Pokaż wiadomości

Ta sekcja pozwala Ci zobaczyć wszystkie wiadomości wysłane przez tego użytkownika. Zwróć uwagę, że możesz widzieć tylko wiadomości wysłane w działach do których masz aktualnie dostęp.


Pokaż wątki - Yuzuriha

Strony: [1] 2
1
FanFik / Reanimacja - NSH
« dnia: Maja 21, 2014, 04:25:25 pm  »
Wątek dotyczy fanfiku,więc pomyślałam,że tu to wrzucę.

W zasadzie chodzi to już za mną od pewnego czasu.Pomyślałam,że dobrze by było poinformować osoby,które brały/czytały/pisały w tym udział - O ile jeszcze zaglądają na forum.
Mianowicie mam zamiar odkurzyć "Niekończącą się historię",tzn.nie tyle ją zmienić jakoś bardzo,raczej zredagować,napisać od początku do końca tak by się trzymała kupy - wywalić parę zbędnych rzeczy - dodać kilka nowych (nie wpływających jakoś bardzo na fabułę,raczej wyjaśniających,niektóre rzeczy),z tym,że zakończenia nie zmienię.
W końcu było to nasze wspólne dzieło(chyba jedyne,które zostało doprowadzone do końca),więc jakieś obiekcje czy komentarze będą mile widziane.

Oczywiście raczej nie umieszczę tego na forum,chyba,że ktoś bardzo chce.Myślałam raczej o deviantarcie.

Czemu to robię?Cóż pomyślałam,że to dobra opowieść,więc czemu nie pokazać jej reszcie internetowego świata ;).

2
FanFik / Złote oko
« dnia: Lipca 09, 2013, 06:00:49 pm  »
Ostatnio cierpię na brak weny do tworzenia artów, więc spróbowałam coś napisać. Do naskrobania tego krótkiego opowiadania zmusił mnie jeden z moich dziwnych snów. Po części jest ono napisane na podstawie tegoż snu, więc może wydawać się wyrwane z kontekstu i trochę niezrozumiałe (jak to bywa w snach), po części sama dodałam coś od siebie.
Cóż postanowiłam napisać to jako jeden rozdział, bez jakiejkolwiek kontynuacji, więc nie liczcie na to. Pomyślałam też, że spróbuję się w czymś nowym, więc jest ono napisane w formie pierwszoosobowej. Co tu więcej dodać, przeczytajcie i napiszcie co o tym sądzicie.


"Złote oko"

Było ciepłe popołudnie. Zeszłam schodami do tunelu. Przechodziło tamtędy sporo ludzi, jak zwykle o tej porze dnia. Mijali mnie w pośpiechu, pogrążeni w swoich małych światkach codzienności. "Nie ma to jak w domu" - pomyślałam. Niby wszędzie tak samo, ale jak człowiek wraca po długiej podróży dobrze czuje się w miejscu, gdzie wszystko zna.
 
Ktoś mnie potrącił. Zanim zdążyłam zareagować, zobaczyłam przed sobą wyciągniętą rękę z niebieskim portfelem, nadruk na nim próbował udawać jeans. Z boku dyndały dwa breloczki, jeden przypominał powyginanego, dwunożnego kota, drugi zaś miał logo squarezone. To był mój portfel!
Właśnie miałam zamiar krzyczeć, ale usłyszałam "choć za mną", więc ruszyłam za nieznajomą, w nadziei, że jeśli posłucham odzyskam swoją własność. Prowadziła mnie przez tunel, aż dotarłyśmy do drzwi, gołym okiem prawie niewidocznych. Idealnie zlewały się z kolorem ściany.

Otworzyła je mimo iż nie posiadały klamki. Weszłyśmy do środka, a one jak zaczarowane zamknęły się za nami. Korytarz był dość wąski, ale nie na tyle by nie mogły się w nim minąć dwie osoby. Na suficie wisiały lampy - zwykle widuje się takie w horrorach w ciemnych piwnicach, które mimo tego, że świecą nie dają zbyt wiele nadziei na zobaczenie czegokolwiek.
Na końcu korytarza - co było do przewidzenia - były kolejne drzwi. Te przynajmniej miały klamkę. Gdy ją nacisnęła, mechanizm zaskrzypiał cicho. W pomieszczeniu, w półmroku stała kanapa, stół i fotel - wszystko było białe, łącznie ze ścianami. Wskazała mi fotel, po czym rzucając na stół portfel, sama usiadła na kanapie. Przez chwilę się zawahałam,w końcu ustąpiłam siadając.

- Musisz nam pomóc. - nachyliła się do mnie - On znowu bawi się z demonami.
W pierwszej chwili nie załapałam.
- Wiesz o kim mówię, musimy go powstrzymać inaczej sprawy potoczą się nieciekawie...nie masz wyboru.
Fakt, wiedziałam.
Choć moja wiedza o demonach ograniczała się do książek typu demonologia i "jego" opowiadań, mimo to nie wierzyłam w te bzdury,o których mi opowiadał. Miałam wrażenie, że to wszystko to jedna wielka, zmyślona historyjka. Tak by zwrócić na siebie uwagę innych, bo kto normalny rozmawia z demonami, twierdząc, że je widzi?

Zastanawiając się, miałam chwilę by przyjrzeć się dziwnej nieznajomej. Cóż wyglądała całkiem normalnie, krótkie, ciemne włosy, przeciętna twarz, jednak oczy zdradzały, że nie jest całkiem zwyczajna.
Oczy - podzielone na kilka części złote płatki, błyszczące niczym metal. Nie posiadały tęczówek, gdyż całe oko nią było. Nieludzkie, mechaniczne. Co jakiś czas na czole otwierało i zamykało się poziome - trzecie, schowane pod skórą, wyglądające identycznie jak dwa pozostałe.
"Mam go wam po prostu oddać? Mojego brata...co z tego, że interesuje się demonami? Wcale nie mam zamiaru wam pomagać i szczerze mówiąc nic mnie to nie obchodzi!" - pomyślałam. Głos buntu był silniejszy od rozsądku. Wstałam gwałtownie, zabierając portfel.
- To nie mój problem!
W jednej chwili wszystko się lekko uniosło, przestrzeń zawirowała, po czym zatrzęsło całym pomieszczeniem. Miałam ochotę rozwalić wszystko dookoła, razem z nieznajomą. Przez ułamek sekundy widziałam jeszcze jej zdziwioną minę, a potem...

Potem wszystko zniknęło. Spróbowałam otworzyć oczy. Powieki były suche i ciężkie, zamykały się pod własnym ciężarem. Zamrugałam kilka razy czując jak wybudzam się z resztek snu. Leżałam na łóżku. Przetarłam oczy i wstałam kierując kroki do łazienki. Ziewnęłam stając nad umywalką, przemyłam wodą twarz i wytarłam ręcznikiem spoglądając w lustro. Przez chwile miałam wrażenie, że odbijają się w nim złote oczy.
- Pierdol się. - powiedziałam półszepntem i wyszłam.


3
HELP / Atelier Iris - seria
« dnia: Stycznia 31, 2012, 07:38:18 pm  »
Jestem już po przejściu AI2(gram aktualnie na extras),jednak mam pewien problem.Chodzi o motyw z odkamienieniem wszystkich ludzi,wydaje mi się,że znalazłam już wszystkich,ale Lutanus ciągle mówi,że mam iść ich szukać.Z tego co wiem za wykonanie tego questa dostaje się całkiem przydatną receptę,a zależy mi by mieć wszystko (może jakiś bug?).
Druga sprawa to gdzie mogę znaleźć receptę na Dis-element?Niby jest w jakiejś skrzynce,tak przynajmniej wyczytałam na necie,ale mam zebrane wszystkie skrzynki i nie mam pojęcia gdzie tego szukać.
Trzecia,to gdzie mogę znaleźć Desert Rose?Wiem,że była jedna w skrzynce,którą już zmarnowałam.

4
Faza pucharowa / Walka Finałowa: Tifa VS Serge
« dnia: Sierpnia 12, 2007, 09:36:46 pm  »
Dwie postacie znajdujące się na ogromnej, marmurowej wieży, stały na podłodze pokrytej malowniczym witrażem, wyczekując głosu skrytego gdzieś w przestrzeni. Jedna z nich była kobietą, na ramiona spływały jej długie czarne włosy, sięgające prawie ziemi. Twarz skrytą miała pod porcelanowo białą maską, natomiast ciało zakrywały warstwy delikatnego, zwiewnego materiału. Obok niej znajdował się mężczyzna odziany w długi czarny płaszcz skrywający jego całe ciało aż do ziemi. Trudno było określić czy jest stary, czy też tryska energiczną młodością, gdyż twarz mężczyzny schowana była w ciemnościach kaptura. Nagle z przestrzeni odezwał się donośny głos, wyliczając.
- Reaver, Yuzuriha, Reaver, Reaver, Yuzuriha, Reaver, Yuzuriha, Reaver, Reaver, Reaver...
Mężczyzna w płaszczu zagwizdał z podziwu.
- No proszę, siedem do trzech dla mnie. Widać zyskałem sobie niezłe poparcie, walcząc z Magusem. - bóg spojrzał w stronę kobiety - Musze przyznać, że pojedynek z tobą to był zaszczyt bogini Yuzuriho.
- Daruj sobie Reaver - odpowiedziała mu chłodno, nawet nie spoglądając w stronę boga - głosowanie wciąż trwa, zawsze może się wydarzyć jakiś cud.
- Cud? To my, bogowie jesteśmy od cudów, bardziej potrzebne jest tutaj szczęście, które najwyraźniej jest po mojej stronie. - kończąc zdanie zaśmiał się donośnie, jednak jego radość po chwili zmalała do zera, gdy głos kontynuował wyliczanie doliczając kolejne punkty dla Yuzurihy.
Głos zamilkł na chwilę, po czym odezwał się niespodziewanie.
- Ostateczny wynik to siedem do siedmiu, co oznacza tym samym wygraną dla bogini Yuzurihy, która przechodzi do walki finałowej. Zmierzysz się z bogiem Tantalusem, tobie Reaverze pozostało teraz walczyć o trzecie miejsce z Ignaciusem Firebladem.
- Najwyraźniej twoje szczęście cię opuściło Reaverze.
Mężczyzna zasyczał, po chwili rzekł do bogini:
- Cóż, biorąc udział w turnieju trzeba liczyć się również z przegraną. Pozostaje mi tylko przygotować moją ostatnią walkę i już nawet wiem co uczynię.
- Życzę ci powodzenia Reaver. - powiedziała spoglądając na zakapturzonego mężczyznę.
- Ja tobie również, piękna Yuzuriho. - Reaver ukłonił się, po czym czarna sfera otoczyła jego ciało, znikając po chwili razem z nim.
Yuzuriha opuściła wieże zaraz po mężczyźnie. Nikłe światło otoczyło jej ciało, jeden błysk i już była na miejscu. Długi korytarz z białych kamieni zdawał się ciągnąć w nieskończoność. Wzdłuż jednej ze ścian rozciągały się wąskie okna, wyciosane u góry na kształt łuku. Przy jednym z nich stała postać, bogini pofrunęła do niej unosząc się nad powierzchnią gładkiej podłogi. Wysoki mężczyzna skierował swój wzrok w jej stronę. Wąskie, błękitne oczy przykrywały lekko, platynowe włosy  sięgające poza pas. Między kosmykami wpięte miał dwa niebieskie pióra, sterczące lekko nad głową. Sam strój świadczył o tym, że jest jednym z bogów, odkrywając gdzieniegdzie wspaniale zbudowane ciało. Ukłonił się lekko widząc kobietę zmierzającą w jego kierunku, długie rękawy zaszeleściły cicho.
- Witaj bogini Yuzuriho. - powiedział jedwabnym głosem, uśmiechając się delikatnie.
Po chwili podnosząc się, jednym zgrabnym ruchem zarzucił włosy do tyłu.
- Witaj Tantalusie - odpowiedziała, zatrzymując się obok niego.
- Widzę, że to z tobą będę miał zaszczyt zmierzyć się w ostatecznej walce. - rzekł, a jego głos odbił się echem po ścianach pustego korytarza.
- Na to wygląda. - odpowiedziała spoglądając przez okno - Czy miejsce zostało już wybrane?
- Czekałem z niecierpliwością na to pytanie. - rzekł, po czym zrobił ruch ręką.
Białe obłoki rozmyły się, rozdmuchane przez chłodny wiatr. Zamek przenosząc się w przestworzach, niezauważony przez ludzkie oko, zawisł nad pustynią niezamieszkaną przez człowiecze stopy. Spękane żyły rozciągały się po całej jej powierzchni, żebrząc o krople wody. Jedynymi mieszkańcami tej srogiej pustyni były niezliczone ostre skały i kępki zeschniętej trawy rosnącej gdzieniegdzie między kamieniami. Słońce chowające się powoli za horyzontem odstąpiło miejsce swojemu bratu księżycowi, dając spalonej ziemi ukojenie. To z pozoru puste miejsce miało być dziś polem pojedynku dwóch ludzkich sił i ostatnią rozgrywką bogów. Dwa powietrzne okręgi zawirowały na powierzchni pustyni, unosząc w powietrze zaległy na ziemi pył, ukazując po chwili dwie ludzkie sylwetki. Niewysoki chłopak stał rozglądając się niepewnie, granatowe włosy związane chustą przykrywały mu lekko niebieskie, bystre oczy. Ubiór miał dość skromny, czarna bluzka z krótkim rękawem i szara kamizelka, oraz niebieskie spodenki. W dłoniach natomiast dzierżył potężne, złote ostrza złączone ze sobą solidną rękojeścią.
- Serge. - powiedziała cicho bogini.
- Zaskoczona? - zapytał Tantalus, spoglądając na nią.
- Nie - odpowiedziała chłodno - raczej zdziwiona. Twój podopieczny jest silnym przeciwnikiem. - mówiąc to, nawet na chwilę nie oderwała wzroku od pola bitwy - I to dzięki mnie udało mu się dostać do finału... - pomyślała.
Na przeciw chłopca znajdowała się dziewczyna o długich czarnych włosach, opadających luźno poza ramiona. Jej brązowe oczy wpatrywały się z lekką ciekawością w przeciwnika. Nosiła na sobie czarny, zapinany z przodu na zamek bezrękawnik i spodenki po za kolana. W dłoniach nie miała żadnej broni, chroniły je jedynie czarne skórzane rękawiczki i to swoimi rękoma miała walczyć. Ich spojrzenia spotkały się na chwilę. Tifa zmrużyła oczy wstrzymując oddech z zawrotną szybkością doskoczyła do swego przeciwnika atakując. Serge w ostatniej chwili zdążył zauważyć zbliżającą się pięść w kierunku jego twarzy. Uchylił się na bok, jednak Tifa zaatakowała z drugiej ręki, mierząc cios w lewy policzek Sergea. Chłopak cofnął się odruchowo kilka kroków w tył, trzymając za bolącą szczękę. Narastająca adrenalina pulsowała w żyłach, burząc krew. Nie mógł się obejść bez walki, tak samo jego przeciwniczka, która przypomniała mu tym ciosem, że oboje są w realnym świecie i tylko jedno z nich może wygrać tą walkę. Serge szybko otrząsnął się z rozmyślań i to on teraz atakował. Zamachnął się i przekręcając nadgarstek ciął horyzontalnie większym ostrzem. Tifa widząc ruch przeciwnika skuliła się upadając na klęczki. Broń mijając się  z celem, przecięła puste powietrze w miejscu, w którym uprzednio znajdowała się przeciwniczka Sergea. Zaskoczony mógł tylko zobaczyć jak dziewczyna zmyślnie podcina mu nogi i zanim Serge zdążył upaść na ziemię, uderzyła go z łokcia posyłając kawałek dalej.
Na nieskalanej twarzy boga pojawiło się śladowe zwątpienie. Zmarszczył brwi nie rozumiejąc co się dzieje. Yuzuriha spojrzała na niego po czym rzekła.
- Czyżby twój podopieczny wątpił w swoje marzenie...a może już zwątpił....
Tantalus zacisnął mocniej pięść.
- No dalej. - rzekł bardziej do siebie niż do swojej towarzyszki.
Serge podniósł się powoli z ziemi podpierając o Mastermune, w tym czasie Tifa szarżowała prosto na niego. Kolejną pięść celowała w jego żebra, jednak tym razem chłopak obronił cios rękojeścią. Dziewczyna spróbowała ponownie uderzając z obrotu nogą, Serge był na to przygotowany. Wyczekując odpowiedniego momentu, odepchnął przeciwniczkę pozwalając sobie na złapanie oddechu. Tifa zachwiała się próbując utrzymać równowagę, brunet wykorzystał ten moment nieuwagi na atak, tnąc koło brzucha. Dziewczyna zdążyła się uchylić, jednak nie na tyle by uniknąć ciosu całkowicie. W tej chwili koło okolicy żeber wykwitła na jej brzuchu czerwona linia, powiększająca się z każdą sekundą. Chłopak zaatakował po raz kolejny, nie dając wytchnienia swojej przeciwniczce. Ciął coraz szybciej na ślepo, tylko po to by w końcu dosięgnąć celu. Dziewczyna dzielnie omijała większość ciosów, niektóre niestety były zbyt szybkie i tylko szczęście pozwalało jej nie zostać przeciętą na pół.
Bogowie patrzeli z góry białego zamku w milczeniu. Tantalus uśmiechał się lekko, widząc jak jego zawodnik niszczy ciało swojej przeciwniczki. Yuzuriha stała koło niego spoglądając na pole bitwy z niepokojem. Jej ręce drżały, co cieszyło jeszcze bardziej pięknego boga. Czuł, że Serge wygra, a zwycięstwo tego chłopca będzie oznaczało zwycięstwo jego nad wszystkimi bóstwami.
Tifa czuła jak jej ciało pożera palący ból, rozchodzący się po najdrobniejszych nerwach. Krew powoli sączyła się z otwartych ran, osłabiając ją i spowalniając refleks. Myśl, że ma tu zginąć wcale jej nie pocieszała, była teraz zbyt blisko celu by się poddać. W końcu zdecydowała się zaatakować spod gradobicia ciosów. Wyczekała na odpowiedni moment, gdy Serge atakował po raz kolejny w brzuch, ominęła ostrze bokiem, kontrując. Mastermune musnęło ją delikatnie, zostawiając płytkie cięcie, ale za to Tifie udało się sięgnąć przeciwnika. Zaskoczony Serge pojął co się stało dopiero wtedy, gdy turlając przez chwilę zatrzymał się kilka metrów od niej.
Bogini Yuzuriha odruchowo wstrzymała oddech, natomiast zszokowany Tantalus uderzył ręką w parapet, czując jak jego złość narasta.
- Jak to? - zapytał sam siebie.
Zdziwiony Serge zapewne również chciał by to wiedzieć. Tifa stała przed nim ledwo trzymając się na nogach, krew kapała z otwartych ran, wsiąkając w spragnioną ziemię. Zebrała w sobie ostanie siły i podbiegając do podnoszącego się z ziemi Sergea zaczęła uderzać raz po raz. Pierwszy cios w twarz, unik, kolejny w brzuch, trafiony. Uderzenie podrzuciło lekko ciało chłopaka w powietrze, stawiając go od razu na nogi kawałek dalej. Następny miał być kopniak z obrotu w bok, Serge odruchowo obronił się Mastermune, uderzenie jednak wyrwało mu broń z rąk. Złote ostrze poszybowało świszcząc donośnie, przecinając przez kilka metrów powietrze, po czym wbiło się w ziemię nieopodal. Dziewczyna kontynuowała atak, stawiając nogę obróciła się po raz kolejny, wymierzając cios. Kreśląc w powietrzu smugę ze złotego piasku, lśniącego w blasku ostatnich promieni słońca, uderzyła Sergea w twarz z kopnięcia. Równowaga chłopca została zachwiana, przez chwile słaniał się na nogach, czując dokuczliwy ból w każdej części jego ciała. Tifa nie przerwała ataku, wiedząc, że jeśli pozwoli przeciwnikowi odetchnąć ten może ją jeszcze zaskoczyć. Uderzyła resztkami sił w brzuch zdezorientowanego chłopaka, dało się słyszeć gruchot kości, łamanych pod siłą ciosu. Kolejne uderzenia spadły na niego jak grad z jasnego nieba. W końcu Serge opadł na ziemię brocząc krwią. Jedną ręką trzymał się za połamane żebra, drugą zaś podpierał o wyschniętą glebę by całkiem nie rozłożyć się na ziemi. Powoli spojrzał na Tifę ledwo utrzymując świadomość, ta stała nad nim dysząc ciężko, wciąż jednak trzymając się na nogach. Noc nadeszła niespodziewanie, tak szybko, że oboje zapomnieli już jak długo walczą.
- Wystarczy... - powiedziała niespodziewanie bogini, a głos z nieba dobiegł dwójkę bohaterów znajdujących się na pustkowiu.
Tantalus spojrzał na nią z niedowierzaniem.
- On już nie wstanie i ty najlepiej o tym wiesz Tantalusie. - mówiła do niego, nadal spoglądając przez okno.
Bóg miał ochotę krzyczeć ze złości, ostatecznie zachował twarz uspakajając się, po czym rzekł:
- Wygrałaś... - jednym ruchem ręki wykonał jakiś tajemniczy znak w powietrzu i Serge zniknął.
Mężczyzna o urodzie kobiety spojrzał jeszcze na swoją przeciwniczkę, po chwili obrócił się na pięcie i opuścił biały pałac zostawiając boginię samą. Na twarzy Tify zagościł niepohamowany uśmiech, po tylu trudach nareszcie mogła cieszyć sie zwycięstwem. W końcu zamknęła oczy i zemdlała, nim jednak upadła, ktoś złapał ją kojąc palący ból. Zanim całkowicie straciła przytomność usłyszała jeszcze ostatnie słowa "możesz wrócić do domu...twoje marzenie zostanie spełnione".

5
Faza pucharowa / Walka X: Serge VS Jin
« dnia: Lipca 01, 2007, 08:09:20 pm  »
Dwa słupy czystego, białego światła zniknęły tak szybko jak się pojawiły, ukazując skryte za nimi dwie postacie. Jedną z nich był niewysoki chłopak, nastolatek jak można było stwierdzić po jego budowie. Na głowie miał chustę, spod której wystawały kosmyki ciemnych, granatowych włosów, miał również na sobie czarną bluzkę, przykrytą szarą kamizelką i niebieskie krótkie spodenki. W dłoni dzierżył pokaźną rozmiarów broń, dwa złote ostrza o nietypowym kształcie, połączone krótką rękojeścią, nazwane "jaskółką". Na przeciw niego znajdował się mężczyzna z postury wyższy i bardziej zbudowany niż on. Stał lekko przygarbiony, niczym zwierz czający się na swoją upatrzoną ofiarę. Za pewne nie był człowiekiem, o czym świadczyły pierzaste, czarne skrzydła na jego plecach, oraz rogi skierowane do przodu. Spoglądał teraz na swego przeciwnika z pod czarnych kosmyków włosów, przykrywających mu lekko białe tęczówki. Miał na sobie tylko czarne spodnie z wzorem płomieni, nie posiadał również żadnej broni, choć jego pazury z daleka wyglądały bardzo groźnie. Wokół nich panowała tylko ciemność, usiana niezliczonymi gwiazdami oraz kosmicznym pyłem, malującym przepiękne kolorowe smugi. Miejsce to wyglądało jak jakiś inny wymiar, gdzie wszystko ma swój koniec i początek. Oboje stali na kryształowych odłamkach, które mogły wydawać się nie bardzo stabilne, po przezroczystej powierzchni, jednak gdy na nich stali nie miały zamiaru załamać się pod ciężarem ich ciał. Niedaleko, oprócz szklanych odłamków unoszących się w całej przestrzeni, dało się zauważyć część jakiegoś zamku, wyglądającego jakby został wyrwany siłą z zupełnie innego świata. Ściana zbudowana z brunatnych cegieł rozciągała się majestatycznie, dając dziwne wrażenie górowania nad wszystkim wokół, kilka jej odłamków unosiło się bezwładnie w przestrzeni. Po całej długości ściany rozstawione były równomiernie duże, pół okrągłe okna, w których odbijały się gwiazdy. Nawet nie przypuszczali, że za nimi może się ktoś kryć. Po chwili obie postacie wzbiły się w powietrze, zbliżając się do siebie w zawrotnej szybkości. Nagle czas jakby zwolnił, chłopak zamachnął się swoją bronią, próbując przeciąć przeciwnika, ten widząc wymierzony cios, naprężył mięśnie i uderzył pięścią w klatkę piersiową chłopaka zbijając go w dół. Oczy Serge'a rozwarły się szeroko, czując zaskoczenie i nadchodzącą falę bólu. Chłopak spadł na jedną ze szklanych platform uderzając o nią boleśnie. Spotykając się plecami z jej powierzchnią jęknął tylko, próbując złapać powietrze. Demon unosił się nad nim w powietrzu, zatrzepotał mocniej skrzydłami, gubiąc przy tym kilka czarnych piór i spadając w dół niczym sokół, zaczął pikować w stronę chłopaka. Serge otworzył oczy i widząc spadającego na niego demona od turlał się na bok w ostatniej chwili. Jin uderzył pięścią w szklaną podłogę, zostawiając wielkie pęknięcie na jej powierzchni w miejscu, w którym przed chwilą znajdował się jego przeciwnik. Demon podniósł się powoli spoglądając na chłopaka przenikliwym wzrokiem, Serge nie czekał długo, pozbierał się z ziemi najszybciej jak mógł, po czym przeskoczył na najbliższy szklany odłamek. Skrzydlaty uśmiechnął się tylko i poszybował za nim, minął chłopaka w powietrzu i wylądował tuż przed młodziakiem. Gdy tylko dotknął ziemi zaatakował ponownie zdezorientowanego chłopaka. Serge zdążył się zasłonić trzonkiem "jaskółki", niestety siła ciosu wyrzuciła go daleko w powietrze. W ostatniej sekundzie złapał się krawędzi szklanego podłoża i wisząc bezwładnie na jednej ręce, rozejrzał się wokoło szukając najbliższej drogi ucieczki z swego położenia. Demon nie czekał długo na zaproszenie, jednym celnym ciosem ponownie uderzył w odłamek i rozbił go. Kawałki szkła rozsypały się malowniczo po przestrzeni zawisając w niej w bezruchu, jakby czas dla nich nie istniał. Serge spadł niżej, lecąc głową w dół ujrzał kolejny większy odłamek. Zanim zdążył się z nim zderzyć, obrócił się w powietrzu i wylądował na nogach. Spojrzał w górę na wiszącego w powietrzu czarnego anioła i z całej siły wyskoczył w jego kierunku. W kilka sekund przeleciał przez gwieździste szkiełka i zamachnąwszy się na demona, ciął przez jego klatkę piersiową. Jin uchylił się, lecz trochę za późno by całkowicie ominąć cios przeciwnika. Serge wylądował trochę dalej, dopiero po chwili demon zorientował się, że na jego piersi pokazała się płytka rana przecinająca czarne tatuaże. Upadły anioł wyszczerzył swoje kły i nie zważając na nic, ze złością rzucił się na swojego przeciwnika. Wróg nie zdążył zareagować, stał tylko przerażony nie mogąc się ruszyć. Demon nie zawahał się ani na chwilę, jednym ciosem uderzył sparaliżowanego chłopaka w brzuch, kolejny trafił w twarz wybijając go w powietrze. Jin podleciał i zanim chłopak zdążył się ocknąć, złapał go za ramie rzucając o podłogę, rozbijając ją przy tym na drobne kawałeczki. Serge zatrzymał się na kolejnej platformie uderzając o nią plecami, plując przy tym krwią. Przetoczył się na bok próbując wstać, niestety bez skutku. W końcu zebrał w sobie wszystkie siły i podpierając się rękoma, wstał chwiejnie. Jin spoglądał na młodziaka z góry utrzymując się w powietrzu kilka metrów nad nim, szykując się do następnego ataku. Na czole demona zabłysł nikłym światłem czerwony kamień. W tym samym czasie Serge zacisnął zęby i zebrał w sobie ostatnie siły, wokół jego ciała pojawiła się czysto biała aura. Po chwili wyskoczył wysoko w powietrze celując ostateczny cios w skrzydlatego. Jin przerwał atak, odlatując w bok, starając się ominąć świetlisty pocisk pędzący w jego stronę. Cios był niecelny, lecz nagle Serge zawrócił odbijając się od ceglanej ściany, przy okazji robiąc w niej głęboką wyrwę i niszcząc pobliskie okno w drobiazgi. Kawałki szyby unosiły się jeszcze przez kilka sekund w bezruchu, po czym rozprysnęły się pod siłą energii. Serge wystartował niczym wystrzelona torpeda i ciął przeciwnika. Jin nie mógł już nic zrobić, dotąd głuchą przestrzeń przeszył potworny krzyk. Demon spadł ciężko na platformę gubiąc czarne pióra, jedno z jego skrzydeł upadło kawałek dalej. Leżąc na ziemi kurczowo trzymał się za ranę, która w tej chwili bardzo krwawiła. Oprócz odciętego skrzydła, Serge trafił również w bark prawie go odcinając, Jin wciąż żył, ale nie mógł już walczyć. Chłopak podszedł powoli wyciągając Masamune w stronę demona, przykładając ostrzę do jego szyi, chcąc go tym samym ostatecznie wykończyć, jednak stało się coś niespodziewanego. Nagle jakaś kobieca postać sfrunęła z okna zamku, po czym delikatnie wylądowała na szklanej powierzchni, niczym motyl. Długie, czarne włosy powoli spłynęły jej po ramionach, twarz miała zasłoniętą maską, jak również całe ciało zakryte było zwiewnym materiałem.
- Nie musisz go zabijać, on i tak już nie może walczyć... - powiedziała idąc, a raczej płynąc w powietrzu w stronę chłopca -Twoje marzenie jest już coraz bliżej... - spojrzała na demona i machnąwszy ręką, sprawiła, że zniknął - Wygrałeś, możesz odejść. - wyciągnęła w jego stronę dłoń i po chwili wszystko zniknęło pokrywając się bielą.

6
Faza pucharowa / Walka VIII: Nightmare VS Jowy
« dnia: Czerwca 24, 2007, 08:15:48 pm  »
Powietrze przeszył dźwięk rozcinanego ciała, posoka lała się na ziemię zostawiając na niej malownicze, czerwone półksiężyce. Kolejni ludzie ginęli pod ciosami ogromnego miecza, ścieląc się przed potężnym mrocznym rycerzem. Niebo pociemniało od panującej zgrozy, powietrze zgęstniało, pioruny strzelały co jakiś czas rozświetlając pole bitwy, ukazując uścieloną ziemię ciałami poległych żołnierzy. Mimo ofiar, nadal nacierali na niezniszczalnego rycerza, zostając od razu zgładzeni, gdy tylko się do niego zbliżyli. Z daleka, całe wydarzenie oglądał młody przybysz, okryty postrzępionym płaszczem. Rycerz w granatowej zbroi raz po raz zamachiwał się potężnym ostrzem, niszcząc wszystko co stanęło na jego drodze. Miecz łypał na przeciwników fioletowym okiem wchłaniając ich dusze, gdy tylko dosięgnął ich ciał. Rycerz wyglądał by prawie normalnie gdyby nie wielka łapa z trzema pazurami i otworem gębowym na ramieniu wyglądającym jak wielki pasożyt, żerujący na swojej ofierze. Wyglądało na to, że Koszmar z każdą zdobytą duszą rósł w siłę, walczył od dłuższego czasu z nieszczęśnikami, nawet się nie męcząc. Nightmare zadał kolejne horyzontalne cięcie zmiatając wszystko co stało na drodze ostrza, przy okazji rozcinając ciała najbliższych przeciwników, zaraz po tym skupił energię, jego oczy zabłysły na czerwono i wszystko co znajdowało się w promilu kilkunastu metrów zostało wyrzucone w powietrze. Młody chłopak odczuł siłę ciosu stojąc nawet dość daleko od potwora. Po chwili wszystko ucichło, wojownik odruchowo przetarł oczy i spojrzał w stronę Koszmara. Wzburzony kurz nadal unosił się w powietrzu, ograniczając widoczność. Po dłuższej chwili pył zaczął powoli opadać, ukazując rycerza i porozwalane części uzbrojenia, oraz ciała mężczyzn, lub raczej to co z nich zostało. Młody wojownik podniósł się z ziemi, otrzepując płaszcz z kurzu i ruszył bez dłuższego zastanawiania się na spotkanie ze swoim przeznaczeniem. Szedł powoli, Nightmare od razu łypnął na niego czerwonymi oczami, które były jedyną zauważalną częścią twarzy spod hełmu z wielkim złotym rogiem.
- Nareszcie przyszedłeś, zaczynałem się już nudzić. - odrzekł ochrypłym głosem.
Chłopak, zatrzymując się od potwora kilkanaście kroków, zrzucił z siebie płaszcz. Jego rysy twarzy świadczyły o tym, że musiał być bardzo młody, długie blond włosy spływały mu po plecach spięte w koński ogon. Niebieskie, wąskie oczy wpatrywały się w kreaturę, z postury wyglądał na bardziej zniewieściałego chłopca, niż jakiegoś wielkiego wojownika. Ubrany był w niebieski bezrękawnik i białe spodnie.W lewej ręce trzymał długi kij zakończony po obu stronach głowami metalowych smoków, który przy mieczu Koszmara wyglądał jak zapałka. Nightmare zaśmiał się donośnie.
- To ma być ten wielki wojownik? - zakpił, po czym nachylił się lekko, łapiąc rękojeść SoulEdge obiema rękoma - zmiotę cię jednym ciosem!
Koszmar machnął swoją potężną bronią, unosząc przy tym w powietrze części zwłok. Jowy odskoczył na bok mijając się ledwo z podmuchem. Wiedział, że w bezpośrednim starciu z mieczem nie ma za wielkich szans, wiedział również, że rycerz jest na tyle wolny by zadać mu kontrę. Zanim Nightmare opuścił swój miecz, Jowy stał już przy nim i precyzyjnym ciosem uderzył w brzuch przeciwnika. Koniec kija ześliznął się po zbroi, sypiąc złotymi iskrami. Chłopak rozszerzył tylko powieki, widząc jak koniec kija mija się z celem. Po chwili poczuł mocne uderzenie w bok i odleciał kawałek spadając miedzy martwe ciała. Podparł się na ramionach i widząc czyjąś wykrzywioną twarz w agonii, szybko wstał z obrzydzeniem na twarzy. Czuł, że cały bok go boli, na szczęście nie połamał sobie niczego. Wielkie oko SoulEdge'a spojrzało na chłopaka pulsując, niczym żywy organizm.
- Chcesz jego duszy? - zapytał siebie Koszmar, po chwili spojrzał na młodego.
Nagle natarł na chłopaka i uderzając mieczem w miejscu, w którym przed chwilą stał Jowy rozpłatał resztki ciał. Chłopak na szczęście miał przewagę w szybkości i zwinnie omijał każde cięcie przeciwnika. Po kolejnym pionowym cięciu młody wojownik spróbował uderzyć ponownie, tym razem celując miedzy łączenia zbroi. Cios był celny, kij wbił się pod żebrami potwora utykając w tym miejscu. Nightmare zawył z bólu, po czym machnął łapskiem próbując trafić chłopaka. Ten zdążył uciec turlając się na bok, niestety już bez broni. Koszmar zatrzymał się i charcząc wyciągnął kij z trzewi jednym szarpnięciem, odrzucając go daleko w bok. Jowy nie zastanawiał się długo i pędem rzucił się po swoją broń, w tym czasie potwór już na niego nacierał. W ostatniej chwili przeturlał się i łapiąc swój oręż, zasłonił się nim przed wielkim ostrzem. Pod siłą zderzenia broni, zaczęły sypać się z nich iskry. Jowy leżał na ziemi plecami, między zwłokami poległych trzymając przed sobą swój kij, starając się z całych sił nie zostać przeciętym na pół SoulEdgem. Był teraz w patowej sytuacji, nie bardzo miał jak uciec i zaczynał czuć, że długo tak nie pociągnie. Koszmar nacierał na niego, domagając się duszy chłopaka, oko miecza pulsowało z każdą chwila coraz szybciej, czując nadchodzącą śmierć przeciwnika. Młody wojownik zebrał w sobie ostatnie siły i naprężając wszystkie mięśnie, przerzucił potwora za siebie. Nightmare upadł na ziemie z głuchym łoskotem zbroi. Blondyn miał tylko chwilę by się pozbierać i przygotować atak. Chłopak wyskoczył do potwora z zamiarem uderzenia go z góry, jednak stało się coś nieoczekiwanego. Koszmar zasłonił się SoulEdgem, źrenica w oku miecza zmniejszyła się gwałtownie i gdy blondyn tylko na nie spojrzał, jakaś nieznana siła odepchnęła go, powalając na ziemię, pozbawiając przy okazji Jowego jego broni. Chłopak uderzając o ziemię stracił na chwilę dech w piersiach. Instynktownie spojrzał na kij, który w tej chwili znajdował się za nim na odległość około pięciu metrów. Gdy próbował wstać w tym samym momencie poczuł, że wielka łapa go dosięgła. Nightmare złapał go w pasie i podniósł bez wysiłku jedną ręką, nad głowę. Jowy starał się wyrwać, niestety na próżno, Koszmar trzymał mocno.
- Twoja dusza należy do mnie. - zawarczał potwór, po czym począł zaciskać swoje wielkie łapsko.
Jowy bezskutecznie wymachiwał nogami i uderzał rękoma w szpony. Rycerz śmierci powoli zaciskał łapę, nasycając się tą sytuacją. Po chwili dało się słyszeć gruchot łamanych kości. Jowy tylko krzyknął, z jego ust popłynęła struga krwi, kilka sekund później umilkł, zwisając bezwładnie z ręki potwora. Nightmare odrzucił martwe ciało chłopaka, powietrze przeszył złowieszczy śmiech.
- Kolejna dusza jest moja...

7
Faza pucharowa / Walka IV: Jin VS Zidane
« dnia: Czerwca 10, 2007, 04:52:00 pm  »
Świst wiatru rozległ się po okolicy, podburzając kołyszące się języki żywych płomieni. Dym pochłonął już większość placu  przed niegdyś pięknym dojo, które w tej chwili trawił ogień. Po chwili rozległ się gruchot spadających desek, podtrzymujących dach budynku, kilka zielonych dachówek roztrzaskało się o brukowaną kostkę, którą wyłożony był plac. Ogień trawił wszystko nie pozwalając żadnemu, nawet najmniejszemu stworzeniu na ucieczkę. Powietrze delikatnie falowało od nagromadzonego gorącego powietrza, zniekształcając dwie sylwetki postaci, mierzące się z daleka. Jedną z nich był wysoki mężczyzna, ubrany tylko w czarne spodnie, na których widniał czerwony płomień, jak gdyby ten żywioł należał tylko do niego. Miał czarne włosy zaczesane do tyłu, a jego rysy twarzy świadczyły o pochodzeniu z kraju kwitnącej wiśni. Jego przedramiona zdobiły czerwone ochraniacze, a jego jedyną bronią była własna siła fizyczna. Po drugiej stronie znajdował się osobnik nieco niższy od swego wroga. Jeżeli miał by szansę stanąć koło swego rywala sięgał by mu zaledwie do pasa. Na głowie falowała mu delikatnie blond czupryna, spięta z tyłu w kucyk błękitną wstążką. Bystre niebieskie oczy wpatrywały się w osobnika po drugiej stronie, szukając zapewne jego słabych punktów. W dłoniach dzierżył dwa sztylety pochylając się lekko do przodu, szykując się tym samym do ataku. Japończyk stanął w lekkim rozkroku wyciągając przed siebie ramiona z zaciśniętymi w pięść dłońmi, czekając na pierwszy ruch przeciwnika. Zidane nie zastanawiał się długo i nie czekając na zaproszenie rzucił się pędem w stronę przeciwnika. Był naprawdę szybki, Jin nawet nie zdążył zauważyć kiedy chłopak znalazł się przy nim, z zamiarem wbicia mu ostrza sztyletu w nie osłonięty brzuch. W ostatniej chwili zdążył odsunąć się na tyle, że ostrze pozostawiło na skórze tylko delikatne przecięcie. Zidane widząc chwilową dezorientację japończyka,  zaatakował ponownie drugą ręką, trafił jednak na blok. Ogoniasty odskoczył kawałek w tył i gdy tylko dotknął ziemi odbił się od niej mierząc w przeciwnika. Widząc nadlatującego wroga, japończyk odsunął się na bok, pozwalając by sztylet przeszył powietrze w miejscu, w którym przed chwilą się znajdował. Zanim złodziejaszek zdołał wylądować koło niego, Jin kopnął go w bok, posyłając Zidane daleko w głąb placu. Ogoniasty przetoczył się kilka metrów zaskoczony takim obrotem wydarzeń. Jak kot, zwinnie przekręcił się w locie na nogi i szurając po ziemi zatrzymał się. Podpierając się jedną ręką spróbował się podnieść. Czuł, że jego małe ciałko przenika palący ból. Wziął kilka głębszych oddechów i pozbierał się stając znów w pozycji bojowej. Powietrze stawało się coraz cięższe od nagromadzonego żaru, języki płomieni tańczyły wesoło wokół placu, pochłaniając coraz więcej i więcej ograniczając możliwość ucieczki. Reszta zwalonego dachu trzymała się na ostatniej drewnianej podporze, walcząc z trawiącym ją ogniem. Zidane skoczył do przeciwnika ponownie atakując, japończyk wiedział już co ma robić. Świst przecinanego powietrza rozległ się ponownie. Zidane nie dawał za wygraną i wciąż napierając na swojego przeciwnika atakował raz po raz, trafiając tylko na powietrze. Kiedy kolejny cios zakończył się nie udaną próbą, wkurzony Zidane właśnie miał się obrócić by zadać kolejne cięcie, jednak poczuł jakiś dziwny opór. Jin złapał go za ogon i rzucił zaskoczonego chłopaka w jeden ze stojących jeszcze drewnianych filarów. Kocia zwinność pozwoliła Zidane na błyskawiczne odwrócenie się w trakcie lotu i odbicie się od filara. Teraz miał szansę, odbijając się wymierzył w Jina, jego cios dosięgnął prawego ramienia wroga, pozostawiając głęboką ranę. Kociak zatrzymał się za nim z uśmiechem na twarzy najwyraźniej zadowolony z efektu, ocierając kropelki potu spływające mu po czole. Otaczające ich falujące powietrze dawało we znaki nie tylko jemu, ale również Jinowi. Po klatce piersiowej i plecach japończyka również spływały kropelki potu rozbijające się na ziemi. Jin stał łapiąc ciężko powietrze w płuca, czuł już lekkie zmęczenie ciągłymi unikami, które potęgował panujący dookoła żar. W tym czasie Zidane korzystając z okazji skoczył do przeciwnika i wyskakując tuż przed nim w powietrze zadał cios z góry. Brunet widząc szansę na kontrę, uderzył odsłoniętego Zidane w brzuch pięścią, podbijając go lekko w powietrze. Następnie kopnął go z kolana i zanim ten zdążył wylądować na ziemi, japończyk przyklęknął i wyprowadził prostą pięść wysyłając chłopaka daleko w tył. Ciało blondyna poleciało bezwładnie uderzając głucho o ziemię. Złodziejaszek próbował się podnieść jednak bezskutecznie. Podparł się ręką, czując, że z ust płynie mu stróżka krwi. Splunął odruchowo i przecierając twarz spojrzał na przeciwnika. Po chwili na jego twarzy wymalowało się zaskoczenie. W osłupieniu patrzał na niewzruszonego Jina, stojącego nie opodal z wystającym z klatki piersiowej sztyletem. Japończyk stał w otaczającej go zewsząd ciemności, dziwnie przygarbiony niczym zwierz gotowy do ataku. Po chwili jednym wolnym ruchem ręki wyciągnął sztylet, odrzucając go na bok. Aura nienawistnej czerwieni otoczyła ciało japończyka, rana na jego klatce piersiowej zniknęła, a zamiast niej na torsie mężczyzny i czole pokazały sie czarne wzory. Po Jinie przechodziły drobne, czerwone wyładowania. Nagle skulił się jeszcze bardziej, w tym momencie dało się słyszeć dziwne dźwięki, przypominające łamanie kości. Zszokowany Zidane chciał się wycofać, ale szarpiący ból żeber skutecznie uniemożliwił mu ucieczkę, z resztą do kąt miał by uciec, płomienie otaczały ich ze wsząd. W tej chwili było już za późno, Jin stał ze spuszczoną głową w dół. Rozpostarte czarne skrzydła na tle płomieni wyglądały niczym pazury jakiegoś stworzenia z nocnego koszmaru. Demon oddychał głęboko podnosząc powoli wzrok. Jego nienawistne spojrzenie zatrzymało się na blondynie. Po chwili demon wyszczerzył kły w upiornym uśmiechu i wydając z siebie złowieszczy pomruk, wzbił się w powietrze, rozdmuchując iskry i resztki spalonych desek. Gdy znalazł się jakieś dziesięć metrów nad ziemią, zawisł w powietrzu spoglądając z góry na swojego przeciwnika. Kamień na jego czole zalśnił czerwonym światłem, nagle zebrała się w nim energia i w ułamku sekundy z kamienia wystrzelił czerwony promień niszcząc wszystko co stanęło na jego drodze. Zidane nie miał żadnych szans by uciec, spoglądając na demona zagłady czekał na nie nieuniknione. Nagle w całym pobliskim lesie zrobiło się oślepiająco jasno, z daleka dało się słyszeć ogromny huk i tak jak wszystko się zaczęło, tak samo szybko ucichło. Panującą w nieskończoność ciszę przerwał naglę złowieszczy, obłąkańczy śmiech zwycięstwa.

8
Faza grupowa / Walka XLVIII: Tifa VS Sephiroth
« dnia: Maja 20, 2007, 06:27:11 pm  »
Pomarańczowy powidok zmieszany z odcieniami czerwieni powoli znikał za horyzontem pozwalając nocy zająć jego miejsce. Księżyc wyglądał zza budynków małej wioski, otulając miasteczko gwieździstą kołdrą. Można by rzec, że to była jedna z piękniejszych nocy nad miasteczkiem Nibelheim, gdyby całego tego widoku nie przykrywał gęsty dym, unoszący się nad trawionymi przez ogień strzępami domów. Z oddali dało się słyszeć odgłosy walki, a raczej jęki zabijanych ludzi. Między płomieniami przedzierała się postać w czerni niczym nadchodząca śmierć. Z jej pleców spływały długie srebrne włosy, unoszone lekko przez nagromadzone wokół gorące powietrze. W lewej ręce trzymała ogromne ostrze i idąc przed siebie zabijała każdego kto stanął jej na drodze. Po chwili owa postać zniknęła w płomieniach udając się przed siebie swoją, nieznaną nikomu drogą. Nikt jednak nie zauważył, że w tym całym chaosie pojawiła się jeszcze jedna postać. Dziewczyna o długich ciemnych włosach  i czarnym stroju, stała na środku placu. Dobrze znała to miejsce, jej rodzinny dom właśnie pogrążał się w otchłani piekieł. To samo zdarzenie z przed siedmiu laty, to samo uczucie zagościło w jej sercu ponownie. Tifa spojrzała nienawistnie w stronę pobliskich gór. "Sephiroth" szepnęła i zerwała się pędem. Dziewczyna biegła niczym strzała, stary nieczynny reaktor nieopodal Nibelhelm, tam właśnie się udała w poszukiwaniu swojego celu. Gdy była już na miejscu wejście do reaktora stało otworem jednak przed nim nie znalazła nikogo. Bez zastanowienia weszła do środka.Wszędzie wisiały kable i rury prowadzące do ziemi z skąd była pobierana esencja planety. Po chwili zauważyła klęcząca postać ubraną w cowboyski strój, opierającą się o zwłoki mężczyzny.
- Mako ... Shinra ... nienawidzę ich wszystkich!!! - wykrzyczała i po chwili spojrzała na ostrze leżące nieopodal.
Dziewczyna podniosła broń i ruszyła do kolejnego przejścia. Tifa spojrzała na martwe ciało ojca, smutek ścisnął jej gardło, musiała przeżywać wszystko na nowo, miała świadomość, że nic nie mogła zrobić, nie mogła zmienić tego co się stało, nawet teraz gdy miała na to okazję. Podbiegła do przejścia i chowając się za ścianą obserwowała dalszy przebieg wydarzeń. Srebrno włosy stał przed otworem do komnaty Jenova'y unosząc w górę ręce, dziewczyna podeszła do niego wchodząc po metalowych schodach i gdy już miała się na niego zamachnąć, mężczyzna złapał za rękojeść katany i szarpiąc się chwilę z dziewczyną wyrwał jej broń z ręki. Jednym szybkim ruchem strącił ją ze schodów pozostawiając na ciele dziewczyny głęboką ranę. Po pomieszczeniu rozniósł się głuchy odgłos metalu, jej ciało bezwładnie spadło na sam dół schodów i już więcej się nie podniosła. Tifa nie musiała długo czekać, gdy usłyszała zbliżające się szybko w jej stronę kroki. Schowała się za pobliskimi rurami wciąż wyczekując. W ten, ktoś wbiegł do środka reaktora i przemierzając z zawrotną szybkością pomieszczenie, w którym się znajdowała wbiegł do następnego, a następnie mijając ciało dziewczyny wspiął się po schodach i zniknął w ciemnościach. Przez chwilę słyszała odgłosy walki i nagle, po głuchym uderzeniu nic więcej już nie usłyszała. Chciała wyjść by sprawdzić co się stało, ale nagle pokazała się druga postać, ubrana w prosty wojskowy strój i również wbiegła do środka pomieszczenia, w którym leżała nieprzytomna dziewczyna. Mężczyzna podszedł do niej i przeniósł ją ostrożnie kładąc nieopodal. Dziewczyna coś majaczyła, jednak chłopak nie zastanawiał się długo i po chwili zniknął Tifie z oczu w pomieszczeniu, do którego wszedł srebrno włosy. Kolejnym dźwiękiem jaki usłyszała było tłuczone szkło i krótka wymiana zdań, jednak była zbyt daleko by je usłyszeć. Napięcie rosło, po krótkiej chwili chłopak wrócił i znów przykucnął koło dziewczyny, jednak nie na długo. Srebrno włosy wyszedł z pomieszczenia zwanego "Jenova" idąc przed siebie tempo, zostawiając za sobą ślad czerwonej posoki, wydobywającej się z głębokiej rany brzucha. Chłopak obejrzał się za nim mimochodem. W głębi pomieszczenia dało się słyszeć ciche błaganie "powstrzymaj go ... powstrzymaj Sephirotha". Nie zastanawiając się długo chłopak wybiegł za srebrnowłosym wykrzykując jego imię, chwile później miał wbity w prawym ramieniu czubek jego ostrza. Katana przeszła na wylot nie pozostawiając chłopakowi żadnej szansy ucieczki. Tifa nie mogła dłużej na to pozwolić, wyskoczyła ze swego ukrycia i jak błyskawica znalazła się przy Sephiroth'cie. Jednym celnym ciosem w brzuch posłała go kilka metrów w tył. Pod wpływem grawitacji ciało chłopaka, nie mając już żadnej podpory, opadło głucho na metalową platformę. Sephiroth wstał powoli wciąż trzymając w drugiej ręce coś przypominającego ludzką głowę, zaskoczony takim zwrotem wydarzeń. Wyglądał jakby w ogóle nie czół bólu mimo wciąż krwawiącej rany. Dzieliło go od dziewczyny kilka metrów, Tifa spoglądała na niego z nieskrywaną nienawiścią. Uskoczyła pod niego, omijając nadlatujące ostrze katany i uderzyła go pięścią w podbródek. Sephiroth stał przez chwilę zamroczony, o sekundę za długo by uciec z pod gradu ciosów jakie zadała mu przeciwniczka. Tifa uderzała pięściami w brzuch i twarz, kolejnym ciosem z łokcia w splot, posłała srebrnowłosego kawałek w tył. Syn Jenowy nie mógł złapać powietrza, Tifa bez wahania podbiegła do niego i obracając się kopnęła go z całej siły w twarz. Sephiroth wylądował na podłodze, przeturlał się na bok i spróbował wstać. Teraz na dodatek nie tylko jego rana na brzuchu krwawiła, ale również z ust i nosa zaczęła kapać świeża stróżka posoki. Czarny wstał powoli śmiejąc się jak opętany, Tifa nie musiała długo czekać na jego kontratak. Sephiroth wymachiwał swoją kataną jak oszalały, nie zważając na wiszące kable czy pobliskie rury, ciął wszystko jak popadło. Tifa bez trudu omijała długie ostrze katany, które wydawało się jej z każdym ciosem wolniejsze. Wyczekała moment nie uwagi srebrnowłosego i zaatakowała. Jednym celnym ciosem uderzyła go w brzuch, przy czym dało się słyszeć gruchot łamanych kości. Sephiroth stanął jak wryty, splunął krwią, prawdopodobnie miał połamanych kilka żeber. Spojrzał na Tifę przytępionym wzrokiem, jego wyraz twarzy przypominał szaleńca pozbawionego jakichkolwiek uczuć. Tifa nie zawahała się ani na chwilę, podbiegła do niego i z całym impetem uderzyła. Jeden cios w klatkę piersiową wystarczył, srebrno włosy uderzył o barierkę platformy, przelatując przez nią. Tifa podbiegła jeszcze do niej widząc jak czarny anioł spadł pochłonięty przez odmęty energii Mako. Powili odeszła od barierki, jej wzrok przykuł wciąż leżący żołnierz. Był nieprzytomny, ale oddychał. Po chwili z zewnątrz dało sie słyszeć czyjeś głosy. Tifa spojrzała jeszcze raz na jarzące się zielenią odmęty esencji planety, w których zniknął jej przeciwnik i po chwili jej ciało otoczyło jasne światło, które zniknęło razem z nią, gdy tylko do środka reaktora weszli żołnierze Shinry.

9
Faza grupowa / Walka XLI: Auron VS Quistis
« dnia: Kwietnia 29, 2007, 06:49:50 pm  »
Słońce delikatnie wdzierało się przez zasłony do ciemnego pokoju, świecąc śpiącej dziewczynie prosto w twarz. Przekręciła się na bok i po krótkiej chwili zerwała się do pozycji siedzącej łapiąc za elektryczny zegarek z biurka. Na jego tarczy widniała dziewiąta czterdzieści pięć.
- To już tak późno? - powiedziała przeciągając się leniwie, przeczesując czarne włosy - No tak dziś czeka mnie walka z ... - spojrzała na kartkę przyklejoną na ścianie tuż obok monitora komputera - Tantem.
Chwilę później na twarzy dziewczyny pojawił się diabelski uśmieszek.
- Szykuj się na rychłą przegraną Tant.
Yuzu wstała z łóżka, odsłoniła okno, otwierając je zaraz po tym i sięgnęła do radia włączając swoją ulubioną składankę, która wciąż tkwiła w odtwarzaczu. W tej chwili z głośników wydobywały się dźwięki piosenki Thousand Foot Krutch - Phenomenon gwałtownie przerywając panującą ciszę. Dziewczyna szybko się ogarnęła i nim minęło piętnaście minut siedziała już przed komputerem, tworząc nowy dokument WordPad, w folderze Tournament of the Titans o nazwie Auron vs Quistis.
- No to zaczynamy. - powiedziała z entuzjazmem rozprostowując palce.
Rozsiadła się wygodnie w krześle, opierając plecami o oparcie, przyciągnęła bliżej siebie klawiaturę i zaczęła rytmicznie naciskać przyciski.

Długi bat znów świsnął koło głowy samuraja, ledwo mijając się z celem. Auron przetoczył się na bok, Quistis nie dawała za wygraną, za każdym razem kiedy próbował się do niej zbliżyć, posyłała w jego stronę zakończony ostrzem rzemień. W takiej sytuacji Auron został zepchnięty do obrony. Gdy tylko blond włosa nabrała przewagi, zaczęła raz po raz atakować Aurona, rzucając w niego ognistymi pociskami. Samuraj omijał je z zawrotną prędkością, zbliżając się do dziewczyny, zmniejszając tym samym dzielący ich dystans. W biegu przerzucił czarne ostrze miecza przez ramię i gdy zbliżył się wystarczająco blisko zadał horyzontalne cięcie, Quistis ominęła je bez najmniejszego trudu, uskakując w tył. W powietrzu naciągnęła bat i jego końcówka poszybowała w stronę twarzy Aurona, dosięgając celu. Z świeżo otwartej rany popłynęła stróżka krwi. Zaskoczony Auron zatrzymał się na chwilę, ścierając odruchowo wolną ręką krew z twarzy. Quistis zdążyła w tym czasie wylądować na ziemi na bezpieczną odległość i gdy tylko dotknęła podłoża znów zamachnęła się na przeciwnika. Tym razem samuraj ubrany w czerwony płaszcz, nie dał się zaskoczyć. Uchylił się przed nadlatującym ciosem i z impetem biegł na przeciwnika, Quistis uśmiechnęła się i ściągnęła bat spowrotem atakując wroga od tyłu. Bat świsnął koło ucha Aurona, mijając jego głowę o centymetry, gdy ten uchylił się w ostatniej chwili. Samuraj wciąż biegł na dziewczynę nie zwalniając ani na sekundę. Blond włosa szybko cofnęła rękę i po raz kolejny zaatakowała na skos. Auron nie zatrzymując się ani na chwilę, wyciągnął przed siebie oręż, rzemień odbił się od ostrza. Cios nie był na tyle skuteczny by zatrzymać samuraja, Quistis nie zdążyła wycofać swojej broni. W tym czasie Auron dobiegł do niej i wprowadził cios z ukosa, w ostatniej chwili dziewczyna zdążyła się odtoczyć. Efektem niecelnego ciosu była dość głęboka, ukośna szrama pozostawiona na pniu drzewa przez ostre ostrze. Blond włosa obejrzała się za siebie szukając wzrokiem przeciwnika, w samą porę by uniknąć kolejnego ciosu nadchodzącego z góry.

W tym momencie z kuchni dało się słyszeć dźwięk gwizdka.
- O cholera, prawie zapomniałam. - pomyślała i szybko wyskoczyła z krzesła jak wystrzelona z katapulty.
Yuzu biegła przez pokuj, mało nie potykając się o leżącego na jego środku czarnego kota, podążając w zawrotnej szybkości do kuchni. Gdy dobiegła do kuchenki by ja wyłączyć gwizdek jak zwykle poszybował w górę i spadł uderzając głucho o podłogę. Spojrzała z irytacją w jego kierunku burcząc coś pod nosem. Podniosła go ostrożnie i położyła na blacie stołu. Zrobiła herbatę i ruszyła w kierunku swojego pokoju, zastała jednak niespodziewanego gościa przed monitorem.
- Won z kompa! - warknęła na siostrę, która właśnie wysyłała smsa przez internet.
- Moment. - odpowiedziała jej od niechcenia.
Gdy strona się załadowała i pokazało się okienko "Twój sms został wysłany" odeszła od komputera zostawiając za sobą otwarte drzwi. Yuzu miała ochotę złapać krzesło i rzucić nim w blond włosą, jednak powstrzymała się i zamknęła drzwi prawie nimi trzaskając.
- Firanki masz w domu .... - powiedziała bardziej do siebie.
Postawiła kubek z herbatą na biurku i usiadła wygodnie na krześle przystawiając je bliżej blatu.
- No to na czym skończyłam? - mówiąc zarzuciła długie włosy na plecy, wertując wzrokiem kilka ostatnich zdań, po czym znów w pokoju rozległo się rytmicznie klikanie.

Miecz Aurona wbił się w porośniętą trawą ziemie z łatwością. Z tą samą łatwością samuraj w czerwieni wyciągnął go i już szykował się do następnego ataku, widząc niedaleko stojącą już na równych nogach Quistis. Dziewczyna nie czekała długo na zaproszenie i już szykowała kontratak tworząc w dłoni ognistą kulę. Niestety atak nie doszedł do skutku, gdyż Quistis została zmuszona do rozproszenia magii, w przeciwnym razie została by przecięta na pół mieczem Aurona. Ostrze błysnęło uderzając głucho w miejsce, w którym przed chwilą stała. Dziewczyna miała tylko sekundy by zastanowić się nad kolejnym posunięciem. W jednej chwili uderzyła batem, lecz nie celowała w przeciwnika, a w jego oręż. Rzemień trafił na klingę obwiązując się na niej ciasno. Jednym mocnym szarpnięciem wyrwała broń przeciwnikowi z ręki, posyłając ją daleko w tył. Auron stał bezbronny, a tak przynajmniej wydawało się blond włosej. Jeden moment nieuwagi i już stał przy niej, był szybki nawet bez swojego oręża. Brązowe oczy spojrzały na nią spod ciemnych okularów, Quistis ledwo zdążyła zasłonić się przed nadlatującą pięścią w jej kierunku. Skrzyżowała ręce jednak siła ciosu odepchnęła ją kawałek w tył. Następny cios był silniejszy od poprzedniego co dziewczyna odczuła na własnej skórze tracąc prawie równowagę. Trzeci i równie szybki w końcu ją trafił przedzierając się przez gardę. Quistis poczuła ból w okolicy brzucha, nie mogła złapać oddechu. Spojrzała niebieskimi oczami na przeciwnika, starając się ze wszystkich sił utrzymać świadomość. Złapała za przedramię samuraja i straciła przytomność zwisając bez władnie na jego dłoni. Auron opuścił rękę pozwalając dziewczynie opaść ciężko na ziemi. Skierował kroki w stronę swego miecza, podniósł go z ziemi i zarzucił sobie przez ramię, chowając lewą rękę za płaszcz jak to miał w zwyczaju. Spojrzał jeszcze w stronę nieprzytomnej dziewczyny mówiąc:
- Byłaś dobrym przeciwnikiem...
Po tych słowach zniknął w gęstwinie drzew.

Yuzu przeciągnęła się na krześle opierając się. Po chwili oparła brodę na dłoni i otworzyła firefoxa wpisując adres strony o wdzięcznej nazwie squarezone, chociaż większość użytkówników lubiła nazywać ją "serce złamane". Najechała myszką na topik o nazwie Tournament of the Titans i nacisnęła odnośnik. Na jej twarzy wymalowało się zdziwienie gdy zobaczyła, że jej przeciwnik nie umieścił jeszcze swojej walki. Przez jej umysł przeszła jedna myśl "Czyżby dał mi pierwszeństwo? " pomyślała uśmiechając się sama do siebie. Bez zastanowienia stworzyła nowy temat i kopiując swoją pracę umieściła ją na forum.
- Niech wygra lepszy.

10
Faza grupowa / Walka XXXVI: Squall VS Seifer
« dnia: Kwietnia 08, 2007, 08:47:15 pm  »
Wyschnięta i spękana równina, którą odwiedza tylko wiatr unosząc kurz w powietrze. W tej chwili wisiały nad nią posępne, ciemne chmury ukazujące co jakiś czas blady, okrągły księżyc, jedynego widza rozgrywającej się tu walki dwóch młodych wojowników. Grobową ciszę przerwał zgrzyt uderzenia metalu o metal. W oddali było widać pojawiające się co jakiś czas krótkie przebłyski i strumienie złotych iskier, które po chwili znikały w odmętach panującej wszem i wobec ciemności. W tej chwili nic nie mogło przerwać pojedynku dwóch mistrzów Gunblade. Dwa cienie jak demony biegły w tej chwili na siebie, odziany na czarno zamachnąwszy się ciął przeciwnika z dołu, drugi zaś - biały, uskoczył przed jego atakiem i odskakując na bok spróbował szczęścia tnąc z góry na dół. Młodzieniec w czerni zasłonił się ostrzem blokując cios, po czym odskoczył w tył stając na wyprostowanych nogach. Biały uśmiechnął się do siebie.
- Nic się nie zmieniłeś Squall. - powiedział wyciągając przed siebie ostrze - Tak długo czekałem na ta walkę, a ty wciąż jesteś tak samo słaby. Nie masz ze mną żadnych szans.
- Ty też się nie zmieniłeś Seifer - odpowiedział chłodno, spoglądając na przeciwnika zimnymi oczyma - wciąż potrafisz się tylko przechwalać.
Po tych słowach brunet znów rzucił się na Seifera, atakując całą serią ciosów, Almasy został zmuszony do obrony. Każde uderzenie stali o stal wydawało mu się coraz silniejsze, zacisnął zęby i wyczekał na moment, w którym Leonheart odsłonił się na chwilę. Gdy Squall próbował wprowadzić cięcie z góry, blondyn zrobił krok w tył i obracając się wokół własnej osi zamachnął się na niego tnąc w poziomie. Oba ostrza ponownie zwarły się w śmiertelnym uścisku, jednak Squall miał przewagę przyciskając Seifera do ziemi. Almasy złapał rękojeść Gunblade oburącz i z całej siły odepchnął swojego przeciwnika. Brunet przeturlał się na bok omal nie tracąc swojej broni. Szybko podniósł się z ziemi, jednak za wolno by uniknąć ognistego pocisku, który już leciał w jego kierunku sycząc donośnie, zdążył jednak zasłonić się ostrzem. Pocisk zwalił go z nóg, czarna chmura dymu unosiła się jeszcze przez chwilę rozpływając się w powietrzu. Squall spróbował się podnieść, mając wiąż przed oczami białe plamki powidoku. W samą porę zdążył zauważyć zbliżające się ostrze Gunblade'a w kierunku jego twarzy i odbił je mieczem, po czym ciął na ślepo swojego przeciwnika. Almasy nawet nie zdążył zauważyć co się stało, dopiero po chwili poczuł szczypiący ból koło brzucha. Nie zważając na to kontynuował walkę, kopniakiem wymierzonym w twarz, posłał Squalla znowu na ziemię. Ten odtoczył się kawałek, mijając się z Gunblade'm Seifera zaledwie o centymetry, od jego karku. Brunet zebrał się szybko z ziemi starając się utrzymać równowagę, ścierając odruchowo ręką spływającą z ust strużkę krwi. Czuł jak adrenalina rośnie w nim z każdą chwilą, zapewne Seifer czuł to samo. Almasy stał teraz przyglądając się chwilę swojej ranie, nie była głęboka, można nawet rzec iż było to zaledwie muśnięcie, jednak dawało o sobie znać szczypiąc niemiłosiernie.
- Ty dupku! - rzucił w stronę Squalla, po czym z wymalowaną złością ma twarzy posłał w jego kierunku kolejny ognisty pocisk.
Tym razem Leonheart ominął go bez problemu szarżując na Seifera. Biegnąc i trzymając broń z prawej strony spróbował swojego szczęścia i znów zadał cios w brzuch. Almasy tylko na to czekał, widząc nadlatujące ostrze sparował je w dół uderzając nim o ziemię i barkiem odepchnął Squalla. Gdy ten jeszcze leciał, blondyn ciąć go przez klatkę piersiowa, niestety udało mu się jedynie przeciąć białą koszulkę chłopaka. Jego przeciwnik nie pozostawił tego bez odpowiedzi, zanim upadł zdążył jeszcze czubkiem ostrza przeciąć rękaw płaszcza białego. Seifer dopiero po chwili zauważył małe rozcięcie na wysokości przedramienia. Z zniesmaczoną miną podbiegł do przeciwnika i piruetem ciął go po nogach, brunet odtoczył się w samą porę i zatrzymując się, nogami odbił się od ziemi atakując po raz kolejny. Ostrza zderzyły się sypiąc iskrami na lewo i prawo. Przez dłuższy moment oboje siłowali się ze sobą nie dając za wygraną,  patrząc sobie w oczy z nienawiścią. Powietrze na równinie od jakiegoś czasu zrobiło się gęstsze i bardziej duszne, ale przeciwnicy przestali na to zwracać uwagę. Chmury piętrzyły się coraz bardziej, kłębiąc się i narastając, aż wreszcie niebo przeszył piorun oświetlając sylwetki dwóch młodych wojowników. Seifer czuł, że zaczyna już słabnąć, tak długa walka musiała go zmęczyć, ale Squall prawdopodobnie też był już zmęczony co dało się wyczuć po jego mniej precyzyjnych ciosach. Oboje wciąż trzymali się w żelaznym uścisku, blondyn zachował jednak więcej siły. Naprężył wszystkie mięśnie i odtrącając miecz Squalla,  sypiąc przy tym malowniczą stróżką iskier, wysłał ostrze wysoko w powietrze. Gdy tylko przeciwnik Seifera odsłonił się, ten posłał mu pięść w brzuch, po czy kopniakiem z kolana uderzył Squalla w twarz i sprowadzając go do parteru uderzył na koniec rękojeścią miecza przez twarz wroga. W tym czasie Gundlade Leonhearta poszybował kawałek, lądując daleko za swoim właścicielem, wpijając się ostrzem w ziemię. Squall opadł na ziemie podpierając się jedną ręka, drugą zaś trzymając się za brzuch. Splunął krwią, skóra na lewym policzku pod siłą ciosu pękła, nie miał już siły by się podnieść, czekało go teraz tylko nieuniknione. Seifer kopnął go w bok, po drugim kopnięciu Squall wylądował na plecach.
- Nie tak to sobie wyobrażałem ... - powiedział znudzony, patrząc na Squalla, który siłował się z swoją niemocą.
- Jeszcze nie przegrałem ... - brunet zacisnął zęby i zbierając swoje ostatnie siły podciął nogami Seifera.
Gdy tylko Almasy stracił równowagę lądując na ziemi, Squall podniósł się szybko i biegnąc resztkami sił w stronę swojego oręża, wyszarpnął go z ziemi wyrywając przy tym kilka odłamków spękanego podłoża. Robiąc ostry zakręt, podparł się ręką i pobiegł w stronę podnoszącego się Seifera, to był jego ostatni cios. Wszystko wydawało się zwolnić swój bieg, w jednej chwili oba ostrza zderzyły się z taką siłą z jaką nikt nie jest w stanie sobie wyobrazić. Jeden grzmot uderzającego piorunu, oślepiające światło i kawałki roztrzaskanego metalu unoszącego się w powietrze. Squall stał patrząc przed siebie otępiały, jego ostrze rozbiło się w drobny mak. Upadł bez silnie na ziemie, podpierając się rękoma, świadomość nie chciała przyjąć porażki. Po chwili koło jego głowy świsnął Gunblade Seifera, odruchowo spojrzał w górę. Almasy patrzył na niego w taki sposób jakiego sobie nigdy nie wyobrażał. Twarz blondyna nie wyrażała pogardy, wręcz przeciwnie była poważna, a jego oczy wpatrywały się w niego bez jakichkolwiek emocji.
- Przegrałeś. - powiedział krótko i odwrócił się idąc przed siebie pozostawiając swojego przeciwnika samego sobie.

11
Faza grupowa / Walka XXIX: Link VS Riku
« dnia: Marca 18, 2007, 06:12:31 pm  »
Wzburzone morskie fale, zalewające ostatnie budynki cywilizacji, istniejącej na tym padole. Trzaskające pioruny, katastrofa kosztująca niezliczone ludzkie ofiary. Krzyki biegnących postaci przeszywające powietrze jak brzytwa, próbujące ocalić swoje marne istnienie, niestety ich los jest już przesądzony. Chaos, który raz rozpędzony nie może być już zatrzymany. Jednak w jednym ułamku sekundy chmury spowolniły swój bieg i wszystko wokół zamarło, aż zatrzymało się na wielki. Dwa oślepiające słupy światła wbiły się w dach jednego z nienaruszonych jeszcze wieżowców. Postacie stały przez chwilę przyglądając się sobie. Zakapturzona postać w czarnym stroju stała nieruchomo wpatrując się w swojego przeciwnika znajdującego się na przeciwko niego. Był nim elf o blond włosach, w zielonej tunice z tarczą w ręku. Link nie zastanawiał się długo i sięgnął po swój miecz.
- Nie ma innego wyjścia ? - zapytał czarny.
- By ocalić nasze marzenia ... nie. - odpowiedział krótko i skierował ostrze miecza w jego stronę.
- Niech tak będzie. - w ręku chłopca zebrała się czarna energia.
Iskrząc fioletowymi wyładowaniami złączyła się w materialny przedmiot. Chłopak dzierżył teraz w ręce coś na podobieństwo czarnego klucza. Elf ruszył na niego pierwszy zadając cios mieczem, Riku zablokował go, broń zwarła się w uścisku. Przez chwilę siłowali się ze sobą, jednak chłopak odtrącił miecz elfa odskakując w tył. Lecąc jeszcze w powietrzu wystrzelił w jego kierunku kilka pocisków, przypominających małe, czarne dziury. Link zręcznie wszystkie ominął i już po chwili był przy nim. Gdy tylko czarny dotknął ziemi, elf zamachnął się na niego przecinając go w pół. Wielkie zdziwienie wymalowało się na jego twarzy, gdy to, czym natrafił na miecz okazało się tylko czarnym cieniem, rozpływającym się w tej chwili w powietrzu.
- Tu jestem. - usłyszał za sobą głos.
Elf obrócił się szybko i widząc nadchodzący cios w ostatniej chwili obronił się tarczą. Keyblade ześliznął się po niej uderzając o podłogę, roznosząc przy tym strumień malowniczych iskier. Riku zacisnął zęby i spróbował ciąć z dołu po ukosie, niestety znów trafił na gardę. Spróbował po raz kolejny, tym razem z obrotu, ale elf wiąż się bronił tarczą, na której było widać już wyraźne ślady po ciosach keyblade'a. Riku właśnie miał zrobić kolejny zamach. Link czekał na taką chwilę, gdy czarny znów się odsłoni. Odbił keyblade i pchnął miecz w bok chłopaka. Riku zdążył odkręcić się na bok, uderzając kluczem o tarczę.
- To bez sensu - pomyślał zatrzymując się kawałek od elfa, stając na równe nogi - wciąż się chowa za tą tarczą, gdyby tylko udało mi się ... - po chwili na jego twarzy wykwitł podstępny uśmieszek.
Czarny wyciągnął rękę w stronę swojego przeciwnika, energia zebrała się w niej tworząc drobne wyładowania na dłoni. Po chwili znów wystrzelił w kierunku elfa kilka pocisków. Wiedział , że na pewno je obroni i na to właśnie czekał. Elf zasłonił się tarczą jak na życzenie, kilka pocisków udało mu się ominąć, jednak nie podejrzewał, że to może być podstęp. W tym samym momencie Riku rzucił w niego keyblade'm. Miecz śmigał w kierunku przeciwnika z zawrotną prędkością , elf zauważył go w ostatniej chwili. Nie miał już czasu na sparowanie ciosu, pozostała mu tylko obrona. Keyblade jak bumerang odbił się od tarczy zostawiając na niej małe pęknięcie i wrócił do pędzącego właściciela. Link dopiero teraz zdał sobie sprawę z podstępu, w tej samej chwili czarny już na niego nacierał. Riku uderzył po raz kolejny w tarczę przebijając ją na wylot, na szczęście elfa, nie przebił ręki, choć odłamki tarczy lekko ją zraniły, niestety keyblade utknął. Chłopak próbował wbić go głębiej, Link jednak pozbawił go tego pomysłu wyszarpując mu broń z ręki. Przeciwnik elfa został zmuszony do wycofania się, poza tym stał teraz bezbronny. Elf miał chwilę na przyjrzenie się tarczy. Dziurawa i z wbitym w pół keyblade'm była bezużyteczna. Jednym ruchem wyciągnął broń przeciwnika z tarczy, lub raczej z tego co z niej zostało, po czym odpiął ją od ręki. Będzie musiał sobie poradzić bez niej. Riku uśmiechnął się do siebie, jego pułapka zadziałała. Chłopak rozwarł wyciągniętą dłoń, w sekundę broń powróciła do właściciela. Nie czekając na reakcję przeciwnika zaczął biec w jego kierunku robiąc zamach, elf zrobił to samo. Ich bronie znów zwarły się w uścisku. Zaczęli się siłować, żaden nie chciał dać za wygraną, iskry sypały się na lewo i prawo pod siłą tarcia oręża. Elf zaczął napierać, napinając mięśnie i wykrzesając z siebie ostatnie siły. Riku bardzo to odczuł, wiedział, że długo tego nie wytrzyma, stracił zbyt dużo energii na atak by teraz wytrzymać obronę na dłuższy czas, spróbował się wycofać. Gdy elf tylko poczuł, że ten przestaje napierać, odepchnął czarnego zacinając go przy okazji czubkiem ostrza. Riku zrobił salto i zatrzymał się, przykucając kilka metrów dalej. Kaptur spadł mu z głowy ukazując białe długie włosy i wściekłe zielone oczy skierowane teraz na elfa. Po chwili wstał ścierając spływająca krew z zaciętego policzka. Chłopak czuł, że słabnie z każdym atakiem, musiał to zakończyć tu i teraz. Ścisnął mocniej rękojeść keyblade i ponownie ruszył na elfa. Nie musiał długo czekać na odpowiedź przeciwnika. Link ciął z góry, to dało chłopakowi możliwość na wybicie broni przeciwnika z ręki, która poszybowała daleko w górę, zrobiła kilka salt w powietrzu i wbiła się w beton. Moment nieuwagi, przebłysk świadomości tego co się stało. Elf stał nieruchomo dysząc ciężko, z jego brzucha wystawał teraz keyblade. Jednak stało się coś czego czarny nie przewidział, elf ostatkami sił złapał trzonek broni przeciwnika i zaczął na niego napierać. Riku próbował powstrzymać elfa wbijając broń głębiej, jednak na próżno, przeciwnik był od niego silniejszy. Link dopchnął czarnego do krawędzi i wyrywając keyblade z trzewi uderzył wolną ręką w splot przeciwnika. Riku nie mógł złapać oddechu, czuł jak ból przechodzi po całym jego ciele. Ostatkiem sił elf wypchnął Riku barkiem poza dach. Czarny nawet nie próbował się ratować, pikując w dół był pewny, że poniósł całkowitą klęskę. Link opadł ciężko na kolana, żył, ale czuł, że z każdą chwilą, z każdym oddechem traci siły, głęboka rana dawała o sobie teraz znać, obficie krwawiąc. Chmury zaczęły delikatnie płynąć swoim torem, morze znów śpiewało swoją zabójczą pieśń, w jednej chwili błysk nikłego światła zabrał elfa daleko stąd, daleko od niekończącej się katastrofy.

12
Faza grupowa / Walka XXV: Quistis VS Jin
« dnia: Marca 04, 2007, 07:45:41 pm  »
Słońce delikatnie przedzierało się przez szczeliny koron drzew. W oddali dało się słyszeć czyjeś kroki, poruszające sterty liści. Dziewczyna ubrana w czerwoną bluzkę i spódnicę tego samego koloru, właśnie przedzierała się przez pobliskie krzaki. Teraz znajdowała się na niedużej polanie, jednak nie poznawała wcale tego miejsca. Jedyne co pamiętała to kolejny trening, który miał się odbyć w pobliskiej grocie, niestety nie mogła jej znaleźć. Rozejrzała się wokół w poszukiwaniu jakiejś konkretnej drogi, gdy nagle jej oczom ukazała się postać chłopaka stojącego w samym centrum polany. Jego poza wskazywała na to, że jest z nim coś nie tak, trzymał się za głowę stojąc dziwnie przykurczony. Quistis podeszła do niego wolnym krokiem.
- Coś się stało? Coś cię boli? - zapytała niepewnie.
 Chłopak nie odpowiadał, Quistis podeszła bliżej i wyciągnęła rękę w jego kierunku.
- Hej, wszystko w porządku?
W tym momencie japończyk zamachnął się na nią.
- Odejdź z tąd ! - krzyknął nadal trzymając się jedną ręką za głowę.
Wyglądał jakby walczył sam ze sobą.
- Ale... - dziewczyna wahała się.
- Powiedziałem odejdź! - nagle skoczył w jej kierunku uderzając pięścią w ziemię.
Quistis w ostatniej chwili odskoczyła, w miejscu, w którym przed chwilą stała powstała dość głęboka dziura po uderzeniu. Jin powoli wyciągnął rękę z ziemi wstając. Jego brązowe oczy zaczęły emanować czerwoną energią, po ciele przechodziły wyładowania, jakby był naelektryzowany, wyglądem przypominał teraz zombie. Na jego twarzy wykwitł złowieszczy uśmiech, dziewczyna w duchu czuła, że coś z tym chłopakiem jest nie tak. Spróbowała się wycofać w głąb lasu, ale brunet nie pozwolił jej na to, skoczył za nią zagradzając jej tym samym drogę, po czym znów zadał cios. Quistis zgrabnie wyminęła pięść uciekając w głąb polany. Nie pozostało jej nic innego, wyciągnęła swój bicz i podjęła walkę z nieznajomym. Teraz przyszła jej kolej na atak. Jednym płynnym ruchem rozwinęła bat, który dosięgnął celu. Na twarzy Jina pojawiła się mała rana, z której po chwili wypłynęła stróżka krwi. Chłopak odruchowo przetarł twarz i w ułamku sekundy znalazł się przy niej. Był szybki, Quistis nie zdążyła nawet zauważyć kiedy cios ją dosięgnął. Lewy sierpowy trafił w brzuch, a siła odrzutu wyniosła ją aż na pobliskie drzewo. Dziewczyna uderzyła głową o pień, na całe szczęście spinka zamortyzowała uderzenie, teraz leżała obok dziewczyny roztrzaskana w drobiazgi. Długie blond włosy spłynęły jej na ramiona, przysłaniając lekko twarz. Cios był tak silny, że nie miała siły się podnieść, przed oczami krążyły jej mroczki. Czuła, że każdy oddech sprawia jej ból. Spróbowała skupić wzrok, po chwili dostrzegła, że brunet biegnie w jej stronę chcąc wymierzyć kolejny cios. W ostatniej chwili, z wielkim trudem wyszeptała ochronne zaklęcie. Wymierzony cios zatrzymał się na niewidzialnej barierze. Jin uderzał o nią coraz mocniej nie przerywając ani na sekundę serii ciosów. Ochronna kopuła pozwoliła Quistis na chwilę odpoczynku, dziewczyna czuła jak brunet napiera na nią, wiedziała, że bariera nie wytrzyma długo. Widziała jak z każdym ciosem, chłopaka otacza coraz silniejsza czerwona aura, a oczy wyglądają na coraz bardziej opętane żądzą mordu. Quistis zebrała w sobie ostatnie siły, widząc szansę na ucieczkę z pod gradobicia ciosów, odturlała się na bok, zaraz po tym szybko podnosząc się z ziemi. Jin uderzył pięścią w drzewo łamiąc je na pół, dopiero po chwili zauważył, że dziewczyna uciekła. Gdy obrócił się do tyłu było już za późno, Quistis wykorzystała jego moment nieuwagi i posłała mu ognisty pocałunek. Płonąca kula dosięgnęła celu pozostawiając po sobie spaloną ziemię i kłęby dymu. Dziewczyna odetchnęła z ulgą mając nadzieję, że to już koniec walki. Stała trzymając się za wciąż bolący brzuch, łapiąc ciężko oddech i wyczekując aż kłęby dymu opadną. Próbowała dostrzec ciało swojego oponenta, niestety nie mogła niczego dojrzeć. Po chwili jednak przekonała się na własnej skórze, że jej przeciwnik wciąż żyje i ma się dobrze. W jednej chwili Jin wyleciał z dymu na potężnych, pierzastych skrzydłach unosząc się wysoko w powietrze. Spojrzał na stojącą bezradnie Quistis, na jego twarzy znów wykwitł szyderczy uśmiech. Oczy miał przepełnione gniewem i nienawiścią. Quistis nie miała do kąt uciec. Jin z demonicznym okrzykiem zaczął pikować w jej kierunku, dziewczyna stanęła w pozycji obronnej licząc na łud szczęścia, że uda się jej przeżyć ten cios. Demon dolatując do niej zamachnął się na nią prawą ręką, ochronna bariera nie wytrzymała tego uderzenia i pękła rozmywając się całkowicie, cios dosięgnął Quistis. Pięść trafiła w lewy bark wybijając go, dziewczyna tylko wydała z siebie bolesny jęk koziołkując kawałek, gdy udało się jej zatrzymać w ostatniej chwili uderzyła batem w Jina. Trafiła w nogę i kiedy broń zawinęła się wokół kostki, silnie pociągnęła go do siebie, w tym samym momencie podbiegając do oponenta. Z całej siły uderzyła go trzonkiem w brzuch, pozbawiając demona oddechu. Jin padł na kolana, próbował się podnieść, lecz Quistis znów uderzyła go trzonkiem tym razem w kark, ten cios pozbawił go przytomności. Nieprzytomny japończyk leżał teraz bezradnie na ziemi, po chwili jego skrzydła zniknęły, tak samo jak czerwona aura, jego skóra zaczęła nabierać kolorów. Wrócił do poprzedniego stanu. Quistis opadła bez silnie na ziemię, to był koniec walki.

13
Faza grupowa / Walka XIX: Tidus VS Seifer
« dnia: Lutego 11, 2007, 06:16:30 pm  »
To był kolejny nudny dzień w Balamb Garden, siedziałam przy jednym ze stolików z przyjaciółkami w kawiarence, jak zwykle gadały coś o chłopakach, ale w tamtej chwili nie bardzo się im przysłuchiwałam, bardziej martwiły mnie przyszłe egzaminy na SeeD. Z nudów błądziłam wzrokiem po sali, gdy zatrzymałam go na pierwszej wchodzącej osobie do środka. Na moje nieszczęście był to Seifer Almasy, jak zwykle ubrany w swój biały, długi płaszcz z czerwonymi krzyżami na ramionach. Jakoś za nim nie przepadam, może dlatego, że lubi wszczynać bójki i jest niezdyscyplinowany? Za nim szli Fujin i Raijin, jego wierni przyjaciele, aż dziwne, że ich ma. Niestety moje obserwacje przerwał dźwięk alarmu, powtarzający coś o jakimś intruzie w ogrodzie. Kazano nam udać się do pokoi i nie wychodzić z nich, aż do odwołania. W końcu coś zaczęło się dziać, a ja nie miałam zamiaru chować się po kątach. Widziałam jak Seifer i jego kumple biegną w stronę sali treningowej, oczywiście zaczęłam ich śledzić. Bardzo intrygowało mnie kto, lub co wdarło się do ogrodu. Na miejscu był już Seifer, zdziwił mnie jednak fakt, że jego przyjaciele leżą nieprzytomni po bokach ścieżki, czyżby przeciwnik był aż taki silny? Z mojego punktu obserwacji nie widziałam zbyt wiele, postanowiłam podejść bliżej chowając się za najbliższym głazem. W końcu mogłam dojrzeć intruza. O dziwo był to młody, ciemno skóry chłopak, o blond włosach i niebieskich oczach, miał na sobie czarne spodnie i żółtą kamizelkę odkrywająca klatkę piersiową. Lewą ręką podpierał się z boku w drugiej zaś trzymał długi miecz, którego ostrze wyglądem przypominało lód. Koło Seifera stał wbity w ziemię jego Gunblade. Chłopak przedstawił się jako Tidus, zaczął mówić coś o turnieju tytanów i o tym, że szukał właśnie Seifera. Nic z tego nie rozumiałam, ale Almasy najwidoczniej wiedział o co chodzi, poprawił rękawiczki i wyciągnął miecz z ziemi kierując jego ostrze w stronę chłopaka mówiąc " w takim razie to ty jesteś moim następnym przeciwnikiem". Chłopak dziwnie zaregował na widok Gunblade'a.
- Znów ten miecz ... - powiedział jakby lekko znudzony.
Seifer spojrzał na niego zdziwiony, chłopak ciągnął dalej.
- Mój poprzedni przeciwnik też używał takiego miecza.
- Czy to nie był Squall ? - powiedział Seifer z niedowierzaniem w głosie.
- Nie mam pojęcia - odpowiedział mu Tidus - nie zdążył mi się przedstawić. - uśmiechnął się.
Niestety nie widziałam reakcji Seifera, ale podejrzewam, że wcale nie był zadowolony tym faktem, jeśli ten chłopak pokonał Squalla to znaczy, że musi być naprawdę dobry, lub miał dużo szczęścia. Po chwili Almasy zaszarżował na niego, jednak Tidus bez problemu ominął jego cios, robiąc unik w bok. Seifer znów cioł, tym razem poziomo, ale chłopak wciąż omijał jego ciosy z gracją i najwidoczniej nie robiły one na nim żadnego wrażenia. Wyglądał jakby szukał słabych punktów przeciwnika, a może po prostu obawiał się Gunblade'a? W końcu ich miecze zwarły się w uścisku. Tidus musiał przytrzymać miecz wolną ręką, najwidoczniej nie był taki silny na jakiego wyglądał. Seifer chyba na to czekał, trzymając Gunblade jedna ręką wciąż napierał na przeciwnika przypierając go do ziemi. W jego lewej dłoni zaczęło kumulować się nikłe światło, które po chwili zamieniło się w płomień. Seifer posłał pocisk prosto w chłopaka, wybuch odrzucił Tidusa na kilka metrów, pozbawiając go lodowego ostrza. Ciemno skóry podniósł się do pozycji siedzącej, trzepiąc lekko głową. Almasy już na niego biegł, chłopak zauważył go w ostatniej chwili i odturlał się na bok. Niedaleko niego leżało lodowe ostrze, próbował się do niego zbliżyć, niestety bez owocnie, ponieważ Seifer skutecznie mu to uniemożliwiał, posyłając w jego stronę ogniste pociski. Tidus stał bezbronny na środku pola bitwy, na twarzy blondyna wykwitł wredny uśmiech, był pewny wygranej. Wcale mi się to nie podobało, zaczynałam już lubić Tidusa i miałam nadzieję, że to on wygra tą walkę. Almasy podszedł wolnym krokiem w kierunku bezbronnego chłopaka, zarzucając sobie nonszalancko miecz na ramie.
-  Spodziewałem się po tobie czegoś więcej. - powiedział śmiejąc się.
Tidus zacisnął zęby, na jego twarzy malowała się determinacja. Spróbował po raz kolejny dosięgnąć swojego oręża, lecz Seifer musiał to przewidzieć, ponieważ rzucił się w jego kierunku. Zamachnąwszy się na niego mieczem, cioł przez twarz chłopaka, ale drasnął go tylko czubkiem ostrza w policzek. Tidus musiał omijać jego ciosy, oddalając się tym samym od swojego miecza, gdyby nie uniki najpewniej zginął by przy pierwszym zadanym ciosie przez Almasy'ego. Seifer napierał na niego coraz bardziej, mogłam tylko przypuszczać, że Tidus jest już bardzo zmęczony ciągłym unikaniem śmiertelnych ciosów, które z każdym razem zdawały się być coraz bliżej niego. Kolejny cios kierowany był w brzuch chłopaka, Seifer pewnie chciał go przeciąć na pół, ale ciemno skóry zrobił coś czego się nie spodziewałam, Seifer zapewne także. Gdy ostrze było blisko celu, Tidus wyskoczył w powietrze robiąc salto głową w dół. Krawędź ostrza gunblade'a musnęła tylko kosmyki jego włosów, to była bardzo niebezpieczna akcja, aż zaparło mi dech z wrażenia. W tej chwili Tidus znalazł się po drugiej stronie przeciwnika i miał czyste pole by dostać się do swojego miecza. Podbiegł do niego i turlając się w jego kierunku, zebrał ostrze z ziemi, po chwili wychamował i z impetem biegł na Seifera. Zaskoczony takim obrotem wydarzeń, zdążył się tylko odwrócić. Tidus cioł go przez klatkę piersiową, widziałam jak trysnęła krew zalewając jego biały płaszcz purpurą, nie był to zbyt miły widok. Almasy uciekł uskakując w tył. Dyszał ciężko, lewą ręką trzymając w miejscu gdzie teraz znajdowała się nieładna rana. Tidus znów zaatakował, Seifer osłonił się Gunblade'em, trzymając ostrze oburącz, chłopak jednak wciąż na niego napierał, aż dopchnął go do skalnej ściany, uniemożliwiając mu tym samym jakąkolwiek ucieczkę. Widziałam jak Seifer słabł z każdą chwilą, ręce zaczęły mu się trząść, a rana bardziej krwawiła. Nagle odepchnął Tidusa ciosem z kolana, przez co ciemno skóry stracił na chwilę równowagę, zaraz za nim posłał kolejny płomień, rzucając się na ślepo za pociskiem. Z mojej perspektywy widać było, że Tidus ominął pocisk i popchnął barkiem pędzącego Seifera spowrotem na ścianę. Musiał uderzyć o nią z dużą siłą, gdyż stracił przytomność i usiadł pod ścianą bez władnie na ziemię. Z tąd było widać, że na ścianie znajduje się krew, najprawdopodobniej Seifer uderzył o nią głową. Tidus podszedł do niego, niestety w tej chwili potrąciłam jakiś kamień i jego wzrok padł w moją stronę. Przestraszona chciałam się wycofać, ale usłyszałam za sobą zbliżające się kroki, prawdopodobnie SeeD'ów, którzy wciąż szukali intruza. Spojrzałam w kierunku wyjścia, by ocenić moje szanse na ucieczkę, lecz gdy znów wróciłam wzrokiem na chłopaka, jego już nie było. Seifer jednak wciąż siedział w miejscu, w którym został pokonany.

14
Faza grupowa / Walka IX: Auron VS Jin
« dnia: Stycznia 07, 2007, 01:47:46 pm  »
Ciemną noc rozświetlał złoty księżyc wiszący posępnie nad polaną znajdującą się w środku lasu. Na środku polany znajdowała się postać młodego mężczyzny. Nagle odwrócił się słysząc czyjeś zbliżające się kroki w jego stronę.
- W końcu cię znalazłem. - powiedział mężczyzna w ciemnych okularach i czerwonym płaszczu, wychodząc z pobliskich krzaków.
Auron zbliżył się do chłopaka i zatrzymał przed nim na odległości kilku metrów. Wyciągnął lewą rękę z pod płaszcza przed siebie, drugą ręką trzymał miecz zarzucony za plecami.
- Walcz - powiedział krótko.
- Nie mam powodu by z tobą walczyć ... - odpowiedział brunet nie wykazując chęci do walki.
- Walcz by przeżyć albo będę musiał cię zabić od razu.
Mężczyzna rzucił się w stronę japończyka i z impetem zamachnął się na niego mieczem. Jin odskoczył w tył unikając ciosu, podniósł wzrok i zobaczył zbliżające się ostrze w jego kierunku z lewej. Przetoczył się ledwo unikając kolejnego ciosu. Auron był szybki mimo iż jego broń wyglądała na ciężką. Mężczyzna znów podbiegł do japończyka i tym razem zadał cięcie z góry, chłopak wyczuł moment i złapał ostrze oburącz. Na twarzy Aurona ukazało się zdziwienie, chłopak widząc moment nieuwagi wroga, wykorzystał jego przeciwwagę i przerzucił go na drugą stronę. Auron przetoczył się kawałek.
- Nie pozostawiasz mi wyboru ... - rzekł japończyk.
Auron podniósł się z klęczków i z furią znów rzucił się na chłopaka, Jin widząc tą samą taktykę uniknął ciosu i zaszedł przeciwnika z boku. Ich wzrok spotkał się, Jin najpierw uderzył z lewej ręki w bok Aurona, kolejny cios nadszedł z lewej nogi, następnie z prawej ręki, lewej ręki i skończył serię ciosów prawą nogą odrzucając przeciwnika od siebie. Auron zrobił obrót w powietrzu i odbił się od drzewa nogami, lecąc prosto na wroga. Znów zamachnął się mieczem, jednak tym razem miał coś w zanadrzu. Dolatując do chłopaka odsunął miecz i próbował go kopnąć, lecz chłopak w ostatniej chwili zauważył podstęp i obronił się, odpychając przeciwnika. Auron znów odleciał i zatrzymując się tym razem na ziemi rzekł do niego :
- Wygląda na to, że cię nie doceniłem. - powiedział uśmiechając się za kołnierza.
Jednym ruchem mężczyzna wbił swoje ostrze w podłoże, nagle z ziemi wystrzeliły słupy ognia. Jin starał się je omijać, ale Auron w końcu go dosięgnął wykorzystując moment rozproszenia uwagi chłopaka. Jedno pchnięcie, światło księżyca odbiło się od czarnego ostrza oślepiając Jina na chwilę. W ostatniej chwili zasłonił się ręką, ale miecz Aurona utkwił w jego przedramieniu przebijając je na wylot. Mężczyzna wyciągnął ostrze z drżącej ręki i odsunął się kawałek, pozwalając chłopakowi opaść na ziemię. Jin uklękł łapiąc się za rękę, czując rozchodzący się ból po całym układzie nerwowym. Nie mógł ruszyć ręką, a krew tryskała z niej obficie. Zacisnął zęby. Od początku walki wiedział, że nie ma szans z mężczyzną w czerwonym płaszczu, ale w tej chwili jego wola życia zabraniała mu się poddać. Wiedział, że nie może tu zginąć, nie teraz. Podniósł wzrok na swojego przeciwnika, Auron spojrzał mu w oczy.
- Żegnaj. - powiedział zimno.
Podniósł miecz nad siebie i jednym precyzyjnym ciosem przebił chłopaka na wylot. Jin nawet się nie bronił, jeszcze przez chwilę patrzał w oczy Auronowi, z jego ust powoli zaczęła wydobywać się krew świadcząc o tym, że cios był śmiertelny. Po chwili brunet bez władnie zawisł na ostrzu spuszczając głowę w dół. Z przebitego miejsca wypływała krew spływając po umięśnionym torsie chłopaka, po jego czarnych spodniach, docierając do ziemi, aż w końcu wsiąkając w nią. Auron szybkim ruchem wyciągnął miecz z martwego ciała przeciwnika, tym samym znacząc czerwony ślad posoką na trawie. Zarzucił swój miecz na plecy i odwracając się ruszył przed siebie. Jednak po chwili poczuł jakiś dziwny niepokój, niepewnie odwrócił swój wzrok w kierunku martwego chłopaka.
- Przecież to niemożliwe. - powiedział widząc jak ciało jego przeciwnika podnosi się powoli z ziemi.
Jin stał, lekko przygarbiony przypominając w tej pozie jakieś dzikie zwierzę gotowe do ataku. W tej chwili otaczała go czerwona aura, na jego ciele nie było widać śladu po zadanych ranach, zamiast tego pojawiły się na nim czarne tatuaże. Widniały one na jego torsie i czole. W jednej chwili jego ciało zrobiło się sine niczym martwe, jednak w tej chwili wcale nie wyglądało na takie. Z tyłu głowy chłopaka w ułamku sekundy wyrosły rogi skierowane do przodu, na plecach natomiast pojawiły się ogromne skrzydła pokryte czarnymi piórami. Jin otworzył oczy, biła od nich nienawiść do wszystkiego co żyje. Chmury na niebie kotłowały się formując okrąg, księżyc nabrał szkarłatnego polotu, jak gdyby wiedział, że w tej chwili jedną z walczących postaci dosięgnie śmierć. Demon mruknął złowieszczo i wyszczerzył swoje kły w uśmiechu. Auron nie zastanawiając się długo podbiegł do przeciwnika chcąc zadać mu ostateczny cios, Jin tylko na to czekał. Odchylił się do tyłu, na jego prawej ręce pojawiły się czerwone pioruny, gdy mężczyzna zbliżył się na odpowiednią odległość uderzył go z impetem wysyłając go tym samym na pobliskie drzewo. Siła z jaką na nim wylądował wytrąciła mu miecz z ręki, demon podleciał i przytrzymał go na pniu pięścią.
- Poczuj teraz mój gniew, głupcze. - rzekł demonicznym, podwójnym głosem.
Nie zastanawiając się długo, rzucił Auronem w następne drzewo, ten poleciał bez władnie uderzając o nie, przy okazji łamiąc pień w pół. Mężczyzna próbował się podnieść, ale bez skutku. Czuł smak własnej krwi, najprawdopodobniej miał też połamane żebra gdyż przy każdym oddechu czuł jakby coś w środku go rozrywało. Demon podszedł do niego wolnym krokiem, złapał go za płaszcz prawą ręką, zmuszając tym samym Aurona by uklękł. Na twarzy demona nie było litości, za to ukazał się parszywy uśmiech, wskazujący na jego zwycięstwo. Demon odchylił lewą rękę do tyłu, wierzchnią częścią dłoni kierując w dół. Auron wiedział, że to już koniec, zamknął oczy. Na ułamek sekundy demon spoważniał, w tym momencie wróciła mu jego prawdziwa świadomość, czuł unoszącą się w pobliżu śmierć. Właśnie miał zadać śmiertelny cios, kiedy zatrzymał dłoń tuż przed klatką piersiową przeciwnika. Jego oczy przestały emanować czerwonym światłem. Spojrzał na Aurona smutno i puścił go, pozwalając ciału bez władnie opaść na ziemię. Wszystko wokół uspokoiło się, nawet księżyc wrócił do poprzedniego stanu i teraz nieśmiale wyglądał zza chmur.
- Wybacz .... - powiedział cicho.
Jin stał jeszcze przez chwile spoglądając na swojego przeciwnika, po chwili wzbił się w górę unosząc się na swoich czarnych, pierzastych skrzydłach w kierunku księżyca i odleciał pozostawiając nieprzytomnego Aurona na pustej polanie.

15
FanFik / Lust for Blood
« dnia: Października 13, 2006, 01:35:08 pm  »
Dobra chciałam stworzyć coś całkiem nowego,coś w czym czuję się dobrze.Jak sam tytuł mówi ma to być opowiadanie o wampirach.Chciałam tu trochę nagiąć niektóre przekonania o nich,mity itp.Jak również pokazać,że wampiry również mają uczucia.Dzieje sie to w naszych czasach (przynajmniej w takim czasie mam zamiar umieścić te postacie).Aha jesli chodzi o postacie,są one całkowicie wymyślone przezemnie,a imiona całkiem przypadkowe (jeśli chodzi o podobieństwo).Mam nadzieję,że się spodoba i życze miłego czytania.


Ciemna noc, gwiazdy rozświetlały ja blado, księżyc skrył się za chmurami. W białej pościeli szamotało się dwoje ciał, po chwili dało się słyszeć głuchy krzyk, ale nie był to krzyk rozkoszy. Owy odgłos urwał się i nastała cisza. Kobieca sylwetka wstała powoli i ruszyła w stronę łazienki. Spojrzała w lustro odkręcając kran z zimną wodą, odczekała chwilę i nabrała ją do rąk. Szybkim ruchem chlapnęła nią sobie w twarz. Ściekała po jej twarzy zmywając powoli czerwoną ciecz. Kobieta wzięła ręcznik, który wisiał na drzwiach i otarła nim twarz. Podeszła do krzesła stojącego niedaleko łóżka i posłała bez namiętnie spojrzenie na martwe ciało wyjmując szminkę z torebki. Wróciła do łazienki i umalowała sobie nią usta. Spojrzała na swoje odbicie z ukosa uśmiechając się lekko, do twarzy było jej w ciemnej czerwieni. Wróciła do pokoju zabrała torebkę i skórzaną kurtkę przewieszoną przez oparcie po czym skierowała swe kroki w stronę wyjścia.
- Zadanie wykonane - powiedziała szeptem do siebie.

Długi szary korytarz ciągnął się w nieskończoność, a tak przynajmniej jej się wydawało. Czasami miała dość tej roboty, ale chyba lepszy taki los niż zostać zabitym jak szkodnik. Z resztą i tak jeśli kiedyś nawali może załatwić ją jej "anioł stróż".
- Że też Richard wymyślił im taką głupią nazwę - pomyślała z irytacją wchodząc do głównego pomieszczenia.
Od razu uderzyło ja jasne światło wydobywające się ze środka sali. Przy stole siedzieli już wszyscy. Ruszyła żwawym krokiem i również się przysiadła, gdy tylko to zrobiła rozmowa ucichła i oczy wszystkich zebranych spoczęły na niej.
- Co się tak gapicie, ktoś umarł? - powiedziała z sarkazmem rozsiadając się wygonie.
- Ariena nie wygłupiaj się tylko mów, załatwiłaś skurczybyka? - spytał Richard spoglądając na nią poważnie zza założonych rąk na stole.
Jej wzrok spotkał się z jego. Zawsze uważała go za przystojnego faceta, tylko gdyby bardziej o siebie zadbał i choć raz się porządnie ogolił. Włosy miał zaczesane do tyłu koloru kasztanu, grzywka lekko przysłaniała mu błękitne oczy, które w tej chwili spoglądały na nią tak jakby chciały przewiercić ją na wylot. Ubrany był w służbowa koszulę, rozświechtany krawat dyndał mu lekko w dół, natomiast przy boku zawsze nosił broń, z którą chyba nigdy się nie rozstawał. Dziewczyna potrzymała go jeszcze trochę w niepewności, po czym lekko się uśmiechnęła.
- Były małe problemy, ale teraz zasnął i chyba już nigdy się nie obudzi - mówiąc odgarnęła do tyłu swoje długie ogniste włosy.
Od razu zauważyła lekki uśmiech na jego twarzy.
- Dobra w takim razie nie mam dla ciebie już nic na dzisiaj, możecie się rozejść.
Wszyscy zgodnie wstali i skierowali się do wyjścia. Kiedy przechodził koło niej położył rękę na jej ramieniu.
- Dobra robota - szepnął jej do ucha i wyszedł.

16
HELP / Shadow Hearts - Seria
« dnia: Marca 28, 2006, 06:37:55 pm  »
Tak się zastanawiałam czy warto zakładać nowy temat,ale może nie tylko mi się on przyda.
Więc jakiś czas temu zauważyłam,że na forum jest temat poświecony tej grze,więc może mi ktoś pomoże.
Szczerze mówiąc z grą nie miałam większych problemów,ale wie ktoś może jak zrobić Bad end w Sh2?Z tego co mi wiadomo to są dwa zakończenia,ale mi tylko udało się (można powiedzieć przypadkiem,bo grałam bez żadnego opisu)dobre zakończenie i jakoś nie bardzo mi się ono spodobało,dlatego chciałam zobaczyć też złe.
Drugie pytanko,to w jaki sposób zdobyć drugie stroje dla żęskiej części postaci?

A może zna ktoś stronę z opisem gry lub coś takiego...najlepiej po polsku jeśli można prosić...
To narazie wszystko o co chciałam zapytać.

17
Final Fantasy VII-IX / Final Fantasy Advent Children OST
« dnia: Października 03, 2005, 04:39:59 pm  »
Jak sama nazwa wskazuje,napiszcie tutaj jaki utwór wam się najbardziej podobał^^i dlaczego.Ja już przesłuchałam całego OST i narazie się nie wypowiem ;P.

18
Final Fantasy VII-IX / Final Fantasy 7(PS3)
« dnia: Maja 17, 2005, 03:00:30 pm  »
Pisząc te notke jeszcze z wrażenia trzęsą mi się ręce...właśnie zobaczyłam odnowionego FF7 na PS3!!!!!!!!!!!!!!Jest to krótkie demo(dokładniej początek gry,który pewnie wszyscy dobrze znają)I naprawdę nie wiem jak go opisać...musicie zobaczyć to sami:
http://www.videogamerx.net/bbs/view.php?id=vx01&no=9314

Przy okazji mozna zobaczyć na tej stronie jeszcze takie tytułu jak:
Devil may cry4,Tekken(6 bodajrze).I oczywiście jeśli ktoś chce może sobie je ściągnąć...miłego oglądania pełnego wrażeń^^.

19
FanFik / Ostatni uśmiech przeznaczenia
« dnia: Kwietnia 24, 2005, 09:30:44 pm  »
No więc jak obiecałam tak spełniam swoją obietnice.

Chciałam powiedzieć jeszcze kilka słów tak na początek...cóż postanowiłam napisać to opowiadanie/historię ze względu na to,gdyż skończyła się NSH...i będzie mi jej bardzo brakować.Nie jest ono jakieś super..i nie wiem czy będzie,ale postaram się by było jak najleprze.Pewnie niektórzy(a w szczególności ci,którzy pisali NSH domyślą się o czym jest to opowiadanie,ale poprostu nie mogłam tak tego zostawić ..i musiałam coś z "tym" zrobić^^).Życzę miłego czytania...i oczywiście jestem otwarta na wszelkie uwagi i krytykę.
Dobra nie będę owijać w bawełnę...niezdziwcie się tylko,że pierwszy rozdział jest totalnie bez dialogu,ale było to zamierzone...dialog napewno pojawi się w drugim rozdziale ;P.No to zaczynamy...



Rozdział I.Dziwny sen.

Sen...jakże dziwne jest znaczenie tego słowa.Dla ciała i umysłu kojący.Realny w nierealnym świecie...wyśniony,tylko w naszym umyśle,sen który zaspokoi wszystkie nasze podszeby...
A jednak,ów sen tej nocy nie miał zamiaru przyjść choćby na chwilę...

Postać przewróciła się na drugi bok,przykrywając się dokładniej.Po chwili podniosła sie lekko na łokciu i poprawiła poduszkę,po czym wtuliła w nią głowę.Pod wpływem ruchu,czarne fale rozsypały się po niej.Spojżała swiomi kryształowymi oczami bez źrenic przez okno,które znajdowało się na przeciwko łóżka.Z tej perspektywy jedyne co widziała to ciemne niebo usiane gwiazdami,jakże piekne o tej porze roku.
Westchneła,po czym wolnym ruchem ręki założyła za ucho kosmyk włosów,który sie z za niego wymsknoł.Naszły ją wspomnienia...tak odległe,a za razem tak bliskie...jakby wydażyły się wczoraj.Pamiętała wszystko...każdy dzień,który spędziła ze swoimni bliskimi.W tej chwili tak bardzo za nimi tęskniła,choć dobrze wiedziała,że juz dawno odeszli z tego świata.Mineło już 10 lat od tamtej pamiętnej bitwy,w której zgineło tyle ludzi...zgineli w niej jej przyjaciele...jak również ktoś kogo kochała...choć nadal wieżyła,że gdzieś żyje...ponieważ nigdy nie odnaleziono jego ciała.Jedyną rzeczą,którą po nim miała był szmaragdowobłękitny kamień,zwany "Smoczym okiem" osadzony w złotym,bogato zdobionym obramowaniu,z którym nigdy się nie rozstawała.
Do oczu napłyneły jej łzy,a żal ścisnoł gardło...szybkim ruchem ręki otarła je i po chwili zamkneła powieki.Nie chciała już myśleć o swojej przeszłości...jutro miała wrócić do Morgos,stolicy Cordonu.Miasta,w którym kiedyś mieszkała...miejsca,które nazywała domem...

Sen przyszedł niepostrzeżenie,tak cicho jak zakradający się morderca...ukoił ból,który targał jej sercem...sen dziwny...

Obudziła się w cieniu drzew,leżąc na trawie.Powoli,rozgladając się w koło,podniosła się do pozycji siedzącej.Wszędzie otaczały ją drzewa,w powietrzu czuła wilgoć,zapach kwiatów i gnijącej ściółki.Podniosła się z ziemi i otrzepała włosy,jak również ciemną suknię z sosnowego igliwia i liści.Po krótkiej chwili usłyszała czyjś głos,a raczej dziecięcy śmiech.Postanowiła sprawdzić,którz to może być i szybkim krokiem skierowała się w miejsce,z którego dochodził ów dźwięk.Po krótkiej chwili znów usłyszała ten sam śmiech i kroki,które oddalały sie od niej.Przyspieszyła,by nie zgubić tej osoby.Nagle,przez ułamek sekundy,zauważyła przed sobą dziecko,które jakby goniło za czymś,lub za kimś.Znów usłyszała hihot i krótkie zdanie,które brzmiało:"Nie odchodź...zostań ze mną jeszcze prze chwilkę...".Kobieta omineła kolejne drzewo w pośpiechu i nagle przed nią wyrosła olbrzymia grota.Jeszcze prze chwile słyszała oddalające się kroki,dobiegające z wnętrza groty.Bez chwili wachania weszła do środka.Jaskinia okazała się dość duża.Z sufitu w dół wisiały olbrzymie stalaktyty,ściany groty były gładkie,a światło,które wpadało przez szczeliny w suficie sprawiało,że mieniły się przeróżnymi barwami.Czarnowłosa ostrożnie zmierzała w głąb groty.W pewnym momencie zauważyła,że jaskinia zaczyna się zwężać i skręcać ostro w lewo,tak,że nie było widać co znajduje się za zakrętem.Kobieta postanowiła jednak iść dalej nie zważając na to co może spotkać na końcu tej drogi.Gdy w końcu mineła już zakręt,spotkało ją ogromne zaskoczenie.W tym miejscu jaskinia była ogromna,ściany i sufit poktywały przepiękne kryształy,mieniące się barwami tęczy.Jednak jeszcze więkrze zaskoczenie wywarło na niej to kogo znalazła w tej jaskini.W głębi groty leżał,z położoną nisko głową,przepiękny smok.Jego ciało pokryte było błękitną łuską,natomiast śnieżnobiały brzuch wyróżniał się na tle wielobarwnych ścian i podłodze.Na głowie miał pare srebrnych rogów,które były skierowane w stronę tyłu głowy.Przez grzbiet w dół przechodziły mu ostre kolce i kończyły się dopiero na końcu ogona.Miał on również parę ogromnych,błoniastych skrzydeł,złożonych na plecach.Czarnowłosa z wrażenia zasłoniła usta rękoma.Dopiero po chwili,gdy otrząsneła się z szoku jakie wywarł na niej smok,zauważyła drobną postać stojącą nieopodal niego.Chłopiec,jak przypuszczała,śmiał się cichutko,głaszcząc delikatnie pysk zwierzęcia.Był niskiego wzrostu i nie wyglądał na więcej niż 8-10 lat.Miał rude włosy spięte w kucyk,z przodu natomiast wychodziły mu pasemka włosów.Był ubrany w dość prosty strój.Niestety nie mogła zobaczyć jego twarzy,gdyż odwrucony był do niej plecami.Po chwili zorientowała się,że smok spogląda w jej stronę.Podniusł lekko do góry głowę i spojżał dziewczynie prosto w oczy.Czarnowłosa poczuła,że niebieskokryształowe oczy smoka przeszywają ją na wylot.Nie czuła strachu...już kiedyś,ktos tak samo na nią patrzał.Powoli zamkneła powieki i poczuła,że ogarnia ją wszechobecna jasność...nastał nowy dzień.


c.d.n

20
Offtopic / Skąd się wzieliście czyli...
« dnia: Października 04, 2004, 03:08:35 pm  »
No właśnie ostatnio takie pytanie chodziło mi po głowie...jak to się stało,że znaleźliście się właśnie na tej stronie i zaczeliście się udzielać na forum ;)
Ja napiszę o tym trochę później...najpierw chcę zobaczyć co wy napiszecie.

Strony: [1] 2