Forum ogólne > FanFik
Another side, another story.....
Siergiej:
a tylu bylu chetnych, kazdy mial pisac, Zelle, Tanty, Mole, Gipsy...;]
Garet i Aki, aż do zmroku wędrowali wąskim traktem, przeprowadzonym przez sam środek Upiornego Lasu. Jednak szli przed siebie, bez większych obaw, gdyż las ten, nazwę swą nosił nie ze względu na upiory, a na wywołujący zimne dreszcze, wygląd. Gigantyczne drzewa, z konarami wygiętymi tak, jak gdyby drzewa wyginały je w potwornym cierpieniu, rzucały smutny cień, gdziekolwiek nie spojrzeć. Optymizmem nie mogły napawać również wysokie krzewy, porastające mało uczęszczany trakt. Jednak dwie osoby, idące tym traktem, nie zwracały na to większej uwagi. Zależało im teraz tylko na tym, by jak najszybciej dotrzeć do Morgos i dowiedzieć się czegoś o tajemniczym amulecie Gareta. Ich wędrówka trwała dosyć długo i zrobić przerwę postanowili dopiero wtedy, gdy ze względu na mglistą noc, widoczność ograniczyła się do minimum. Chłopak ułożył się na liściach, pod wysokim dębem, a Aki przeistoczyła się w panterę i położyła tuż obok niego. Powieki zmęczonej dwójki opadły niemal od razu, odsyłając ich w objęcia Morfeusza.
Krótki błysk i Garet stał na równinie, gdzie jak okiem sięgnąć, widać było tylko suchą i spękaną ziemię. Krzyczał i wołał, pytając czy ktoś go słyszy, ale równina pozostawała głucha na jego okrzyki. Zaczął biec przed siebie, ile sił w nogach, aż w końcu, na horyzoncie ukazała się czarna plama, oświetlana blaskiem czerwonego księżyca, wirującego po zachmurzonym niebie. Demon przyspieszył i po paru minutach, stał już na wprost wysokiej czarnej postaci. Posturą, owa postać przypominała Rasta, lecz nie była człowiekiem, a stojącym na dwóch łapach, przerośniętym lisem, bądź też lisicą. Tego chłopak nie mógł określić, ze względu na czarny pancerz, przyozdobiony ludzkimi czaszkami, który pokrywał również czarne jak smoła futro. Brązowe oczy tego stwora przewiercały młodzieńca na wylot, spojrzeniem, które wywołało u Gareta ciarki. Wpatrywali się tak w siebie i pewnie wpatrywali by się znacznie dłużej, gdyby nie nagły błysk, który zamienił ogromnego lisa, w demona, o skrzydłach podobnych do tych, które do niedawna miał Garet. Niebieskie oczy nowoprzybyłego wyraźnym zadowoleniem wpatrywały się w postać chłopaka. Podobnie jak oczy, również włosy demona były niebieskiej barwy i delikatne spływały po ramionach „niebieskiego”, jak ochrzcił go w myślach młodzian. Po chwili nastąpił następny błysk i znów oczom Gareta ukazało się lisowate stworzenie. Za chwile znów ujrzał „niebieskiego”. Obraz coraz szybciej skakł mu przed oczami, aż w końcu przestał nadążać za nim i zamknął oczy. Gdy je otwarł, leżał zlany potem, z powrotem w Upiornym Lesie. „Więc to był tylko sen” pomyślał i wstał by się rozejrzeć. Mimo wszechobecnego cienia drzew, widoczność była znacznie lepsza niż w nocy, z czego wywnioskował, że jest ranek, albo nawet, dochodzi południe. Poszukał spojrzeniem Aki, ale pantery nigdzie nie było. Gorączkowo rozejrzał się jeszcze kilkukrotnie i zaczął ją wołać. Nie dało to żadnego efektu. Był zły na siebie, że dał jej się nabrać. Podejrzewał, że udała się prosto do Von Corenda. Jednak nic nie mógł zrobić, gdyż nie wiedział jak daleko zaszła już, kotka. Uznał więc, że nie czas wrócić do wędrówki w strone Morgos i udał się dalej traktem. Po około godzinie drogi, z pobliskich zarośli wyskoczyło na niego coś, co bardziej przypominało wielki kamień niż człowieka. Owo cos, jednym uderzeniem rzuciło Gareta na ziemię około dwa metry dalej. Potrząsnął głową i w pośpiechu podniósł się z ziemi, dobywając miecza. Szybko spojrzał na przeciwnika i ku swojemu zdziwieniu ujrzał Rasta, którego twarz była czerwona ze złości, a tętnica szyjna, szybko pulsowała. Olbrzym ponownie machnął mieczem, a młody demon z trudem uniknął śmierci. Całe życie przemknęło mu przed oczami, kiedy gigantyczne ostrze śmignęło tuż obok jego twarzy. Gigantyczny człowiek ponownie się zamachnął, ale tym razem nie zdążył wykonać ciosu. Czarna pantera wyskoczyła, dokładnie z tego miejsca, z którego wcześniej wyskoczył Rast. Kotka rzuciła się na wielkoluda, który z trudem zdołał odbić ją w bok, mimo to, Aki zgrabnie spadła na cztery łapy i przystąpiła do kolejnego natarcia, lecz znów Rast zdołał się zablokować, po czym kontratakował, potężnym, acz niecelnym cięciem z góry. Garet, przyglądający się temu, skarcił siebie w myślach, za to, że pomyślał o Aki jak o zdrajczyni. Czekał tylko na odpowiedni moment, by wkroczyć do akcji i pomóc czarnej panterze, w pokonaniu Rasta. Gdy już miał się zamachnąć i zatopić ostrze swego miecza w brzuchu olbrzyma, usłyszał znajomy mu już głos Nayi, oznajmiający „Dość!”…
The_Reaver:
Na samym początku pozwolę sobie na kilka słów krytyki. Pierwszy hmmm „tom” wypadł średnio. Są pomysły ciekawe, ale są też takie sobie i całkowita beznadzieja. Czytając miałem dziwne wrażenie jakby niektórzy nie czytali co napisali poprzednicy (a to co sami napisali nie wspomnę). Nie mówię, że wogóle nie czytają, ale czytają tak przelotowo, pomijając pewne szczegóły. A chociaż na takie podstawowe rzeczy przydałoby się zwrócić uwagę, jak imiona bohaterów, rasa (to raczej nie pominięto), jak wyglądają, jakiej broni używają (przy broni to Kain raz używała „kosy Anioła Śmierci” która została zapomniana), lub gdzie dana osoba się znajduje. Ja oczywiście nikomu nic nie narzucam, a tylko wyrażam swą opinię. Jednak przydało by się trochę postarać, by całość miała ręce i nogi.
Dobra dość z krytyką, pora trochę od siebie dorzucić:
-Dość- krzykneła Naiya.
Garet słysząc to zaprzestał ataku, ale Aki powtórzyła atak na tym razem nie przygotowanego Rasta, jednak kocicę powalił wystrzelony przez czarodziejkę pocisk. Garet szybko podbiegł do nieprzytomnej kocicy.
-Tylko ją ogłuszyłam – rzekła elfka
-Ale ty raczej długo nie pożyjesz – przerwał Rast gotowy do kolejnego ataku
-Rast przestań – przerwała mu Naiya, która słaneła pomiędzy Garetem a Rastem – co w ciebie wstąpiła
-Ten demon o mały włos cię nie zabił, a ty go jeszcze bronisz
-Co się wtedy stało, to przeszłość
-właśnie – tym razem przerwał stojący z boku Zenon – wystarczy wziąć mu medalion i przegonić, zanim znowu zacznie szaleć
-Zenon, ty też?
-Tak czy siak – kontynuował Rast – jak mu go weźmiemy to będzie nas śledzić i w końcu spróbuje nas zabić by odzyskać swój skarb. To zbyt ryzykowne. Może znowu użyć swych mocy, więc najlepiej go zabić, zanim je użyje.
-Kiedy ja już nie mam tamtych mocy – przerwał Garet
-Baaa blefujesz – po tych słowach Rasta Garet pokazał plecy czyste od ciemnych kształtów, czy też skrzydeł
-Pewnie nauczyłeś się jak je chować. Nie ufałem ci wtedy, nie ufam i teraz
-Rast przestaniesz w końcu?
-A jeżeli znowu zacznie swój szaleńczą rządzę zabijania?
-To wtedy mnie zabij – po tych słowach Naiya, Rast i Zenon spojrzeli zdziwionym spojrzeniem na Gareta – Wtedy nie byłem sobą, ktoś nade mną zawładną. Być może to się znowu zdarzy, a jeżeli tak się stanie, to Rast, możesz mnie zabić.
Chwilę panowała cisza w końcu przerwał ją Rast
-Dobra. Przekonałeś mnie, ale wciąż ci nie ufam. Tylko skieruj swe ostrze w naszym kierunku, a odetnę rękę, która ją trzyma razem z twoją głową.
-Zgoda – przytaknął Garet. Niedługo po tym Aki odzyskała przytomność. Jednka widząc Rasta przyjęła pozycję bojową, jednak Garet szybko ją powstrzymał.
-Aki spokojnie to przyjaciele – Aki spojrzała na przyjaciół, po czym wróciła do normalnej postaci
-Też mi przyjaciele, co swoich atakują – skomentowała po przemianie
-Przyjaciółka twoja? – zapytał Naiya
-Spotkałem ją w miasteczku nieopodal – zaczął Garet – to jest Aki, Aki to jest Naiya, Rast, a ten gryzoń to Zenon
-Nie jestem gryzoniem –krzyknął obrażony Zenon – wolę prędzej określenie lis, lub może być łasica.
-Porozmawiamy po drodze – przerwał Rast – „Oni” mogą nas śledzić
-Jacy „oni – spytała Aki
-Po drodze ci opowiem – wyjaśnił Garet
-Uważaj Garet na to co robisz – rzekł groźnym tonem Rast – ja mogę to źle odebrać, a wtedy może się to dla ciebie źle skończyć
-Dobra rozumiem
Po chwili wszyscy zaczeli iść w głąb lasu.
-Hej Naiya. Jak tam rany – Przerwał ciszę Garet
-Powoli się goją – odpowiedziała Naiya – ale lepiej uważaj co robisz.
Wędrówka przez las wzieła trochę czasu, przez ten czas wszyscy zdążyli opowiedzieć co się stało od momentu wypadku w jaskini. Następnego dnia w końcu wyszli na polanę, a w oddali ujrzeli cel ich podróży. Miasto Morgos.
-To gdzie mamy znaleźć tego Altrosa? – zaczął po przekroczeniu bramy Garet
-Zwykle tacy mędrcy bywają w bibliotece – odpowiedział Zenon – to tamten duży budynek na końcu ulicy. To ja pójdę na spacer
-Co gdzie ty idziesz – spytała Naiya
-Porozglądać się. Dawno tu nie byłem – Po tych słowach zaczął biegnąc w swoją stronę
-Zostaw go – zatrzymał Rast Naiyę – wiesz, że lubi się rozglądać po miastach sam. Chodźmy lepiej do tej biblioteki.
-Może ja też się porozglądam – przerwała Aki
-Lepiej zostań z nami – przerwał jej Garet – Corendo może mieć tu swoich ludzi.
-Może masz rację
Gdy stanęli przed drzwiami wejściowymi spojrzeli w górę na rozmiary całego budynku. Nad drzwiami był wyryty napis „Wielka Biblioteka Morgos”. Czytając słowo „Wielka” rozumieli jej znaczenie dosłownie i w przenośni. Gdy weszli do środka widzieli, ze oprócz bibliotekarza za recepcją, którego wzrok był utkwiony w księdze, nikogo tu nie było. Być może powodem jest fakt, że nie dawno została otwarta. Garet stanął przed recepcją.
-Przepraszam – bibliotekarz podniósł głowę i spojrzał swym starym, zmęczonym wzrokiem na Gareta – szukamy człowieka imieniem Altros. Nie ma go tu czasem?
-Ja jestem Altros – odpowiedział bibliotekarz
-Pan jest Altros?
-Tak. Każdy mędrzec musi mieć jakąś spokojniejszą pracę nie. Więc, w czym mogę pomóc
Garet zdjął Amulet i pokazał go starcowi
-Chcemy, żeby pan to przeanalizował
Po tych słowach postawił amulet na ladzie. Starzec wziął go do ręki.
-Interesujące – zaczął starzec – jest zimny w dotyku, co jest trochę dziwne. Hmmm. Ten kształt wygląda znajomo. Ależ ja to widziałem gdzieś. – Szybko oddał amulet Garetowi, po czym zaczął szukać coś po książkach. Wyjął jeden tom i postawił na jednym ze stolików. Reszta poszła za nim i też usiadła przy tym samym stoliku. Na czerwonej okładce księgi jaką Altros przyniósł znajdował się złoty napis „Wielka Bitwa”. Starzec szybko otworzył na jednej ze stron, na której znajdował się obrazek przedstawiający amulet bardzo podobny do tego, który trzyma Garet.
-Ten amulet kiedyś należał do Leviathana.
-Leviathan? – przerwała Naiya
-Słyszałaś o nim? – spytał Rast
-Gdy byłam jeszcze dzieckiem miałam kolegę o imieniu Leviathan. Ale chyba panu chodzi o innego Leviathana prawda??
-Raczej tak – kontynuował Altros – Leviathan o którym mówię żył przed Wielką Bitwą i był raczej lodowym demonem. On razem z grupką wojowników razem stanęli przeciwko ciemności i razem pokonali Argona, Galiona, Rubeusa, którzy chcieli zawładnąć, lub co gorsza zniszczyć ten świat, a także stanął podczas Wielkiej Bitwy, która wydarzyła się 18 lat temu, na czele armi ludzi, która stanęła przeciwko armii nie umarłych z Shergot. Dzięki niemu tę bitwę wygrali ludzie, ale ceną życia wielu doskonałych żołnierzy.
-Co się stało z Leviathanem –przerwał Garet
-Trudno powiedzieć. Wielu twierdzi, że zginął pod koniec bitwy, ale nie znaleziono jego ciała, a w miejscu gdzie powinno ono być znaleziono tylko ten Amulet.
-Co się później z nim stało?
-Został oddany ukochanej Leviathana, kobiety imieniem Kain. Nie wiadomo jednak co się z nią stało, gdyż po bitwie opuściła Nord, pod którym stoczyła się bitwa i udała się w nieznanym kierunku. Pytanie jednak brzmi: skąd ty go masz?
-Dostałem od matki, jednak nie nazywała się Kain, lecz Mariel.
-A ojciec?
-Zginął w Wielkiej Bitwie. Jedyne co o nim wiem jest to, że był demonem, co po nim odziedziczyłem.
-Rozumiem. Być może twoja matka otrzymała amulet od Kain, a może...
-To jednak nie przybliża do wyjaśnień na temat samego amuletu – przerwał Rast – czy pisze coś o jego mocy.
-O wybaczcie. Co do samego amuletu, to słyszałem jedynie legendy. Podobno Leviathan czerpał moc z ów amuletu, a bez niego mógł być bez silny. Podobno dawał nosicielowi ogromną moc smoka, a także umiejętność podruży między wymiarami. Być może dzięki niemu przybył do tego świata.
-Co masz na myśli mówiąc „przybył do tego świata”? – przerwał Garet
-Leviathan pochodzi z innego świata. Przybył, by ocalić ten świat przed siłami ciemności. Jednaka wracając do Amuletu, to ...
Wypowiedź starca przerwał Zenon otwierający drzwi. Wpadł do środka z zaniepokojonym wyrazem twarzy. W rękach trzymał jakiś papier.
-Większych drzwi nie mieliście? – mówił mocno dysząc
-Zenon co się stało – zapytała Naiya – wyglądasz jakby się gdzieś paliło
-Spójrzcie na to – Zenon wskoczył na stół, a następnie rozłożył trzymany papier. Był to list gończy, na którym widniały wizerunki Gareta i Aki. Na samym dole był podpis Corendona.
-Nieźle wleźliście wy dwaj Corendonowi za skórę – skomentował Zenon – te listy są powywieszane w całym mieście.
-Więc lepiej żeby ja i Aki szybko je opuścili – jednak nie długo po tych słowach ktoś zaczął dobijać się do drzwi
-Otwierać w imieniu prawa
-Co teraz –zapytała Aki – Nie możemy chyba walczyć ze strażą
-Panie Altosie –zaczął Garet – jest sta jakieś tylnie wyjście
-Tak – opowiedział Altos – ale mam lepszy pomysł chodźcie ze mną.
Starzec doprowadził wszystkich do jednej z szaf wypełnionych książkami. Starzec natychmiast zaczął coś szukać wśród książek.
-E – M – P – literował wyciągając 3 książki. Coś po chwili pstrykneło i starzec popchnął cały regał, który obrócił się pokazując tajemne przejście – to przejście prowadzi na zewnątrz miasta. Dawno nie był używany, więc nie wiem co się tam może kryć – kontynuował dając Garetowi pochodnię - Normalnie nie pomagam poszukiwanym, ale skoro poszukuje was Von Corendo, to mogę wam pomóc. Ten zbir nieraz sprawił innym cierpienia.
-Dobra – powiedział Garet – to pójdę ja z Aki. Naiya, Rast i Zenon wy zostaniecie
-Dlaczego – przerwała Naiya
-Corendo was nie zna, więc powinniście się stąd wydostać bez zbędnych przygód
-Pójdę z wami – wtrącił się Zenon – komuś się w tym mieście naraziłem i lepiej, by nie tu nie widzieli. Zresztą mam pewien instynkt, jeśli chodzi o takie przejścia.
-Dobrze Zenon idziesz z nami –zgodził się Garet – a jeśli chodzi o amulet
-Zatrzymaj go – przerwał Altos – w lesie mam ukrytą chatę. Po prostu na zachód od miasta idź za żółtymi kwiatami. Tam porozmawiamy.
Garet przytaknął, po czym cała trójka ruszyła w nieznane, słysząc jak zamyka się za nimi przejście.
Zaś w bibliotece kolejny raz dwaj strażnicy dobijają się do drzwi krzycząc „Otwierać w imieniu prawa” nie zdając sobie sprawę, iż drzwi są otwarte. W końcu stary bibliotekarz otworzył drzwi.
-Panowie przecież drzwi są cały czas otwarte – zaczął Altos – w czym wam mogę pomóc
-Szukamy tej dwójki – jeden ze strażników pokazał list gończy z portretami Gareta i Aki - Świadkowie twierdzą, że widzieli jak weszli do środka. Chcielibyśmy się porozglądać.
-Ależ oczywiście
Strażnicy weszli do środka i zaczęli się rozglądać po pomieszczeniu. Ich uwagę przykuli siedzący przy jednym ze stolików Rast i Naiya. Jeden ze strażników podszedł i pokazawszy list gończy spytał:
-Podobno ta dwójka weszła z wami do środka. Czy przypadkiem ich nie znacie.
-Przykro mi – zaczęła Naiya - ale ta dwójka jest mi zupełnie obca
-A pan? – strażnik zwrócił się do Rasta, który patrzył na portret Gareta z taką niechęcią, że chętnie by go wydał. Po chwili jednak odpowiedział:
-Całkowicie obcy dla mnie.
-Aha rozumiem
-Panie władzo – wtrącił się starzec – wydaje mi się, że ta dwójka mogła wymknąć się tylnim wyjściem. Czasami takie złodziejaszki wymykają się tamtędy
-Rozumiem sprawdzimy to.
Obydwoje udali się w kierunku tylniego wyjścia. Altros spojrzał na chwile w regał kryjący tajne przejście i w myślach rzekł „Bóg z wami”
Damn. Chyba trochę przesadziłem z długością. Mam nadzieję, że spodoba się takie opowiedzenie bohaterom o Leviathanie (ciekawe, czy ktoś się domysli kim jest znajomy dla Naiyi Levathan :D). Okej NEXT FAST.
Yuzuriha:
Cóż jak patrzę na datę ostatniego posta pisanego tutaj,to aż sama się sobie dziwie,że chce mi się jeszcze tu pisać,ale obiecałam sobie,że tak tego opowiadania nie zostawię.Tym bardziej,że mam kilka pomysłów.Chyba nikt się nie obrazi jeśli pozwolę sobie wziąć je pod własne skrzydła i kontynuować je dalej sama po swojemu?Tym bardziej,że już dawno zostało zapomniane.W każdym razie mam zamiar pisać tu częściej niż na...uh 7 lat haha ^^'(tym bardziej,że mam już trochę napisane w przód). Oczywiście jeśli będą chętni to czytać,od razu,zaznaczam,że jakiekolwiek sugestie są mile widziane.
Trójka bohaterów szła długim korytarzem, odgłosy ich kroków niosły się po całej jego długości. Nie spieszyli się, nikt ich przecierz nie gonił, strażnicy, których zmylił Altros dawno zgubili trop. Idąc, mieli wrażenie, że korytarz ciągnie się w nieskończoność, gdy ten naglę zaczął ostro skręcać, aż dotarli do schodów.
- Niewygląda zachęcająco. - burknął pod nosem Garet, ruszając po chwili przed siebie.
Zszedł zaledwie kilka stopni, gdy coś uderzyło go w nogi. Momentalnie stracił równowagę. Próbując utrzymać się w pionie wypuścił z reki pochodnię, po czym poczuł szarpnięcie i usiał twardo.Dolna część pleców również ucierpiała,za to głowa zatrzymała się na czymś miękkim. Garet jęknął z bólu i spoglądając w górę, napotkał wzrok niepewnie uśmiechającą się Aki. W jednej chwili zoriętował się, że siedzi, a w zasadzie półleży pomiędzy jej nogami, a jego głowa spoczywa gdzieś w okolicach biustu kocicy. Widać to ona musiała go złapać przed niechybnym upadkiem, winowajca natomiast stał nieopodal i patrzył jak pochodnia niknie gdzieś na końcu schodów. Demon podniusł się posyłając gniewne spojrzenie futrzakowi, ten najwyrazniej je odczuł, bo aż zadrżał.
- Pójdę po nią. - mówiąc to czmychnął w głąb zejścia.
Garet podał rękę dziewczynie, masując jednocześnie drugą obolałe miejsca.
- Dzięki, wole nie wiedzieć co by było gdybyś mnie nie złapała. Ten cholerny zwierzak powinien uważać jak łazi.
- To nie jego wina... - powiedziała już stojąc - schody są śliskie.
Ciemno włosy westchnął ciężko.
- Chyba musimy tu na niego zaczekać. - powiedział z rezygnacją.
- Mogę cie sprowadzić na dół.
Zanim chłopak zdążył cokolwiek powiedzieć, Aki chwyciła go za rękę i już kierowała się w dół korytarza. Pierwszy raz poczół, że jest zależny od kogoś, gdy go prowadziła, a drugą ręką musiał po omacku się asekórować. Prawda była silniejsza od niego, w tych egipskich ciemnościach nie widzał prawie nic, w tej sytuacji mógł polegać tylko na niej.
- Rozumiem, że tak jak elfy widzisz w ciemnościach, ale mogła byś trochę zwolnić? - przerwał milczenie próbując za nią nadążyć.
- Elfy nie widzą tak dobrze jak my w nocy, dla mnie nie ma różnicy czy świeci słońce, czy księżyc. - powiedziała głośniej niż dotychczas.
Miał wrażenie, że w jej głosie brzmi jakaś dziwna pewność siebie.
- ...Kim ty właściwie jesteś? - zapytał niepewnie.
Dziewczyna zatrzymała się. Garet zszedł jeszcze jeden stopień, przez co byli teraz tego samego wzrostu. Mimo iż nie widział jej za dobrze, poczuł, że nachyla się w jego stronę. Oczy świeciły jej jak kotu, co nadało twarzy dziewczyny drapieżności. W desperacji jedynie oparł się o ścianę, gdyż Aki nadal trzymała go za rękę. Zatrzymała się w nieznacznej odległości od jego twarzy.
- Mówią o nas...zmiennokształtni. Niestety jest nas niewielu, a po tym co zrobił Corendo, na pewno bardzo niewielu. - przymknęła oczy.
W jej głosie dało się słyszeć cichy pomruk, jak u dzikiego zwierzęcia szykującego się do ataku na swą ofiarę. Chwilę nieprzyjemnego napięcia przerwał Zenek, który gwizdnął z podziwu. Wzrok oboje powędrował na dół, po chwili dziewczyna ruszyła, jakby przed chwilą nic się nie stało, Garet tylko odetchnął w duchu.
Gdy dotarli do celu Zenek rozglądał się, trzymając obiema łapkami pochodznie z podziwem wymalowanym na łasiczej twarzy. Demon odebrał od niego cenny ogień i sam rozejrzał się po otwartej przestrzeni. Okazało się, że jest to jakaś kopalnia lub nieużywany, szeroki tunel kolejowy. Przed nimi ciągnęły się cztery rzędy torów równoległych do przejścia, z którego przyszli. Z kolei nad nimi zwisały długie stalaktyty, zapewnie skraplające się od dziesiątek lat nieużywalności tunelu i...nietoperze, które gdy tylko poczuły płomień pochodni wzbiły się w powietrze, z piskiem wylatując z jamy. Bohaterowie zdążyli tylko skulić się przed całym zastępem rozjuszonych stworzeń. Gdy te ucichły, Garet zauważył nikłe światło na końcu tunelu, które zapewne było wyjściem i jak się okazało nie mylił się.
Świerze powietrze było całkiem przyjemne, przed nimi rozciągały się resztki zardzewiałych torów i szeroka wyrwa w lesie, którą kiedyś mogły poruszać się wagony.
- Rozejrze się po okolicy - powiedział Zenek stając przy pniu jednego z wyższych drzew.
Nim się obejrzeli ich mały przyjaciel był już na czubku drzewa.
- No i co tam widzisz? - krzyknął do niego ciemnowłosy.
Zwierzak pokręcił się chwilę i zaczął zchodzić. Szło mu trochę gorzej niż kiedy się na nie wspinał, po dłuższej chwili był już na ziemi.
- Tak jak myślałem, miasto jest z tamtej strony - wskazał bliżej nieokreślony kierunek gdzieś za sobą - czyli musimy iść tędy. - drugą łapką wskazał przed siebie.
Garet skrzywił się.
- Jesteś pewien?
- Pewnym można być tylko swojej śmierci - skwitował, uśmiechając się na tyle na ile pozwalała mu jego twarz - lepiej poszukajmy tych żółtych kwiatów, o których mówił Altros.
Yuzuriha:
Cóż szkoda,że pisze tu ponownie po roku przerwy,ale jakoś nie składało się by napisać wcześniej,mam nadzieje,że tym razem nie będzie rocznej przerwy.W każdym razie życzę miłego czytania (a czyta to to ktokolwiek?).Oczywiście jakieś sugestie,krytyka i komentarze są mile widziane.
Słońce chyliło się ku zachodowi, gdy trójka bohaterów nadal poszukiwała kwiatów. Garet właśnie zaczął żałować, że zostawił pochodnię przy wyjściu z tunelu, mimo, że dogasała, a wiatr tylko pogarszał sprawę.
- Zenek, zgubiliśmy się prawda? - spojrzał z irytacją na łasicę biegającą przed nim, tam i z powrotem.
- Co ty opowiadasz, dokładnie wiem gdzie jesteśmy. - odparł zupełnie nie zwracając na niego uwagi.
- Jasne... - burknął pod nosem.
- Zamiast marudzić pomógł byś szukać. - mówił dalej nie odwracając się.
- A co ja niby robię?! Chodzę tu jak jakiś kretyn gapiący się w krzaki! - krzyknął, czując jak wzrasta w nim złość - Do czego to doszło, żeby złodziej szukał jakiś głupich chwastów - dodał do siebie - żeby jeszcze były coś warte...
Po tych słowach poczuł dotyk na ramieniu, odwrócił się odruchowo. Aki wyciągnęła do niego dłoń z jakimś zielskiem. Kwiat był niepozorny, jego środek żółty, a drobne płatki mieniły się to raz na biało, to lekko żółkły.
- Nie jestem pewna...ale jak się spojrzy pod światło - uniosła rękę tak by kwiat był na wysokości słońca - to wygląda jakby świecił... - i faktycznie kwiat, zaczął się mienić w ostatnich promieniach słońca.
- Skąd go wzięłaś?
- Tam rosną - wskazała niską, piaszczystą skarpę, będącą od nich jakieś trzydzieści metrów dalej - ...jest też wąska ścieżka. - znów mówiła swoim ledwo słyszalnym głosikiem.
- Pewnie w pełnym słońcu są żółte - chłopak uderzył otwartą dłonią w czoło, po chwili zsuwając ją na twarz - szkoda, że Altros o tym nie wspomniał.
Rozejrzał się w poszukiwaniu łasicy.
- Zenek, Aki znalazła drogę. - odczekał chwilę, lecz nikt mu nie odpowiedział - Zenek rusz tu swój włochaty zad. - poszedł w kierunku, w którym ostatnio go widział.
Z lekkim trudem przedarł się przez pierwsze krzaki, chwilę później musiał się schylić, by wejść głębiej, gdyż drzewa miały tu dość gęsto i nisko rosnące gałęzie. W końcu dotarł do miejsca, gdzie drzewa się przerzedzały. Kilkanaście metrów przed nim stał Zenek.
- Tu jesteś. - ruszył w jego stronę.
- Nie podchodź... - powiedział, nie odwracając wzroku, wpatrywał się w coś przed nim.
Garet spojrzał w tamtą stronę. Zaledwie pięć metrów od łasicy stał stwór, przypominający człekokształtną istotę. Jego potężne ciało w większość pokrywała gruba, brunatna, pokryta mchem kora. W miejscu gdzie powinny znajdować się ramiona wyrastały korzenie sięgające aż do samej ziemi. Na końcu jednego z nich umieszczony był ogromny głaz, który mógł służyć za świetną broń, robiącą mokre plamy ze swych przeciwników. Stał tam niczym posąg, świdrując Zenka rubinowym okiem, z drugiego oczodołu zionęła pustka.
- Reaguje na ruch, więc nie podchodź, bo nic z nas nie zostanie. - powiedział drżącym głosem.
- Ma jakieś słabe punkty? - zapytał ciemnowłosy.
- A widzisz by na takiego wyglądał? - odpowiedział z irytacją, powstrzymując ochotę odwrócenia się.
Garet do tej pory nie miał do czynienia z takim przeciwnikiem. Zazwyczaj byli to osobnicy niewiele wyżsi od niego - Garet był przeciętnego wzrostu - może nawet silniejsi, ale zawsze siłę nadrabiał szybkością i zwinnością.
Z odległości, która dzieliła go od potwora, mógł śmiało stwierdzić, że sięga mu do pasa. Głaz uczepiony prawego ramienia, również świadczył o jego nadludzkiej sile. To nie był zwykły przechodzeń, którego można okraść z zaskoczenia, ten stwór miał go w zasięgu wzroku i tylko czekał na okazję by użyć swojej śmiercionośnej broni.
Garet zaczął intensywnie myśleć. Teleportować się? Nie był pewny czy amulet zadziała, a nawet jeśli, to co zrobi gdy znajdzie się przy łasicy i wtedy kamień go zawiedzie? Podbiec i zaatakować? Pewnie został by zabity jednym ciosem. Poza tym nie wiedział nawet gdzie ma uderzyć, by zrobić jakąkolwiek krzywdę stworzeniu. Może po prostu zagarnąć Zenka i uciekać? Nie miał pewności jak zareaguje potwór, a tym bardziej gdyby uciekał, mógł by również narazić Aki, a tego nie chciał. Żadne rozwiązanie mu nie odpowiadało. Jednak nagle do głowy wpadł mu genialny pomysł.
- Zenek odwrócę jego uwagę. Gdy tylko za mną pójdzie wróć do Aki i ruszajcie do Altrosa.
- Coś ty zgłupiał?! Nie zgrywaj bohatera, nie masz z nim żadnych szans! Zrobi z ciebie mokrą papkę!
- Nie ma innego wyjścia. - mówiąc to rozejrzał się szybko po terenie.
Była to dość spora polana, na której uchowały się skąpe kępki wyschniętej trawy. Na około rosły drzewa, wystarczająco gęsto by zablokować do niej bezpośredni dostęp. Za potworem znajdowała się skarpa, na której również rosło kilka drzew. Nie wyglądała na bardzo stromą, a skaliste półki mogły ułatwić wspinaczkę. Garet powoli schylił się i podniósł z ziemi kamyk. Ruszył biegiem, okrążając stwora z lewej, w biegu rzucając kamieniem prosto w jego głowę. Ten odbił się głucho, na co potwór zareagował, odwracając się w stronę chłopaka. Garet stanął.
- No chodź, tu jestem! - zaczął wymachiwać rękami.
Stwór zrobił kilka kroków, ziemia zadrżała pod jego ciężarem. Rozpędził się uderzając głazem w miejsce, w którym stał Garet. Ten uskoczył w bok tuż przed ciosem, przetaczając się kilkakrotnie.
- Teraz Zenek, leć do Aki! - łasica stała osłupiała - No rusz dupsko!
Oprzytomniał, rzucił się do wyjścia zatrzymując jeszcze na chwilę przed ścianą drzew.
- A co z tobą?
- Dogonię was później! - krzyknął biegnąc w stronę skarpy.
Olbrzym był tuż za nim. Chłopak stanął przed ścianą, potwór już się na niego zamachnął. Garet poczekał i skoczył mu między nogami. Ciężki głaz uderzył tuż za nim, zostawiając spore wgłębienie w ziemi. Gdy próbował się podnieść zauważył, że stwór obraca się w pasie nie odrywając nóg od podłoża. W ostatniej chwili padł płasko na ziemię, unikając lecącego głazu. Olbrzym zatoczył pełne koło po raz kolejny próbując zmiażdżyć demona. Ten zdążył odtoczyć się na bok. Wstał szybko z gleby potykając się przy tym i ruszył biegiem na drugi koniec polany.
Aki niecierpliwie dreptała w miejscu. Właśnie postanowiła, że pójdzie śladem Gareta, gdy z krzaków wyskoczył Zenek przewracając ich oboje.
- Gdzie ta droga? - zapytał lekko zdyszany, pomagając jej wstać.
- Tam. - wskazała.
- No to nie traćmy czasu. - złapał ją za rękę i pociągnął za sobą.
- A-ale co z Garetem?
- Powiedział, że mamy iść przodem, później nas dogoni.
Słońce znikało już za horyzontem, a niebo powoli zachodziło mrokiem usianym kilkoma pierwszymi gwiazdami. W środku lasu, na polanie, między gęsto rosnącymi drzewami zdawało się być jeszcze ciemniej. Garet dobiegając do drugiego końca polany, przystanął by potwór miał szansę go dogonić. Miał teraz chwilę na złapanie oddechu. Zdawał sobie sprawę, że jeśli jego plan wspięcia na skarpę nie wypali, to niedługo nie będzie w stanie niczego zobaczyć, a co gorsza, potwór z łatwością go dopadnie. To była jedyna szansa, by mógł uciec, a za razem nie narazić swoich kompanów.
Wyczekał odpowiedni moment tak jak poprzednio, i gdy olbrzym próbował go zmiażdżyć skoczył mu między nogi. Przetoczył się kilka razy słysząc za sobą głuchy łomot. Nie odwracając wzroku popędził jak strzała przed siebie i w sekundę znalazł się pod skarpą. Z rozpędu wyskoczył jak najwyżej w powietrze, wskakując na półkę. Obejrzał się na chwilę, potwór właśnie podniósł głaz z ziemi i ruszył w jego kierunku. Nie myśląc dłużej zaczął się wspinać. Na szczęście półki były dość szerokie, co pozwalało na stabilne stanie. Będąc już w połowie drogi obejrzał się po raz drugi, stwór stał około dwa metry od skarpy. Machnął głazem uderzając w skalną ścianę. Chłopakiem zatrzęsło, na głowę posypał mu się piach i mniejsze kamyki. Przeklął w myślach, teraz jego plan nie wyglądał na taki genialny. Po drugim uderzeniu ledwo się utrzymał, próbując w międzyczasie wejść wyżej. Palce mu słabły, a przed nim było jeszcze jakieś kilkanaście metrów wzwyż. Drugie tyle znajdowało się pod nim wraz z potworem, który chciał zrobić z niego mokrą plamę. Swoją drogą upadek z tej wysokości mógł by go zabić, lub unieruchomić na tyle by stwór dokończył dzieła.
Nawigacja
Idź do wersji pełnej