Forum ogólne > FanFik
Another side, another story.....
White_wizard:
Po nieoczekiwanym sukcesie "Niekończącej się historii" i wpisaniu jej na listę bestselerów w azerbejdżanie przewidywalne było, ze zostanie napisana kontynuacja. Pod niejaką presją innych fanatycznych wręcz pisarzy, zdołałem okiełznać klawiaturę i stworzyć początek nowej historii...... Nie jest to moze tekst pierwszej jakości, ale jak na początek starczy..... Liczę, ze w drugiej edycji NSH będzie brało udział dużo wybitnie uzdolnionych osób a więc liczę także na wysoki poziom postów...... ALE "beware of the evil mod's power".....
Here we go:
Gwieździsta noc rozpościerała swe skrzydła nad Dominium – wielkim miastem w centralnej części kontynentu. Księżyc roztaczał delikatną łunę wokół uliczek, a spadająca gwiazda właśnie przeszyła aparycję niebios..... Była to wymarzona noc na romantyczny spacer z bliską osobą, ale taka przechadzka nie była bynajmniej celem pewnego młodzieńca, który ostrożnie kroczył jedną z bocznych alejek. O tej porze w bogatej dzielnicy miasta kręcili się tylko strażnicy, wypatrujący złodziei ..... no i złodzieje, unikający strażników. Chłopak, który wyłonił się z alejki bez wątpienia nie należał do grupy obrońców sprawiedliwości..... Jego błękitne oczy uważnie wypatrywały potencjalnego zagrożenia. Poza tym chłopak starał się nie zwracać na siebie uwagi, co nie było łatwe, chociażby z powodu tego, ze niechlujnie ułożone czarne włosy były przyprószone pasmami błękitu. Lekko wydłużone kły, wystające z uśmiechniętych ust świadczyły o tym, ze płynie w nim demoniczna krew...... Do pasa przyczepione miał dwa sztylety – ot tak sobie na wszelki wypadek – a z pleców zwisał długi, elficki miecz.
Chłopak był z natury spokojny, ale nienawidził demonów - głównie dlatego, ze jego rodzice nimi byli...... Ojciec zginął w wielkim-czymś-tam, a matka odeszła, kiedy był jeszcze mały, zostawiając mu tylko amulet z bliżej nieokreślonym niebieskim kamieniem szlachetnym. Garet – bo tak miał na imię chłopak – spędził praktycznie całe życie w sierocińcu, gdzie nauczył się jak kraść, i zabijać, a także wielu innych przydatnych rzeczy.......
Przemierzając ulice i upewniwszy się, ze nikt go nie śledzi dotarł wreszcie do celu – posiadłości lorda, którego imię-jest-zbyt-skomplikowane-żeby-je-wymówić. Garet słyszał całkiem niedawno, ze ów lord ma najlepiej strzeżony skarbiec w całym mieście – i to był wystarczający powód, żeby spróbować go okraść.
Po przeprowadzeniu krótkiego rekonesansu chłopak podszedł do ogrodzenia. Poczekał aż strażnik, który robił obchód zniknie z pola widzenia i prześlizgnął się na drugą stronę. Ostrożnie utorował sobie drogę do okna na parterze i rozejrzał się dookoła. Na razie szło mu dobrze.... aż za dobrze. Wyjął z kieszeni komplet wytrychów i używając odpowiedniego podważył zasuwę okna. Otworzył je i upewniając się, ze w pokoju nie zastanie nikogo, wślizgnął się do środka. Ważąc każdy krok skierował się do drzwi pomieszczenia. Musiał być strasznie ostrożny, bo w końcu najmniejsze skrzypnięcie mogło mu sprowadzić na kark masę strażników – a tego wolał uniknąć. Wyszedł na korytarz i kiedy dochodził do następnego pokoju usłyszał jakieś głosy. Przeklął w myślach i podszedł do najbliższych drzwi. ..... Były zamknięte... Nie miał czasu, żeby bawić się wytrychem, bo za kilka sekund zostanie przyłapany..... Musiał coś wymyślić.... i to szybko. Nagle stało się coś dziwnego. Amulet, który nosił na szyi zabłysnął jaskrawym światłem, a otoczenie, jakby zafalowało. Zanim się zorientował, stał zdezorientowany w uliczce nieopodal posiadłości lorda. Przez chwilę nie mógł uwierzyć w to co się stało..... w końcu takie rzeczy nie zdarzają się codziennie..... Chłopak spojrzał na swój amulet, który jarzył się jeszcze nikłym światłem i schował go do kieszeni. Na twarz spłynął mu mimowolny uśmiech – kto by pomyślał, ze prezent od matki może się przydać w robocie......
Chłopak odwrócił się i zbierał się do domu, kiedy jakaś biegnąca osoba na niego wpadła. Postać podniosła się z ziemi i szybkim krokiem skierowała się w ciemność miejskich uliczek. Garet, zdziwiony zachowaniem przechodnia, pomacał się odruchowo po kieszeniach, żeby sprawdzić, czy wszystko jest na swoim miejscu..... ale nie było. Zniknął jego amulet.
„Do czego to doszło..... ” – pomyślał, rzucając się w pogoń za znikającą w ciemności postacią – „żeby już nawet złodziei okradali....”
Chłopak znał tą część miasta na wylot i wiedział, ze tutaj nawet mysz się przed nim nie ukryję. Po krótkim pościgu dogonił zakapturzoną postać i całym ciężarem ciała powalił na ziemię. Zsunął jej z twarzy kaptur i ku swojemu zdziwieniu zobaczył, zielone kobiece oczy, obdarzające go wściekłym spojrzeniem. Mimowolnie poluzował uścisk, a dziewczyna wykorzystała to i zrzuciła go z siebie. Szybko pozbierała się z ziemi i zniknęła w wąskiej uliczce.
„To już jest lekka przesada” – pomyślał Garet – „co jak co, ale żeby elfy kradły?” Wstał z ziemi i bez wahania wbiegł w uliczkę. Nie zastał tam jednak tylko elfki. Drogę zagradzała mu para potężnie zbudowanych mężczyzn, którzy mieli tak inteligentny wyraz twarzy jak kosz na śmieci..... Garet chciał się ostrożnie wycofać, ale drogę zastąpiło mu dwu innych facetów o podobnej, barczystej budowie...... „Zły dzień....” – pomyślał jeszcze tylko Garet, zanim wprowadził w życie swój plan awaryjny.....
Siergiej:
nooo....W_W czyzby to byl "ten-amulet-o-ktorym-mysle"? Swoja droga WuWu to ile mniej wiecej lat dzieje sie to po Wielkiej Bitwie
Garet słyszał jak przeciwnicy wyciągają miecze, więc postanowl pójść w ich ślady i zciągnął z pleców swój miecz. Po chwili powietrze przeszył dźwięk uderzenia metalu o metal, a ciemną aleję rozjaśniły na ułamek sekundy iskry z mieczy walczących. Gdy tylko Garet niedbale zasłonił się od pierwszego ciosu, natychmiast, zza jego pleców nadeszły dwa kolejne ostrza, które ominął uchylając się nonszalancko. Następnie wyskoczył w powietrze i odbił się stopami od piersi przeciwnika, ubranej w obdartą, skórzaną kurtkę, zrobił salto w powietrzu i z gracją spadł na brukowaną uliczkę, od strony, z której przyszedł. Wyszczerzył swoje białe kły i zaatakował najbliższego ze zdezorientowanych "parapetów" jak zwykł mówić na takich ludzi. Z ciała przeciwnika brzygnęła krew po tym jak Garet wyprowadził poziome cięcie, oblewając czarną koszulę bohatera, co najwyrażniej zdenerwowało go, bo gdy jasna poświata księżyca oświetliła jego twarz, bandyci ujrzeli wściekle czerowne oczy i dziwnie jaśniejącą krew na ostrzu miecza Gareta. Nie mieli już szans na ucieczkę. Po chwili po ścianach kamienic otaczających uliczkę, która z konieczności posłuzyła za pole brutalnej potyczki, powoli spływały litry posoki znacząc tym samym ślad ostatnich wydarzeń. Podobnie do owych ścian prezentował się wizerunek zwycięzcy tej walki - Gareta. Jego usta coraz bardziej rozszerzał uśmiech, uśmiech szydercy. Zbliżał się do elfki stojącej w ślepym zaułku. Był już jakieś cztery, może pięć metrów od niej, gdy ta zaczęła go z mozołem oklaskiwać.
-Brawo...-rzekła elfka.
-Ostatnie w Twoim życiu - odparł zgryźliwie - teraz oddaj amulet, to może okażę Ci litość.
-Nie potrzebuję niczyjej litości. Chcesz amulet to sobie go weź - powiedizała elfka, obdarzając Gareta zalotnym uśmiechem, który schował miecz, choć sam nie wiedział czemu, i żucił się na elfkę bez broni. Jednak gdy był już blisko, Ona rozpłynęłą się w powietrzu, ubierając amulet, którego blask, do tej pory wyłaniał się z kieszeni szaty zielonookiej. Garet uderzył głową w mur, który znajdował się za elfką, gdy jeszce stała w miejscu, w którym obecnie, spoczywał Garet trzymając się za głowę, za sobą słyszął urzekający kobiecy śmiech. Obrócił głowę i zobaczył stojącą nad nim elfkę z cudownym uśmiechem na twarzy i wyciągniętą do niego dłonią. Podał jej rękę, a Ona pomogła mu wstać.
-Oddaj mi ten cholerny amulet! I kim Ty wogóle jesteś - krzyknął przezwyciężając straszny ból głowy.
-Jestem Naiya - odparła elfka - Ten amulet...a zresztą nieważne...nie mogę Ci go teraz oddać.
-Oddaj! Albo sma sobie wezme! Jest mój! - ponownie krzyknął na nią Garet.
-Właśnie w tym problem, że nie jest.... - zaczęła elfka, ale odruchowo zatkała sobie dłonią usta - w swoim czasie dowiesz się więcej, na razie nie mogę Ci nic powiedzieć - zakończyła rozmowę Naiya i wyszłą szybkim krokiem z uliczki, mijając bohatera, a ten dyskretnie zaczął ją śledzić....
co z tego wyniknie?
edit
po kłopocie
Tantalus:
hmm.... a ja słyszałem, że to miało być coś nowego, a wy tutaj chyba kontynuujecie wątki z NSH. No ale dobra. Może ja dodam coś nowego... Here I go...
Garet rzadko znajdował się w takiej sytuacji. Zazwyczaj to jego klienci bywali okradani, ale dla niego, bycie okradzionym było zupełną nowością. "Jestem najlepszym złodziejem w tym cholernym mieście" przeklinał w duchu, kiedy mijał kolejne uliczki i zaułki, zmniejszając dystans między nim, a Naiyą "Nie pozwolę, żeby jakaś elfia wywłoka okradała mnie z mojej własności bezkarnie". Wyskoczył do jednej z szerokich alejek w północnej części miasta i zobaczył Naiyę znikającą w wąskim zakręcie z lewej. Wiedział co robić. Skoczył na ścianę, zaczepiając się stopą o ledwo widoczną wyrwę w kamiennym murze, lekko wskakując na niski dach stajni. Trzy kroki po rozchybotanych deskach i skok na ślepo w zaułek po drugiej stronie... sam zdziwił się celnością swego mierzenia, gdy elfka zahamowała ostro przed zagradzającym jej już drogę Garet'em. Nie zdążyła zareagować, kiedy ponownie na nią skoczył, przewracając na ziemię i przygważdżając do podłogi. Amulet wypadł z oplatanej szyi elfki jednym celnym ciosem otwartej ręki i odbił się od ściany sąsiedniego domu, pozostając nikłym niebieskim punkcikiem w panujących w zaułku ciemnościach.
- Zostaw mnie idioto - krzyknęła Naiya w twarz demona - Nic nie rozumiesz
- Nie dam się okraść w moim własnym mieście - odpowiedział jej i skoczył do gasnącego powoli niebieskiego światełka. Pół metra dzieliło jego dłoń od złotego naszyjnika, kiedy szarpnięcie za nogę wyrwało go z równowagi i sprowadziło go do parteru. Naiya pociągnęła mocno, mocniej niż wskazywała by na to jej niepozorna postura, odsuwając chłopaka od amuletu. Skoczyła nagle do przodu, sięgając po naszyjnik, lecz Garet był na to przygotowany i znów skoczył na kobietę, turlając się z przez chwilę wzdłuż alejki. Walka rozgorzała na dobre, owocując szczekaniem psów w okolicznych podwórkach. Para paciorkowatych oczu wpatrywała się w nich ciekawie.
- Nie chciałbym przeszkadzać, ale mój pan kazał to przynieść - odezwał się przeraźliwie piskliwy głosik z miejsca, w którym leżał amulet. Wrzawa ustała nagle, a Naiya i Garet wbili wzrok w stojące tam.... coś.
- Nie przeszkadzajcie sobie - powiedziało dziwne zwierzątko przypominające łasicę, w swych krótkich łapkach ściskając złoty naszyjnik, uściechając się na tyle, na ile pozwalała mu jego budowa głowy - Udawajcie, że mnie nie ma. Ja już sobie idę.
Natężenie paranoidalnej nienormalności tego zjawiska zatkało obu walczących, przez co jedyną ich reakcją na łasicę były otwarte usta wykrzywione w zdziwieniu. Zwierzątko w tym czasie zacisnęło swoje zęby na złotym medalionie i z typową dla swojego gatunku szybkością znikło w alejce. Dopiero po chwili umysł Gareta zdołał odsunąć sprawy natury techniczno-biologicznej na drugi plan, skupiając się na najważniejszym, czyli na oddalającym się w postępującym tempie naszyjniku. Elfka była na nogach wcześniej, znikając w zaułku w pogoni za łasicą. Garet biegł tuż za nią. "Czymkolwiek to było" pomyślał łapią oddech i goniąc znikającą w pajęczynie uliczek elfkę "To obiecuję, ze po wszystkim zrobię sobie z tego portfel".
Next Please....
White_wizard:
Ej, ej, ej... To wcale nie ejst tak jak wygląda..... Faktycznie akcja dzieje się w tym samym świecie co pierwsze NSH, ale ten świat jest bardzo niezdefiniowany i można go dowolnie kształtować. Po drugie wątek z NSH jest narazie tylko jeden i jest on tak skonstruowany, ze nie mui być wcale istotny...... W końcu wszycy budujemy tą historię więc nie jest powiedziane jak musi być.... (ale ja jestem głupi....)
Dźwięk stóp uderzających o brukowane podłoże odbijał się głuchym echem od ścian wąskich uliczek miasta. Garet biegł ile sił w nogach, żeby tylko nie stracić z oczu Naiya’i, co było dość trudne, zważywszy na egipskie ciemności panujące dokoła. Cała ta sprawa zaczynała go już irytować. „Nie dość, że okradła mnie elfka” – pomyślał – „to jeszcze przechytrzył mnie gryzoń....”. Chłopak musiał być bardzo skupiony na pościgu, bo w przeciwieństwie do elfki nie posiadał wrodzonej umiejętności widzenia w ciemności. Skręcił w kolejną wąską uliczkę i zręcznie przeskakując przez stertę śmieci wybiegł na trochę bardziej otwarty teren. Garet zdał sobie sprawę, ze opuścili właśnie bogatą dzielnice miasta i teraz biegną przez „slumsy” .... O tej porze nocy było tu szczególnie niebezpiecznie, a zapach zgnilizny rozchodzący się nad ulicą przeszkadzał w koncentracji. Chłopak wiedział, ze musi złapać gryzonia zanim jakiś pijak upoluje go sobie na kolację...... Kolejny ostry zakręt, kolejna mroczna uliczka i ciągły szaleńczy pościg.... „Cholera...... jak długo jeszcze ta pieprznięta wiewiórka będzie mogła uciekać?!” – pomyślał, nerwowo łapiąc powietrze w płuca. Strumień światłą padający z okna karczmy rozjaśnił fragment ulicy. Garet uśmiechnął się, widząc jak Naiya skręca w kolejną alejkę – wiedział, że to ślepy zaułek. Bez zastanowienia skręcił w uliczkę i..... wyrżnął w coś twardego. Upadł na ziemię i chwycił się za głowę, rozmasowując obolałe miejsce. Podniósł wzrok i zobaczył przed sobą dość duże, misternie wykonane drzwi. Sam nie wiedział co o tym myśleć.... „Przecież jeszcze wczoraj tego tu nie było” – pomyślał. Pozbierał się z ziemi i przyjrzał dokładniej wrotom.... wyglądały na całkiem rzeczywiste. Drzwi okazały się być lekko uchylone, więc Garet ostrożnie wsunął się do środka. Przed nim rozciągał się długi zamkowy korytarz, zbudowany z popielatej cegły i kamieni. Przez chwile zdawało mu się, ze w zakręcie na końcu przejścia znika Naiya..... Nie pozostało mu nic innego jak rozejrzeć się po tym dziwnym miejscu....
Szybkim, aczkolwiek ostrożnym krokiem szedł po korytarzu. Kiedy zbliżał się do zakrętu, usłyszał kroki jakiejś uzbrojonej postaci. Przeklął w myślach i bez wahania ukrył się za kolumną nieopodal. Zbliżającą się postacią okazał się być strażnik robiący obchód. Kiedy przeszedł obok kolumny, Garet pewnym ruchem ręki wbił mu sztylet w plecy, przebijając płuca. Strażnik nie był nawet w stanie krzyknąć..... Garet chwycił trupa za ramiona i z niemałym trudem zaciągnął go w najbliższe zaciemnione miejsce.
Dalsza wędrówka przez rozliczne skrzyżowane ze sobą korytarze nie sprawiała większego problemu..... Zupełnie jakby ochronie wydawało się, ze nikt nawet nie dostanie się do środka posesji. Nie wiedział czemu, ale zawsze wybierał odpowiednią drogę na skrzyżowaniach...... Był tutaj pierwszy raz, a jednak coś ciągnęło go we właściwym kierunku.... być może męska intuicja....
Przechodził obok kolejnych drzwi, kiedy usłyszał dobiegającą zza nich rozmowę.
- Zawiodłem się na tobie, Naiya – dobiegł gruby, niski głos – Wiesz chyba, ze porażka karana jest śmiercią.
- To nie moja wina – broniła się elfka – prawie miałam amulet, ale ten głupi gryzoń mi przeszkodził
- Wypraszam sobie! – krzyknął, w miarę możliwości swoich rozmiarów łasico-podobny stworek – Nie jestem żadnym gryzoniem!! Ile razy mam jeszcze powtarzać, ze na imie mam Zenon, ale jak dla ciebie Lord Zenon
- Milczeć! – dobiegł po raz kolejny gruby głos, tym razem przesycony irytacją – Zastanowię się co z wami zrobić, ale teraz zejdźcie mi z oczu.
Odgłos kroków zaczął przybliżać się do drzwi. Garet przeklnął w myślach i obrócił się na pięcie. Chciał się jak najszybciej ewakuować... ale nie zdążył. Ciężki, tępy przedmiot opadł mu na kark. Chłopak mimo bólu obejrzał się za siebie i przyjął kolejne uderzenie, tym razem w twarz. Pociemniało mu przed oczami i dalej nie pamiętał już nic......
Siergiej:
robi sie ciekawie :D
Garet ocknął się z przenikliwym bólem głowy. Był, za pomocą łańcuchów, przytwierdzony do ściany, co bardzo ograniczało jego ruchy. Szybko zorientował się też, że został rozbrojony i od razu poczuł się nieswojo. Bez broni czuł się jak bez tlenu. Poruszył nogą i powiedział do siebie w myślach "cholera, nawet sztylet z buta mi wyciągnęli". Garet przejechał spojrzeniem po całym pomieszczaniu, które było praktycznie puste, nie licząc mahoniowego stołu z lampą naftową, przy którym kłócili się o coś Naiya, bardzo dziwna, niska postać, w obdartym brązowym płaszczu, o małych czarnych oczkach i łasicowatej twarzy - Garet wywnioskował, iż jest Zenon, choć wspominając, jak podejrzewał wczorajszą noc, niczego nie mógł być pewny. Poza Elfką i Zenonem, w kłótni uczestniczył też trzeci chyba-człowiek jak pomyślał bohater. Garet na oko ocenił, iż ów postać ma przy najmniej dwa i pół metra wzrostu. Jeszcze większe wrażenie na Garecie zrobił miecz, którego ostrze ciągnęło, będąc ułożonym na ukos pleców olbrzyma, od wysokości jego kostek, aż po kość potyliczną, a rękojeść, bogato zdobiona w srebro, kończyła się kilka centymetrów nad głową, dużą metalową kulk, której zadaniem było lepsze wyważenie tej gigantycznej broni. Ów miecz nie był jego jedyną bronią, gdyż przy boku znajdował się starnnie wykonany, jak można się spodziewać, duży morgensztern. Światło z lampy oświetlało zatroskaną twarz, na której widoczny był wyraźny zarost. Blond grzywka opadała na lewe oko giganta. Garet oceniał jego wiek na jakieś 40 lat i z wyglądu wnioskował, iż jest to wyrośnięty człowiek. Garet stwierdził, że wsyztskie te osobliwe postacie są zbyt zajęte rozmową by dojrzeć, że już odzyskał przytomność. Chłopak spróbował przezwycieżyć przenikliwy ból głowy i wytężył słuch by wiedzieć o czym mówią kłócący się:
-Musiałem go wysłać! Byli zbyt blisko! - krzyknął na Naiy'ę olbrzymi człowiek.
-Właśnie! Byli zbyt blisko! - zawtórował mu okropnie piskliwie Zenon.
-Nie moja wina, że tak zależało mu na tym cholernym medalionie! - krzyknęła Naiya.
-Więc trzeba było go zabić - powiedział już nieco spokojniej olbrzym, a te słowa nieco wstrząsneły chłopakiem przysłuchującym się rozmowie.
-Ale.....on niczym nie zasłużył na śmierć - elfka również spuściła z tonu.
-Ale gdybym nie wysłał Zenona to oboje byście zginęli z ich rąk - Garet nie wiedział kim są "Oni", ale poczuł dziwną wdzięczność dla Naiy'i i Zenona, że ciągle żyje - i stracilibyśmy Ciebie i amulet.
-Rast do cholery! Umiem o siebie zadbać - wybuchnęła Naiya, a Garet wreszcie poznał imię olbrzyma.
-Co nie zmienia faktu, że oni teraz wiedzą gdzie szukac amuletu i będą nas gonić - odrzekł Rast, a Garet nie wytrzymał nękającej go ciekawości i mimowlnie się odezwał:
-Kim do cholery są oni?! - spojrzenia trzech osób natychmiastowo skierowały się na jego obliczę.
-Ile słyszałeś ?! - zamiast odpowiedzi Garet otrzymał wybuch złości.
-Wystarczająco dużo by pytać o to kim są Ci, o których cały czas mówicie! - Garet krzyknął na Rasta, a ten aż poczerwieniał ze złości.
-Po co Ci to wiedzieć skoro i tak zginiesz? - spytał ironicznie Rast, próbując powstrzymać złość.
-Przestańcie się kłócić! Lepiej stąd uciekajmy bo słysze kroki! To mogą być oni! - Naiya tymi słowami uciszyła wsyztskich i faktycznie dało się słyszeć powolne, ciężkie i trzask łamanych dzrwi. Któś najwyraźniej ich szukał i nie miał wobec nich dobrych zamiarów.
-Zostawiamy go tu, czy znowu ratujemy mu dupsko? - spytał Zenon.
-Może się jeszce przydać - odpowiedział Rast złośliwie się uśmiechając, a następnie Naiya pstryknęła palcami i łańcuchy zniknęły, a przed Garetem pojawił się jego ekwipunek. "Oni" byli już coraz bliżej. Naiya szeptała coś stojąc przy stole, a reszta w pozycjach bojowych stała przy drzwiach. Gdy odgłos kroków i łamanych drzwi był już blisko, dało się słyszeć również rytmiczne, ciężkie sapanie i dziwny, harczący głos, wtedy nagle stół zniknął i pojawiło się podziemne przejście. Wszyscy niezwłocznie skierowali się do niego, a gdy tylko Naiya zamknęła je, usłyszęli trzask i kilka postaci wbiegło do środka. Garet w duchu cieszył się, że nie widzi owych postaci. W, jak się domyślał Garet, tunelu panowała grobowa cisza i egipskie ciemności. Gdy usłyszeli, że kroki, i harczenie się oddalają, ową ciszę przerwał Garet mówiąc szeptem:
-Czemu nie użyliśmy amuletu do ucieczki?
-Ponieważ to miejsce jest niczym innym, jak zakrzwieniem czasoprzestrzennym i po pierwsze - moglibyśmy je zniszyczć, a po drugie - przez pewien czas pozostał by tu portal, jaki powstaje przy każdej próbie teleportacjii w takich zakrzywieniach - odpowiedział mu Zenek.
-Dobra, a teraz wytłumaczcie mi po co jestem Wam potrzebny i kim są Ci...ludzie? - spytał Garet.
-Nie Twoja sprawa - odrzekł Rast.
-Moja! Gdy któs chce mnie zabić jest to, też moja sprawa - powiedział dosyć głośno, jak na te okoliczności Garet.
-No dobrze, powiem Ci - rzekła Naiya, a olbrzym skarcił ją spojrzeniem, na które nawet nie zareagowała - jesteśmy grupą, która zajmuje się szukaniem magicznych artefaktów i niedawno wykryliśmy właśnie taki, bardzo potężny artefakt. Jest to Twój amulet. Drzemie w nim ogromna moc. Może właśnie dlatego ktoś wysyła potężne sługi chaosu by zdobyły ten amulet, niestety jednak nie wiemy kto to. I właśnie po to możesz się nam przydać. Wiemy, że jesteś demonem, znamy Twoje imię, ale nie wiemy, komu do cholery mogłeś powiedzieć o amulecie.
-Nikomu nic nie mówiłem, zresztą sam nic nie wiedziałem o jego mocach - odparł lekko skołowany wypowiedzią Naiy'i Garet.
-A kto był poprzednim właścicielem amuletu? - wtrącił Zenon.
-Moja matka - odparł ze stoickim spokjem chłopak.
-Ehhh....chyba nie wiele się od ciebie dowiemy - powiedział naburmuszony człowiek-gigant.
-Mam pomysł! - znów odezwał się Zenon - musimy wyruszyć do Morgos! Tam rezyduje obecnie największy mędzrec swiata, Altros! Może On będzie coś wiedział o tych tajemniczych siłach chaosu - Garetowi dziwnie znjaome wydało się imię Altros, ale nie zwracal na to większej uwagi gdyż Rast i Naiya przytaknęli łasicy i ruszyli tunelem na przód. Dwie godizny później stali już na małej polance poza granicami Dominium.....
ehhh moj najdluzszy post w NSH :F
Nawigacja
[#] Następna strona
Idź do wersji pełnej