Z czystej ciekawości postanowiłem napisać Fanfika jako że nigdy nie próbowałem tego typu rzeczy. Prosze o łagodne oceny gdyż to mój pierwszy i nie jest chyba za dobry;/
Gheist otworzył oczy. Czuł że policzek mu zdrętwiał co spowodowało wielogodzinne leżenie na marmurowej posadzce. Powoli docierały do niego bodźce z otoczenia. Z wielkim trudem zgiął palce u prawej ręki. Nie wstawał jeszcze.
-Nie jest tak źle- pomyślał
Następnie napiął ścięgna łydki i spróbował dźwignąć stopę. Wypuścił powietrze z ulgą ciesząc się że nie jest sparaliżowany. Powoli, jakby sam tego nie chciał, dźwignął się na łokciach z zimnej podłogi. W powietrze wbił się odgłos upadających odłamków szkła które spadły z kombinezonu żołnierza, a zwielokrotniony przez echo kamiennej sali przypominał szklany deszcz. Gheist syknął z bólu gdy podniósł się na proste nogi. Prawa noga obficie krwawiła i ból w okolicy uda przypomniał mu że został trafiony pociskiem kalibru 9mm z bliskiej odległości. Syknął raz jeszcze po czym rozejrzał się po pomieszczeniu które okazało się kamiennym holem o niedużych wymiarach. Strop holu wspierał się na pięciu kolumnach w tym czasie bo szósta leżała rozerwana na kilka dużych części w poprzek pomieszczenia. Pozostałe kolumny podziurawione były otworami po pociskach co świadczyło że niedawno odbyła się tu zaciekła strzelanina. Posadzkę tworzyła marmurowa mozaika, niegdyś schludnie wypolerowana, teraz cała uwalona była w piasku, kawałkach marmuru i krwi. Dopełnieniem tej malowniczej sceny były ciała leżące w rozsypce. Gheist popatrzył ze strachem w oczach na pobojowisko. Większość trupów w pomieszczeniu miała ten sam krój kombinezonów i te same naszywki, takie jakie miał komandos. Reszta ciał w niczym nie przypominała ludzkiej istoty. Oderwana skóra w kilku miejscach, przekrwione oczy, wystające zęby. Twarze przypominające maski które ktoś na siłę naciągał na ich głowy w połączeniu z śladami ukąszeń sprawiały że Gheist mimowolnie poczuł się słabo. Utykając podszedł do ławki gdzie leżał jego przyjaciel z zespołu. Kiedyś uśmiechnięty blondyn, nieprzerwanie opowiadający dowcipy teraz wisiał połową korpusu na ławce a jego rozprute gardło leniwie sączyło krew która obficie już pokolorowała kamienie pod nim. Gheist przykucnął nad zwłokami partnera i zasłonił mu oczy. Z ręki wyciągnął mu karabinek po czym powstał i rzucił jeszcze raz wzrokiem na ciało Tonny'ego. Gdyby nie rozległa rana na szyi można by uznać jego pozycję za komiczną, ale Gheist nie miał nastroju do żartów. Tak naprawdę to w ogóle nie był w nastroju do niczego. Stał i milczał wpatrując się w zwłoki. Minuty mijały ale Gheist nie mógł się poruszyć. Żal i strach nie pozwalały mu się poruszyć. Nagle usłyszał za sobą dźwięk jaki wydaje miażdżony kawałek szkła. Powoli, niespiesząc się odbezpieczył MP5...
Jeśli się spodobało to w niedzielę ciąg dalszy