Autor Wątek: J-Soldier (rozdział I cz. I)  (Przeczytany 8004 razy)

Offline ShinRa

  • Adventurer
  • *
  • Wiadomości: 53
    • Zobacz profil
    • Metal Gear Solid PL
Odp: J-Soldier (rozdział I cz. I)
« Odpowiedź #20 dnia: Grudnia 07, 2007, 08:23:19 pm »
BUHAHAHAHA zamecze was slabymi rozdzialami, niekompetentnego dzieciaka!!


Rozdział IV
Rok 2016, Triloja, 16 czerwca
Pierwszą – i chyba najgorszą - czynnością, którą chłopacy musieli wykonać to poinformowanie dyrektorkę, co zaszło w szkole. Wszyscy uczniowie i nauczyciele byli oszołomieni i nic nie pamiętali. Daler, Lee i Larens byli jedynymi, którzy coś pamiętali z wydarzeń ostatniego dnia.
-   Chłopcy... Proszę mi powiedzieć, co się stało ubiegłego dnia. – Powiedziała powoli dyrektorka.
-   I tak pani nie uwierzy. – Powiedział Lorens.
-   Zaakceptuje, każdą informację. Nawet niewiarygodną.
-   Skoro tak. Wczoraj zaatakowali nas bandyci z innego świata, gdyby nie my nikt by nie przeżył. Mimo naszej pomocy kilka uczennic zostało porwanych i kilku uczniów dołączyło do złodziei. – Powiedział Lee bardzo szybko, tylko raz biorąc oddech.
-   Chłopcy! – Zakrzyczała dyrektorka.- Powiedziałam, że jestem skłonna uwierzyć wam w wiele rzeczy, ale nie wolno wam kłamać i wymyślać w takiej sytuacji! Ponad dziesięć osób znikło ze szkoły. Kiedy tylko rodzice się dowiedzą rozpoczną się poszukiwania, wy będziecie głównymi podejrzanymi a szkołę zamknął wysyłając personel do więzienia!
-   To nie kłamstwo. – Odezwał się zimny jak lód głos Dalera. – Jeżeli pani nie wierzy to mogę pani dać dowód.
-   Proszę! Pokaż mi dowód na to, co mówicie.
-   Proszę za mną.
Dyrektorka wzdrygnęła się lekko, ale poszła za chłopcami.
Chłopcy i dyrektorka wyszli na boisko szkolne. Był wieczór. Chłodne, wilgotne powietrze zawiało mocno.
Daler poszedł na sam środek boiska i wywołał teleporter, prowadzący na Istralis.
Dyrektorka odskoczyła i zapiszczała przerażona (wywołując śmiech u chłopców), lecz po chwili się uspokoiła.
-   Co to jest? – Spytała.
-   Teleporter. – Odparł krótko Daler. – O to dowód na prawdziwość naszych słów. Czy zechce pani iść z nami do tego odległego świata, czy zostanie pani tutaj?
-   Co jest po drugiej stronie?
-   Najpewniej las. Las na innej planecie.
-   Nie rozumiem
-   Tak jak tłumaczyliśmy. Uczniowie są na innej planecie. Powtarzam moje pytanie: idzie pani z nami czy zostaje?
-   Zostanę. Będę pilnowała porządku w szkole. Postarajcie się znaleźć uczniów.
-   Dobrze – odpowiedzieli chłopcy i weszli w teleporter.





Rozdział V
Rok 568, Istralis, 15 lipca

Chłopacy wylądowali na Istralis. Rozejrzeli się. Stali na małej, zielonej polanie. Słońce przygrzewało. Wokół chłopaków rozciągał się gęsty, zielony las. Po środku polany było coś w rodzaju włazu. Daler podniósł pokrywę i zobaczy głęboką dziurę. Chłopak wrzucił do dziury kamień. Po pięciu sekundach nasłuchiwania kamień plusnął o wodę.
-   Kto na ochotnika? – Spytał Daler uśmiechając się nie ładnie.
-   Ja nie! – Odpowiedzieli chórem Lee i Larens.
-   No to ja lecę. – Powiedział Daler i zanim chłopacy zdążyli zaprotestować Daler skoczył.
Mam nadzieję, że jest głęboko.
Chłopak uderzył o taflę wody. Niestety, woda nie była głęboka i Daler uderzył o tyłkiem o dno.
Na szczęście woda złagodziła upadek i chłopakowi nic się nie stało.
Daler wypłynął na powierzchnie. Było zbyt ciemno, żeby coś zobaczyć.
-   Illumianis. – Powiedział Daler i grota wypełniła się magicznym światłem.
-   Na dole jest bezpiecznie! Tylko nie skaczcie na główkę!
-   OK.
Po chwili po grocie rozeszły się dwa pluski.
Obaj chłopcy wypłynęli. Wszyscy się rozejrzeli. Grota była niewielka. Po lewej stronie kończyła się naturalną ścianą, lecz po prawej był grunt i płaska, pionowa ściana z osadzonymi po środku drzwiami. Chłopcy podpłynęli do drzwi i otworzyli je. Za drzwiami był wysoki stopień a gdy już chłopcy wspięli się, zobaczyli kolejną grotę. Druga grota była przestronna i dobrze wyposażona. Było w niej kilka łóżek, cztery stoły, świece (teraz zgaszone), komoda, stojak na broń i 4 klatki. Na ścianach były lampy na jakąś dziwną baterię, nie znaną ludziom ze świata chłopców.
W pokoju było kilka drzemiących osób. Daler wyłączył zaklęcie światła.
Chłopcy poczuli swędzenie w pobliżu oczu. Wiedzieli, że to ich oczy zmieniają się tak by mogli widzieć w ciemnościach zupełnie jak koty.
Daler rozejrzał się dokładnie. Na trzech krzesłach siedziało trzech śpiących obwiesiów. Klatki były duże z watowaną podłogą. Coś w nich leżało. Mniej więcej dwie osoby na klatkę.
Te klatki nie są dla zwierząt. One są dla ludzi.
Osoby śpiące na krzesłach były wysokie, silnie zbudowane i w wieku około trzydziestu lat. Nosili zielone mundury. Daler podszedł do klatek, a reszta do osobników w mundurach. W klatkach spało siedem dziewcząt. Wszystkie miały mundurki szkolne.
-   To one! Lee, Larens chodźcie tu! Znalazłem dziewczyny! – Powiedział telepatycznie Daler do chłopaków.
Gdy Daler otwierał klatki, Lee i Larens rozebrali mężczyzn do majtek, a mundury wrzucili do ogniska. Później zanieśli obwiesiów do klatek i wymienili dziewczyny z klatek na mężczyzn w klatce (w dodatku leżących na sobie).
Daler popatrzył na dziewczyny. Wszystkie były piękne.
-   Uch... – Wydobyło się z ust, Victorii, leżącej na ziemi.
-   Jak niby mamy wnieść dziewczyny na górę?
-   Lee już poszedł zobaczyć czy w następnych pokojach nie ma wyjścia.
-   A co jak nie będzie?
-   To użyjemy telekinezy. Tu się nie da teleportować. Co trzy metry są wbite w ścianę kamienie uniemożliwiające teleportację.
Do pokoju wbiegło małe stworzonko i po chwili zmieniło się w Larensa.
-   Tamto przejście prowadzi do pokoju ich szefa. Wcześniej jest korytarz z rozwidleniem. Drugie przejście prowadzi do dróżki za wodospadem.
-   Czyli musimy przenieść dziewczyny za wodospad? To nie będzie trudne. Czy są tam jeszcze jacyś wrogowie?
-   Byli. Wszystkich przeniosłem do pokoju szefa a u szefa użyłem bomby gazowej.
Daler uśmiechnął się. Chłopcy poprzez telekinezę zaczęli wyprowadzać dziewczyny z jaskini. Gdy już dziewczyny były bezpieczne, Daler wrócił do jaskini i zaczął sondować umysły złodziei.
Okazało się, że są łowcami niewolników, że chcieli „zabawić” się z dziewczynami a potem sprzedać. Zaatakowali szkołę dzięki magowi przestrzeni, (który zginął później, bo chciał zbyt dużą część zysków). Mag ten stworzył im zbroję, osłonę i broń. Chcieli zarobić na niewolnictwie i szło im całkiem nieźle... Aż do teraz.
Chłopak wrócił na zewnątrz. Dopiero teraz zauważył różnicę między tym światem a światem, z którego pochodził. Niebo było czerwone, trawa niebieska a drzewa czarne. Całe były czarne. Nie tylko kora, ale też liście i gałęzie. Chłopacy czekali na Dalera oglądając dziewczyny. Bynajmniej nie, dlatego, żeby sprawdzić czy są ranne. Patrzyli raczej na twarze i biust.
Zboczeńcy. Fajnie by było gdyby tak jedna z nich się obudziła.
Niestety żadna z dziewczyn się nie obudziła. Daler użył magii i po chwili zaczęli się podnosić w górę. Po sekundzie znaleźli się na trenie szkoły. Dyrektorka wciąż stała w tym samym miejscu, w, którym widzieli ją po raz ostatni. Tym razem miała tylko otwarte usta ze zdziwienia.
Final Fantasy IV PBF
http://www.ff4pbf.yoyo.pl/
Teraz po apokalipsie, ale wciąż jest fajnie :P

Offline Spec (Wraith)

  • Berserker
  • ***
  • Wiadomości: 210
  • Trololo
    • Zobacz profil
    • Rise of the Empire
Odp: J-Soldier (rozdział I cz. I)
« Odpowiedź #21 dnia: Grudnia 09, 2007, 08:34:51 pm »
Bleh...
Największe chyba g... (pardon my french), jakie pośród FanFiców widziałem. Nudne toto, drętwe jakieś... Już pierwszy "fragment" sporo mówił o całości tego... "fanfica".

Szczerze mówiąc, sam myślę nad spróbowaniem sił w karierze pisarza, ale jakoś przemóc się nie mogę. No nic, może na święta jakoś mi się zechce...

Offline Zanmato

  • Soldier
  • Wiadomości: 31
    • Zobacz profil
Odp: J-Soldier (rozdział I cz. I)
« Odpowiedź #22 dnia: Grudnia 10, 2007, 08:46:33 am »
nie zgodzę się, jak chłopak ma się nauczyć pisać, nie pokazując swoich tekstow innym? słowa krytyki są jak najbardziej wskazane - jak poczytasz kilka poprzednich postow to zauważysz ze za kazdy komentarz uprzejmie dziękuje, ale wypisywanie że to jest gówno i beznadzieja jest akurat jeśli chodzi o Ciebie Wraith bezsensowne i bezpodstawne, napisz cos swojego i wtedy skonfrontujemy to z innymi fanfikami - ciekawe jak wyjdziesz np przy Tantalusie. J-soldier - z chęcią poczytam kolejne rozdziały i mam nadzieje na szybki progres w tworzeniu własnego stylu.
I hear voices in my head...

Offline Tamaya

  • Wanderer
  • *******
  • Wiadomości: 931
    • Zobacz profil
    • http://www.tamaya.escarp.net
Odp: J-Soldier (rozdział I cz. I)
« Odpowiedź #23 dnia: Grudnia 10, 2007, 02:21:16 pm »
Muszę się zgodzic z moimi przedmówcami. Jeśli marzy ci się coś na wysokim poziemie to musisz jeszcze dużo popracowac, chociaż myślę, że jakbyś poświęcił nieco czasu temu opowiadaniu to mogłoby coś z tego wyjśc.
Już pierwsza kwestia to powtórzenia. Za dużo jest ich szczególnie w opisach.  Na przykład tutaj:
Cytuj
Daler Langbrois wstał i rozejrzał się po pokoju.
Pokój był bardzo duży jak na pokój w akademiku.
Trzy razy w ciągu dwóch zdań powtarzasz słowo pokój. Spróbuj rozszerzyc zasób słów np. mieszkanie, lokum, kwatera etc. Poza tym stosując opisy spróbuj im nadac bardziej plastyczny obraz. Miejscami robi to u ciebie wrażenie jakbyś szybko chciał wszystko na raz przekazac czytelnikowi  i wychodzi przez to dośc chaotycznie.
Popracuj nad budowaniem nastroju. Nie musisz od razu odsłaniac wszystkich kart. Zwróc też uwagę na realizm zaistniałej sytuacji. Z jednej strony przyjmujesz, że nauczycielka nie jest typem osoby mogącej uwierzyc w coś tak niezwykłego, a z drugiej jakoś szybko przechodzi nad tym do porządku
Cytuj
-   Tak jak tłumaczyliśmy. Uczniowie są na innej planecie. Powtarzam moje pytanie: idzie pani z nami czy zostaje?
-   Zostanę. Będę pilnowała porządku w szkole. Postarajcie się znaleźć uczniów.
Bez wzgędu na to czy jest oswojona z magią czy jest to dla niej coś nowego nie przeszła by nad tym do porządku dziennego tak szybko.


Offline Spec (Wraith)

  • Berserker
  • ***
  • Wiadomości: 210
  • Trololo
    • Zobacz profil
    • Rise of the Empire
Odp: J-Soldier (rozdział I cz. I)
« Odpowiedź #24 dnia: Grudnia 10, 2007, 03:46:26 pm »
No cóż, Zanmato: małą mam cierpliwość, żeby czekać na jakiś interesujący fragment następujący po całym ogromie - delikatnie mówiąc - beznadziei. U mnie wystarczy już "kiepścizna" pierwszego fragmentu, żeby mnie automatycznie odrzuciło od reszty. Jak na razie znalazłem na forum tylko jeden naprawdę świetny FanFic - chodzi oczywiście o IsoG-a Tantalusa (BTW. Tantal, kiedy planujesz kolejn[y/e] rozdział[y]? Z radością je przeczytam :) Zresztą chyba nie ja jedyny...) Co do pisania własnego FanFica - planuję spróbować zabrać się do roboty na święta - wcześniej po prostu nie znajdę na to czasu. A i moje (lekkie) lenistwo może też utrudnić pracę. Tym niemniej - postaram się wyrobić na obiecany termin. ;)

Offline Tantalus

  • Master Engineer
  • Redaktor+
  • ************
  • Wiadomości: 4470
  • Idol nastolatek
    • Skype
    • Zobacz profil
Odp: J-Soldier (rozdział I cz. I)
« Odpowiedź #25 dnia: Grudnia 10, 2007, 06:24:29 pm »
Cytuj
BTW. Tantal, kiedy planujesz kolejn[y/e] rozdział[y]?

Nic nie mów, proszę cię. Przeżywam tragiczny wręcz kryzys twórczy. Dokładnie wiem co powinno w tym rozdziale być, ale nie potrafię sklecić nawet kilku zdań tak, żeby jakoś do siebie pasowały. Ale zabiorę się za to, przysięgam, bardzo możliwe, że kolejny rozdział pojawi się przed świętami jeszcze...

Offline Spec (Wraith)

  • Berserker
  • ***
  • Wiadomości: 210
  • Trololo
    • Zobacz profil
    • Rise of the Empire
Odp: J-Soldier (rozdział I cz. I)
« Odpowiedź #26 dnia: Grudnia 10, 2007, 07:19:15 pm »
Rozumiem cię, Tant - każdy może kiedyś przeżywać kryzys. W końcu "even great moves require a few martyrs." Przysięgać nie musisz - wierzę na słowo. Swoją drogą - muszę kiedyś zagadać z Tobą na GG. I nie chodzi tu bynajmniej o IsoG-a... Ale "nie uprzedzajmy faktów".

Jeszcze w temacie: mile widziana dobrana jedna, jedyna forma pisania, bez łączenia z innymi. Bo na razie "ni to pies, ni to wydra" (dokładniej: ni to zwyczajne opowiadanie, ni to coś w rodzaju dziennika/pamiętnika). Wiem, że to już czepianie się (może nawet na siłę), ale po prostu tak już mam, coż na to poradzić...
« Ostatnia zmiana: Grudnia 10, 2007, 07:19:53 pm wysłana przez Wraith »

Offline ShinRa

  • Adventurer
  • *
  • Wiadomości: 53
    • Zobacz profil
    • Metal Gear Solid PL
Odp: J-Soldier (rozdział I cz. I)
« Odpowiedź #27 dnia: Grudnia 12, 2007, 10:56:12 pm »
Ech... Ja wiem, że to co ja tu nawypisuję jest skazane na niepowodzenie, ale ludzie (i monster), ja mam dopiero 12 lat! Nie wymagajcie odemnie jakichś cudów. Jeżeli chcecie przeczytać coś naprawdę dobrego to kupcie jakąś ciekawą książkę. Ja wklejam tekst opowiadania, poniewać chce się dowiedzieć co ludzi mogą sądić o tym. To, że są powtarzania słów, to po prostu błędy, które mogłby popełnic każdy w moim wieku. (inne błedy z resztą też).
P.S
Sory za słownictwo, które zostanie użyte w tych rozdziałach :p


Rozdział VII
Rok 2589, Garmanat, 25 czerwca


Chłopacy zmaterializowali się na obrzeżach małej wioski. Była ciemna, zimna noc. W oknach nie świeciło się żadne światło. Jedyną wskazówką iż byli nie daleko miasta były dochodzące do nich dźwięki rżenia koni ze stajni oraz kilka pochodni krążących między uliczkami miasteczka. Po chwili oczy chłopców przyzwyczaiły się do ciemności i zwyczajem oczu J-Soldier zaczęły widzieć w ciemnościach.
Rozglądając się, chłopacy spostrzegli że stoją na ścieżce między lasem a miasteczkiem. Chłopcy postanowili rozłożyć obóz nie daleko miasteczka, trochę na prawo od drogi.
Obudzili się koło siódmej rano, słońce świeciło jasno kawałek nad drzewami. Wszędzie był zapach rosy.
Lee rozejrzał się i zobaczył polanę, na której spali, latające ptaki, grupę wilków biegnącą za sarną i Dalera idącego w las za potrzebą.
Larens złożył ręce w znak ognia i podpalenia, celując w ognisko. Efekt był natychmiastowy. Ogień wzleciał w górę rozprzestrzeniając ciepło. Lee poszukał w plecaku jedzenia. Daler, który wrócił już z lasu poszedł spojrzeć na miasto.
Miasteczko w świetle dnia było bardziej ruchliwe. Na każdej ulicy widać było przynajmniej kilka osób (nie koniecznie ludzi), strażnicy stali przeważnie tylko przy bramach lub popijali piwo w karczmie. Główna brama miasta stała otworem.
Daler wrócił do przyjaciół i zdał relację, i zaczął jeść zupę, którą przygotowali w między czasie Lee i Larens.
-   Za ile idziemy? – Zapytał Lee.
-   Pojęcia nie mam... Mniej więcej za godzinę. – Odpowiedział Daler.
-   Dziwne jest to, że miasto jest tak pobudzone a jest dopiero siódma. – Zauważył Larens.
-   To nic. Tutaj jest jak w średniowieczu. Ludzie wstają wcześniej, żeby wydoić krowy, otworzyć sklepy i tak dalej. – Powiedział Daler kończąc jeść zupę. – Może powalczymy na miecze, zanim pójdziemy do miasta?
-   Dobra. – Odpowiedział Lee podnosząc z ziemi swój miecz. – Najpierw ja kontra Larens, walczysz z wygranym. Żadnych znaków. Tylko miecze.
-   Spoko.
Larens podniósł swój miecz. Chłopacy stanęli po przeciwnych stronach polany.
-   3... – Krzyknął Daler – 2...1... Walczcie!
Na rozkaz, chłopacy zaczęli biec w stronę przeciwnika. Byli tak szybcy, że gdyby nie to, że Daler miał oczy J-Soldier nawet by ich nie zauważył.
Pierwszy zaatakował Lee, tnąc w bok. Larens szybko odskoczył i zripostował. Lee przeskoczył nad przeciwnikiem, robiąc efektowne salto i ciął z półobrotu. Larens sparował cięcie, lecz nie zaatakował.
Stara strategia. Larens czeka aż Lee się popełni choćby najmniejszy błąd. – Pomyślał Daler.
Chłopacy zaczęli zataczać koło patrząc sobie w oczy. Pierwszy zaatakował Larens, szybko wyprowadzając trzy ciosy, które Lee z trudem zripostował. Chłopak próbował zaatakować, lecz potknął się i to było gwoździem do trumny. Larens od razu wykorzystał okazję i przyłożył przeciwnikowi do gardła miecz. Żaden z nich nie oddychał z trudem ani się nie spocił. Byli zbyt wytrzymali, żeby zmęczyła ich taki mały pojedynek.
Lee wstał, wzruszył ramionami i odszedł z pola pojedynku.
Larens spojrzał na Dalera.
-   Już? – Spytał Daler, który lekko przysnął.
-   Tak. Już wygrałem.
-   Nie chcesz odpocząć?
-   Nie. Zaczynajmy.
Daler wzruszył ramionami, wstał, wziął miecz w prawą rękę, stanął naprzeciwko Larensa i zaczął rysować półokrąg.
Larens spojrzał na chłopaka i po swojej stronie zaczął rysować.
-   To będzie pole walki. – Wyjaśnił Daler. – Wyjście za koło oznacza przegraną. Żadnej magii, eliksirów i innych używek. Nic nie wypiłeś?
-   Nie. Chyba, że liczy się jedna kawa i zupa.
-   Zaczynamy.
Larens zaczął się zbliżać do Dalera, który ziewnął przeciągle. Larens podszedł i bardzo szybko zaatakował. Momentalnie Daler znalazł się za plecami przeciwnika, lecz nie zaatakował tylko odskoczył.
-   Może tak obstawiamy? Daje dwadzieścia klarów, że cię pokonam. A ty?
-   Daje trzydzieści pięć klarów, że załatwię cię w mniej niż pięć minut.
-   Lee pogrzeb w rzeczach, wyciągnij pięćdziesiąt klarów i klepsydrę.
Gdy tylko Lee ustawił klepsydrę na pięć minut, (piasek był zmieszany z eliksirami i magią przez co można było ustawić na dowolną ilość czasu) chłopacy rozpoczęli bój. Larens zaatakował tnąc w prawy bok Dalera, a chłopak szybko odskoczył, tnąc w szyję. Tylko refleks uratował Larensa przed utratą trzydziestu pięciu klarów. Chłopak schylił się i gdy miecz przeciwnika świsnął mu nad uchem wysoko podskoczył, próbując zaatakować głowę. Daler wykonał piruet i stanął za plecami upadającego na ziemię Larensa.
-   Dorzuć z mojego plecaka jeszcze trzydzieści klarów i ustaw klepsydrę na dwadzieścia pięć sekund! – Krzyknął Daler do Lee i szybko odskoczył od klingi miecza Larensa. Daler spojrzał pod stopy. Kilka centymetrów przed jego stopami była linia. Chłopak odskoczył (wpadając przy okazji na Larens, próbującego zaatakować), oby dwaj się przewrócili i każdy z nich zaczął szukać swojego miecza.
Daler znalazł swój miecz pierwszy. Wstał i przyłożył końcówkę miecza do brzucha Larensa.
-   Minęło dwadzieścia sekund! – Oznajmił Lee. – Daler oto twoje siedemdziesiąt pięć klarów. Dziesięć dla mnie jako podatek dochodowy.
-   Aha. Bardzo śmieszne.
-   Mówię serio.
Po kilku minutach odpoczynku, chłopacy spakowali się w plecaki, które zarzucili na jedno ramię, przełożyli miecze przez skórzane pasy przy drugim ramieniu, założyli szare szaty i poszli w stronę miasta.




Rozdział VIII
Rok 2589, Garmant, 25 czerwca


Z daleka miasto, do którego zmierzali chłopacy wyglądało całkiem niewinnie i przyjaźnie, lecz z bliska miasto całkowicie się zmieniło.
Mimo iż osoby rozumne mieszkały na tej planecie o wiele dłużej niż na Ziemi, technologia zatrzymała się mniej więcej na etapie Średniowiecza.
Brudne rynsztoki, smród, zamtuzy i spoceni, nie myjący się ludzie to najczęściej spotykane miejsca. Na szczęście taki wygląd ma tylko biedna dzielnica miast. W bogatszej części nie ma rynsztoków, ludzie myją się, co jakiś czas a ulice są czystsze. Dalej była Dzielnica Zamkowa, w której mieszka szlachta, magowie oraz władcy. Ta dzielnica jest najczystsza, ludzie myją się codziennie jest wiele sklepów, ludzie są wykształceni i nie ma żebraków. To właśnie w tej dzielnicy mieli zatrzymać się i szkolić chłopacy, ale najpierw musieli się do niej dostać.
-   Hej Daler. – Odezwał się Lee. – Spójrz na tą ślicznotkę z zamtuzu.
-   I tak cię nie wpuszczą. Nie jesteś pełnoletni.
-   Eee tam. Może nikt nie zauważy. Zapłacę trochę więcej i...
-   Cicho. Chcę jak najszybciej opuścić Dzielnicę Biedoty i dostać się na zamek.
-   Dlaczego? Ktoś tam czeka?
-   Tak.
-   Kto?
-   Dowiesz się jak dojdziemy.
Więcej już nie roztrząsali tego tematu.
Po kilku minutach wdychania smrodu dzielnicy biedoty, znoszenie spojrzeń mieszczan (bynajmniej nie były to przyjazne spojrzenia), aż wreszcie doszli do bramy Dzielnicy Zamkowej.
Przed bramą stało dwóch strażników, w lekkich, skórzanych zbrojach i krótkimi, żelaznymi mieczami u pasów. Wydawało się, że drzemią, jednak, gdy chłopacy podeszli, jeden z strażników podniósł głowę.
-   Czego? – Zapytał chrapliwym głosem strażnik patrząc na przybyszów.
-   Chcemy przejść. – Odparł spokojnie Lee.
-   Przejścia nie ma. Rozkaz króla.
-   My jesteśmy tu właśnie dla króla. – Powiedział Daler, ściągając kaptur szaty z głowy, pokazując strażnikowi zmiany genetyczne (oczy i włosy).
-   Aha. Dobrze. Możecie przejść. – Strażnik podszedł do strażnicy i przesunął dźwignie, która otworzyła bramę.
Daler podziękował i chłopacy przeszli przez bramę do Dzielnicy Zamkowej.
Idąc w kierunku zamku, rozpoczęła się rozmowa na temat rozkazu króla dotyczącego zakazu wejścia do Dzielnicy Zamkowej przez przybyszów, chłopów i mieszczan.
Dzielnica Zamkowa wyglądała wspaniale. W przeciwieństwie do poprzednich dzielnic, ta była schludna, domy były ładnie porozstawiane a nie ściśnięte w bloki. Szlachta nosiła piękne, bogato zdobione szaty, rozmawiali ze sobą ładnie układając zdania, nie biegało ani jedno biedne dziecko, kupcy zapraszali do swoich sklepów szyldami i magicznymi petardami. Jednak jedna rzecz się nie zmieniła. Szlachta, tak samo jak mieszczanie, patrzyli na chłopaków z wyższością i niesmakiem.
-   Co oni się tak gapią? – Nie wytrzymał Larens.
-   Myślę, że nie podoba się im nasz strój, i wcale im się nie dziwię. Wyróżniamy się. Te szaty są biedne. W dodatku jesteśmy osobami z zewnątrz, czyli spoza miasta, a jednak udało nam się tu dostać. – Odpowiedział spokojnie Lee.
-   Ale mogliby przestać.
-   Po prostu boją się. Nie wiedzą co robić, więc po prostu patrzą...
-   Cicho. Za chwilę będziemy w zamku i dostaniemy porządne ciuchy. – Powiedział Daler, uśmiechając się.
-   Racja. Patrz jakie ślicznotki. – Powiedział Lee szczerząc zęby w stronę urodziwych dziewczyn w wieku mniej więcej dwudziestu lat, plotkujących na uboczu.
-   Uspokój się. Zanim nie wejdziemy do Kręgu Wieku, nie możesz podrywać dorosłych kobiet.
-   Wiem. Ale trudno się powstrzymać. – Odpowiedział Lee uśmiechając się krzywo.
Po kilku minutach drogi, chłopacy doszli w końcu do bram zamku. Tak jak przy bramie dzielnicowej, tak i tu stało dwóch żołnierzy, lecz ci byli lepiej uzbrojeni. Na plecach mieli kołczany z strzałami oraz łuk, u pasów mieli krótkie stalowe miecze, sztylety i kilka mikstur. Na torsie mieli żelazne napierśniki, z znakiem królestwa, w którym służyli, nagolenniki na nogach, żelazne rękawice, buty z grubej skóry i żelazne hełmy.
Rycerze stali na baczność i patrzyli na przechodniów. Gdy wędrowcy podeszli, rycerze zatrzymali ich.
Tutaj zamek królewski. Wątpię czy jesteście osobami ważnymi, więc poproszę was o odejście.
Cny rycerzu. Osądziłeś nas zbyt pochopnie. Jesteśmy ważnymi osobami. Jesteśmy J-Soldier, i mamy sprawę do twojego króla. Jeżeli dalej nie będziesz chciał nas przepuścić, będę zmuszony przedostać się tam siłą i powiedzieć królowi Sanowi, iż nie chciałeś nas wpuścić. Osobiście wolałbym wersję, w której nas przepuszczasz, ponieważ nie chcę, żeby stała się tobie, lub twojemu koledze jakakolwiek krzywda. – Powiedział Daler ponownie zdejmując kaptur i pokazując swoje oczy mutanta.
J... Już was przepuszczam. – Powiedział rycerz jąkając się.
Rycerz odwrócił się plecami do chłopaków i zaczął układać rękoma dziwne gesty. Po chwil ostatnia brama stała otworem przed chłopcami. Weszli do środka i brama zaczęła się zamykać.
Przeszli przez przedsionek i znaleźli się na pustym korytarzu. Nie przechodziła tędy, ani służba, ani rycerze, ani nikt inny. Chłopacy byli sami.
Eee... To w którą stronę? – Zapytał Larens z nutą zniecierpliwienia w głosie.
Pojęcia nie mam. – Odparł Daler rozglądając się.
Idziemy w prawo. – Oznajmił Lee. – Nawet jeśli będziemy iść źle to w końcu natrafimy na jakąś służbę, lub cokolwiek innego.
Daler wzruszył ramionami, lecz posłuchał.
Po chwili, chłopacy, doszli w końcu do jakiejś sali, w której byli ludzie. Po dosłownie sekundzie pojawił się przed nimi służący.
W czym mogę służyć?
Szukamy króla Sana. Czy jest w zamku?
Jest. Proszę za mną.
Służący szybko doprowadził J-Soldier do komnaty, w której mieszkał król San.
Komnata była imponująca. Na ścianach wisiały płótna, które przedstawiały wielkie wojny, na suficie wisiał pokaźnych rozmiarów żyrandol, na końcu pokoju stało wielkie (chyba czteroosobowe) łóżko. Po przeciwnej stronie pokoju był kominek, w którym wesoło trzaskał ogień. Naprzeciw kominka stał fotel, w którym siedział król.
Poczekajcie tu chwilę muszę poinformować króla o waszym przybyciu.
Proszę.
Służący podszedł do króla i zaczął szeptać mu do ucha. Po chwili służący wrócił.
Proszę wejść. Czy czegoś wam jeszcze trzeba?
Jeżeli się da to chcielibyśmy odłożyć nasze bagaże gdzieś.
Proszę położyć je na korytarzu. Król kazał przydzielić wam całe jedno dormitorium. Bagaże będą tam na was czekać.
Dziękuję to wszystko.
Służący odszedł, a chłopacy weszli do pokoju króla.
Gdy podeszli do króla Sana, nim zdążyli się ukłonić, król wstał.
Witajcie chłopcy! Dawno się nie widzieliśmy. Musicie mi wszystko opowiedzieć. Ale najpierw musicie chwilę odpocząć. Może trochę wina? Nie proście i tak nie dostaniecie. Jesteście jeszcze za młodzi.
My też się cieszymy, że cię widzimy San. Zaraz ci wszystko opowiemy.
Chłopcy zaczęli opowiadać (Niestety nie zamieszczę tego, ponieważ liczba stron A4 zwiększyłaby się do stu, a mnie zaczynają ręce boleć).
Król San był rosły mężczyzną z czarnymi jak noc, krótkimi włosami, zielonymi oczami i w średnim wieku. Zawsze skory do zabaw i żartów, gdy była na to odpowiednia pora, był poważny i nieugięty, gdy wymagał tego jego interes. Jego twarz mimo wielu stoczonych w życiu bitew, nie miała blizn. Był raczej przystojny, a uśmieszek na ustach prawie nigdy nie znikał.
-   Żałuję, że nie mogę tak podróżować, jak wy. – Odezwał się po wysłuchaniu opowieści. – Czy to już wszystko?
-   Tak. O ile o czymś nie zapomnieliśmy.
-   Pewnie, zwróciliście uwagę na dodatkowe zabezpieczenia. – Chłopacy przytaknęli. – Widzicie. Prowadzę w tej chwili wojnę z moim zachodnim sąsiadem. Przelew krwi jest już niestety pewny. Wojska, króla Wardasa czekają na jego rozkaz na granicy mojego państwa. Sam przyszykowałem już armię, lecz wolałbym, żeby nie przelewać krwi. Niestety, gdy wysłałem herolda, wróciła tylko jego głowa.
-   Moglibyśmy pomóc. Przyszykujemy nasze zbroje, broń i dołączymy do twojej armii.
-   Nie mogę was narażać na niebezpieczeństwo.
-   W naszym dormitorium postarzejemy się, i nasze moce będą tak wielkie, że zmieciemy w kilka sekund połowę armii króla Wardasa. Żaden wojownik nie jest na tyle potężny, żeby położyć J-Soldiera.
-   Czy na pewno, chcecie mi pomóc? – W głosie króla zabrzmiała nuta niedowierzania.
-   Tak. Niech to będzie zapłata za gościnę, oraz późniejsze szkolenie. Przybyliśmy tu, aby podszkolić się. Wiem, że masz teraz w swojej armii trzech J-Soldier. Z chęcią spotkam kogoś tej samej rasy, co my.
-   Dziękuję wam. Wojna rozpocznie się za tydzień. Przygotujcie się najlepiej jak możecie. Ale w tej chwili idźcie do swojego dormitorium odpocząć.


« Ostatnia zmiana: Grudnia 12, 2007, 11:00:10 pm wysłana przez ShinRa »
Final Fantasy IV PBF
http://www.ff4pbf.yoyo.pl/
Teraz po apokalipsie, ale wciąż jest fajnie :P

emiel_

  • Gość
Odp: J-Soldier (rozdział I cz. I)
« Odpowiedź #28 dnia: Grudnia 12, 2007, 11:12:32 pm »
Mimo całej tej krytyki, brniesz konsekwentnie dalej - tak trzymaj!:) Moim zdaniem,będą z Ciebie ludzie.Praktyka czyni mistrza.

Offline ShinRa

  • Adventurer
  • *
  • Wiadomości: 53
    • Zobacz profil
    • Metal Gear Solid PL
Odp: J-Soldier (rozdział I cz. I)
« Odpowiedź #29 dnia: Grudnia 13, 2007, 04:13:10 pm »
Dzięki Emiel_ :D
Pierwsza osoba, ktora nie wytknęła mi wsztstkich błędów i nie zjechała mnie (oprócz Tanta i DB)
Final Fantasy IV PBF
http://www.ff4pbf.yoyo.pl/
Teraz po apokalipsie, ale wciąż jest fajnie :P

Offline ShinRa

  • Adventurer
  • *
  • Wiadomości: 53
    • Zobacz profil
    • Metal Gear Solid PL
Odp: J-Soldier (rozdział I cz. I)
« Odpowiedź #30 dnia: Grudnia 14, 2007, 09:25:12 pm »
no coment :D



Rozdział IX
Rok 2589, Garmant, 26 czerwca


W dormitorium, chłopacy rozpakowali się, a później rozdzielili się i spotkali dopiero pod koniec dnia.
Wszyscy smacznie spali.
Gdy następnego dnia obudzili się, zeszli do sali jadalnej.
Sala była przestronna i ładnie udekorowana skórami, obrazami, dywanami. Naprzeciw drzwi wejściowych, było wielkie okno, a pod oknem duży stół dla króla i ważniejszych osób. Na środku stały trzy stoły dla rycerzy i mieszkańców. Przy kominku po prawej stronie od drzwi stał jeden mniejszy stół, za nim obok kominka były drzwi, niechybnie prowadzące do kuchni. Przy stole stał służący rozkładając jedzenie. Co jakiś czas obok stołu przechodził rycerz, lub jakaś inna osoba i brała pożywienie.
Chłopacy weszli do sali. Mieli na sobie stroje szlachty. Koszule z jedwabiu, spodnie z miękkiej, pomalowanej na czarno, skóry, skórzane rękawice i buty z skóry.
Gdy chłopacy się rozglądali, nie dostrzegli żadnej straży.
Widocznie tutaj nie jest potrzebna. – Pomyślał Daler.
Każdy z trzech stołów był zajęty po brzegi.
-   Nie ma miejsca. – Oznajmił Larens z zrezygnowaną miną.
-   Król San was przywołuje. – Powiedział służący.
-   Dziękujemy. – Odpowiedział Daler.
Chłopacy poszli w stronę króla.
-   Witajcie chłopcy! Jak się spało?
-   Świetnie dziękujemy.
-   Usiądźcie.
Chłopcy zajęli miejsca. Daler po prawicy króla, Lee za nim. Larens z lewej strony.
Król przywołał jakiegoś lokaja i zamówił jedzenie dla chłopaków.
Gdy oni jedli, król rozpoczął rozmowę.
-   Musicie się pośpieszyć z tym postarzaniem się. Te ubrania są na was za duże, myślę, że chcielibyście się napić wina, lecz nie mogę was tym poczęstować. Tymczasem dostaniecie mleko.
Chłopacy pokiwali głowami nie przestając jeść.
-   Krąg jest już gotowy. Chcieliśmy po prostu coś zjeść przed zmianą. Z resztą Lee nie wytrzyma długo. On chce kilka dziewczyn chędożyć, a nie może. – Powiedział Daler kończąc jeść.
-   To miło. Nie długo znów zobaczę was w odpowiednim wieku. Daler… wiesz, że w zamku jest Yune?
Daler spojrzał na Sana. Przełknął ślinkę.
-   Yune? – Zapytał. – Myślałem, że nie mieszka w tym mieście.
-   Ależ mieszka. Od czasu gdy opuściłeś ten świat dwa lata temu zatrzymała się tu. W czasie wojny leczy rannych, a w czasie pokoju szkoli lekarzy, magów, wojowników. Gdy nas opuściłeś porzuciła drogę magii i zaczęła walczyć używając tych pistoletów, które dostała od ciebie. Obiecałeś jej, że nauczysz ją ich używać. A musiała się sama nauczyć.
-   Przecież wiesz, San, że nic nie mogłem na to poradzić. Jak już zacząłem odchodzić to nic nie mogło tego zatrzymać. – Daler mówił smutnym tonem, ze spuszczoną głową.
-   Masz szczęście, że przyszliście jak ona już zjadła. Nie musisz jej jeszcze niczego tłumaczyć. Ale przecież wiesz, że to nie może trwać w nieskończoność.
-   Wiem.
-   Kto to jest Yune? – Zapytał Lee, który uważnie słuchał całej rozmowy.
-   Yune… Nie chce teraz o tym rozmawiać. Później i tak się dowiecie.
Dwa lata temu, gdy Daler został wysłany na samotną misję na Garmant, spotkał Yune. Yune była białą czarodziejką, czyli osobą zajmującą się leczeniem i podobnymi sprawami. Nigdy nie używała magii bojowej. Gdy Daler po raz pierwszy trafił do króla Sana spotkał dziewczynę. Mieli wtedy po dwadzieścia lat. Yune musiała udać się do pewnych części tego świata, żeby móc pomóc walczyć z potworem zwanym Haldervos. Dziewczyna nie potrafiła wtedy walczyć, więc poprosiła o ochronę. Król przydzielił jej trzech obrońców: Dalera, Zarbana i Mikę. Zarban był tak samo jak Daler J-Soldier. Mika była czarną czarodziejką, czyli osobą używającą magii bitewnej.
Podczas wyprawy dołączyło do obrońców Yuny jeszcze kilka innych osób. Yune razem z obrońcami pokonała Haldervosa. Gdy razem podróżowali, Yune zakochała się w Dalerze. Daler odwzajemnił to uczucie, lecz gdy pokonali Halerdvosa, rozpoczęło się znikanie.
J-Soldier po wykonaniu misji zostają teleportowani do swojego świata, ponieważ ich obecność osłabia Wymiar, w którym się znajdują.
Daler skończył jeść. Podziękował królowi i powiedział, że idzie się przejść.
Gdy Daler wyszedł z jadalni skręcił korytarzem w prawo.
Pięknie. Yune tu jest. Jak na nią wpadnę to będę miał kłopoty. Nawet jej nie wytłumaczyłem, dlaczego znikam… Co ja teraz mam zrobić. Kocham ją, lecz to jest niemożliwe. Nie ma sposobu na zniknięcie.
Daler uderzył pięścią w ścianę.
-   Cholera! – Powiedział.
Poszedł dalej.
Skręcił w korytarz prowadzący do ich dormitorium.
Odpocznę trochę. Jeżeli dobrze pamiętam, w pokoju pod materacem leży mój naszyjnik smoka. Nareszcie go odzyskam.
Drzwi do dormitorium były otwarte. Zanim Daler wszedł do środka spojrzał przez szparę w drzwiach. Pokój chłopaków był otwarty. Chłopak podszedł bliżej. Spojrzał do pokoju. W środku stała dziewczyna w wieku dwudziestu dwóch lat. Miała, krótkie, ciemno blond włosy, z długą kitką całą związaną czerwoną wstążką, lewe oko zielone, a prawe piwne. Miała ładną twarz i dziwne ubranie. Miała na sobie białą koszulkę sięgającą do pępka, z przedzieleniem między biustem. Przedziałek był połączony rzadko połączonym, czarnym sznurkiem. Zamiast spodni miała niebieską miniówkę. Z tyłu miała przewiązane sznurkiem dwa pistolety. Daler przyjrzał się jej bliżej. To była Yune!
Dziewczyna obróciła się w stronę chłopca.
-   O! Służba. Przepraszam, nie wiesz przypadkiem gdzie jest osoba imieniem Daler?
-   Niestety, moja pani. Nigdy o nim nie słyszałem.
-   Dobrze. Dziękuję. – Odparła zrezygnowana i wyszła z pokoju.
Daler westchnął. Udało mu się. Chłopak podszedł do swojego łóżka, ściągnął materac i wyciągnął z między desek amulet, przedstawiający głowę smoka z wystawionym językiem. Daler przewiesił wisiorek przez szyję i od razu poczuł lekkie drżenie oraz zwiększoną moc chłopca.
Gdy Daler posprzątał wyszedł z pokoju i skierował się w stronę dużej sali, w której razem z chłopakami narysował krąg wieku.
Po kilku minutach wyczekiwania, do pokoju weszli chłopacy.
Po chwili rozmowy, zamknęli drzwi na klucz, rozebrali się i stanęli w kręgu.
Karvus ina karlados! – Wypowiedział inkantację zaklęcia Daler
Po pomieszczeniu rozszedł się oślepiający błysk, a po chwili zniknął.
Na środku pokoju stało trzech przystojnych mężczyzn w wieku dwudziestu dwóch lat. Poszli się ubrać. Gdy już mieli na sobie wygodne ubranie obejrzeli swoje ciała i rozpoczęli rozmowę. Rozmawiali długo. Omawiali wszystko co teraz mogą robić.
Po zakończeniu rozmowy chłopacy się pożegnali i każdy poszedł w swoją stronę.
Lee poszedł podrywać dziewczyny, Larens poszedł do tawerny wypić trochę alkoholu a Daler przejść się po zamku i mieście.
Wpierw Daler poszedł do Sana poinformować o udanym postarzeniu się.
San przyjął informację z wielkim uśmiechem. Powiedział, że najlepsi płatnerze szykują zbroje dla chłopaków.
San rozmawiał przez dłuższy czas z Dalerem (Daler korzystał z przywileju picia alkoholu, i częstował się miodem pitnym), o wszystkich sprawach jakie mu przyszły na język. Gdy już mężczyźni zakończyli rozmowę, Daler szybko uciekł z sali, ponieważ mignęła mu Yune.
Chyba bezpieczniej będzie iść do miasta… Albo nie. Pójdę do północnej wieży. Nikt w niej nie stacjonuje, więc będę mógł odpocząć. Bardzo wątpię, że Yune mnie znajdzie.
Daler poszedł w stronę północnej wieży. Znajdowała się w starej części zamku. Praktycznie nikt tam nie chodził. Stara część zamku nie była używana od kiedy San został królem. Daler zawsze tam chodził, żeby pozbierać myśli. Raz był tam z Yune. To było po północy. Dzień przed ostateczną walką z Haldervosem. Wspięli się na samą górę i patrzyli w gwiazdy. Nagle Yune zaczęła płakać. Daler chcąc ja pocieszyć położył jej dłoń na ramieniu. Ona spojrzała na niego, i nagle zaczęli się całować.
Daler zaczął wspinać się po schodach. Jego kroki były praktycznie nie słyszalne.
Schody prowadzące na górę były kręcone, wąskie i śliskie. Korytarz był mało przestronny, lecz Daler wiedział, że jest kilka pochodni, które działają jako dźwignie do tajnych przejść.
Daler wchodził już na ostatni stopień, gdy coś usłyszał. To była piosenka. Piosenka, śpiewana przez kobietę. Daler znał tą melodię. Tą piosenkę zaczął nucić Daler, przed ostatnią walką z Haldervosem. Ta melodia, zawsze dodawała mu otuchy. Melodia była smutna, lecz Daler wiedział, że to tylko melodia. Piosenka była skoczniejsza.
Mężczyzna wszedł na ostatni stopień. Zanim weszło się do wieży były jeszcze drzwi. Te były lekko uchylone. Daler wejrzał przez szparę. Widać było tylko małą część pokoju. Od czasu gdy chłopak był tu ostatnio trochę się zmienił wystrój. Na ziemi leżał dywan, a zamiast okna był mały balkonik. Pomieszczenie było ogrzewane kominkiem. Na balkonie przykucnęła Yune. Wyglądała pięknie. Daler wiedziony impulsem bezszelestnie wszedł do komnaty. Yune była odwrócona plecami do drzwi. Chłopak przyjrzał się pokojowi. Wszystko co było w tej komnacie było zbudowane i udekorowane na zamówienie. Wszystko było pięknie zdobione, dywan był ze skóry niedźwiedzia polarnego (druidzi pewno są wściekli). Yune nadal się nie odwracała. Nie wiedziała o obecności Dalera. Dalej nuciła piosenkę. Chłopak uśmiechnął się. Gdy Yune się zamyśli nie sposób jej z tego zamyślenia wyciągnąć. Daler nie wiedział co zrobić. Jeżeli będzie dalej słuchał Yune w końcu się odwróci i będzie wściekła, że nic nie powiedział. Nie sposób było przewidzieć jej zachowania, jeżeli Daler coś powie.
Co zrobić? San, mówił, że gdy zniknąłem Yune znalazła film nagrany na dziwnej świecącej się kuli. Film przedstawiał kogoś bardzo podobnego do Dalera. Od tego czasu Yune szukała kolejnych kul z filmem, który mógłby pokazać gdzie się znajduje ta osoba. Yune wytrwale szukała, lecz gdy znalazła ostatnią kulę okazało się, że ta osoba żyła kilka tysięcy lat temu. Zrezygnowana Yune starała się o mnie zapomnieć. Na każdą wzmiankę o mnie nic nie odpowiadała. Aż do teraz.
Daler podszedł bliżej do dziewczyny. Zaczął nucić tą samą melodię. Yune jakby wyrwana z transu potrząsnęła głową i spojrzała na chłopaka. Daler uśmiechnął się lekko. Yune miała szeroko otwarte oczy.
-   D… Daler? – Zapytała jąkając się.
Daler tylko pokiwał głową nie wierząc, że głos będzie posłuszny.
Yune wstała szybko i objęła go mocno. Płakała. Płakała ze szczęścia.
-   Daler… Daler, to ty? To naprawdę ty? Czy ja nie śnię? Na pewno nie znikniesz? Och Daler…
-   Już spokojnie. Jestem przy tobie. Nie zniknę. – Powiedział Daler spokojnym głosem. Sam był zdziwiony tym, że jego głos nie drżał.
Stali tak jeszcze kilka sekund, a gdy już stanęli naprzeciwko siebie, spojrzeli na siebie. Yune już nie płakała. Była uśmiechnięta. Dalerowi wydawało się, że to najpiękniejszy widok jego życia. Chłopak pociągnął dziewczynę za sobą i usiedli przy kominku. Razem. Rozmawiali o wszystkim o czym mogli. W końcu gdy już nie miel o czym rozmawiać poszli na dół. Poszli na łąkę za zamkiem. Tam biegali jak dzieci. Śmiali się ze wszystkiego. Gdy wrócili do zamku było już sporo po dwudziestej. Gwiazdy pięknie świeciły na bezchmurnym niebie. Księżyc świecił jasno. Była pełnia. Yune chciała spać z Dalerem (jak na razie bez skojarzeń), lecz chłopak odmówił, ponieważ w dormitorium spali również Lee i Larens. Chłopak i dziewczyna rozeszli się do swoich dormitoriów.
W pokoju czekali na Dalera pozostali chłopacy i jakieś dwie dziewczyny. Daler spojrzał na grupę, uśmiechnął się i usiadł na swoim łóżku.
-   Tobie nie zaprosiliśmy dziewczyny, ponieważ Yune jest w zamku. – Powiedział Larens uśmiechając się szyderczo.
-   To dobrze, ale bez głośnych harców. Mojego łóżka nie oddam, a chcę się wyspać.
-   Dobrze. – Powiedział Lee. – Jak chcesz. Ale pewnie i tak nie zaśniesz. Chędożenie niestety nie jest najcichszą formą rozrywki.
-   Lee, nic nie mów. Śmierdzisz piwem. A ja wole wino i miód. – Daler uśmiechnął się. – Idę się wykąpać. Jak wrócę, chciałbym jeszcze nie widzieć chędożenia. Prawdę mówiąc, zobaczenie Lee nago przyprawia mnie o mdłości.
Lee prychnął, lecz nic nie odpowiedział. Daler poszedł się wykąpać, a gdy wrócił w pokoju była już dzika zabawa nago. Daler poszedł do łóżka i narzucił na okolicę swojego łóżka, zaklęcie nie dopuszczających, żadnych dźwięków z zewnątrz. Chłopak zasnął szybko.
Final Fantasy IV PBF
http://www.ff4pbf.yoyo.pl/
Teraz po apokalipsie, ale wciąż jest fajnie :P

Offline ShinRa

  • Adventurer
  • *
  • Wiadomości: 53
    • Zobacz profil
    • Metal Gear Solid PL
Odp: J-Soldier (rozdział I cz. I)
« Odpowiedź #31 dnia: Grudnia 29, 2007, 11:02:22 pm »
Widzę całkowity brak zainteresowania, lecz będę uparcie wpisywał kolejne tandetne rozdziały, do czasu aż zablokujecie konto lub temat. Tymczasem miłej khem khem "lektury".

Rozdział X
Rok 2589, Garmant, 2 lipca


Minął tydzień. Chłopacy mieli wyruszyć na wojnę. Każdy z nich dostał zbroję J-Soldier. Ciemną, mroczną zbroję wywołującą strach u ludzi. Podczas swojej ostatniej rozmowy przed wojną Daler obiecał Yune, że nie umrze, lecz on wiedział, że ta obietnica, nie była możliwa do spełnienia, ta obietnica nie zależała od niego.
Chłopacy wsiedli w konwój. Siedzieli w nim: król San, straż przyboczna i dwóch innych J-Soldier. Rozmawiali ze sobą przez całą drogę. Jeden z J-Soldier nazywał się Grom a drugi Zamieć. Byli znani z siły i szybkości.
Gdy konwój dojechał na pole bitwy, wszyscy zobaczyli wielką armię wroga po jednej ze stron polany i drugą armię po przeciwnej stronie. Daler uśmiechnął się po zbroją.
Będzie zabawa.
J-Soldier oraz San weszli do królewskiego namiotu, omówić plan bitwy.
Namiot był mniej więcej wielkości prawdziwego pokoju króla. Na środku stał duży, okrągły stół, na którym leżały mapy. Po prawej stronie namiotu znajdowało się odgrodzenie. Za odgrodzeniem znajdował się pokój króla. Lewa strona namiotu była zagracona rzeczami króla.
Król oraz J-Soldier usiedli przy stole.
-   Panowie. – Rozpoczął król z kamienną miną. – Stoimy przed wielką armią nieprzyjaciela. Wiem, że wasze umiejętności, wykraczają poza siłę i umiejętności zwykłego żołnierza, lecz nie bądźcie zbyt pewni siebie. Wróg ma przewagę liczebną. Niewielką, lecz jednak. Mamy milion mężczyzn w wojsku. Oni mają o tysiąc więcej.
-   No to na wojnę! – Powiedział Daler.
Wszyscy się z nim zgodzili.
-   Dobrze. Teraz was rozmieszczę. Nie możecie walczyć, wszyscy razem. Łatwo można by was otoczyć i zabić wszystkich. Daler. Idziesz na przód. Lee. Do magów. Bij we wrogów ze znaków. Larens. Ty weź tysiąc wojowników i zaatakuj od prawej flanki. Z zaskoczenia. Grom. Idziesz do drugiej salwy. Zamieć. Najlepiej będzie, jeżeli spróbujesz zakraść się na tyły wroga i zaatakować przywódcę. To już wszystko. Niech Walanbos  prowadzi wasze miecze!
J-Soldier pożegnali się i poszli do swoich oddziałów.
Po chwili wyczekiwania rozpoczęła się wojna. Pierwszy oddział wyszedł na spotkanie wrogom. Daler pierwszy zobaczył deszcz strzał lecący w kierunku pierwszej salwy. Mężczyzna zatrzymał się. Ułożył dłonie w znak obronny, odbijający i skierował zaklęcie w stronę strzał. Strzały zawróciły do właścicieli zadając poważne rany. Daler biegł dalej. Jego oddział był daleko przed nim. Już walczył. Daler dobiegł do oddziału i od razu odciął głowę rycerzowi wroga. Daler walczył jak oszalały. Nie widać było jego ciała. Widać było tylko błyski klingi i krew tryskającą z ciał poległych. Kilka metrów od niego otoczono małą grupę żołnierzy z jego oddziału. Pobiegł im z pomocą, rzucając zaklęcie, które spaliło wrogów w pył. Uratowani żołnierze zasalutowali wybawcy i z okrzykiem bojowym rzucili się w stronę wrogów. Daler widział, że wojowników wroga jest coraz mniej. Lecz to była dopiero pierwszy oddział wrogów. Strzały już więcej nie leciały. Nikt nie chciał, żeby jego strzała znów trafiła w właściciela. Daler przebił się przez wrogów. Spojrzał na drugi oddział wroga składający się z samych łuczników. Wybiegła druga salwa, w której znajdował się Grom. Daler rozejrzał się szukając ważniejszych wrogów, niż łucznicy. Po chwili dojrzał wrogów. Kilkaset metrów od niego w rzędzie układało się kilku magów. Daler dobiegł tam w ciągu kilku sekund. Magowie nic nie mogli poradzić. Wszyscy zostali zabici w pięć sekund. Nie mieli szans na obronę. Od prawej flanki zaatakował oddział Larensa. Magowie Sana zaczęli spuszczać na głowy oddziałów wroga ogniste kule. Daler zobaczył na pagórku czterysta metrów od niego króla Wardasa. W złotej zbroi i jednoręcznym mieczem w prawej ręce i dużą tarczą w lewej ręce. Od tyłu zakradał się do niego Zamieć. Wardas odwrócił się w stronę wojownika i nim Zamieć zdążył cokolwiek zrobić, odciął mu głowę.
Daler przeklął szpetnie i zaczął biec w kierunku Wardasa. Król spojrzał w jego kierunku chłopaka. Daler podbiegł do niego i ciął w głowę. Król zrobił unik, lecz miecz zahaczył o hełm króla. Hełm spadł pokazując twarz króla. Na głowie króla nie było ani jednego włoska. Na czole miał kilka tatuaży, miał białe oczy i kilka małych ran.
Król zaatakował Daler, który zrobił ładny piruet, atakując od prawej. Król zablokował cięcie. Uderzył czołem o nos Dalera. Chłopak chciał się złapać za złamany nos, lecz nie mógł. Król wyprostował się i uśmiechnął szyderczo. Daler nie wytrzymał zdenerwowania. Odskoczył na pięć kroków od króla, włożył miecz pod pachę i zaczął układać znak dezintegracji zbroi i miecza. Znak zadziałał natychmiast. Król stał przed nim tylko w kolczudze i skórzanych spodniach.
Nie zabiję go. Lepiej, żeby wziąć go w niewolę.
Wardas spojrzał na swoje rzeczy. Uklęknął przed Dalerem.
-   Zabij. – Powiedział szorstko. Miał gruby głos.
-   Nie. Nie jestem mordercą. Jak już mam zabić to w równej walce. Daj rozkaz do zatrzymania wojsk.
-   Niby dlaczego? Skoro nie chcesz mnie zabić to znaczy, że nie przegrałem.
-   Posłuchaj. Gdyby nie to, że chciałem z tobą porozmawiać, to z twojego wojska nic by nie zostało. Po prostu, użyłbym tego samego znaku co teraz na całej armii i wszyscy by zginęli. Miałem nadzieję na rozmowę oraz porozumienie bez wojny.
-   … J-Soldier, który nie chce zabić. Tego jeszcze nigdy nie widziałem.
Król Wardas wstał. Z jego ręki wystrzeliła zielona iskra, która rozlała się nad polem bitwy.
-   A więc dobrze. Poddaję się. Ufam ci. Nic nie może mi się stać teraz. Jestem pod twoją opieką.
-   Dobrze. Chodź za mną.
Wojska się zatrzymały. Daler prowadził Wardasa do namiotu Sana. Żołnierze rozeszli się do swoich obozów.
Gdy Daler i Wardas stanęli przed namiotem na spotkanie wyszedł im sługa, informujący o tym, że San wzywa Dalera do swojego namiotu. Chłopak razem z królem wszedł do namiotu.
San siedział przy stole. Na widok Wardasa otworzył usta ze zdziwienia.
-   Witaj bracie. – Powiedział San do Wardasa.
-   Witaj, bracie.
-   Powiedz mi, dlaczego mnie zaatakowałeś? Własnego brata atakować? Czy to się godzi?
-   … To nie ja wydałem rozkaz do ataku. W moim kraju, rozpoczęły się wojny polityczne i jeden z magów przybrał iluzję mojej postaci i zarządził atak na twoje państwo. Nic nie mogłem zrobić. Zostałem wtrącony do lochu. Wyszedłem z więzienia tylko po to, żeby wysłać mnie na pewną śmierć. Zbroja, którą miałem na sobie opanowała moje myśli. Gdy ten chłopak zniszczył ją miałem szczęście, że zbroja została zdezintegrowana. Gdyby nie to, ładunek znajdujący się w niej eksplodowałby i zniszczył oby dwie armie.
-   Rozumiem… Tymczasowo, będziesz przebywał w moim zamku. Postaram się odbić twoje królestwo.
-   Dziękuję bracie. Czy mógłbym odpocząć? To był wielki wysiłek. – Wardas odwrócił się w stronę Dalera – Dziękuję chłopcze za pomoc.
Daler skinął głową. Widział nagłą zmianę na twarzy króla. Jego oczy nabrały brązowego koloru. Zniknęły też tatuaże z jego czoła. Król Wardas wyszedł z namiotu.
-   Daler… - rozpoczął San. – Jesteś najlepszy. Udało ci się zapobiec większemu rozlewowi krwi. Nie wiem co powiedzieć. Jak ci dziękować? Wymyślę coś po powrocie do zamku. Lecz muszę powiedzieć ci coś jeszcze. Lee… On… Lee został zabity. Tak samo jak Zamieć.
Daler rozszerzył oczy. Mówił roztrzęsionym głosem.
-   Lee? Zginął? Jak?
-   Po stronie wroga był jeden J-Soldier. Pozabijali się nawzajem. Nie przeżył Lee, ale ten drugi też nie przeżył. Przykro mi.
Po chwili Daler zapanował nad twarzą i głosem, lecz dalej miał poczerwienione oczy.
-   A Larens? Żyje?
-   Tak, nic mu nie jest.
-   Dobrze. A Yune? Przyjechała tu. Nic jej nie jest?
-   Została porwana.
-   CO!?
-   Porwali ją zabijając wszystkich obrońców. Nic nie mogliśmy zrobić.
-   Cholera! – Daler przeszedł szybkim krokiem. – Trzeba ją odbić. Gdzie została wzięta?
-   Najpewniej do kraju mojego brata.
-   Ale, po co?
-   Słyszałem, że syn mego brata ma niedługo się ożenić.
-   A więc pójdę tam, skopię tyłek młodemu i odbiorę Yune. – Daler był coraz bardziej rozwścieczony.
-   Mamy pewność, że ją nie zabiją. Muszą mieć ją żywą. To daje nam czas.
-   Nie mamy ani trochę czasu do cholery. – Daler zrzucił z głowy hełm. – Nie widzisz tego? Skoro porywcze byli tak potężni, żeby zabić kilkuosobową grupę strażników nie odnosząc ran, to znaczy, że mogą się teleportować.
-   Uspokój się! – Król wstał i uderzył pięścią o stół. – Też się denerwuję, lecz potrafię nad sobą zapanować. Nie myślisz jasno. Sam powiedziałeś, że byli potężni. Sam ich nie pokonasz.
-   Zakład? Ja potrafię wyjść z tego ciała i samą duszą pozabijać ich.
-   A oni odprawią na tobie egzorcyzm. Miejsce, w którym jest odprawiany ślub jest chroniony przed duchami, potworami i innymi wstrętami.
Daler kopnął krzesło. Ręce mu drżały.
-   Dobrze. Gdzie to jest? Jak daleko? Będę miał problem z walką w tym kościele czy co to jest. W pewnej części jestem demonem.
-   Mam ciekawy sposób transportu. Kilka dni temu do mojego miasta przyleciał dziwny pojazd. Kapitan mieszka w moim zamku. Był serdecznym przyjacielem mojego ojca. Być może podwiezie cię tam.
-   Dzięki za informację. Ja już będę biec w stronę miasta z Larensem. Pakowanie się wojska będzie zbyt długo trwać. Będę tam szybciej.
-   Dobrze. Kapitan nazywa się Farlos.
-   Dziękuję.
Daler wybiegł z pokoju. Po chwili spotkał Larensa. Chłopak siedział na zwalonym pniu patrząc w ziemię. Daler podszedł do niego i powiedział o porwaniu. Larens zgodził się biec razem z Dalerem do zamku. Chłopacy wypili miksturę przyspieszającą i pobiegli.
Final Fantasy IV PBF
http://www.ff4pbf.yoyo.pl/
Teraz po apokalipsie, ale wciąż jest fajnie :P

Offline Miremel

  • Soldier
  • Wiadomości: 2
    • Zobacz profil
Odp: J-Soldier (rozdział I cz. I)
« Odpowiedź #32 dnia: Stycznia 06, 2008, 04:37:42 pm »
druge część całkiem niezła, ale musisz popracować nieco na dstylem, a przede wszytkim staraj się budować bardziej złożone zdanie i nie robić tylu powtórzen, ya??  ;)

Offline ShinRa

  • Adventurer
  • *
  • Wiadomości: 53
    • Zobacz profil
    • Metal Gear Solid PL
Odp: J-Soldier (rozdział I cz. I)
« Odpowiedź #33 dnia: Stycznia 06, 2008, 05:07:13 pm »
Jasne...  :D Kurde... A myślałem, że ludzi nie widzą tego Fanfiku... :D
Final Fantasy IV PBF
http://www.ff4pbf.yoyo.pl/
Teraz po apokalipsie, ale wciąż jest fajnie :P

emiel_

  • Gość
Odp: J-Soldier (rozdział I cz. I)
« Odpowiedź #34 dnia: Stycznia 08, 2008, 04:12:09 pm »
Masa błędów stylistycznych, ale jeszcze wszystko przed Tobą:> Jak słusznie zauważyła koleżanka, za dużo powtórzeń i zbyt krótkie zdania. Sam początek potrafi zniechęcić:
"W dormitorium, chłopacy rozpakowali się, a później rozdzielili się i spotkali dopiero pod koniec dnia.
Wszyscy smacznie spali.
Gdy następnego dnia obudzili się, zeszli do sali jadalnej."
   Brzmi to nienaturalnie, sztucznie wręcz.Druga cześć lepsza, aczkolwiek nie pozbawiona błędów.No i ten Grom z Zamiecią :)))) Takie to...niefinalowe....rzekłbym nawet - wiedźminowskie:> Cóż - Twój fik, Twój wybór.Ja poczułem się tak, jakby nagle Geralt został wrzucony do świata ff. Zresztą dalej, też mam luźne skojarzenia z prozą Sapka (podkreślam, że są to TYLKO skojarzenia, a nie podobieństwa, żeby mi ktoś nie wyskoczył z tekstem, iż porównując mistrza do Ciebie, profanuję tego pierwszego...) Pracuj dalej, widzę, że nie brakuje Ci zapału,pozdrawiam.

Offline ShinRa

  • Adventurer
  • *
  • Wiadomości: 53
    • Zobacz profil
    • Metal Gear Solid PL
Odp: J-Soldier (rozdział I cz. I)
« Odpowiedź #35 dnia: Stycznia 08, 2008, 07:47:11 pm »
Trochę prawda, że w pewncym stopniu kieruję się prozą Sapka. proszę mi wybaczyć błędy stylistyczne, lecz nie przesadzajmy. Mam 12 lat... Nie napiszę nic wielkiego. A, że cośtam zniechęca do czytania, to mój ciągły problem. Jakoś nie umiem wstawić akcji w tą opowieść.  :-\
Final Fantasy IV PBF
http://www.ff4pbf.yoyo.pl/
Teraz po apokalipsie, ale wciąż jest fajnie :P

emiel_

  • Gość
Odp: J-Soldier (rozdział I cz. I)
« Odpowiedź #36 dnia: Stycznia 11, 2008, 10:07:55 am »
Nie martw się, po prostu pracuj dalej nad stylem - mała rada ode mnie, nie musisz opisywać czynności oczywistych, o ile nie wydarzy się przy tym nic, co odbiegałoby od normy:  "wszyscy smacznie spali.Gdy następnego dnia..." 
   Szczerze, to właśnie ten początek mnie zraził, nie lepiej byłoby coś w stylu:
"…Będąc już tam, rozpakowali się, po czym każdy ruszył w swoją stronę - spotkali się dopiero na krótko przed kolacją (bądź snem – whatever).Następnego dnia, po zejściu do sali jadalnej…."

   To tyle.Na początek ;>

Offline ShinRa

  • Adventurer
  • *
  • Wiadomości: 53
    • Zobacz profil
    • Metal Gear Solid PL
Odp: J-Soldier (rozdział I cz. I)
« Odpowiedź #37 dnia: Stycznia 14, 2008, 07:26:10 am »
Poprawiłem kilka błędów w poprzednich częściach. Ale pewnie nie wszystkie. tymczasem zapraszam do "lektury".

Rozdział XI
Rok 2589 Garmant, 2 lipca

Po dwóch godzinach biegu chłopacy dobiegli do zamku. Złapali pierwszego lepszego służącego, który zaprowadził ich do pokoju, Farlosa. Pokój mężczyzny był zagracony częściami mechanicznymi nieznanego pochodzenia i działania. Na stole stojącym pod wschodnią ścianą pokoju leżały setki schematów. Jedynymi porządnymi miejscami były fotel i łóżko. Farlos siedział na łóżku, czytając zwój. Gdy chłopacy weszli do pokoju, mężczyzna wstał. Miał na sobie dżinsy, skórzaną, brązową kurtkę, gogle na oczach i wysokie buty. Miał brązowe, krótkie włosy, lekki zarost, zielone oczy i lekko zakrzywiony nos. Był wysoki i chudy.
-   Czego tu chcecie? – Zapytał. Miał niski głos.
-   To ty jesteś Farlos?
-   Nie odpowiada się pytaniem na pytanie. Tak nazywam się Farlos. Jestem kapitanem na powietrznym statku „Spiral”. A teraz proszę odpowiedzieć na moje pytanie.
-   Nazywam się Daler, a to jest Larens. Przyszedłem prosić o pomoc. Jestem J-Soldier. Byłem na wojnie. Wygraliśmy, lecz porwali moją… dziewczynę. Nazywała się Yune. Niedługo ma się pod przymusem ożenić z synem króla Wardasa.
-   Porwali Yune!? Oczywiście, że ci pomogę. Nie zostawię jej w takim położeniu. Wiedz, że robię to dla niej. Nie dla ciebie. Przypomnij mi jak się nazywasz?
-   Daler.
-   DALER!? Yune opowiadała o tobie. Powinienem ci teraz przyłożyć, lecz nie teraz. Może później. Jak będziemy już na statku to sobie pogadamy.
-   Dobrze. Proszę się pospieszyć.
-   Statek będzie gotowy za pięć minut. Idźcie na polanę. Przylecę po was.
Farlos wybiegł z pokoju. Chłopacy wybiegli za nim, lecz skręcili w stronę polany.
Minutę później, chłopacy byli już na polanie. Mieli chwilę, więc postanowili się przygotować. Poprawili zbroję, włożyli miecze za skórzane pasy na plecach, tak, aby szybko móc je wyciągnąć. Daler zostawił hełm w namiocie króla. Larens pobiegł jeszcze do dormitorium, żeby wziąć ze sobą mikstury i kilka innych przydatnych rzeczy.
Gdy Larens wrócił, statek właśnie podlatywał. Był tak wielki, że z odległości dwustu metrów zasłaniał prawie całe niebo. Otworzyły się drzwiczki, przez które wyleciała drabinka linowa.
Chłopacy wspięli się na górę. Gdy tylko pojawili się na górze, zamknęły się wrota. W tym pomieszczeniu było ciemno. Na końcu pokoju stały otworem drzwi. Gdy chłopacy przeszli przez nie zobaczyli półokrągły korytarz, cały zrobiony z jakiegoś niebieskawego metalu. Korytarz prowadził na mostek. Mostek był dużym okrągłym pomieszczeniem, z wielkimi szybami i nowoczesnymi komputerami. Jedyną rzeczą, która nie była skomputeryzowana to ster. Ster taki jak na okrętach. Za nim stał Farlos. Przy komputerach siedziało kilka osób ubranych w granatowe mundury.
-   Jesteście wreszcie! Ludzie startujemy. Zamknąć wszystkie wrota. Wznieść się na wysokość tysiąca stóp nad ziemią. Pełna prędkość!
Statkiem zatrzęsło. Nikt się nie wywrócił. Larens podszedł do jednej z szyb i zaczął patrzeć przez nie. Daler podszedł do Farlosa.
-   Chciałeś pogadać.
-   Tak. Yune opowiadała mi o tobie. Jestem jej wujkiem. Co robisz taką minę? Wiem, że nie jesteśmy w ogóle podobni, ale jednak. A więc jak mówiłem Yune mówiła mi o tobie wiele ciekawych rzeczy. Cieszę się, że przynajmniej jej nie wy chędożyłeś. Ale wracając do tematu. Nigdy nie podała mi twojego opisu. Muszę ci się przyjrzeć. Tak jak myślałem. Jesteś w jej typie. Myślałem, że woli ludzi, ale dobrze. No już… Daj spokój tylko żartowałem. To nic, że jesteś mutantem.
-   Nie lubię tego określenia.
-   A jak mam cię nazywać? Jak nazywać twoją rasę?
-   Mnie Daler. A rasę… Nie wymyśliłem nigdy nazwy. Po prostu J-Soldier.
-   Nie... To nie nazwa rasy. To nazwa żołnierza. Coś innego... Coś ciekawego.
-   Później pomyślę.
-   Dobra. Wróćmy do tematu. Yune mówiła, że jak cię spotka to zabije. Nie dziwię się jej. Zniknąłeś tak nagle. Musiała sobie poradzić sama. Miała nadzieję, że z nią zostaniesz. A ty zniknąłeś. Była załamana. A teraz znów się pojawiasz. Znów dajesz jej nadzieję, którą później odbierzesz. Czy ty nie masz serca?
Daler milczał. Nie patrzył w oczy kapitanowi. Patrzył w bok. Jego twarz nic nie wyrażała.
-   Powinieneś ją przeprosić. Ona, nie przeżyje, jeżeli znów znikniesz. Dla niej to było równoznaczne z twoją śmiercią. – Farlos mówił teraz spokojniejszym tonem, – Gdy zniknąłeś, przyszła do mnie i płakała. Płakała przez pół nocy. Aż w końcu zasnęła. Na następny dzień zaczęła się zmieniać. Aż wyrosła na to, co już widziałeś. Wiem, że masz uczucia. Gdyby nie to uczucie, nigdy nie poszedłbyś jej na pomoc. Powinieneś spróbować zostać z nią, lub wziąć ją do swojego świata. Ona bez ciebie jest słaba.
Daler dalej milczał. Nie podniósł oczu. Wydawało się, że nie oddycha. Po chwili odwrócił się plecami do kapitana. Drżał. Płakał. Starał się powstrzymać łzy, lecz one leciały bez przerwy. Po chwili się opanował. Wytarł łzy.
Odwrócił się w stronę kapitana.
-   Ja nie chciałem zniknąć, lecz moja obecność osłabia to miejsce. Jeżeli będę długo na tym świecie to planeta się rozpadnie. Dlatego każdy J-Soldier znika po wykonaniu misji. Moją misją jest specjalna nauka J-Soldier, żeby wzmocnić moją moc. A Yune… Nie mogę zabrać ją do siebie. Nie mogę też zostać tu. Postaram się tu zostać. Pójdę do świata J-Soldier i tam coś zrobię.
-   Cieszy mnie to. Za chwilę będziemy już na weselu. Zabrałeś prezenty?
-   Jasne. Nie wiedziałem, jakie wolą rany: cięte czy kłute. Więc zdecydowałem się na kłute.
-   Mądry wybór. Ale, żeby dostać się na miejsce ceremonii, trzeba się trochę wspinać. Na szczęście, jesteśmy w latającym statku, niestety oni są bardzo dobrze przygotowani na atak. Mają działa, świętego potwora, oddział wojowników oraz magię. Nigdy nie udało mi się dowiedzieć jak oni mogą używać zaawansowanej technologii i potężnej magii jednocześnie. A potwór… potwór to po prostu wielki, latający żmij. Bije z pazurów i co jakiś czas używa magii. Nie powinniście mieć z nim problemu. Nie będę mógł podlecieć zbyt blisko, wystrzelę z dział linowych. Po linach ześlizgniecie się na najniższe piętro. Kilka metrów po schodach i dopadliście skurczybyka. Ślub rozpoczyna się za godzinę. W sam raz. Ceremonia trwa pół godziny.
-   To, na co czekamy? Przygotować się trzeba. Godzina to w sam raz na uwarzenie mikstur.
-   Przygotujcie się. Wasza kajuta to drugie drzwi na prawo.
Final Fantasy IV PBF
http://www.ff4pbf.yoyo.pl/
Teraz po apokalipsie, ale wciąż jest fajnie :P

emiel_

  • Gość
Odp: J-Soldier (rozdział I cz. I)
« Odpowiedź #38 dnia: Stycznia 14, 2008, 11:19:09 am »
Więc tak :
- jak zwykle, powtórzenia i stylistyka: " Jedynymi porządnymi miejscami były fotel i łóżko. Farlos siedział na łóżku, czytając zwój. Gdy chłopacy weszli do pokoju, mężczyzna wstał. "  Może lepiej : " Jedynymi porządnymi meblami w tym pokoju był fotel i  skrzypiące łóżko.Farlos siedząc na nim przeglądał jakiś zwój, trwało to zaledwie chwilę, gdyż nieoczekiwanie - cisza i spokój zostały przerwane. Wstał nagle, gdy ujrzał... "

- pisane na szybko?  " Po linach ześlizgniecie się na najniższe piętro. Kilka metrów po schodach i dopadliście skurczybyka " coś tu się nie zgadza :P

- Yune nie może się ożenić, może co najwyżej wyjść za mąż :)

- " Yune opowiadała mi o Tobie "  - bardzo wygadana musi być ta kobitka

- popracuj nad dialogami, bo troszku sztucznie brzmią

- szyk w zdaniach i niespójność : "Larens podszedł do jednej z szyb i zaczął patrzeć przez nie. "

- " wychędożyłeś "  piszemy razem

- no i scenariusz niezbyt oryginalny, ale póki co pracuj dalej, bo jest to jeden z niewielu regularnie pisanych fików ostatnimi
  czasy. 
 
« Ostatnia zmiana: Stycznia 14, 2008, 01:36:12 pm wysłana przez emiel_ »

Offline ShinRa

  • Adventurer
  • *
  • Wiadomości: 53
    • Zobacz profil
    • Metal Gear Solid PL
Odp: J-Soldier (rozdział I cz. I)
« Odpowiedź #39 dnia: Stycznia 14, 2008, 01:59:55 pm »
Wchodzę na forum i co widzę? Emiel_ znów dał komenta. Fajnie.
- pisane na szybko? 
No taa... Pamiętam, że jak do pisałem to musiałem uważać, bo jakby mnie starzy przyłapali to byłby problem (kara na kompa). A że miałem jako-taką wenę twórczą to postanowiłem coś niecoś nabazgrać.
Aha. Dzięki, że w ogóle się męczysz z poprawianiem mnie  ;D
Final Fantasy IV PBF
http://www.ff4pbf.yoyo.pl/
Teraz po apokalipsie, ale wciąż jest fajnie :P