. Każdy pisarz musi opisywać otoczenie, jednak pisarz dobry zrobi to tak, że te nie będą nurzące. Pisarz bardzo dobry sprawi, że czytelnik z łatwością wyobrazi sobie otoczenie, a pisarz wybitny nakreśli kształty, kolory i dźwięki jak malarz. Jeszcze długa droga przed tobą.

2. Cliche, czyli to, co zarzucał ci DB. W dzisiejszych czasach, opowieści o bohaterach tego typu są z miejsca skazane na ostrą krytykę, choćby ze względu na to, że tacy bohaterowie pojawiają się wszędzie, czy to w amerykańskich filmach, czy to japońskich grach. Ciężko jest na tym gruncie zbudować coś oryginalnego. Wiem, że to tylko pierwszy rozdział i szczerze wierzę w to, że bohaterowie zyskują na realizmie trochę później, ale te pierwsze przedstawienie Dalera zniechęca do dalszego czytania.

3. Próba umieszczenia dużej ilości informacji w małym tekście. DB określił to jako "chaotyczną linię czasową", bo do tak to wygląda. Chciałeś w kilku zdaniach opowiedzieć o historii bohatera, która powinna być odkrywana stopniowo, na przestrzeni następnych kilku/kilkunastu/kilkudziesięciu rozdziałów. To bardzo częsty błąd, w szczególności u młodych pisarzy - sam tak robiłem, nawet jest na to dowód pod postacią fika "Klient ma zawsze racje" tutaj zamieszczonego. Musisz nauczyć się, że informacje trzeba dawkować. Kiedy czytasz książkę, to na początku zazwyczaj niewiele wiesz o bohaterach, o realiach świata - w ten sposób opisy są.. jakby to określić... bardziej profesjonalne.

To tyle, jeżeli chodzi o ważne uwagi. Nie liczę powtórzeń, czy jakichśtam stylistycznych błędów, bo mi się ich ani szukać ani wymieniać nie chce.

Na początku chciałem cię zbesztać za permanentny brak talentu literackiego i grafomanię, ale jak napisałeś, że masz 12 lat, to wszystko nabrało sensu. Jak na dwunastolatka, to piszesz bardzo dobrze. Jeżeli będziesz dalej pisał i będziesz chciał się doskonalić, to za kilka lat możesz być w te klocki naprawdę niezły. Oczywiście, życzę ci tego i wierzę, że wyciągniesz naukę, zarówno z samego pisania tekstu, jak i z naszej krytyki.

Tak na zakończenie, jako że mam chwilę wolnego czasu, masz tutaj moją wersję twojego pierwszego rozdziału:

Cytuj
Elektroniczny budzik, stojący na biurku obok łóżka, wydał z siebie wysoki pisk, a zielony wyświetlacz zaczął migać. W ruchu, który stał się już nawykiem, lewa ręka chłopca sięgnęła w jego stronę, po omacku wyłączajac hałas. Daler podniósł się i odgarnął z oczu swoje długie, śnieżnobiałe włosy, wpatrując się w szare niebo za oknem. Wyszedł z łóżka i powolnym krokiem ruszył w stronę toalety. Przetarł zaparowane lustro ręcznikiem i przyjrzał się widniejącemu w niej piętnastolatkowi o piwnych oczach. Uśmiechnął się.

Chociaż wyglądał jak dziecko, przeżył już więcej niż nie jeden dorosły człowiek. Swój naturalny dar magiczny odkrył nim jeszcze zaczął chodzić i rozwijał go stopniowo w czasie swojego dojrzewania. Kiedy mając 10 lat zgubił się w lesie i stał się celem ataku demona, Daler wiedział już jak się bronić. Jednakże prawdziwej magii nauczył go Istaris.

Istaris był sędziwym magiem, nadrektorem w szkole magii i okultyzmu, istniejącej w ukrytej rzeczewistości na granicy światów. Kiedy Daler nadużył swojego daru, został on wessany do tego miejsca wbrew własnej woli, który, jak się później dowiedział, był jedynie skutkiem wyrównania się potencjałów taumicznych między astralnymi płaszczyznami. Początkowo nie rozumiejąc co się stało, chłopiec znalazł pomoc u Istarisa, który zaopiekował się nim i wyjaśnił tajniki magii oraz zasady, jakimi się kierują. Kolejnych 20 lat spędził na nauce tego jak używać zaklęć, kiedy to robić i jakie jest wiąrzące się z nimi niebezpieczeństwo. Dzisiaj już wiedział, że czary to nie zabawa.

Dzięki uprzejmości Istarisa, Daler wrócił do swojej rzeczywistości, wracając do punktu na linii czasowej, w którym go opuścił. Stał się dzięki temu nastolatkiem z ponad trzydziestoletnim doświadczeniem w posługiwaniu się pierwotną mocą. Będąc sierotą, został adoptowany przez młode małżeństwo, które nie mogło mieć własnych dzieci.

Skończyłem w tym samym dziwnym momencie co ty. Pisałem na szybko, więc jest to dalekie od doskonałości, ale da ci jakiś pogląd na mój styl pisania hehe.

W każdym razie, powodzenia w twoim pisarskim postępie. Pamiętaj, że od czegoś trzeba zacząć.
Tytuł: Odp: J-Soldier (rozdział I cz. I)
Wiadomość wysłana przez: ShinRa w Grudnia 01, 2007, 11:33:57 am
Dzięki Tantalus. Dużo napisałeś. Ale już pisałem w mojej poprzedniej odp, że bohater przestaje być idealny jak z amerykańskiego filmu. Na szczęście Napisałeś mi, że nie jest źle. To fajnie, ponieważ nikt (oprócz DB) mi nie skryrtykował tego co nabazgrałem. Dzięki za komentarz Tantalus.
P.S
W pewnym momencie, gdy pisałeś swoją wersję tego rozdziału książki prawie nic nie zrozumiałem. O co chodzi z tym "wyrównania się potencjałów taumicznych między astralnymi płaszczyznami"????
Tytuł: J-Soldier (rozdział I cz. II)
Wiadomość wysłana przez: ShinRa w Grudnia 02, 2007, 08:25:13 pm
Wiem, że częśc pierwsza rozdziału się nie przyjęła, ale co mi tam. Wkleję tu drugą część, znów mi któs coś napisze itd. Jak już pisałem ta książka jest pisana przez dwunastolatka. Dajcie mi spokój z jakąś wielce inteligentną krytyką bo i tak jej nie zrozumiem  :-\ .
Jedna część rozdziału to strona A4 więc troche tego może być. Jak zwykle, proszę o sensowną krytykę. Jeżeli już musi się ktoś śmiać, to niech oszczędzi klawiaturę i śmieje się nie pisząc o tym. (przy okazji, życzę takiej osobie posikania się w gacie [lub stringi  ;) ])


Chłopak miał dwóch przyjaciół w szkole.
Pierwszy z nich to Lee a drugi to Larens.
Cała trójka miała białe włosy i dziwne oczy, z tym, że Lee miał żółte oczy a Larens czerwone.
Daler, Lee i Larens byli najbardziej popularnymi chłopakami w klasie.
Wszyscy chodzili do klasy 1a.
Lee i Larens też mieli takie umiejętności jak, Daler ale nie teleportowali się. Zamiast tego mieli jakieś inne moce specjalne.
Daler umył twarz i zęby, przebrał się w świeże ubranie: dżinsy, białą koszulkę bez rękawów i rozpinaną bluzę z kapturem.
Chłopak spojrzał na zegar wiszący nad komputerem.
6.30. Trochę za wcześnie...Trudno przynajmniej zdążę pójść do chłopaków.
Daler wyszedł z pokoju i skręcił w prawo. Doszedł do końca korytarza i zapukał do drzwi na lewo.
Mam nadzieję, że nie śpią. Łatwo ich wkurzyć.
Nie spali.
Larens otworzył drzwi przywitał Dalera, przeciągnął się i powiedział, że można wejść.
Pokój chłopaków niczym nie różnił się od pokoju Dalera. Niebieskie ściany, niebieska podłoga, w kącie pokoju biurko z szafkami na zamek, a na biurku komputer.
Różnica między pokojami była taka, że Daler mieszkał sam w pokoju a chłopacy razem.
Larens położył się na łóżko i zaczął czytać książkę.
Lee siedział przy biurku i grał w jakąś grę internetową.

I to tyle. Kolejna chora kartka A4, napisana przez chłopaka, który próbuje coś napisać, ale sam nie wie co i nie wie też, że przez to, że cokolwiek tu napisał, w oczach wielu osób staje się coraz to głupszą osobą.
Tytuł: Odp: J-Soldier (rozdział I cz. I)
Wiadomość wysłana przez: RadicalDreamer w Grudnia 02, 2007, 09:05:29 pm
Czemu piszesz zdania pod sobą, a nie obok? Na przyszłość polecam wrzucić jakiś dłuższy rozdział bo ten przeczytałem nim zdąrzyłem mrugnąć powieką. Dalej nie jest to nic ambitnego i powtarzasz te same błędy, zastosuj się do rad Tanta i próbuj pisać w taki sposób w jaki zmodyfikował twój poprzedni rozdział w cytacie. Powodzenia ;f
Tytuł: Odp: J-Soldier (rozdział I cz. I)
Wiadomość wysłana przez: ShinRa w Grudnia 02, 2007, 09:47:12 pm
AAAaaaaaaAAAAaaaaa!!!!!!!!!!! Pisałem, że nie wiem dlaczego jest zdanie pod zdaniem. Pisałem to w Microsoft Word, a tekst tylko i wyłącznie wklejam i nic nie zmieniam!!!!!! Hmmm.... Zastosować się do rad Tantalusa.... To będzie trudne, bo nie wiem jak  :D
I jeszcze jedno. To nie są rozdziały. To są kartki A4. To jest ciągle jeden rozdział. Uczcie się czytać nie tylko książkę ale też to co napisałem przed opowiadaniem!!!!!
Tytuł: Odp: J-Soldier (rozdział I cz. I)
Wiadomość wysłana przez: Tantalus w Grudnia 02, 2007, 10:01:27 pm
Cytuj
W pewnym momencie, gdy pisałeś swoją wersję tego rozdziału książki prawie nic nie zrozumiałem. O co chodzi z tym "wyrównania się potencjałów taumicznych między astralnymi płaszczyznami"

Nie miałeś tego zrozumieć hehe. To taki ukłon w kierunku mistrza Pratchett'a, mojego pisarskiego guru. Uważam to za bardzo fajne posunięcie, wplecenie takiego naukowego tła do rzeczy stricte magicznych. Pokazuje to wtedy, że nawet magia rządzi się jakimiś prawami, co całości nadaje realizmu. Nie musisz tego stosować, to jedna z cech stylistycznych, które można mieć lub nie.
Tytuł: Odp: J-Soldier (rozdział I cz. I)
Wiadomość wysłana przez: ShinRa w Grudnia 02, 2007, 10:28:06 pm
 :D aha :D Fajnie, ale jakbym cokolwiek mądrego napisał w tym opowiadaniu, to moja nauczycielka od j. polskiego, by mnie zarąbała za ściąganie z internetu. 8)

Przeczytałem w internecie na temat Terr'ego Pratchett'a. Jestem ciekaw, czy wogóle bym coś pojął z lektury tej książki.
Tytuł: Odp: J-Soldier (rozdział I cz. I)
Wiadomość wysłana przez: Tantalus w Grudnia 02, 2007, 10:49:25 pm
Czytaj książki, bo to jedyny dobry sposób na znalezienie jakiegoś własnego stylu. Na mój na pewno wpłynęła twórczość Sapkowskiego, no i za wzór literackiego geniuszu uważam Pratchetta. Kup/Pożycz skądś jego "Kolor Magii", czyli pierwszą część serii "Świat Dysku", jeżeli jesteś ciekaw tego, co tak zachwalam.
Tytuł: Odp: J-Soldier (rozdział I cz. I)
Wiadomość wysłana przez: Solidus w Grudnia 02, 2007, 10:58:11 pm
My turn ! My turn ! My turn !

Cytuj
Cała trójka miała białe włosy i dziwne oczy, z tym, że Lee miał żółte oczy a Larens czerwone.
Hm...Co do tego drugiego to rozumiem, że ma białe włosy, bo skoro ma czerwone oczy do tego to jest albinosem. Jednakże żółte oczy i białe włosy u wszystkich to trochę nienaturalna rzecz...I lekko cliche. Próbuj mniej bazować na japońskich grach/anime.
Cytuj
Lee i Larens też mieli takie umiejętności jak, Daler ale nie teleportowali się. Zamiast tego mieli jakieś inne moce specjalne.
Przydało by się rozszerzyć trochę tą część. Jakie moce mieli ?
Cytuj
Larens położył się na łóżko i zaczął czytać książkę.
Lee siedział przy biurku i grał w jakąś grę internetową.
Fajni "koledzy"...

I poraz kolejny - za dużo opisów. Fajnie jakbyś nieco głębiej przedstawił owych "kolegów" głównego bohatera. Ich charaktery, jakie oni te "jakieś" (trochę to brzmi jakbyś sam do końca nie miał co do tego pomysłu) moce posiadają, trochę z ich historii (ale nie za dużo). Umiejscowienie każdego, pojedynczego przedmiotu w pokoju nie jest potrzebne, o ile wszystkie będą grały jakąś ważniejszą rolę w późniejszych wydarzeniach.

Hm...przydało by mi się kontynuować któregoś z moich fików, albo założyć kolejnego, którego napiszę jeden rozdział i zapomnę o nim.
Tytuł: Odp: J-Soldier (rozdział I cz. I)
Wiadomość wysłana przez: ShinRa w Grudnia 03, 2007, 07:14:15 am
Hmmmm.... Prawdę mówiąc nie mam pojęcia co tutaj napisać, żeby wytłumaczyć DB, że nie wzorowałem się na Anima (a przynajmniej niezbyt wiele). Jeżeli możesz, wytłumacz młodemu (mnie) co znaczy pojęcie "albinos" bo jestem zbyt zmęczony, żeby się domyślać. Co do tych mocy... Nie miałem wtedy "weny twórzczej" więc w pewnych momentach, może zabraknąć opisu itd.


Tant.... Ja czytam mniej więcej dwie książki tygodniowo (+ jedna lektura szklona[jak mi się przypomni]). Prawdę mówisz, że wpłynęła na to opowiadanie, twórzczość Sapkowskiego. A Pratchetta to ja chyba sobie kupię. Może być całkiem ciekawe :D
P.S
Ja i tak wykazuję się wielką charyzmą i kreatywnością, pisząc opowiadanie, w klasie jestem takiej, że ponad 45% nie umie porządnie czytać, a cała reszta jest (oprócz dwóch dziewczyn co mają 6 na koniec roku) zbyt leniwa, żeby odrobić zadanie domowe.
Tytuł: Odp: J-Soldier (rozdział I cz. I)
Wiadomość wysłana przez: Solidus w Grudnia 03, 2007, 03:48:36 pm
Hmmmm.... Prawdę mówiąc nie mam pojęcia co tutaj napisać, żeby wytłumaczyć DB, że nie wzorowałem się na Anima (a przynajmniej niezbyt wiele). Jeżeli możesz, wytłumacz młodemu (mnie) co znaczy pojęcie "albinos" bo jestem zbyt zmęczony, żeby się domyślać. Co do tych mocy... Nie miałem wtedy "weny twórzczej" więc w pewnych momentach, może zabraknąć opisu itd.
http://pl.wikipedia.org/wiki/Albinos
Tytuł: Odp: J-Soldier (rozdział I cz. I)
Wiadomość wysłana przez: ShinRa w Grudnia 03, 2007, 04:11:55 pm
Aha. THX DB. Ale nie chodziło o to, że jeden z nich to albinos tylko, że mają niestandardowe tęczówki w oczach.  8) Echh... No ale wzbogaciłem moją skromną wiedzę o świecie. :D
Tytuł: Odp: J-Soldier (rozdział I)
Wiadomość wysłana przez: ShinRa w Grudnia 03, 2007, 07:47:21 pm
Ech..... Wylałem coca-cole na klawiature..... Wpiszę tu CAŁY rozdział. Na razie nic w nim nie zmieniłem. Zdania będą się od nowej linii zaczynać (nie wiem dlaczego). Przyjemniej lektury!

Rozdział I
Rok 2015, Triloja, 16 czerwca

Daler Langbrois wstał i rozejrzał się po pokoju.
Pokój był bardzo duży jak na pokój w akademiku.
Ściany były pomalowane na niebiesko. Podłoga też była niebieska.
W kącie stało biurko z szufladami zamykanymi na klucz, a na nim monitor komputera z głośnikami, myszka oraz klawiatura.
Pod biurkiem stał komputer i drukarka.
Pod oknem było jednoosobowe łóżko.
Po przeciwległej stronie pokoju były drzwi wyjściowe, a obok wejście do toalety.
Daler wszedł do toalety. Toaleta w przeciwieństwie do pokoju była bardzo mała.
Naprzeciw wejścia była umywalka z lustrem powyżej, po prawej prysznic a po lewej sedes.
Chłopak podszedł do lustra i spojrzał w nie.
Zobaczył chłopca w wieku 15 lat z białymi jak śnieg, długimi, włosami, piwnymi oczami i jasnej karnacji.
Mimo tych dwóch dziwnych atrybutów był przystojny.
Daler od urodzenia miał wiele dziwnych umiejętności.
W wieku 10 lat walczył z demonem, a w wieku 13 teleportował się do innych światów i wracał.
Miał wyjątkową sprawność fizyczną i o wiele szybszą reakcje.
Jednak najdziwniejsze było to, że potrafił czarować.
Pewnego razu podczas zabawy teleportowaniem się trafił do jakiejś dziwnej szkoły.
W niej spotkał czarodzieja imieniem Istaris, który nauczył go panowaniem nad swoimi darami.
Daler uczył się w tej szkole ponad 20 lat.
Gdy wrócił do swojego świata pojawił się w tym samym momencie, w którym go opuścił, i w wieku 13 lat.
Daler nie miał rodziców. Został przygarnięty przez młode małżeństwo, które nie mogło mieć własnych dzieci.
Chłopak miał przyjaciół w szkole.
Pierwszy z nich to Lee a drugi to Larens.
Cała trójka miała białe włosy i dziwne oczy, z tym, że Lee miał żółte oczy a Larens czerwone.
Daler, Lee i Larens byli najbardziej popularnymi chłopakami w klasie.
Wszyscy chodzili do klasy 1a.
Lee i Larens też mieli takie umiejętności jak, Daler ale nie teleportowali się. Zamiast tego mieli jakieś inne moce specjalne.
Daler umył twarz i zęby, przebrał się w świeże ubranie: dżinsy, białą koszulkę bez rękawów i rozpinaną bluzę z kapturem.
Chłopak spojrzał na zegar wiszący nad komputerem.
6.30. Trochę za wcześnie...Trudno przynajmniej zdążę pójść do chłopaków.
Daler wyszedł z pokoju i skręcił w prawo. Doszedł do końca korytarza i zapukał do drzwi na lewo.
Mam nadzieję, że nie śpią. Łatwo ich wkurzyć.
Nie spali.
Larens otworzył drzwi przywitał Dalera, przeciągnął się i powiedział, że można wejść.
Pokój chłopaków niczym nie różnił się od pokoju Dalera. Niebieskie ściany, niebieska podłoga, w kącie pokoju biurko z szafkami na zamek, a na biurku komputer.
Różnica między pokojami była taka, że Daler mieszkał sam w pokoju a chłopacy razem.
Larens położył się na łóżko i zaczął czytać książkę.
Lee siedział przy biurku i grał w jakąś grę internetową.
-   Jak tam? – Spytał Lee odrywając się od komputera.
-   Dobrze. – Odpowiedział Daler
Lee wzruszył ramionami i wrócił do przerwanej gry.
-   Czemu tak wcześnie wstałeś? – Zapytał Larens nie przerywając lektury.
-   Obudziłem się i nie miałem, co robić, więc przyszedłem do was.
-   Mhm.
-   Co czytasz?
-   Lekturę do budy. A ty? Przeczytałeś już?
-   Ee...Ups... Zapomniałem.
-   Jak zwykle? Ile lektur przeczytałeś? 1 Na 6? Czy mniej?
-   Coś tam czytałem.
-   Nie wierze.
-   To dobrze.
Z głośników komputera wydobył się dźwięk wybuchu. Lee przeklną.
-   Co jest? – Zapytał Daler.
-   Nic. Po prostu przegrałem walkę z jakimś idiotą.
-   Uuu. Pewnie bolało, co? – Daler uśmiechnął się szeroko.
-   Cicho.
Daler uśmiechnął się jeszcze szerzej i zachichotał.
Chłopacy jeszcze przez chwilę rozmawiali aż Larens poinformował ich, że dochodzi 8.00 I że jak zaraz nie wyjdą to się spóźnią na śniadanie.
Lee wyłączył komputer i wszyscy wyszli.
Na korytarzu panował tłok. Wszyscy uczniowie mieszkający na tym piętrze schodzili na śniadanie i nie sposób się było przepchnąć. W końcu, gdy doszli do stołówki szkolnej i wzięli jedzenie (w dużej ilości to był fast-food), podeszli do wolnego stolika i zaczęli jeść.
 Po zakończeniu jedzenia wyrzucili śmieci, poszli do pokoi, bo torby z książkami na dzisiejszy dzień i poszli na lekcje.
Tytuł: Odp: J-Soldier (rozdział I cz. I)
Wiadomość wysłana przez: RadicalDreamer w Grudnia 03, 2007, 08:05:23 pm
Pisze się "chłopcy". Narazie brakuje tu jakiejkolwiek akcji i fabuły. Piszesz o tym że grali w gre internetową, myli zęby, poszli wyrzucić śmieci czy jedli bułki, co nie jest zbyt ekscytujące i ciekawe w czytaniu ;f No i wrzucaj dłuższe fragmenty (tak, nie rozdziały ;]) niż kilkanaście zdań.
Tytuł: Odp: J-Soldier (rozdział I cz. I)
Wiadomość wysłana przez: ShinRa w Grudnia 03, 2007, 08:38:03 pm
dobra.... zobaczmy.... chyba mam kawałek z akcją. To jest 3 rozdział jeżeli się nie myle. Co mi tam. To opowiadanie jest już i tak skazane na brak niepowodzenie  :-\
Rozdział III
Rok 2016, Triloja, 16 czerwca



Daler usłyszał dzwonek informujący, że czas wracać do pokojów.
Chłopak powoli ruszył w stronę szkoły.
Daler podszedł do drzwi, gdy nagle usłyszał głośny, wysoki, rozdzierający dźwięk. Krzyk strachu. Chłopak uchylił drzwi. Na ziemi leżał, Bobby największy osiłek szkolny. Drzwi wejścia na korytarz były wyważone. Daler ostrożnie wyszedł z pokoju i wyciągnął zza pasa jeden z dwóch pistoletów.
Ech. Raczej dzisiaj nie odwiedzę chłopaków na pogawędkę. – Pomyślał Daler widząc Lee leżącego na końcu korytarza.
Chłopiec podbiegł do przyjaciela i próbował go ocucić.
Lee obudził się. Spojrzał tępo na Dalera, po chwili rozbudził się i gwałtownie wstał. Gdyby nie szybka reakcja Daler miałby zbity nos.
-   Daler! Przed chwilą jakaś banda w czarnych zbrojach weszli do szkoły i czegoś szukali, bijąc każdego, kto się napatoczył.
-   I co? Znaleźli?
-   Nie... – Rozległ się kolejny krzyk. I ktoś wszedł na korytarz.
Na korytarz wszedł mężczyzna, w czarnej, skórzanej, nabijanej złotymi ćwiekami zbroi bez hełmu i z mieczem w lewej ręce.
Przybysz spojrzał na Dalera. Jego błękitne oczy zwęziły się. Uniósł prawą dłoń i ułożył palce w znak natury i wypowiedział formułę mającą unieruchomić Dalera. Czar trafił w Lee. Chłopak znieruchomiał, ale oddychał i nie stracił przytomności. Daler wyciągnął zza pasa drugi pistolet i zaczął strzelać. Przybysz miał nałożoną na siebie magiczną osłonę, której na pewno sam na siebie nie założył.
Dalerowi skończyła się amunicja.
Przeciwnik wykorzystał to przyśpieszając kroku. Podszedł do chłopców i uniósł miecz.
Daler wykorzystał sekundę, w, której wróg unosił miecz i wypalił w wroga znakiem ognia i zaklęciem odepchnięcia.
Rozległ się wybuch i Daler oparzył ręce.
Przeciwnik poleciał a drugą stronę korytarza. Daler szybko podbiegł do niego, wziął od przeciwnika miecz i zabił wroga pchnięciem w brzuch.
Chłopiec podszedł do Lee i zrzucił zaklęcie z przyjaciela.
- Co się stało? – Zapytał, Daler.
- Hm. – Chłopak się lekko zaczerwienił. Daler nie wiedział czy ze złości czy z zażenowania. – Jak ty byłeś nie wiadomo gdzie po środku boiska do piłki nożnej pojawił się portal, który przy okazji pochłonął moją piłkę! Porwali dziewczyny i kilka ładniejszych nauczycielek. Zaczęli zbierać łup i dobijać chłopaków. Kilku debili dołączyło do nich a kilku tak oberwało, że padli oszołomieni. Jak ja.
-   No właśnie. Pokonali ciebie. Ech. A gdzie jest Larens?
-   Ostatni raz widziałem go jak bił się z kilkoma osiłkami, którzy dołączyli do tamtej bandy.
-   Wygrał?
-   Tak. Ale załatwiło go kilku innych zachodząc go od tyłu.
-   Normalka. Nie miał broni?
-   Nie. Biliśmy się na ręce. Mnie załatwił ten gościu, którego przed chwilą zabiłeś.
-   Ilu jest tych „gości”?
-   Około szesnastu. Teraz piętnastu.
-   Spoko. Reszta pójdzie jak po maśle.
-    Ha ha ha. To nie będzie takie łatwe. Znają się na magii i mają narzucone pozytywne statusy oraz barierę magiczną.
-   Możesz walczyć?
-   Mogę. Idę po miecz.
-   Ok. Ja wychodzę z tej chorej ludzkiej powłoki. Teraz zacznie się jatka.
-   U stary. Już po nich. – Daler uśmiechnął się i zaczął składać zaklęcie rozdzielenia duszy od ciała.
Dusza Dalera była inna niż reszty, nawet magów czy J-Soldier. Miała w sobie cząstkę demona. Illas, przez co była nie do pokonania.
Daler dokończył formułę zaklęcia i układał dłonie po kolei w znaki: ognia, wody, ziemi, powietrza i natury.
Chłopak poczuł jak zostaje oderwany od ciała.
Dusza Dalera wyglądała inaczej niż jego ciało.
Potężnie zbudowana, z czarnymi, ptasimi skrzydłami, wielką kataną, w niebieskim, długim płaszczu, czarnej koszuli i długimi, do pasa włosami prezentował się całkiem nieźle.
-   Lee. Włóż do ust mojego ciała kapsułkę z zapasową duszą bitewną. – Powiedziała dusza Dalera i pobiegła.
Dusza weszła do salonu. Cały pokój był zasłany nieprzytomnymi lub martwymi ciałami. Po środku leżał Larens. Daler nic nie mógł z nim zrobić. W ciągu ułamka sekundy przeszedł z jednej strony salonu na drugą stronę przeszedł przez drzwi i zobaczył dwóch żołnierzy wlokących po ziemi nieprzytomną dziewczynę. W ciągu sekundy dwaj osobnicy leżeli martwi na ziemi a dziewczyna metr dalej wciąż nieprzytomna.
Dusza poszła dalej. Wyszła na zewnątrz i zobaczyła magiczną dziurę między wymiarową a obok niej mężczyzna w złotej zbroi, stalowym hełmie i dwuręcznym mieczem w rękach. Daler wyciągnął miecz i podszedł do przeciwnika. Wróg zamachnął się. Zaskoczony Daler odskoczył.
To nie ciało. To jest dusza! Będzie pojedynek. – Pomyślał Daler i jak na zawołanie zbir zaatakował.
Daler sparował cięcie i szybko zripostował. Przeciwnik odskoczył posyłając w stronę Dalera eteryczną kulę.
Daler odbił czar machnięciem miecza i kula rozpłynęła się.
Przeciwnik zaatakował jeszcze raz. I tym razem Daler zablokował cięcie, ale przeciwnik kopnął go posyłając duszę chłopaka trzy metry dalej. Daler stracił panowanie nad sobą. Rzucił zaklęcie, które rozerwało duszę przeciwnika na tysiące kawałków. Był to czar, którego mógł użyć tylko Daler. Portal, rozpłynął się zostawiając słabą moc. Daler szybko wyłapał ostatnią falę informującą gdzie jest wyjście portalu.
Chłopak zobaczył jak nagle wszyscy wrogowie rozpłynęli się.
Dusza wróciła do swojego ciała.
Tabletka Duszy, która działała podczas walki, była teraz bezpiecznie ukryta.
Daler i Lee zaczęli rzucać czary uzdrawiające. Uzdrowienie wszystkich uczniów zajęło im czas do zmierzchu. Wszyscy leżeli bezpiecznie w swoich pokojach w łóżkach, ale kilka osób brakowało. Brakowało sześciu chłopaków, (którzy przyłączyli się do agresorów) i pięciu dziewczyn. Daler przeczytał listę zaginionych osób, zrobioną przez Lee.
Brakuje Leny, Xany, Cirail, Riogi, Samanty i Victorii. –
-   Jak możemy je znaleźć?
-   Wiem skąd pochodzi sygnał portalu, ale nie wiem gdzie dokładnie.
-   No, więc? Skąd pochodzi sygnał?
-   Z Istralis

Tylko się nie śmiać :p
Tytuł: Odp: J-Soldier (rozdział I cz. I)
Wiadomość wysłana przez: Zanmato w Grudnia 05, 2007, 08:00:43 am
kurde, a już myślałem że ów przybysz w złotej zbroji, niebieskich oczach dierzący obosieczny miecz będzie prawdziwie potężnym wojem, szczególnie iż opanował on tajemną sztukę oddzielania duszy od ciała, no a wyszedł jednostrzałowiec - ciekawe kto takim kmiotkom funduje te złote zbroje ;)

pomysł nienajgorszy ale tak jak przedmówcy - zwracam Ci uwagę abyś postarał się wypracować indywidualny styl, bardzo surowo wykładasz fabułę.
Tytuł: Odp: J-Soldier (rozdział I cz. I)
Wiadomość wysłana przez: ShinRa w Grudnia 05, 2007, 08:17:05 am
OK.  te zbroje pewnie fundnal jakis menelik z przedmiescia jakiegos chrego miasta. Dziex za koment
Tytuł: Odp: J-Soldier (rozdział I cz. I)
Wiadomość wysłana przez: ShinRa w Grudnia 07, 2007, 08:23:19 pm
BUHAHAHAHA zamecze was slabymi rozdzialami, niekompetentnego dzieciaka!!


Rozdział IV
Rok 2016, Triloja, 16 czerwca
Pierwszą – i chyba najgorszą - czynnością, którą chłopacy musieli wykonać to poinformowanie dyrektorkę, co zaszło w szkole. Wszyscy uczniowie i nauczyciele byli oszołomieni i nic nie pamiętali. Daler, Lee i Larens byli jedynymi, którzy coś pamiętali z wydarzeń ostatniego dnia.
-   Chłopcy... Proszę mi powiedzieć, co się stało ubiegłego dnia. – Powiedziała powoli dyrektorka.
-   I tak pani nie uwierzy. – Powiedział Lorens.
-   Zaakceptuje, każdą informację. Nawet niewiarygodną.
-   Skoro tak. Wczoraj zaatakowali nas bandyci z innego świata, gdyby nie my nikt by nie przeżył. Mimo naszej pomocy kilka uczennic zostało porwanych i kilku uczniów dołączyło do złodziei. – Powiedział Lee bardzo szybko, tylko raz biorąc oddech.
-   Chłopcy! – Zakrzyczała dyrektorka.- Powiedziałam, że jestem skłonna uwierzyć wam w wiele rzeczy, ale nie wolno wam kłamać i wymyślać w takiej sytuacji! Ponad dziesięć osób znikło ze szkoły. Kiedy tylko rodzice się dowiedzą rozpoczną się poszukiwania, wy będziecie głównymi podejrzanymi a szkołę zamknął wysyłając personel do więzienia!
-   To nie kłamstwo. – Odezwał się zimny jak lód głos Dalera. – Jeżeli pani nie wierzy to mogę pani dać dowód.
-   Proszę! Pokaż mi dowód na to, co mówicie.
-   Proszę za mną.
Dyrektorka wzdrygnęła się lekko, ale poszła za chłopcami.
Chłopcy i dyrektorka wyszli na boisko szkolne. Był wieczór. Chłodne, wilgotne powietrze zawiało mocno.
Daler poszedł na sam środek boiska i wywołał teleporter, prowadzący na Istralis.
Dyrektorka odskoczyła i zapiszczała przerażona (wywołując śmiech u chłopców), lecz po chwili się uspokoiła.
-   Co to jest? – Spytała.
-   Teleporter. – Odparł krótko Daler. – O to dowód na prawdziwość naszych słów. Czy zechce pani iść z nami do tego odległego świata, czy zostanie pani tutaj?
-   Co jest po drugiej stronie?
-   Najpewniej las. Las na innej planecie.
-   Nie rozumiem
-   Tak jak tłumaczyliśmy. Uczniowie są na innej planecie. Powtarzam moje pytanie: idzie pani z nami czy zostaje?
-   Zostanę. Będę pilnowała porządku w szkole. Postarajcie się znaleźć uczniów.
-   Dobrze – odpowiedzieli chłopcy i weszli w teleporter.





Rozdział V
Rok 568, Istralis, 15 lipca

Chłopacy wylądowali na Istralis. Rozejrzeli się. Stali na małej, zielonej polanie. Słońce przygrzewało. Wokół chłopaków rozciągał się gęsty, zielony las. Po środku polany było coś w rodzaju włazu. Daler podniósł pokrywę i zobaczy głęboką dziurę. Chłopak wrzucił do dziury kamień. Po pięciu sekundach nasłuchiwania kamień plusnął o wodę.
-   Kto na ochotnika? – Spytał Daler uśmiechając się nie ładnie.
-   Ja nie! – Odpowiedzieli chórem Lee i Larens.
-   No to ja lecę. – Powiedział Daler i zanim chłopacy zdążyli zaprotestować Daler skoczył.
Mam nadzieję, że jest głęboko.
Chłopak uderzył o taflę wody. Niestety, woda nie była głęboka i Daler uderzył o tyłkiem o dno.
Na szczęście woda złagodziła upadek i chłopakowi nic się nie stało.
Daler wypłynął na powierzchnie. Było zbyt ciemno, żeby coś zobaczyć.
-   Illumianis. – Powiedział Daler i grota wypełniła się magicznym światłem.
-   Na dole jest bezpiecznie! Tylko nie skaczcie na główkę!
-   OK.
Po chwili po grocie rozeszły się dwa pluski.
Obaj chłopcy wypłynęli. Wszyscy się rozejrzeli. Grota była niewielka. Po lewej stronie kończyła się naturalną ścianą, lecz po prawej był grunt i płaska, pionowa ściana z osadzonymi po środku drzwiami. Chłopcy podpłynęli do drzwi i otworzyli je. Za drzwiami był wysoki stopień a gdy już chłopcy wspięli się, zobaczyli kolejną grotę. Druga grota była przestronna i dobrze wyposażona. Było w niej kilka łóżek, cztery stoły, świece (teraz zgaszone), komoda, stojak na broń i 4 klatki. Na ścianach były lampy na jakąś dziwną baterię, nie znaną ludziom ze świata chłopców.
W pokoju było kilka drzemiących osób. Daler wyłączył zaklęcie światła.
Chłopcy poczuli swędzenie w pobliżu oczu. Wiedzieli, że to ich oczy zmieniają się tak by mogli widzieć w ciemnościach zupełnie jak koty.
Daler rozejrzał się dokładnie. Na trzech krzesłach siedziało trzech śpiących obwiesiów. Klatki były duże z watowaną podłogą. Coś w nich leżało. Mniej więcej dwie osoby na klatkę.
Te klatki nie są dla zwierząt. One są dla ludzi.
Osoby śpiące na krzesłach były wysokie, silnie zbudowane i w wieku około trzydziestu lat. Nosili zielone mundury. Daler podszedł do klatek, a reszta do osobników w mundurach. W klatkach spało siedem dziewcząt. Wszystkie miały mundurki szkolne.
-   To one! Lee, Larens chodźcie tu! Znalazłem dziewczyny! – Powiedział telepatycznie Daler do chłopaków.
Gdy Daler otwierał klatki, Lee i Larens rozebrali mężczyzn do majtek, a mundury wrzucili do ogniska. Później zanieśli obwiesiów do klatek i wymienili dziewczyny z klatek na mężczyzn w klatce (w dodatku leżących na sobie).
Daler popatrzył na dziewczyny. Wszystkie były piękne.
-   Uch... – Wydobyło się z ust, Victorii, leżącej na ziemi.
-   Jak niby mamy wnieść dziewczyny na górę?
-   Lee już poszedł zobaczyć czy w następnych pokojach nie ma wyjścia.
-   A co jak nie będzie?
-   To użyjemy telekinezy. Tu się nie da teleportować. Co trzy metry są wbite w ścianę kamienie uniemożliwiające teleportację.
Do pokoju wbiegło małe stworzonko i po chwili zmieniło się w Larensa.
-   Tamto przejście prowadzi do pokoju ich szefa. Wcześniej jest korytarz z rozwidleniem. Drugie przejście prowadzi do dróżki za wodospadem.
-   Czyli musimy przenieść dziewczyny za wodospad? To nie będzie trudne. Czy są tam jeszcze jacyś wrogowie?
-   Byli. Wszystkich przeniosłem do pokoju szefa a u szefa użyłem bomby gazowej.
Daler uśmiechnął się. Chłopcy poprzez telekinezę zaczęli wyprowadzać dziewczyny z jaskini. Gdy już dziewczyny były bezpieczne, Daler wrócił do jaskini i zaczął sondować umysły złodziei.
Okazało się, że są łowcami niewolników, że chcieli „zabawić” się z dziewczynami a potem sprzedać. Zaatakowali szkołę dzięki magowi przestrzeni, (który zginął później, bo chciał zbyt dużą część zysków). Mag ten stworzył im zbroję, osłonę i broń. Chcieli zarobić na niewolnictwie i szło im całkiem nieźle... Aż do teraz.
Chłopak wrócił na zewnątrz. Dopiero teraz zauważył różnicę między tym światem a światem, z którego pochodził. Niebo było czerwone, trawa niebieska a drzewa czarne. Całe były czarne. Nie tylko kora, ale też liście i gałęzie. Chłopacy czekali na Dalera oglądając dziewczyny. Bynajmniej nie, dlatego, żeby sprawdzić czy są ranne. Patrzyli raczej na twarze i biust.
Zboczeńcy. Fajnie by było gdyby tak jedna z nich się obudziła.
Niestety żadna z dziewczyn się nie obudziła. Daler użył magii i po chwili zaczęli się podnosić w górę. Po sekundzie znaleźli się na trenie szkoły. Dyrektorka wciąż stała w tym samym miejscu, w, którym widzieli ją po raz ostatni. Tym razem miała tylko otwarte usta ze zdziwienia.
Tytuł: Odp: J-Soldier (rozdział I cz. I)
Wiadomość wysłana przez: Spec (Wraith) w Grudnia 09, 2007, 08:34:51 pm
Bleh...
Największe chyba g... (pardon my french), jakie pośród FanFiców widziałem. Nudne toto, drętwe jakieś... Już pierwszy "fragment" sporo mówił o całości tego... "fanfica".

Szczerze mówiąc, sam myślę nad spróbowaniem sił w karierze pisarza, ale jakoś przemóc się nie mogę. No nic, może na święta jakoś mi się zechce...
Tytuł: Odp: J-Soldier (rozdział I cz. I)
Wiadomość wysłana przez: Zanmato w Grudnia 10, 2007, 08:46:33 am
nie zgodzę się, jak chłopak ma się nauczyć pisać, nie pokazując swoich tekstow innym? słowa krytyki są jak najbardziej wskazane - jak poczytasz kilka poprzednich postow to zauważysz ze za kazdy komentarz uprzejmie dziękuje, ale wypisywanie że to jest gówno i beznadzieja jest akurat jeśli chodzi o Ciebie Wraith bezsensowne i bezpodstawne, napisz cos swojego i wtedy skonfrontujemy to z innymi fanfikami - ciekawe jak wyjdziesz np przy Tantalusie. J-soldier - z chęcią poczytam kolejne rozdziały i mam nadzieje na szybki progres w tworzeniu własnego stylu.
Tytuł: Odp: J-Soldier (rozdział I cz. I)
Wiadomość wysłana przez: Tamaya w Grudnia 10, 2007, 02:21:16 pm
Muszę się zgodzic z moimi przedmówcami. Jeśli marzy ci się coś na wysokim poziemie to musisz jeszcze dużo popracowac, chociaż myślę, że jakbyś poświęcił nieco czasu temu opowiadaniu to mogłoby coś z tego wyjśc.
Już pierwsza kwestia to powtórzenia. Za dużo jest ich szczególnie w opisach.  Na przykład tutaj:
Cytuj
Daler Langbrois wstał i rozejrzał się po pokoju.
Pokój był bardzo duży jak na pokój w akademiku.
Trzy razy w ciągu dwóch zdań powtarzasz słowo pokój. Spróbuj rozszerzyc zasób słów np. mieszkanie, lokum, kwatera etc. Poza tym stosując opisy spróbuj im nadac bardziej plastyczny obraz. Miejscami robi to u ciebie wrażenie jakbyś szybko chciał wszystko na raz przekazac czytelnikowi  i wychodzi przez to dośc chaotycznie.
Popracuj nad budowaniem nastroju. Nie musisz od razu odsłaniac wszystkich kart. Zwróc też uwagę na realizm zaistniałej sytuacji. Z jednej strony przyjmujesz, że nauczycielka nie jest typem osoby mogącej uwierzyc w coś tak niezwykłego, a z drugiej jakoś szybko przechodzi nad tym do porządku
Cytuj
-   Tak jak tłumaczyliśmy. Uczniowie są na innej planecie. Powtarzam moje pytanie: idzie pani z nami czy zostaje?
-   Zostanę. Będę pilnowała porządku w szkole. Postarajcie się znaleźć uczniów.
Bez wzgędu na to czy jest oswojona z magią czy jest to dla niej coś nowego nie przeszła by nad tym do porządku dziennego tak szybko.

Tytuł: Odp: J-Soldier (rozdział I cz. I)
Wiadomość wysłana przez: Spec (Wraith) w Grudnia 10, 2007, 03:46:26 pm
No cóż, Zanmato: małą mam cierpliwość, żeby czekać na jakiś interesujący fragment następujący po całym ogromie - delikatnie mówiąc - beznadziei. U mnie wystarczy już "kiepścizna" pierwszego fragmentu, żeby mnie automatycznie odrzuciło od reszty. Jak na razie znalazłem na forum tylko jeden naprawdę świetny FanFic - chodzi oczywiście o IsoG-a Tantalusa (BTW. Tantal, kiedy planujesz kolejn[y/e] rozdział[y]? Z radością je przeczytam :) Zresztą chyba nie ja jedyny...) Co do pisania własnego FanFica - planuję spróbować zabrać się do roboty na święta - wcześniej po prostu nie znajdę na to czasu. A i moje (lekkie) lenistwo może też utrudnić pracę. Tym niemniej - postaram się wyrobić na obiecany termin. ;)
Tytuł: Odp: J-Soldier (rozdział I cz. I)
Wiadomość wysłana przez: Tantalus w Grudnia 10, 2007, 06:24:29 pm
Cytuj
BTW. Tantal, kiedy planujesz kolejn[y/e] rozdział[y]?

Nic nie mów, proszę cię. Przeżywam tragiczny wręcz kryzys twórczy. Dokładnie wiem co powinno w tym rozdziale być, ale nie potrafię sklecić nawet kilku zdań tak, żeby jakoś do siebie pasowały. Ale zabiorę się za to, przysięgam, bardzo możliwe, że kolejny rozdział pojawi się przed świętami jeszcze...
Tytuł: Odp: J-Soldier (rozdział I cz. I)
Wiadomość wysłana przez: Spec (Wraith) w Grudnia 10, 2007, 07:19:15 pm
Rozumiem cię, Tant - każdy może kiedyś przeżywać kryzys. W końcu "even great moves require a few martyrs." Przysięgać nie musisz - wierzę na słowo. Swoją drogą - muszę kiedyś zagadać z Tobą na GG. I nie chodzi tu bynajmniej o IsoG-a... Ale "nie uprzedzajmy faktów".

Jeszcze w temacie: mile widziana dobrana jedna, jedyna forma pisania, bez łączenia z innymi. Bo na razie "ni to pies, ni to wydra" (dokładniej: ni to zwyczajne opowiadanie, ni to coś w rodzaju dziennika/pamiętnika). Wiem, że to już czepianie się (może nawet na siłę), ale po prostu tak już mam, coż na to poradzić...
Tytuł: Odp: J-Soldier (rozdział I cz. I)
Wiadomość wysłana przez: ShinRa w Grudnia 12, 2007, 10:56:12 pm
Ech... Ja wiem, że to co ja tu nawypisuję jest skazane na niepowodzenie, ale ludzie (i monster), ja mam dopiero 12 lat! Nie wymagajcie odemnie jakichś cudów. Jeżeli chcecie przeczytać coś naprawdę dobrego to kupcie jakąś ciekawą książkę. Ja wklejam tekst opowiadania, poniewać chce się dowiedzieć co ludzi mogą sądić o tym. To, że są powtarzania słów, to po prostu błędy, które mogłby popełnic każdy w moim wieku. (inne błedy z resztą też).
P.S
Sory za słownictwo, które zostanie użyte w tych rozdziałach :p


Rozdział VII
Rok 2589, Garmanat, 25 czerwca


Chłopacy zmaterializowali się na obrzeżach małej wioski. Była ciemna, zimna noc. W oknach nie świeciło się żadne światło. Jedyną wskazówką iż byli nie daleko miasta były dochodzące do nich dźwięki rżenia koni ze stajni oraz kilka pochodni krążących między uliczkami miasteczka. Po chwili oczy chłopców przyzwyczaiły się do ciemności i zwyczajem oczu J-Soldier zaczęły widzieć w ciemnościach.
Rozglądając się, chłopacy spostrzegli że stoją na ścieżce między lasem a miasteczkiem. Chłopcy postanowili rozłożyć obóz nie daleko miasteczka, trochę na prawo od drogi.
Obudzili się koło siódmej rano, słońce świeciło jasno kawałek nad drzewami. Wszędzie był zapach rosy.
Lee rozejrzał się i zobaczył polanę, na której spali, latające ptaki, grupę wilków biegnącą za sarną i Dalera idącego w las za potrzebą.
Larens złożył ręce w znak ognia i podpalenia, celując w ognisko. Efekt był natychmiastowy. Ogień wzleciał w górę rozprzestrzeniając ciepło. Lee poszukał w plecaku jedzenia. Daler, który wrócił już z lasu poszedł spojrzeć na miasto.
Miasteczko w świetle dnia było bardziej ruchliwe. Na każdej ulicy widać było przynajmniej kilka osób (nie koniecznie ludzi), strażnicy stali przeważnie tylko przy bramach lub popijali piwo w karczmie. Główna brama miasta stała otworem.
Daler wrócił do przyjaciół i zdał relację, i zaczął jeść zupę, którą przygotowali w między czasie Lee i Larens.
-   Za ile idziemy? – Zapytał Lee.
-   Pojęcia nie mam... Mniej więcej za godzinę. – Odpowiedział Daler.
-   Dziwne jest to, że miasto jest tak pobudzone a jest dopiero siódma. – Zauważył Larens.
-   To nic. Tutaj jest jak w średniowieczu. Ludzie wstają wcześniej, żeby wydoić krowy, otworzyć sklepy i tak dalej. – Powiedział Daler kończąc jeść zupę. – Może powalczymy na miecze, zanim pójdziemy do miasta?
-   Dobra. – Odpowiedział Lee podnosząc z ziemi swój miecz. – Najpierw ja kontra Larens, walczysz z wygranym. Żadnych znaków. Tylko miecze.
-   Spoko.
Larens podniósł swój miecz. Chłopacy stanęli po przeciwnych stronach polany.
-   3... – Krzyknął Daler – 2...1... Walczcie!
Na rozkaz, chłopacy zaczęli biec w stronę przeciwnika. Byli tak szybcy, że gdyby nie to, że Daler miał oczy J-Soldier nawet by ich nie zauważył.
Pierwszy zaatakował Lee, tnąc w bok. Larens szybko odskoczył i zripostował. Lee przeskoczył nad przeciwnikiem, robiąc efektowne salto i ciął z półobrotu. Larens sparował cięcie, lecz nie zaatakował.
Stara strategia. Larens czeka aż Lee się popełni choćby najmniejszy błąd. – Pomyślał Daler.
Chłopacy zaczęli zataczać koło patrząc sobie w oczy. Pierwszy zaatakował Larens, szybko wyprowadzając trzy ciosy, które Lee z trudem zripostował. Chłopak próbował zaatakować, lecz potknął się i to było gwoździem do trumny. Larens od razu wykorzystał okazję i przyłożył przeciwnikowi do gardła miecz. Żaden z nich nie oddychał z trudem ani się nie spocił. Byli zbyt wytrzymali, żeby zmęczyła ich taki mały pojedynek.
Lee wstał, wzruszył ramionami i odszedł z pola pojedynku.
Larens spojrzał na Dalera.
-   Już? – Spytał Daler, który lekko przysnął.
-   Tak. Już wygrałem.
-   Nie chcesz odpocząć?
-   Nie. Zaczynajmy.
Daler wzruszył ramionami, wstał, wziął miecz w prawą rękę, stanął naprzeciwko Larensa i zaczął rysować półokrąg.
Larens spojrzał na chłopaka i po swojej stronie zaczął rysować.
-   To będzie pole walki. – Wyjaśnił Daler. – Wyjście za koło oznacza przegraną. Żadnej magii, eliksirów i innych używek. Nic nie wypiłeś?
-   Nie. Chyba, że liczy się jedna kawa i zupa.
-   Zaczynamy.
Larens zaczął się zbliżać do Dalera, który ziewnął przeciągle. Larens podszedł i bardzo szybko zaatakował. Momentalnie Daler znalazł się za plecami przeciwnika, lecz nie zaatakował tylko odskoczył.
-   Może tak obstawiamy? Daje dwadzieścia klarów, że cię pokonam. A ty?
-   Daje trzydzieści pięć klarów, że załatwię cię w mniej niż pięć minut.
-   Lee pogrzeb w rzeczach, wyciągnij pięćdziesiąt klarów i klepsydrę.
Gdy tylko Lee ustawił klepsydrę na pięć minut, (piasek był zmieszany z eliksirami i magią przez co można było ustawić na dowolną ilość czasu) chłopacy rozpoczęli bój. Larens zaatakował tnąc w prawy bok Dalera, a chłopak szybko odskoczył, tnąc w szyję. Tylko refleks uratował Larensa przed utratą trzydziestu pięciu klarów. Chłopak schylił się i gdy miecz przeciwnika świsnął mu nad uchem wysoko podskoczył, próbując zaatakować głowę. Daler wykonał piruet i stanął za plecami upadającego na ziemię Larensa.
-   Dorzuć z mojego plecaka jeszcze trzydzieści klarów i ustaw klepsydrę na dwadzieścia pięć sekund! – Krzyknął Daler do Lee i szybko odskoczył od klingi miecza Larensa. Daler spojrzał pod stopy. Kilka centymetrów przed jego stopami była linia. Chłopak odskoczył (wpadając przy okazji na Larens, próbującego zaatakować), oby dwaj się przewrócili i każdy z nich zaczął szukać swojego miecza.
Daler znalazł swój miecz pierwszy. Wstał i przyłożył końcówkę miecza do brzucha Larensa.
-   Minęło dwadzieścia sekund! – Oznajmił Lee. – Daler oto twoje siedemdziesiąt pięć klarów. Dziesięć dla mnie jako podatek dochodowy.
-   Aha. Bardzo śmieszne.
-   Mówię serio.
Po kilku minutach odpoczynku, chłopacy spakowali się w plecaki, które zarzucili na jedno ramię, przełożyli miecze przez skórzane pasy przy drugim ramieniu, założyli szare szaty i poszli w stronę miasta.




Rozdział VIII
Rok 2589, Garmant, 25 czerwca


Z daleka miasto, do którego zmierzali chłopacy wyglądało całkiem niewinnie i przyjaźnie, lecz z bliska miasto całkowicie się zmieniło.
Mimo iż osoby rozumne mieszkały na tej planecie o wiele dłużej niż na Ziemi, technologia zatrzymała się mniej więcej na etapie Średniowiecza.
Brudne rynsztoki, smród, zamtuzy i spoceni, nie myjący się ludzie to najczęściej spotykane miejsca. Na szczęście taki wygląd ma tylko biedna dzielnica miast. W bogatszej części nie ma rynsztoków, ludzie myją się, co jakiś czas a ulice są czystsze. Dalej była Dzielnica Zamkowa, w której mieszka szlachta, magowie oraz władcy. Ta dzielnica jest najczystsza, ludzie myją się codziennie jest wiele sklepów, ludzie są wykształceni i nie ma żebraków. To właśnie w tej dzielnicy mieli zatrzymać się i szkolić chłopacy, ale najpierw musieli się do niej dostać.
-   Hej Daler. – Odezwał się Lee. – Spójrz na tą ślicznotkę z zamtuzu.
-   I tak cię nie wpuszczą. Nie jesteś pełnoletni.
-   Eee tam. Może nikt nie zauważy. Zapłacę trochę więcej i...
-   Cicho. Chcę jak najszybciej opuścić Dzielnicę Biedoty i dostać się na zamek.
-   Dlaczego? Ktoś tam czeka?
-   Tak.
-   Kto?
-   Dowiesz się jak dojdziemy.
Więcej już nie roztrząsali tego tematu.
Po kilku minutach wdychania smrodu dzielnicy biedoty, znoszenie spojrzeń mieszczan (bynajmniej nie były to przyjazne spojrzenia), aż wreszcie doszli do bramy Dzielnicy Zamkowej.
Przed bramą stało dwóch strażników, w lekkich, skórzanych zbrojach i krótkimi, żelaznymi mieczami u pasów. Wydawało się, że drzemią, jednak, gdy chłopacy podeszli, jeden z strażników podniósł głowę.
-   Czego? – Zapytał chrapliwym głosem strażnik patrząc na przybyszów.
-   Chcemy przejść. – Odparł spokojnie Lee.
-   Przejścia nie ma. Rozkaz króla.
-   My jesteśmy tu właśnie dla króla. – Powiedział Daler, ściągając kaptur szaty z głowy, pokazując strażnikowi zmiany genetyczne (oczy i włosy).
-   Aha. Dobrze. Możecie przejść. – Strażnik podszedł do strażnicy i przesunął dźwignie, która otworzyła bramę.
Daler podziękował i chłopacy przeszli przez bramę do Dzielnicy Zamkowej.
Idąc w kierunku zamku, rozpoczęła się rozmowa na temat rozkazu króla dotyczącego zakazu wejścia do Dzielnicy Zamkowej przez przybyszów, chłopów i mieszczan.
Dzielnica Zamkowa wyglądała wspaniale. W przeciwieństwie do poprzednich dzielnic, ta była schludna, domy były ładnie porozstawiane a nie ściśnięte w bloki. Szlachta nosiła piękne, bogato zdobione szaty, rozmawiali ze sobą ładnie układając zdania, nie biegało ani jedno biedne dziecko, kupcy zapraszali do swoich sklepów szyldami i magicznymi petardami. Jednak jedna rzecz się nie zmieniła. Szlachta, tak samo jak mieszczanie, patrzyli na chłopaków z wyższością i niesmakiem.
-   Co oni się tak gapią? – Nie wytrzymał Larens.
-   Myślę, że nie podoba się im nasz strój, i wcale im się nie dziwię. Wyróżniamy się. Te szaty są biedne. W dodatku jesteśmy osobami z zewnątrz, czyli spoza miasta, a jednak udało nam się tu dostać. – Odpowiedział spokojnie Lee.
-   Ale mogliby przestać.
-   Po prostu boją się. Nie wiedzą co robić, więc po prostu patrzą...
-   Cicho. Za chwilę będziemy w zamku i dostaniemy porządne ciuchy. – Powiedział Daler, uśmiechając się.
-   Racja. Patrz jakie ślicznotki. – Powiedział Lee szczerząc zęby w stronę urodziwych dziewczyn w wieku mniej więcej dwudziestu lat, plotkujących na uboczu.
-   Uspokój się. Zanim nie wejdziemy do Kręgu Wieku, nie możesz podrywać dorosłych kobiet.
-   Wiem. Ale trudno się powstrzymać. – Odpowiedział Lee uśmiechając się krzywo.
Po kilku minutach drogi, chłopacy doszli w końcu do bram zamku. Tak jak przy bramie dzielnicowej, tak i tu stało dwóch żołnierzy, lecz ci byli lepiej uzbrojeni. Na plecach mieli kołczany z strzałami oraz łuk, u pasów mieli krótkie stalowe miecze, sztylety i kilka mikstur. Na torsie mieli żelazne napierśniki, z znakiem królestwa, w którym służyli, nagolenniki na nogach, żelazne rękawice, buty z grubej skóry i żelazne hełmy.
Rycerze stali na baczność i patrzyli na przechodniów. Gdy wędrowcy podeszli, rycerze zatrzymali ich.
Tutaj zamek królewski. Wątpię czy jesteście osobami ważnymi, więc poproszę was o odejście.
Cny rycerzu. Osądziłeś nas zbyt pochopnie. Jesteśmy ważnymi osobami. Jesteśmy J-Soldier, i mamy sprawę do twojego króla. Jeżeli dalej nie będziesz chciał nas przepuścić, będę zmuszony przedostać się tam siłą i powiedzieć królowi Sanowi, iż nie chciałeś nas wpuścić. Osobiście wolałbym wersję, w której nas przepuszczasz, ponieważ nie chcę, żeby stała się tobie, lub twojemu koledze jakakolwiek krzywda. – Powiedział Daler ponownie zdejmując kaptur i pokazując swoje oczy mutanta.
J... Już was przepuszczam. – Powiedział rycerz jąkając się.
Rycerz odwrócił się plecami do chłopaków i zaczął układać rękoma dziwne gesty. Po chwil ostatnia brama stała otworem przed chłopcami. Weszli do środka i brama zaczęła się zamykać.
Przeszli przez przedsionek i znaleźli się na pustym korytarzu. Nie przechodziła tędy, ani służba, ani rycerze, ani nikt inny. Chłopacy byli sami.
Eee... To w którą stronę? – Zapytał Larens z nutą zniecierpliwienia w głosie.
Pojęcia nie mam. – Odparł Daler rozglądając się.
Idziemy w prawo. – Oznajmił Lee. – Nawet jeśli będziemy iść źle to w końcu natrafimy na jakąś służbę, lub cokolwiek innego.
Daler wzruszył ramionami, lecz posłuchał.
Po chwili, chłopacy, doszli w końcu do jakiejś sali, w której byli ludzie. Po dosłownie sekundzie pojawił się przed nimi służący.
W czym mogę służyć?
Szukamy króla Sana. Czy jest w zamku?
Jest. Proszę za mną.
Służący szybko doprowadził J-Soldier do komnaty, w której mieszkał król San.
Komnata była imponująca. Na ścianach wisiały płótna, które przedstawiały wielkie wojny, na suficie wisiał pokaźnych rozmiarów żyrandol, na końcu pokoju stało wielkie (chyba czteroosobowe) łóżko. Po przeciwnej stronie pokoju był kominek, w którym wesoło trzaskał ogień. Naprzeciw kominka stał fotel, w którym siedział król.
Poczekajcie tu chwilę muszę poinformować króla o waszym przybyciu.
Proszę.
Służący podszedł do króla i zaczął szeptać mu do ucha. Po chwili służący wrócił.
Proszę wejść. Czy czegoś wam jeszcze trzeba?
Jeżeli się da to chcielibyśmy odłożyć nasze bagaże gdzieś.
Proszę położyć je na korytarzu. Król kazał przydzielić wam całe jedno dormitorium. Bagaże będą tam na was czekać.
Dziękuję to wszystko.
Służący odszedł, a chłopacy weszli do pokoju króla.
Gdy podeszli do króla Sana, nim zdążyli się ukłonić, król wstał.
Witajcie chłopcy! Dawno się nie widzieliśmy. Musicie mi wszystko opowiedzieć. Ale najpierw musicie chwilę odpocząć. Może trochę wina? Nie proście i tak nie dostaniecie. Jesteście jeszcze za młodzi.
My też się cieszymy, że cię widzimy San. Zaraz ci wszystko opowiemy.
Chłopcy zaczęli opowiadać (Niestety nie zamieszczę tego, ponieważ liczba stron A4 zwiększyłaby się do stu, a mnie zaczynają ręce boleć).
Król San był rosły mężczyzną z czarnymi jak noc, krótkimi włosami, zielonymi oczami i w średnim wieku. Zawsze skory do zabaw i żartów, gdy była na to odpowiednia pora, był poważny i nieugięty, gdy wymagał tego jego interes. Jego twarz mimo wielu stoczonych w życiu bitew, nie miała blizn. Był raczej przystojny, a uśmieszek na ustach prawie nigdy nie znikał.
-   Żałuję, że nie mogę tak podróżować, jak wy. – Odezwał się po wysłuchaniu opowieści. – Czy to już wszystko?
-   Tak. O ile o czymś nie zapomnieliśmy.
-   Pewnie, zwróciliście uwagę na dodatkowe zabezpieczenia. – Chłopacy przytaknęli. – Widzicie. Prowadzę w tej chwili wojnę z moim zachodnim sąsiadem. Przelew krwi jest już niestety pewny. Wojska, króla Wardasa czekają na jego rozkaz na granicy mojego państwa. Sam przyszykowałem już armię, lecz wolałbym, żeby nie przelewać krwi. Niestety, gdy wysłałem herolda, wróciła tylko jego głowa.
-   Moglibyśmy pomóc. Przyszykujemy nasze zbroje, broń i dołączymy do twojej armii.
-   Nie mogę was narażać na niebezpieczeństwo.
-   W naszym dormitorium postarzejemy się, i nasze moce będą tak wielkie, że zmieciemy w kilka sekund połowę armii króla Wardasa. Żaden wojownik nie jest na tyle potężny, żeby położyć J-Soldiera.
-   Czy na pewno, chcecie mi pomóc? – W głosie króla zabrzmiała nuta niedowierzania.
-   Tak. Niech to będzie zapłata za gościnę, oraz późniejsze szkolenie. Przybyliśmy tu, aby podszkolić się. Wiem, że masz teraz w swojej armii trzech J-Soldier. Z chęcią spotkam kogoś tej samej rasy, co my.
-   Dziękuję wam. Wojna rozpocznie się za tydzień. Przygotujcie się najlepiej jak możecie. Ale w tej chwili idźcie do swojego dormitorium odpocząć.


Tytuł: Odp: J-Soldier (rozdział I cz. I)
Wiadomość wysłana przez: emiel_ w Grudnia 12, 2007, 11:12:32 pm
Mimo całej tej krytyki, brniesz konsekwentnie dalej - tak trzymaj!:) Moim zdaniem,będą z Ciebie ludzie.Praktyka czyni mistrza.
Tytuł: Odp: J-Soldier (rozdział I cz. I)
Wiadomość wysłana przez: ShinRa w Grudnia 13, 2007, 04:13:10 pm
Dzięki Emiel_ :D
Pierwsza osoba, ktora nie wytknęła mi wsztstkich błędów i nie zjechała mnie (oprócz Tanta i DB)
Tytuł: Odp: J-Soldier (rozdział I cz. I)
Wiadomość wysłana przez: ShinRa w Grudnia 14, 2007, 09:25:12 pm
no coment :D



Rozdział IX
Rok 2589, Garmant, 26 czerwca


W dormitorium, chłopacy rozpakowali się, a później rozdzielili się i spotkali dopiero pod koniec dnia.
Wszyscy smacznie spali.
Gdy następnego dnia obudzili się, zeszli do sali jadalnej.
Sala była przestronna i ładnie udekorowana skórami, obrazami, dywanami. Naprzeciw drzwi wejściowych, było wielkie okno, a pod oknem duży stół dla króla i ważniejszych osób. Na środku stały trzy stoły dla rycerzy i mieszkańców. Przy kominku po prawej stronie od drzwi stał jeden mniejszy stół, za nim obok kominka były drzwi, niechybnie prowadzące do kuchni. Przy stole stał służący rozkładając jedzenie. Co jakiś czas obok stołu przechodził rycerz, lub jakaś inna osoba i brała pożywienie.
Chłopacy weszli do sali. Mieli na sobie stroje szlachty. Koszule z jedwabiu, spodnie z miękkiej, pomalowanej na czarno, skóry, skórzane rękawice i buty z skóry.
Gdy chłopacy się rozglądali, nie dostrzegli żadnej straży.
Widocznie tutaj nie jest potrzebna. – Pomyślał Daler.
Każdy z trzech stołów był zajęty po brzegi.
-   Nie ma miejsca. – Oznajmił Larens z zrezygnowaną miną.
-   Król San was przywołuje. – Powiedział służący.
-   Dziękujemy. – Odpowiedział Daler.
Chłopacy poszli w stronę króla.
-   Witajcie chłopcy! Jak się spało?
-   Świetnie dziękujemy.
-   Usiądźcie.
Chłopcy zajęli miejsca. Daler po prawicy króla, Lee za nim. Larens z lewej strony.
Król przywołał jakiegoś lokaja i zamówił jedzenie dla chłopaków.
Gdy oni jedli, król rozpoczął rozmowę.
-   Musicie się pośpieszyć z tym postarzaniem się. Te ubrania są na was za duże, myślę, że chcielibyście się napić wina, lecz nie mogę was tym poczęstować. Tymczasem dostaniecie mleko.
Chłopacy pokiwali głowami nie przestając jeść.
-   Krąg jest już gotowy. Chcieliśmy po prostu coś zjeść przed zmianą. Z resztą Lee nie wytrzyma długo. On chce kilka dziewczyn chędożyć, a nie może. – Powiedział Daler kończąc jeść.
-   To miło. Nie długo znów zobaczę was w odpowiednim wieku. Daler… wiesz, że w zamku jest Yune?
Daler spojrzał na Sana. Przełknął ślinkę.
-   Yune? – Zapytał. – Myślałem, że nie mieszka w tym mieście.
-   Ależ mieszka. Od czasu gdy opuściłeś ten świat dwa lata temu zatrzymała się tu. W czasie wojny leczy rannych, a w czasie pokoju szkoli lekarzy, magów, wojowników. Gdy nas opuściłeś porzuciła drogę magii i zaczęła walczyć używając tych pistoletów, które dostała od ciebie. Obiecałeś jej, że nauczysz ją ich używać. A musiała się sama nauczyć.
-   Przecież wiesz, San, że nic nie mogłem na to poradzić. Jak już zacząłem odchodzić to nic nie mogło tego zatrzymać. – Daler mówił smutnym tonem, ze spuszczoną głową.
-   Masz szczęście, że przyszliście jak ona już zjadła. Nie musisz jej jeszcze niczego tłumaczyć. Ale przecież wiesz, że to nie może trwać w nieskończoność.
-   Wiem.
-   Kto to jest Yune? – Zapytał Lee, który uważnie słuchał całej rozmowy.
-   Yune… Nie chce teraz o tym rozmawiać. Później i tak się dowiecie.
Dwa lata temu, gdy Daler został wysłany na samotną misję na Garmant, spotkał Yune. Yune była białą czarodziejką, czyli osobą zajmującą się leczeniem i podobnymi sprawami. Nigdy nie używała magii bojowej. Gdy Daler po raz pierwszy trafił do króla Sana spotkał dziewczynę. Mieli wtedy po dwadzieścia lat. Yune musiała udać się do pewnych części tego świata, żeby móc pomóc walczyć z potworem zwanym Haldervos. Dziewczyna nie potrafiła wtedy walczyć, więc poprosiła o ochronę. Król przydzielił jej trzech obrońców: Dalera, Zarbana i Mikę. Zarban był tak samo jak Daler J-Soldier. Mika była czarną czarodziejką, czyli osobą używającą magii bitewnej.
Podczas wyprawy dołączyło do obrońców Yuny jeszcze kilka innych osób. Yune razem z obrońcami pokonała Haldervosa. Gdy razem podróżowali, Yune zakochała się w Dalerze. Daler odwzajemnił to uczucie, lecz gdy pokonali Halerdvosa, rozpoczęło się znikanie.
J-Soldier po wykonaniu misji zostają teleportowani do swojego świata, ponieważ ich obecność osłabia Wymiar, w którym się znajdują.
Daler skończył jeść. Podziękował królowi i powiedział, że idzie się przejść.
Gdy Daler wyszedł z jadalni skręcił korytarzem w prawo.
Pięknie. Yune tu jest. Jak na nią wpadnę to będę miał kłopoty. Nawet jej nie wytłumaczyłem, dlaczego znikam… Co ja teraz mam zrobić. Kocham ją, lecz to jest niemożliwe. Nie ma sposobu na zniknięcie.
Daler uderzył pięścią w ścianę.
-   Cholera! – Powiedział.
Poszedł dalej.
Skręcił w korytarz prowadzący do ich dormitorium.
Odpocznę trochę. Jeżeli dobrze pamiętam, w pokoju pod materacem leży mój naszyjnik smoka. Nareszcie go odzyskam.
Drzwi do dormitorium były otwarte. Zanim Daler wszedł do środka spojrzał przez szparę w drzwiach. Pokój chłopaków był otwarty. Chłopak podszedł bliżej. Spojrzał do pokoju. W środku stała dziewczyna w wieku dwudziestu dwóch lat. Miała, krótkie, ciemno blond włosy, z długą kitką całą związaną czerwoną wstążką, lewe oko zielone, a prawe piwne. Miała ładną twarz i dziwne ubranie. Miała na sobie białą koszulkę sięgającą do pępka, z przedzieleniem między biustem. Przedziałek był połączony rzadko połączonym, czarnym sznurkiem. Zamiast spodni miała niebieską miniówkę. Z tyłu miała przewiązane sznurkiem dwa pistolety. Daler przyjrzał się jej bliżej. To była Yune!
Dziewczyna obróciła się w stronę chłopca.
-   O! Służba. Przepraszam, nie wiesz przypadkiem gdzie jest osoba imieniem Daler?
-   Niestety, moja pani. Nigdy o nim nie słyszałem.
-   Dobrze. Dziękuję. – Odparła zrezygnowana i wyszła z pokoju.
Daler westchnął. Udało mu się. Chłopak podszedł do swojego łóżka, ściągnął materac i wyciągnął z między desek amulet, przedstawiający głowę smoka z wystawionym językiem. Daler przewiesił wisiorek przez szyję i od razu poczuł lekkie drżenie oraz zwiększoną moc chłopca.
Gdy Daler posprzątał wyszedł z pokoju i skierował się w stronę dużej sali, w której razem z chłopakami narysował krąg wieku.
Po kilku minutach wyczekiwania, do pokoju weszli chłopacy.
Po chwili rozmowy, zamknęli drzwi na klucz, rozebrali się i stanęli w kręgu.
Karvus ina karlados! – Wypowiedział inkantację zaklęcia Daler
Po pomieszczeniu rozszedł się oślepiający błysk, a po chwili zniknął.
Na środku pokoju stało trzech przystojnych mężczyzn w wieku dwudziestu dwóch lat. Poszli się ubrać. Gdy już mieli na sobie wygodne ubranie obejrzeli swoje ciała i rozpoczęli rozmowę. Rozmawiali długo. Omawiali wszystko co teraz mogą robić.
Po zakończeniu rozmowy chłopacy się pożegnali i każdy poszedł w swoją stronę.
Lee poszedł podrywać dziewczyny, Larens poszedł do tawerny wypić trochę alkoholu a Daler przejść się po zamku i mieście.
Wpierw Daler poszedł do Sana poinformować o udanym postarzeniu się.
San przyjął informację z wielkim uśmiechem. Powiedział, że najlepsi płatnerze szykują zbroje dla chłopaków.
San rozmawiał przez dłuższy czas z Dalerem (Daler korzystał z przywileju picia alkoholu, i częstował się miodem pitnym), o wszystkich sprawach jakie mu przyszły na język. Gdy już mężczyźni zakończyli rozmowę, Daler szybko uciekł z sali, ponieważ mignęła mu Yune.
Chyba bezpieczniej będzie iść do miasta… Albo nie. Pójdę do północnej wieży. Nikt w niej nie stacjonuje, więc będę mógł odpocząć. Bardzo wątpię, że Yune mnie znajdzie.
Daler poszedł w stronę północnej wieży. Znajdowała się w starej części zamku. Praktycznie nikt tam nie chodził. Stara część zamku nie była używana od kiedy San został królem. Daler zawsze tam chodził, żeby pozbierać myśli. Raz był tam z Yune. To było po północy. Dzień przed ostateczną walką z Haldervosem. Wspięli się na samą górę i patrzyli w gwiazdy. Nagle Yune zaczęła płakać. Daler chcąc ja pocieszyć położył jej dłoń na ramieniu. Ona spojrzała na niego, i nagle zaczęli się całować.
Daler zaczął wspinać się po schodach. Jego kroki były praktycznie nie słyszalne.
Schody prowadzące na górę były kręcone, wąskie i śliskie. Korytarz był mało przestronny, lecz Daler wiedział, że jest kilka pochodni, które działają jako dźwignie do tajnych przejść.
Daler wchodził już na ostatni stopień, gdy coś usłyszał. To była piosenka. Piosenka, śpiewana przez kobietę. Daler znał tą melodię. Tą piosenkę zaczął nucić Daler, przed ostatnią walką z Haldervosem. Ta melodia, zawsze dodawała mu otuchy. Melodia była smutna, lecz Daler wiedział, że to tylko melodia. Piosenka była skoczniejsza.
Mężczyzna wszedł na ostatni stopień. Zanim weszło się do wieży były jeszcze drzwi. Te były lekko uchylone. Daler wejrzał przez szparę. Widać było tylko małą część pokoju. Od czasu gdy chłopak był tu ostatnio trochę się zmienił wystrój. Na ziemi leżał dywan, a zamiast okna był mały balkonik. Pomieszczenie było ogrzewane kominkiem. Na balkonie przykucnęła Yune. Wyglądała pięknie. Daler wiedziony impulsem bezszelestnie wszedł do komnaty. Yune była odwrócona plecami do drzwi. Chłopak przyjrzał się pokojowi. Wszystko co było w tej komnacie było zbudowane i udekorowane na zamówienie. Wszystko było pięknie zdobione, dywan był ze skóry niedźwiedzia polarnego (druidzi pewno są wściekli). Yune nadal się nie odwracała. Nie wiedziała o obecności Dalera. Dalej nuciła piosenkę. Chłopak uśmiechnął się. Gdy Yune się zamyśli nie sposób jej z tego zamyślenia wyciągnąć. Daler nie wiedział co zrobić. Jeżeli będzie dalej słuchał Yune w końcu się odwróci i będzie wściekła, że nic nie powiedział. Nie sposób było przewidzieć jej zachowania, jeżeli Daler coś powie.
Co zrobić? San, mówił, że gdy zniknąłem Yune znalazła film nagrany na dziwnej świecącej się kuli. Film przedstawiał kogoś bardzo podobnego do Dalera. Od tego czasu Yune szukała kolejnych kul z filmem, który mógłby pokazać gdzie się znajduje ta osoba. Yune wytrwale szukała, lecz gdy znalazła ostatnią kulę okazało się, że ta osoba żyła kilka tysięcy lat temu. Zrezygnowana Yune starała się o mnie zapomnieć. Na każdą wzmiankę o mnie nic nie odpowiadała. Aż do teraz.
Daler podszedł bliżej do dziewczyny. Zaczął nucić tą samą melodię. Yune jakby wyrwana z transu potrząsnęła głową i spojrzała na chłopaka. Daler uśmiechnął się lekko. Yune miała szeroko otwarte oczy.
-   D… Daler? – Zapytała jąkając się.
Daler tylko pokiwał głową nie wierząc, że głos będzie posłuszny.
Yune wstała szybko i objęła go mocno. Płakała. Płakała ze szczęścia.
-   Daler… Daler, to ty? To naprawdę ty? Czy ja nie śnię? Na pewno nie znikniesz? Och Daler…
-   Już spokojnie. Jestem przy tobie. Nie zniknę. – Powiedział Daler spokojnym głosem. Sam był zdziwiony tym, że jego głos nie drżał.
Stali tak jeszcze kilka sekund, a gdy już stanęli naprzeciwko siebie, spojrzeli na siebie. Yune już nie płakała. Była uśmiechnięta. Dalerowi wydawało się, że to najpiękniejszy widok jego życia. Chłopak pociągnął dziewczynę za sobą i usiedli przy kominku. Razem. Rozmawiali o wszystkim o czym mogli. W końcu gdy już nie miel o czym rozmawiać poszli na dół. Poszli na łąkę za zamkiem. Tam biegali jak dzieci. Śmiali się ze wszystkiego. Gdy wrócili do zamku było już sporo po dwudziestej. Gwiazdy pięknie świeciły na bezchmurnym niebie. Księżyc świecił jasno. Była pełnia. Yune chciała spać z Dalerem (jak na razie bez skojarzeń), lecz chłopak odmówił, ponieważ w dormitorium spali również Lee i Larens. Chłopak i dziewczyna rozeszli się do swoich dormitoriów.
W pokoju czekali na Dalera pozostali chłopacy i jakieś dwie dziewczyny. Daler spojrzał na grupę, uśmiechnął się i usiadł na swoim łóżku.
-   Tobie nie zaprosiliśmy dziewczyny, ponieważ Yune jest w zamku. – Powiedział Larens uśmiechając się szyderczo.
-   To dobrze, ale bez głośnych harców. Mojego łóżka nie oddam, a chcę się wyspać.
-   Dobrze. – Powiedział Lee. – Jak chcesz. Ale pewnie i tak nie zaśniesz. Chędożenie niestety nie jest najcichszą formą rozrywki.
-   Lee, nic nie mów. Śmierdzisz piwem. A ja wole wino i miód. – Daler uśmiechnął się. – Idę się wykąpać. Jak wrócę, chciałbym jeszcze nie widzieć chędożenia. Prawdę mówiąc, zobaczenie Lee nago przyprawia mnie o mdłości.
Lee prychnął, lecz nic nie odpowiedział. Daler poszedł się wykąpać, a gdy wrócił w pokoju była już dzika zabawa nago. Daler poszedł do łóżka i narzucił na okolicę swojego łóżka, zaklęcie nie dopuszczających, żadnych dźwięków z zewnątrz. Chłopak zasnął szybko.
Tytuł: Odp: J-Soldier (rozdział I cz. I)
Wiadomość wysłana przez: ShinRa w Grudnia 29, 2007, 11:02:22 pm
Widzę całkowity brak zainteresowania, lecz będę uparcie wpisywał kolejne tandetne rozdziały, do czasu aż zablokujecie konto lub temat. Tymczasem miłej khem khem "lektury".

Rozdział X
Rok 2589, Garmant, 2 lipca


Minął tydzień. Chłopacy mieli wyruszyć na wojnę. Każdy z nich dostał zbroję J-Soldier. Ciemną, mroczną zbroję wywołującą strach u ludzi. Podczas swojej ostatniej rozmowy przed wojną Daler obiecał Yune, że nie umrze, lecz on wiedział, że ta obietnica, nie była możliwa do spełnienia, ta obietnica nie zależała od niego.
Chłopacy wsiedli w konwój. Siedzieli w nim: król San, straż przyboczna i dwóch innych J-Soldier. Rozmawiali ze sobą przez całą drogę. Jeden z J-Soldier nazywał się Grom a drugi Zamieć. Byli znani z siły i szybkości.
Gdy konwój dojechał na pole bitwy, wszyscy zobaczyli wielką armię wroga po jednej ze stron polany i drugą armię po przeciwnej stronie. Daler uśmiechnął się po zbroją.
Będzie zabawa.
J-Soldier oraz San weszli do królewskiego namiotu, omówić plan bitwy.
Namiot był mniej więcej wielkości prawdziwego pokoju króla. Na środku stał duży, okrągły stół, na którym leżały mapy. Po prawej stronie namiotu znajdowało się odgrodzenie. Za odgrodzeniem znajdował się pokój króla. Lewa strona namiotu była zagracona rzeczami króla.
Król oraz J-Soldier usiedli przy stole.
-   Panowie. – Rozpoczął król z kamienną miną. – Stoimy przed wielką armią nieprzyjaciela. Wiem, że wasze umiejętności, wykraczają poza siłę i umiejętności zwykłego żołnierza, lecz nie bądźcie zbyt pewni siebie. Wróg ma przewagę liczebną. Niewielką, lecz jednak. Mamy milion mężczyzn w wojsku. Oni mają o tysiąc więcej.
-   No to na wojnę! – Powiedział Daler.
Wszyscy się z nim zgodzili.
-   Dobrze. Teraz was rozmieszczę. Nie możecie walczyć, wszyscy razem. Łatwo można by was otoczyć i zabić wszystkich. Daler. Idziesz na przód. Lee. Do magów. Bij we wrogów ze znaków. Larens. Ty weź tysiąc wojowników i zaatakuj od prawej flanki. Z zaskoczenia. Grom. Idziesz do drugiej salwy. Zamieć. Najlepiej będzie, jeżeli spróbujesz zakraść się na tyły wroga i zaatakować przywódcę. To już wszystko. Niech Walanbos  prowadzi wasze miecze!
J-Soldier pożegnali się i poszli do swoich oddziałów.
Po chwili wyczekiwania rozpoczęła się wojna. Pierwszy oddział wyszedł na spotkanie wrogom. Daler pierwszy zobaczył deszcz strzał lecący w kierunku pierwszej salwy. Mężczyzna zatrzymał się. Ułożył dłonie w znak obronny, odbijający i skierował zaklęcie w stronę strzał. Strzały zawróciły do właścicieli zadając poważne rany. Daler biegł dalej. Jego oddział był daleko przed nim. Już walczył. Daler dobiegł do oddziału i od razu odciął głowę rycerzowi wroga. Daler walczył jak oszalały. Nie widać było jego ciała. Widać było tylko błyski klingi i krew tryskającą z ciał poległych. Kilka metrów od niego otoczono małą grupę żołnierzy z jego oddziału. Pobiegł im z pomocą, rzucając zaklęcie, które spaliło wrogów w pył. Uratowani żołnierze zasalutowali wybawcy i z okrzykiem bojowym rzucili się w stronę wrogów. Daler widział, że wojowników wroga jest coraz mniej. Lecz to była dopiero pierwszy oddział wrogów. Strzały już więcej nie leciały. Nikt nie chciał, żeby jego strzała znów trafiła w właściciela. Daler przebił się przez wrogów. Spojrzał na drugi oddział wroga składający się z samych łuczników. Wybiegła druga salwa, w której znajdował się Grom. Daler rozejrzał się szukając ważniejszych wrogów, niż łucznicy. Po chwili dojrzał wrogów. Kilkaset metrów od niego w rzędzie układało się kilku magów. Daler dobiegł tam w ciągu kilku sekund. Magowie nic nie mogli poradzić. Wszyscy zostali zabici w pięć sekund. Nie mieli szans na obronę. Od prawej flanki zaatakował oddział Larensa. Magowie Sana zaczęli spuszczać na głowy oddziałów wroga ogniste kule. Daler zobaczył na pagórku czterysta metrów od niego króla Wardasa. W złotej zbroi i jednoręcznym mieczem w prawej ręce i dużą tarczą w lewej ręce. Od tyłu zakradał się do niego Zamieć. Wardas odwrócił się w stronę wojownika i nim Zamieć zdążył cokolwiek zrobić, odciął mu głowę.
Daler przeklął szpetnie i zaczął biec w kierunku Wardasa. Król spojrzał w jego kierunku chłopaka. Daler podbiegł do niego i ciął w głowę. Król zrobił unik, lecz miecz zahaczył o hełm króla. Hełm spadł pokazując twarz króla. Na głowie króla nie było ani jednego włoska. Na czole miał kilka tatuaży, miał białe oczy i kilka małych ran.
Król zaatakował Daler, który zrobił ładny piruet, atakując od prawej. Król zablokował cięcie. Uderzył czołem o nos Dalera. Chłopak chciał się złapać za złamany nos, lecz nie mógł. Król wyprostował się i uśmiechnął szyderczo. Daler nie wytrzymał zdenerwowania. Odskoczył na pięć kroków od króla, włożył miecz pod pachę i zaczął układać znak dezintegracji zbroi i miecza. Znak zadziałał natychmiast. Król stał przed nim tylko w kolczudze i skórzanych spodniach.
Nie zabiję go. Lepiej, żeby wziąć go w niewolę.
Wardas spojrzał na swoje rzeczy. Uklęknął przed Dalerem.
-   Zabij. – Powiedział szorstko. Miał gruby głos.
-   Nie. Nie jestem mordercą. Jak już mam zabić to w równej walce. Daj rozkaz do zatrzymania wojsk.
-   Niby dlaczego? Skoro nie chcesz mnie zabić to znaczy, że nie przegrałem.
-   Posłuchaj. Gdyby nie to, że chciałem z tobą porozmawiać, to z twojego wojska nic by nie zostało. Po prostu, użyłbym tego samego znaku co teraz na całej armii i wszyscy by zginęli. Miałem nadzieję na rozmowę oraz porozumienie bez wojny.
-   … J-Soldier, który nie chce zabić. Tego jeszcze nigdy nie widziałem.
Król Wardas wstał. Z jego ręki wystrzeliła zielona iskra, która rozlała się nad polem bitwy.
-   A więc dobrze. Poddaję się. Ufam ci. Nic nie może mi się stać teraz. Jestem pod twoją opieką.
-   Dobrze. Chodź za mną.
Wojska się zatrzymały. Daler prowadził Wardasa do namiotu Sana. Żołnierze rozeszli się do swoich obozów.
Gdy Daler i Wardas stanęli przed namiotem na spotkanie wyszedł im sługa, informujący o tym, że San wzywa Dalera do swojego namiotu. Chłopak razem z królem wszedł do namiotu.
San siedział przy stole. Na widok Wardasa otworzył usta ze zdziwienia.
-   Witaj bracie. – Powiedział San do Wardasa.
-   Witaj, bracie.
-   Powiedz mi, dlaczego mnie zaatakowałeś? Własnego brata atakować? Czy to się godzi?
-   … To nie ja wydałem rozkaz do ataku. W moim kraju, rozpoczęły się wojny polityczne i jeden z magów przybrał iluzję mojej postaci i zarządził atak na twoje państwo. Nic nie mogłem zrobić. Zostałem wtrącony do lochu. Wyszedłem z więzienia tylko po to, żeby wysłać mnie na pewną śmierć. Zbroja, którą miałem na sobie opanowała moje myśli. Gdy ten chłopak zniszczył ją miałem szczęście, że zbroja została zdezintegrowana. Gdyby nie to, ładunek znajdujący się w niej eksplodowałby i zniszczył oby dwie armie.
-   Rozumiem… Tymczasowo, będziesz przebywał w moim zamku. Postaram się odbić twoje królestwo.
-   Dziękuję bracie. Czy mógłbym odpocząć? To był wielki wysiłek. – Wardas odwrócił się w stronę Dalera – Dziękuję chłopcze za pomoc.
Daler skinął głową. Widział nagłą zmianę na twarzy króla. Jego oczy nabrały brązowego koloru. Zniknęły też tatuaże z jego czoła. Król Wardas wyszedł z namiotu.
-   Daler… - rozpoczął San. – Jesteś najlepszy. Udało ci się zapobiec większemu rozlewowi krwi. Nie wiem co powiedzieć. Jak ci dziękować? Wymyślę coś po powrocie do zamku. Lecz muszę powiedzieć ci coś jeszcze. Lee… On… Lee został zabity. Tak samo jak Zamieć.
Daler rozszerzył oczy. Mówił roztrzęsionym głosem.
-   Lee? Zginął? Jak?
-   Po stronie wroga był jeden J-Soldier. Pozabijali się nawzajem. Nie przeżył Lee, ale ten drugi też nie przeżył. Przykro mi.
Po chwili Daler zapanował nad twarzą i głosem, lecz dalej miał poczerwienione oczy.
-   A Larens? Żyje?
-   Tak, nic mu nie jest.
-   Dobrze. A Yune? Przyjechała tu. Nic jej nie jest?
-   Została porwana.
-   CO!?
-   Porwali ją zabijając wszystkich obrońców. Nic nie mogliśmy zrobić.
-   Cholera! – Daler przeszedł szybkim krokiem. – Trzeba ją odbić. Gdzie została wzięta?
-   Najpewniej do kraju mojego brata.
-   Ale, po co?
-   Słyszałem, że syn mego brata ma niedługo się ożenić.
-   A więc pójdę tam, skopię tyłek młodemu i odbiorę Yune. – Daler był coraz bardziej rozwścieczony.
-   Mamy pewność, że ją nie zabiją. Muszą mieć ją żywą. To daje nam czas.
-   Nie mamy ani trochę czasu do cholery. – Daler zrzucił z głowy hełm. – Nie widzisz tego? Skoro porywcze byli tak potężni, żeby zabić kilkuosobową grupę strażników nie odnosząc ran, to znaczy, że mogą się teleportować.
-   Uspokój się! – Król wstał i uderzył pięścią o stół. – Też się denerwuję, lecz potrafię nad sobą zapanować. Nie myślisz jasno. Sam powiedziałeś, że byli potężni. Sam ich nie pokonasz.
-   Zakład? Ja potrafię wyjść z tego ciała i samą duszą pozabijać ich.
-   A oni odprawią na tobie egzorcyzm. Miejsce, w którym jest odprawiany ślub jest chroniony przed duchami, potworami i innymi wstrętami.
Daler kopnął krzesło. Ręce mu drżały.
-   Dobrze. Gdzie to jest? Jak daleko? Będę miał problem z walką w tym kościele czy co to jest. W pewnej części jestem demonem.
-   Mam ciekawy sposób transportu. Kilka dni temu do mojego miasta przyleciał dziwny pojazd. Kapitan mieszka w moim zamku. Był serdecznym przyjacielem mojego ojca. Być może podwiezie cię tam.
-   Dzięki za informację. Ja już będę biec w stronę miasta z Larensem. Pakowanie się wojska będzie zbyt długo trwać. Będę tam szybciej.
-   Dobrze. Kapitan nazywa się Farlos.
-   Dziękuję.
Daler wybiegł z pokoju. Po chwili spotkał Larensa. Chłopak siedział na zwalonym pniu patrząc w ziemię. Daler podszedł do niego i powiedział o porwaniu. Larens zgodził się biec razem z Dalerem do zamku. Chłopacy wypili miksturę przyspieszającą i pobiegli.
Tytuł: Odp: J-Soldier (rozdział I cz. I)
Wiadomość wysłana przez: Miremel w Stycznia 06, 2008, 04:37:42 pm
druge część całkiem niezła, ale musisz popracować nieco na dstylem, a przede wszytkim staraj się budować bardziej złożone zdanie i nie robić tylu powtórzen, ya??  ;)
Tytuł: Odp: J-Soldier (rozdział I cz. I)
Wiadomość wysłana przez: ShinRa w Stycznia 06, 2008, 05:07:13 pm
Jasne...  :D Kurde... A myślałem, że ludzi nie widzą tego Fanfiku... :D
Tytuł: Odp: J-Soldier (rozdział I cz. I)
Wiadomość wysłana przez: emiel_ w Stycznia 08, 2008, 04:12:09 pm
Masa błędów stylistycznych, ale jeszcze wszystko przed Tobą:> Jak słusznie zauważyła koleżanka, za dużo powtórzeń i zbyt krótkie zdania. Sam początek potrafi zniechęcić:
"W dormitorium, chłopacy rozpakowali się, a później rozdzielili się i spotkali dopiero pod koniec dnia.
Wszyscy smacznie spali.
Gdy następnego dnia obudzili się, zeszli do sali jadalnej."
   Brzmi to nienaturalnie, sztucznie wręcz.Druga cześć lepsza, aczkolwiek nie pozbawiona błędów.No i ten Grom z Zamiecią :)))) Takie to...niefinalowe....rzekłbym nawet - wiedźminowskie:> Cóż - Twój fik, Twój wybór.Ja poczułem się tak, jakby nagle Geralt został wrzucony do świata ff. Zresztą dalej, też mam luźne skojarzenia z prozą Sapka (podkreślam, że są to TYLKO skojarzenia, a nie podobieństwa, żeby mi ktoś nie wyskoczył z tekstem, iż porównując mistrza do Ciebie, profanuję tego pierwszego...) Pracuj dalej, widzę, że nie brakuje Ci zapału,pozdrawiam.
Tytuł: Odp: J-Soldier (rozdział I cz. I)
Wiadomość wysłana przez: ShinRa w Stycznia 08, 2008, 07:47:11 pm
Trochę prawda, że w pewncym stopniu kieruję się prozą Sapka. proszę mi wybaczyć błędy stylistyczne, lecz nie przesadzajmy. Mam 12 lat... Nie napiszę nic wielkiego. A, że cośtam zniechęca do czytania, to mój ciągły problem. Jakoś nie umiem wstawić akcji w tą opowieść.  :-\
Tytuł: Odp: J-Soldier (rozdział I cz. I)
Wiadomość wysłana przez: emiel_ w Stycznia 11, 2008, 10:07:55 am
Nie martw się, po prostu pracuj dalej nad stylem - mała rada ode mnie, nie musisz opisywać czynności oczywistych, o ile nie wydarzy się przy tym nic, co odbiegałoby od normy:  "wszyscy smacznie spali.Gdy następnego dnia..." 
   Szczerze, to właśnie ten początek mnie zraził, nie lepiej byłoby coś w stylu:
"…Będąc już tam, rozpakowali się, po czym każdy ruszył w swoją stronę - spotkali się dopiero na krótko przed kolacją (bądź snem – whatever).Następnego dnia, po zejściu do sali jadalnej…."

   To tyle.Na początek ;>
Tytuł: Odp: J-Soldier (rozdział I cz. I)
Wiadomość wysłana przez: ShinRa w Stycznia 14, 2008, 07:26:10 am
Poprawiłem kilka błędów w poprzednich częściach. Ale pewnie nie wszystkie. tymczasem zapraszam do "lektury".

Rozdział XI
Rok 2589 Garmant, 2 lipca

Po dwóch godzinach biegu chłopacy dobiegli do zamku. Złapali pierwszego lepszego służącego, który zaprowadził ich do pokoju, Farlosa. Pokój mężczyzny był zagracony częściami mechanicznymi nieznanego pochodzenia i działania. Na stole stojącym pod wschodnią ścianą pokoju leżały setki schematów. Jedynymi porządnymi miejscami były fotel i łóżko. Farlos siedział na łóżku, czytając zwój. Gdy chłopacy weszli do pokoju, mężczyzna wstał. Miał na sobie dżinsy, skórzaną, brązową kurtkę, gogle na oczach i wysokie buty. Miał brązowe, krótkie włosy, lekki zarost, zielone oczy i lekko zakrzywiony nos. Był wysoki i chudy.
-   Czego tu chcecie? – Zapytał. Miał niski głos.
-   To ty jesteś Farlos?
-   Nie odpowiada się pytaniem na pytanie. Tak nazywam się Farlos. Jestem kapitanem na powietrznym statku „Spiral”. A teraz proszę odpowiedzieć na moje pytanie.
-   Nazywam się Daler, a to jest Larens. Przyszedłem prosić o pomoc. Jestem J-Soldier. Byłem na wojnie. Wygraliśmy, lecz porwali moją… dziewczynę. Nazywała się Yune. Niedługo ma się pod przymusem ożenić z synem króla Wardasa.
-   Porwali Yune!? Oczywiście, że ci pomogę. Nie zostawię jej w takim położeniu. Wiedz, że robię to dla niej. Nie dla ciebie. Przypomnij mi jak się nazywasz?
-   Daler.
-   DALER!? Yune opowiadała o tobie. Powinienem ci teraz przyłożyć, lecz nie teraz. Może później. Jak będziemy już na statku to sobie pogadamy.
-   Dobrze. Proszę się pospieszyć.
-   Statek będzie gotowy za pięć minut. Idźcie na polanę. Przylecę po was.
Farlos wybiegł z pokoju. Chłopacy wybiegli za nim, lecz skręcili w stronę polany.
Minutę później, chłopacy byli już na polanie. Mieli chwilę, więc postanowili się przygotować. Poprawili zbroję, włożyli miecze za skórzane pasy na plecach, tak, aby szybko móc je wyciągnąć. Daler zostawił hełm w namiocie króla. Larens pobiegł jeszcze do dormitorium, żeby wziąć ze sobą mikstury i kilka innych przydatnych rzeczy.
Gdy Larens wrócił, statek właśnie podlatywał. Był tak wielki, że z odległości dwustu metrów zasłaniał prawie całe niebo. Otworzyły się drzwiczki, przez które wyleciała drabinka linowa.
Chłopacy wspięli się na górę. Gdy tylko pojawili się na górze, zamknęły się wrota. W tym pomieszczeniu było ciemno. Na końcu pokoju stały otworem drzwi. Gdy chłopacy przeszli przez nie zobaczyli półokrągły korytarz, cały zrobiony z jakiegoś niebieskawego metalu. Korytarz prowadził na mostek. Mostek był dużym okrągłym pomieszczeniem, z wielkimi szybami i nowoczesnymi komputerami. Jedyną rzeczą, która nie była skomputeryzowana to ster. Ster taki jak na okrętach. Za nim stał Farlos. Przy komputerach siedziało kilka osób ubranych w granatowe mundury.
-   Jesteście wreszcie! Ludzie startujemy. Zamknąć wszystkie wrota. Wznieść się na wysokość tysiąca stóp nad ziemią. Pełna prędkość!
Statkiem zatrzęsło. Nikt się nie wywrócił. Larens podszedł do jednej z szyb i zaczął patrzeć przez nie. Daler podszedł do Farlosa.
-   Chciałeś pogadać.
-   Tak. Yune opowiadała mi o tobie. Jestem jej wujkiem. Co robisz taką minę? Wiem, że nie jesteśmy w ogóle podobni, ale jednak. A więc jak mówiłem Yune mówiła mi o tobie wiele ciekawych rzeczy. Cieszę się, że przynajmniej jej nie wy chędożyłeś. Ale wracając do tematu. Nigdy nie podała mi twojego opisu. Muszę ci się przyjrzeć. Tak jak myślałem. Jesteś w jej typie. Myślałem, że woli ludzi, ale dobrze. No już… Daj spokój tylko żartowałem. To nic, że jesteś mutantem.
-   Nie lubię tego określenia.
-   A jak mam cię nazywać? Jak nazywać twoją rasę?
-   Mnie Daler. A rasę… Nie wymyśliłem nigdy nazwy. Po prostu J-Soldier.
-   Nie... To nie nazwa rasy. To nazwa żołnierza. Coś innego... Coś ciekawego.
-   Później pomyślę.
-   Dobra. Wróćmy do tematu. Yune mówiła, że jak cię spotka to zabije. Nie dziwię się jej. Zniknąłeś tak nagle. Musiała sobie poradzić sama. Miała nadzieję, że z nią zostaniesz. A ty zniknąłeś. Była załamana. A teraz znów się pojawiasz. Znów dajesz jej nadzieję, którą później odbierzesz. Czy ty nie masz serca?
Daler milczał. Nie patrzył w oczy kapitanowi. Patrzył w bok. Jego twarz nic nie wyrażała.
-   Powinieneś ją przeprosić. Ona, nie przeżyje, jeżeli znów znikniesz. Dla niej to było równoznaczne z twoją śmiercią. – Farlos mówił teraz spokojniejszym tonem, – Gdy zniknąłeś, przyszła do mnie i płakała. Płakała przez pół nocy. Aż w końcu zasnęła. Na następny dzień zaczęła się zmieniać. Aż wyrosła na to, co już widziałeś. Wiem, że masz uczucia. Gdyby nie to uczucie, nigdy nie poszedłbyś jej na pomoc. Powinieneś spróbować zostać z nią, lub wziąć ją do swojego świata. Ona bez ciebie jest słaba.
Daler dalej milczał. Nie podniósł oczu. Wydawało się, że nie oddycha. Po chwili odwrócił się plecami do kapitana. Drżał. Płakał. Starał się powstrzymać łzy, lecz one leciały bez przerwy. Po chwili się opanował. Wytarł łzy.
Odwrócił się w stronę kapitana.
-   Ja nie chciałem zniknąć, lecz moja obecność osłabia to miejsce. Jeżeli będę długo na tym świecie to planeta się rozpadnie. Dlatego każdy J-Soldier znika po wykonaniu misji. Moją misją jest specjalna nauka J-Soldier, żeby wzmocnić moją moc. A Yune… Nie mogę zabrać ją do siebie. Nie mogę też zostać tu. Postaram się tu zostać. Pójdę do świata J-Soldier i tam coś zrobię.
-   Cieszy mnie to. Za chwilę będziemy już na weselu. Zabrałeś prezenty?
-   Jasne. Nie wiedziałem, jakie wolą rany: cięte czy kłute. Więc zdecydowałem się na kłute.
-   Mądry wybór. Ale, żeby dostać się na miejsce ceremonii, trzeba się trochę wspinać. Na szczęście, jesteśmy w latającym statku, niestety oni są bardzo dobrze przygotowani na atak. Mają działa, świętego potwora, oddział wojowników oraz magię. Nigdy nie udało mi się dowiedzieć jak oni mogą używać zaawansowanej technologii i potężnej magii jednocześnie. A potwór… potwór to po prostu wielki, latający żmij. Bije z pazurów i co jakiś czas używa magii. Nie powinniście mieć z nim problemu. Nie będę mógł podlecieć zbyt blisko, wystrzelę z dział linowych. Po linach ześlizgniecie się na najniższe piętro. Kilka metrów po schodach i dopadliście skurczybyka. Ślub rozpoczyna się za godzinę. W sam raz. Ceremonia trwa pół godziny.
-   To, na co czekamy? Przygotować się trzeba. Godzina to w sam raz na uwarzenie mikstur.
-   Przygotujcie się. Wasza kajuta to drugie drzwi na prawo.
Tytuł: Odp: J-Soldier (rozdział I cz. I)
Wiadomość wysłana przez: emiel_ w Stycznia 14, 2008, 11:19:09 am
Więc tak :
- jak zwykle, powtórzenia i stylistyka: " Jedynymi porządnymi miejscami były fotel i łóżko. Farlos siedział na łóżku, czytając zwój. Gdy chłopacy weszli do pokoju, mężczyzna wstał. "  Może lepiej : " Jedynymi porządnymi meblami w tym pokoju był fotel i  skrzypiące łóżko.Farlos siedząc na nim przeglądał jakiś zwój, trwało to zaledwie chwilę, gdyż nieoczekiwanie - cisza i spokój zostały przerwane. Wstał nagle, gdy ujrzał... "

- pisane na szybko?  " Po linach ześlizgniecie się na najniższe piętro. Kilka metrów po schodach i dopadliście skurczybyka " coś tu się nie zgadza :P

- Yune nie może się ożenić, może co najwyżej wyjść za mąż :)

- " Yune opowiadała mi o Tobie "  - bardzo wygadana musi być ta kobitka

- popracuj nad dialogami, bo troszku sztucznie brzmią

- szyk w zdaniach i niespójność : "Larens podszedł do jednej z szyb i zaczął patrzeć przez nie. "

- " wychędożyłeś "  piszemy razem

- no i scenariusz niezbyt oryginalny, ale póki co pracuj dalej, bo jest to jeden z niewielu regularnie pisanych fików ostatnimi
  czasy. 
 
Tytuł: Odp: J-Soldier (rozdział I cz. I)
Wiadomość wysłana przez: ShinRa w Stycznia 14, 2008, 01:59:55 pm
Wchodzę na forum i co widzę? Emiel_ znów dał komenta. Fajnie.
- pisane na szybko? 
No taa... Pamiętam, że jak do pisałem to musiałem uważać, bo jakby mnie starzy przyłapali to byłby problem (kara na kompa). A że miałem jako-taką wenę twórczą to postanowiłem coś niecoś nabazgrać.
Aha. Dzięki, że w ogóle się męczysz z poprawianiem mnie  ;D
Tytuł: Odp: J-Soldier (rozdział I cz. I)
Wiadomość wysłana przez: ShinRa w Stycznia 14, 2008, 02:05:28 pm
Uwaga, leci kolejny rozdział. Poprawka. Dwa rozdizały. Miłej "lektury".  ;D


Rozdział XII
Rok 2589, Garmant, 2 lipca

Dwie godziny później chłopacy stali już w wyjściu. Nie widzieli, co się dzieję na zewnątrz. Czekali, aż drzwi się nie otworzą.
Nie pokonacie go... Daler usłyszał w myślach szept.
Ktoś umrze. Droga na tym świecie będzie usłana trupami, krwią, nienawiścią i miłością.
Kto to mówi?
Niedługo się dowiesz. Pozwolę ci zostać na tym świecie, dopiero, gdy zabijecie Sepra.
Kto to?
Sepr to syn Wardasa. Nie pokonacie go. Nie teraz. On kradnie moc. Kradnie moc tej planety. Niedługo planeta zamieni się w nieżywą stertę gruzu i kamieni. Powstrzymaj go jak najszybciej.
Daler potrząsnął głową. Wrota się otworzyły. Widać było w tej chwili tylko dwie, grube liny, przymocowane od statku do podłoża. Chłopacy skoczyli na liny i zaczęli się ześlizgiwać.
Przez kilka sekund nic nie widzieli. Dopiero po chwili cokolwiek zobaczyli.
Ślub był wyprawiany na wielkiej, kolorowej platformie. Białe podłoże i czerwone zakończenia. Na szczycie stał ksiądz, niżej szli Yune i Sepr. Jeszcze niżej byli wojskowi, maszyny, magowie i potwór.
-   Ja biorę potwora! – Krzyknął Larens – Ty idź uratuj Yune!
-   Dobra! Dzięki!
Larens tylko się uśmiechnął.
Po chwili chłopacy wylądowali na najniższej części platformy. Dobyli mieczy, łyknęli miksturę i pobiegli. Larens pobiegł w stronę potwora, a Daler biegł cały czas w górę. Zabijał każdego, kto stanął mu na drodze. W końcu dobiegł do najwyższej części platformy. Tam czekała na niego Yune i Sepr. Yune była w pięknej, białej sukni ślubnej. Sepr w czarnym garniturze. Mężczyzna miał zielone oczy, blond włosy i lekki zarost.
Daler podbiegł do Sepra, lecz ten odskoczył zwinnie i kopnął go. Wszyscy usłyszeli przeraźliwy krzyk bestii. Larens zabijając niedobitków dobiegł do Dalera.
-   Larens! Weź Yune w bezpieczne miejsce. Tu za chwilę będzie dużo krwi.
Larens kiwnął głową, wziął rękę Yune i zbiegł na najniższe piętro. Tam czekał, aż przyleci statek.
Daler stał naprzeciwko Sepra. Patrzyli sobie w oczy.
-   Po co mnie atakujesz mutancie? – Zapytał, Sepr.
-   Porwałeś moją dziewczynę.
-   Twoją dziewczynę? Jesteś dla niej za słaby. Ja jej dam wszystko. A ty? Ty nic jej nie dasz.
Chłopacy zaczęli okrążać się.
Nie dasz rady. On ma za dużą moc.
Nie chcę z nim wygrać. Daje tylko czas Yune i Larensowi na ucieczkę.
Daler nie usłyszał odpowiedzi. Sepr zaatakował mieczem. Miecz ten był stworzony z magii. Nie był prawdziwy, lecz rany zadawał prawdziwe. Daler uniknął ciosu, robiąc piruet i atakując. Miecz zetknęły się. Poleciały iskry. Podleciał statek i zabrał Yune i Larensa. Daler poczuł gorąco bijące z ołtarza.
Zaczęło się. – Pomyślał. Nie mogę tu zostać długo. Głupia dusza.
Sepr wykrzyknął inkantację zaklęcia, które przypiekło Dalera. Na szczęście Daler jako mutant był wyjątkowo odporny i szybki. Zanim płomienie go dosięgły, chłopak odskoczył.
-   DALER! ZBIEGNIJ NA NAJNIŻSZY PODEST! STAMTĄD CIĘ WYCIĄGNIEMY! – Głos wydobywał się z statku a należał do Farlosa.
Daler zaczął się cofać. Sepr starał się, go powstrzymać. Próbował go okrążyć. Daler ułożył dłonie w znak ognia i blokady. Przed nosem Sepra pojawiła się ściana ognia. Daler doszedł do najniższego podestu. Schował miecz za pas na plecach, pokazał wrogowi środkowy palec i wyskoczył prosto na dach „Spirala”. Statek zaczął się podnosić. Za Dalerem otworzyły się drzwi na podwyższeniu. To była winda. Całkiem przestronna. Daler nie wszedł do niej od razu. Poczekał, aż zobaczy Sepra. Mężczyzna był wściekły. Zniszczył już ścianę ognia. Wyciągnął w stronę Dalera palec wskazujący, z którego wystrzeliła zielona wiązka światła. Daler zrobił szybki unik. Wiązka światła zniknęła, uderzając w ścianę windy. Daler odwrócił się w stronę windy, wszedł do niej. Drzwi automatycznie się zamknęły. Winda zaczęła zjeżdżać w dół. Na dole znów był prosty korytarz z niebieskawego metalu. Wszystkie drzwi były pozamykane oprócz jednych, prowadzących do następnego korytarza. Po minucie, Daler wszedł na mostek. Gdy tylko drzwi się otworzyły, Yune rzuciła mu się na szyję, omal go nie wywracając.
Gdy go w końcu puściła nie chciała go odstąpić na krok. Larens stał w przejściu patrząc na nich i uśmiechając się. Daler podziękował mu. Larens kiwnął głową, powiedział, że idzie do kajuty się przespać a Daler poszedł do Farlosa.
-   Dziękuję.
-   Nie ma sprawy. Nie zrobiłem tego dla ciebie, tylko dla niej. To właśnie jest Daler? – Tym razem mówił do Yune.
-   Tak. To on.
-   A więc dobrze. Co prawda nie popieram związku z mutantem, ale widzę, że już raczej nic nie zrobię. No, co robisz taką minę Yune? To, j e s t mutant i nic na to nie poradzisz. Jak wymyślicie nazwę dla tej rasy to będę ją tak nazywać jak wymyślicie, lecz na razie jego rasa to mutant.
-   Przestań tak o nim mówić. To po prostu Daler. – Yune tupnęła nogą. W sukni nie wyglądało to najlepiej.
-   Yune… - rozpoczął Daler. – Może idź się przebrać. Ja tu poczekam. Nie zamierzam zniknąć.
-   Dobrze. - Yune wyszła z mostku.
-   Ech. Mam świetny pomysł. – Powiedział Daler. – Sam wymyśl mi nazwę jak taki jesteś mądry.
-   Tylko mi tu nie pyskuj.
-   Nazywaj mnie po prostu Daler. Żadnej rasy.
-   Dobra, Daler. Za półtorej godziny będziemy w zamku. Teraz dłużej, ponieważ trafili w silnik. Nie został uszkodzony, lecz lepiej zachować ostrożność.
-   Rozumiem.
-   Powinieneś pobyć z Yune.
-   A myślisz, że co ja teraz zrobię? Pójdę do łóżka spać?
Farlos wzruszył ramionami. Już więcej nic nie mówił. Daler poszedł na korytarz i czekał na Yune. Gdy przyszła zostali ze sobą.









Rozdział XII
Rok 2589, Garmant, 3 lipca

Gdy przybyli do zamku, zapadł już zmierzch. Yune i Daler pobyli ze sobą jeszcze chwilę i się rozeszli.
Na następny dzień, po śniadaniu król San wezwał cały dwór królewski na specjalne zebranie. Na zebraniu opowiadał, co się stało na wojnie, mówił o poległych oraz pasował Dalera i Larensa na rycerzy, dając im dwie warownie. Mieli je doprowadzić do porządku. Chłopacy zgodzili się przyjąć warownie. Król przydzielił im architektów, żołnierzy i robotników. Yune, postanowiła zamieszkać razem z Dalerem w jego warowni. Farlos poszedł za nimi, mówiąc, że musi pilnować młodych. Do warowni Larensa zatrudnił się Grom. Dwa dni później chłopacy pożegnali się i rozeszli się do swoich warowni.
Gdy Daler, Yune i Farlos dotarli do warowni – a raczej do ruin warowni –, od razu zabrali się do roboty.
Daler jako kapitan warowni, rozkazał architektowi na początek odbudować zamek. „Trzeba gdzieś mieszkać” tak mówił. Zamek został odbudowany w ciągu dwóch tygodni. Przez ten czas wszyscy mieszkali w namiotach. Daler i Yune byli b a r d z o nie zadowoleni, ponieważ Farlos nie pozwolił im mieszkać w jednym namiocie. Po odbudowaniu zamku, wszyscy zamieszkali w pokojach, będących kiedyś komnatami władców. Drugą rzeczą, która miała zostać odbudowana to mury i dziedziniec. Z tym nie poszło już tak łatwo. Mury były w beznadziejnym stanie. Dziury, nie dobudowania i osłabienie budulca, zmusiło budowniczych to ślamazarnej pracy. Dziedziniec, był po prostu w strasznym stanie. Wszystkie budynki, zostały zniszczone. Wszystko musiało być budowane od nowa. To zajęło budowniczym miesiąc. Po miesiącu dziedziniec był gotowy tak samo jak mury, lecz były to dopiero podstawowe zabudowania, żeby ludzie chcieli tu mieszkać trzeba było zapewnić im więcej bezpieczeństwa i lepsze domy. Przez ten miesiąc Yune i Daler spędzali ze sobą tyle czasu ile się tylko dało. Daler jako kapitan warowni miał dużo zajęć i roboty. Musiał pomagać przy budowie, wydawać rozkazy, pilnować, żeby żołnierze i budowniczy nie leniuchowali, wysyłał żołnierzy na patrole i misje. Daler zawsze wracał do zamku zmęczony, a Yune dotrzymywała mu towarzystwa, aż nie zasnął. Rzadko zdarzały się dni, w których Daler miał więcej czasu dla dziewczyny.
-   Daler? – Yune weszła, powoli do biura chłopaka. – Jesteś?
-   Jestem. – Odpowiedział zmęczony, znużony głos chłopaka.
-   Możemy porozmawiać?
-   Oczywiście. – Głos Dalera ożywił się. – Czy coś się stało?
-   Nie ze mną, lecz z tobą. Musisz odpocząć. Jesteś na skraju wytrzymałości. Praktycznie nie śpisz. Naprawdę musisz zrobić sobie dzień wolnego.
-   Mógłbym. – Zgodził się chłopak. – Ale kto w takim razie miałby zajmować się zamkiem? To nie jest takie proste. Już prawie skończyli ludzie budować ulepszenia na murach. Muszę podatki ustanowić, poszukać ludzi chcących tu zamieszkać, wysłać żołnierzy na patrolowanie dróg. Mam za dużo pracy, a nikt nie połapie się w tych wszystkich wykresach. – Daler ziewnął.
-   Może Farlos? Albo wyznacz kogoś zaufanego na zastępcę.
-   Masz rację. Ale kogo? Farlos odpada. Jest zbyt zajęty swoim statkiem. Architekt mógłby. Zaraz po niego poślę.
Daler wcisnął przycisk pod jego biurkiem. Po chwili przyszedł do pokoju służący.
-   Idź proszę po architekta i poproś go do mojego biura.
-   Już się robi. Służący wyszedł. Daler i Yune czekali przez chwilę na architekta rozmawiając na temat tego, co będą robić, gdy Daler w końcu będzie mógł odpocząć. Chłopak zaproponował, ze pójdzie spać, ale Yune się nie zgodziła. Po jakimś czasie do biura przyszedł architekt. Przyjął zastępstwo. Od tej chwili mógł sam kierować budową. Mężczyzna był pojętny i już po chwili połapał się w dokumentach. Daler mógł nareszcie odpocząć. Yune i Daler wyszli wolnym krokiem z pokoju.
Na korytarzu skręcili w prawo, w stronę wyjścia na dziedziniec.
Dziedziniec był półkolistym, ogrodzonym murem miejscem z kilkoma odłamkami gruzu. Trzeba było uważać pod nogi.
Yune z Dalerem wyszli na dziedziniec i skręcili w stronę tawerny. W tawernie prawie nigdy nikogo nie było, przez co właściciel wykorzystał wolny czas na przebudowę.
W tawernie nic się nie zmieniło od czasu, gdy byli tu ostatnio. Kilka obrazów na ścianach, żelazne zbroje przy wejściu, karczmarz stojący przy ladzie, popijający piwo, palący się ogień w kominku i cicha muzyka zatrudnionego barda. Karczmarz spojrzał na gościu i wypluł piwo na ich widok.
-   Daler i Yune? Dawno się nie widzieliśmy. Proszę, proszę siadajcie. Coś do picia?
-   Ja trochę wina – odpowiedział Daler.
-   A ja miodu. – Powiedziała Yune.
-   Już się robi. – Karczmarz wyszedł na zaplecze a gdy wrócił, niósł dwa kufle z miodem i z winem. – Proszę.
-   Dziękuję.
-   Myślałem, że jesteście zbyt zajęci, żeby odwiedzić starego Mike.
-   To akurat prawda. – Powiedziała Yune. – Ale Daler musiał odpocząć. Spójrz na niego. Jest wykończony.
Podczas gdy Mike rozmawiał z Yune, Daler wypił wino, położył się na blacie i zasnął.
-   Właśnie widzę. Szybko zasnął. Chwila. Gdzieś miałem miksturę dodającą energię. Może pomoże. – Mike wyszedł na zaplecze. Gdy wrócił niósł ze sobą, kubek z zieloną cieczą. Miała przyjemny zapach cynamonu i jakichś kwiatów. Gdy obudzili Dalera (trwało to ponad minutę), chłopak był obrażony, lecz to, co podał Mike wypił duszkiem. Mike pobladł.
-   Wypiłeś za dużo – powiedział karczmarz. – Uważaj, bo wybuchniesz.
-   Hę? – Zapytał, Daler sennym tonem, lecz po chwili stał już na nogach i robił akrobacje. Gwiazdy, piruety, skoki z obrotem i bieganie po całej karczmie, były najlepszym dowodem na to, że eliksir działa.
-   Skąd to masz? – Zapytała Yune.
-   Pojęcia nie mam. Dostała moja babka od jakiejś czarownicy i stało to sobie w moim domu, aż do teraz. Heh. Można by tego używać jako środka pobudzającego na wojnie.
-   Można. Za ile mu przejdzie? Miał odpocząć a nie zabijać się. Uwaga! Zaraz uderzy w żyrandol!
Daler odskoczył od żyrandola i z miną małego chłopca, usiadł na ziemi. Po chwili się uspokoił.
-   Co to było? – Zapytał chłopak.
-   Napój energetyczny. Widać, że działa.
-   I to jak! Już lepiej. Dzięki Mike. Ile jestem ci winien?
-   Dziesięć klarów.
-   Proszę. Muszę tu częściej przychodzić. Teraz jest południe, więc nie dziwie się, że nikogo nie ma, ale wieczorami pewnie jest trochę ludzi no nie?
-   Taa. Jest tu kilku wieśniaków co pracują na polach, robotnicy i kilku żołnierzy. Razem mniej więcej piętnaście osób. Jak każdy zapłaci pięć klarów za napoje i tak dalej to zarabiam całkiem sporo.
-   Fajnie. No dobra, musimy lecieć. Do zobaczenia Mike!
-   Do widzenia.
Daler i Yune wyszli z tawerny. Szli w kierunku wyjścia z warowni. Gdy wyszli, spacerowali po lesie i polu, a później wrócili do zamku dopiero po zmierzchu. Siedzieli w tawernie. Daler, Yune, Larens i jakaś dziewczyna. Bawili się, aż do północy. Wtedy rozeszli się do swoich pokojów i zasnęli.
Tytuł: Odp: J-Soldier (rozdział I cz. I)
Wiadomość wysłana przez: emiel_ w Stycznia 14, 2008, 02:17:38 pm
Nie ma za co :) Ktoś musi - mr q.  już nie ma, poza tym on robiłby to w mniej przyjemny sposób ;>
Tytuł: Odp: J-Soldier (rozdział I cz. I)
Wiadomość wysłana przez: ShinRa w Stycznia 14, 2008, 03:37:33 pm
Czyli emiel_ zajmuje miejsce mr. q...  :D

EDIT



Po tym rodziale będzie już (według mnie) bardziej... Dynamicznie... No i na chwilę akcję podciąnę :D
Tytuł: Odp: J-Soldier (rozdział I cz. I)
Wiadomość wysłana przez: emiel_ w Stycznia 14, 2008, 03:38:29 pm
Eeeeej!!! To był cios poniżej pasa.  q. nie ma swojego odpowiednika. Nigdzie. :)
Tytuł: Odp: J-Soldier (rozdział I cz. I)
Wiadomość wysłana przez: ShinRa w Stycznia 14, 2008, 04:35:04 pm
Dobra. Poddaje się. Poczkeam, aż ktoś cośtam napisze i wrzucam kolejne rozidzały. Powód: nudze się :D
Tytuł: Odp: J-Soldier (rozdział I cz. I)
Wiadomość wysłana przez: ShinRa w Stycznia 15, 2008, 07:34:03 am
no coments?... Whatever...
Ostatni rozdział, ktory napisalem to... XVI.
Spoko. Już niedaleko koniec.

P.S
Chyba, że napiszę coś jeszcze bo skończyłem w takim momencie, że na zakończenie się nie nadaje...


Rozdział XIII
Rok 2589, Garmant, 13 lutego

Osiem miesięcy później warownia była odbudowana. Na polach pracowało wielu wieśniaków, w murach warowni żyło wielu mieszczan, kupców. Warownia dopracowała się nawet maga oraz wielkiej świątyni. W zamku mieszkali Daler, Yune, Larens, Farlos, kilka osób z szlachty oraz oficerowie żołnierz warowni. Była też specjalna komnata dla króla Sana. Drogi należące do warowni były świetnie ochraniane a na okolicznych ziemiach nie występowały ani potwory ani złodzieje. Daler, Larens, Yune i Farlos nie mając nic do roboty większość dnia przesiadywali w karczmie. Co jakiś czas zdarzały się pokazowe walki między Larensem i Dalerem, zabawy na „spiral” oraz pokazy strzeleckie Yune. Pośród szlachty zrodziły się jakieś plotki krążące wokół Yune i Dalera. Podobno Yune spotyka się z Farlosem. Oczywiście wierzyła w to tylko niedoinformowana szlachta, nie wiedząca o tym, że Farlos to wujek Yune. Przez kilka dni Larens naśmiewał się z Yune, że zakochała się we własnym wujku (dostał przez to w zęby od Dalera).
-   Kapitanie Daler! – Do gabinetu Dalera wbiegł żołnierz z wyjątkowo przestraszoną miną
-   Słucham. – Odpowiedział Daler. Od razu wiedział, że coś jest nie tak.
-   Lady Yune. Ona…
-   Mów żołnierzu! – Daler był coraz bardziej zdenerwowany.
-   Kilka minut temu przed bramą warowni stanął pewien bogato ubrany szlachcic. Wszedł na dziedziniec i zobaczył Lady Yune. Podszedł do niej, a ona uśmiechnęła się i poszła za nim. W chwili, gdy Lady Yune szła z szlachcicem, z tawerny wyszedł Farlos. Pan Farlos powiedział, że wie kto to był i że mam po pana przyjść. Macie się spotkać przed bramą warowni.
-   Dziękuję żołnierzu. Jak wrócę przypomnij mi, żebym dał ci nagrodę.
Daler wziął swój miecz i wybiegł z pokoju. Miał na sobie ubranie J-Soldier złożone z zbroi ze skóry smoka i jednym, żelaznym naramiennikiem na prawym ramieniu, rękawice, z tego samego materiału, spodnie dżinsowe i buty. Przez korpus przechodziły dwa skórzane pasy przez które J-Soldier wkładali miecz.
Chłopak wybiegł z zamku. Kilka metrów przed nim biegł Larens.
Wiesz co się stało? – Zapytał Daler w myślach Larensa.
Nie. Biegam dla zdrowia. Jasne, że wiem.
Chłopacy zrównali się i wciągu dziesięciu sekund przebiegli przez cały dziedziniec. Za murem stał Farlos w lekkiej zbroi. Pił właśnie napój przyspieszający.
-   Jesteśmy. Kto to był? – Zapytał Daler Farlosa, zanim wyhamował.
-   Sepr. Przyszedł a Yune poszła za nim. Muszę cię zmartwić. Poszła z własnej woli. Nie zostało rzucone żadne zaklęcie.
-   Pieprzysz. To nie możliwe. Ona przecież nie chciała wyjść za niego.
Farlos wzruszył ramionami. Wszyscy pobiegli w kierunku w którym poszli Sepr i Yune.
Ktoś umrze. To co będziesz musiał zrobić będzie boleć bardziej niż myślisz.
Nie. To nie może być prawda. Przecież my się kochaliśmy. Dlaczego ona za nim poszła?
Cisza.
Odpowiedz do cholery!
Znów cisza. Daler wściekł się nie na żarty. W oddali na trakcie widać było już Sepra i Yune w towarzystwie kilku zbrojnych rycerzy.
Sepr i Yune trzymali się za ręce i Yune co jakiś czas dawała mu całusa w policzek.
Trójka bohaterów dobiegła do grupy zbrojnych rycerzy i w ciągu kilku sekund wybili wszystkich. Sepr patrzył na to z obojętnością a Yune uśmiechała się.
Gdy wszyscy rycerze padli Yune i Sepr zaczęli klaskać.
-   Piękne przedstawienie. – Powiedział Sepr.
-   Co tu się dzieje!? – Zapytał Daler, który był już tak wściekły, że powoli demoniczna część jego duszy brała górę. Jeżeli demoniczna część duszy przejmie kontrolę to Daler staje się tak potężny, że nikt ani nic nie jest w stanie go powstrzymać. Niestety po wyjściu z tego transu jest bardzo, bardzo osłabiony. No i nie ma kontroli nad sobą przez co jest niebezpieczny nawet dla osób bliskich.
-   Chodzi o nią? Jak widać chyba jej się podobam. Ona lubi mieć dużo mocy. Ja jej to zapewniam. Ty nie.
-   To prawda. – Powiedziała Yune. – On jest taki słodki. – Pocałowała go – Dlaczego miałabym być z tobą? Ty nic nie mogłeś mi dać. W dodatku zniknąłeś dwa lata temu. To samo zdarzy się i tym razem.
Chłopak nic nie odpowiedział.
-   A teraz – powiedział Sepr. – Czas się zabawić, prawda Yune?
-   Prawda.
Dziewczyna wyciągnęła pistolety i strzeliła do Larensa. Chłopak dostał prosto w serce. Spojrzał na ranę, później na Yune.
-   Dlaczego?
-   Bo cię nie lubię.
Larens upadł na ziemię. Daler podbiegł do kolegi, lecz ten już nie żył. Kula przebiła płuco i zatrzymała się w nim. Była naładowana magią. Daler nie wytrzymał. Z głowy wyrosły mu dwa rogi, zęby stały się ostre jak brzytwa. Farlos spojrzał na przyjaciela i odbiegł kilkaset metrów od chłopaka, ukrywając się w krzakach.
Sepr patrzył na Dalera. Jego wzrok wskazywał na to, że nie do końca tego się spodziewał. Natomiast Yune odsunęła się trochę do tyłu.
Daler w ułamek sekundy pojawił się za plecami Sepra i wbił mu miecz w kręgosłup z taką siłą, że ciało chłopaka przedzieliło się na połowy. Góra poleciała dobre sześćset metrów w las, a dolna część dalej stała. Daler-demon kopnął dolną część a ta poleciała za horyzont. Demon odwrócił się w stronę Yune. Ona klęczała i płakała. Płakała ze strachu i z powodu śmierci Sepra. Demon patrzył na nią z obojętną miną. Podszedł do niej. Yune nagle wstała i rzuciła w niego otwartą butelką z wodą. Po chwili Dalera zaczęła piec cała skóra. To była woda święcona. Zabójcza dla demona. Daler złapał się za głowę i próbował ukryć demona w duszy, tak głęboko by przejąć kontrolę nad ciałem i zneutralizować moc tej wody. Po chwili udało mu się. Miał kilka oparzeń na twarzy i rękach, lecz żył.
Spojrzał na Yune, teraz kulącą się ze strachu. Daler popatrzył na ziemię wokół niej. Nigdzie nie dostrzegł pistoletów. Chłopak wyciągnął miecz i zaczął odchodzić. Nie zamierzał zaatakować pierwszy. Yune szybko wstała, wycelowała pistolety w Dalera i wcisnęła spust. Chłopak odskoczył i w ciągu sekundy dobiegł do dziewczyny i zniszczył oba pistolety jednym cięciem.
Czy ona zasługuje na życie? Zabiła Larensa, zdradziła cię i była gotowa zabić ciebie. Czy ona zasługuje, żeby żyć dalej?
Nie. Lecz nie zabiję jej. Niech żyje jako zdrajczyni. I lepiej żebym już jej nigdy nie spotkał. Miałeś rację. To naprawdę boli. Boli bardziej niż wszystkie rany.
To prawda. Zabiłeś Sepra. Chcesz mieć pozwolenie na zostanie tutaj?
Nie. Nic mnie tu nie trzyma. Ktoś dostanie moją warownie. Ktoś pewnie ją przygarnie. Nie chcę tu zostać.
Dobrze, lecz musisz dostać jakąś nagrodę.
Dobrze. Nie pozwól jej umrzeć przedwcześnie.
Dlaczego nadal się o nią troszczysz?
Nie odpowiedział. Szedł w stronę Farlosa. Mężczyzna wyszedł zza krzaków. Wymienili kilka słów i poszli w stronę warowni, zostawiając ją na szlaku.
Kilka godzin później Daler razem z Farlosem stanęli przed królem Sanem i powiadamiając go o ostatnich wydarzeniach.
-   Rozumiem. Bardzo mi przykro. Więc nic cię tu już nie trzyma. Odejdziesz od nas, lecz ktoś musi się zająć warownią. Kto to ma być?
-   Chciałbym, żeby to był Farlos, lecz to on musi podjąć wybór. Zgadzasz się Farlos?
-   Tak.
-   No to postanowione. Jeżeli się da to pochowajcie godnie Lee i Larensa. Ciało Larensa jest w naszym starym dormitorium. Odejdę jutro rano. Miałem się szkolić, lecz bez chłopaków nic z tego nie będzie. Mieliśmy nauczyć się walki grupowej. Ech...
-   A co z Yune?
-   Róbcie co uważacie za słuszne. Nie dajcie jej umrzeć. Jeżeli chcecie, żeby z wami została niech tak będzie to nie moja sprawa. Ostatnią noc spędzę w warowni. Farlos. Przygotuj się do objęcia stanowiska kapitana. Żegnaj San. Ty też Farlos. Pewnie się więcej nie zobaczymy.
-   Żegnaj Daler. – Odpowiedział San.
Rozdział XIV
Rok 2015, Triloja, 17 czerwca

Daler pojawił się w swoim pokoju. Sam. Nie miał już przyjaciół. Znów był szesnastolatkiem. Musiał powiedzieć dyrektorce. Ale nie chciał teraz.
Wiem, że to co cię spotkało jest smutne.
Zaskoczony Daler rozejrzał się. W pokoju nikogo nie było. Położył się na wznak na łóżku.
Słuchasz mnie?
To ty!? Przecież ty nie istniejesz na Triloji. Ty istniejesz tylko na Garmant. Co ty tutaj robisz?
Ja istnieję we wszystkich światach. Chcesz porozmawiać o tym co ostatnio było? Rozmowa jest dobrym wyjściem po trudnych przejściach.
Nie wiem. Nie mam już przyjaciół, straciłem dziewczynę, którą kochałem. Nie mam już żadnego celu w życiu. Będę teraz bezmyślnie wykonywał rozkazy. Nie da się nic zrobić, żeby Lee i Larens znowu żyli?
Nie.
Nie da się cofnąć czasu?
Nie.
A nie mógłbyś zrobić cokolwiek, żeby mi humor poprawić?
Mógłbym.
To zrób coś!
W głowie Dalera rozbłysło kilka różnych miejsc. Zobaczył przed oczami piękną polanę, całą zarośniętą różnymi kwiatami. Zobaczył wielkie miasto, zbudowane na morzu, każda droga była mostem. Budynki były na morzu. Pod nimi była tylko woda. Zobaczył piękną dziewczynę, zrywającą z polany kwiaty. Zobaczył ludzi ubranych podobnie jak on. Też z dziwnymi oczami. Zobaczył osoby bardzo podobne do Lee i Larensa.
Po wykonaniu mojej misji mógłbyś tam zamieszkać. Widzisz, że to jest piękny świat.
Tak. Ale co to za zadanie?
Musisz pomóc tym ludziom, których widziałeś. Tym J-Soldier. Oni mają zniszczyć pewien budynek, który wysysa z planety moc. Tak jak twoja obecność. Moc, która zostaje pobrana z planety zostaje użyta do zbudowania i zasilenia wielkiej broni. Twoja obecność na szczęście jest o wiele mniejsza niż ta, która zostaje pobierana przez maszynę.
Gdzie się pojawię?
Kilka metrów od miasta. W twoim umyśle jest już mapa miasta jakbyś tam mieszkał. Gdy się tam pojawisz będziesz miał dwadzieścia trzy lata. Tyle ile ma reszta J-Soldier.
Dobrze. Wykonam to zadanie. A później pomyślimy o zapłacie. Co to za świat?
Salyo.


















Rozdział XV
Rok 105, Salyo, 11 maja

Daler pojawił się w lesie mieszanym. Widział między drzewami kolorową polanę. Tą, którą widział w Triloji. Obok niego płyną strumyk. Ptaki śpiewały głośno pośród koron drzew. Gdzieś stukał o korę drzewa dzięcioł.
Daler przejrzał się w wodzie strumienia. Zobaczył dwudziesto trzy letniego chłopaka, beż wyprysków, o bladej cerze, białych włosach, piwnych oczach, lekko świecących się na zielono. Nie miał na twarzy żadnej szramy. Po rogach demona tez nic nie zostało. Kły zniknęły a na ich miejsce pojawiły się normalne, białe zęby.
Chłopak poszedł w stronę polany. Coś mu mówiło, że to jest dobry kierunek. Gdy Daler wszedł na polanę, słońce oślepiło go na kilka sekund. Był sam środek południa. Słońce grzało, wiatr wiał lekko. Kwiaty dawały cudowne zapachy. Wielu rodzajów Daler nie znał. Były tam białe jak śnieg kwiaty, z czerwonymi liśćmi. Kwiaty z niebieskimi łodygami i zielonym kwiatem. Były też inne rodzaje, które zachowywały się jak żywe istoty. Jeden z kwiatów, w pewnym momencie, zaczął się wyginać w przeciwną stronę niż wiał wiatr, lub zjadał pszczoły latające nad nim.
Daler poszedł na wschód i zobaczył wielkie miasto, zbudowane z mostów. Chłopak patrzył na miasto z wysokości około dwustu metrów, więc widział to co znajdowało się nawet na końcu miasta. Widział budynki, zbudowane na wodzie, widział stadion zbudowany na samym końcu miasta, widział też budynki użytku publicznego. Na przedmieściu znajdowało się kilka domów jednorodzinnych. Najbliżej polany znajdował się kolorowy domek, otoczony ładnym drewnianym murkiem. Miasto było w większości zbudowane z dziwnego, czarnego metalu, domki zaś zbudowane były zaś z drewna. Na przedmieściach było bardzo spokojnie. W mieście natomiast widać było różnego typu zabawy, harce, gry.
Daler zaczął schodzić z górki, na której była polana. Ludzie przechadzali się po przedmieściu. Chłopak nigdzie nie zobaczył roli uprawnych, hodowli bydła ani niczego co mogło zapewnić pożywienie tak wielkiemu miastu.
Gdy chłopak zszedł z pagórka, skierował się do miasta. Kilka metrów po prawej od niego była ścieżka i schody z polany. Daler zaklął w duchu.
Mogłem się rozejrzeć – pomyślał.
Do miasta prowadziła kręta droga z żwiru. Po drodze spacerowali różni ludzie, którzy widząc go starali się omijać jego wzroku.
Czy ci ludzie się mnie boją?
W pewnym sensie. Ludzie zawsze boją się tego czego nie rozumieją. Dlatego właśnie boją się ciebie. Mutanta.
... Dobra. A tak przy okazji. Jak ty się nazywasz?
... Zamzer. Tak przynajmniej nazywają mnie ludzie, którzy kiedykolwiek ze mną rozmawiali.
Dobra, Zamzer.
Daler przeszedł przez główny most miasta. Nigdzie nie jechał żaden pojazd. Coś w głowie chłopaka kazało mu iść do budynku, znajdującego się kilka metrów na prawo od wejścia do miasta. Na budynku znajdował się znak przedstawiający ciemno-niebieskiego smoka w locie. Pod znakiem był napis: „Siedziba J-Soldier”.
Chłopak wszedł do budynku przez automatyczne drzwi. Pierwsze pomieszczenie, było po prostu poczekalnią. Na ziemi leżał czerwony dywan z znakiem J-Soldier. Po prawej stronie od drzwi stało kilka sof i foteli. Po lewej stronie było coś w rodzaju recepcji.
Co muszę zrobić?
Podejdź do recepcji. Bab… Pani, która tam siedzi powinna cię wpuścić, ponieważ pomyśli, że jesteś jednym z tutejszych J-Soldier. Naprawdę zadziwia mnie ludzka głupota.
Daler podszedł do recepcji. Siedząca po drogiej stronie kobieta popatrzyła na niego mrużąc zielone oczy. Była mniej więcej w wieku pięćdziesięciu lat. Dużo zmarszczek, zadarty nos, okulary i… moherowy beret.
-   hm... Nie poznaję cię, ale wyglądasz na J-Soldier. Możesz wejść.
-   Dziękuję.
Obok recepcji otworzyły się automatyczne drzwi. Daler wszedł przez nie. Drzwi szybko się za nim zamknęły. Chłopak znalazł się na korytarzu, prowadzącym do wielkiej sali, w której stało kilka dużych stołów z jedzeniem. Przy kilku stołach siedzieli luźno porozstawiani J-Soldier. Każdy z nich miał białe włosy, i błyszczące na zielono oczy. Niektórzy mieli włosy przemalowane na niebiesko i czerwono. Chłopak poszedł dalej. Jeden z J-Soldier, barczysty i wysoki mężczyzna w wieku trzydziestu lat podszedł do niego. Miał niebieskie włosy. Widać było, że farbowane. Pośród niebieskich włosów, tu i ówdzie widać było siwe włosy.
-   Nowy? – zapytał barczysty J-Soldier. Miał gruby głos.
-   Tak jakby.
-   Powinieneś iść do dowództwa. Wiesz gdzie to jest?
-   Nie.
-   Chodź za mną. Zaprowadzę cię.
-   Dzięki.
-   Nie ma sprawy.
Barczysty mężczyzna poszedł na lewo. Były tam kolejne automatyczne drzwi. Gdy tylko podeszli, drzwi otworzyły się. Podczas drogi do dowództwa, Daler i Skarl (bo tak miał na imię barczysty J-Soldier.) rozmawiali. Pytali się jak się nazywa jego rozmówca, skąd pochodzi, ile razy był poza tym światem, ilu zabił wrogów i o przygodach. Gdy Daler opowiedział o tej ostatniej przygodzie, Skarl powiedział, że jest mu przykro z powodu straty Dalera, a chłopak wzruszył ramionami.
W końcu doszli do gabinetu dowództwa.
-   Ja tam nie wejdę. – oznajmił Skarl.
-   Dlaczego?
-   Bo mi jakąś misję znowu dadzą. Dopiero co skończyłem ostatnią. Nie mam zamiaru znów iść gdzieś do lasu i ukatrupić kolejnego wielkiego stwora.
-   Rozumiem. Ja jestem nowy. Raczej mi nie dadzą żadnej misji, co?
-   Nie.
-   DALER LANGBROIS. MOŻESZ WEJŚĆ. – zza drzwi gabinetu doszedł do Dalera i Skarla głos.
-   Na pewno jesteś nowy?
-   Tak.
-   To skąd mają twoje nazwisko?
-   Nie mam pojęcia.
Daler wszedł do gabinetu. Gabinet dowództwa to był duży okrągły pokój z czterema wielkimi oknami z widokiem na morze. Pod oknem stał wielki stół. Przy nim siedziało czworo ludzi. Dwóch mężczyzn i dwie kobiety. Wszyscy w podeszłym wieku.
-   Witaj Daler. – odezwał się łysy mężczyzna siedzący jako ostatni po stronie mężczyzn.
-   Witajcie. Skąd wiecie jak się nazywam?
-   Mamy swoje źródła.
-   Mógłbym wiedzieć jakie?
-   Nie musisz posiadać takiej wiedzy. Możesz uważać się za pełnoprawnego członka tutejszych J-Soldier.
-   Dziękuję. Jak mi wiadomo, jest pewna misja… Chodzi o zniszczenie pewnej maszyny, która wysysa energię planety. Jeżeli jest to możliwe, to chciałbym wziąć w niej udział.
-   Oczywiście. Znamy twoje umiejętności. Szczególnie te, które są związane z walką mieczem. Misja rozpoczyna się za tydzień. Masz dużo czasu na przygotowania. – tym razem odezwała się kobieta siedząca praktycznie na środku. Rzuciła mu kartę magnetyczną. – Klucz od twojego pokoju.
-   SKARL. MOŻESZ WEJŚĆ. –To powiedział mężczyzna siedzący jako drugi po stronie mężczyzn.
Skarl wszedł do sali.
-   Słucham?
-   Oprowadź Dalera po budynku. Pokaż mu gdzie jego pokój.
-   Już się robi. Daler. Chodź za mną.
Mężczyźni wyszli z sali dowództwa. Skręcili w prawo i po chwili doszli do pokoju Dalera.
-   Aby na pewno jesteś nowy?
-   Tak. A co? Nie wierzysz mi?
-   Wierzę, lecz do tego pokoju praktycznie nikt  nie wchodził. Należał kiedyś do kogoś ważnego. Dowództwo nikomu by go nie dało ot tak.
-   Możliwe. Lecz dali mi ten pokój i nic nie poradzisz.
-   Spokojnie… Ale wpuścisz mnie, nie?
-   Jasne. Właź. – i mówiąc to Daler włożył kartę magnetyczną do otworu. Drzwi automatycznie się otworzyły. Chłopacy weszli.
Pokój był przestronnym pomieszczeniem, z kominkiem, dużym łóżkiem, dużym, półokrągłym oknem z widokiem na polanę i przedmieście, jakiś dywan przed kominkiem, fotel, telewizor i kilka obrazów przedstawiających wojny i zwycięstwa. Inne obrazy przedstawiał dziwną grę, która odbywa się na stadionie. Gra ta odbywała się w olbrzymiej, latającej kuli z dziwnej cieczy, podobnej do wody, lecz pozwalającej graczom oddychać w niej. Gra przypominała piłkę ręczną (Daler był w niej najlepszy z szkoły), lecz miała trochę zmodyfikowane zasady. Piłkę  można było kopnąć, nie było pola, w którym mógł się tylko bramkarz poruszać oraz nie istniało takie coś jak faul. Prawdę mówiąc ta gra nie miała żadnych zasad. Trzeba tylko strzelać w bramkę wroga i nie dać sobie trafić gola.
Później spytam się czy będę mógł w to pograć. Wydaje się całkiem fajne. – pomyślał Daler.
W tym pokoju nie było nic specjalnego.
Cholera! Zapomniałem rzeczy...
Masz duże szczęście, że tu jestem. Później ci wrzucę do szafek twoje ubrania.
Mógłbyś teraz wysłać mi jakieś inne ubranie? To jest dość niewygodne do spaceru po mieście.
Dobra.
W szafie obok łóżka widać było błękitną bluzę.
Dzięki.
Nie ma sprawy.
Skarl przeszedł się po pokoju.
-   … zawsze myślałem, że skoro ten pokój jest taki specjalny będzie lepszy od mojego, s tu się okazuje, że różni się tylko widokiem przez okno. U mnie widać stadion.
-   Czyli wszystko jest w porządku.
-   Tak. Mam cię oprowadzić po budynku?
-   Nie dzięki. Idę do miasta.
-   W przenośni?
-   Chyba... Nie spotkałem się jeszcze z próbą morderstwa, ale lepiej uważać.
-   Heh. Dobra będę uważać. Na razie.
-   Na razie.
Skarl wyszedł z pokoju. Drzwi automatycznie się za nim zamknęły. Daler ubrał się w ciuchy leżące w szafie.
Reszta twoich ubrań będzie później.
Dzięki.
Daler wyszedł z pokoju i budynku. Na zewnątrz była piękna pogoda. Słońce świeciło wysoko na niebie, nie było ani jednej chmury. Chłopak chciał przejść się na stadion, lecz już z daleka widać było dużą liczbę osób, którzy znów patrzyliby na niego z wyrazem obrzydzenia na  twarzy. Daler poszedł na przedmieścia. Teraz, gdy chłopak nie miał munduru, ludzi stali się jakby bardziej rozmowni. Nie spuszczali głów, z pobożną miną. Witali się skinieniem głowy, czasem nawet zamienili kilka słów z Dalerem.
Dziwne... Nie powinni być tak rozmowni. W końcu pozbyłem się tylko munduru. Włosy zostały.
Daler szedł żwirową ścieżką w stronę pagórka. Po kilku minutach chłopak wchodził już na pagórek. Tym razem wchodził po schodach. Kwiaty cudownie pachniały, lecz tym razem na polanie był ktoś jeszcze. Daler nie był sam. Ktoś zbierał kwiaty. Osoba ta to dziewczyna, z długimi aż do pasa, brązowymi włosami. Dziewczyna była odwrócona do Dalera plecami, więc nie widział jej twarzy.
Nie będę przeszkadzał.
Jak chcesz.
Czy ty będziesz mnie śledził przez całe życie?
Jak nie będziesz chciał to cię zostawię. Na przykład jak będziesz chciał chędożyć.
Dzięki.
Daler usiadł przy końcu pagórka. Pod nim był kilkosekundowy lot w dół i złamana noga. Chłopak patrzył na przedmieście i miasto, które pięknie odbijało się na wodzie. Daler odpoczywał, starając się nie myśleć o ostatnich wydarzeniach.
Chciałbym, żeby to się nigdy nie wydarzyło. Ale mam szansę rozpocząć tu drugie życie.
Chłopak usłyszał jak dziewczyna zbierająca kwiaty nuci jakąś skoczną melodię. Gdy chłopak słuchał tej melodii poprawił mu się humor. Była tak skoczna, że chciało się zatańczyć.
A może jednak do niej podejdziesz?
Co próbujesz mnie wrobić?
Jeszcze nigdy nie widziałem miny zaskoczonej dziewczyny.
Daler uśmiechnął się.
Pomyśl. Ona i tak się zdziwi jak mnie zobaczy. Po co mam do niej podchodzić, skoro to spotkanie jest już nieuniknione?
Racja. Poczekam.
Godzinę później, na pagórek weszło czterech mężczyzn. Każdy z nich był uzbrojony w pałkę elektryczną. Mieli na sobie szarawe, obdarte uniformy. Nic specjalnego. Mężczyźni podeszli do dziewczyny. Daler dalej siedział, lecz słyszał co się dzieje za jego plecami.
-   Witaj dziewczynko. – powiedział jeden z bandy. Miał wyjątkowo nieprzyjemny głos. – Dziewczyna sama? Bez żadnej ochrony? To trochę niebezpieczne. Może cię odprowadzić?
-   Nie, dzięki. Sama dojdę. – powiedziała dziewczyna. Daler pomyślał, że mogła być wokalistką, lub czymś w tym stylu bo głos miała ładny.
-   Nalegam – głos jednego z oprychów stał się natarczywy.
-   Ej! Puszczaj!
-   Cicho bądź!
Daler odwrócił się i podszedł do grupy oprychów.
-   Pani grzecznie prosiła, żebyście ją puścili. Radzę posłuchać.
-   A ty co, "kurczaczek"? Będziesz nam kazania prawił.
-   Nie. Ale nauczkę wam mogę dać.
-   Na niego chłopaki!
-   Na to właśnie czekałem.
Jeden z oprychów zamachnął się pałką na Dalera. Chłopak odskoczył, kopiąc w twarz, zataczającego się mężczyznę. Oprych wypuścił z rąk pałkę, zachwiał się i legł na ziemię nieprzytomny. Dwóch pozostałych otoczyło chłopaka. W tym samym czasie zamachnęli się na niego. Daler odsunął się szybko w bok. Wynik tego uderzenia, był taki, że obaj mężczyźni, walnęli się z pałek w głowy i padli na ziemię. Dziewczyna klęczała wystraszona na uboczu. Chłopak podszedł do niej.
-   Nic ci nie jest?
-   N… Nie – spojrzała na niego. Miała twarz zalaną łzami. Głos miała roztrzęsiony.
-   To dobrze. Lepiej idź do domu. Może być więcej takich ludzi.
-   Nie mogę.
-   Dlaczego?
-   Nikogo nie ma w domu w tej chwili. Moja matka wyszła. Ja postanowiłam wyjść nazbierać kwiaty.
-   W takim razie jest problem. Mogę cię wziąć do mnie.
-   Nie wiem.
-   Wybór należy do ciebie. Nie musisz. Do niczego cię nie zmuszam, lecz to byłby dobry wybór. Nie mogę cię zostawić tutaj.
-   Dobrze, pójdę.
-   Jak się nazywasz? – Daler pomógł dziewczynie wstać.
-   Ivy.
Daler i Ivy poszli do pokoju chłopaka, w ciszy. Nie mieli o czym rozmawiać. W pokoju Daler otworzył okno. Wiatr zawiał lekko.
Ivy siedziała na łóżku, patrząc na ziemię. Prawa ręka ściskała przedramię prawego. Daler podszedł do dziewczyny.
-   Coś ci się stało?
-   Chyba nie. – odpowiedziała, bez przekonania.
Daler odciągnął dłoń dziewczyny, od przedramienia. Na ręce była mała rana. Z niej sączyła się lekko krew.
-   Zalmah. – Daler wypowiedział uleczające słowo. Rana Ivy od razu zniknęła.
-   Widzisz? To nic takiego.
-   Dziękuję. – Ivy uśmiechnęła się.
-   Już, zdrowa?
-   Tak. Nic mi nie jest.
-   Trzeba było od razu powiedzieć.
-   Już wiem. Po prostu, to była mała ranka, nie sądziłam, że możesz coś na to poradzić.
Od strony drzwi dobiegło do ich uszu pukanie.
-   To ja, Skarl! Otwórz! No chyba, że akurat chędożysz.
-   Nie, nie chędożę. Drzwi otwarte. Zaprogramowałem, że na ciebie się otwierają. Nie wykorzystuj tego zbyt często.
-   Jasne. – odpowiedział mężczyzna, wchodząc przez drzwi. Zatrzymał się w progu. – Kto to?
-   Ivy. Ivy, to jest Skarl. Skarl, poznaj Ivy. Spotkałem ją na pagórku, przed miastem. Kilku mężczyzn ją próbowało... próbowali się zabawić. Niestety ja się napatoczyłem, co skończyło się powaleniem ich. Powinni się już obudzić... Tak przynajmniej myślę.
-   Jasne. Hej, Ivy, czy my się skądś nie znamy?
-   Raczej nie kojarzę.
Skarl nie odpowiedział. Podszedł do okna. Oparł się o ścianę i zaczął rozmawiać z Dalerem i Ivy. Po kilku minutach, nie mieli już nic do gadania, więc cała trójka poszła na stadion. Tam chwilę pograli w grę zwaną SpikeBall. Ivy była w tej grze całkiem niezła, jako obrońca, Skarl, nie potrafił w to grać, więc stał na bramce, co dało dobry efekt, dzięki jego wzrostowi i budowie. Daler grał na ataku. Do ich drużyny doszło jeszcze kilka osób. Wygrali trzy na cztery mecze.
Po zabawie, słońce sięgało już horyzontu. Skarl, poszedł do siedziby J-Soldier, mówiąc coś, że jutro będzie trzeba wcześnie wstać, a Daler odprowadził Ivy do jej domu. Dziewczyna mieszkała w tym domku, najbliżej polany. Ładny, kolorowy domek, średnich rozmiarów. Chłopak doprowadził ją, tylko do furtki. Ivy weszła do domu. Daler popatrzył jeszcze za nią, i już miał zacząć iść w kierunku miasta, gdy usłyszał krzyk Ivy. Natychmiast pobiegł do drzwi. Otworzył je koniakiem i wpadł do salonu. Po prawej były schody. Wbiegł po nich. Jedne drzwi były otwarte. Daler podbiegł do nich i usłyszał:
-   Teraz nie ma przy tobie żadnego chłopaka, który by cię uratował.
-   Gdzie moja matka!?
-   Siedzi związana, w salonie. Spokojnie. Jeżeli nie będziesz krzyczeć, i oddasz się nam spokojnie, to nic jej nie będzie.
Nie padła żadna odpowiedź. Daler wszedł po cichu do pokoju. Akcja była całkiem… miła dla oka. Ivy miała na sobie tylko bieliznę.
Niezłe ciało.
Pod ścianą obok drzwi, leżały pałki. Chłopak wziął jedną i rąbnął najbliższego mężczyznę w tył głowy. Wszyscy obrócili się w stronę Dalera. Ivy była w trakcie ściągania stanika, zamarła w trakcie ruchu. Gwałciciele pobladli. Nie mieli broni. Ivy zrobiła się czerwona jak burak, lecz stanik odpadł od jej ciała. Daler kontem oka spojrzał na nią. Gwizdnął i uśmiechnął się. Po tym doskoczył jednym susem do wrogów i zaczął ich tłuc. Kilka sekund później wszyscy leżeli za oknem. Słychać było jak pojękują. Okno zostało niestety rozbite. Ivy ubierała się, a Daler wyszedł na ten moment z pokoju. Wiedział, że dostanie od niej w twarz.
Gdy Ivy wyszła z pokoju, stało się to, czego Daler się spodziewał. Dostał płaskiego w twarz. Zaraz po tym, Ivy podziękowała chłopakowi. Poszli razem do salonu. Tam na kanapie siedziała kobieta, związana długim, grubym sznurem. Matka Ivy była nieprzytomna. Chłopak rozwiązał ją i ocucił. Wyjaśnił kilka rzeczy, które działy się podczas jej omdlenia. Zapewnił, że już nikt nie będzie ich niepokoić, ponieważ narzucił na budynek zaklęcie broniące to miejsce, od osób, chcących sprawić mieszkańcowi krzywdę. Kobiety podziękowały. Daler poszedł do siedziby J-Soldier. W sali jadalnej, trwała właśnie bijatyka. Pijani J-Soldier bili się na pięści. Chłopak poszedł do swojego pokoju. Przed drzwiami czekał na niego Skarl.
-   Co jest?
-   Jutro wcześnie wstajemy. Wszyscy J-Soldier wyruszają na misję. Chciałem się pożegnać. Zostaliśmy przydzielenie do innych grup. Jutro o siódmej jest odprawa. Wtedy wszystko wyjaśnią.
-   Dzięki. Dobranoc.
-   Dobranoc.

Uuuuups... Za duzo wklejiłem :D
Tytuł: Odp: J-Soldier (rozdział I cz. I)
Wiadomość wysłana przez: ShinRa w Stycznia 16, 2008, 07:18:53 pm
Jak na razie to już koniec tego ***** fanfku.
Nie napisałem więcej niż jest zamiszczone w tym rozdziale. No i jest niedokończone.

Rozdział XVI
Rok 105, Salyo, 12 maja


O godzinie siódmej, wszyscy J-Soldier zgromadzili się w sali jadalnej. Było ich około dwudziestu. Zostali podzieleni na dziesięć grup po dwie osoby. Daler został przydzielony do chłopaka rok starszego od niego. Chłopak ten nazywał się Zack. Zack miał długie, sięgające do pasa, ściągnięte w kitkę, białe włosy. Oczy miał zielone, a cerę opaloną. Jak każdy J-Soldier miał mocną budowę. Był średniego wzrostu. Wyglądał jakby ciągle się uśmiechał. Daler i Zack wsiedli do Jeepa, którym mieli jechać. To był pierwszy pojazd, który Daler widział na tym świecie. Gdy wyruszyli była już godzina dziewiąta. Chłopacy mieli za zadanie zniszczyć osłonę, blokującą dostęp do maszyny wysysającej życie planety. Zadanie niby było proste, lecz, żeby dostać się do receptorów mocy, musieli przejść przez góry. Na szczycie jednej z nich były receptory. Zniszczenie ich polegało na podłożeniu ładunków wybuchowych i ucieczce. Kolejny problem stanowili żołnierze. Maszyna w końcu nie powstała sama. Grupa, która wymyśliła i zbudowała maszynę była nieznana.
Pogoda była piękna. Słońce świeciło, a na niebie było tylko kilka chmur, które co jakiś czas przysłaniały ognistą kulę na kilka sekund. Było ciepło.
- Hej. Jak się nazywasz? – zapytał Zack.
- Daler.
- Daler, co? Ja jestem Zack. Miło mi cię poznać. Nowy?
- Nie.
-   Nigdy cię nie widziałem.
- Dopiero co przybyłem na ten świat.
- Aha. Podróżowałeś już między światami i wymiarami?
- Tak. A ty?
- Tylko raz. I to przypadkiem. Miałem kolegę, który potrafił się teleportować, lecz niestety miał wypadek.
-   Przykro mi.
Zack nic nie odpowiedział. Przez chwilę jechali w ciszy. W końcu Zack zapytał.
-   Jak to jest podróżować?
-   Zależy kiedy, gdzie i o co dokładnie ci chodzi.
-   Przejście między światami.
-   Przez kilka chwil słyszysz przyjemne dźwięki, czujesz przyjemność. Jesteś jakby w stanie nieważkości. Całkiem przyjemne.
-   A światy? Jak to jest na całkiem innej planecie?
-   Poznaje się nowe rzeczy, osoby. Najgorzej jak jest mało tleny. Wtedy musisz szybko uciekać.
-   To prawda, że osoby podróżujące między światami, mogą dożyć nawet milionów lat?
-   Tak. Ja mam już coś koło setki. Jeżeli wrócisz z innej planety, na przykład po trzydziestu latach, to na swojej planecie, będziesz miał tyle lat, ile miałeś gdy go opuszczałeś.
-   Ciekawe.
-   Zabiorę cię gdzieś, gdy już skończymy.
-   Spoko. Dzięki.
Chłopacy jechali rozmawiając. Gdy słońce zaczynało opadać samochód zatrzymał się. Przed chłopakami były olbrzymie góry, przesłaniające nieboskłon.
-   Wysiadka! – powiedział do chłopaków kierowca.
-   Już.
-   Mam tu na was czekać?
-   Oczywiście. Jakoś musimy wrócić, jak już skończymy.
-   Taa. Powodzenia.
-   Dzięki.
Chłopacy wyskoczyli z jeepa i poszli w stronę gór.
-   Trzeba będzie się zatrzymać na postój gdzieś. Mogliśmy zostać przy samochodzie. – powiedział z kwaśną miną Daler.
-   Nie. Nie mogliśmy. – odpowiedział Zack. – Im szybciej skończymy tą misję tym lepiej.
-   Dlaczego?
-   Ponieważ, gdy my tu siedzimy, reszta J-Soldier stara się osłabić moc maszyny. Im szybciej wykończymy te receptory, tym mniej osób ma szansę zginąć.
-   Czyli nie będzie postoju?
-   Nie.
-   Cudownie.
-   Nie marudź.
Chłopacy szli wąwozem, ciągnącym się od podnóża największej góry, do szczytu. Trasa wydawała się dość często używana, więc to mogła być droga do receptorów. Po zapadnięciu zmierzchu, pojawił się pierwszy problem. Na trasie stali żołnierze. Słońce schowało się za góry, więc w dolinie nie było nic widać. Oczy J-Soldier widziały w ciemnościach, więc chłopacy bez problemu ominęli żołnierzy. Na początku było ich dwóch, lecz po kilkunastu metrach stali kolejni. Tym razem było ich pięciu. Ci zauważyli J-Soldier. Natychmiast wyciągnęli krótkie miecze złożone z dwóch ostrzy i zaatakowali. Zack wyciągnął miecz i zaatakował dwójkę wrogów po lewej. Daler zrobił to samo, lecz zaatakował wrogów po prawej. Zaatakował go mężczyzna, stojący po prawej ręce Dalera. Próbował wbić miecz w pierś chłopaka, lecz ten wykonał piruet i ciął mężczyznę w bok. Ten złapał się za bok i upadł, leżąc w krwi. Drugi przeciwnik próbował zaatakować chłopaka od tyłu, lecz Daler odwrócił się i sparował cięcie, natychmiast wykonał kontrę, tnąc w szyję. Cios był na tyle silny, że głowa odczepiła się od reszty ciała i zleciała z góry. Cała walka trwała koło minuty. Po bitwie, obaj J-Soldier stali po środku ścieżki, a na ziemi leżały truchła wrogów. Daler skrzywił się, wykonał kilka szybkich gestów i ciała mężczyzn ułożył się w stos. Kolejny gest rękoma i ciała zapaliły się.
-   Pochówek godny króla. – powiedział Daler, uśmiechając się krzywo.
-   Taa... Idziemy dalej. Wolę, żeby nie przybyło tu więcej żołnierzy, widząc ogień.
Już mieli ruszyć, gdy z lasu wyszedł prawie dwumetrowy mężczyzna, w czarnej zbroi zrobionej z dziwnej skóry, połyskującej na czerwono nawet w świetle gwiazd. Za nim szło około piętnastu żołnierzy. Mężczyzna, idący w stronę J-Soldier klaskał. Gdy doszedł na odległość dwudziestu kroków od chłopaków ukłonił się.
-   Piękna walka. Nazywam się Losae. Jeszcze nigdy nie widziałem walki J-Soldier. Jestem pod wrażeniem.
Chłopacy milczeli. Stali w pozycji bojowej. W tej chwili mogli doskoczyć w stronę wroga w ciągu sekundy i go zabić.
-   Moglibyście się chociaż przedstawić. Tego wymaga dyscyplina i dobre wychowanie. W dodatku bardzo lubię znać imiona osób, które zginęły od mojego miecza.
Chłopacy drgnęli.
-   Ja nazywam się Daler.
-   A ja Zack. Ale to ty zginiesz z naszej ręki. Nie jesteśmy żółtodziobami.
-   Mam nadzieję.
Losae podniósł rękę. Po chwili trzymania zaciśniętej pięści, otworzył ją. Żołnierze rzucili się na J-Soldier. Walka nie trwała długo. Już po kilku sekundach, wszyscy wrogowie leżeli na ziemi. Chłopacy nie zostali nawet zadraśnięci, lecz byli zmęczeni.
Losae, który opierał się przez czas walki o drzewo, teraz wyprostował się. Spojrzał na pole walki.
-   Nieźle. Potrzebujecie odpoczynku? Ja mogę poczekać...
Chłopacy nie słuchali go. Zamiast tego, zaczęli wypijać niezbędne eliksiry, na poprawę atrybutów. Po chwili byli gotowi do stawienia czoła całej armii.
Losae spojrzał na nich. Jego twarz nie nic nie wyrażała. Oczy miał zmrużone. Powoli wyciągnął miecz z pochwy. Ostrze było czerwone. Na nim zostały wyryte runy. Mężczyzna rozejrzał się po polu bitwy. Chwilę dłużej utrzymał wzrok na ogniu, który rozpalił Daler.
W ułamku sekundy doskoczył do chłopaków i ciął w bok Zacka. Chłopak sparował cięcie, lecz uderzenie popchnęło go kilka metrów w tył. Losae wykonał pół piruet i ciął w szyję Dalera. Chłopak uchylił się przed śmiercionośnym cięciem i odpowiedział uderzeniem w skroń. Unik był tak szybki, że wyglądało jakby głowa Losae w ogóle się nie ruszyła. Mężczyzna wykonał leniwy cios mieczem, który odepchnął chłopaka na kilka metrów. Międzyczasie Zack podszedł do walczących mężczyzn i spróbował zaatakować z tyłu. Trafił w ramie. Naramiennik nie pozwolił odciąć ręki. Miecz został w ramieniu, lecz krew trysnęła. Mężczyzna wrzasnął, upuścił miecz i złapał się za ramię. Daler wykorzystał okazję i zaatakował. Mężczyzna oderwał rękę od ramienia. Krwi już nie było. Rana była zagojona. Losae odskoczył i uderzył Dalera dłonią. Siła ciosu położył chłopaka. Losae dobiegł do miecza, podniósł go i ciął w twarz Dalera. Chłopak nie zdążył zrobić uniku. Końcówka ostrza zatopiła się w twarzy. Daler krzyknął, złapał się za twarz i odskoczył. Całą twarz miał zalaną krwią. Rana nie była śmiertelna, lecz głęboka. Przecinała twarz ukośnie od skroni po podbródek. Daler wyszedł duszą ze swego ciała. Już nie czuł bólu. Podpłynął do przeciwnika i zaatakował go swoją kataną. Losae sparował cios. Miał wyjątkowo nieprzyjemny uśmiech. Daler wyczuł świadomością, że Zack podchodzi od tyłu przeciwnika. Chłopak powtórzył kilka razy ataki. Każdy z nich został sparowany.
Tytuł: Odp: J-Soldier (rozdział I cz. I)
Wiadomość wysłana przez: emiel_ w Stycznia 20, 2008, 06:21:38 am
Shinra, przeczytałem wszystko i mnie trochę głowa boli. Nie zrozum mnie źle, ale duuużo poprawiania w tym jest, poza tym oglądałem dziś wszystkie foty użytkowników (na ponad 80 stronach) i z deczka nie chce mi się edytować tego fika. Zrobię to na pewno, ale póki co rozważam pójście spać / otworzenie wina ;]  Powinieneś bardziej brać sobie do serca moje wcześniejsze uwagi- mogło być lepiej. Pozdrawiam.   
Tytuł: Odp: J-Soldier (rozdział I cz. I)
Wiadomość wysłana przez: ShinRa w Stycznia 22, 2008, 05:21:54 pm
Czyli raczej powinienem sobie darować pisanie opowiadań, co nie?